Rozdział trzydziesty szósty. Bunt.
Żywot każdemu drogi, lecz nad żywot
Szlachetnej duszy honor stokroć droższy.
William Szekspir ,,Troilus i Kressyda"
Ile zostało jeszcze niezapisanych pieśni?
Powiedz, kukułko, zaśpiewaj
Pisane mi w mieście żyć czy na wsi
Kamieniem leżeć czy płonąć gwiazdą?
Gwiazdą...
Słońce moje, spójrz na mnie
Moja dłoń przekształciła się w pięść
I jeśli jest proch - daj ognia
O tak!
Polina Gagarina ,,Kукушка" (,,Kukushka")
— Dziękuję za stawienie się na radzie — powiedział król Priam, rozglądając się po możnych zgromadzonych przy stole. — Chciałbym dziś porozmawiać o naszej sytuacji.
— Jest opłakana — skwitował jego szwagier Antenor. — Wojna trwa od sześciu lat i nie zapowiada się, by miała zakończyć się w najbliższym czasie.
Priam chrząknął znacząco. Uważał Antenora za swojego najlepszego i najrozsądniejszego doradcę. Nie rozumiał jednak, dlaczego ten zachowywał się, jakby stał po stronie Greków. Akceptował rozgoryczenie wojną, bo sam coraz mniej rozumiał, dlaczego bogowie skazują ich na takie trudności, skoro to z ich woli Helena znalazła się w Troi. Nigdy jednak nie zwątpiłby w ich wyroki.
— Strategią wojenną zajmuje się książę Hektor. Jeśli będzie miał życzenie, może potem przedstawić wam swoje plany. — Wskazał na siedzącego przy jego prawicy najstarszego syna. Hektor nawet teraz miał na sobie zbroję, a jego czarne oczy były smutne i melancholijne. — Ja chciałbym porozmawiać o tym, jak rozplanować gospodarowanie królestwem. Większość naszych wydatków idzie na wyposażenie wojska. Dwór jednak także ma swoje potrzeby, nie możemy też zapomnieć o naszych poddanych. Jeśli po wojnie Troja nadal ma być potężna, wszyscy muszą żyć na poziomie i być dobrze odżywieni oraz zaopatrzeni. Niedawno obchodziliśmy przesilenie letnie, więc nadeszła idealna okazja, aby rozplanować zarządzanie skarbcem w tym roku.
Priam usiadł. Starał się wyglądać i brzmieć jak najbardziej godnie. Przed zgromadzeniem ćwiczył swoją przemowę i argumenty kilka razy, zadbał też o odpowiedni strój, chociaż nigdy nie przywiązywał do tego wagi i zdawał się na służących. Dziś założył na starannie uczesane siwe włosy królewski diadem, a jego ciało zdobiła szkarłatna szata ze srebrnymi refleksami. Widział jednak, że w oczach większości zebranych nie jest już silnym, energicznym władcą, a starcem, którego miejsce jest z wnukami w komnatach dziecięcych. I nawet im się nie dziwił. Nigdy nie interesował się polityką, królem został z poczucia obowiązku, a ostatnie lata jeszcze mocniej go złamały. Już od dnia, gdy porzucił Parysa w górach, stracił młodzieńczy wigor i nadzieję, a wojna i śmierć kolejnych dzieci sprawiły, że życie coraz mocniej go męczyło.
— Dwór powinien żyć jak najbardziej oszczędnie, królu — odezwał się jeden z możnych. — Wojna jest teraz priorytetem, to prawda. Dlatego wszystkie pieniądze powinny iść na kucie broni, zbroi oraz żołdy dla walczących, a nie na uczty organizowane przez księcia Parysa i nowe suknie jego żony.
— Helena dostanie tyle sukni i klejnotów, ile ja zechcę, a nie wy! — wykrzyknął siedzący nieopodal ojca Parys.
Priam uciszył go ruchem ręki.
— Potem dostaniesz prawo głosu, synu. Jeśli chodzi o mnie, naprawdę staram się żyć skromnie i nie obciążać królewskiego skarbca. Mimo to jako rodzina królewska ja i moi bliscy mamy obowiązek reprezentować kraj i od czasu do czasu musimy wydać na to pieniądze. Nie wspominam już o przyjęciach z okazji ślubów i narodzin oraz świąt religijnych.
— Czy mogę się odezwać? — Hektor uniósł głowę. — Zgadzam się, że wojna narzuca konieczność skromniejszego życia, nawet władcom. Sam większość swego dochodu przeznaczam na wspomożenie wojska i biednych, jedynie niewielką część zatrzymuję dla siebie i rodziny. Moja żona to rozumie i popiera.
— Najwidoczniej nie wszystkie kobiety są tak dalekowzroczne — skomentował jeden z Trojan i każdy wiedział, że mówi o Helenie.
— Prawdą jest, że ludzie się burzą — rzekł Antenor. — Mają dość łożenia nie tylko na wydatki wojenne, ale i utrzymanie dworu, przez który znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Jako jeden z członków rady królewskiej także jestem w stanie zrezygnować z części moich przywilejów, aby uspokoić nastroje w mieście. Jeśli Troja ma wzrastać w siłę, potrzebujemy rzemieślników, tak samo, jak żołnierzy.
