Rozdział dziesiąty. Rozstania i powroty.


(....) czasami odejście pomaga. I pożegnania nie zawsze są ostateczne. Można odejść i wrócić.

Maggie Sietfvater ,,Przebudzenie króla"


Zanim cichy mrok

Ukołysze snem

Chcę uwierzyć, że wciąż

Potrafisz kochać mnie

Ta noc zniknie, kiedy świt

Zbudzi nowy dzień

Zakończenie jak cień

Okryje nas, przyjdzie szybciej

Niż bym chciał, zatrzyma czas

I nam osuszy łzę

Kocham cię - tylko tyle i tylko tyle wiem!

Kurczak Mały OST ,,Tylko tyle wiem"

https://youtu.be/DKoOQ_DF4SY


Za oknem szalała burza. Na ciemnym niebie nie było widać ani jednej gwiazdy, za to, co jakiś czas przecinały je srebrzyste błyskawice, rozbrzmiewając grzmotem, który słychać było zza okien. Mieszał się on z uderzaniem deszczu o okiennice.

— Nie cierpię burz — powiedziała królowa Anaksibia, trzymając kielich z winem. — Zeus wymyślił błyskawice chyba tylko po to, żeby straszyć ludzi.

— Zapewne masz rację, droga żono — odparł jej mąż Strofios, po czym wziął do ust kawałek mięsa.

Jak każdego wieczora władcy Fokidy spożywali kolację ze swoimi dziećmi. Królowa uznała, że w ostatnim czasie przytyła zbyt dużo, więc postanowiła przez cały tydzień żywić się tylko owocami i warzywami, toteż jej jedenastoletnia córka zabrała jej z talerza wszystkie placki miodowe. Książę Pylades dyskutował z ojcem o jutrzejszym objeździe królestwa, gdy otworzyły się drzwi do jadalni i stanął w nich postawny strażnik.

— Pani... — zwrócił się do królowej. — Jakiś oberwaniec mówi, że chce się z tobą widzieć.

— Oberwaniec? — powtórzyła Anaksibia. — Ze mną?

— Mówi, że cię zna i to bardzo pilne — odparł mężczyzna. — Wyrzucić go?

— Pewnie to któryś z tych żebraków, którym dajesz w jałmużnie wszystkie pieniądze, które masz przy sobie, a potem nie chcą opuścić cię na krok — stwierdził Strofios i uniósł brew.

— Nie mogę patrzeć na ludzkie cierpienie — odparła jego żona. — Wpuść go — poprosiła strażnika. — Jeśli będzie się napraszał, po prostu go wyprosimy.

Poddany kiwnął głową i wyszedł z komnaty, a po chwili wrócił, prowadząc około piętnastoletniego mężczyznę ubranego w długi ciemny płaszcz i podartą tunikę. Woda sączyła się z jego ubrania i włosów, a twarz w całości była umazana ziemią.

— Ciociu... — wychrypiał nieznajomy. — To ja, Orestes.

Anaksibia i jej rodzina pobiegli w jego stronę. Strażnik opuścił kaptur z głowy młodzieńca, ukazując jasne włosy. Królowa zadrżała. W zakrytej brudem twarzy przybysza dostrzegała rysy swych przodków, ale dlaczego książę najpotężniejszego greckiego królestwa miałby włóczyć się po Peloponezie przebrany jak żebrak?

— To jakiś wariat — odezwał się niepewnie Strofios. Jego córka chwyciła za rękę starszego brat.

— Nie jestem wariatem! — krzyknął młody człowiek. — Ciociu, spójrz... — Wyciągnął rękę. Na jego środkowym palcu lśnił sygnet z podobizną lwa. Taki sam, jaki nosiła Anaksibia. — Jestem Atrydą jak ty. Pamiętasz, kiedy przyjechałaś do nas do Myken, gdy byłem mały? Ja i twój syn bawiliśmy się piłką, powiedziałaś, że ożeni się w przyszłości z moją siostrą, a ja z Hermioną...

— Milcz! — przerwała mu Anaksibia. — Wierzę ci. — Zbliżyła się do niego i ujęła go za ramiona. — Biedne dziecko... Co ci się stało? — Przetarła jego policzek. — Wyglądasz jak obraz nędzy i rozpaczy. Co się stało? Gdzie jest twoja matka, siostry, ojciec? — pytała szybko.

— Uciekłem... Matka... zabiłaby mnie... — tłumaczył Orestes. Widać było, że jest przemęczony i traci wszelkie siły, każde słowo wymawiał z coraz większym trudem.

— Dobrze, wyjaśnisz nam to potem — wtrącił się Strofios. — Żono, skoro wierzysz, że to twój bratanek, zawołaj sługi, aby przygotowali mu kąpiel, ciepły posiłek, a potem łoże z czystą pościelą. Następnego ranka porozmawiamy i dowiemy się wszystkiego. Przecież ten chłopak zaraz padnie.

