Rozdział dwudziesty piąty. Za wiele miłości, część 1.
Zakochanie(...) stanowi tak mocny pancerz, że nic nie może w nim człowieka dosięgnąć i zranić. To dlatego zakochani są tacy samolubni. Siedzą w swoim pancerzu całkowicie bezpieczni, całkowicie niedosięgalni, całkowicie obojętni na to, co przydarza się reszcie świata.
Elizabeth von Arnim,,Vera"
Cała ta przelana krew, szkarłatna koniczyna
Słodki sen dobiegł końca
Sięgnąłeś po moją dłoń
W samym środku
Wielkiej Wojny
Zawsze będę pamiętać
Krople łez na liście
Przyrzekam, że nie będę więcej płakać
Jeśli tylko przeżyjemy
Wielką Wojnę
Taylor Swift ,,The Great War"
https://youtu.be/iFX6_9h7th0
Następnego poranka Helena siedziała przed lusterkiem i pozwalała, by Klimene czesała jej włosy, podczas gdy Filomela ścielała łóżko.
— Jakaś biedna dziewczyna, która wczoraj tu przyjechała, myślała, że została oddana na nałożnicę dla Menelaosa — powiedziała mimowolnie Helena. — Chciała przyjść tutaj i mu się oddać.
— O bogowie! — krzyknęła Klimene i nawet upuściła szczotkę. — I co jej zrobiłaś, dziecko?
— Nic. Wyprowadziłam ją z błędu i powiedziałam, że może sobie pójść.
— Ja bym ją odpowiednio ukarała, że śmiała pomyśleć o czymś takim.
— Dlaczego? Za to, że się bała? Przecież ja zrobiłam kiedyś to samo...
Klimene popatrzyła na nią ze współczuciem i pogłaskała po głowie, ale potem i tak dodała:
— Ja i tak bym jej coś powiedziała, bo to obraza dla ciebie.
Rzuciła znaczące spojrzenie w stronę Filomeli, której nadal nie lubiła i często powtarzała Helenie, że jej druga służąca jest tak głupia, że może już tylko zmądrzeć. Helena już zapomniała, jak wielkie czuła upokorzenie, gdy Parys ją zdradzał, ale najwidoczniej Klimene postanowiła kultywować pamięć za nią.
— A ja muszę znosić obrazy? — burknęła Fila.
— Nikt nikogo nie obraża! — krzyknęła Helena. Uważała za kuriozalne, że od bycia pocieszaną przeszła do uspokajania kłótni służących. — Skończmy już, chcę pójść do ziół.
Przez dwa dni Pieris była głównie zaganiana do pracy i prawie nie wychodziła z kuchni. W pewien sposób nawet zapomniała o Helenie i Menelaosie, pogodziła się z tym, że najwidoczniej nie zazna płomiennego romansu i mogłaby najwyżej uwieść jakiegoś wyzwoleńca, a nie mężczyznę z wyższych sfer. Czekało ją nudne, monotonne życie. Nawet się nie ucieszyła, kiedy jedna ze starszych kobiet kazała jej zanieść kykeon dla króla i jego głównego dowodzącego.
Weszła do komnaty, starając się nie patrzeć ani na niego, ani na drugiego mężczyznę. Musiała znaleźć sobie kogoś ze swojej sfery. Miała już serdecznie dosyć swojego dziewictwa. Jej rówieśnice były już po kilku porodach, a ona nawet nie wymieniła z nikim prawdziwych pocałunków. Należało to zmienić, jeśli chciała udowodnić sobie, że nie jest całkiem odpychająca i nadaje się do czegokolwiek.
Myślała o tym tak uporczywie, że nie zauważyła, że jest już przy stoliku króla i mimowolnie wylała na blat kilka kropel kykeonu.
— Co ty wyprawiasz, babo? — wrzasnął na nią dowodzący. — Oczu nie masz?
— Ja... Przepraszam bardzo, panie. Nie chciałam, zamyśliłam się, przepraszam — wydusiła dziewczyna i zaczęła wydzierać stół rąbkiem własnej sukni.
— Wy nie jesteście od myślenia, tylko od spełniania obowiązków! — skarcił ją obcy mężczyzna. Był wysoki i miał bardzo szerokie barki, co napełniało Pieris strachem.
— Spokojnie, Talusie, przecież przeprosiła — uciszył go król. — Każdemu mogło się zdarzyć.
Spojrzał na nią krótko, ale spokojnie i łagodnie. Było to szczególnie krzepiące po tym, jak Talus zachowywał się, jakby chciał ją pobić do krwi. Przez ostatni czas wcale o nim nie myślała, w końcu ilu było przystojnych mężczyzn na świecie. Ale on dodatkowo był dobry i miły.
— Bardzo dziękuję, mój panie — powiedziała z czułością i ukłoniła się lekko, po czym postawiła przed nim kielich z napojem.
— Ja bym nie trzymał niedbałych niewolników, ale czy ktokolwiek mnie słucha? — burknął Talus.
Pieris postanowiła na niego nie patrzeć, tylko jeszcze raz uśmiechnęła się do króla i wyszła, ale w głębi duszy czuła się upokorzona. Jej poprzedni właściciel nie krzyczał na nią i nie groził jej, po prostu ją ignorował. Uważała, że chociaż nie ma wolności, posiada pewną dumę i należy ją szanować, skoro jest kobietą. Teraz ją poniżono, i to przy mężczyźnie, na którym chciała sprawić dobre wrażenie. Do tego zwyczajnie przestraszyła się Talusa i obawiała się, że jeśli zostanie z nim kiedyś sama, naprawdę mocno ją ukarze.