— Chyba sobie kpicie! — wykrzyknął Deifobos i uderzył pięścią w stół. — Nie będziemy rezygnować z naszych wygód, dlatego, że jakaś hołota nie może pogodzić się z tym, kto jest panami tego miasta!
— Synowie, proszę o spokój — westchnął Priam. — Jesteśmy na zebraniu. Rozumiem jednak, że ta kwestia wzbudza gwałtowne emocje. Będziemy musieli na osobności przedyskutować to z moją rodziną i wtedy znów się spotkać.
Nagle król zauważył uniesioną do góry dłoń należącą do wysokiego, śniadego mężczyzny w niebieskiej szacie.
— Czy mogę wyrazić swoje zdanie, królu?
— Tak, Kalchasie, oczywiście — odpowiedział Priam. — Ale jeśli chodzi o datki na świątynie, to zapewniam, że się nie zmienią. Nigdy nie obraziłbym bogów.
— Nie o to mi chodzi. Bogowie nam nie pomogą, jeśli sami sobie nie pomożemy — odparł kapłan. — Uważam, że jest jedyne słuszne wyjście z tej sprawy.
— Jakież? — zapytał zaintrygowany król. Wierzył w mądrość i rozsądek Kalchasa.
— Sześć lat temu zaprotestowałeś przeciwko wydaniu królowej Heleny, panie. Wierzyłeś, że bogowie błogosławią jej związkowi z księciem Parysem i pomogą nam wygrać wojnę. Tak się jednak nie stało, Grecy nadal czyhają pod naszymi murami. Uważam więc, że czas pogodzić się z tym, że sprowadzenie królowej Sparty do Troi było błędem i oddać ją mężowi.
Słowa kapłana nie wywarły większego wrażenia na zabranych. Od sześciu lat nieustannie pojawiały się głosy, by wydać Helenę. Rodzina królewska zawsze odmawiała, nikt nawet nie brał tego pod uwagę. Spodziewano się więc, że teraz też zostanie to szybko zapomniane.
— To Grecy sprzeciwiają się woli bogów, nie my — stwierdził Priam. — Nigdy nie wyrzekniemy się mojej synowej.
— Dokładnie! — potwierdził szybko Parys.
— To jedyny sposób, żeby ocalić twój lud i pozwolić królestwu się rozwijać, panie. — Kalchas nie spuszczał oka z Priama. — Jeśli wciąż będziesz odmawiał, panie, sumienie nie pozwala mi stać po twej stronie.
Jego twarz była pewna i spokojna, pozbawiona drwiny czy cynizmu. Wszyscy zgromadzeni widzieli, że Kalchas nie żartował ani nie groził. Mówił coś, co do czego był pewny i przekonany.
— Nie rozumiem... — wydusił Priam.
— Jeśli nie wydasz Heleny, wraz z rodziną opuszczę Troję i zacznę służyć Grekom — wyjaśnił poważnie Kalchas.
W sali zapanowało poruszenie, zgromadzeni radni przestali już udawać opanowanie, zaczęli nachylać się do siebie, szeptać i spekulować na temat usłyszanego ultimatum. Nawet synowie Priama szturchali się i posyłali sobie przerażone spojrzenia. Wszyscy poza Helenosem, który nie odrywał od Kalchasa smutnego spojrzenia.
Ten człowiek był mu bliższy niż ojciec. Od dzieciństwa otaczał go opieką, uczył go, pokazywał, co jest w życiu ważne. To dzięki niemu książę zdecydował się na służbę w świątyni. Teraz także wierzył, że Kalchas myśli słusznie i najlepszym rozwiązaniem jest oddanie Heleny i zakończenie wojny. Nie mógł jednak pogodzić się z tym, że człowiek, którego uważał za duchowego ojca, wystąpił przeciwko jego naturalnej rodzinie. I wiedział, że nie będzie w stanie pójść za nim i porzucić ojca, matkę i rodzeństwo.
— W takim razie będziesz musiał odejść — odpowiedział w końcu Priam. — Nie wyrzekniemy się księżniczki Heleny.
Kalchas spacerował po komnacie i nadzorował niewolników, którzy pakowali rzeczy niezbędne do urządzenia sobie życia w obozie Greków. Jego brat Pandarus siedział w fotelu i powtarzał:
— Po co ci to? Przecież masz piękną rezydencję, najładniejszą wśród kapłanów trojańskich. Jesteś bogaty i szanowany. Naprawdę chcesz to porzucić, bo nie podoba ci się to, z kim sypia jeden książę?
— Nie podoba mi się to, że król i jego rodzina doprowadzają do zagłady królestwa dla własnych zachcianek i żeby móc się pochwalić, że są spokrewnieni z bogami! — krzyknął Kalchas. — Nie mam zamiaru znosić takich zachowań i być kojarzonym z takimi ludźmi.
— Praksedo, powiedz mu, że to bez sensu i że tylko sobie zaszkodzi. — Pandarus spojrzał błagalnie na żonę brata.
Ubrana w prostą białą suknię Prakseda właśnie nachylała się nad służącą i tłumaczyła jej, które z ubrań i klejnotów ma zapakować. Teraz podniosła zmęczone oczy i powiedziała:
— Obowiązkiem żony jest iść za mężem, więc będę trwała przy Kalchasie aż do końca świata.
Mąż uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, ale Pandarus nadal krzywił się wymownie.
— Co zrobicie, jeśli Grecy was nie przyjmą? To przecież nasi wrogowie.
