Rozdział dwudziesty siódmy. Zdrada.
Czym może być człowiek, dowiadujemy się w sytuacjach wyjątkowych; jeżeli się takie nie zdarzają, żyjemy w nieświadomości. Czym może być jeden dzień, który trzeba przeżyć od rana do wieczora, który trzeba przecierpieć.
Maria Nurowska ,,Postcriptum"
Ale kiedy kometa staje się meteoroidem?
Kiedy świeca staje się płomieniem?
Kiedy człowiek staje się potworem?
Kiedy mała fala staje się dużą?
Kiedy powód staje się winą?
Kiedy człowiek staje się potworem?
Troy: Epic Saga ,,Just a man"
https://youtu.be/Pi-dmufCcng
(Piosenka pochodzi z concept albumu musicalu na podstawie ,,Odysei" - bardzo polecam)
Następnego dnia Helenos odprawiał codzienne poranne modły ku czci Apolla, gdy go kapliczki wszedł Eneasz.
— Witaj, kuzynie — powitał go kapłan. — Dobrze spałeś?
— Tak, ja i moi ludzie bardzo wam dziękujemy za gościnę — zapewnił Eneasz. — Musisz wiedzieć, że to moja matka nas tu wysłała.
— Tak myślałem. — Uśmiechnął się Helenos. — Nie ocaliła Troi, ale ocaliła ciebie.
Eneasz pokiwał głową, zastanawiając się, czy Helenos mówi to szczerze, czy z ironią. Sam wystąpił przeciwko własnej ojczyźnie, ale zapłacił za to wysoką cenę. Musiał służyć człowiekowi, który zabił jego ojca, żyć z myślą, że wdowa po Hektorze jest zmuszona do dzielenia z nim łoża. Teraz wychowywał dzieci tego drania.
— Bardzo chciała, żebym spotkał się z tobą. Jesteś wieszczem.
— Nie widzę wszystkiego, ale czasem mi się udaje — przyznał Helenos.
— Matka przeczuwa, że gdzieś jest ziemia, na której ja i moi Trojanie będziemy mogli żyć w pokoju... założymy nowy Illion. Ale nie wiemy, gdzie ona się znajduje. Próbowaliśmy już w kilku miejscach i zawsze musieliśmy je opuszczać. Czy... byłbyś tak dobry i spróbował odkryć to miejsce?
— Z chęcią zrobię wszystko, żeby wam pomóc — zapewnił Helenos i poklepał go po ramieniu. Następnie nachylił się nad ołtarzem Apolla, wzniósł oczy i zaczął szeptać modlitwę. – Febie, ciebie i łabędź opiewa, łopocząc skrzydłami,
który przechadza się brzegiem pełnego wirów Peneju,
ciebie także i pieśniarz mający dźwięczną formingę
miłym głosem opiewa na wstępie i końcu swej pieśni.
Bądź pozdrowiony i ty, mocarzu - tą pieśnią cię błagam!
Eneasz przypatrywał się przyjacielowi. Widział, jak jego twarz blednie, a oczy stają się mętne i nieobecne. W końcu z ust Helenosa wydostał się chrapliwy głos:
— Zeus przeznaczył dla ciebie ziemię w środkowej Italii. Założysz nowy naród wilków. Pewnego dnia twoi potomkowie założą wielkie miasto, które zapanuje nad światem.
Eneasz zadrżał. Przypomniał sobie słowa matki sprzed lat o tym, że Askaniusz stanie na czele narodu. Wątpił, by zdawała sobie z tego sprawę, ale nieświadomie wyczytała ich los. Poczuł na sobie ogromny ciężar. Nigdy nie czuł się kimś wyjątkowym, chciał być zwykłym mężczyzną z Troi prowadzącym proste rodzinne życie. Ale chyba już nie będzie mu to dane. Teraz miał być przodownikiem swojego ludu.
Andromacha nadzorowała w kuchni przygotowanie posiłku dla gości. Chciała, żeby czuli się tu naprawdę chciani i docenieni, osoby łączące ją ze wspomnieniami o dawnym życiu w Troi. Cieszyła się, że mimo jej pozycji u Neoptolemosa, nadal traktowali ją jako ich księżniczkę i żonę Hektora. Ale w innych chwilach przenikało ją zimno na myśl, co utraciła.
,,Tak chyba już będzie zawsze" myślała, patrząc, jak kucharki przyprawiają wyjęte specjalnie dla Trojan mięso. ,,Jednego dnia będę spokojna, innego z trudem zniosę to wszystko, co się zdarzyło".
Wyszła z kuchni i stanęła na prowizorycznym balkonie. Spojrzała w stronę morza. Ono też przypominało jej Troję, w przyjemny i kojący sposób. Rześki wiatr uspokajał i odganiał złe myśli. Może także dlatego, że nie przypominał tego, co zastała we Ftyi.
Usłyszała za sobą czyjeś kroki i odwróciła się spokojnie. To był Eneasz.
— Witaj — przywitał się z nią. — Jeszcze raz dziękuję za tak dobre przyjęcie nas. Czujemy się tu prawie jak w domu.
— Helenos chciał, żeby to miejsce przypominało Troję. Rozumiem, że ty dążysz do tego samego.
— Nie możemy odzyskać naszej ojczyzny, ale możemy zachować pamięć o niej w różnych zakątkach świata. To chyba wartościowe. Możemy mieć dwie Troje.
,,Nawet trzy" pomyślała Andromacha, przypominając sobie Pergamosa, ale wolała nie opowiadać o tym Eneaszowi. Ufała mu, ale bezpieczniej będzie, jeśli pogłoski o jej synu nie rozniosą się po świecie. Musiała robić wszystko, by Neoptolemos nawet nie wyobraził sobie czegoś takiego.
— To prawda — odpowiedziała w końcu. — Możemy.
Przez chwilę oboje wpatrywali się w uderzające o plażę falę, aż Eneasz powiedział:
— Wiem, że Helenos tu o ciebie dba, ale nadal jesteś pod batem Neoptolemosa. Dlatego mam dla ciebie propozycję.
— Nie rozumiem, jaką? — zdziwiła się Andromacha. — Zabijesz syna Achillesa?