Orestes obudził się rano z bólem głowy i szczypaniem w gardle. Rozejrzał się po przestronnym jasnym pokoju, przepełnionym wazami i kwiatami. Była w nim jakaś delikatność i urok, co przypomniało mu, gdzie się znalazł.

Udało mu się. Dotarł do celu. Uratował życie, choć nie wiedział, czy ma po co jeszcze kontynuować swoją ziemską wędrówkę.

Przesunął ręką po łożu. Dobrze było leżeć w czystej, chłodnej pościeli po tygodniach spania w jaskiniach i na ziemi, czuć, że jego ciało jest czyste i dobrze odżywione, nawet jeśli nadal dręczyła go gorączka. Tak naprawdę chyba do tej pory nie wierzył, że przeżyje. W każdej chwili mógł zginąć na jednej z greckich dróg, a Ajgist pozbyłby się rywala do korony.

Usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł młody niewolnik o kasztanowych włosach i piegach.

— Czy dobrze się czujesz, panie? — spytał. — Król i królowa pragną z tobą porozmawiać, ale jeśli wcześniej chcesz zjeść śniadanie, uszanują to.

— Wolę najpierw z nimi porozmawiać — odpowiedział Orestes. Chyba nie przełknąłby kawałka chleba przed powiedzeniem ciotce prawdy o śmierci jej brata.

Służący pomógł mu ubrać się w prostą białą tunikę i usiąść na łóżku, a potem wpuścił do komnaty Strofiosa, Anaksibię i ich syna.

— Jak się czujesz, dziecko? — zapytała królowa, siadając naprzeciwko niego. — Wczoraj byłeś bardzo rozpalony.

Nachyliła się w jego stronę. Jej ciemne włosy opadały na brzoskwiniową, okrągłą buzię, a zielone oczy błyszczały czułością i troską. Orestes przypomniał sobie, że gdy ujrzał ją po raz ostatni jako dziecko, pomyślał, że Anaksibia emanuje ciepłem i jakąś matczyną aurą, której nigdy nie zaznał i trochę zazdrościł jej synowi i córce.

— Mam jeszcze trochę ciepłe czoło, ciociu, ale mi przejdzie — zapewnił Orest.

— Zaraz każę ci podać zioła wzmacniającego — zapewniła Anaksibia i uściskała jego ręce. — Wiesz, jesteś strasznie podobny do mojego dziadka Pelopsa.

,,Który był przeklęty przez działania własnego ojca" westchnął w duchu Orestes. ,,Najwidoczniej mamy wiele wspólnego."

— Żono... — chrząknął król Strofios. — Pamiętasz, po co tu przyszliśmy? — Spojrzał łagodnie na bratanka. — Powiesz nam, skąd właściwie się tu wziąłeś i co się stało z twoją rodziną?

Położył rękę na ramieniu Pyladesa. Orestes próbował szukać w męskich rysach, śniadej twarzy i czarnych półdługich włosach chłopca, z którym grał w piłkę kilka lat temu.

— Powiem wam — zgodził się. — I lepiej siedźcie wygodnie.

Opowiedział im o tym, co wydarzyło się po wyjeździe ojca na wojnę, o romansie i nielegalnym ślubie matki z Ajgistem oraz jak razem zamordowali Agamemnona po powrocie z wojny.

— Bogowie... — wydusiła Anaksibia i schowała twarz w dłoniach. Po chwili dało się usłyszeć jej gorzki szloch.

— Mamo... — wyszeptał Pylades, przysunął się do niej i objął ją. Z drugiej strony usadowił się król i także otoczył żonę ramionami.

Orestes poczuł pustkę w duszy. On nigdy nie zazna czegoś takiego. Ojciec, który miał ocalić ich wszystkich, odszedł przedwcześnie do Hadesu. Elektra została w Mykenach zdana na łaskę bezdusznej matki. Hermiona żyła gdzieś w Sparcie i nie wiedział, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy, będzie mógł wziąć ją w ramiona i powiedzieć, że ją kocha.

— Mój brat zginął, a ja nie zrobiłam nic, żeby go ocalić... — odezwała się w końcu Anaksibia.

— Jak miałaś to zrobić, ciociu, skoro byłaś w Fokidzie? — zapytał Orest. — To ja zawiniłem. Nie powstrzymałem matki i Ajgistosa...

— Może przestańcie się tak obwiniać? — odezwał się niepewnie Pylades. — Chyba powinniśmy zdecydować, co zrobić z tym wszystkim.

— Chciałbym odbić tron z rąk Ajgistosa i pomścić mego ojca — odparł z prostą szczerością Orestes. — Ale nie śmiem was prosić o pomoc w takim przedsięwzięciu...

Strofios wstał z krzesła i chodził przez jakiś czas po pomieszczeniu. Żona i syn patrzyli na niego, nadal się obejmując.