Skuliła się w kącie i oddała cichemu płaczu. Życie było okrutne i niesprawiedliwe. Dlaczego właśnie ona, która nie uczyniła nic złego, musiała urodzić się niewolnicą i podporządkowywać zachciankom jakichś głupców? O wiele bardziej zasłużyła na to Helena, ta, która porzuciła własnego męża i córkę. Albo jej siostra Klitajmestra, mężobójczyni i bigamistka.
Gdy Menelaos i Talus wyszli z pokoju, skuliła się jeszcze bardziej. Miała nadzieję, że jej nie zauważą. Rzeczywiście Talus, przeszedł obojętnie i nawet nie spojrzał w jej stronę, ale król zahaczył o nią nogą.
— Na Zeusa, kto to? — zawołał.
Pieris szybko wstała. Jej oczy wciąż były czerwione i załzawione. Czy los naprawdę tak nią gardził? Ona tylko chciała, żeby król uznał ją za sympatyczną, a tymczasem tylko się przed nim upokarzała.
— To ja, panie... Przepraszam, przepraszam bardzo, poprawię się! Nie odsyłaj mnie, proszę!
— Co? — zdziwił się Menelaos. — Czemu miałbym to zrobić? Ale może... następnym razem nie siadaj na podłodze.
— Dobrze, panie. — Pokiwała głową Pieris. — Nie gniewasz się na mnie?
— Nie, skądże. Mam nadzieję, że ty też się nie gniewasz, że na ciebie nastąpiłem.
— Och, nie, nigdy! — zapewniła Pieris. W ekscytacji pochyliła się i zaczęła całować króla po rękach. Przynajmniej w ten sposób mogła dotknąć jego skóry.
— Już skończyliście? — Usłyszała za sobą wysoki głos Heleny. Z jakiegoś powodu nie mogła go zapomnieć. — O, to ty, Pieris. Nie wiedziałam, że służysz mojemu mężowi...
Niewolnica odwróciła się w jej stronę. Spojrzenie królowej było zimno i szorstkie. Aż dziwne, że tak dobry i przyjazny człowiek jak Menelaos postanowił ją poślubić.
— Przypadkiem na mnie wpadła — odparł król. — Możesz już iść, Pieris.
Pieris nie zwróciła uwagi na to, że prawdopodobnie dopiero teraz poznał jej imię. Ukłoniła się i odeszła, ale nie mogła się powstrzymać, by co chwila się nie odwracać. Zauważyła, że Helena łapie swojego męża za rękę i coś do niego mówi, a on kiwa głową. Pewnie rozmawiali o niej. Gdy królowa odwróciła się w jej stronę, w jej błękitnych oczach było coś nieufnego, a nawet złośliwego.
Helena nerwowo rwała kolejne zioła i liście na połowy, tak jakby próbowała wyrwać komuś włosy z głowy. Robiła to tak gwałtownie, że część z nich po chwili ginęła w jej dłoni.
— Jestem idiotką — szepnęła. — Jestem do niczego.
Zniechęcona opadła na krzesło i siedziała z głową podpartą o dłoń, dopóki nie usłyszała pukania do drzwi.
— Pani, kucharka pyta, czy zejdziesz na obiad, czy podać ci tu. — W pracowni ukazała się Filomela.
— Zaraz zejdę — odpowiedziała Helena. Filomela miała już wyjść, ale ona ją powstrzymała. — Ale chodź, usiądź ze mną chwilę.
Filomela zdziwiona spełniła prośbę. Właściwie spędzały ze sobą wiele czasu i nie było już między nimi niechęci czy rywalizacji, ale Spartanka nigdy nie zachęcała jej do prywatnych rozmów. Za wiele je podzieliło.
— Chcę cię o coś zapytać, musisz wszystko powiedzieć szczerze — pouczyła ją Helena. — Rozumiesz?
— Rozumiem. Czemu mam kłamać?
Helena pochyliła się nad nią i spytała szeptem:
— Jak tak naprawdę udało ci się uwieść Parysa?
Filomela spąsowiała. Helena nawet się jej nie dziwiła. Nie kochała księcia Troi, nie była o niego zazdrosna, starała się zapomnieć o upokorzeniach, jakie znosiła, gdy cały pałac wiedział, że ją zdradza. Jednak spoufalanie się z kobietą, która dzieliła łoże z tym samym mężczyzną, wydawało jej się niestosowne, więc prawie nie poruszała ze służącą tego tematu.
— Ja... Nie wiem, czy to można tak nazwać — bąknęła Fila. — Raz, gdy był zły, zapytał mnie, czy uważam, że jest godnym księciem Troi. Wiedziałam, czego się ode mnie wymaga, więc powiedziałam, że jest najpiękniejszym i najbardziej umiłowanym przez bogów mężczyzną na ziemi. Chyba mu to pochlebiło, bo przy następnej okazji zaczął mi powtarzać, że jestem urocza i czy... byłabym dla niego milsza niż ty, pani. — Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. — Uznałam, że przecież jest księciem, jest przystojny i podobno jest wybrańcem bogów, więc nie będzie mi źle. I chyba dałam się zwieść tym pogłoskom, które powtarzała królowa i jej dwórki, że tak mu źle z żoną... Przy trzecim spotkaniu powiedziałam mu, że jest cudowny i wspaniały. Za czwartym razem zapytał, czy chcę przyjść do niego.