— Chciałbym, ale to chyba nienajlepszy pomysł. Rozmawiałem z moją siostrą i uznaliśmy, że moglibyśmy zabrać cię ze sobą. Do miejsca, gdzie nikt już cię nie pohańbi. Moja matka bardzo mnie strzeże i na pewno nie dopuści, by ten potwór cię znalazł i znów skrzywdził.
Serce Andromachy zabiło z nadziei. Wprawdzie w Epirze czuła się dobrze, ale Eneasz miał rację, nadal Neoptolemos miał na nią wpływ. Nic go nie powstrzyma, jeśli znów zapragnie ją poniżyć. Daleko, na innej ziemi zyskałaby szansę na pełną wolność. Ale nie potrafiła wyobrazić sobie już życia gdzie indziej.
— Jestem ci bardzo wdzięczna i niech wszyscy bogowie cię błogosławią — zapewniła ciepło. — Ale nie mogę przyjąć tej propozycji. Myślę, że Neoptolemos nie zmartwiłby się moim zniknięciem, ale gdybym zabrała ze sobą dzieci, poruszyłby niebo i ziemię, by je odzyskać. Nawet jeśli Afrodyta cię chroni, nie naraziłabym was na takie niebezpieczeństwo.
— Ja... Byłem przekonany, że zgodzisz się popłynąć sama i zostawić dzieci z ich ojcem — wyznał ze wstydem Eneasz. — Poczęły się w tak straszny sposób, spłodził je morderca Astianaksa...
— Wiem. Nie musisz mi przypominać — przerwała Andromacha. — Ale to też moje dzieci. Jedno już straciłam... Nie zniosę tego po raz kolejny.
Przeszył ją przenikliwy ból. Po ostatniej rozmowie z Eneaszem i Hippodameją wróciły do niej wspomnienia całego okrucieństwa związanego z narodzinami Pergamosa i Pielosa. Uświadomiła sobie, że wychowanie ich zawsze będzie dla niej trudne. Większą czułość wzbudzał w niej Askaniusz. Ale teraz, gdy pomyślała, że miałaby ich porzucić, zostawić z tym zbrodniarzem, ogarnęła ją prawie taka sama rozpacz jak wówczas, gdy obserwowała śmierć Astianaksa.
— Rozumiem. Nie chciałem cię urazić — zaczął zapewniać Eneasz. — Rozmawiałem o tym z Hippodameją. Uznałem, że kobieta lepiej to zrozumie. Stwierdziła, że spotkało cię coś najpotworniejszego i gdyby była na twoim miejscu, to spędziłaby płód tylko po to, by nie zapewnić dziedzictwa rodowi pogromców Troi.
— Spotkało. I nie wątpię, że twoja siostra mówi szczerze i wiele kobiet postąpiłoby w ten sposób i może nie skończyłoby się to dla nich źle. Ale ja myślę, że gdybym nie miała moich chłopców, już by mnie nie było i nie znalazłabym w sobie siły, żeby funkcjonować po śmierci Hektora i Astianaksa. Cieszę się, że są ze mną. To, co do nich czuję, jest trudne, ale wolę to niż nie czuć nic. Wiem, że pewnie nie każda kobieta by się ze mną zgodziła, ale czuję, że teraz podejmuję decyzję najlepszą dla siebie.
Była zdziwiona, że dała radę to wszystko powiedzieć. Każde słowo budziło w niej dziwne, ciężkie przemyślenia, przygniatało jej duszę.
— Jesteś bardzo silna i dzielna, Andromacho — szepnął drżącym głosem Eneasz. — Mam nadzieję, że zaznasz jeszcze w życiu wiele szczęścia.
Andromacha uśmiechnęła się i pokiwała głową. Patrzyli na siebie przez załzawione oczy.
Elektra nie opuszczała komnaty już trzeci dzień. Zgodnie z rozkazami Klitajmestry i Ajgista nie podawano jej jedzenia ani napojów, nie przynoszono wody do mycia ani czystych ubrań. Klitaja była pewna, że jej córkę w końcu złamie albo duma, albo głód.
— Mamo, czy mogę chociaż na chwilę porozmawiać z Elke? Może namówiłabym ją do tego ślubu — poprosiła przy obiedzie Chrysotemis.
— Nie, Elektra ma zakaz rozmów z kimkolwiek — zaprotestowała jej matka. — Musi nauczyć się posłuszeństwa.
Wątpiła, by młodsza córka potrafiłaby do czegokolwiek przekonać siostrę. Na pewno się kochały, ale Elektra uważała Chrysotemis za zbyt uległą i na jej rady reagowała wręcz odwrotnie.
— Ale przecież ona tam umrze bez wody! — zawołała Chrysotemis. — Nie możecie jej podawać chociaż napojów?
— Miała tam dzban z wodą, jeśli jest rozsądna, starczy jej na kilka dni — odparła sucho Klitajmestra.
,,To lepsze niż śmierć, jaką jej ojciec zadał mojemu synkowi" pomyślała. Przeszedł ją zimny, obezwładniający dreszcz, jak w febrze.
— Drogie dziecko, my wiemy, co zrobić z twoją siostrą. To nasze królestwo i uwierz, że kontrolujemy każdą sytuację. — Ajgistos nachylił się do pasierbicy. — Bądź grzeczna i nie kłóć się z nami, naprawdę nie chcemy sporu z kolejną z was.
Chrysotemis westchnęła i wróciła do jedzenia. Klitajmestra uśmiechnęła się. Dziewczyna była łagodna, słaba i spragniona miłości. Wierzyła, że jej rolą jest być cichą i posłuszną. Może miała nadzieję, że gdy zasłuży, matka w końcu okaże jej uczucie, ale myliła się. Klitajmestra nie nienawidziła jej tak bardzo, ale też nigdy nie żywiła do niej ciepłych emocji. Dumną i niepokorną Elektrę przynajmniej mogła szanować, młodszą córką gardziła.
,,Żałuję, że byłem tak niemiły dla Afrodyty" myślał Apollo, chodząc po komnacie. ,,Najwidoczniej za karę od losu spotkało mnie to samo".