— Przyjmą, przyjmą. — Machnął ręką Kalchas. — Moja prorocka sława musiała do nich dotrzeć. Dlaczego mieliby odrzucić kogoś, kto przyda im się w planowaniu strategii?
Pandarus nie zdążył wymyślić kolejnego argumentu, ponieważ nagle do komnaty wpadła piętnastoletnia Kressyda. Jej czarne włosy były rozwiane, a z ust dobywało się ciężkie dyszenie. Dziewczyna schyliła się lekko i oparła dłonie na kolanach, aby złapać oddech. Dopiero po chwili zapytała ojca:
— Więc to prawda? Zdradziłeś króla?
— Nie zdradziłem, po prostu wytłumaczyłem mu, co robi źle — stwierdził łagodnie Kalchas. — Zdecyduj, ile rzeczy i których służących chcesz ze sobą zabrać, córko. Odchodzimy do obozu Greków.
— Nie możecie! — zaprotestowała Kressyda. — Będą nas wytykać palcami za zdradę ojczyzny! Już i tak od lat w pałacu krzywo na mnie patrzą, bo wszyscy wiedzą, co sądzisz o małżeństwie księcia Parysa! — Tupnęła nogą.
— Sądzę to, co każdy przyzwoity człowiek powinien. — Kalchas ani na moment nie tracił spokoju i opanowania. — A wśród Greków nikt nie będzie cię wytykał palcami. Może nawet znajdziesz sobie męża. Wierzyłem wprawdzie, że poślubisz Helenosa, ale teraz to już chyba niemożliwe. — Pokręcił głową z ubolewaniem.
W tej chwili do komnaty wszedł odźwierny i oznajmił:
— Panie, książę Helenos przyszedł cię odwiedzić.
— Wpuść go — poprosił Kalchas, gdy jego brat szeptał pod nosem: ,,Tylko jego tu brakowało".
Gdy tylko Helenos znalazł się w pomieszczeniu, Kressyda podbiegła do niego i wyciągając ręce, zawołała:
— Książę, błagam, przekonaj mego ojca, że popełnia błąd i powinien przeprosić króla!
Helenos popatrzył na nią z melancholią. Kressyda odsunęła się lekko i pomyślała, że ma nadzieję, iż ojciec poniecha planów wydania jej za niego, ponieważ królewski syn ją przerażał. Podobali jej się wysocy, ciemnowłosi mężczyźni z zarostem, ale Helenos cały czas był tak poważny i zdystansowany, że w połączeniu z bladą cerą, sprawiał na niej wrażenie boga śmierci.
— Twój ojciec nie popełnił błędu, pani — powiedział. — I nie wiem, czy mam prawo prosić go o cokolwiek, chociaż chciałbym, aby został. — Podniósł na Kalchasa załzawione oczy. — Nie chcę stracić najlepszego przyjaciela.
— Sumienie nie pozwala mi dłużej stać po stronie twego ojca, chłopcze. — Kapłan podszedł do niego i dotknął jego ramion. — Ale pomyśl... Mógłbyś przecież odejść z nami. Grecy nie mają wśród siebie wieszczów. Na pewno przyjęliby cię z pocałowaniem ręki.
Helenos pokręcił głową ze smutkiem.
— Nie zdradzę rodziny. Wiem, że nie mają słuszności, ale serce pękłoby mi, gdybym zrobił coś, co mogłoby zaszkodzić ojcu i matce.
— Oni sami sobie szkodzą — westchnął Kalchas. — Ale rozumiem cię, chłopcze. Mam nadzieję, że zaznasz w życiu szczęścia. — Poklepał go opiekuńczo po policzku. — Zawsze będę powtarzał, że jesteś najlepszym z Trojan. Może Grecy cię oszczędzą, jeśli zdobędą miasto. — Na chwilę spuścił głowę, ale po chwili znów popatrzył z czułością na Helenosa i przytulił go do siebie. — Niech Apollo i Artemida ci błogosławią, synu.
Helenos ścisnął mocno ramiona starszego mężczyzny. Z każdą chwilą było mu coraz ciężej w gardle i na sercu. Miał wrażenie, że traci coś bardzo ważnego. Kalchas był dla niego autorytetem i opiekunem, jakim Priam nigdy się nie stał. A teraz ich więź miała się zerwać.
Po wyjściu księcia Kalchas wskazał na spakowane tobołki i oznajmił:
— Trzeba nam wyruszać. — Spojrzał na Pandarusa. — Żegnaj, bracie.
— Zwariowałeś i jeszcze wciągasz w to żonę i córkę... — Pokręcił głową Pandarus, ale podał mu rękę.
Kalchas otoczył ramieniem Praksedę i wyciągnął dłoń w stronę Kressydy, ale ta odskoczyła od ojca i rzekła stanowczo:
— Nie pójdę z wami! Nie będą o mnie opowiadać, że jestem zdrajczynią. Poza tym w Troi mam przyjaciół i rodzinę. Nie mam zamiaru tracić całego dotychczasowego życia i reputacji!
— Nie urządzaj scen, musimy jak najszybciej opuścić to miasto — popędził ją ojciec.
— Dokładnie, córeczko, nie ma powodu do takiej rozpaczy — poparła go Prakseda.
— A może Kressyda uważa, że jest? — Pandarus podszedł do bratanicy i objął ją lekko. — Dziewczyna jest pełnoletnia, ma prawo decydować, gdzie chce mieszkać.