— Wojska, które wysłałem jako wsparcie, wróciły już z Troi. Moglibyśmy posłać je do Myken, ale prawdopodobnie Ajgistos i Klitajmestra dowiedzieliby się o tym, zanim dotarłyby do miasta, i przygotowali obronę. Nie zapominajmy też, że Klitajmestra ma potężną rodzinę, która może stanąć w jej obronie.

— W obronie kobiety, która zabiła męża i znęcała się nad dziećmi? — zdenerwował się Orestes.

Nie wiedział, co powinno spotkać jego matkę. Nie potrafił myśleć o tym, że zasługiwała na śmierć, nie chciał stać się tak bezwzględny i brutalny jak ona. Ale nie akceptował też tego, że ona będzie cieszyć się życiem i nowym małżeństwem, gdy jego ojciec spoczywa w grobie.

— Klitajmestra zawsze była nieznośna, ale... nie powinniśmy ryzykować wszystkiego z chwili na chwilę — przyznała niechętnie Anaksibia. — Słuchajcie! — zawołała z wcześniejszą energią. — Poczekajmy, aż Menelaos wróci do Sparty. On na pewno będzie wiedział, co robić lepiej niż my.

Około dwudziestoletnia kobieta stała na niewielkim, wykładanym białymi kafelkami placu. Jej jasne, prawie białe włosy powiewały na wietrze, gdy wpatrywała się w posąg Artemidy i próbowała znaleźć w jej oczach dobro i miłość.

— Ifigenio, czy jesteś bardzo zaabsorbowana? — Za jej plecami odezwał się cienki głos. — Czas na obiad.

Kapłanka odwróciła się i uśmiechnęła do swej ciemnowłosej towarzyszki.

— Nie, jak zwykle zajmuję się rozmyślaniem zamiast obowiązkami — odpowiedziała. — Ale dowiedziałam się, że mój brat dotarł bezpiecznie do Fokidy.

— To cudownie. — Przyjaciółka wyciągnęła ręce i uściskała ją. — Zatem wszystko skończyło się dla niego dobrze.

Ifigenia potrząsnęła głową. Jasna cera połączona z lnianymi włosami i szarymi oczami czyniła ją podobną do bezcielesnego ducha, co pozostałe kapłanki uważały za dowód, że jest szczególnie połączona z bogami.

— Obawiam się, że nic się dobrze nie skończyło, Koryno. Modliłam się i prosiłam, by moja matka zdołała ukoić ból i potrzebę zemsty, by przynajmniej kochała swoje dzieci, ale obawiam się, że nic nie wskórałam i ona zaszła już za daleko... Teraz nic nie powstrzyma jej mściwości i boję się, że sama siebie zgubi, a nie chciałam dla niego takiego losu. I boję się o moje rodzeństwo...

— Nie martw się. — Koryna uściskała ją ponownie. — Wszystko na świecie dzieje się za wolą bogów, a oni najlepiej wiedzą, co robić.

— Nie jestem pewna, czy wiedzą — westchnęła Ifigenia. Wolała nie pytać Koryny, jaki w takim wypadku miała sens dziesięcioletnia wojna o jej ciotkę, która i tak wróciła do swojego pierwszego męża.

— Oczywiście, że tak. Artemida wiedziała, że powinna sprowadzić cię tu i że w Taurydzie jest twoje miejsce. Teraz też na pewno będzie nad tobą czuwać.

Ifigenia wysiliła się na uśmiech. Jedno trzeba było przyznać – Artemida rzeczywiście wyświadczyła jej łaskę, zabierając ją tutaj. Szkoda, że jej rodzeństwo nie zaznało podobnej pomocy.

Ślub Helikaona i Kasji odbył się dwa tygodnie po pamiętnych ,,zaręczynach". Odrzucony ,,adorator" zaakceptował porażkę na korzyść księcia, ale i tak narzeczeni woleli nie ryzykować. Kasja będzie o wiele bezpieczniejsza, gdy zostanie już żoną.

Ze względu na żałobę dziewczyny uroczystość odbyła się dość cicho i skromnie, a Helikaon w duszy dziękował za to bogom. Nie mógł oficjalnie żałować po Munitosie, ale jego serce przepełniała rozpacz i cierpienie. Nie miał zamiaru się bawić i udawać, że zapomniał o stracie i radośnie rozpoczyna nowe życie. Wydarzenie ograniczyło się do rytualnej kąpieli w okolicznej rzece, złożenia przyrzeczenia przed bogami wraz z ofiarą z zabawek panny młodej oraz krótkiej kolacji z najbliższymi dworzanami.