Niespecjalnie interesowały go motywacje królowej Klitajmestry, ale nie spodziewał się, że ta kobieta będzie zdolna do świadomego skazania własnej córki na śmierć. Jej przebiegłość i brak skrupułów za każdym razem go zaskakiwały. Chociaż królowa o tym nie wiedziała, od kilku lat toczyła walkę z bogiem. I niepokojąco często wygrywała.
— Nie możesz ukazać się Klitajmestrze i obiecać, że uratujesz jej małą córkę, jeśli da Elektrze spokój? — zapytał dziś Artemidę.
— Że też wierzysz w zabobony. — Siostra tylko uniosła brew. — Nie mam władzy nad krwią.
Starał się rozniecać zemstę i gniew w sercu Orestesa, ale średnio mu szło. Chłopak dyszał z wściekłości na matkę, to pewne, ale miał też wiele skrupułów i w głębi duszy ogromnie ją kochał. Elektra była znacznie bardziej zajadła w swoim poczuciu krzywdy. Może po prostu była bardziej nieustępliwa i miała mocniejszy charakter... albo to kwestia tego, że Klitajmestra traktowała ją jeszcze gorzej, ponieważ córka przypominała Agamemnona. W każdym razie wierzył, że gdy przyjdzie pora, Elektra mogłaby najlepiej przekonać brata, że ich matka zasługuje na śmierć.
— Nie mogę pozwolić na to, żeby ta mała zmarła! — krzyknął. — Dlaczego musi być taka uparta i odmawiać tego małżeństwa?
— Zapewne po to, by nie stracić baczenia na dwór, na czym ci przecież zależy — stwierdziła zgryźliwie jedna z jego muz Talia. Posłał jej spojrzenie, którym chciałby zabić.
— Och, kochany mój, przecież nie trzeba się tym tak przejmować. — Kaliope podeszła do niego i pogłaskała go po plecach, chociaż wiedział, że w głowie też pomstuje na jego zachowanie. — Sam możesz nawiedzić królową Klitajmestrę i ją przestraszyć.
— Ale czym? Że przestanie rozumieć piękno muzyki? — burknął Apollo.
Zawsze gardził swoimi prymitywnymi, skupionymi na sile fizycznej braćmi, którzy wyśmiewali jego delikatność i umiłowanie sztuki. Ale teraz im zazdrościł.
— Podejdź ją emocjonalnie — poradziła Kaliope. — Wiem, że nie interesuje cię to, co czuje Klitajmestra, ale ona... jest przepełniona myślą, że ma rację. Że słuszność jest po jej stronie i tylko przywraca sprawiedliwość. Jeśli przekonasz ją, że będzie miała krew własnego dziecka na rękach i to uczyni ją potępioną, ulegnie i przeboleje upór Elektry.
Apollo popatrzył na nią z ciekawością.
— Jak wymyśliłaś to tak szybko?
— Poezja epicka wymaga rozumienia ludzkiej duszy. — Wzruszyła ramionami jego kochanka. — A mężczyzna nigdy w pełni nie rozumie, co czuje kobieta... — Westchnęła, jakby Klitajmestra budziła w niej jakiekolwiek współczucie.
Nie lubił przyznawać kobietom racji, ale teraz musiał. Od czasu do czasu trzeba pożegnać się z dumą.
— Jesteś mądra. — Skinął głową na Kaliope. — Ale moje przemawianie do niej nie ma sensu. Muszę... uśmiechnąć się do Hypnosa albo Melinoe.
— O Klitajmestrze krążą nieprzyjemne plotki — powiedziała Helena do męża, gdy jedli kolację w komnacie.
Menelaos dał jej znak, że może kontynuować. Domyślała się jego myśli teraz, większość plotek o Klitajmestrze było nieprzyjemnych. Tolerowano ją i Ajgista ze względu na powinowactwo ze Spartą oraz bogactwa Myken, chociaż plotkowano, że para królewska hojnie je rozdaje, aby zdobyć poparcie w mieście.
— Podobno próbowała zmusić Elektrę do ślubu z jakimś plebejuszem, a gdy ta odmówiła, zamknęła ją w komnacie bez jedzenia i picia — wyjaśniła Helena. — Czy myślisz... że moja rodzona siostra byłaby w stanie skazać swą córkę na śmierć?
— Nie wiem, Heleno. — Menelaos potrząsnął głową ze smutkiem. — Żadne z nas nie wie w pełni, co Klitajmestra czuje do dzieci Agamemnona. Gdy mieszkałem w Mykenach, po prostu ignorowała Ifigenię, ale kto wie, co się stało przez lata. Zwłaszcza że Elektra jest tak podobna do ojca...
Helena pokiwała głową. Czuła się rozbita i rozdarta. Kochała siostrę i nie umiała jej potępiać. Szczególnie po przeżyciach wojny. Pamiętała te straszne dni, gdy chroniła się przed gwałtem Deifobosa, poczucie bycia złamaną i zbrukaną samym jego spojrzeniem. Nie miała pewności, czy gdyby nie udało jej się uratować i gdyby musiała urodzić dziecko tego człowieka, potrafiłaby je kochać. Ale brak miłości to nie to samo, co nienawiść i przemoc. Klitajmestra zaznała brutalnej straty dziecka, a teraz była gotowa zrobić to samo, co Agamemnon, odebrać niewinne życie.
— Nie wierzę, że Klitaja jest zła. — Łzy napłynęły jej do oczu. — Może nie kochać Elektry, ale to nadal jej dziecko. Może... powinniśmy do niej pojechać i z nią porozmawiać?
— Pojutrze przyjadą do nas posłańcy z Pizy — odpowiedział Menelaos. — Życie Elektry jest dla mnie cenne, ale nie mogę ich odprawić, a kolejne dni bez jedzenia i wody mogą zabić dziewczynę.
— W takim razie pojadę sama! — zawołała Helena. — Nie gniewaj się... ale Ajgistos i Klitajmestra i tak nie darzą cię sympatią. Ale mnie może moja siostra posłucha. Jeśli nie masz nic przeciwko, pojadę z samego rana.
— Dobrze. — Menelaos wyciągnął rękę przez stół i uścisnął dłoń żony. — Wierzę, że wybierzesz dobrze.
