13

Na początku chciałbym podziękować za każdą gwiazdkę czy miły komentarz. To bardzo mnie motywuję do wstawiania częściej rozdziałów :3

Montanha pov

Parę godzin później wróciłem do tego lasu, kawałek od ich domu zostawiłem moją Corvette, aby jej nie zauważyli. 

Zakradłem się pod ścianę budynku i zacząłem go okrążać, zerkając w okna dyskretnie. W końcu trafiłem na takie, gdzie ktoś był, a w sumie nawet sporo osób. Stal tam Carbo, Kui, Silny, Dawid, Karim, Dia, San i Lucas. 

Rozmawiali między sobą.. Ciężko było cokolwiek usłyszeć, gdyż okno było zamknięte. Przysunąłem ucho jak najbliżej ściany i okna. 

 — Może uda nam się go zwabić? Jakaś zasadzka? 

 — Pomyślimy o tym jutro.. Teraz może ktoś mi powie skąd Montanha wie gdzie mieszkamy? — spytaj Kui.

 — Może Erwin mu powiedział? Skoro wszystko mu sprzedaje to pewnie to też. — odezwał się Lucas.

 — No właśnie nie, byłem u niego dzisiaj, powiedział, że to nie on.. 

 — Dlatego mu uwierzyłeś? — spytał Dawid.

 — Ej, Erwin może i przyjaźni się z psem, ale nigdy nie okłamuję rodziny. — powiedział silny. 

 — No nie wiem, czy jesteśmy jeszcze dla niego rodziną.. Przecież on jest na nas taki wkurwiony.. — powiedział Lucas.

 — Sam powiedział, że dalej wyznaje zasadę mówienia prawdy rodzinie nawet jeśli miałaby być najgorsza. Więc chyba jeszcze nie straciliśmy w jego oczach do końca.. — powiedział Carbonara. 

 — Dia, San mówił wam coś, jak byliście u niego? — spytał Kui

 — Um.. w sumie to pytał, czy ktoś z nas powiedział Montanhie gdzie jesteśmy, więc rzeczywiście nie kłamał. — odezwał się San.

 — Mówił coś jeszcze?

 — Nic ciekawego.. — odparł Dia.

W tym samym momencie nadepnąłem na gałąź, chcąc się przybliżyć bliżej okna. Kurwa! 

Wszyscy nagle ucichli.. Stałem nieruchomo, czekając na rozwój wydarzeń. Zerknąłem ostrożnie w okno, ale nie zauważyłem nikogo.. 

W tej samej sekundzie poczułem przy mojej skroni coś zimnego. Odwróciłem się i zobaczyłem Doriana, który miał przy mojej głowie broń. 

Zajebiście.. Jezu, jaki ja jestem zjebany!

 — Witaj Grzegorzu, nie mówili ci, że nie ładnie podsłuchiwać? — spytał

 — Ja tylko... Byłem na spacerze? 

 — Dobra weź się nie pogrążaj. Łapy do góry! — powiedział. 

Wykonałem jego polecenie. Kazał ruszyć mi w stronę wejścia do domu. Cały czas do mnie celował. Weszliśmy do budynku. 

Ruszyliśmy na górę, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, coś na wzór biura. 

W środku stali wszyscy, którzy wcześniej byli w salonie. Gdy usłyszeli, że ktoś wszedł do pokoju, odwrócili się w naszą stronę. 

 — Co jest? Dorian Lych we własnej osobie jest w końcu w mieście i trzyma klamę przy głowie komendanta. Zaskakująco ciekawe.. — powiedział Silny.

 — No cóż, wróciłem z wakacji i chciałem spotkać się z przyjaciółmi i nagle widzę jego, jak stoi przy oknie i podsłuchuje. No to go zgarnąłem.. — powiedział.

 — Oj Montanha, Montanha.. Co ty odwalasz? — spytał Carbonara.

 — Zanim zaczniemy z nim rozmowę, przeszukajcie go i zabierzcie mu wszystko, łącznie z GPS i telefonem. — powiedział Kui.

Podszedł do mnie Silny i mnie skuł. Zabrał mi wszystko, co przy sobie miałem, czyli broń, amunicję, telefon, nóż, latarkę.. 

 — Gdzie masz GPS?

 — Nie mam go przy sobie, nie jestem na służbie.. — powiedziałem zgodnie z prawdą. 

 — Dobrze Grzesiu ufamy na słówko.. Może sobie usiądziesz? — popchnął mnie na fotel przy biurku. 

 — Skąd wiesz, gdzie się znajdujemy?

 — Śledziłem was.. 

 — Dlaczego tu przyjechałeś?

 — Miałem podejrzenia, że kłamiecie co do Erwina.. Chciałem się dowiedzieć gdzie on jest.. 

 — Jak dużo słyszałeś z naszej rozmowy?

 — Tak szczerze to nie wiele.. Od czasu gdy zaczęliście gadać o mnie.. — powiedziałem.

 — Montanha.. Wiesz, że popełniłeś błąd, przyjeżdżając tutaj?

 — Chcę wiedzieć co z Erwinem..