— Nie jest mężatką, więc pozostaje pod moją opieką! — zawołał Kalchas. — Nie zostawię jej w tym szalonym mieście na pastwę losu.
— Nie będę na pastwie losu. — Kressyda wyczuła już w wuju sprzymierzeńca i uczepiła się jego ręki. — Wujek Pandarus się mną zaopiekuje, prawda, wujku? — Posłała mu przymilne spojrzenie ogromnych, czarnych oczu.
— Oczywiście, dziecko. — Pandarus przytulił ją do piersi. — Młoda panna nie powinna żyć w obozie z samymi mężczyznami. U mnie będzie ci dobrze.
— Córeczko... — Prakseda z rozpaczą przyglądała się Kressydzie. — Nie możesz nam tego zrobić... Przecież jesteśmy rodziną. Musimy trzymać się razem.
Zbolałe oczy matki sprawiły, że dziewczynę zabolało serce, ale postanowiła być stanowcza w swojej decyzji. Odwróciła twarz, aby nie widzieć smutku Praksedy i niedowierzenia Kalchasa i wyrzekła:
— Nie będę uważana za zdrajczynię. Zostaję z wujem w Troi.
Odejście znanego kapłana wywołało w Troi wielkie poruszenie. Zgodnie z podejrzeniami Kressydy całe miasto plotkowało o jej ojcu, a imię ,,Kalchas" stało się synonimem zdrady. Młoda dziewczyna czuła się samotna i zagubiona. Tęskniła za obecnością ojca i jego rozsądnymi radami oraz ciepłem i troską matki. Kochała wuja Pandarusa, ale nie wiedziała, czy ma prawo szukać u niego takiej czułości, jaką rodzice obdarzają swoje dzieci. Bolała ją także świadomość, że w oczach Trojan ona także jest osobą niepewną, że patrzą na nią z nieufnością, jako na córkę człowieka, który przeszedł na stronę wroga. Czasami, leżąc sama w nocy, żałowała, że nie odeszła z rodzicami do obozu Greków. Może tam nie patrzono by na nią tak nieprzyjemnie.
Po kilku dniach odważyła się wyznać Pandarusowi swoje przemyślenia, a on od razu stwierdził, że powinna starać się udowodnić, że jest dobrą Trojanką i zaskarbić sobie sympatię rodziny królewskiej. Dlatego przy najbliższej okazji Kressyda przyjęła zaproszenie Polikseny do pałacu. Jako dziewczynki przyjaźniły się i wspólnie bawiły, ale z każdym rokiem stawały się od siebie bardziej odległe. Nie z powodu poglądów Kalchasa, ale własnych charakterów. Kressyda nie przepadała za chodzeniem do świątyń i składaniem ofiar bogom, z kolei Poliksena nie interesowała się przyjęciami i sukniami.
Dziś jednak księżniczka nie zaprowadziła towarzyszki do żadnego ołtarzyka, a dziennej komnaty kobiecej, gdzie przebywała jej matka, siostry i szwagierki. Kressyda ucieszyła się z tego. Chciała jak najszybciej udowodnić wszystkim, że jest dobrą trojańską patriotką i nie powinna być oceniana przez pryzmat swego ojca.
— Jeśli będziesz potrzebowała urządzić sobie komnatę u Pandarusa, chętnie pomogę — zaoferowała się Laodike, gdy Kressyda nieśmiało zajęła miejsce między nią a Polikseną na obitej czerwonym puchem kanapie. — Ogromnie mi się nudzi. Chciałam zrobić przemeblowanie w swoim domu, kupić trochę dywanów i zasłon, ale wuj Antenor każe mi oszczędzać. — Skrzywiła się.
— Jeśli wuj się zgodzi, od razu ci powiem, księżniczko — obiecała Kressyda. Miała wrażenie, że lepiej porozumiałaby się z Laodike niż z Polikseną.
— Miło, że chcesz komuś pomóc, córko, ale nie kompromituj nas obmawianiem własnego wuja i teścia. — Królowa Hekabe spojrzała na Laodike z ukosa. — Poza tym on ma rację. Zajmowanie się takimi rzeczami, gdy szaleje wojna, jest nieprzyzwoite.
Laodike nie przejęła się tym i wyciągnęła ręce po mały kuferek z biżuterią. Kressyda, która nie chciała stawać oficjalnie ani po stronie królowej, ani jej córki, zaczęła nerwowo błądzić wzrokiem po sali, aż w końcu jej oczy spoczęły na Helenie, która siedziała naprzeciwko reszty kobiet, na fotelu przy ścianie, z rękami splecionymi na kolanach.
— Też tak sądzę, królowo — powiedziała chłodno, nie zaszczycając teściowej ani jednym spojrzeniem.