Helena kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Nieco obawiała się zostawić Menelaosa w Sparcie, gdzie ta butna niewolnica mogła bezkarnie go uwodzić, ale Filomela obserwowała ją od kilku dni i twierdziła, że jej zachowanie jest spokojne i pozbawione podtekstu. W ostateczności może zabrać ze sobą Klimene, a Filę zostawić, żeby nadal miała baczenie na Pieris. W Mykenach jest wiele służek, które dadzą radę się nią zająć, nawet jeśli Filomela okazała się mistrzynią w malowaniu twarzy.
— Dziękujemy za waszą gościnę — powiedział Eneasz, gdy żegnał się z Helenosem i Andromachą. — Niech bogowie wam błogosławią.
Helenos uściskał go, podczas gdy Andromacha przytulała Askaniusza i głaskała go po włosach.
— Jesteś dużym, silnym chłopcem. Mama na pewno jest z ciebie dumna — zapewniła czule.
Chłopiec zawsze był wobec niej poważny i wycofany, ale teraz uśmiechnął się i skinął głową.
— Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy — zwrócił się Helenos do uchodźców. — Kiedy założycie swoje królestwo w Italii, może uda nam się współpracować. O ile... Neoptolemos się nie sprzeciwi.
— Nie ma prawa. Ty jesteś prawdziwym panem tej ziemi — stwierdził Eneasz, chociaż wszyscy wiedzieli, że dla Greków nie ma to znaczenia.
Andromacha przyglądała się Hippodamei. Domyślała się, że siostra Eneasza odgrywała doniosłą rolę w planie jej ucieczki z Epiru i że kierowała się jak najlepszymi intencjami. Andromacha liczyła, że brat wyjaśnił jej całą sytuację, bo dotąd nie znalazła ani chwili, by wyjaśnić Hippodamei, dlaczego nie może porzucić synów. Właściwie sama nie wiedziała w pełni, co czuje, jak więc miała o tym opowiadać?
Wszyscy uściskali się po raz ostatni. Eneasz, jego rodzina i pozostali Trojanie weszli na pokład statku. Andromacha i Helenos przyglądali się, jak ten powoli odrywa się od brzegu i mknie w stronę białoszarego horyzontu.
— Pomyślnych wiatrów — szepnęła Andromacha i poczuła, że Helenos, zapewne odruchowo, łapie ją za rękę.
— Przepraszam — wydusił i ją puścił, gdy statek znikł im sprzed oczu. — Wracajmy do domu.
,,Jest to jakiś rodzaj daru" pomyślała Andromacha. ,,Móc powiedzieć: wracamy do domu".
Stąpali po piasku, od czasu do czasu zatrzymując się, by otrzepać sandały. Gdy znaleźli się bliżej pałacu, Andromacha odezwała się:
— Eneasz i jego siostra chcieli, żebym wypłynęła z nimi. Uważali, że jeśli zostawię chłopców, to Neoptolemos nie będzie mnie szukał. Pewnie tak by było.
Helenos zatrzymał się i posłał jej strwożone spojrzenie.
— Odmówiłam. Nie z poczucia obowiązku. Chyba całkowicie się go pozbyłam podczas wojny i niewoli. Po prostu... gdybym miała znowu doznać straty dziecka, moje serce by pękło. — Poczuła, jak wielka gula podchodzi jej do gardła. — Czasem myślę, że to bardziej dzieci Neoptolemosa niż moje, czasem nie wytrzymuję ich widoku, bo przypominają mi o tym, co się wydarzyło... ale kiedy indziej myślę, że mogłabym je stracić i że chyba wtedy straciłabym też chęć do wszystkiego. Sama nie wiem, czy kocham Pera i Pieliego, czy nie, nie wiem, co mam myśleć i robić...
Potrząsnęła głową i załamała ręce. Miała wrażenie, że wszystkie jej uczucia nie mieszczą się w ciele, w sercu, w głowie, jakby były za wielkie, by jeden człowiek mógł je w sobie utrzymać. Nie dawała rady pomieścić w sobie miłości do zmarłego męża i syna, uczucia żałoby, chęci zbudowania nowego domu, potrzeby opieki nad młodszymi dziećmi i nienawiści do ich ojca.
— Spokojnie. — Helenos podszedł bliżej i wziął ją w ramiona. Przytuliła się do jego piersi. — Uczucia mogą być trudne i skomplikowane. Dobrze, że cokolwiek czujemy.
Głaskał ją przez chwilę po włosach, a ona chwytała się jego tuniki. Gdy łzy spłynęły, a oddech zwolnił, Helenos odsunął ją od siebie i poprosił:
— Chodź, pójdziemy do twoich dzieci.
Rankiem po rozmowie z mężem Helena wyruszyła do Myken. W drodze modliła się do swojego ojca Zeusa, aby Elektra zdołała przeżyć do jej przybycia.
Dziwiła się samej sobie, że nie ma w niej wątpliwości co do prawdy tych pogłosek. Klitajmestra była jej siostrą, powinna ją kochać i ufać jej ponad wszystko, tymczasem jakiś instynkt podpowiadał jej, że naprawdę była gotowa skazać córkę na śmierć.
,,Nie powinnam tak o niej myśleć" przekonywała siebie Helena. ,,Klitajmestra tyle wycierpiała i zasługuje na szczęście. Przecież zabiła tylko Agamemnona, który tak bardzo ją skrzywdził. Chciała się pogodzić z Orestesem, to on odtrącił jej propozycję". Jednak nie potrafiła uwierzyć własnym chęciom.
Gdy znalazła się pod schodami pałacu, poprosiła strażników, aby zaprowadzili ją do siostry. Wprowadzono ją do dziennego pokoju, gdzie Klitajmestra zazwyczaj spędzała czas z dziećmi, ale zastała tam tylko Aletesa i Erigone.
— Gdzie mama? — spytała ze zdziwieniem.
— Przysnęła na leżance, a gdy się obudziła, zaczęła krzyczeć i machać rękami, a potem wybiegła. — Wzruszył ramionami Aletes. — Nie wiem, o co chodzi.
,,Jesteś równie wrażliwy, co twój ojciec" pomyślała z ironią Helena i wybiegła szukać siostry.