Zerknęła na nią z niepokojem. Helena w tym czasie przeczesywała włosy ręką i myślała głęboko.
— Menelaos nie jest taki głupi i naiwny ani nie potrzebuje tak bezsensownych sposobów, żeby podnieść sobie poczucie własnej wartości. Wątpię, żeby dał się zwieść tego typu sztuczkom.
— Ale... ja nie chcę go zwieść — wykrztusiła Fila.
— Nie mówię przecież o tobie...
Helena spojrzała na służącą i zamyśliła się. Nie wiedziała, czy powinna jej mówić o tak osobistych, dręczących ją sprawach, ale co innego miała z tym zrobić? Zanim udałoby jej się wysłać list do Penelopy czy Iftime, minęłoby trochę czasu, Klitajmestra zapewne podejrzewałaby Menelaosa o samo zło. Pozostawała Klimene, ale Helena potrzebowała perspektywy młodej kobiety.
— Mam wrażenie, że Klimene miała rację. Ta Pieris wcale nie była wystraszona możliwością zostania nałożnicą. Widziałam ją dzisiaj, jak całowała Menelaosa po rękach i przypatrywała mu się, jakby był bogiem. Wcześniej w ogóle o tym nie myślałam, denerwowałam się podejrzeniami Klimene, ale teraz... zaczynam się bać, że ta mała może spróbować mi zabrać męża. Zwłaszcza biorąc pod uwagę moją reputację...
Westchnęła. W pałacu i grodzie może udało jej się przypomnieć ludziom, kto tu jest królową, ale na prowincji i w innych królestwach było znacznie gorzej. Ludzie chyba za bardzo kochali plotki i sensację.
— Nie, myślę, że ona nic nie zrobi — pocieszyła ją Filomela. — Król nie jest taki jak Parys, nie poważyłby się... Ja myślę, że ona jest jeszcze lekkomyślna i naiwna. Gdy miałam trzynaście czy czternaście lat, też podkochiwałam się w mężczyznach, którzy nigdy by na mnie nie spojrzeli, żeby móc bezkarnie do nich wzdychać. To chyba normalne.
— Pieris na pewno jest starsza... ale może masz rację — odparła Helena. — Kiedy byłam młodziutka, moje towarzyszki robiły tak samo. Ja unikałam myślenia o mężczyznach, bo powtarzałam sobie, że i tak będę musiała wybrać kogoś ze względu na dobro królestwa. A poza tym... gdy byłam dzieckiem, nabawiłam się niechęci do romansów.
Fila skinęła głową ze zrozumieniem. W jej oczach było coś na kształt współczucia i żalu. Helena wcześniej nie opowiedziała jej o porwaniu przez Tezeusza. Mało komu o tym mówiła. Dziewczyna była zdana na pogłoski, które od czasu wybuchu wojny lubiły przedstawiać Spartankę jako uwodzicielkę i mącicielkę od dziecka. W końcu ona była tylko głupią kobietą, rozpustnicą i przyczyną zagłady miasta. Łatwo było ją oczernić, aby oczyścić imię wielkiego herosa.
— Bardzo mi przykro, pani — powiedziała cicho Filomela. — Ale ja myślę, że król by czegoś takiego nie zrobił. On pewnie nawet nie zwraca na nią uwagi.
— Może masz rację — zgodziła się w końcu Helena. — Pewnie tej Pieris przejdzie za kilka tygodni i znajdzie sobie kogoś, u kogo ma szansę. Może Menelaosowi wyjdzie to na dobre. Przez tyle lat musiał wysłuchiwać okropnych słów o sobie, że jest niemęski, że nie umiał mnie zadowolić... Postaram się myśleć, że to nawet przyjemne, że inna kobieta kocha się w moim mężu.
Słowa Filomeli trochę ją uspokoiły, ale i tak postanowiła czuwać. Nie było sensu wypytywać Pieris, bo jeśli dziewczyna zauroczyła się Menelaosem, i tak nie powiedziałaby prawdy, a Helena nie chciała być dla niej brutalna. Godziła się z wizją świata, w której jedni ludzie stali wyżej niż inni, ale sama dwukrotnie zaznała przymusu i niewoli, więc miała też pewne współczucie dla tych, którzy znosili to od narodzenia. Postanowiła zatem dyskretnie wybadać męża i sprawdzić, czy w ogóle zauważył zachowanie niewolnicy.
Czekając na niego w komnacie, napisała list do córki. Obawiała się o sytuację Hermiony, w obcym królestwie, z mężem, którego prawie nie znała, a na dodatek z jego byłą nałożnicą i dziećmi pod bokiem. To kolejna rzecz, która ją niepokoiła. Miała nadzieję, że Bryzeida odpowiednio pokieruje Hermionę, a Neoptolemos okaże się lepszy, niż na to wyglądał, ale co do tego ostatniego żywiła poważne wątpliwości. Wciąż rozmyślała o tym, że Andromacha na pewno nie oddałaby mu się dobrowolnie, chociaż on lubił sugerować, że darzyła go jakimś uczuciem.
,,Ciekawe, czy Hermiona w ogóle odpisze mi prawdę" pomyślała ze smutkiem, składając pismo. ,,Ona mi nie ufa. Kto wie, może nawet zgodziła się na ten ślub, by ode mnie uciec. Chyba nigdy już nie spełnię się jako matka. Szkoda, że nie mogę urodzić więcej dzieci".
W tym czasie drzwi do komnaty się otwarły i stanął w nich Menelaos.