 — Nic, a co ma z nim być? 

 — Gdzie on jest? 

 — W piwnicy w pokoju.. Zresztą nie powinno cię to obchodzić.. Zacząłeś nam działać na nerwy. Czas coś z tym zrobić — powiedział Carbo. — Lucas weź, idź z nim do pokoju i pilnuj go, ja wytłumaczę wszystko Skarpecie i powiem innym co dalej.. 

Jak powiedział tak zrobił.. Lucas wziął mnie za ramię i wprowadził do jakiegoś pokoju. Popchnął mnie w stronę łóżka. Usiadłem na nim wciąż zakuty. 

Kurwa, w co ja się wpakowałem, a co gorsza, w co wpakował się Erwin?

Carbonara pov

Gdy Lucas z Gregorym wyszli, wyjaśniłem wszystko Dorianowi. 

 — Kurwa mówiłem, że trzeba dobić szczura! Po tym jak wpierdalał się nam w samochód na każdym pościgu.. — powiedział.

 — Spokojnie, dzisiaj będzie okazja. Trzeba zabrać Erwinowi podstawę do buntu. Dzisiaj zabijemy Montanhę. — powiedziałem.

 — Ale.. Przecież Erwin nam tego nie wybaczy.. — powiedział Dia.

 — W końcu zapomni o nim.. Musi zobaczyć że gdy coś mówimy to stanowczo. Karim, Silny chodźcie, pomożecie mi. Trzeba przygotować Erwina na transport. Jedziemy na wycieczkę..

Erwin pov

Leżałem sobie na łóżku, słuchałem muzyki i patrzyłem w sufit. 

Była jakaś 1 w nocy gdy drzwi do pokoju się otworzyły. Weszli przez nie Carbo, Karim i Silny.

 — Erwin.. Dajemy ci ostatnią szansę.. Zmieniłeś zdanie? — spytał Carbonara.

Podniosłem się z łóżka, odkładając MP3 na szafkę. 

 — Nie i go nie zmienię. 

 — Okej, w takim razie chłopacy weźcie go. — powiedział. 

Podszedł do mnie Karim i Silny.

 — Tylko mnie dotknijcie! — powiedziałem. 

Karim podniósł rękę, aby złapać mnie za ramię, ale uderzyłem go w twarz. Silny w tym czasie zdążył złapać moje ręce i przytrzymać je z tyłu. 

Karim wstał i chciał pomóc koledze, ale go kopnąłem wolnymi nogami. 

Zacząłem się szarpać, aby wyrwać się z uścisku silnego. Lecz było to cięższe, niż myślałem. Chłopak zaczął wykręcać mi ręce. 

 — Kurwa! — krzyknąłem gdy moja ręka była już dosyć wysoko. 

Dzięki temu, że ból przezwyciężał moją chęć do walki, coraz bardziej osuwałem się na podłogę. 

W końcu Silnemu udało się mnie całkowicie obezwładnić. Zakuł mnie kajdankami i pomógł wstać. 

 — Przepraszam stary, nie chciałem tak mocno, ale mocno się szarpałeś — powiedział.

 — Ta.. Spoko.. — westchnąłem.

Podszedł do mnie Karim i założył worek na głowę. Zajebiście..

 — A to kurwa po co?! — spytałem. 

 — Zobaczysz Erwin zobaczysz.. Chodźcie panowie, weźcie go pod rękę, aby w nic nie walnął i wsadźcie go do oddzielnego samochodu. 

***

W końcu pojazd się zatrzymał. Wysiedliśmy z auta. Słyszałem powiew wiatru i wodę odbijającą się o skały. 

 — Erwin, wiemy, że nie zmienisz zdania, ale postaramy się pomóc ci, abyś w jakiekolwiek sposób przestał się stawiać. Abyś nie miał dla kogo tego robić.. — powiedział Carbonara. Poznałem go po głosie. 

O czym on pierdoli? Zdjęli mi worek z głowy. Po woli wyostrzał mi się obraz. 
Co jest kurwa?! Byliśmy na klifie a na ziemi klęczał Montanha. 

 — Co się dzieje?! — spytałem panicznie. 

 — Erwin wiem, że to osoba, dla której zrobisz dużo, przez niego zacząłeś się stawiać i buntować. To jemu powiedziałeś nasze sekrety. Musimy sprawić, abyś nie mógł tego robić. Skoro wiemy, że nie przestaniesz się z nim spotykać i mówić mu różne istotne rzeczy, postanowiliśmy, że nie będziesz mógł tego robić.. — mówił Carbonara. 

 — Nie, Carbonara chyba nie zamierzacie go zabić?! — krzyknąłem zdenerwowany. Nie mogłem nic zrobić.

Próbowałem się wyrwać, ale z jednej strony trzymał mnie Dawid, a z drugiej Silny. Zacząłem się szarpać bardziej gdy zobaczyłem, że Lucas wyciąga broń.

 — Tak będzie lepiej Erwin.. Dla nas wszystkich. — powiedział. 

