10
Erwin pov
Leżałem na łóżku przekonując samego siebie że jeśli napiszę do Montanhy to nie będzie kłamstwo przeciwko rodzinie.
Przecież jakby mnie zapytali, to bym odpowiedział... No nie?
Logicznie rzecz biorąc, to napiszę do niego, ale gdy ktoś spyta, czy to zrobiłem, to odpowiem prawdę. Więc pisząc do niego, nie okłamuję rodziny, bo mnie o to nie zapytali.
Westchnąłem i podniosłem się z mebla. Sięgnąłem telefon i nową kartę SIM, która wczoraj kupiłem. Włożyłem ją w telefon, gdzie był zapisany numer "M". Czyli numer Gregory’ego.
Wahałem się od wczorajszego wieczoru. Ale przecież to tylko SMS, na razie mu nie napiszę, że to ja..
Jebać to! Wziąłem telefon i wystukałem wiadomość:
"Nie marnuj sobie życia, przestań się zadręczać.."
Zastanowiłem się chwilę czy ją wysłać, ale w końcu to zrobiłem. Siedziałem w ciszy, obserwując telefon. Po 5 minutach dostałem odpowiedź..
"Kim jesteś? Co cię interesuje moje życie?!"
"Niedługo się dowiesz. Pamiętaj, że to nie twoja wina." — odpisałem
M: "A jednak mu nie pomogłem.."
E: "Nie musiałeś i tak nic byś nie zrobił"
M: "Może bym z nim pogadał? Zaufałby mi i bym mu pomógł!"
E: "Nie mogłeś nic na to poradzić i nic nie zrobisz teraz.."
M: "Teraz już nic nie zrobię, dosłownie nic, bo go kurwa nie ma! I go kurwa nie będzie.. Nie mogę w to wierzyć.."
Odpisując na jego wiadomość, czułem smutek, on się naprawdę obwinia.. Nie mogę tak dłużej. Wyjebane.. Najwyżej będę żałował.
E: "Spotkajmy się na dachu budynku, który pokazywałeś Sanowi. Za pół godziny."
Wysłałem wiadomość w języku morsa.
Mam nadzieję, że zrozumie, że to szyfr..
Przebrałem się w czarne dżinsy, adidasy i czarną dużą bluzę z kapturem, abym mógł się zasłonić. Zarzuciłem na twarz bandanę i wyszedłem z domu.
***
Siedziałem na dachu, patrząc na miasto. Była około 1 w nocy. Czekałem, aż Gregory tu przyjedzie, o ile przyjedzie.
Wiem że jeśli ktoś się dowie, że się z nim spotkałem, to pewnie będę martwy dosłownie, ale nic na to nie poradzę. Nie mogę dłużej patrzeć, jak cierpi.
Usłyszałem, jak ktoś wchodzi po drabinie, nie miałem w stu procentach pewności, że to 05 więc zakryłem się bluzą i chustą.
Usłyszałem kroki za sobą.. Odwróciłem się i zobaczyłem go.. Czarne dżinsy i szary golf, czapka na głowie i adidasy.. Wyglądał idealnie. Oczy miał czerwone i wyglądał na zmęczonego. Patrzyłem się na niego przez dłuższą chwilę..
— Kim jesteś? — spytał
Montanha pov
Patrzyłem na mężczyznę przede mną, czekając na odpowiedź. Po chwili facet zdjął kaptur i ujrzałem znajome siwe włosy..
Nie.. To nie jest sen?!
Erwin zdjął maskę z twarzy.. Stał i się na mnie patrzył. Zlustrowałem go a emocję zaczęły we mnie buzować..
— To ja Grzesiu.. — odezwał się po chwili.
Podeszłem do niego mocnym krokiem, stałem z nim twarzą w twarz. Emocję mną targały, zacząłem go bić i szarpać, wyzywać i płakać.
— Ty jebany chory pojebie! Popierdoliło cię! Spierdoliłeś, okłamałeś mnie! — mówiłem, dalej go bijąc i płacząc.
On stał w miejscu i się nie ruszał przejmując każdy cios.. Po chwili złapał mnie za ręce, zaprzestając moje czyny i mnie przytulił. Płakałem mu w ramię i sam poczułem parę kropel na swoim ramieniu.
— Przepraszam, już nigdy cię nie zostawię.. — powiedział.
Staliśmy z 10 minut, płacząc i się przytulając. W końcu delikatnie się odsunąłem.
— Jak? Przecież widziałem nagranie! Ty umarłeś.. — spytałem
— To było kłamstwo.. Upozorowałem swoją śmierć.. Dostałem w ucho, nie w głowę..
— Przecież to było tak realistyczne.. Dlaczego?!
— Może lepiej usiądźmy.. Zapowiada się na długą rozmowę.. — zaczął..
Wytłumaczył mi, dlaczego kazali mu to zrobić, że zabronili mówić cokolwiek, przyznał, że wie, kto go wtedy porwał i powiedział z jakiego powodu.
— Dziękuję.. — powiedziałem szczęśliwy.
— Za co?
— Za prawdę.. Wiedziałem o wielu tych rzeczach, ale chciałem je usłyszeć od ciebie..
— Jak to wiedziałeś?! — spytał
— Twoi przyjaciele rozmawiali pod kiblami w szpitalu. A gdy gadałeś z Dią to nie spałem.. — powiedziałem zawstydzony.
— Czyli przez ten cały czas nie wydałeś nas? Mówiłem im że ja ci ufam a oni "ble ble ble, to policjant, sprzeda cię prędzej czy później."