— Przeszkodziłem ci w czymś?
— Nie, napisałam właśnie list do naszej córki. Myślę, że wyślę go jutro rano.
— Masz jeszcze trochę pergaminu? W takim wypadku ja też chciałbym jej coś posłać.
W czasie gdy pisał, Helena położyła się na łóżku, ułożyła ręce na brzuchu i wpatrywała się w sufit. Czas mijał, a jej niepokój o córkę na chwilę ustąpił zdenerwowaniu planowaną rozmową z mężem. Chciała mieć to za sobą i każda chwila, w której Menelaos nie odrywał się od pisania, wydawała się wiecznością.
— Skończyłem — powiedział w końcu on. — Mam nadzieję, że wkrótce dowiemy się, że Hermionie nie jest tak źle. Neoptolemos to bardzo... silny charakter.
— Byłam przeciwna temu małżeństwo — przypomniała z westchnieniem Helena.
— Co miałem zrobić, skoro nasza córka sama się na to zgodziła? Zaskoczyła mnie jej zmiana. Teraz są już związani. Można jedynie liczyć, że uda im się porozumieć i dotrzeć w przypadku konfliktów.
Helena przeszła do pozycji siedzącej i wskazała Menelaosowi miejsce obok siebie. Nie wiedziała, jak rozpocząć temat Pieris, by nie wyjść na zazdrosną i ewentualnie móc się wycofać.
— Uzgodniliśmy z Talusem, że powołamy dodatkowych rekrutów i wystawimy ich na granicy. Większość Greków jest zmęczona dziesięcioletnią wojną, poza tym połączyły nas tak mocne więzi, że w tym pokoleniu raczej nikt nie zaatakuje drugiego... Ale po świecie krążą różne plemiona, a teraz jeszcze grupy Trojan domagają się własnych ziem.
Helena pokiwała głową. Słyszała już plotki o Eneaszu, synu Afrodyty, który zdołał uciec z miasta i podobno krążył po świecie, szukając miejsca, gdzie założy nową Troję. Ciekawe, co się z nim działo.
— O tym rozmawialiście, gdy do ciebie przyszłam? — spytała niewinnie.
— Tak. Talus był trochę zdenerwowany, bo ta mała niewolnica wylała przy nim trochę kykeon, ale zdołałem go uspokoić.
,,Jak widać, nie musiałam sama poruszać tego tematu, tylko nasunął się sam" pomyślała Helena ze złośliwą satysfakcją.
— Broniłeś jej?
— Nie nazwałbym tego w ten sposób, po prostu nie widzę sensu w bezsensownej brutalności wobec kogokolwiek. Ale ona chyba doszła do podobnego wniosku, co ty, bo potem obcałowała mnie po rękach. — Menelaos zaśmiał się.
— Musieli ją bardzo źle traktować w dawnym domu... — stwierdziła obojętnie Helena. — Albo...
— Albo? Nie spodziewałem się, że będziemy tak długo rozmawiać o niewolnicach.
— Albo po prostu cokolwiek byś zrobił, ona uznałaby to za cudowne i wyjątkowe.
— Dlaczego? Widziała mnie raptem dwa razy — zapytał Menelaos szczerze zaskoczony. To nieco uspokoiło Helenę, ale postanowiła kontynuować.
— Bo jej się podobasz.
Menelaos otworzył usta i oczy tak szeroko, jakby była wariatką, którą należałoby odizolować od społeczeństwa.
— Mógłbym być jej ojcem!
— Nie uważam, żeby była to duża przeszkoda. — Wzruszyła ramionami Helena. — Oczywiście dla niej.
Nie chciała specjalnie okazywać zazdrości i powodować konfliktu. Tak naprawdę była zła głównie na tę dziewczynę. Zauważyła, że często mężczyźni są całkowicie ślepi, gdy ktoś okazuje im uczucie, i zapewne Menelaos niewiele się tu różnił.
— Dla mnie jest — powiedział król. — Nie musisz się martwić. Chociaż nadal uważam to podejrzenie za głupie i nie rozumiem, czemu miałaby żywić do mnie takie... skłonności. — Prychnął.
,,Czyli jestem bezpieczna" ucieszyła się Helena. ,,Przynajmniej, jeśli Fila miała rację i ta dziewczyna tylko naiwnie się zadurzyła".
— Bo jesteś przystojny — odparła i usiadła mu na kolanach. — Nie mam do niej jakichś wielkich pretensji... — zapewniła i pogłaskała go po włosach. — To dosyć przyjemne, kiedy inne zazdroszczą ci męża. — Miała nadzieję, że sama zacznie w to wierzyć.
Zauważyła, że Menelaos lekko się uśmiechnął i chyba mu to schlebiło. Najwidoczniej jej strategia była właściwa. Kochała go i szanowała, ale każdy człowiek ma słabości i potrzebę zaspokajania próżności. Niech ta dziewczyna powzdycha do jej męża przez kilka tygodni, skoro to wynagrodzenie za tyle razy, kiedy musiał znosić dociekanie, dlaczego rzekomo ona sama go porzuciła.
— Myślę, że to jest dobry moment, żeby zakończyć tę dyskusję — zdecydował Menelaos i wsunął jej rękę za koszulę.
Helena zaśmiała się i pocałowała go. Poczuła się pewniejsza i spokojniejsza. Za bardzo przejęła się czymś, co nie miało znaczenia.