Kressyda próbowała zdobyć się na jakiekolwiek współczucie wobec Spartanki, ale jej słowa głównie sprawiały, że dziewczynie robiło się zimno, tak bardzo Helena była zdystansowana. Pandarus wyjaśnił siostrzenicy, że jednym z powodów konfliktu, przez który Kalchas odszedł z Troi, były domniemane olbrzymie wydatki na księcia Parysa i jego żonę. Helena musiała wziąć sobie to do serca, bo dzisiaj miała na sobie bardzo prostą niebieskoszarą suknię z szeroką spódnicą i długimi rękawami, w dodatku ozdobioną jedynie skromnym sznurkiem. Jej włosy zostały luźno związane nad głową, nie nosiła też żadnej biżuterii poza naszyjnikiem i pierścionkiem, które musiała przywieźć ze Sparty. Jednak mimo to i tak Kressyda nie dziwiła się, że siedząca nieopodal kobieta jest nazywana najpiękniejszą na świecie. W milczeniu zachwycała się jej długimi rzęsami, różaną cerą i złotymi puklami, które nie potrzebowały żadnego pudru, a potem ze smutkiem przypominała sobie o własnej śniadej cerze, prostych włosach i grubych czarnych brwiach.
,,Może i jest ładna, ale zimna jak lód" pocieszała się Kressyda. ,,Rozumiem, że jest jej przykro, skoro całe miasto wini ją za wybuch wojny, a przecież nie przybyłaby tu, gdyby książę Parys nie zechciał... i pewnie była nieszczęśliwa ze swoim pierwszym mężem. Ale mogłaby przecież spróbować zdobyć sympatię Trojanek, miała na to sześć lat. Ja mam o wiele mniej do stracenia, a staram się wszystkich przekonać, że nie jestem taka jak ojciec."
Żona księcia Hektora musiała wyczuć niezręczną atmosferę, więc wyciągnęła ręce do swojego małego synka, który bawił się na dywanie z kuzynem Askaniuszem, a raczej każdy z nich machał własną zabawką we wszystkie strony. Uradowany Astianaks podbiegł do matki, a ona usadziła go na swoich kolanach. W rezultacie wszystkie kobiety zajęły się tuleniem i wychwalaniem chłopca.
— Kto jest najśliczniejszy chłopcem na świecie? — Andromacha szczebiotała do synka i klepała go po brzuszku. — Powiedz pani Kressydzie, jak ładnie umiesz mówić ,,wieża".
Kressyda uśmiechnęła się i nachyliła nad Astianaksem, próbując namówić go, żeby dał jej łapkę na powitanie, on jednak krzywił się i tulił do matki. W tym czasie Askaniusz, widząc uwagę skupioną na kuzynie, zaczął krzyczeć i machać rękami, więc księżniczka Kreuza musiała uklęknąć przy nim i wziąć w ramiona.
— Ja uważam, że najpiękniejszy jest tu Askaniusz — powiedziała lekko.
— W końcu jego babką jest bogini — dodała pochlebnie Kressyda. — Bogini, która broni Troi i chwała jej za to.
Kreuza odwróciła się do niej i posłała jej lekki uśmiech. Kressyda mogła tylko zastanawiać się, czy była wdzięczna za komplement wobec dziecka, czy domyśliła się jej prawdziwych intencji.
Poliksena dołączyła do siostry i siostrzeńca na dywanie, a Helena, która najwidoczniej też lubiła dzieci, wstała ze swojego miejsca i stanęła za siedzeniem Andromachy, żeby móc popatrzeć na jej synka. Nikt nie zwracał jednak na nią specjalnej uwagi, więc Laodike zajęła Greczynkę pytaniami o to, który naszyjnik wybrać na obchody równonocy jesiennej, święta ku czci Demeter i Persefony.
— Twoja matka wyraziła się, co sądzi o strojeniu się w czasie wojny — stwierdziła łagodnie Helena.
— To rodowa biżuteria, nie kupowałam ich — broniła się Laodike.
Kressyda przez chwilę zastanawiała się, do której grupki powinna dołączyć, gdy nagle otworzyły się drzwi i do komnaty weszli książęta Hektor i Troilus.
— Tata, tata! — zawołał Astianaks, sepleniąc.
Książę Hektor skinął głową zebranym kobietom, po czym zaśmiał się i wziął synka na ręce. Serce Kressydy ścisnęło się na ten widok. Miała nadzieję, że jej przyszły mąż, niezależnie kim będzie i kto jej go wybierze, też tak ogromnie pokocha ich dzieci.
Książę Troilus usiadł obok niej, na miejscu zwolnionym przez Poliksenę. Kressyda przywitała się z nim spokojnie, ale nie podjęła rozmowy. Ten syn króla nigdy specjalnie jej nie interesował, nie bywał też obiektem rozmów w mieście. Po prostu u nikogo nie udało mu się wzbudzić zainteresowania swoją osobą. Na pewno był dobrym synem i dzielnym wojownikiem, ale nie wyróżniał się z grona swoich braci. Każdy Trojanin wiedział, że Hektor jest mężnym następcą tronu, Parys jest piękny i zdobył najpiękniejszą kobietę świata, Helenos to wieszcz i kapłan, a Deifobos lubi się bawić i krążą o nim sprośne opowieści. Troilus po prostu był.
— Musi być ci ciężko bez rodziców, pani — odezwał się do niej nieśmiało książę.
Kressyda odwróciła się w jego stronę niepewnie. Nie chciała, żeby ktoś poruszał z nią ten temat. Wolała zapomnieć, że w ogóle miała ojca i matkę.
— Wuj dobrze się mną opiekuje. On jest przynajmniej wiernym poddanym twego ojca, panie.
— Wiem i doceniam to — zapewnił Troilus. — Nie chcę oceniać twego ojca...