Kasja czuła się jak we śnie. Wciąż nie dowierzała, że jest żoną. Stało się to tak nagle, a wcześniej prawie w ogóle nie rozmawiała z Helikaonem. Od razu jednak doceniła pomoc i dobroć, jakie jej okazał i przysięgła sobie, że będzie dobrą, oddaną żoną. Słyszała z opowieści, że poprzednia małżonka syna Antenora zdradziła go i porzuciła i domyślała się, że stąd wynika jego wycofanie i melancholia. Prosiła bogów, by udało jej się przywrócić mu radość.

Gdy nadeszła noc, służące przebrały ją z żółtej sukni ślubnej[1] w białe obcisłe peplos i odprowadziły do komnaty małżeńskiej.

— Nie bój się, dziecko — szepnęła jej do ucha stara niania. — To bardzo przyjemne.

Kasja wiedziała, co mężczyźni robią z kobietami i że niektórym zależy na tym bardziej niż na większości rzeczy, po śmierci wuja uświadomiła sobie to zbyt boleśnie. Ale oczywiście miała pewność, że książę taki nie jest i okaże jej szacunek i czułość. Uśmiechnęła się do siebie na to wyobrażenie.

Jednak kiedy zostali sami, jej mąż nie podszedł do niej, nie dotknął jej, a jedynie patrzył tym swoim apatycznym wzrokiem. Kasja spuściła wzrok. Rozumiała, że poślubił ją z litości, ale przecież mało które małżeństwo było wynikiem miłości, a jednak trwały przy sobie. Czy naprawdę nie budziła w Helikaonie żadnego pożądania? Może mówiono jej już, że jest za chuda i ma za małe piersi, ale niektórzy też chwalili jej rzadkie w Italii rude włosy oraz bladą cerę.

,,Ale on miał za żonę kobietę, o której mówiono, że jest piękna jak Afrodyta, piękniejsza od Heleny Trojańskiej, o którą toczono wojnę przez dziesięć lat" pomyślała. ,,Nic dziwnego, że uważa mnie za pospolitą."

— Nie bój się — odezwał się nagle Helikaon. — Nic ci nie zrobię. Ojciec pewnie opowiedział ci o mojej przeszłości? — Kasja skinęła głową. — Moja pierwsza żona Laodike zdradziła mnie z synem Tezeusza. Wmówiła mi, że jego syn jest mój, ale potem wyznała prawdę, porzuciła mnie i zabrała mi Munitosa.

Jego głos był przepełniony bólem i goryczą. Kasja miała ochotę podejść do niego i wziąć w objęcia.

— Bardzo mi przykro, panie, ale ja taka nie jestem. Nigdy nie zdradziłabym męża! — zapewniła gorąco.

— Ona też nie musiała być ,,taka". — Na twarzy Helikaona pojawił się gorzki grymas. — Kiedyś uważałem ją za pustą i płochą, ale teraz wiem, że nie pasowaliśmy do siebie i nie byłem dla niej dobrym mężem. Nie chciałbym cię zranić tak jak Laodike.

— Może my do siebie pasujemy? — zasugerowała nieśmiało Kasja.

— Zresztą, nie mówmy o Laodike, niech Hades da jej ukojenie. Najbardziej dotyka mnie utrata Munitosa. Początkowo wierzyłem, że jest bezpieczny i zadowolony, że kiedyś do niego napiszę... ale on zmarł. Wtedy moje serce pękło na pół. Strata dziecka to największy koszmar i nie chcę ponownie tego przechodzić.

— Czyli... nie chcesz mieć, panie, nigdy żadnych dzieci? — zdziwiła się Kasja. Przecież właśnie dlatego władcy zawierali małżeństwa.

— Może kiedyś będę musiał, w końcu mam być królem... — przyznał niechętnie Helikaon. — Ale teraz nie jestem gotowy. I nie chcę cię wykorzystywać. Wziąłem z tobą ślub, żeby cię ocalić od tamtego brutala, ale nie możesz być przywiązana do człowieka, który jest zwykłym wrakiem... — Zrobił ostrożny krok w jej stronę i położył ręce na jej ramionach. — Jesteś jeszcze młodziutka, prawie dziecko... Może poznasz kiedyś kogoś, kogo będziesz chciała poślubić z miłości. Łatwiej się rozstać, gdy małżeństwo jest nieskonsumowane. Dlatego na razie nie będę niczego od ciebie oczekiwał. Nie musisz się martwić — szepnął i dotknął ustami jej czoła.

Kasja chciała protestować i powiedzieć, że nie chce poślubić nikogo innego, że wyszła za dobrego, uczciwego człowieka i pragnie oddać mu się cała i urodzić dzieci, więc nikt jej nie wykorzystuje. Coś jej jednak mówiło, że Helikaon jest pewny swej decyzji i nie przyjmie dobrze takiej deklaracji.

— Chodźmy spać — poprosił książę i wskazał jej łoże. — Nie będę cię dotykał.

— Dobrze, panie. — Kasja spełniła polecenie.