Kasja siedziała na łóżku za zaciśniętymi rękami. Serce biło jej mocno, a puls przyśpieszał z każdą sekundą. Bała się, że dostanie palpitacji serca i nie starczy jej siły na dopełnienie obowiązków małżeńskich, a wtedy zostanie dziewicą do śmierci i nigdy nie urodzi dzieci.
Przez czas jej choroby Helikaon spał w jakimś innym pokoju Po kilku dniach chuchania na nią przez służące poczuła się lepiej i ból brzucha ustał. Dziś spotkała męża w ogrodzie, a on zapytał, czy może wrócić do ich łóżka i czy nadal chce zostać jego prawdziwą żoną. Skinęła głową, a wtedy Helikaon ujął jej podbródek i ucałował ją delikatnie. Nie był to ich pierwszy pocałunek, ale stanowił przypieczętowanie tego, co ostatnio wydarzyło się między nimi.
Nie powinna się tak bać, przecież Helikaon na pewno nie potraktowałby jej brutalnie i bez szacunku, a po rozmowie z Heleną wiedziała, co robić, żeby nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego. Pamiętała też słowa królowej Sparty o tym, że jej mąż wcale nie był szczęśliwy w swoim pierwszym małżeństwie i dlatego jest taki wycofany i niepewny siebie. Na pewno nie będzie jej porównywał z piękną córką króla Priama. A przynajmniej o to się modliła.
Zastanawiała się, czy w takich kwestiach odpowiedniejszą patronką będzie Hera, czy Afrodyta, gdy usłyszała otwieranie się drzwi i Helikaon wszedł do komnaty. Uśmiechnęła się do niego.
— Przepraszam, ojciec mnie zatrzymał i opowiadał o innych przybyszach, którzy zakładają tu swoje miasta. Najchętniej zawarłby sojusze z nimi wszystkimi.
— Męczy cię to? — zapytała Kasja, aby okazać współczucie.
— Czasami mam wrażenie, że nie spełniam jego oczekiwań i jestem za mało do niego podobny... — przyznał ze smutkiem Helikaon. — Ale rozumiem, że po przeżyciu wojny i stracie ojczyzny zależy mu na pokoju i dobrych stosunkach ze wszystkimi. Dyplomacja zawsze była dla niego ważna, a teraz jest wszystkim...
Kasja pokiwała głową, chociaż z trudem przychodziło jej zrozumieć los ludzi zmuszonych do opuszczenia własnego kraju, zaczęcia wszystkiego od początku na nowej ziemi, ludzi, którzy przeżyli straszną i wyniszczającą wojnę. Może taki brak doświadczenia też odgradzał ją od męża.
— Przepraszam, że sprawiam ci przykrość. — Helikaon usiadł obok niej. — Chyba nie tak powinien zachowywać się mąż.
— Słuchanie o tej wojnie mnie przygnębia — przyznała Kasja. — Ale myślę, że żona powinna wysłuchiwać i wspierać męża.
Helikaon spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, a potem przytulił ją do ramienia i przez chwilę tulił. Potem przybliżył twarz do jej twarz i obdarzył pocałunkiem, dłuższym i mocniejszym niż rano.
— Czy jesteś pewna, że chcesz zostać moją prawdziwą żoną?
— Tak, jestem — przytaknęła Kasja. Nie dodała, że pytał ją już o to, co najmniej pięć razy.
Helikaon westchnął i pogłaskał ją po policzku. Siedzieli tak przez jakiś czas, a on nie robił nic, żeby poprowadzić sytuację dalej. W końcu Kasja nie mogła tego wytrzymać i sama go pocałowała. To chyba go ośmieliło, bo po raz pierwszy od zdarzenia w Sparcie objął całą i przyciągnął do siebie, ciało do ciała. Opadli na pościel, powoli zdejmując z siebie stroje nocne.
— Dziękuję ci, kochana — powiedział Helikaon pod koniec i pocałował ją w czoło. — Przepraszam, jeśli cię bolało.
— Tylko troszkę — odparła Kasja. Nie dodała, że była zbyt zajęta przeżywaniem radości i poczuciu triumfu.
— Dobrze się czujesz?
— Tak, tylko... trochę mi zimno. Nie chce mi się szukać ubrań. Mogę się do ciebie przytulić?
— Oczywiście, kochana — odpowiedział Helikaon i przygarnął ją mocno do siebie. Wtuliła się w jego pierś i przytknęła głowę do wgłębienia na szyi. Czuła się potrzebna i bezpieczna.
Gdy obudziła się rano, Helikaona przy niej nie było. Nie powinno jej to dziwić, czasem wstawał wcześniej, by zająć się obowiązkami, ale teraz ją to zasmuciło. Wiedziała, że to, co zrobili, nie było wyrazem miłości, a jedynie ,,spełnieniem obowiązku", ale przecież mąż ją lubił, podziękował jej. Miała nadzieję, że spędzą dziś trochę czasu razem, może bardziej, jak prawdziwe małżeństwo niż brat i siostra.
Przesunęła się na drugą stronę łoża i zauważyła, że na stoliczku leży kawałek pergaminu. Nie potrafiła zbyt dobrze pisać, ale na początku małżeństwa Helikaon pomógł jej z czytaniem. Wyciągnęła rękę i zagłębiła się w pismo.
Moja kochana, przepraszam, że Cię opuściłem, ale wczoraj wieczorem ojciec poprosił mnie, żebym wstał dziś wcześniej i dopilnował z nim stawiania muru granicznego. Nie mogłem mu przecież wyjaśnić naszej sytuacji. Dziękuję Ci bardzo za wczoraj, dałaś mi wiele szczęścia. Całuję Twoje oczy. Twój mąż.
