16

Montanha pov

Przytulałem do siebie roztrzęsionego Erwina. W końcu trochę się uspokoił. 

 — Chodź, zabieram cię stąd. Nie będziesz tu dłużej siedział. — powiedziałem. 

Podniosłem się, pomagając mu wstać. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Brudny, wychudzony, miał rozciętą brew, która była opatrzona i trochę się zagoiła, wory pod oczami od braku snu.. 

Wziąłem go pod rękę mijając Capelę i Janka, którzy, patrzyli zdziwieni na zaistniałą sytuację. W sumie się im nie dziwię. Mało kto widział pastora, który płacze i jest w tak tragicznym stanie psychicznym jak i fizycznym. 

 — Do zobaczenia chłopaki — powiedziałem w ich kierunku. 

Wyszliśmy z budynku, zaprowadziłem Erwina do mojej bufalki. Usiadł na miejscu pasażera a ja za kierownicą. 
Ruszyłem samochodem z parkingu w kierunku mojego mieszkania. 

***

Weszliśmy do mojego domu. Zdjąłem buty i ruszyłem w kierunku salonu. Erwin ruszył za mną, rozglądając się po mieszkaniu. 

Wszedłem do kuchni, nastawiając wodę na herbatę. Gdy to zrobiłem podeszłem do szafki, z której wyciągnąłem parę dżinsów, czarną bluzę, skarpetki i bokserki. 

Ruszyłem do łazienki, gdzie położyłem rzeczy na pralce. Wyjąłem czysty ręcznik z szafki.

 — Trzymaj, weź prysznic a ja w tym czasie zrobię herbatę.. — powiedziałem, podając mężczyźnie ręcznik. 

 — Okej... — rzekł cicho, wchodząc do pomieszczenia i zamykając drzwi za sobą. 

Zrobiłem herbatę z miodem i parę kanapek. Postawiłem je na stoliku. Usiadłem na kanapie i chwyciłem jedną z nich, zajadając się nią. 

Po paru minutach gdy kończyłem kanapkę, z łazienki wyszedł Erwin. Dalej wyglądał okropnie chodź trochę mniej. 

Poklepałem miejsce obok siebie, dając mu znać, aby usiadł. Co zrobił. Wcisnąłem mu w rękę kanapkę z serem i pomidorem. 

 — Jedz.. Zmizerniałeś — powiedziałem. 

Chłopak zaczął spożywać jedzenie. Zjadł 2 kanapki i wypił herbatę, zapewniając mnie, że więcej nie zmieści. 

 — A teraz mój drogi pójdziesz spać! Pewnie za dużo nie spałeś.. — powiedziałem, biorąc go za rękę i idąc z nim do sypialni. 

Kazałem położyć mu się na łóżku i przykryłem go kocem. 

 — Położysz się ze mną? — spytał, chwytając mnie za nadgarstek. 

Przytaknąłem i położyłem się obok niego. Przytuliłem go od tyłu. Po jakimś czasie usłyszałem jego miarowy oddech. Sam po jakimś czasie zasnąłem z myślą, że musimy porozmawiać gdy wstaniemy. 

Erwin pov

Obudziłem się, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Po chwili przypomniałem sobie, że jestem w mieszkaniu Grzesia. 

Poczułem jego obecność. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak leży, podpierając się na łokciu i mnie obserwuję. 

 — Jak się spało? — spytał. 

 — Dobrze, nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak wyspałem. — powiedziałem zgodnie z prawdą. 

Pierwszy raz od trzech tygodni spałem spokojnie.. 

 — To dobrze.. — uśmiechnął się. Podniósł się do pozycji siedzącej, lekko się krzywiąc. 

 — Wszystko w porządku? Boli cię? Pomóc ci? — zacząłem pytać, również siadając, domyślając się, że to przez rany postrzałowe. 

 — Jest w porządku.. Co się stało gdy straciłem przytomność? — spytał.

 — Po jakimś czasie przylecieli medycy. Kazałem chłopakom się schować, aby nie mieli problemów. Zabrali cię na szpital gdzie zadzwoniłem z telefonu Dii do Capeli. Przyjechał, gdy lekarz oznajmił, że przeżyłeś i że jesteś w śpiączce Capela mnie aresztował pod zarzutem usiłowania zabójstwa funkcjonariusza publicznego. Przesłuchali mnie, ale nie chcieli mi wierzyć, bo nie wiedziałem, co innego mogę im powiedzieć niż "to nie byłem ja". Zamknęli mnie w celi i siedziałem tam pięć dni.. — powiedziałem 

 — Skąd ta rana na brwi? — spytał

 — Gdy skończyło się przesłuchanie jakiś oficer miał zamknąć mnie w celi gdy mnie odkuł poruszyłem się chcąc usiąść na łóżku, ale mnie popchnął i upadłem, waląc głową w łóżko. Kazał mi się nie ruszać, ale chciałem tylko otrzeć krew z twarzy i poraził mnie taserem..

