Rozdział trzeci. Niespokojne wody.
W pierwszych dwóch scenach występują triggery w postaci wzmianki o dzieciobójstwie, gwałcie oraz wynikającej z niego ciąży: jeśli się tego obawiasz, możesz nie czytać, z dalszych scen wyniknie, co się wydarzyło.
To nie gwiazdy czynią nas takimi, jacy jesteśmy, tylko okoliczności i necessita, wybory, które podejmujemy pod presją(...)
Hilary Mantel ,,W komnatach Wolf Hall"
Jestem głodny, zmęczony, ale nie mogę się położyć
Przychodzi deszcz, ponury, ale nie znalazłem żadnego schronienia
Minie dużo czasu zanim znajdę swoje mieszkanie
Oto jestem na Drodze Człowieka, idąc Drogą Człowieka
America ,,Man's Road"
https://youtu.be/7FGZYSpiaVc
Andromacha obudziła się godzinę później. Przy jej łóżku siedział tylko Helenos.
— Byłeś tu cały czas? — zapytała słabo.
— Ktoś musiał cię pilnować — odpowiedział cicho mężczyzna.
Wpatrywali się w siebie w milczeniu. Helenos nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co chciał przekazać. On i Bryzeida byli praktycznie pewni, że Andromacha jest w ciąży i że jest to wynikiem strasznego czynu. Nie mogli mieć jednak pewności, czy wdowa po Hektorze już o tym wiedziała i wolała pozbawić się życia, czy coś innego tak ją załamało.
— Śnili mi się Hektor i Astianaks — odezwała się w końcu słabo Andromacha. — Byli na pięknej, ukwieconej łące. Spokojni, szczęśliwi... Tak bardzo chciałam iść do nich i nie rozumiałam, dlaczego oni mnie opuścili, a ja zostałam tu sama, bez żadnej bliskiej duszy. Ale potem usłyszałam, że Astianaks zapytał ojca, czy ktoś będzie jeszcze o nich pamiętał, skoro Troja przegrała. I zrozumiałam, że miałeś rację. Chciałabym umrzeć, ale muszę żyć, żeby pielęgnować pamięć o nich i opowiedzieć ich historię. To jest ważniejsze niż ja. Nie mogę pozwolić mu się złamać. — Zacisnęła dłonie w pięści, a Helenos domyślał się, o kim właśnie mówi.
,,Jej wola życia, ta, o której mówił Hektor, przebudziła się" pomyślał Helenos. ,,Może teraz łatwiej przyjmie to, co mam jej do powiedzenia".
— Będziesz miała komu o tym opowiadać — szepnął. — Będziesz miała kolejne dziecko.
Andromacha otworzyła usta, jakby chciała nabrać powietrza i chwyciła się łóżka.
— Nie... — wydusiła. — Kpisz ze mnie...
— Nie kpię z takich spraw — zaprzeczył Helenos. — Jesteś przy nadziei.
— Nadziei? — prychnęła z pogardą Andromacha. — Nie ma żadnej nadziei! Noszę dziecko potwora? — W jej głosie cierpienie mieszało się z nienawiścią.
Helenos westchnął, podniósł się z krzesła i usiadł na łóżku. Pogładził włosy bratowej.
— To dziecko Neoptolemosa, prawda?
Andromacha tylko pokiwała głową i zapłakała. Helenos pomógł jej się podnieść i oparł jej głowę na swoim ramieniu.
— Kilka dni po odpłynięciu, on przyszedł do mojej kajuty i zaczął się ze mną wykłócać, stwierdził, że przeze mnie i Hektora jego ojciec nie żyje i że nie zrobiliśmy nic, żeby powstrzymać tę wojnę — mówiła kobieta przez łzy. — Nie wytrzymałam i wykrzyczałam mu w twarz, że to jego rodacy zburzyli nasze miasto i że on jest jednym z największych zwyrodnialców z ich grona. Uznał... że musi nauczyć mnie pokory... Popchnął mnie bardzo mocno i... — Nie dokończyła. To wszystko było zbyt potworne, żeby umierać to w słowa. — Powtórzyło się to jeszcze kilka razy. Nie robił tego z pożądania, jestem w końcu od niego starsza o dziewięć lat. Chciał mnie tylko złamać i zniszczyć. Ukarać za jakieś winy, które uroiły się w jego umyśle.
— Dlatego chciałaś się zabić? — spytał niepewnie Helenos.
— Nie tylko. Chciałam się zabić, żeby w końcu się od niego uwolnić i dołączyć do mojej rodziny... Czy wiesz, jak zginął Astianaks? Neoptolemos powiedział wam, że spadł z murów, żeby nie zepsuć sobie opinii. W końcu spalenie miasta to nawet mniejsza zbrodnia niż dzieciobójstwo. — Andromacha pokręciła głową. — On sam go zrzucił! Zrzucił go, ponieważ skądś się dowiedział, że Astianaks ma odbudować Troję. Próbowałam ratować moje dziecko, ale Neoptolemos mnie odepchnął. Mogłam tylko słuchać ostatniego krzyku Astianaksa...
Podniosła głowę. Jej twarz była cała czerwona i malowało się na niej niewyobrażalne cierpienie. Helenos nie wiedział, czy ktoś wyszedł z tej wojny tak zniszczony, jak ta kobieta.
— Gdybym o tym wiedział, nie zgodziłbym się płynąć z nim... — Więcej nie potrafił powiedzieć.