Ogarnęło ją dziwne ciepło. Zatem Helikaon nie był nią rozczarowany, speszony i nie wyszedł, żeby nie mieć z nią do czynienia.
Wstała i ubrała się w niebieską suknię, od czasu do czasu zerkając na swoje ciało i zastanawiając się, czy może być nazwana ładną. Na śniadanie zjadła chleb z oliwkami, a potem wyszła na spacer, mimowolnie szukając miejsca, gdzie budowano mur. W końcu dostrzegła Antenora i jego syna stojących na zielonej trawie, przy której powstawało kamienne wzniesienie.
— Dzień dobry — powiedziała cicho. — Przyszłam się przywitać.
— Dzień dobry, córko — odpowiedział jej teść. — Miło cię widzieć. Ja i mój syn już wszystko uzgodniliśmy, mogę was zostawić.
Kasja odprowadziła go wzrokiem. Zastanawiała się, czy Antenor przypadkiem nie domyślił się, że ich relacja nie jest do końca zwyczajna i takimi zachowaniami próbował pchnąć ich ku sobie.
— Dobrze spałaś? — Helikaon ujął jej rękę i odprowadził trochę dalej od budujących.
— Tak, bardzo — zapewniła Kasja. — Jestem szczęśliwa.
Helikaon nie odpowiedział, tylko uścisnął mocniej jej rękę. Stali i wpatrywali się w szumiące w oddali morze. Jego błękit zlewał się z niebem tak, że trudno było odgadnąć, co jest czym.
,,Tak jak z nami wczoraj" pomyślała Kasja i zaczerwieniła się.
— Wszystko dobrze między tobą a ojcem? — zapytała, żeby przerwać ciszę.
— Tak, jest zadowolony, że przykładam się do budowy miasta. — Helikaon nagle prychnął. — Dziwne uczucie. Zawsze trzymałem się z boku, bo przecież nie miałem odziedziczyć żadnej władzy. Moi kuzyni... byli bardzo charyzmatyczni i wyróżniający się. Ja przy nich czułem się mały i nic nieznaczący. W końcu kto mógł równać się z Hektorem, Parysem czy Troilusem?
Kasja spojrzała na niego ze współczuciem. Tak podziwiała tego człowieka, wstydziła się, że uzna ją za głupią, a tymczasem on też czuł się tak przez większą część życia.
— Przykro mi, ale jestem pewna, że te myśli są bezpodstawne. Nie znałam twoich kuzynów, ale znam ciebie i wiem, że jesteś bardzo wyjątkowy. Ja... Cieszę się, że jesteś moim mężem.
Helikaon zerknął na nią, jakby chciał zapytać, czy nie żartuje. Skinęła głową na potwierdzenie.
— Ja też się cieszę, że jesteś ze mną, rudziku — powiedział z czułością. — Chodź tu.
Objął ją ramieniem, a potem mocno przytulił. Odwzajemniła uścisk. Ich serca biły jednym rytmem.
,,Kocham cię" pomyślała nagle Kasja. ,,Mam nadzieję, że ty też mnie pokochasz".
O dziwo, Hermiona poczuła się lżej, gdy Andromacha i jej dzieci zniknęły z Ftyi. Wiedziała, że to złe, że powinna wspierać męża w ojcostwie, ale było jej lżej, gdy nie musiała porównywać się do byłej kochanki Neoptolemosa i zastanawiać się, jak patrzą na siebie teraz. I jak wyglądały ich relacje wcześniej. Teraz Neoptolemos wydawał się spokojniejszy i weselszy, dobrze im się razem rozmawiało, chociaż nadal nie poruszyli tematu jej zaangażowania w politykę.
— Przyszły listy ze Sparty. — Posłaniec stanął w drzwiach, gdy grali w kości.
Hermiona oderwała się od zajęcia i podbiegła, by wziąć pisma w ręce.
— Ekscytujesz się jak mała dziewczynka — skomentował sucho jej mąż.
Hermiona poczuła ukłucie w sercu. Tak, w pewnym sensie nadal była małą dziewczynką, którą rodzice porzucili na lata. Neoptolemos powinien to zrozumieć.
— Mama napisała... — wydusiła zaskoczona tym, że tak go to zirytowało.
— Polecałbym ci to spalić bez czytania. Ona nie jest warta twojej uwagi.
Hermiona mimowolnie przytuliła list do serca. Wciąż miała przed oczami ostatnią rozmowę z matką, jej żal i próby, by utrzymać córkę przy sobie. Wtedy zaczęła wierzyć, że mogłyby odbudować swoją więź, znowu się kochać jak matka i dziecko. Czy miała się tego wyrzec?
— Ona nie jest taka jak twoja matka. Popełniła wiele błędów, ale wiem, że mnie kocha. Chyba ja też powinnam zrobić w jej stronę?
— Czy ty się słyszysz? — Neoptolemos wstał i podszedł do niej. Miał zaciśnięte pięści. — Przez nią wybuchła wojna, mój ojciec zginął! To nie jest ,,popełnianie błędów"!
— Nie przeczę temu, ale to Parys zaczął! — wrzasnęła Hermiona.