Była głupia, wierząc, że ułoży sobie życie, że będzie miała prawdziwego męża i rodzinę, a może pewnego dnia zdobędzie szczerą miłość Helikaona, bo na pewno zdarzało się to w małżeństwach z rozsądku. Była dla niego głupim, chudym dzieckiem. Nie mogła zastąpić mu utraconego synka ani pięknej niewiernej żony. Litość i okazjonalne pocałunki w czoło to jedyne, co zostało jej pisane. Najwidoczniej mimo nietypowej urody i tak była tak odpychająca, że podobała się tylko zwyrodnialcom.

Leżała i wsłuchiwała się w oddech męża, póki nie upewniła się, że zasnął. Wtedy odwróciła się do niego plecami, przytuliła poduszkę i zaczęła szlochać.

Od dnia morderstwa ojca i ucieczki brata Elektra prawie nie opuszczała swojej komnaty, nie pokazywała się publicznie i mało jadła. Sama już nie pamiętała, czy to matka próbowała ją w ten sposób złamać, czy ona ją ukarać. Ale żadna z nich nie osiągnęła celu. Ona nadal nie miała zamiaru zdradzać Orestesa i pójść układy z Ajgistosem, natomiast Klitajmestra chyba wcale jej nie współczuła.

Pewnego dnia do jej komnaty weszła Chrysotemis. Siostra miała już trzynaście, ale nadal była równie łagodna i niewinna, co w dzieciństwie. Jej jasne włosy, blada cera i szare oczy przypominały Elektrze Ifigenię.

— Wuj Ajgist powiedział, że możesz zjeść z nami obiad, jeśli będziesz zachowywać się skromnie — powiedziała cicho Chrysotemis.

— Wolę umrzeć niż im się poddać — burknęła Elektra.

— Nie mów tak! — zaprotestowała siostra. — To bardzo złe!

— Złe? A jak nazwiesz to, że nasza matka zamordowała własnego męża?

Chrysotemis westchnęła i powoli usiadła obok niej.

— Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Może ją jakoś skrzywdził. Nie pamiętam ojca, prawie go nie znałam. Matka też nie jest idealna... ale to nasza mama i chcę ją kochać. Jeśli będziemy dla niej dobre i miłe, to ona też nas pokocha.

Elektra była gotowa się roześmiać i wytknąć siostrze naiwność jej myślenia, ale w jasnych oczach Chrysotemis było tyle szczerości, że nie dała rady. Dziewczynka naprawdę wierzyła, że zasłuży na miłość matki, że jeśli spełni wszystkie wymagania, to Klitajmestra pokocha ją tak jak Aletesa i Erigone. Może jest za wcześnie, by żegnać ją ze złudzeniami.

— Ja nigdy nie zdradzę pamięci ojca — odpowiedziała tylko.

— Nie musisz. Możemy modlić się za jego duszę i składać ofiary za jej spoczynek... Ale musimy też pamiętać o własnym życiu. Nasze bezpieczeństwo zależy teraz od matki i Ajgistosa. Nie każda sytuacja jest przyjemna, ale do każdej musimy się przystosować.

— Ja nie mam zamiaru się przystosowywać. Za długo byłam cicha i uległa. Teraz będę walczyła o swoje.

Elektra wskazała siostrze na wazę z Medeą, która stała teraz naprzeciwko jej łóżka. Księżniczka często na nią patrzyła, odnajdując w obrazie własne emocje i obawy. Bała się tego, kim może się stać, ale uznała, że nie ma już odwrotu.

— Będę taka jak ona.

Helena spała z głową na ramieniu Menelaosa, gdy wóz przemierzał greckie drogi. Była wyczerpana podróżą i marzyła tylko o tym, aby obudzić się w Sparcie i żyć tak jak przed wojną.

— Gdzie jesteśmy? — pytała czasem po wybudzeniu.

— Do wieczora powinniśmy być w domu, kochanie — odpowiadał mąż i głaskał ją po głowie.

Helena znów próbowała zasypiać, ale dręczyły ją myśli o przyszłości. Na pewno wielu Spartan wierzy w jej ucieczkę, uważa, że świadomie porzuciła swoje królestwo dla jakiegoś przypadkowego mężczyzny. Nie wiedziała, czy zdoła ich przekonać, że jest inaczej. Wiedziała, że nawet załoga Menelaosa przez długi czas nie ufała w jej szczere intencje, traktowała ją dobrze jedynie z obowiązku i nie była dla nich prawdziwą królową. Serce zadrżało w niej na wspomnienie pewnego ranka, gdy zatrzymała męża dłużej w łóżku, a potem usłyszała, jak próbuje się z tego tłumaczyć żołnierzom. Jeden z nich powiedział: ,,W porządku, panie, niech ona udowodni, że warto było za nią walczyć". Menelaos zaraz go upomniał, ale Helena usłyszała to i zrozumiała, że nie jest dla nich władczynią, ale kimś w rodzaju branki. Dopiero po powrocie z Egiptu, gdy udowodniła swoją lojalność wobec męża i troskę o Spartan, zaufali jej na nowo. Kilku wojowników twierdziło, że nigdy nie wątpiło w jej dobre imię, inni wprost przyznali, że żałują swoich podejrzeń i proszą o przebaczenie. Czy teraz będzie przechodzić przez to samo?