— I tak ty jesteś winien tego wszystkiego. Masz na rękach krew mojego dziecka... — odparła Andromacha chłodno. Najwidoczniej nie miała już siły na większą emocjonalność.
— Wiem — zgodził się Helenos. Całe ciało drżało mu z nerwów i bólu. — I nigdy już za to nie odpokutuję. Ale przyrzekłem Hektorowi, że będę się tobą opiekował i ochronię cię od zła. Wcześniej mi się nie udało, ale teraz spróbuję to zrobić. Chronić ciebie i twoje nowe dziecko.
Andromacha zaśmiała się grobowym, gorzkim śmiechem.
— To dziecko nie jest moje, tylko tego mordercy! Nie wyobrażasz sobie chyba, że urodzę dziecko kogoś, kto zabił moje? To nieludzkie! — zawołała z bólem.
Helenos nie odpowiadał. Sam dobrze wiedział, co to znaczy być dzieckiem urodzonym po stracie drugiego, być namiastką, która nie mogła zastąpić tego pierwszego, ukochanego maleństwa. Żył z tą myślą dwadzieścia osiem lat i zawsze czuł, że jest niewystarczający dla Priama i Hekabe. Nie życzył nikomu takiego losu, ale nie mógł też powiedzieć, że wolałby się nigdy nie narodzić. Pragnąłby, żeby Andromacha pokochała swego nowego potomka i w opiece nad nim znalazła siłę do dalszego życia. Ale czy miał prawo wymagać od niej takiego poświęcenia?
— Zapomniałem o czymś, wypij to. — Podał jej napar ziołowy. — Wzmocni to twoją krew.
— Nie chcę — odmówiła Andromacha. — Może w ten sposób poronię.
Helenos potrząsnął głową, ale nie zmienił zdania.
— Jeśli teraz poronisz, może być to dla ciebie bardzo niebezpieczne, a przecież sama powiedziałaś, że musisz żyć. Proszę, wypij.
Andromacha z niechęcią wmusiła w siebie cały wywar.
— Chcesz się pozbyć tej ciąży? — spytał Helenos. — Spędzić ją?
— Nie wiem. — Andromacha nie patrzyła na niego, tylko w prześcieradło. — Pomógłbyś mi w tym?
— Wśród medyków i mędrców są sprzeczne zdania na temat tego, czy mamy prawo czynić takie rzeczy[1] — odpowiedział Helenos. — Dziękowałem bogom, że nigdy nie musiałem podejmować takiej decyzji. Wydaje mi się, że kobiety zazwyczaj szukają tego typu pomocy u zielarek albo prostytutek. Ale nie mógłbym cię za to potępić. — Andromacha milczała. — Kiedy ostatnio krwawiłaś?
— W Troi. Ale byłam pewna, że to ustąpiło z powodu nerwów.
— W takim razie płód może rozwijać się w tobie już prawie cztery miesiące. To długo, Andromacho. Mógłbym przyrządzić odpowiedni wywar, ale nie ma pewności, czy zadziała, a gdyby tak się stało... Sama dobrze wiesz, że poronienia w tym czasie często kończą się bolesną śmiercią. Inne sposoby są jeszcze bardziej niebezpieczne. A ja nie darowałbym sobie, gdybyś nie przeżyła. Obiecałem Hektorowi, że będziesz żyć jeszcze długo i pewnego dnia znowu znajdziesz szczęście.
Andromacha milczała. Mimowolnie położyła ręce na brzuchu, ale nie było w tym żadnej czułości czy troski.
Wtedy otworzyły się drzwi i do kajuty wszedł Neoptolemos z Bryzeidą.
— Podobno mój dziedzic ma przyjść na świat — rzekł Grek z pychą.
Helenos utkwił oczy w Bryzeidzie. Jej twarz była smutna i pełna poczucia winy.
,,To nie tylko dziecko Neoptolemosa, ale i wnuk Achillesa. Bryzeida zawiodła się na pasierbie, ale będzie mogła mieć jego syna lub córkę. Chciała zachować cząstkę ukochanego i dlatego mu powiedziała" uświadomił sobie Trojańczyk.
— Tak — odpowiedziała głucho Andromacha. — Gratulacje. Nic gorszego nie mogłeś mi zrobić.
Bryzeida próbowała powstrzymać przybranego syna, ale on wyrwał się jej i stanął przy łóżku branki.
— Powinnaś być zadowolona. Już cię nie tknę, zresztą, na statku jest wiele piękniejszych kobiet. Ty natomiast zostaniesz otoczona wszelkimi wygodami. Chcę, żeby mój syn urodził się silny i zdrowy. I oczywiście... Jeśli przypadkiem zdarzyłby się jakiś wypadek, uznam, że nie dbałaś należycie o mojego dziedzica i zostaniesz srogo ukarana. — Neoptolemos mówił to ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Delektował się sprawianym cierpieniem.
— Nie musisz się przejmować — odpowiedziała mu Andromacha. Jej głos był lodowaty jak najsroższy wiatr. — Nie mam zamiaru ryzykować życiem z twojego powodu. Będziesz miał bękarta.
— Cieszę się, że się rozumiemy — odrzekł Neoptolemos. — Zajmij się nią, ma być bezpieczna — nakazał macosze i wyszedł.