Spojrzałem na Montanhę, był związany i zakneblowany oraz wystraszony. Zacząłem się wyrywać jeszcze mocniej, o ile było to możliwe. Spojrzałem Montanhie prosto w oczy. On spojrzał na mnie. Patrzyłem na niego przerażony. 

 — Kurwa Carbonara, nie rób tego, proszę! Obiecuje, przestanę się z nim spotykać, będę robił co każecie, tylko proszę, błagam cię, nie zabijajcie go! — mówiłem ze łzami w oczach. 

 — Oboje wiemy, że znalazłbyś jakiś sposób na spotkanie się z nim. On jest psem! Sprzeda nas! Wie o wiele za dużo.. 

Czułem ból w nadgarstkach, które pewnie całe zdarłem od szarpania się. Udało mi się poluzować jedną rękę, prawie ją wyciągnąłem, potrzebowałem jeszcze chwili. 

 — Już czas, Lucas.. Wiesz, co robić. — powiedział Carbonara. 

 — Nie, proszę, nie rób tego Lucas! Błagam cię! — krzyczałem.

W pewnym momencie moje serce zabiło mocniej, usłyszałem strzał, chwilę później trzy kolejne. 

Po chwili zobaczyłem zakrwawione ciało Grzesia upadające na ziemię. 

Zacząłem się drzeć, płakać a wręcz wyć. W końcu udało mi się wyjąć jedną rękę z kajdanek. Wyrwałem się chłopakom, odpychając ich na boki. 

Zacząłem biec w stronę komendanta. Carbonara załapał mnie za ramię, ale pchnąłem go i ruszyłem dalej. 

Szybko ukląkłem przy Montanhie spojrzałem na niego, miał 4 rany.. Trzy w klatkę piersiową i jeden w ramię. 

Patrzył na mnie tępym wzrokiem. 

Rozwiązałem go ostrożnie i wyjąłem kawałek materiału z jego ust, który uniemożliwiał mu mówienie. 

 — Grzesiu, będzie dobrze wszystko będzie dobrze.. — mówiłem, płacząc. Zacząłem uciskać najbardziej krwawiącą ranę. 

Podszedł do mnie Silny i położył mi rękę na ramieniu. Zrzuciłem ją.

 — Spierdalaj! — krzyknąłem w jego stronę. 

 — Zostawcie go.. Montanha dostał cztery kule. Jedziemy.. — powiedział carbonara.

Wszyscy odjechali, bynajmniej tak myślałem. Podszedł do mnie San i Dia. Uklęknęli obok nas. 

 — Wszystko będzie dobrze Grzesiu.. Zaraz ogarnę pomoc! — powiedziałem. 

 — Erwin.. — wychrypiał — przepraszam..

 — Nie masz za co mnie przepraszać Montuś.. Wszystko będzie Dobrze..

 — Przepraszam, że ci nie pomogłem.. 

 — Przestań! To nie twoja wina, nie mów, jakbyś się żegnał! Jeszcze nie twoja pora! — mówiłem, zapłakany uciskając ranę. — Kurwa zadzwońcie po karetkę! — krzyknąłem do chłopaków. 

Dia wyciągnął telefon i wybrał numer alarmowy. Zaczął rozmowę przez telefon. San wyciągnął ze swojego samochodu apteczkę.

Wzięliśmy gazy i zaczęliśmy uciskać rany oboje. 

 — Erwin.. Ja wtedy na dachu.. 

 — Nie mów mi tego! Powiesz mi, jak wyjdziesz ze szpitala. — powiedziałem zapłakany.

— Nie wiem, czy zdążę do niego dojechać.. — uśmiechnął się delikatnie — Erwin.. chciałem ci powiedzieć, że wtedy na dachu.. Gdy spotkaliśmy się, poczułem coś więcej.. Chciałem ci to powiedzieć na następnym spotkaniu, ale trochę nie wyszło...

Rozpłakałem się jeszcze bardziej.. 

 — Ja tez coś do ciebie poczułem Montanha.. Przepraszam, przepraszam! To wszystko przeze mnie.. Mogłem cię w to nie wciągać. 

 — To nie twoja wina. Nie zamartwiaj się.. Udało mi się dowiedzieć, Spadino przesiaduję w starej elektrowni. Jeździ tam co piątek o 19..

Zaczął kaszleć krwią..

— Nie musisz mi tego mówić! Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz po ciebie przylecą.. 

Usłyszeliśmy helikopter nad głowami. Po 2 minutach wylądował. 

Kazałem chłopakom stąd odejść, aby nie mieli problemów. 

 — Montanha, już są, nie zasypiaj! Będzie dobrze, uratują cię i będzie dobrze.. — mówiłem w kółko. 

 — Kocham cię Erwin.. — powiedział i jego powieki delikatnie opadły.. 

 — Nie, nie, nie! Nie zasypiaj! Montanha! Słyszysz mnie?! — próbowałem go obudzić ale nic to nie dawało.

Podbiegli do nas medycy i zaczęli go wstępnie opatrywać. Po chwili zabrali go do helikoptera i odlecieli w kierunku szpitala... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top