Gdy znaleźli się przed bramą spartańską, królewska para wyszła z wozu i postanowiła wjechać do miasta konno, pokazać się poddanym. Helena wzięła głęboki oddech i spojrzała na męża. Teraz czekała ją pierwsza próba.

Jej serce zabiło ze wzruszenia, gdy przekroczyli bramę. Sparta nie była tak wielkim i pełnym przepychu miastem jak Troja czy egipskie Teby, budynki były proste, pozbawione przesadnych ozdób w kolorach chłodnej bieli, szarości, a czasem i czerni czy brązu. Przy drodze i świątyniach stało niewiele pomników, a wszystkie odznaczały się skromnością i umiarem. Kwiatów nie sadzono w donicach, ale na przydrożnych trawnikach można było dostrzec, że niektóre wyrastają z zielonoszarej, pamiętającej jeszcze zimę trawy. Helena nie wiedziała, czy ktoś poboczny uznałby to wszystko za piękne, ale ona uznawała. To wszystko było jej. W Sparcie miała swoje miejsce na ziemi. Była w domu. Popatrzyła na Menelaosa ze łzami w oczach i zrozumiała, że on czuje to samo.

Spartański pałac nie miał tak wysokich schodów, jak trojański, nie górował widocznie nad miastem, dlatego też Helena i Menelaos przejechali konno przez cały gród i zatrzymali się dopiero przed budynkiem. Potem wzięli się za ręce i weszli do pałacu.

— Gdzie nasza córka? — zapytał Menelaos strażnika, gdy Helena z czułością wpatrywała się we wszystkie dywany, wazy i delikatne malowidła na ścianach.

— Jest w kobiecych komnatach z dwórkami — wyjaśnił sługa.

,,Wreszcie zobaczę moje dziecko" pomyślała Helena. ,,Odzyskam to, co Parys mi odebrał". Wolała nie dopuszczać do siebie myśli, że jej córka jest już inną osobą niż czterolatka, od której ją oderwano.

Udali się do damskich pokojów. Na ich widok wszystkie dziewczęta podniosły się ze swoich miejsc. Helena zatrzymała się w półkroku. Rozglądała się po pomieszczeniu i nie mogła odgadnąć, która z tych panien jest jej córką. Kilka z nich miało jasne włosy, ale w żadnej z nich nie mogła odnaleźć obrazu swojej małej słodkiej Hermiony.

— K... która z nich to moja córka?[2] — spytała nieśmiało siedzącą w kącie służącą.

Niewolnica nie musiała wskazywać. W tym momencie w oczach jednej z dziewcząt odbił się ogromny zawód i smutek. Helena już wiedziała, że ją zraniła.

— Przepraszam — wydusiła. — To było tak dawno...

Hermiona podeszła do rodziców, ale matce posłała jedynie krótkie spojrzenie, zaś ojcu rzuciła się na szyję i przytuliła do niego mocno. Menelaos odwzajemnił jej uścisk i zaśmiał się.

— Wyrosłaś na piękną dorosłą kobietę — zapewnił Hermionę, gdy odsunęli się od siebie. — Ja też prawie cię nie poznałem.

,,Mówi to tylko po to, żebym poczuła się lepiej" uznała Helena. ,,Nie poznałam własnego dziecka. Jestem złą matką".

Przyjrzała się Hermionie. Jej córka naprawdę była prześliczna. Miała delikatną, zaróżowioną twarz, długie lśniące włosy i ogromne błękitne oczy. Teraz mogła znaleźć już w niej cechy tego dziecka, które przed laty obserwowała z zachwytem i cieszyła się każdym jego postępem.

— Dzień dobry, matko — odezwała się Hermiona i lekko dygnęła.

— Dzień dobry, córeczko — odpowiedziała Helena. — Cieszę się, że znowu jesteśmy razem.

Trudno było jej mówić o uczuciach i wyznawać swoją historię przy tych wszystkich ludziach. Co miała zrobić? Krzyknąć przy całej komnacie, że Parys ją porwał? Mogła tylko wziąć Hermionę w ramiona i przycisnąć mocno do serca z nadzieją, że wtedy córka poczuje, jak jest kochana.

Zmierzchało już, więc wszyscy zaczęli szykować się na kolację i spoczynek. Helena i Menelaos postanowili nie wypytywać o losy innych powracających z wojny. Domyślili się, że dowiedzieliby się wielu także trudnych i bolesnych rzeczy, a do rana chcieli po prostu cieszyć się powrotem do domu. Hermiona także nic im nie mówiła.