Bryzeida zbliżyła się do łóżka Andromachy i popatrzyła na nią ze łzami w oczach.
— Przepraszam... Co ja wam zrobiłam...
Jakiś czas później Bryzeida ostrożnym krokiem weszła do kajuty Neoptolemosa. Młodzieniec siedział na małym krześle i wpatrywał się w ścianę. Jej brązowe włosy opadały na twarz, tak że trudno było dostrzec wyraz oczu.
— Ta wariatka się uspokoiła? — zapytał chłopak macochę.
— Nie jest wariatką, została skrzywdzona — zaprotestowała Bryzeida. — Kochany... Zrobiłeś jej krzywdę. Zgwałciłeś ją. — Czuła, że musi ubrać swoje myśli w słowa, aby w pełni pojąć okropność sytuacji.
— Tak, skrzywdziłem — potwierdził Neoptolemos. — Chciałem tego. Przez nich wszystkich mój ojciec nie żyje, a ja... Ja musiałem patrzeć na ta obrzydliwą, przeklętą wojnę. Hektor zabił wuja Patroklesa. Przez to wszystko w końcu zginął Achilles. Nie mogłem się zemścić na Hektorze, więc musiałem na jego żonie. Niech z zaświatów ogląda jej cierpienie.
Jego głos był pełen wściekłości i żądzy krwi. Bryzeida była wstrząśnięta, że ten młody, zaledwie czternastoletni człowiek, którego przez lata poznawała jako uroczego, słodkiego chłopca, może być zdolny do takich czynów i delektowania się nimi. Gdyby nie był jej przybranym synem, gdyby go tak okropnie nie kochała, gardziłaby taką postawą i czułaby obrzydzenie.
— Kocham cię — szepnęła i usiadła obok. — Ale to, co uczyniłeś, jest okropne. Dla kobiety to gorsze niż śmierć... Helenos powiedział mi też...
— Tak, zabiłem tego trojańskiego bastarda — dokończył za nią Neoptolemos. — Inaczej odbudowałby Troję, a przecież walczyliśmy o zniszczenie tego narodu kłamców i zdrajców.
,,Walczyliście o wolność jednej kobiety" miała ochotę powiedzieć Bryzeida, ale słowa uwięzły jej w gardle.
Żałowała, że nie jest jedną z tych niewiast, które bez wątpliwości przyjmują reguły świata i że rządzą nim mężczyźni. Taka kobieta potrafiłaby powiedzieć sobie, że Neoptolemos miał rację, uśmiercając potomka Trojan, i że tylko siłą mógł wymóc pokorę u Andromachy. Ale ona, chociaż nie była wojowniczką, widziała niebezpieczeństwo męskiej dominacji, bo sama jej zaznała. Jej pierwszy mąż pomiatał nią, bo była kobietą i musiała być podległa. Agamemnon porwał ją i prawie zniewolił, bo był królem, a ona tylko branką. Dziękowała bogom, że ochronili ją przed ostatecznym poniżeniem. Nie wiedziała, czy potrafiłaby żyć, gdyby doznała tego, co Andromacha. I chociaż pragnęła, aby wnuk Achillesa się urodził i żył w szczęściu, sama nie potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, czy kochałaby dziecko spłodzone w taki sposób.
— Wojna nauczyła cię brutalności, zabrała ci niewinność. — Położyła rękę na ramieniu Neoptolemosa. — Ale nie musisz się temu poddawać. Możesz zaprzestać zemsty i stać się lepszym człowiekiem, wrażliwym i łagodnym.
— Wrażliwością i łagodnością nie ugra się niczego w tym świecie — odparł chłopak i spojrzał na nią z wyrzutem. — Kocham cię. Jesteś jedyną kobietą, którą naprawdę kocham. Uważam cię za matkę. Czy naprawdę wolisz tych Trojan ode mnie?
— Nie wolę — zaprzeczyła Bryzeida. — Ale martwię się o twoją duszę i twój spokój. Masz się przecież ożenić z córką Menelaosa i Heleny...
— Jeszcze nawet jej nie znam, nie może ode mnie wymagać wierności. — Wzruszył ramionami książę. — I powinna być wdzięczna, że wezmę ją za żonę. Nie wiem, czy będzie miała wielu konkurentów po tym, co zrobiła jej matka... — Gdy mówił o Helenie, zazgrzytał zębami.
— A nie boisz się, że Andromacha nie da rady pokochać tego dziecka? Że twój syn lub córka wychowa się pozbawiony miłości? — Bryzeida spróbowała jeszcze raz wzbudzić wyrzuty sumienia w Neoptolemosie.
— Moja matka mnie nie kochała i zostawiła mnie, mimo że ojciec nic jej nie zrobił. A mimo to przeżyłem i mam się dobrze. Ty zajmiesz się moim synem i dasz mu tyle uczucia, co mnie... Prawda? — Neoptolemos zerknął na nią znacząco.
Bryzeida wiedziała, że ma rację i ona nie jest w stanie wyrzec się miłości do niego, ale serce pękało jej z żalu na myśl o losie Andromachy i jej dzieci.
Załoga Odyseusza była zmęczona po wielu dniach żeglugi, które może nie obfitowały w nadzwyczajne wydarzenia, ale samo nieustanne przebywanie na statku mogło irytować i pozbawiać sił. Nie byli tak zakochani w morzu, jak ich król i coraz wyraźniej domagali się chwilowego postoju.
