14

Erwin pov

 — Erwin! — usłyszałem wołanie mojego imienia gdy byłem zapatrzony w pustą przestrzeń. — Wołam cię piąty raz! Jesteśmy pod szpitalem.. — powiedział San.

 — A, dziękuję chłopacy.. — odezwałem się i wysiadłem z samochodu, ruszając do środka budynku. 

Idąc korytarzami, szukałem jakiegoś lekarza, w końcu na niego trafiłem. 

 — Dzień dobry, wie pan może gdzie jest Gregory Montanha? — spytałem.

Lekarz spojrzał na mnie od góry do dołu. Byłem ubrany w jakieś dresy, które były brudne od krwi Komendanta, włosy całe rozczochrane, a oczy opuchnięte i czerwone od płaczu. 

 — Tak, jest na sali operacyjnej. Lekarze go jeszcze operują. — powiedział. 

Skinąłem głową i poszedłem pod wyznaczone miejsce. Usiadłem na krześle z łokciami opartymi o kolana, trzymając twarz w rękach.

Muszę poinformować Capelę. Wziąłem telefon, który dał mi Dia. I wyszukałem numer policjanta. Po paru sygnałach odebrał telefon.

 — Halo? Co chcesz Dia? — spytał.

 — Panie Capela.. To ja Erwin.. — powiedziałem.

 — Co? Kurwa ty żyjesz?!

 — Ja.. Tak to długa historia. To jest teraz nieważne. Montanha on, jest w szpitalu.. 

 — Co?! Jak to? Co się stało? Co z nim?

 — Jest operowany. Został postrzelony parę razy.. Nie wiem co z nim, bo nikt jeszcze nie wyszedł z sali — mówiłem.

 — Zaraz będę. — powiedział i się rozłączył. 

Będę miał przejebane.. Ale musi wiedzieć.. Ma do tego prawo. Co ja mu powiem, że jak to się stało? Kurwa. 

***

 — Kto mu to zrobił?! — spytał Capela, który wszedł właśnie na korytarz obok sali operacyjnej.

 — Ja.. Nie wiem. — skłamałem. 

 — Jak to się stało?!

 — Postrzelili go, uciskałem rany, ale nie mogłem nic więcej zrobić, próbowałem go ocucić, ale stracił przytomność. Przelecieli helikopterem i zabrali go na szpital. — mówiłem roztrzęsiony.

Policjant podszedł do mnie i złapał mnie za koszulkę, przyciskając do ściany. 

 — Przysięgam że jeśli miałeś coś z tym wspólnego, to skończysz marnie! Módl się, aby nic mu nie było! — powiedział. 

 — Przepraszam.. Nie wiedziałem, co robić.. — mówiłem spanikowany. — musi przeżyć.. Prawda? Nic mu nie będzie!

Zacząłem się trząść i szybko oddychać.

 — Kurwa to moja wina! — powiedziałem.

Capela mnie puścił, a ja osunąłem się na podłogę podkulony. Znowu zacząłem płakać. Błagam niech on przeżyje.. On nie jest niczemu winny. 

 — Musisz mi wyjaśnić parę spraw. Ale to jak dowiem się co z Gregorym. — powiedział. 

***

Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Siedziałem na podłodze, patrząc w ścianę. 

Nagle z sali wyszedł lekarz. Podniosłem się z szybko z ziemi, skupiając całą uwagę na nim. 

 — Co z nim? — spytał Dante.

 — Mieliśmy komplikację.. Pan Gregory Montanha jest w śpiączce farmakologicznej. Żyje, ale jego stan jest ciężki. 

Z jednej strony odetchnąłem z ulgą, a z drugiej dalej się bałem. 

 — Kiedy się obudzi? — spytałem.

 — Nie wiadomo dokładnie, dzisiejsza noc jest decydująca czy w ogóle przeżyje. Jeśli mu się poprawi, to pewnie obudzi się za 48 godzin. 