 — Kto to był?! — spytał wkurzony. 

 — Nie wiem jakiś oficer, Capela albo Pisiciela będzie wiedział. — odezwałem się. 

 — Dlaczego Carbonara z innymi cię zamknęli? 

 — Dowiedzieli się, że się z tobą spotykam.. Oraz że powiedziałem ci wszystko. Oznajmiłem im że idę na policję następnego dnia rano wyjaśnić, że żyje, ale protestowali. W końcu Karim i Dawid za ich rozkazem zamknęli mnie w pokoju w piwnicy i zabrali wszystko, pisząc do ciebie tego SMS-a — mówiłem. 

 — Dlaczego? Przecież jesteście rodziną.. 

 — Bał się, że nas wydasz policji i że przez jak powiem, że żyje, Spadino zacznie mnie i ich szukać. Przez co nie będą mogli go porwać, bo będzie bardziej ostrożny.. 

Westchnąłem.. 

 — Montanha przepraszam, że cię w to wplątałem.. Wiem, że moje słowa nie wynagrodzą ci tego wszystkiego, co przeszedłeś.. Porozmawiam z nimi. Może uda mi się ich przekonać, aby dali ci spokój, pod warunkiem że ja też ci go dam..

 — Co? Nie! Nie ma takiej opcji! Nie zostawisz mnie teraz. — powiedział stanowczo.

 — Zrozum, że przez kontakt ze mną narażasz siebie.. Nie chcę, żeby coś więcej ci się stało.. 

 — Nie interesuję mnie to.. Będę się z tobą spotykał, nieważne co miałoby się stanąć.

 — Ja.. Muszę się na razie od nich odciąć. Nie chcę ich wiedzieć po tym co ci zrobili.. — powiedziałem. 

 — Jak uważasz.. Ja myślę, że chcieli dla ciebie dobrze, nie postąpili rozsądnie, ale się starali..

 — Jak możesz mieć o nich tak dobre zdanie po tym jak prawie przez nich umarłeś?! — zdenerwowałem się. 

 — To też ludzie.. Popełniają błędy. Każdy je popełnia.. Powiedz, nigdy nie zrobiłeś czegoś, czego później żałowałeś? — spytał

Zastanawiałem się chwilę, próbując się uspokoić. Montanha miał rację. Popełniłem w życiu wiele błędów.. 

 — Masz rację.. Ale i tak na razie wolę wszystko przemyśleć.. 

 — Jeśli tego potrzebujesz to w porządku. Możesz u mnie zostać jeśli chcesz.. Mam spore mieszkanie.. — zaproponował.

 — lekka scena +16 — 

Uśmiechnąłem się na jego słowa. Lekko go pchnąłem, aby leżał na łóżku i podpierając się rękami po obu stronach jego głowy, zbliżyłem się do niego. 

Usiadłem na jego biodrach. Przysunąłem swoje usta do jego ucha i wyszeptałem

 — Jeśli to nie będzie problem to chętnie u ciebie zostanę..

Spojrzałem mu w oczy. Widziałem w nich iskierkę. Zbliżyłem moją głowę bliżej niego i zacząłem go całować. 

Z każdą chwilą nasz pocałunek stawał się bardziej namiętny. Gregory położył ręce na dole moich pleców, zataczając nimi kółka. 

Chciałem się poprawić, przez co otarłem się o jego krocze, jęknął mi w usta, co było cholernie podniecające. Zrobiłem to ponownie, aby móc usłyszeć ten dźwięk jeszcze raz. 

W pewnym momencie zszedłem pocałunkami na jego szyję, robiąc tam malinkę.

Gdy skończyłem, znów zacząłem go całować, delikatnie ruszając biodrami. 

 — koniec sceny — 

Tę piękną chwilę przerwał nam dzwoniący telefon Grzesia. 

 — Kurwa! — warknął, oderwałem się niechętnie od jego ust. 

Brunet sięgnął telefon z szafki obok. Sprawdził ekran i odrzucił połączenie. 

 — Kto to? — spytałem ciekawy.

 — Nikt ważny.. — powiedział zlewająco i mnie przytulił. — Kurwa! — zaklął gdy jego telefon ponownie wydał z siebie dźwięki. 

Wziąłem go do ręki i przeczytałem na ekranie nazwę kontaktu "Janek". Odebrałem połączenie, przykładając telefon do ucha. 

 — Halo? — spytałem

 — Pastor? — spytał zdziwiony Pisiciela. 

 — Tak słucham?

 — Mogę Montanhę do telefonu? — spytał.

Komendant próbował wyrwać mi telefon, ale szybko z niego zszedłem, uciekając do salonu. 