Nie stała po stronie matki, ale teraz po raz pierwszy poczuła do niej prawdziwe współczucie. Wierzyła, że Helena jednak nie kochała Parysa, słowa Helenosa to potwierdziły... Ale nawet gdyby tak było, to książę Troi pierwszy poważył się na zamężną kobietę, zaryzykował pokój między krajami. Tymczasem większość świata zachowywała się tak, jakby w ogóle nie istniał i cała wina spadła na jej matkę. Najłatwiej jest oskarżyć kobietę.
— Co tu się dzieje? — Do komnaty weszła Bryzeida. — O co się kłócicie? — zapytała z niepokojem.
— Nieważne, idę do morza. Woda mnie orzeźwi — odparł Neoptolemos i wyszedł.
Bryzeida podeszła do Hermiony i posadziła ją na leżance. Dziewczyna oparła się o nią i opowiedziała, co się wydarzyło.
— Mój biedny chłopiec... — westchnęła Bryzeida. — Znaczy... Przepraszam, dziecko, nie chcę sprawiać ci przykrości. Jestem po twojej stronie i rozumiem twoje racje, ale jednocześnie nie mogę go potępić. Wiem, co przeżył, jak bardzo ta wojna go zniszczyła i jak każda wzmianka o niej za każdym razem na nowo rozdziera jego duszę...
Hermiona pokiwała głową. Przypomniała sobie, jak twarz Neoptolemosa poczerwieniała na myśl o Helenie, jak jego oczy rozszerzyły, jak dziwnie dyszał. Wyglądał, jakby ktoś go atakował. Wojna musiała siedzieć w nim bardzo mocno, mocniej niż w jej ojcu czy królu Diomedesie. Poczuła się winna, że jako dziewczynka marzyła o walkach i wyprawach, wyobrażając sobie, że to coś wielkiego i pięknego.
— Przykro mi z tego powodu. Chciałabym mu pomóc. Ale czy to znaczy, że mam we wszystkim mu ulegać i nawet nie wspominać o własnej matce?
— Nie, oczywiście, że nie. — Bryzeida pokręciła głową. — Nie wiem, co można zrobić... Przydałby mu się jakiś medyk, ale od duszy. — Schowała twarz w dłoniach. — Bogowie, tak bardzo chciałabym, by Achilles mnie za to nie winił...
,,On jest tym, co przypomina jej ukochanego" pomyślała Hermiona. ,,Nie mogłaby myśleć o nim źle, cokolwiek by zrobił. A w takim razie... Te słowa, którymi mnie do niego zachęcała, mogły być słodką ułudą".
Nie potrafiła jednak winić Bryzeidy.
— Bardzo go kochałaś, pani? — spytała cicho.
— Tak, całą duszą. Początkowo trochę się go bałam... Wydawał mi się groźny i surowy. I może taki był, ale nauczyłam się to rozumieć, a pod tym wszystkim kryła się wrażliwość i troska. — Oczy Bryzeidy stały się rozmarzone. — Przed poznaniem Achillesa bałam się własnego cienia, wydawało mi się, że jestem brzydka, głupia i nic nie znaczę. Przy nim poczułam się piękna, ważna i silna. A on mówił, że czuje się przy mnie dobry i wartościowy.
— Minęło już kilka lat od jego śmierci. Nie myślałaś, że mogłabyś poznać kogoś nowego? — zapytała nagle Hermiona.
— Myślałam, ale to chyba nie dla mnie. Nigdy nie znajdę nikogo, kto rozbudziłby we mnie tyle, co Achilles, nie wierzę w to. Wolę czekać na dzień, gdy znów się spotkamy. Miłość ma wiele odmian i każda może przynosić równie wiele szczęścia. Mi wystarcza miłość do Neoptolemosa i chłopaczków.
Z oczu Bryzeidy spływały łzy, ale na ustach kwitł uśmiech. Jakby widziała już gdzieś za morzem swojego ukochanego i była pewna, że on kiedyś przyjdzie po nią. Hermiona objęła ją nieśmiało. Może ta kobieta wydawała się nieśmiała i łagodna, ale miała jakąś cichą siłę, której jej zazdrościła.
Chciała powiedzieć, że pomoże jej z Neoptolemosem i obie nauczą go na nowo dobra i miłości, ale słowa Bryzeidy uświadomiły jej, że czasami nie da się zastąpić człowieka. Bryzeida nigdy nie zapomni o Achillesie i nie zapragnie, by jakiś mężczyzna ukoił ból po nim. Co, jeśli to samo stanie się z nią i Orestesem? Nie potrafiła w pełni otworzyć się na męża, póki na dnie serca kryła się tęsknota za tym, co wymarzyła sobie z Orestem.
— Dzisiaj wieczorem będziemy składać ofiary dla Ateny, wiecznej dziewicy — poinformował Ajgistos przy obiedzie. — Nie martw się, Elektro, nie mówię o tobie.
Jedenastoletni Aletes roześmiał się. Elektra zacisnęła pięści, przeklinając w duchu tego małego lizusa i jego bękarciego ojca. Na jej twarzy nie pojawiła się jednak żadna oznaka wzburzenia, nauczyła się je ukrywać i ukazywać światu chłodny, lodowaty wyraz. Ojczym pociągnął wąsem, patrząc na nią. Zapewne myślał całymi dniami, jak ją złamać i ostatecznie upokorzyć.
— Cóż, ty, wuju, chyba nie czcisz jej szczególnie, skoro chełpisz się, że twój ojciec złamał jej prawa. — Uniosła brew.
Chrysotemis popatrzyła na nią błagalnie. Elektra prawie czuła, jak siostra łapie ją za ramię i prosi, by przestała prowokować innych.
