rozdział drugi


Znacie to uczucie, kiedy ktoś coś powiedział, a wam automatycznie wszystko zaschło w gardle?

Tak, ja też.

Nie wiedziałam jak mam na to odpowiedzieć. Zaśmiać się, zignorować?

Należałam do grona tych nieszczęśliwców, którzy brali do siebie każdą rzecz i ją analizowali.

Tak było i tym razem.

Stałam i zastanawiałam się nad wypowiedzianymi słowami.

Rozmyślałam.

Prawdopodobnie Chris sobie zażartował, bo to leżało w jego naturze, a ja zawracałam sobie tym głowę.

Tak już miałam. Z racji tego, że rozmowy z rówieśnikami nie leżą w mojej naturze to zawsze, kiedy już dojdzie do rozmowy słucham dokładnie i przetwarzam czyjeś słowa.

To było głupie i zdawałam sobie z tego sprawę.

W ciągu kilku sekund ciszy doszłam do jasnego wniosku; dla Chrisa Schistada każda dziewczyna była ładna i można ją bajerować, przynajmniej do czasu, kiedy już się z nią prześpi.

Wtedy rozpowiada swoim najlepszym kumplom to, co naprawdę o niej myśli.

- Ale się tutaj pogrzeb zrobił - z zamyślenia wyrwał mnie głęboki, irytujący głos. Chris.

- Zanim przyszedłeś było całkiem fajnie.

Noora.

Ta średniej wysokości blondynka od zawsze nie lubiła przyjaciela swojego chłopaka. Nie raz wysłuchiwałam jej ripost na temat osoby bruneta. Bardzo często były one zadziwiająco zabawne i trafione.

- Zanim przyszedłeś było całkiem fajnie - sparodiował ją chłopak ściągając z nosa swoje głupie okulary przeciwsłoneczne. - William, stary, ale masz zabawną dziewczynę - gwizdnął nad wyraz głośno.

- Przestańcie się kłócić, chociaż raz, proszę. - westchnął William spoglądając na dwójkę ważnych dla niego osób. Jego dziewczyna i jego najlepszy przyjaciel prowadzili jakąś dziwną wojnę między sobą. Na jego miejscu też miałabym już dość.

- Zacznijmy może jeść, co? - powiedziałam cicho, jednak na tyle, aby wszyscy usłyszeli. Moi towarzysze natychmiast na mnie spojrzeli. Nienawidziłam kiedy ludzie patrzyli mi w oczy. Czułam jak na moje policzki wpełznął krwistoczerwony rumieniec.

- Eva ma rację. Zimna pizza to niedobra pizza - powiedziała Noora i od razu zabrała się za podzielenie swojej pizzy na kawałki.

Nie odzywając się już nic więcej zrobiłam to samo, ignorując to, że czułam na sobie wzrok Chrisa.

Wszystko pozornie wróciło do normy. William i Noora zamknęli się w bańce ich zakochania. Całkowicie ignorowali to, że nie przyszli tu sami. Jakby nie patrząc, jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało.

W knajpce leciała moja ulubiona piosenka Sign Of The Times od Harry'ego Stylesa. Naprawdę ją uwielbiałam. Było w niej wiele emocji, można ją było interpretować na różne sposoby, a głos wokalisty to miód na moje serce. Nie zauważyłam, kiedy zaczęłam pod nosem ją podśpiewywać.

- Co tak cicho? - zaśmiał się Schistad. - Głośniej, głośniej - droczył się dalej.

Moje policzki prawdopodobnie oblały się czerwonym rumieńcem. Byłam nieśmiała, fakt, ale nigdy nie umiałam się opanować, kiedy w radio leciała moja ulubiona piosenka. 

-No co jest, mała? 

- Możesz przestać? - odezwał się w mojej obronie William. - Widzisz, że nie chce z tobą rozmawiać?

Czy istniało coś bardziej żałosnego niż to, że przyjaciele muszą cię bronić, ponieważ tobie po raz kolejny zabrało języka w buzi?

Chyba nie.

Pizza stanęła mi w gardle. Czułam się niezręcznie, delikatnie mówiąc. 

- Spokojnie, księżniczko - zaczął - żartowałem. Po prostu zabawnie się peszysz.