— A niech wam będzie! — zgodził się w końcu Odys. — Będziecie tłumaczyć się mojej żonie, dlaczego tak długo nie wracałem do domu.
Zatrzymali się na pierwszej małej wyspie[2]. Nie sprawiała dobrego wrażenia, była praktycznie pozbawiona roślinności i składała się wyłącznie z piasku oraz kilku jaskiń, ale nadawała się na miejsce na chwilowy odpoczynek i zdobycie zapasów. W końcu musiały tu żyć jakieś zwierzęta.
— Wejdziemy do jednej jaskini i trochę odpoczniemy, a potem może udamy się na polowanie — postanowił Odyseusz i wskazał towarzyszom na pierwszą lepszą jamę.
Miejsce to było dość zimne i ciemne, ale przez otwarcie wpadało pożądane światło. Mężczyźni rozejrzeli się po jaskini, ale zanim zdążyli usiąść i rozprostować nogi, usłyszeli głośne sapanie, a po nim równie głośne tupanie ciężkimi nogami. Po chwili ich oczom ukazał się ogromnie wysoki mężczyzna, którego okalana ciemnymi włosami głowa sięgała szczytu pieczary. Miał na sobie tylko przepaskę na biodrach, więc Grecy mogli z łatwością podziwiać jego mocne, umięśnione nogi i ramiona oraz pokryty włoskami tors. Był to widok majestatyczny, ale budzący więcej grozy niż zachwytu. Szczególną uwagę wzbudzało to, co znajdywało się na jego twarzy – mężczyzna miał tylko jedno oko na środku głowy.
— Jam jest Polifem, syn Posejdona. — Zabrzmiał donośny głos. Odyseusz mimowolnie prychnął na próby olbrzyma, by dodać sytuacji patosu. — Cyklop.
Wszyscy żołnierze poza Odysem wzięli głęboki oddechy. Od dziecka słyszeli opowieści o jednookich potworach, ale po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć jednego z nich.
,,Chyba powinniśmy stąd uciekać" przemknęło przez głowę króla Itaki. Jego towarzysze byli jednak zbyt zajęci wpatrywaniem się w monstrum.
— Włamaliście się do mnie — kontynuował Polifem. — Kara musi być.
Machnął ręką, powalając wojsko Odyseusza na ziemię. Nim wojownicy opanowali szok i powstali, cyklop przesunął duży głaz i zasłonił wejście do jaskini.
— Nawet się cieszę, że tu jesteście — skomentował. — Będę miał obfitą kolację. — Sięgnął w stronę żołnierzy, złapał czworo z nich i wrzucił sobie do ust.
— O bogowie. — Rozległy się odgłosy przerażenia.
— Wami zajmę się później — oznajmił Polifem. — Nie chcę dostać niestrawności — dodał i zniknął w czeluściach jaskini.
Towarzysze zgromadzili się wokół Odysa, lamentując i narzekając, a niektórzy nawet płacząc. Ich dni były policzone. Jeszcze kilka godzin temu wierzyli, że wkrótce znajdą się w domach, spędzą resztę życia w spokoju i dostatku. Tymczasem teraz stali się świadkami strasznego ludożerstwa, a do jutra pewnie wszyscy zginą w taki sam sposób.
Odyseusz także był wstrząśnięty, ale niespodziewanie jego krew zaczęła pulsować ekscytacją. Ponownie znalazł się w centrum wydarzeń, mógł coś robić, a nie tylko wyglądać Itaki i czekać na pomyślne wiatry. Miał nowy cel – ocalić siebie i pozostałych przy życiu Hellenów. I nie mógł zwątpić, że mu się uda. W końcu przechytrzył całą Troję. Z głupim, sztucznie wzniosłym cyklopem powinno pójść jeszcze łatwiej.
Wieczorem Polifem rozpalił ogień w jaskini. Co chwila rozpychał drewno jednym drągiem i rzucał żarty o tym, że nie ma zamiaru spożywać reszty załogi na surowo.
— Wiesz co, cyklopie — powiedział Odyseusz, opierając się o ścianę i wyciągając nogi. — Właściwie cieszę się, że skończę życie w twoich ustach. Zginąć przez tak niezwykłą istotę to zaszczyt dla mnie, króla i herosa.
— Całkiem mądra z ciebie człeczyna. — Wskazał na niego Polifem. — Jak ci właściwie na imię?
— Nikt — odpowiedział Odyseusz. — Nazywam się Nikt.
Powstrzymywał śmiech na wspomnienia wieczoru przed zaręczynami Menelaosa i Heleny, gdy powiedział do nich te same słowa, sugerując, że nie ma zamiaru przeszkadzać im w romansach. Może miał w sobie coś z proroka.
— Jesteś całkiem mądry, Nikt — powtórzył cyklop. — Ale i tak cię zjem.
Odys tylko kiwał głową i wpatrywał się w znajdujące się naprzeciwko stado białych baranów, które Polifem trzymał w jaskini dla ocieplenia.
— Chcę być spożyty z winem — odezwał się. — Muszę mieć chyba jakieś przyjemności w godzinie śmierci? — Spojrzał na cyklopa. — Napij się, panie. — Podał mu bukłak z winem. — Nie żałuj sobie.
— Za wasze ostatnie godziny — roześmiał się Polifem i przytknął napój do ust.
