rozdział pierwszy
Dwa miesiące później;
Eva's pov
Nienawidziłam wtorków, naprawdę z całego swojego serca. Powód tego był absurdalnie prosty, mianowicie dlatego, że dziś nie był piątek, jutro także go nie będzie, ani nawet pojutrze. Tak właściwie żyłam od weekendu do weekendu, ale czy było w tym coś złego? Moim zdaniem absolutnie nie. Z utęsknieniem zawsze czekałam na piątek godzninę piętnastą piętnaście, kiedy to niesamowicie szybko ładowałam się w komunikację miejską i wracałam do domu, gdzie kładłam się do swojego ukochanego łóżka, aby przez następne dwa dni wegetować. Nie żebym w tygodniu tego nie robiła. Tak naprawdę od pewnego czasu moje życie było żałośnie smutne. Chodziłam do szkoły a niekiedy wychodziłam z moją przyjaciółką.
Istota tego, że jest dopiero drugi dzień tygodnia sama w sobie spisała cały już ten dzień na straty. Dodatkowym argumentem na potwierdzenie moich myśli był fakt, że miałam dzisiaj do napisania test z angielskiego, który musiałam napisać perfekcyjnie.
Zdrowy rozsądek podpowiadał, że wcale nie musiałam
Nie miałam zbyt bogatego życia towarzyskiego, co nie oznacza, że nie miałam go wcale. Miałam. Czasami wychodziłam ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami, chłopakiem jednej z nich oraz z przyjaciółmi z gimnazjum - Isakiem i Jonasem.
Ja i Jonas w pierwszej klasie liceum zeszliśmy się. To był typowy szczeniacki związek. Łapanie się za rączki, szerokie uśmieszki do siebie, dochodzenie do maksymalnie drugiej bazy.
Przespaliśmy się. Raz. Jeden jedyny. Byliśmy nawaleni w trzy dupy. Ledwo kontaktowaliśmy ze światem. Jedyną rzeczą, która mnie naprowadziła na to, co robiliśmy była zużyta prezerwatywa, która leżała tuż obok łóżka. Coż.. Stosunek był w chwili alkoholowego upojenia i przypływu nagłej odwagi. I tyle.
Mimo wszystko nasz związek można sprowadzić do słowa "zwykły". Było nam miło, jak dwójce wspaniałych przyjaciół, którzy dobrze się bawią w swoim towarzystwie. Byliśmy przepełnieni rutyną, dziś kino, jutro nauka, pojutrze obiad z twoją mamą. Było stabilnie. Między nami nie było żadnej chemii. Byliśmy przyjaciółmi z małymi dodatkami.
Aktualnie siedziałam na biologii i z zaciekawieniem słuchałam o zastawkach ludzkiego serca. Była już godzina czternasta pięćdziesiąt pięć, co oznaczało, że do dzwonka zostało około dziesięciu minut.
Z frustracją naciągnęłam rękawy swetra. Ostatnio w ogóle nie mogłam się skupić. A jeśli już to szybko się dekoncentrowałam.
Jakiekolwiek spotkania z osobami spoza mojego ubogiego kręgu znajomych mnie stresowały. Nie wspominając już o widywaniu się z kimś popularnym, a Chris Schistad właśnie taki był.
Obcy i popularny.
Może nie przejęłabym się tym tak bardzo gdyby nie fakt, że chłopak Noory się z nim przyjaźni.
Dodatkowo; Noora i William zaprosili dzisiaj na spotkanie mnie, oraz Chrisa Schistada. Nie lubię ludzi, a interakcje z nimi naprawdę bardzo mnie stresują.
Było tak zawsze, prawie.
Fakt, że od teraz byłam właściwie zmuszona do widywania się z osobami z ligi Magnussona najzwyczajniej mnie dobijał.
Wolę żyć w swoim małym, zamkniętym świecie, z kręgiem kilku znajomych.
Nawet gdybym chciała być bardziej rozrywkową osobą, nie mogłabym.
Od półtorej roku choruję na depresję. Nigdy nie dowiedziałam się jak do tego doszło. Mówiono mi, że może przyczynił się do tego stres związany ze szkołą i niepewność siebie.
Nienawidziłam tej choroby. Nienawidziłam tego, że przez długi czas było naprawdę dobrze, a potem stan depresyjny spadał jak grom z jasnego nieba. Nienawidziłam tego, Kiedy atak paniki mnie obezwładniał. Sprawiał, że oddech zatrzymywał się w moim gardle, moje ciało w kilka sekund robiło się sparaliżowane, wewnątrz błagałam o to, abym wreszcie zemdlała i nie musiała się męczyć.
To wszystko powoli mnie dobijało.
- Mohn?! - wyrwał mnie z zamyślenia głośny głos profesor Tande.
- Słucham? - powiedziałam cicho nie podnosząc wzroku zza mojego podręcznika.
- Nie słucham, tylko orientuj się, co do ciebie mówię. Jeżeli nie zamierzasz być skupiona to proszę wyjść z sali.
Było mi wstyd. Nauczycielka od biologi nigdy mnie nie lubiła i ze wzajemnością. Często szukała pretekstu, aby bezkarnie móc na mnie pokrzyczeć. Najczęściej działo się to wtedy, kiedy w pobliżu nie było Isaka, ponieważ chłopak wiele razy stawał w mojej obronie. Ludzie, z którymi chodziłam na biologię byli już do tego przyzwyczajeni. Ja nadal reagowałam stresem i w myślach błagałam, aby jak najszybciej zajęła się czymś innym.