— Ja też nie, więc nie rozmawiajmy o nim, książę — poprosiła dziewczyna, zaraz jednak się spłoszyła. Przecież miała przekonać do siebie rodzinę królewską, a nie ją zrażać. Dodała więc z młodzieńczą egzaltacją. — Ta cała historia sprawia mi ból, ale nie odpowiadam za swojego ojca. Oddałabym życie za Troję.
— Nie wątpię w to, pani — odpowiedział szybko Troilus i skłonił przed nią głowę.
Kressyda nerwowo odwróciła wzrok. Wiedziała, że nie wolno być niemiłą dla księcia, ale czuła się przy nim jeszcze dziwniej niż przy Helenosie. Troilus wpatrywał się w nią jakoś niepokojąco, jakby chciał przeczytać jej myśli. Przez to Kressydzie trudno było uwierzyć, że młodzieniec mówi prawdę i nie posądza jej o zdradę.
Usiadła obok Kreuzy i Polikseny i zaczęła zabawiać Askaniusza szmacianą lalką, ale nadal czuła na sobie przenikliwe zielone oczy Troilusa. Wzdrygnęła się. Miała nadzieję, że będzie widywać tego człowieka jak najrzadziej.
Zgodnie ze swoimi przewidywaniami Kalchas został łatwo przyjęty do obozu Greków. Nie sprowadzili z Peloponezu swojego wróżbity, gdy więc uświadomili sobie, że intencje Trojanina są szczere, z otwartymi ramionami uznali go za część drużyny. Kapłan miał nawet wrażenie, że jest tu bardziej szanowany i ceniony niż w Troi, gdzie był jednym z wielu.
Pewnego wieczoru odwiedził w namiocie króla Agamemnona, u którego gościli także Menelaos, Odyseusz i Nestor – jak Kalchas zdążył się zorientować, osoby uważane wśród Greków za najbardziej zdolne do podejmowania decyzji.
— Sześć lat to dość długo — stwierdził Agamemnon i przechylił głowę w stronę Kalchasa. — Nie ukrywam, że chciałbym wiedzieć, ile jeszcze musimy tu siedzieć.
— Nie mogę tego dokładnie wam powiedzieć — odparł wieszcz. — Bogowie nie zawsze zsyłają wizje, gdy o to prosimy. Najwidoczniej uważają, że czasem człowiek nie powinien znać przyszłości. Na początku wojny modliłem się jednak do Apolla i dowiedziałem się, że Troja stać będzie tak długo, dopóki żyją dwaj synowie Priama, Hektor i Troilus. Pierwszy z nich jest następcą tronu i uchodzi za najwaleczniejszego z Trojan. Z Troilusem rzadko rozmawiałem, ale cieszy się sławą doskonałego wojownika i podobno mało co poza walką go interesuje.
— Na szczęście, nie są nieśmiertelni — stwierdził stojący nad nim Odyseusz i skrzyżował ręce. — My za to mamy Achillesa, którego jedyną nieodporną na rany częścią ciała jest pięta. Mamy Diomedesa, który pokonał samego boga wojny. Mamy króla Sparty, najmężniejszego narodu na świecie. — Skinął głową w stronę Menelaosa.
— Mimo to wolałbym jak najszybciej stąd wrócić, a nie czekać na śmierć jakichś dwóch książąt — prychnął Agamemnon. — Jakoś twoi mężni ludzie nie zabili ich przez sześć lat.
— To już nie moja wina. — Wzruszył ramionami Kalchas. Wiedział, że musi zachować zaufanie Greków, ale nie miał zamiaru się przed nikim płaszczyć.
— Spokojnie, królu — poprosił Agamemnona Nestor. — Cierpliwość jest cenną cnotą, więc czekajmy. Może w końcu Hektor i Troilus wstąpią do Hadesu.
Agamemnon nie odpowiedział. Przez chwilę siedział na swoim złoconym fotelu, strzykając palcami. W końcu podniósł głowę i spojrzał na Kalchasa. Jego zielone oczy płonęły determinacją.
— Ale skoro już tu jesteś, może powiesz mi coś o mnie. Właściwie uważam się za wybranka losu. W dzieciństwie fantazjowałem, że stanę się potężniejszy niż mój dziad Pelops, założyciel królestwa, że będę taki jak Minos, mój pradziad ze strony matki, który niegdyś był największym władcą w Grecji. I tak się stało. Teraz nazywają mnie ,,panem narodów" albo ,,królem królów". Za horyzontem zawsze jednak czeka coś większego niż to, co mamy przed oczami. Po co ograniczać się do Hellady? Dlaczego nie miałbym stać się panem Wschodu? — Nachylił się nad Kalchasem i zapytał, bardzo powoli, akcentując wyraźnie każde słowo. — Możesz mi powiedzieć, czy moje sny się ziszczą?
Kapłan utkwił wzrok w Mykeńczyku, jakby próbując czytać przyszłość z jego twarzy i oczu. Następnie zamknął powieki. Nagła bladość jego twarzy i wyraz przedziwnego skupienia utwierdziły znajdujących się w namiocie, że Kalchas doświadcza wizji.
— Widzę ogień i upadające świątynie i mury, piękne marmury roztrzaskujące się na ulicach Troi... Potem widzę wielki statek zdobiony flagą Myken, obładowany kosztownościami i bogactwami...
— Czyli zdobędziemy Troję! — zawołał z satysfakcją Agamemnon. — A ja pokażę wszystkim, że naprawdę jestem panem świata.