Zgodnie z przewidywaniami Odysa alkohol mocno zadziałał na cyklopa i ten wkrótce osunął się bezwiednie na kamienną ścianę. Wówczas król Itaki szybkim ruchem chwycił rozpalony drąg i przytknął go do oka potwora. Ten natychmiast się ocucił i wydał z siebie przeraźliwy ryk, ale było już za późno. Jego jedyne oko wypłynęło.
Polifem zerwał się z ziemi i pobiegł w stronę wyjścia, odsłaniając głaz. Towarzysze Odysa byli gotowi natychmiast rzucić się w tamtą stronę i uciec, ale król powstrzymał ich łagodnym ruchem ręki.
— Hej, wy! — zawołał pijanym głosem Polifem. — Jestem ślepy! Nikt mnie oślepił![3]
Wyspa musiała być zamieszkana przez inne cyklopy, ponieważ Polifemowi odpowiedziały gromkie śmiechy i żarty.
— Któż cię oślepił?
— Przecież mówię! Nikt to zrobił! — Rozległy się kolejne kpiny. — Ale mam jeszcze ręce. Wyczuję, gdy ta banda będzie próbowała uciekać i wtedy ich wszystkich załatwię!
— Widzę, że porzuciłeś kwiecisty styl — zażartował Odyseusz.
Położył palec na ustach i wskazał Grekom na liny znajdujące się w ich tobołkach. Potem poprowadził ich do stada baranów i przywiązał się do brzucha jednego z nich. Pozostali uczynili to samo. Odys klepnął w brzuch ,,swojego" zwierzaka, wzywając go do wyjścia. Pozostałe barany podążyły za nim.
Serca wszystkich wojowników mocno biły, gdy w takiej pozycji opuszczali jaskinię Polifema. Cyklop nie dotykał ich samych, ale zażarcie obmacywał sierść baranów, a sam jego oddech budził grozę.
Odyseusz roześmiał się, gdy małym nożem przerwał swoje więzy i upadł na ziemię. Przejmowała go ogromna radość i duma. Zapomniał nawet o zmarłych towarzyszach. Ponownie odniósł zwycięstwo. Przechytrzył cyklopa, syna Posejdona.
Biegnąc w stronę statku, nie mógł powstrzymać się, by nie krzyknąć do jęczącego Polifema:
— Następnym razem możesz powiedzieć, że oślepił cię Odys, król Itaki, syn Leartesa.
Szybko on i jego ludzie znaleźli się na statku i puścili liny. Wiatr zawiał w żagle, a oni znowu byli na drodze do domu.
Polifem z trudem wywlókł się z jaskini. Nie mógł widzieć, ale wiatr i zapach bryzy wskazywały mu miejsce, gdzie znajdowało się morze. Uniósł rękę i krzyknął, wyobrażając sobie twarz ojca, Posejdona:
— Ojcze! Bogu mórz! Twój syn oślepł za sprawą Odyseusza, króla Itaki. Jeśli troszczysz się o swoich potomków, spraw, aby nigdy nie udało mu się wrócić do domu i zginął w morskich toniach! A jeśli to niemożliwe, to niech się tuła przez lata, a po powrocie znajdzie w Itace tylko nieszczęście i upadek!
W Mykenach noc zaciemniła obraz miasta. Klitajmestra łagodnym krokiem przeszła przez komnatę, aż w końcu usiadła na krawędzi łóżka i po chwili położyła się obok męża.
— Rozstawiłem strażników na granicy — wyznał Ajgist. — Gdy tylko Agamemnon dotrze do Grecji, dowiemy się o tym i wszystko przygotujemy.
— To dobrze. — Skinęła głową Klitaja. — Nie mogę się doczekać, kiedy ten człowiek zakończy swój żywot.
Dotknęła ręki męża i przytuliła się do niej, a on wsunął dłoń pod jej nocne peplos i pogłaskał ją po biodrze. Nadal nie budziło to w niej takiej rozkoszy, o jakiej słyszała od innych kobiet, ale też nie mroziło jej duszy tak jak wtedy, gdy każdy intymny dotyk kojarzył jej się z Agamemnonem. Może długie oddalenie od brutalnego męża sprawiło, że pogodziła się z tym, co ją spotkało i uznała to za przeszłość. Miała nadzieję, że pewnego dnia w pełni otworzy się na bliskość i namiętność.
— Agamemnon zginie — zapewnił Ajgistos, głaszcząc ją dalej. — Za twojego męża i dziecko, za mojego ojca i brata... Musimy tylko upewnić się, że w pałacu zostaną tylko osoby, które zaakceptują taki stan rzeczy.
— Masz na myśli jego dzieci? — Klitajmestra uniosła powiekę.
— Je na razie zostawmy, zobaczymy, czy będą się buntować, gdy nadzieja na pomoc ojca, zniknie. Chodzi mi o naszych ludzi. Musimy się upewnić, że na pewno są lojalni i nie staną po stronie Agamemnona... ani Orestesa.
Klitajmestra przytaknęła. Jej syn właściwie był już mężczyzną i na pewno na dworze były osoby, które uznały go za naturalnego następcę Agamemnona. Starali się usuwać takich ludzi z pałacu albo utrudniać im kontakt z Orestem, ale kto wie, do czego ten chłopak się posunął.