 — Grzesiu właśnie się ubiera, nie może teraz rozmawiać.. — prawie parsknąłem śmiechem widząc minę Montanhy, który wstał, aby odzyskać swoją własność. 

Brunet podszedł do mnie i po chwili udało mu się zabrać mi telefon. Przyłożył go do ucha. Zbliżyłem się, aby móc posłuchać rozmowę. 

 — Halo? Cześć Janek.. 

 — Hej, widzę, że niezłe Kongo się u ciebie dzieje.. 

 — Nie to nie tak.. — zaczął mówić, ale Pisiciela mu przerwał.

 — Dobra, dobra nie wkręcaj mnie tu.. Dasz radę podjechać na komendę? 

 — Jasne, w jakiej sprawię?

 — Musimy obgadać sprawę jednego funkcjonariusza.. Tego, który popchnął i poraził taserem Pastora. 

 — Co z nim?

 — Na razie jest zawieszony, chcemy jeszcze przejrzeć nagrania z kamer..

Gregory westchnął..

 — Okej podjadę, będę za 15 minut — powiedział i się rozłączył. 

Spojrzał na mnie zły z nutką rozbawienia w oczach. 

 — No co? Tylko żartowałem! — podniosłem ręce w geście poddania.

On tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i zaczął ubierać buty.

 — Wrócę za godzinkę.. — powiedział, biorąc pęk kluczy w dłoń. 

Podszedł do mnie i dał mi krótkiego, ale namiętnego buziaka..

 — Na pewno chcesz jechać? I to na dodatek sam? — spytałem martwiąc się. 

 — Tak. Nic mi nie będzie, jadę tylko na komendę..

 — Okej, ale uważaj na siebie.. 

 — Dobrze, w razie czego będę dzwonił na stacjonarny.. — wskazał palcem na telefon w salonie, a ja przytaknąłem. 

Westchnąłem, patrząc, jak wychodzi z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. 

Usiadłem w salonie, włączając telewizor. 
Zacząłem się zastanawiać, co mam zrobić w takiej sytuacji. Z jednej strony to moja rodzina, a z drugiej strony zrobili coś wbrew mojej woli.. 

Może rzeczywiście chcieli dla mnie dobrze? Robili wszystko, aby Spadino mnie nie znalazł, a co do Montanhy to rozumiem ich podejrzenia, w końcu to policjant. 

Podniosłem się i założyłem na nogi buty. W korytarzu leżały drugie klucze od mieszkania, które wziąłem, zamykając dom na klucz, wcześniej z niego wychodząc. 

Postanowiłem podjechać do własnego apartamentu po parę rzeczy. 

***

Zamknąłem drzwi od mieszkania Grzesia za sobą. Wróciłem właśnie z mojego domu z torbą, w której były ubrania, szczoteczka do zębów, zapasowy telefon z kolejną kartą SIM oraz pistolet i trochę amunicji. Wolę być ubezpieczony. 

Położyłem torbę ze wszystkimi rzeczami w sypialni. Spojrzałem na zegarek. Była 19.50. Gregory’ego nie ma już z dwie godziny. Westchnąłem i nastawiłem wodę na herbatę. 

Montanha pov

Wracałem właśnie z komendy, po załatwieniu sprawy z Jankiem i Capelą. Byłem już blisko domu, ale zerkając w lusterko, zauważyłem podejrzany samochód. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer domowy do mojego mieszkania, czekając aż Erwin go odbierze, co po chwili się stało. 

 — Halo? — usłyszałem po drugiej stronie.

 — Hej, właśnie wracam do domu ale jest mały problem..

 — Co, jaki? Coś się stało? — spytał od razu.

 — Nie, jeszcze nie.. Tak jakby, chyba ktoś mnie śledzi.. Wydaje mi się, że ktoś za mną jedzie od dłuższego czasu.

 — Jaki to samochód? — spytał.

 — Um.. Pomarańczowy sultan. Tak sądzę. 

 — Kurwa! To samochód Kui'a. Podjedź normalnie pod mieszkanie, zaraz zejdę. Nie rób nic głupiego — powiedział i się rozłączył. 

Westchnąłem. Podjechałem na parking mojego bloku. Zatrzymałem samochód i go wyłączyłem. Pojazd za mną zrobił to samo. 

Siedziałem na siedzeniu, trzymając pistolet ze schowka w ręce, czekając aż coś się wydarzy. 

Drzwi windy apartamentowca otworzyły się i wysiadł z nich Erwin. Podszedł do mojego samochodu, otwierając mi drzwi. 

 — Cześć, chodź. — powiedział, pomagając mi wysiądź. 

Zamknąłem drzwi mojego pojazdu, a on stał cały czas za mną mnie osłaniając. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top