Kurwa! Jestem wściekły. Na Carbonarę, Lucasa, Kui'a, Doriana, Silnego, Karima i Dawida. Ale najbardziej na siebie samego.. Co mi strzeliło do głowy, aby mówić mu to wszystko.. Przeze mnie teraz leży w szpitalu.. 

Lekarz odszedł od nas a pielęgniarki zaczęły przewozić Montanhę na salę. Leżał na łóżku, blady z maską tlenową na twarzy, różnymi kabelkami na ciele i kroplówkami. Wyglądał tak spokojnie.. 

Gdy pielęgniarki weszły do sali wraz z Montanha Capela zwrócił się do mnie:

 — Jesteś aresztowany pod zarzutem usiłowania zabójstwa funkcjonariusza policji. Stań pod ścianą. 

 — To nie byłem ja.. — powiedziałem.

 — Stań pod ścianą! Bo użyje broni! — uniósł się. 

Wykonałem jego polecenie. Stanąłem przy ścianie z uniesionymi rękoma w górze. Podszedł do mnie i wykręcił mi ręce do tylu, skuwając je kajdankami. 

Złapał mnie pod ramię i zaczął wyprowadzać mnie ze szpitala. Wsadził mnie do radiowozu i zapiął mi pasy. Sam wsiadł na miejsce kierowcy i ruszył w stronę komendy policji. 

 — Dante Capela, numer odznaki 03, Przedstawię ci twoje prawa. Masz prawo zachować milczenie, wszystko, co powiesz może i będzie użyte przeciwko tobie w sądzie, masz prawo do adwokata i jego obecności podczas przesłuchania jeżeli nie stać cię na prawnika przysługuje ci obrońca z urzędu. Masz prawo do jednego telefonu podczas obecności funkcjonariusza, rozmowa może trwać maksymalnie 5 minut. Czy zrozumiałeś swoje prawa? — spytał.

 — Tak..

***

Siedziałem w sali przesłuchań po wcześniejszym przeszukaniu. Jedną rękę miałem przykutą do stolika. Naprzeciwko mnie siedział Capela i Pisiciela a przy drzwiach stał jakiś oficer. 

 — Mogę zadzwonić? — spytałem.

 — Tak, masz telefon. Masz maksymalnie pięć minut, zaraz tu przyjdziemy. 

Capela podał mi telefon i wyszli z sali. Wybrałem numer Sana. Odebrał po drugim sygnale.

 — Halo?

 — Jestem w areszcie.. Będę przesłuchiwany. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale musisz z Dią coś dla mnie zrobić.. — powiedziałem.

 — Erwin? Dlaczego, co się stało? 

 — Jestem podejrzany o postrzelenie Montanhy.. Nie ważne.. Obiecaj mi, że będziecie go pilnować.. Nie może się mu nic stać, rozumiesz? — spytałem.

 — Tak, ale co z tobą? Dlaczego cię podejrzewają? Powiedz im że to nie ty.. 

 — Zamierzam, ale nie powiem im kto to zrobił.. Nie mogę.. 

 — Rozumiem.. — rzekł.

 — Jakby.. Jakby się obudził.. To powiedz mu, że go przepraszam.. Błagam, pilnujcie go, nie może mu się nic stać. 

 — Sam mu to powiesz, nie mogą cię zamknąć. Nie mają dowodów. — powiedział.

Do sali weszli policjanci..

 — Po prostu mi to obiecaj.. — powiedziałem.

 — Obiecuję.. Zajmiemy się nim z Dią, Lucjanem i Blush'em..

 — Muszę kończyć.. 

 — Okej, do zobaczenia.

 — Na razie San. — powiedziałem i się rozłączyłem. Położyłem telefon na stół, Capela schował go do kieszeni. 

Oboje usiedli na swoich miejscach z powrotem. 