Jakiś wewnętrzny głos kazał jej skierować się w stronę komnat sypialnych. Zastała siostrę pod drzwiami Elektry. Klitajmestra nosiła prostą czerwoną suknię z narzuconą fioletową narzutą, która teraz niedbale opadała z ramienia. Jej oczy były rozszerzone i przekrwione. Wyglądała, jakby zobaczyła właśnie coś okrutnego i przerażającego.
— Wszystko dobrze? — zapytała Helena, nawet się nie witając. — Coś cię przestraszyło, siostro?
— Muszę wypuścić Elektrę... — wykrztusiła Klitaja. — Jeśli pozwolę jej umrzeć... Bogowie nigdy mi nie wybaczą. Ukarzą mnie tak jak Agamemnona! — zawołała, jakby w jakimś szaleństwie.
Duszę Heleny przeszył ból na myśl, że plotki okazały się prawdą.
Klitajmestra szybkim ruchem otworzyła drzwi komnaty córki. Helena zajrzała przez nie i ujrzała skuloną na podłodze postać Elektry. Dziewczyna była śmiertelnie blada, a jej czarne włosy opadały potargane na ramiona. Na widok matki i ciotki podniosła się powoli i wtedy można było dostrzec, jak wielkie są cienie pod jej oczami.
— Wypuszczam cię — poinformowała drżącym głosem Klitajmestra. — Nie zasługujesz na taki los.
Elektra rzuciła się w stronę matki i zaczęła okładać ją pięściami po twarzy.
— Nie wierzę ci! Jesteś potworem, nienawidzę cię, nienawidzę! — krzyczała ochrypłym, grubym głosem. Brzmiała i wyglądała jak demon, nie młoda panna.
Helena odsunęła się ze strachem. Przypomniały jej się wszystkie opowieści o klątwie Pelopidów, których tak bała się w młodości. Teraz miała wrażenie, że ten dom naprawdę jest jednym wielkim grobowcem, przesiąkniętym krwią i zbrodnią wszystkich, który już odeszli, a każdy jego mieszkaniec jest opętany okrucieństwem i brutalnością. Widok wściekłej, rozszalałej Elektry i broniącej się zażarcie Klitajmestry mroził jej krew w żyłach. Zdołała jednak krzyknąć na korytarz:
— Straż! Królowa potrzebuje pomocy!
Jeden ze strażników podbiegł i odsunął Elektrę od matki. Dziewczyna jeszcze przez chwilę krzyczała i machała rękami, ale w końcu uspokoiła się, a wrzask ustąpił miejsca cichemu szlochowi.
— Idę powiedzieć kucharkom, żeby przygotowała ci solidny posiłek — oznajmiła Klitajmestra, wygładzając suknię. — To wszystko z głodu — dodała chłodno i wyszła.
Strażnik posadził Elektrę na łożu. Księżniczka schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się gorzko.
— Moje dziecko, tak mi cię żal... — Helena podeszła do niej. — Przyjechałam specjalnie, żeby poprosić twoją matkę, aby okazała ci łaskę.
Elektra podniosła na nią nadal zaczerwienione oczy.
— Łaskę? To nie ja jestem zbrodniarką, tylko ona!
— Nie o to mi chodzi... — wydusiła Helena. Tak bardzo współczuła siostrzenicy, ale jednocześnie nie potrafiłaby obrazić siostry.
— Nie odzywaj się do mnie! Stoisz po jej stronie i to przez ciebie zginął mój ojciec!
Helena była tak przestraszona i zagubiona, że nie przejęła się tym oskarżeniem. Utkwiła wzrok w wazie, która znajdywała się naprzeciwko łóżka Elektry. Widniała na niej postać czarownicy Medei, silna i triumfująca.
,,Ale pewnie w chwili mordowania swoich dzieci wyglądała tak jak Elektra teraz. Ta krew... domaga się swoich praw" pomyślała Helena i aż wzdrygnęła się od silnych dreszczy.
Jakiś czas później Helena siedziała razem z Klitajmestrą i Ajgistosem w ich komnacie. Popijali wino, a królowa Myken opowiadała, co przydarzyło się jej dzisiaj.
— Dzieci bawiły się na dywanie, a ja oparłam głowę, bo nie wyspałam się w nocy i chciałam odpocząć. Przysnęłam i zobaczyłam w głowie, że Elektra umiera, a mnie atakują Erynie i wciągają do podziemi, tam, gdzie Agamemnon cierpi za swoje zbrodnie, żebym została ukarana za śmierć córki. To było tak przejmujące i prawdziwe, że przyśpieszył mi puls, kręciło mi się w głowie i przeszywał mnie strach. Czułam, że to prawda i muszę uwolnić Elektrę... Chociaż ta dziewucha na to nie zasłużyła, skoro zaatakowała własną matkę! — zakończyła Klitaja i uderzyła pięściami w kolana.
Helena spojrzała z ciekawością na Ajgista. Miała o nim bardzo złe zdanie i nie zdziwiłaby się, gdyby potrafił okazać złość nawet własnej żonie. On jednak ujął dłoń Klitajmestry i popatrzył jej w oczy z czułością.
— Przykro mi, że spotkało cię coś takiego. Znajdziemy inny sposób, żeby zadbać o prawo tronu dla naszych dzieci.
— Nie chcę się z wami kłócić — zapewniła Helena. — Ale czy nie uważacie, że zamknięcie Elektry to... za dużo? Widziałam, jak bardzo była osłabiona po wyjściu. To znęcanie się.
— Uważam, przecież ją wypuściłam! — krzyknęła Klitajmestra. — A ona wcale nie była osłabiona, zaatakowała mnie jak dzikuska! Mimo to jej wybaczyłam!
— Jej zachowanie jest przerażające... — przyznała Helena.
— Ona jest taka cały czas!
Helena już nie odpowiedziała. Rozumiała, że siostra jest roztrzęsiona i trudno jej rozmawiać, ale nie wierzyła w jej dobre intencje wobec Elektry. Coraz mocniej uświadamiała sobie, że Klitajmestra jest okrutna i bezwzględna dla dzieci Agamemnona, że nie tylko ich nie kocha, ale gorąco nienawidzi. Jej dawną obojętność zastąpiła czynna agresja.