— Spokojnie, bracie, Kalchas jeszcze nie skończył — odezwał się cicho Menelaos, chociaż wątpił, by Agamemnon wziął jego słowa pod uwagę.
— Widzę krew, mnóstwo krwi... Spływa po posadzce i miesza się z wodą... — mówił w amoku kapłan.
Stary Nestor złapał się odruchowo za serce, a Menelaos i Odyseusz odczuli nagły niepokój i, drżąc na ciele, spojrzeli sobie z przestrachem w oczy. Jednak Agamemnon pozostawał spokojny i pewny siebie.
— W takim razie wywołam jeszcze wiele wojen i przejmę wiele ziem — stwierdził, gdy Trojanin się przebudził. — Jestem zadowolony.
— Cieszę się, panie — odpowiedział Kalchas, ale widząc twarze pozostałych zgromadzonych, wiedział, że podzielają jego przekonanie. Lepiej, żeby marzenia Agamemnona się nie spełniły.
— Komuś z nas jeszcze coś przepowiesz? — dopytywał król Myken. — Bracie... — Zerknął na Menelaosa. — Nie chcesz wiedzieć, kiedy odzyskasz żonę?
Menelaos potrząsnął głową i odpowiedział, starając się zachować jak najlżejszy ton głosu:
— Wolę trzymać się z dala od przepowiedni. Naszemu rodowi nie przyniosły one nic dobrego.
— Ja tak nie uważam — odpowiedział mu brat. — Udałem się do wyroczni po narodzinach każdego z moich dzieci. Szkoda, że nie zrobiłeś tego samego z Hermioną.
Gdy padło imię księżniczki, Kalchas znowu zbladł, a jego oczy przybrały nieobecny wyraz, ale nikt z obecnych tego nie zauważył. Postanowił nie przerywać im spokoju, ale gdy wrócił do przydzielonej sobie siedziby, podzielił się myślami z żoną.
— Kiedy usłyszałem, że król Sparty nie prosił o przepowiednię dla swojej córki, w mojej głowie odezwał się głos: ,,I dobrze, bo nie ucieszyłoby go to, co by zobaczył". A potem zobaczyłem. Zobaczyłem piękną jasnowłosą dziewczynę ubraną w bogato zdobioną suknię i mały diadem. Nawet nie musiałem domyślić się, kto to, bo przypominała mi księ... królową Helenę — poprawił się. — Stała nad brzegiem morza, a wiatr rozwiewał jej włosy, wpadały jej do ust i zasłaniały oczy, a ona nawet ich nie odgarniała. Obejmowała się ramionami, jakby było jej bardzo zimno.
— Co w tym takiego smutnego? — zapytała zaspanym głosem Prakseda.
— Wyraz jej twarzy — odpowiedział szeptem Kalchas. — Widziałem w życiu wiele zła, kilka wojen i klęsk. Widziałem ludzi, którzy stracili bliskich i dorobek życia... Ale nigdy nie widziałem nikogo, kto byłby tak zrozpaczony i ponury jak ona. Jakby chciała błagać o pomoc, ale za mocno się wstydziła.
Menelaos nie wiedział o ponurej wizji przyszłości jego córki, ale i tak spędził noc na niespokojnych rozmyślaniach. Tym razem nie tylko o Helenie, ale także o usłyszanej przepowiedni. Jego myśli biegły szalonymi drogami, od kwestionowania tego, czy słowa Kalchasa rzeczywiście wróżyły powodzenie Agamemnonowi i czy przypadkiem jego brata nie czeka jakiś straszny los, po zastanawianie się, czy jeśli rzeczywiście Agamemnona czekała pełna podbojów przyszłość, byłoby to dobre dla Grecji i świata. Znał brutalną naturę swojego brata, naturę, która w czasie wojny miała okazję jeszcze bardziej się rozwinąć. Z każdym rokiem coraz mocniej wątpił, że Agamemnon ma w sobie coś dobrego.
Chyba powinien uświadomić sobie to już wcześniej. Wiedział przecież, że zamordował niemowlę, że pozbawił życia własnego wuja i kuzyna, że zniewolił Klitajmestrę. Nigdy tego nie usprawiedliwiał, uważał te czyny za potworne, ale nie zdobył się na to, by wystąpić przeciw bratu. Nie tylko dlatego, że przed ślubem z Heleną był jednym z wielu książąt bez szans na tron czy własną armię, ale ponieważ kochał brata i nie chciał stracić jednej z ostatnich bliskich osób. Powtarzał sobie, że Agamemnon nie jest do końca winien swoich czynów i to nie z powodu klątwy rodzinnej, ale trudnego dzieciństwa i chwili, gdy jako dziecko zobaczył mord na własnej matce. Król Myken jednak w żaden sposób nie odpowiadał na wiarę i zaufanie brata, traktował go z taką samą wyższością jak resztę świata. Menelaos coraz częściej myślał, że jego poświęcenie nie miało sensu i rzeczywiście był tchórzem, gdy zaakceptował jego przejęcie władzy. Przed zaśnięciem słyszał w głowie głos szesnastoletniej Heleny, gdy go o to oskarżyła.