 — No to zaczynamy.. Od początku. Jak to się stało, że wszyscy myślą, że nie żyjesz? — spytał Pisiciela. 

 — Porwali mnie i uporozowali moją śmierć.. 

 — Kto? Dlaczego?

 — Skąd mam kurwa to wiedzieć? Może, żeby nikt mnie nie szukał? 

 — Jak znalazłeś Montanhę? — spytał Capela.

 — Zaprowadzili mnie na klif gdzie go postrzelili na moich oczach.. 

 — Czemu to zrobili?

 — Bo wiedzieli, że to mój przyjaciel. Chcieli mnie ukarać..

 — Za co?

 — Za to, że wtedy wpierdoliłem się im w samochód..

 — Czyli to były te same osoby? Czemu akurat Montanhę? Czemu nie kogoś z twojej grupy?

 — Tak to byli ci sami co wcześniej, nie wiem, skąd mam to wiedzieć.

 — Czemu nie masz żadnych obrażeń oprócz śladów po związaniu? 

 — Bo nic mi nie zrobili.. — zacząłem się plątać w zeznaniach. 

 — To, po co by cię porywali? 

 — Nie wiem..

 — Skąd miałeś telefon Dii?

 — Ja..

 — Jak to się stało, że cię tam zostawili i pozwolili wezwać pomoc? — zaczęli zadawać pytania, na które nie umiem odpowiedzieć. 

 — Nie wiem.. Znaczy.. Nie.. 

Kurwa! Przekląłem w myślach. Ręce zaczęły mi się trząść. A głos zaczął drzeć. 

 — Postrzeliłeś Montanhę?

 — Nie! Nie zrobiłbym tego! — powiedziałem.

 — To dlaczego nie umiesz wyjaśnić nam, co właściwie się stało? Co ukrywasz? Dlaczego go uratowałeś i zadzwoniłeś po Capelę? Chciałeś udawać pozory niewinnego?

 — Nie to nie tak.. To nie byłem ja.

 — Jak na razie, to nas nie przekonuję. Byłeś na miejscu zbrodni. Jako jedyny. 

 — Nie mam nic więcej do powiedzenia.. — powiedziałem i spuściłem głowę w dół, patrząc na swoje buty. 

 — Powiedz, czemu to zrobiłeś? Będziesz miał mniejszy wyrok.. 

Milczałem. Oni westchnęli i kazali oficerowi zaprowadzić mnie do celi. Weszliśmy do pomieszczenia z kratami. Ustałem przy ścianie, a policjant jeszcze raz mnie przeszukał. 

Odkuł mi ręce. Chciałem podejść do łóżka, ale on mnie pchnął tak, że upadłem na ziemię uderzając głową o ramę łóżka rozwalając sobie brew.. 

 — Nie pozwoliłem ci się ruszać! Dopóki nie wyjdę z celi, powinieneś stać pod ścianą! — powiedział wkurwiony. 

 — Chciałem tylko usiąść na łóżku.. — rzekłem i chciałem wytrzeć krew z twarzy, która pojawiła się w wyniku rany. 

Poczułem prąd na całym ciele. Kurwa! Dostałem z tasera! Przez chwilę byłem obezwładniony, leżąc na ziemi. Gdy się uspokoiłem, zobaczyłem, że policjant stoi już poza celą. 

 — Teraz możesz się swobodnie poruszać po celi. — powiedział zadowolony z siebie. 

 — Za co to było? — spytałem zirytowany i obolały. 

Podniosłem się i usiadłem na łóżku. Przetarłem czoło z krwi ręką. 

 — Za nie wykonywanie poleceń. Miałeś się nie ruszać. Mogę to podliczyć pod napaść na funkcjonariusza!

Westchnąłem i położyłem się na łóżku, patrząc w sufit. Leżałem na łóżku myśląc o Montanhie.. Miałem w głowie mnóstwo pytań. 

Zapowiada się nieprzespana noc.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top