— Droga szwagierko, zauważ, że rodzice mają prawo robić z dziećmi, co uważają za słuszne. Ty i twój mąż wydaliście Hermionę za mąż zgodnie z własną wolą. Dlaczego odmawiasz tego prawa nam? — Ajgistos zwrócił się do niej ironicznie.
,,To nie była moja wola" pomyślała Helena, ale rozumiała, że szwagra w ogóle to nie obejdzie i nadal będzie z nią dyskutował. Bolały ją serce i dusza. Tak się cieszyła, gdy Klitajmestrze udało się wyzwolić od Agamemnona, pragnęła dla niej świetlistej przyszłości. I przynajmniej nie miała wątpliwości, że trzeci mąż szczerze ją kocha. Ale nie potrafiła zignorować tego, co działo się z dziećmi Agamemnona, cierpienia Elektry i ucieczki Orestesa. Początkowo była gotowa uwierzyć, że naprawdę uciekł z egoizmu i zrezygnował z jej córki, ale teraz żałowała, że nie stanęła aktywnie po jego stronie i nie doprowadziła do ślubu z Hermioną. Klitajmestra zapewne w znaczący sposób doprowadziła go do obecnej sytuacji. Helena nie wiedziała, czy będzie jeszcze w stanie rozmawiać i widywać się z siostrą, widząc, jaka się stała.
— Dobrze, nie będę cię już męczyć, Klitaju, potrzebujesz odpoczynku — powiedziała i wstała z leżanki. — Pójdę pospacerować.
Wyszła z komnaty i skierowała się w stronę drzwi. Przenikało ją zimno i okrucieństwo tego miejsca. Pragnęła wrócić do Sparty, do ciepła i oddania swojego męża. Chciałaby zobaczyć Hermionę, wziąć ją w ramiona i poczuć, że jeszcze ma czas, że nie jest tak złą matką, jak Klitajmestra, a jej córka jest bezpieczna i szczęśliwa.
— Poczekaj, szwagierko! — Usłyszała wołanie Ajgistosa. — Myślę, że przydadzą ci się jeszcze podziękowania. — Helena uniosła pytająco brew. — Te zioła od ciebie pomagają Erigone. Ataki ostatnio nie wracają.
Helena pokiwała głową zdziwiona tą nagłą łagodnością.
Menelaos podejrzewał, że żona nie odnalazła w Mykenach przyjemnej atmosfery. Martwił się o nią, szczególnie że było to ich pierwsze prawdziwe rozstanie od powrotu z Troi. Zastanawiał się, czy Helena też wybiega teraz myślami do dnia, gdy pożegnali się kilkanaście lat temu przed jego wyjazdem na pogrzeb Katreusa. Wtedy też byli pewni, że rozłączają się na chwilę, a słońce zdążyło zajść więcej niż tysiąc razy, zanim znów się spotkali.
,,Nie, co to za czarnowidztwo" karcił sam siebie. ,,Heleny nie ma prawa spotkać w Mykenach nic złego. Niezależnie od tego, co Klitajmestra zrobiła Agamemnonowi, kocha swoją siostrę i jest wobec niej lojalna. A Ajgistos to podobno cherlawy i zniewieściały człowiek"[1].
Polecił żonę opiece jej rzekomego ojca Zeusa i zabrał się za odpisywanie listów do swoich sojuszników. O swój los w Sparcie także nie musiał się martwić. Dziesięcioletnia wojna spowodowała wiele zła, ale paradoksalnie sprawiła też, że mężczyźni, którzy spędzili razem na niej tyle lat, stali się sobie bliżsi niż rodzina, bliżsi niż bracia. Podejrzewał, że ich pokolenie nie będzie musiało martwić się o rywalizację i potyczki między Hellenami. W pewien sposób był dumny z tego, co udało im się zbudować.
Miał przed sobą dużo pracy, więc wcześniej poprosił w kuchni, żeby przyniesiono mu coś do picia i trochę owoców. Ale potem tak pochłonęły go pisma, że nawet nie zauważył, gdy otworzyły się drzwi do komnaty i weszła nimi jedna z niewolnic.
— Panie... — Cichy głos przywołał go do porządku.
Uniósł głowę i zobaczył, że to Pieris, ta dziewczyna, o której Helena sądziła, że się w nim podkochuje, a w co on wątpił.
— Przepraszam, jestem bardzo zajęty — powiedział. — Dziękuję ci. Możesz położyć to wszystko na stole.
Pieris ukłoniła się lekko i postawiła na stole tacę z winem i pomarańczami. Zauważył, że zarumieniła się, jakby czymś ją zawstydził.
— Nie przepraszaj mnie, panie — poprosiła. — Bardzo cię podziwiam, że tyle robisz, zwłaszcza po tym, jak żona zostawiła cię tu samego.
— Nie zostawiła mnie — odpowiedział ze zdziwieniem. — Musiała... pomóc siostrze. — Domyślał się, że po całej Sparcie już krążą pogłoski o Klitajmestrze. — Rodzina jest dla niej bardzo ważna.
— Rozumiem. — Pieris pokiwała głową. — Ale ja na jej miejscu wolałabym nie zostawiać męża, nawet dla rodzonej siostry — dodała i wyszła.
,,Drodzy bogowie, Helena może mieć rację i ona naprawdę jest mną zauroczona" pomyślał Menelaos. ,,To chyba niedobrze. Ale właściwie zachowuje się spokojnie i rozsądnie, a sama Helena nie jest o nią zazdrosna, więc może nie ma się czym przejmować".
Mimowolnie odczuł przyjemność, że młoda dziewczyna może się w nim podkochiwać. Starał się nie martwić cudzą opinią, ale nie mógł ukryć, że czuł się poniżony i upokorzony, kiedy przez dziesięć lat ludzie opowiadali sobie, jak to zdradziła go żona i dociekali, w czym jej nie zadowalał. Gdy odnalazł Helenę, przez jakiś czas potrzebował upewniać się, że to wszystko nie jest prawdą, że żona jest mu oddana i go pragnie. W końcu udało im się odbudować głęboką, wierną relację. Kochał Helenę ponad wszystko i nigdy nie pomyślał, że mu się znudziła, że inna kobieta mogłaby ją zastąpić. Ale samo poczucie bycia pożądanym dawało dziwną satysfakcję.