— Przyszłam powiedzieć ci ,,dobranoc" — powiedziała Helena, wchodząc po zmroku do komnaty córki.

Hermiona siedziała na swoim łóżku w nocnej tunice i z włosami swobodnie opadającymi na ramiona. Bez królewskiej sukni, biżuterii i makijażu wyglądała o wiele bardziej bezbronnie i niewinnie i przez chwilę wydawała się Helenie na powrót małym dzieckiem, które potrzebuje opieki.

— Dobranoc, mamo. — Skinęła głową księżniczka. — Mówią, że to, co przyśni się w nowym miejscu, się spełni — dodała z wyraźnie wymuszonym uśmiechem.

,,Jestem dla niej obca" pomyślała z bólem Helena. ,,Przez jedenaście lat wysłuchiwała historii o tym, jak ją porzuciłam. A gdy wróciłam, wcale nie pokazałam się jako dobra matka".

— To nie jest nowe miejsce, to mój dom — odparła. — Nigdy nie chciałam stąd odchodzić. — Nieśmiało wyciągnęła rękę i przeczesała włosy córki. — Przykro mi, że rozstałyśmy się na tak długo, ale postaram się zrobić wszystko, żeby ci to wynagrodzić.

— Niech tak będzie — westchnęła Hermiona.

Helena poczuła, jak drżą jej ręce. Jedenaście lat temu uspokoiłaby smutki córki opowiadaniem jej historii o przygodach herosów albo śpiewaniem kołysanek. Wolała nie myśleć, ile takich chwil im przepadło. Teraz nie umiała być matką piętnastolatki.

— Ale jeśli chcesz coś dla mnie zrobić... — zaczęła nagle Hermiona.

Oczy Heleny rozszerzyły się na te słowa. Spojrzała na córkę zachęcająco.

— Tak, kochanie? Jakie masz życzenia?

Hermiona przyjrzała jej się uważnie, a potem potrząsnęła głową.

— Nieważne. Powiem ci jutro.

— Na pewno? Jestem twoją matką, możesz mi powiedzieć wszystko.

— Na pewno... mamo. Jest już późno i jestem zmęczona.

Helena niechętnie przytaknęła, pogłaskała córkę po głowie i wyszła z pokoju.

Zastanawiała się, co Hermiona chciała jej powiedzieć, do momentu, kiedy nie weszła do małżeńskiej komnaty i ponownie zalała ją fala wzruszenia. Ostatni raz spała tu z Menelaosem w noc przed jego wyjazdem na pogrzeb Katreusa, po przybyciu Parysa do Sparty, gdy jej mąż pierwszy zaczął się domyślać, że przybysz patrzy na nią w nieodpowiedni sposób. Przez dziesięć lat rozpamiętywała tamtą noc, jednocześnie delektując się wspomnieniami bliskości ukochanego i zamartwiając, że on naprawdę uwierzy w jej niewierność. To miejsce wydawało się ostateczną konfrontacją z przeszłością.

— Byłam u Hermiony — wyjaśniła siedzącemu na łożu Menelaosowi. — Chyba ma do mnie żal. Wcale jej się nie dziwię. Nie rozumiem, jak mogłam nie poznać własnego dziecka. — Na samą myśl zrobiło jej się zimno.

— Nie opowiadaj takich rzeczy — upomniał ją mąż. — Potrzebujecie czasu, żeby odbudować więź, ale przecież nadal ją kochasz. Ona to zobaczy. Bardziej boję się, jak zareaguje, gdy dowie się o narzeczonym...

— Och, ona cię uwielbia — odpowiedziała Helena, a w jej głosie pobrzmiał żal. — Na pewno zgodzi się z tobą we wszystkim.

Wiedziała, że to głupie, ale zazdrościła mężowi i córce ich miłości i porozumienia, których nie zniszczyło ponad jedenaście lat rozłąki. Nie widzieli się, ale mieli listy, świadomość wsparcia drugiej osoby, gdy ona została sama ze sobą. I teraz znów czuła się sama.

— Ciebie też będzie uwielbiać. — Menelaos wskazał, by usiadła obok niego. — Znowu będziemy budować przyszłość.

Helena ostrożnie zajęła miejsce obok niego, a mężczyzna ujął w ręce jej twarz.

— Przeszliśmy wiele trudności, a wiele jeszcze przed nami, ale chcę, żebyśmy przeżywali je razem. Najmocniej uświadomiłem sobie to w Egipcie, chociaż żałuję, że kosztem twojego bólu i wstydu. — Otarł łzę, która zaczęła spływać po policzku żony. — Nie chcę się już nigdy z tobą rozstawać. Chcę z tobą odbudować potęgę tego królestwa, patrzeć, jak nasza córka dojrzewa, bo przecież nie jest tak naprawdę w pełni dorosła... Kocham cię i chcę być przy tobie do śmierci i mam nadzieję, że po śmierci też będę mógł.