Obudził się następnego ranka w ciężkim nastroju. Czuł w sobie tęsknotę, poczucie winy i jakiś gniew na los za to, że stawia go w takich sytuacjach. Był zniechęcony do tego stopnia, że myjąc twarz, zastanawiał się, czy nie marnuje czasu, próbując zdobyć Troję. Może Helena naprawdę go nie chciała i nie będzie szczęśliwa, jeśli zabierze ją Parysowi. Może nie zasługiwał na nią. Może powinien wrócić do Sparty i spróbować być chociaż dobrym ojcem i królem.
Jego rozmyślania przerwało nadejście jednego z hoplitów, który należał do jego armii spartańskiej. Zawołał do niego, że Trojanie ruszyli na grecki obóz i jak najszybciej należy przystąpić do walki.
,,Cóż, wojna jednak trwa nadal" pomyślał król Sparty z niechęcią. ,,Zobaczymy, co dziś przyniesie nam los."
Zgodnie z zapowiedziami, pojawia się całkiem nowy wątek, i przyznam, że trochę obawiałam się publikować ten rozdział, bo nie wiem, jak odbierzecie wprowadzenie kolejnych postaci i historii i czy Was zainteresują, zwłaszcza że odwlekam powrót do głównych wątków, ale zapewniam, że w kolejnym rozdziale to się zmieni - kto czytał moje porównanie w shitpoście filmu ,,Troja" z mitologią, może się domyślać, co spotka Menelaosa.
O Kressydzie już trochę pisałam Wam przy okazji wprowadzenia Bryzeidy, a o jej ojcu było w zamierzchłych czasach, gdy wojna dopiero wybuchła ;) Ale pozwolę sobie przypomnieć - w pierwotnej wersji Kalchas był Grekiem, który towarzyszył Hellenom od początku wojny, a Kressyda była tożsama z Bryzeidą - Trojanką, narzeczoną Troilusa, która została zabrana do obozu Greków i tam zdradziła pierwszego ukochanego z Achillesem. Wersja ta została nieco zmieniona w średniowieczu Geoffreya Chaucera w poemacie ,,Troilus i Crisseyda". Tam Kalchas został Trojaninem, który przeszedł na stronę Greków, a Crisseyda/Kressyda nadal pozostała ukochaną Troilusa, ale ich związek przebiegł nieco inaczej... Zresztą, nie będę Wam spoilerować ;)
Przyznam, że poemat znam tylko we fragmentach, a całość poznałam lepiej za sprawą sztuki Szekspira ,,Troilus i Kressyda". Głównym źródłem mojego researchu była właśnie ta tragedia oraz prezentacja na zajęciach z mitu trojańskiego, więc serdecznie dziękuję osobom, które ją przygotowały i mam nadzieję, że mnie nie pozwą za skorzystanie z ich wiedzy ;)
Co do samej sztuki Szekspira, to specjalnie jej nie polecam. Oczywiście, jeśli ktoś jest fanem twórczości tego dramatopisarza, albo fanem mitologii, to w końcu powinien do niej zajrzeć, żeby wiedzieć o co chodzi. Ja jestem fanką zarówno Szekspira, jak i mitologii, więc nie żałuję, że po nią sięgnęłam, ale myślę, że na tle innych dramatów tego autora, jak i w ogóle innych dramatów o wojnie trojańskiej, wypada ona dość średnio. Początek jest jeszcze całkiem ciekawy, bo postać Pandarusa wprowadza humor, ale potem całość staje się bardzo dziwna. Troilusa trudno mi polubić, bo jego postać jest dla mnie we wszystkich antycznych utworach strasznie bezpłciowa, a w ,,Troilusie i Kressydzie" jego zaloty kojarzą mi się ze stalkerstwem. Jest bardzo dużo dziwnych, nielogicznych sytuacji, chociażby Grecy hejtujący siebie nawzajem, a słodzący Trojanom (w pewnym momencie pojawia się jakiś dziwny ship Hektor&Menelaos), główna parka jest irytująca, aluzje do związków Troilusa i Kressydy z praktycznie całą obsadą, a do tego sztuka ma seksistowski wydźwięk, że kobiety są niedobre i nielojalne, a mężczyźni muszą przez nie cierpieć. Język też nie powala, podejrzewam, że to kwestia tłumaczenia, bo Parys nazywa tam Helenę ,,Helką" (i jestem prawie pewna, że to kwestia lenistwa tłumacza, a nie odwzorowania Szekspira), a w pewnym momencie pojawia się rozmowa dwóch postaci, z których każda mówi o czymś całkiem innym. Tak więc - jeśli kochacie Szekspira albo wojnę trojańską, to oczywiście przeczytajcie, żeby poszerzyć wiedzę, ale jeśli nie i będziecie szukać jedynie jakichś przykładowych sztuk Szekspira albo dramatów mitologicznych, to przeczytajcie dosłownie każdy inny dramat ,,mistrza ze Stanford", a w temacie mitologii możecie sobie poczytać ,,Odprawę posłów greckich" albo ,,Achilleis".
Mam jednak cichą nadzieję, że moja wersja tego mitu będzie dla Was ciekawa i do zobaczenia w kolejnym rozdziale, gdzie już na pewno wrócę do Menelaosa i Heleny, a do tego jest wysokie prawdopodobieństwo, że pojawi się też Klitajmestra :)
Rozdział z dedykacją dla Szaraklin w podziękowaniu za mnóstwo miłych słów i recenzję :) Jeśli lubicie fantastykę, zajrzyjcie koniecznie do jej ,,Klątwy lodu".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top