Orestes i Pylades trenowali na dziedzińcu pałacowym. Lśniące miecze przecinały powietrze, a w okolicy dźwięczały ich uderzenia.
— Jest coraz lepiej — powiedział Pylades, biorąc oddech za oddechem. — Ależ się spociłem. Chodźmy się umyć.
Ledwo zdążyli odłożyć miecze, gdy zauważyli nadchodzącą ku nim Astydameję. Trzynastolatka zmierzała dziarskim krokiem, a wiatr rozwiewał jej czarne włosy na wszystkie strony. Biała suknia ze złotymi motywami odcinała się na tle jej śniadej skóry.
— Słyszeliście, co mówią w mieście? — zapytała zadziornie.
— Nie, ale pewnie nic mądrego. — Pylades przewrócił oczami.
— Mówią o twojej matce. — Meja spojrzała na Orestesa. — Podobno chce zmusić twoją siostrę do ślubu z jakimś służącym z wiejskiej rodziny.
Uśmiechnęła się z dumą, że zna tak pikantne plotki. Pylades kochał siostrę i podchodził do niej wyrozumiale, ale teraz miał ochotę jakoś ją uciszyć. Wyczuwał reakcje Orestesa, zanim ten zdążył cokolwiek zrobić.
— Moją siostrę? — wykrztusił Orest. — Którą?
— Chyba tą starszą, znaczy nie Ifigenię — odparła Meja. — Myślisz, że to prawda?
Orestes zacisnął pięści i zmarszczył czoło. Pylades przyglądał się temu z przerażeniem. Przyjaciel wyglądał, jakby chciał się na kogoś rzucić i go pobić.
— To hańba dla Elektry! Matka chce jeszcze bardziej odsunąć potomstwo ojca od tronu Myken!
— Może to tylko takie gadanie... — Meja odsunęła się od niego zmieszana. Najwidoczniej nie spodziewała się, że ktoś potraktuje jej słowa tak poważnie.
— Matka jest zdolna do wszystkiego — stwierdził Orest. — Nienawidzi mnie i Elke, więc nie zdziwię się, jeśli pragnie do tego doprowadzić. I jeśli wymusza to na Elektrze w jakiś sposób...
Pylades poczuł dziwne ukłucie w podbrzuszu. Od dłuższego czasu nie myślał o Elektrze, ale teraz przypomniał sobie, jakie wzbudziła w nim uczucia na weselu Hermiony. Nie mógł nazwać tego miłością, rozmawiali przecież jakieś dwa razy, ale nie potrafił oderwać wzroku od jej twarzy i przestać myśleć, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Gdy matka zasugerowała mu, że on i siostra Orestesa powinni zostać małżeństwem, czuł się dumny i wyróżniony. Zabolała go myśl, że już niedługo ta dziewczyna być może zacznie należeć do kogoś innego.
— Muszę jechać do Myken! — zawołał w niebo Orestes. — Nie pozwolę poniżać mojej siostry! Zabiję... zabiję ich!
Nie był chyba jeszcze zdolny do wyrażenia, kogo chce zabić, ale pobiegł w stronę stajni z mieczem w ręku, więc nie były to puste słowa. Pylades wyrwał się z marzeń o Elektrze i ruszył za nim, żegnany płaczem Mei.
— Ratuj go, przecież oni go zabiją! Przepraszam, tak bardzo przepraszam!
Pylades dopadł w końcu do kuzyna, złapał go za ramiona i zmusił, by zwrócił się w jego stronę. Oczy Orestesa były przekrwione i rozbiegane.
— Matka nie ma prawa zmuszać Elektry do małżeństwa i obniżać jej pozycji. Już wystarczająco zła sprowadziła do Myken. Musi ponieść karę. Ona i Ajgist.
— Posłuchaj... — Pylades potrząsnął nim. — Zgadzam się z tobą. Też jestem wstrząśnięty ich zachowaniem. Ale słuchaj własnych słów. To nadal twoja matka, urodziła cię. Jeśli podniesiesz na nią rękę, będziesz żałował do końca życia i nigdy nie pozbędziesz się wyrzutów sumienia. Ona nie jest warta, by tak cię obciążać. By narażać cię na karę od bogów...
Liczył się z tym, że Orestes może mu nie uwierzyć, zasłonić się misją od Apolla albo po prostu wyrwać się i uciec. Ale książę Myken spuścił głowę i załkał.
— To moja matka. Całe życie chciałem, żeby mnie kochała. Elektra też chciała... A ona... dała nam tylko nienawiść...
Ukrył oczy w dłoni i rozpłakał się jak mały chłopiec. Pylades objął go opiekuńczo. Nie potrafił sobie wyobrazić, co czuł tak zaniedbany i niszczony od dzieciństwa człowiek. Chciał pomóc przyjacielowi, ale miał wrażenie, że jest za głupi i naiwny, za mało przeżył. Pewnie Elektry też by nie rozumiał, gdyby została jego żoną.
— Wiem, to straszne. Ale musisz pozwolić temu odejść. Twoja rodzina, twój dom... Są teraz w Fokidzie.
Kalipso starała się otoczyć Odyseusza wygodami, ale z każdym dniem czuł się na jej wyspie coraz gorzej. Dręczyła go żałoba i wyrzuty sumienia po towarzyszach. Mimo że ich śmierć była zgodna z przepowiednią Kirke, to czuł, że mógł zrobić cokolwiek, by ocalić swoich ludzi. Jak stanie przed ich rodzinami na Itace?
,,O ile kiedykolwiek tam wrócę. Najwidoczniej powrót do domu nie jest mi dany. Zresztą, nie zasłużyłem na to, po tym, co zrobiłem Penelopie na wyspie Kirke" myślał całymi dniami, chociaż przed Kalipso i nimfami udawał spokój i zadowolenie.
Jednej nocy śnił mu się sztorm na morzu, podczas którego jego towarzysze po kolei wypadali ze statku i lądowali wśród fal, gdzie czekali na nich cyklopi czy olbrzymi. Słyszał ich wrzaski i płacz, pragnął ich ocalić, ale był za słaby, był prostym człowiekiem, nie żadnym herosem. W oddali słyszał śmiech Posejdona.