— Ważne jest też to, żeby po powrocie twoja siostra stanęła po naszej stronie i namówiła Menelaosa, by nie mścił się za brata — kontynuował Ajgist. — Wspominałaś, że cię kochała i nie znosiła Agamemnona za to, co ci zrobił. Jeśli Menelaos ma dla niej jeszcze jakieś względy, na pewno się uda.
— Kiedy żyli razem w Sparcie, Helena twierdziła, że naprawdę się kochali, o ile taki człowiek jak brat Agamemnona jest zdolny do kochania kogokolwiek — westchnęła jego żona. — Ale z pewnością liczył się z jej zdaniem. Teraz jednak go zdradziła, dziesięć lat żyła z innym mężczyzną... Nie wiemy, czy jej wybaczył, czy będzie traktował ją jak prawdziwą żonę...
Udało jej się dowiedzieć, że Menelaos nie zabił jej siostry i odpłynęli razem z Troi, ale nie wiedziała, co się działo w jego sercu. Być może potraktuje Helenę jedynie jako gwarancję władzy w Sparcie albo nawet zrobi z niej niewolnicę czy nałożnicę.
Wcale nie cieszyła się, że Helena wróci do Grecji i znowu się spotkają. Kochała siostrę i obecnie nie żywiła do niej prawie żadnego żalu za przeszłość, ale nie wyobrażała sobie, że ta znowu będzie żoną Atrydy. Przez dziesięć lat pocieszała się, że Helena zrozumiała swój błąd i postanowiła opuścić ten przeklęty ród. Wierzyła, że naprawdę pokochała księcia Parysa i była z nim szczęśliwa. Tymczasem teraz znów przykuto ją do Menelaosa.
— Mówią, że Helena jest piękna jak Afrodyta, powinna umieć przekonać mężczyznę do swoich racji — skomentował Ajgistos.
— Była przepiękna — przyznała Klitaja. — Już, gdy była dzieckiem, wszyscy się nią zachwycali. Ale ona nie przejmowała się swoją urodą i nie lubiła, kiedy ktoś ją chwalił.
— Jestem przekonany, że ci nie dorównuje — zaśmiał się Ajgist i przycisnął ją do siebie. — Myślę, że ci wszyscy, którzy tak wychwalali twą siostrę, nie mieli gustu, ale przynajmniej mam cię tylko dla siebie.
— Tak — potwierdziła Klitajmestra. — Jestem tylko twoja — zapewniła i pocałowała go.
Starała się zapomnieć o tym, co robił jej Agamemnon i myśleć tylko o nowym mężu. Wzbudzić w sobie namiętność i pożądanie do człowieka, którego kochała i oddała mu całą duszę. Chciała czuć, że jest w pełni jego, należą do siebie na zawsze, a ona już nigdy nie zostanie zmuszona do bycia z kimś innym.
Helenos stał przy kadłubie statku i spoglądał na morze. Jego stałość i niezmienność go uspokajały. Czasem było wzburzone, czasem spokojne, ale zawsze było sobą, morzem. Brakowało mu w życiu czegoś tak oczywistego. Od tygodnia przeżywał katusze. Andromacha nie chciała z nim rozmawiać i całe dnie spędzała zamknięta w kajucie, a on bał się, że wbrew deklaracjom znów targnie się na swoje życie. Bryzeida zajrzała do niej kilka razy i wdowa po Hektorze przyjęła ją spokojnie, ale z nieufnością, więc w ten sposób też nic się nie dowiedział. Miał wrażenie, że zawiódł i naprawdę jest zdrajcą. Nie mógł patrzeć na Neoptolemosa i przed wypowiedzeniem mu posłuszeństwa powstrzymywał go tylko wewnętrzny głos, że może znajdzie jeszcze sposób na pomoc Andromasze i musi zostać przy niej.
Miał dość stania, więc usiadł na wysadzanym materiałem krześle i oparł się. Niespodziewanie po kilku minutach na pokładzie pojawiła się Andromacha i zajęła miejsce obok. Miałana sobie czarną luźną suknię, która nie pozwalała na poznanie odpowiedzi, czywidać jeszcze jej stan.
— Dobrze się czujesz? — zapytał nieśmiało.
— Cieleśnie? Tak, w ogóle nie czuję, że to ciąża — odpowiedziała kobieta. — Kiedy spodziewałam się Astianaksa, mdliło mnie przez kilka miesięcy i bolały mnie wszystkie kości. Ale to było piękne...
Helenos pragnął ją jakoś pocieszyć, ale nie znajdował słów. Mógłby powiedzieć, że drugie dziecko stanie się dla niej pociechą po stracie pierwszego, nada sens jej życiu i że to jemu będzie opowiadać o potężnej Troi, o bohaterskim Hektorze i tym wszystkim, co pragnęła nieść w świat. Wierzył, że tak byłoby najlepiej, ale czuł, iż nie ma prawa naciskać na Andromachę i sugerować jej, jak powinna odnosić się do nienarodzonego dziecka.
— Hektor i Astianaks czuwają nad każdym twoim krokiem i chcą, żebyś była szczęśliwa — powiedział.
— Nie myślę już o szczęściu — odparła Andromacha. — Chciałam porozmawiać o czymś innym. Przez wiele tygodni próbowałam cię unikać. Nadal nie potrafię pojąć tego, co zrobiłeś... I przyznam, że chciałabym cię nienawidzić, ale zrozumiałam, że to nie ma sensu. Wiele nas podzieliło, ale w tym momencie jesteśmy tu jako dwójka wśród obcych. Jesteśmy jedyną pamiątką po Troi.