- Jako pracę domową zróbcie zadania od jeden do cztery z podręcznika na stronie siedemdziesiątej siódmej. Nie chcę być w skórze osoby, która tego nie wykona, a ty, Mohn oddasz mi to do sprawdzenia, jasne? - grupa uczniów, w tym i ja, nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ w chłodnej sali rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka. Uratowani. Więzienie się skończyło.
Nie czekając na Noorę spakowałam swoje rzeczy leżące na szkolnej ławce i szybko wybiegłam z sali.
Byłam zdenerwowana na nauczycielkę.
Swoją drogą naprawdę łatwo można było mnie wyprowadzić z równowagi. Wystarczyło jedno słowo za dużo i voila, wkurzona Mohn gwarantowana.
Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, ponieważ moje interakcje z rówieśnikami były na poziomie zerowym.
- Hej, Eva! Gdzie tak spędzisz? - zza szkolnych szafek wyłoniła się głowa Williama.
- Ta stara menda kolejny raz mnie zdenerwowała - warknęłam i stanęłam tuż obok o wiele wyższego ode mnie chłopaka, - a wiesz co jest najlepsze? Że znowu miała nade mną kontrolę. Wyzwala mnie, a ja siedziałam cichutko wpatrując się w ten jebany podręcznik od jebanej biologii.
- Daj spokój Mohn. To tylko stara i pomarszczona Tande. Jeszcze tylko niecałe dwa lata - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś takim mistrzem w pocieszaniu ludzi - prychnęłam pod nosem.
- Wiem to. Swoją drogą, wiesz może gdzie jest Noora?
Chciałam odpowiedzieć czymś zgryźliwym, ale nie zdążyłam. Ni stąd, ni zowąd pojawiła się Saetre i skoczyła na swojego chłopaka jednocześnie go całując. Niezła jest.
- To co? Idziemy? - powiedziała Noora odrywając się od swojego chłopaka.
William na policzku miał ślad po jej charakterystycznej, czerwonej szmince. Na ten widok cicho zaśmiałam się pod nosem.
- Wiecie co... Ja chyba jednak nie moge z wami iść. Rodzice każą mi wcześniej wrócić do domu - próbowałam się jeszcze jakoś wymigać od tego spotkania. Naprawdę nie chciałam, aby skromny krąg znajomych powiększył się o kogoś takiego jak Christoffer Schistad. Swoją drogą; bałam się go. Jest popularny, głośny i zabawny, a ja cicha i na pewno nie popularna, czy też zabawna. Nie mam z nim o czym rozmawiać i mam nadzieję, że Noora i William nie zostawią nas samych.
- Na mnie to nie działa, Eva. Idziesz z nami i koniec - powiedziała władczo Noora, a Magnusson jej przytaknął. Westchnęłam, nazbyt głośno, i ostatecznie wraz z nimi powolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę wyjścia ze szkoły.
Na dworze było ciepło jak na listopad w Oslo. Świeciło jasno słońce. Idąc musiałam co chwilę mrużyć oczy.
Po kilku krótkich minutach stanęliśmy przy dużych, oszklonych drzwiach Pizza Hut.
Zapunktowałeś u mnie, Magnusson.
Chłopak Noory grzecznie otworzył nam drzwi, czym miło mnie zaskoczył. Myślałam, że tacy chłopcy wymarli jeszcze przed dinozaurami.
- Dobra, Chris będzie tu za chwilę. Ja idę zamówić pizzę, jakie chcecie? - powiedział i rozpiął swoją czarną kurtkę.
- Dla mnie mała hawajska, a dla Evy mała cztery sery.
- Już się robi -zasalutował i zaczął kierować się w stronę obsługi.
W oczekiwaniu na pizzę siedziałyśmy z Noorą w ciszy przeglądając swoje telefony. Prawdziwi przyjaciele mieli to do siebie, że nie zawsze musieli rozmawiać, a cisza nie była czymś krępującym. Tak właśnie było w przypadku moim i Noory.
Stan ten zburzył glośny trzask drzwi wejściowych i William, który położył tacki z jedzeniem trochę za głośno.
Automatycznie podskoczyłam na swoim drewnianym krzesełku i spojrzałam w bok.
Cholera.
W naszą stronę właśnie kierował się Christoffer Schistad.
Miał na sobie głupie okulary przeciwsłoneczne, chociaż był pieprzony listopad. Rękawy granatowej bluzy były podwinięte na wysokość łokci, a na nogach miał znak rozpoznawczy całego busu The Penetrators - czarne rurki i. Nike Roshe Run.
Szedł tak wolno, jak robią to na filmach żując przy tym ostentacyjnie gumę.
Z Williamem przywitał się męską piątką, a do Noory po prostu kiwnął głową.
Sądziłam, że na więcej zabronił mu William.
Chris Schistad po prostu uwielbiał kobiety i nie przebierał w nich.
Chłopak podszedł do mnie. Naprawdę nie mam ochoty na zawieranie nowych znajomych, ale Noora wręcz kazała mi nie być zamkniętą w sobie na tym spotkaniu.
Łatwo jej mówić.
- Cześć, jestem Eva - odezwałam się niepewnym głosem i podałam mu rękę.
- Z bliska jesteś jeszcze ładniejsza - powiedzial, a mnie zmroziło.
Heej x
Trochę mnie nie było na wtt (upsik)
Powiem tyle:
Wyniki moich gimnazjalnych to żart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top