— Najwidoczniej jesteś zazdrosna, że zatriumfował nad twym dziadkiem, mała żmijo — powiedział z równym opanowaniem Ajgist.
Klitajmestra nic nie mówiła. Elektra zastanawiała się, jak może tolerować zachowania drugiego męża. Przecież zdawała się nienawidzić całego rodu Pelopidów i uważać ich za przeklętych. Czy miłość do Ajgista tak bardzo ją zaślepiła? A może za wszelką cenę chciała się zemścić na Agamemnonie za jakieś urojone krzywdy?
— Dziadek zrobił coś złego bogini Atenie? — zapytała cieniutkim głosikiem mała Erigone.
— To nieważne, kochanie, jedz grzecznie rybkę — poprosiła ją matka. — A ty naucz się hamować — nakazała starszej córce.
Elektra domyśliła się, że gorzko zapłaci za to jedno zdanie. Nawet po części żałowała Erigone. Nie mogła powiedzieć, że ją kochała, ale jej niewinność i nieświadomość zła budziły w niej jakiś smutek... i zazdrość, że jej samej nikt tak nie chronił. Do Klitajmestry nie żywiła najmniejszego współczucia.
— W takim razie, zanim zdążycie mnie ukarać, ukarzę się sama i zamknę się w komnacie — stwierdziła i podniosła się z krzesła. — I nie kłopoczcie się przysyłaniem do mnie tego biednego chłopca. Wasze słowa nie sprawiają mi bólu. Dobrze mi w moim wiecznym dziewictwie.
— Coraz bardziej nie mogę znieść tej małej zołzy — mówił Ajgistos, chodząc po komnacie. — Każdego dnia te same złośliwości i bunty. Czuję się jak Syzyf.
— Ja też — odparła Klitajmestra. — Myślałam, że pokonaliśmy Agamemnona, ale jak widać, ona jest jego godną następczynią.
Siedziała na fotelu i przyglądała się mężowi z nogą założoną na nodze. Nie należał do najsilniejszych mężczyzn, nie dorównywał greckim królom w sprawności fizycznej, ale był sprytny i inteligentny. Potrafił manipulować i doprowadzał każdy plan do ostateczności. Czasem zastanawiała się, czy tak samo nie postąpił z nią, ale bała się zapytać. Teraz chciała, by po raz kolejny udowodnił swe możliwości.
— Liczyłem, że wda się w romans z tym wiejskim chłopakiem i wtedy pozbędziemy się jej na dobre. Ale z tego, co zauważyłem, ostatnio jej unika, chociaż od czasu do czasu rzuca tęskne spojrzenia.
— Po tym, co powiedziała przy stole, domyślam się, że odgadła nasze chęci. Może nawet wprost powiedziała mu, że go nie chce... — Klitajmestra zamyśliła się. — Powinnam to przewidzieć. Ona przecież uważa się za wielką księżniczkę, która nie zniży się do poziomu sługi. Gdyby wiedziała, ile niewolnic gościło w łożu jej ojca... — Skrzywiła się.
— Tytuł to wszystko, czym może się chwalić — odpowiedział złośliwie Ajgist.
Kontynuował nerwową wędrówkę po pokoju, a Klitajmestra przyglądała mu się z uwagą. Miała nadzieję, że cokolwiek wymyśli, ale nauczyła się już, że jeśli chce coś osiągnąć, musi walczyć sama. Dlatego intensywnie myślała, aż w końcu powiedziała:
— Skoro sama się do tego nie zabrała, możemy ją zmusić. Powiedzmy, że życzymy sobie, aby poślubiła Janisa.
— Sługę? Nie zniszczy to naszej opinii w oczach innych królów? — zapytał Ajgistos.
— Mamy obowiązek przede wszystkim dbać o tron dla naszych dzieci. Każdy to zrozumie. A dla Elektry będzie lepiej, jeśli poślubi kogokolwiek, niż umrze w staropanieństwie.
Spojrzała na niego zadziornie i uśmiechnęła się triumfalnie ze swego planu.
— Gdybyś miała ciemniejsze włosy, mógłbym pomylić cię z Herą — powiedział z zadowoleniem Ajgistos, wpatrując się w jej dumne niebieskie oczy i prostą postać ubraną w granatową suknię wyszywaną w srebrne gwiazdy. — Jesteś prawdziwą królową.
Witajcie w rozdziale po dłuższej przerwie! Miałam na niego duże plany, chciałam tu zamieścić jeszcze sceny z Andromachą, Eneaszem i Odysem, ale musiałabym się dużo bardziej rozpisać, a staram się już nie pisać rozdziałów na 10 tysięcy słów XD Dlatego postanowiłam go podzielić, mam nadzieję, że poczekacie na dalszy ciąg :)
Właściwie nie wiem, co jeszcze tu dodać, bo wątki mityczne zdążyłam już omówić w poprzednich rozdziałach. Ale mam nadzieję, że się Wam podoba, szczególnie wątek z Hermioną, bo wiem, że zawsze była taką butną, hardą postacią, ale chcę ją też pokazać jako młodą dziewczynę, która znalazła się w nowym, nieprzyjaznym środowisku i odkrywa, że też może być niepewna siebie. Mam nadzieję, że mi to wychodzi.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo przede mną bardzo trudny egzamin, ale trzymajcie za mnie kciuki, by wszystko poszło dobrze i mogłabym pisać w miarę regularnie.
Rozdział z dedykacją dla Makaria_Kalliope - dziękuję za Twoją obecność :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top