Helena nie wytrzymała już napięcia. Gwałtownie wyciągnęła ręce i przywarła do męża.

— Dziękuję, że to mówisz. Powroty chyba zawsze są trudne... ale to dobrze, że ma się do kogo wracać.

Menelaos ponownie wziął jej twarz w dłonie i pocałował. Do serca Heleny napłynęła nadzieja. Targały nią podobne emocje jak pannę młodą w noc poślubną – niepokoje i obawy, ale przeplatane oczekiwaniem i ekscytacją, wiarą, że to wszystko prowadzi do czegoś dobrego.

Delikatnie ściągnęła tunikę z męża. Przyglądała się wszystkim bliznom i śladom po nich, które zdobiły jego klatkę piersiową. Wiele z nich nabył podczas ostatniej wojny – były widomym znakiem wszystkiego, co poświęcił dla niej. Pochyliła się i powoli całowała je wszystkie. Menelaos wplótł palce w jej włosy.

— Moja najukochańsza... — wyszeptał. Po chwili uniósł ją do góry. — Nie uważasz, że ja też powinienem mieć na co popatrzeć?

Helena roześmiała się, bo przypomniała sobie, że podobne słowa powiedziała do niego w ich pierwszą noc. Opadła na pościel i rozłożyła ręce.

— Ja niczego nie zabraniam — zapewniła z błyskiem w oku.

Menelaos położył się przy niej i wsunął rękę pod jej suknię, jednocześnie okrywając pocałunkami jej twarz i szyję. Helena przytuliła się i oplotła go mocno nogami. Ich serca biły przy sobie wspólnym rytmem.

1. ,,(...) służące przebrały ją z żółtej sukni ślubnej(...)" – W starożytnym Rzymie, w przeciwieństwie do Grecji, suknie ślubne były w kolorze żółci, więc też to wprowadziłam.

2. ,, K... która z nich to moja córka?" – Według ,,Heroid" Owidiusza Helena nie rozpoznała swojej córki po powrocie z Troi i miała dopytywać, która z dziewcząt na dworze jest Hermioną. Hermiona miała o to potem żal do matki.


Witam w kolejnym rozdziale po przerwie! Mam nadzieję, że Was nie zawiódł i cieszycie się z rozwoju wątków i powrotu kilku bohaterów ;)

Ifigenia początkowo miała pojawić się dopiero pod koniec w wydarzeniach znanych z ,,Ifigenii w Taurydzie" Eurypidesa, ale uznałam, że przyda się przypomnieć, że ona istnieje.

Co do Heleny i Menelaosa, to nie wszystkie wersje podejmują motyw ich pobytu w Egipcie, a inne twierdzą, że trwał on bardzo długo, około 8-9 lat, czyli niewiele krócej niż wędrówka Odysa. Nie chciałam jednak, żeby byli ,,oderwani" od reszty bohaterów, poza tym znowu dochodzi tu kwestia chronologii i tego, że wówczas Hermiona byłaby w chwili powrotu rodziców dość ,,stara" jak na zamążpójście.

Ponieważ to już dziesiąty rozdział tej części, to bardzo prosiłabym Was o jakąś informację zwrotną, opinię na temat tego, co do tej pory się tu dzieje, jak historia się Wam podoba w porównaniu z pierwszym tomem, co sądzicie o bohaterach, wydarzeniach, czego oczekujecie od dalszych rozdziałów - może być krótko. To tak naprawdę moja pierwsza ,,pełna" kontynuacja wcześniejszego opowiadania na Wattpadzie i nie ukrywam, że budzi to we mnie stres, patrząc na ilość historii i bohaterów. Nie wszyscy czytelnicy pierwszej części czytają tę, pewnie trudno będzie mi zgłosić ją do jakichś zorganizowanych akcji, więc naprawdę zależy mi na feedbacku od tych, którzy czytają!

(I dajcie znać, co sądzicie o końcówce, bo podczas pisania wyglądam jak ta małpka zasłaniająca oczy)

Ponieważ maj i czerwiec to ciężkie miesiące dla studentów, wolę od razu powiedzieć, zamiast za każdym razem rozpisywać się na tablicy, że od tej pory rozdziały mogą nie pojawiać się co tydzień - będę starała się pisać, ale czasami nauka zwycięży :(

W międzyczasie zapraszam do mojego nowego krótkiego mitologicznego opowiadania - ,,She will be loved - Ariadna", gdzie dowiecie się trochę o przodkach bohaterów ,,Greków i Trojan".

Rozdział z dedykacją dla Zuzka03K - dziękuję Ci za Twoją obecność, wszystkie komentarze i że zazwyczaj jesteś tu pierwsza :D

Wcześniejszy rozdział był zadedykowany _Vogel- Tobie też dziękuję, że tu trwasz, za komentarze i nadrobienie rozdziałów <3

Do następnego!





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top