— Ciebie nigdy.. — powiedziałem i spojrzałem mu w oczy.
— Nawet nie wiesz jak mi ulżyło jak ci to wszystko powiedziałem.. Tylko jest jeden malutki problem..
— Jaki? — spytał
— Nikt nie może wiedzieć, że ty wiesz.. Jak się dowiedzą to raczej naprawdę umrę.. Nie możesz się wydać, że żyje.
— Jasne.. A co z nami? W sensie... Będziemy się widywać? — spytałem
— Oczywiście, że tak! Będę do ciebie pisał z tego numeru zaszyfrowaną wiadomość taką jak dzisiaj.. Ty też pisz, jakbyś coś potrzebował. — uśmiechnął się.
Oparłem swoją głowę na jego ramieniu, a on swoją na mojej głowie i siedzieliśmy, patrząc na budynki miasta.
— Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało.. — powiedziałem.
— Wiem, mi ciebie też.. Ale jeśli jeszcze raz sięgniesz po alkohol to dostaniesz przekope.
— Skąd wiesz? — spytałem zdziwiony
— Dia.. Prosiłem go, aby się z tobą spotkał, bo nie wiedziałem, jak się trzymasz. Powiedział mi jak się najebałeś na molo obok tawerny.. Nawet przez chwilę cię widziałem. Pomogłem mu cię zawieść do domu i położyłem cię w łóżku.. — powiedział i zarumienił się na to wspomnienie..
— Dziękuję.. Za to, że jesteś, oraz że wysłałeś Dię do mnie.. Gdyby nie on to pewnie dalej bym pił i nie wrócił do pracy.. — rzekłem.
Erwin podniósł głowę i na mnie spojrzał, a ja na niego. Patrzyliśmy sobie w oczy. Nie wiedziałem, co zrobić.. Więc uśmiechnąłem się delikatnie..
— Kurwa muszę to zrobić! — powiedział i gwałtownie się do mnie zbliżył.
Po chwili poczułem jego usta na moich. Przez moment nie wiedziałem, co się wydarzyło, ale gdy się zorientowałem, oddałem pocałunek.
Całowaliśmy się chwilę, po czym gdy zabrakło nam oddechu, odsunęliśmy się od siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Zrobiło mi się gorąco..
— Ja.. — zaczął
— Spokojnie.. — powiedziałem i oparłem głowę na jego kolanach.
Kurwa co to było? Myślałem że się przyjaźnimy.. Ale nie będę kłamał, poczułem coś do Erwina.. Myślałem że to tylko zirytowanie, ale chyba jednak nie..
Siedzieliśmy na tym dachu od paru godzin, zaczęło wschodzić słońce.
Czułem jak Pastor bawi się moimi włosami, co było przyjemne.
— Muszę się powoli zbierać.. — zaczął — jak zobaczą, że nie ma mnie w pokoju, zorientują się, że coś jest nie tak..
— Szkoda, ja muszę iść do pracy za parę godzin..
— Zobaczymy się niedługo. Napisz, albo ja napiszę do ciebie.. — powiedział, a ja się podniosłem i przytaknąłem.
Ruszyliśmy na dół budynku gdzie stały nasze samochody..
Spojrzałem na pastora a on na mnie. Podszedł i mnie przytulił.
— Dziękuję, że jesteś, do zobaczenia — powiedział i mnie pocałował.
Oddałem pocałunek i gdy oderwaliśmy się od siebie, pomachałem mu, jak odjeżdżał.
Wsiadłem w moją Bufalkę i ruszyłem do mieszkania, gdzie przebrałem i się i wspominając twarz Erwina, z uśmiechem zasnąłem.
Erwin pov
Weszłem po cichu do pokoju, aby nikogo nie obudzić. Chwilowo ja, Lucas, Dia, Laborant, San, Carbo, Karim i Dawid mieszkaliśmy razem.. Aby jak oni to nazwali "było bezpieczniej".
Zacząłem się rozbierać, aby się położyć gdy do pokoju wszedł San.
— Co ty robisz? — spytał podejrzliwe.
— Rozbieram się..
— No tak, ale czemu o 5 rano? Gdzie byłeś?
— Na dachu? — powiedziałem prawdę.
— Byłeś o piątej na dachu? Po co?
— Pomyśleć? — bardziej spytałem, niż nie stwierdziłem.
— O czym? — spytał zakładając ręce na klatce piersiowej
— San.. Błagam cię.. — poddałem się.
— No co? Tylko pytam.. — uśmiechnął się znacząco. — wybaczył ci?
Kurwa, on wie..
— Kto? — spytałem głupio.
— Nie martw się, nikomu nie powiem. Ale powiedz czy było gorąco, po twojej minie widzę, że chyba tak — zaśmiał się.
— Ja.. um.. Tak? W sensie rozmawialiśmy..
— Tylko?
— A weź, spierdalaj — zaśmiałem się i rzuciłem w niego poduszką.
— Dobra, dobra! Ale dobrze całuje? — spytał, a ja się zaczerwieniłem. — Okej, już wszystko jasne — podniósł ręce do góry. — mam nadzieję, że wiesz co robisz..
— Wiem.. Nigdy nie byłem czegoś bardziej pewny.. — powiedziałem, a on mrugnął do mnie i zaczął wychodzić — San? — Odwrócił się. — Dziękuję — dodałem, a on się uśmiechnął i wyszedł.
Westchnąłem gdy drzwi pokoju się zamknęły. Ubrałem luźną koszulkę i dresy, po czym położyłem się do łóżka, zasypiając i myśląc o spotkaniu Montanhy..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top