— Będziemy żyć w przyjaźni? — zapytał z nadzieją Helenos.
— Ja... Postaram się ci wybaczyć. Robię to z egoistycznych względów, chcę zachować jakąkolwiek bliską osobę z tamtego świata, jakąś pamięć. Jeśli ci to nie przeszkadza, możemy spróbować rozmawiać ze sobą jak kiedyś.
Helenos powstrzymał uśmiech. Skoro Andromacha całkowicie go nie odtrąciła, to znajdzie sposób, żeby być przy niej i otoczyć ją opieką. Dotrzyma słowa danego bratu.
— Zawsze będę na twoje skinienie — obiecał. — Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, masz zawsze mnie.
Andromacha pokiwała głową, położyła rękę na brzuchu i spojrzała w dal.
— Kalchas wróżył, że Astianaks odbuduje Troję. Ale to się już nie stanie. Nasze miasto przepadło. Chciałabym zapaść się razem z nim, ale dotrzymam danego słowa. Muszę żyć i zrobić wszystko, żeby pamięć o naszej ojczyźnie i moich kochanych nie zniknęła. — Zerknęła na Helenosa. — Powiedziałeś mi, że będę mogła opowiadać o tym temu dziecku. Urodzę je, ale nie wiem, czy dam radę podarować mu coś więcej. Poczęło się w tak okrutnych okolicznościach, że żadne życie nie powinno się tak zaczynać.
— Wierzę, że dokonasz najlepszych wyborów. — Helenos nie potrafił odrzec nic innego. — Wiem, że niektórzy mówią, że jest tylko przeznaczenie, ale ja myślę, że na coś musimy mieć wpływ. Widzisz, do czego doprowadziło inne przekonanie Parysa...
Andromacha westchnęła i zabrała ręce z brzuch, kładąc je na rączkach krzesła.
— Myślę, że za mnie bardziej zdecydowali Neoptolemos czy Agamemnon niż bogowie. Ale to nieważne. Wiem, że może nie powinnam tam myśleć o tym dziecku, że ono od początku jest skazane na cierpienie... Ale nie potrafię pozbyć się strachu: co jeśli ono będzie takie jak ojciec?
W jej brązowozielonych oczach lśniły łzy. Naprawdę się tego obawiała.
— Nie myśl o tym — poprosił Helenos. — Musisz o siebie dbać. Obiecuję, że od tej pory będę robił wszystko, żeby nie spotykała cię krzywda.
Andromacha nie odpowiedziała ani nie podziękowała, ale nie oczekiwał tego. Oparła głowę na czarnym obiciu i zamknęła oczy. Chyba jednak dręczyły ją dolegliwości ciążowe, bo wkrótce Helenos zauważył, że zasnęła. Wtedy pozwolił sobie wyciągnąć rękę i nieśmiało pogłaskać jej brzuch.
Obiecał Hektorowi, że zadba o jego żonę i dziecko i da im to, czego prawdziwy ojciec już nie mógł. Nie zdołał ocalić Astianaksa, ale jego matkę musi. Znał swego brata i był pewien, że gdyby nadal żył, a Andromacha mimo wszystko znalazłaby się w takiej sytuacji, nie naciskałby na nią, nie moralizował, tylko otoczył troską i czułością. I że starałby się ze wszystkich sił traktować jej dziecko jak własne. W tym momencie Helenos postanowił, że będzie traktował to stworzenie jak potomka Hektora.
,,Będę czuwał nad wami obojgiem" przyrzekł w myślach.
1. ,, Wśród medyków i mędrców są sprzeczne zdania na temat tego, czy mamy prawo czynić takie rzeczy" – W starożytnej Grecji podejście do aborcji było równie skomplikowane jak w dzisiejszych czasach. Ojciec medycyny, Hipokrates, był jej absolutnie przeciwny i nawet wprowadził do swojej słynnej przysięgi zdanie zakazujące lekarzom pomocy w wywoływaniu poronień. Podobne zdanie mieli inni słynni lekarze (dopuszczali jednak aborcję w przypadku zagrożenia życia ciężarnej). Z kolei wielu znanych filozofów, jak na przykład Platon, popierało aborcję, twierdząc, że ratuje ona społeczeństwo przed przeludnieniem, w późniejszych czasach pojawiały się też głosy, że niechciana ciąża może być zbyt dużym obciążeniem dla kobiety.
2. ,, Zatrzymali się na pierwszej małej wyspie" – Według niektórych wersji Polifem mieszkał na Sycylii, w innych to po prostu ,,wyspa cyklopów".
3. ,, Nikt mnie oślepił!" – W języku greckim, podobnie jak w angielskim, nie ma konstrukcji ,,nikt nie", więc znaczy to tyle, co ,,Nikt mnie nie oślepił".
Witajcie w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że nie był aż tak ciężki.
Co do przedstawionych tu wątków:
1. Wiem, że dużo osób lubi Odyseusza i czekało na jego przygody. Będę opierać się głównie na ,,Odysei" i postaram się ją jeszcze raz przeczytać XD Mam nadzieję, że Was nie zawiodę, ale nie umiem w dynamiczne sceny, gdzie jest dużo postaci i ruchu, więc liczę na Waszą opinię i przyjmę wszelkie uwagi i konstruktywną krytykę (pochwały oczywiście też XD).