Obudził się zlany potem. Krzyknął w noc zduszonym płaczem głosem, tak jak ostatnio wówczas, gdy był małym chłopcem domagającym się uwagi matki czy niańki. Z trudem oddychał, a wszystko wydawało mu się zamglone. Z trudem usłyszał otwieranie drzwi i zauważył, że ktoś siada przy nim na łóżku.
— Panie, spokojnie. — Nad jego głową rozbrzmiewał cichy głos Kalipso. — Twoja podróż była niebezpieczna i pełna trudności, ale tutaj jesteś bezpieczny — zapewniła i przytuliła go do siebie.
Czuł, że to niewłaściwe, ale tak bardzo pragnął ciepła i ukojenia, że odwzajemnił uścisk, mocząc nocne peplos Kalipso. Bogini wtuliła jego twarz w swoje piersi, a potem zaczęła całować mu włosy, twarz i usta.
— Jestem tutaj — szepnęła. — Uleczę twój smutek.
Ocknął się po jakimś czasie i zobaczył, jak blask księżyca oświetla ramiona Kalipso. Poczuł, jak zawartość trzewi podchodzi mu do gardła. Brzydził się sobą i tym, co zrobił, brzydził się też leżącą obok kobietą, chociaż to nie ona była tu winna.
Ponownie upadł i zawiódł. Był marnym i zepsutym człowiekiem. Tym razem nie zdradził żony z powodu wyrachowania czy zbyt długiego celibatu, a z próby uporania się z ostatnim szokiem i chęci bliskości z drugim człowiekiem, ale to chyba jeszcze gorsze. Zachował się jak głupi czternastolatek, a nie dorosły, trzydziestosiedmioletni człowiek. Nie miał właściwie już po co wracać do Itaki. Penelopa jest za mądra, żeby przebaczyć mu dwa cudzołóstwa, i to z boginiami. Telemach stanie po stronie matki i będzie miał słuszność.
— Czy ci pomogłam, panie? — Kalipso oparła się na rękach i popatrzyła na niego czule.
,,Przecież ona też jest tylko kobietą" pomyślał Odyseusz ze współczuciem. ,,Słyszała od urodzenia, że jej obowiązkiem jest usługiwać mężczyznom".
— Jesteś... czarująca, pani — odpowiedział. Nie chciał jej obrażać. — Ale nie mam prawa od ciebie wymagać tego typu... wyrzeczeń. Jesteś wolną istotą.
Kalipso przewróciła oczami.
— Ależ ja cię kocham, panie. Chcę, żebyśmy należeli do siebie.
,,Znasz mnie od tygodnia, jak możesz mnie kochać?" skomentował w duchu ironicznie Odys. Cóż, kobiety też miały swoje potrzeby. Najwidoczniej Kalipso dawno nie zaznała mężczyzny i była tego spragniona tak bardzo, że pomyliła prostą żądzę z miłością. I co on miał zrobić w tej sytuacji?
Nie wiedział, czy jest dla niego jeszcze miejsce na Itace, ale także nie miał zamiaru do końca życia pełnić funkcję męskiej nałożnicy. Chciał być niezależny, a nie tkwić zamknięty na łasce bogini. Ale... Skoro Kalipso po prostu potrzebowała pozaspokajać swoje pragnienia, to przecież w końcu się nim znudzi. A on będzie mógł wykorzystać jej sentymenty, żeby się stąd wydostać i wrócić do domu.
— W takim razie czuję się zaszczycony — skłamał.
Zrobiło mu się nieco lżej. Znowu oszukiwał i zdradzał, ale przynajmniej był panem sytuacji.
1.,,(...) Ajgistos to podobno cherlawy i zniewieściały człowiek" – W mitologii Ajgistos był przedstawiony jako mężczyzna słaby i zniewieściały, chowający się w cieniu Klitajmestry, mało sprawny fizycznie, ale nadrabiający sprytem.
Pisałam ten rozdział pomiędzy sesją, moim pobytem w szpitalu a kolejnym przekonywaniem siebie, że nie nadaję się do pisania, ale mam nadzieję, że wyszedł w miarę znośnie.
Tytuł rozdziału, jak można wywnioskować, pochodzi od ostatniej sceny, gdy Odyseusz po raz kolejny zdradza swoją ukochaną Penelopę... I znowu muszę powiedzieć, że jest to dla mnie trudny wątek. Teoretycznie mogłabym go przedstawić jako ofiarę pogłosek i pokazać, że nic takiego nie zaszło, ale jednak Odys jest dla mnie symbolem wszystkich upadków i błędów człowieka (o czym już pisałam), dlatego starałam się przedstawić jego zachowania tak, żeby jednocześnie czytelnik mógł je zrozumieć, ale bez usprawiedliwiania tego. Długo myślałam, jak to przedstawić i właściwie dopiero chwilę przed napisaniem cały plan ułożył mi się w głowie.
Oczywiście, wersji pobytu Odyseusza u Kalipso jest mnóstwo. Niektórzy przyjmują, że wcale nie chciał stamtąd wracać i pasowało mu życie na koszt kochanki i gdyby nie bogowie, wcale nie przypomniałby sobie o Penelopie. Inni wychodzą z założenia, że tak naprawdę wykorzystywał biedną Kalipso, a inni że ta pani wcale nie była taka biedna, bliżej jej do szalonej furiatki. Ja przychylam się do tej trzeciej opcji. Co prawda w ,,Odysei" nasz bohater mówi do Kalipso, że Penelopa nie była tak piękna jak ona, ale umówmy się... ludzie mówią różne rzeczy, żeby dobrze wypaść w oczach rozmówcy XD
W każdym razie Odyseusz będzie miał teraz nudne kilka lat, ale dzięki temu już wkrótce będę mogła zrobić jakiś przeskok czasowy, bo czuję, że niektóre wątki stoją w miejscu. Mam nadzieję, że mimo to jesteście w miarę zaciekawieni i będziecie czekać na dalszy ciąg :)
Zachęcam do zostawienia swoich opinii, to dla mnie bardzo motywujące, i do zobaczenia :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top