Nic już nie mówiłam. Bałam się, że tylko się zbłaźnię. Całe to spotkanie, jak ja razie, było wielką klapą. William i Noora - wielce zakochani - siedzieli tak blisko siebie, że zaczęłam się martwić czy nie zaczyna im brakować tlenu. Rozmawiali tylko ze sobą, zapominając o otaczającym ich świecie.

W pewnym momencie Noora obróciła głowę w moją stronę i zamilkła. William nadal coś mówił, na co dziewczyna pacnęła go ręka w ramię, powodując plask. Chłopak zaczął świdrować zdezorientowanym wzrokiem blondynkę. Noora głośno odchrząknęła, próbując niezauważenie kiwnąć głową w stronę moją i Schistada, którego ta sytuacja widocznie nieźle rozbawiła.

Chris był chłopakiem, którego zrozumienie graniczyło z cudem.

- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział Chris - ja i Eva świetnie się bawimy - dokończył, a ja zachłysnęłam się sokiem, który miałam w buzi.

Robiliśmy co?

Czy to, że ktoś siedział skrępowany, uciekał od wzroku innej osoby, i cicho konsumował pizzę, można było uznać za oznakę, że dobrze się bawił?

Oczywiście, że nie.

- Nie sądzę - mruknęłam do siebie, jednak widocznie zrobiłam to za głośno, ponieważ Chris i William spojrzeli się na mnie pytająco w tym samym momencie.

- Więc, Eva - zaczął chłopak Noory, patrząc mi prosto w oczy - wybierasz się na moją imprezę w ten piątek?

- Nie. Nie lubię imprez - odparłam, skubiąc rękaw mojego swetra, który nagle wydawał mi się niesamowicie interesujący. Fakt, że uwaga w tej chwili skupiła się na mnie, sprawił, że się zestresowałam.

- Dlaczego nie? - dopytywała moja przyjaciółka. Miałam ochotę jej powiedzieć coś w stylu :" na widok więcej niż dwudziestu osób w jednym, dusznym pomieszczeniu dostaję ataku, a ty pytasz dlaczego?". Oczywiście, te słowa nie wydostały się z moich ust. Miałam swoje zdanie, ale często brakowało mi odwagi, aby podzielić się nim z innymi ludźmi.

- Muszę się uczyć, Noora - westchnęłam - wiesz, biologia. Ta jędza zrobi wszystko, aby złapać mnie na jakimś potknięciu.

- Jak mi jest ciebie żal, aniołku - odezwał się jak gdyby nigdy nic Chris. - Jesteś w liceum, a jedyne co robisz to siedzisz w domu i kujesz regułki na pamięć, które, najprawdopodobniej, zapomnisz po tygodniu. To takie smutne. Na Boga! Założę się, że nawet nie masz zainteresowań -powiedział, a mnie po prostu zagięło. - I czytanie tych grubych poematów nie zalicza się do zainteresowań, aniołku. Zainteresowania to coś, co robisz dodatkowo, niezbyt związane z kuciem na pamięć.

- A co jeśli nauka jest właśnie tym, co lubię, hm? Może to sprawia mi przyjemność? Książki są dla mnie, dla ciebie nie. Umiem zaakceptować, że nauka nie jest ulubioną rzeczą innych ludzi. To oczywiste. Każdy człowiek jest inny, więc interesuje się różnorakimi rzeczami. Jesteś popularny i wyśmiewasz to, że lubię się uczyć, czytać książki, oraz to, że nie zachowuję się jakby szkolne podręczniki miały dżumę. Cóż, używanie czegokolwiek, co wymaga czytania jest hańbą dla Chrisa Schistada - szkolnego piłkarza? Nie oczekuj, że wszyscy na tym świecie lubią, to co ty, bo widocznie żyjesz w szklanej kuli, która niedługo pęknie - powiedziałam na jednym wydechu. Miałam problem z normalnym oddychaniem. Moje serce waliło jak oszalałe. Wszyscy się na mnie patrzyli. W głowie słyszałam ich głosy, które się ze mnie śmiały.

Świruska, która nie umiem nad sobą zapanować.

Nie zastanawiałam się nad tym co zrobić. Chwyciłam swój ciepły płaszcz z drewnianego oparcia krzesła, na oślep łapiąc w dłonie mój plecak wraz z telefonem i wybiegłam z pomieszczenia wprost na mroźną ulicę.


cześć!
jak wakacje?

może dziś pojawi się coś na wish

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top