2. Teraz trudniejsze tematy. Jeśli chodzi o śmierć syna Andromachy, to celowo nie poruszałam tego pod koniec zeszłego tomu, bo nie chciałam, żeby zakończenie było tak dołujące, dlatego też nie jest pokazana bezpośrednio. Według najpopularniejszej, a zarazem najbardziej drastycznej (bo jak można żyć i urodzić dziecko komuś, kto zabił twoje pierwsze) chłopca zabił Neoptolemos, aby uniknąć wypełnienia przepowiedni o tym, że Astianaks odbuduje Troję i aby chłopiec nie zemścił się w przyszłości za śmierć ojca. Według trochę mniej popularnej - mordercą był z tego samego powodu Odyseusz (tak, to boli). Istnieją też mało znane wersje, w których król Itaki nie zabija Astianaksa, ale ukrywa go przed Grekami i wywozi na inną wyspę, gdzie chłopiec zakłada własne państwo. Odkryłam ją dość późno i początkowo nawet myślałam, czy nie umieścić jej tutaj i pozwolić Astianaksowi żyć... ale ułożyłam już całą fabułę pod stratę dziecka i radzenie sobie z tym i uznałam, że nie chcę się tego wszystkiego pozbywać i wymyślać od nowa. Dlatego Astianaks umarł, mam nadzieję, że nie chcecie mnie rozerwać :(
3. Jeśli czytaliście kiedyś jakieś mniej naukowe, a bardziej ,,fanowskie" opracowania mitu o Andromasze czy Hermionie, mogliście tam zauważyć tezy, że Andromacha próbowała ułożyć sobie życie z Neoptolemosem i jej problem polegał na tym, że wtrąciła się zła Hermiona. Początkowo też w to wierzyłam i byłam przekonana, że ze względu na specyfikę epoki twórcy nie mogli/nie chcieli przedstawić posiadania branek czy mordowania wrogów (bez względu na wiek) w złym świetle. Ale potem sama poczytałam różne teksty i uważam, że mówienie ,,Andromacha chciała być w związku z Neoptolemosem" za mocno dyskusyjne. Podstawowym tekstem, do którego zazwyczaj się odnosimy z tym wątkiem, jest ,,Andromacha" Eurypidesa. Tam owszem, tytułowa postać jest ukazana jako uległa, posłuszna kobieta skonstrastowana ze zbuntowną Hermioną, ale jeśli spojrzymy na to krytyczniej, to dostrzeżemy, że Andromacha jest tu bardziej ofiarą patriarchatu, niż jego strażniczką. Kilka razy zaznacza, że nie chciała być nałożnicą Neoptolemosa, więc możemy założyć, że naprawdę doszło do gwałtu, i chociaż nie buntuje się, to gdy grozi jej śmierć za ,,zdradę" Hermiony, potrafi powiedzieć, że to jej ,,pan" powinien zostać zabity. Prawdopodobnie jej uległość bierze się z obaw, że w innym wypadku spotkałby ją gorszy los, chęci przeżycia oraz strachu przed utratą kolejnego dziecka. Z kolei w ,,Eneidzie", gdy Eneasz odwiedza Epir i spotyka tam Helenosa i Andromachę, mamy już perspektywę Trojan i tam Andromacha wprost mówi, że spotykały ją okropne rzeczy i że to tragedia, że została oddana komuś, kto zabił jej dziecko. A więc... w starożytności ludzie też mieli jakąś wiedzę o człowieku.
Zdaję sobie sprawę, że pokazany tu temat jest bardzo trudny i kontrowersyjny, ale też uważam, że nie powinniśmy od takich uciekać. Starałam się robić research i poczytać trochę autentycznych relacji kobiet, które zaszły w ciążę z gwałtu, chociaż w Internecie niestety trudno jest znaleźć artykuły na ten temat, które nie są napisane pod konkretną tezę i skupiają się tylko na samej opowieści (to nie jest do końca złe, bo każdy ma prawo do swoich poglądów i przekazywania ich, ale jednak wolałabym coś neutralnego). Mam też nadzieję, że wyszło to w miarę obiektywnie, bo moim celem było to, żeby nie przeświecały tu żadne morały ani moje poglądy i żebyście nie czuli, że pokazuję Wam paluszkiem: ,,to jest dobre, to złe". Zastanawiałam się nawet, czy w ogóle robić tu wzmiankę o możliwości aborcji, ale z realistycznego punktu widzenia nie wyobrażam sobie, żeby w takiej sytuacji ktoś chociaż nie pomyślał, że taka opcja istnieje. Przyjmę wszelkie uwagi i porady, ale proszę, żebyście postarali się spojrzeć na to z punktu widzenia tej historii i nie bazować na obecnej sytuacji w Polsce, ponieważ staram się tu podkreślać, że w tamtych czasach kobiety stały przed trochę innymi dylematami, chociażby w kwestii bezpieczeństwa.
To tyle. Mam nadzieję, że nie popsułam Wam humoru i mimo wszystko rozdział przypadł Wam do gustu. Do zobaczenia w następnym, zapraszam też do ,,Czarownicy znad Bełdan", gdzie niedawno pojawił się rozdział :)
Ps. Rozdział z dedykacją dla - przepraszam, że przy tak ciężkim temacie, ale pisałaś, że jesteś ciekawa, jak się to rozwinie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top