Rozdział trzydziesty czwarty. Wartość rodziny.
Nawet gdy rozdzielą nas tysiące mil,
Będziemy podziwiać ten sam księżyc.
Emily Wu ,,Piórko na wietrze"
Tak bardzo chciałbym Ci pokazać,
Że to wszystko może mieć szczęśliwe zakończenie
To niekoniecznie musi być katastrofa
A wszystko co musisz zrobić
To zaśpiewać wspólnie ze mną
Zapisuję linijki, następnie rwę kartki
Niemożliwym jest opisanie miłości
Mógłbym podpalić tę piosenkę,
Puścić ją z dymem
Mogę wrzucić ją do rzeki
Obserwować, jak powoli tonie
Zgiąć strony, tworząc samolocik
I wysłać na księżyc
Zagrać ją światu, ale to nie będzie za wiele znaczyło
Póki nie zaśpiewam jej tobie
Nickelback ,,Song on Fire"
https://youtu.be/NQh5cphzQUw
Następnego dnia część wojsk opuściła Troję i pod wodzą Deifobosa udała się w kierunku Bistonii.
— Pamiętaj, żeby zawsze stać po stronie siostry i siostrzeńca — pouczył go przed wyjazdem Priam, trzymając ręce na jego ramionach. — I gdy tylko upewnisz się, że ich prawa do tronu są pewne, wróć do domu. Jesteś potrzebny w Troi.
Objął syna drżącymi ramionami. Miał świadomość, że Deifobos może już nigdy nie stanąć na trojańskiej ziemi, że w każdej chwili kolejny z jego synów ma szansę trafić do krainy Hadesa. Pocieszał się jednak myślą, że przez całą podróż będzie bezpieczny, z dala od greckich mieczy, a w kraju Bistonów ma szansę na wsparcie miejscowych. Dzieciobójstwo było czymś strasznym i Priam nie potrzebował żadnych wieści z Tracji, by wiedzieć, że część poddanych Polimestera odwróciła się od króla.
Stojąca obok męża Hekabe chrząknięciem dała znak, że także pragnie pożegnać się z synem. Deifobos odsunął się od ojca i przytulił lekko matkę.
— Uważaj na siebie — poprosiła go błagalnie Hekabe. — Nie zniosę kolejnej straty. — Złożyła na czole syna czuły pocałunek, ale gdy uniosła głowę, jej twarz uderzała zimnem i bezwzględnością. — I nie okazuj litości zabójcy brata. Niech umiera w jak największych męczarniach.
Dwie pary zielonych oczu, matki i syna, patrzyły na siebie ze zrozumieniem i wyrażały tę samą wolę, choć w przypadku Hekabe czaiła się w nich surowość i smutek, a u Deifoba przeważała nerwowa ekscytacja.
— Dobrze, matko. Nie musisz mi dwa razy powtarzać — zapewnił młodzieniec.
Gdy orszak zniknął za murami, Priam położył dłoń na ramieniu żony, ale ona od razu ją strąciła.
— Nie mam ochoty na rozmowę z tobą, idź do którejś ze swoich nałożnic — powiedziała złośliwie królowa. — Ja muszę poszukać dzieci.
Szybkim krokiem weszła do pałacu i udała się na jedną z wież, gdzie wcześniej zauważyła Kasandrę i Poliksenę. Siostry tuliły się do siebie i wyglądały na odchodzące wojska. Obie nosiły czarne, szerokie żałobne suknie i rozpuszczone włosy, które teraz rozwiewał wiatr, tak że można było pomylić się, kto jest brunetką, a kto blondynką.
,,Pola robi się tak samo ponura i wycofana z życia jak Kasandra" pomyślała Hekabe, gdy znalazła się obok nich. ,,Może to przez to, że jej dzieciństwo upływa pod znakiem wojny, a zostało jej go już tak mało... Ma dwanaście lat, niedługo będzie pełnoletnia."
— Czy Deifobos pochowa Polidora? — zapytała z niepokojem młodsza sióstr, kiedy dojrzała matkę. Jej zielone oczy stały się ogromne i przerażone — Bardzo boję się, że nie trafi do zaświatów, jeśli coś zostanie niedopatrzone, i przez lata będzie musiał błąkać się na brzegu Styksu![1]
— Deifobos i Illione zadbają o wszystko. — Pokiwała głową Hekabe, chociaż z trudem przyszło jej wymówić imię córki Priama. — A gdy skończy się wojna, pojedziemy do Bistonów i odprawimy modlitwy na grobie Polidora.
Spojrzała na obejmującą siostrę Kasandrę. Jej twarz była jeszcze bladsza i smutniejsza niż zazwyczaj. Hekabe poczuła gwałtowny ucisk w sercu. Wiedziała, że Kasandra kochała brata, przed wojną często się z nim bawiła i opowiadała mu bajki. Teraz nie płakała i nie krzyczała nie dlatego, że nie miała serca, ale ponieważ nie chciała narzucać się ze swoim bólem i zdawała sobie sprawy, że Poliksena bardziej potrzebuje pocieszenia. Może w atakach szaleństwa nad sobą nie panowała, ale w chwilach spokoju starała się nie czynić niczego, co mogłoby zranić rodzinę. Hekabe miała ochotę przytulić córkę do siebie, powiedzieć, że rozumie jej uczucia i że chyba domyśla się, iż jej niechęć do małżeństwa jest wynikiem obserwacji losu rodziców. Rozumiała jednak, że nigdy, przez ponad dwadzieścia lat, nie nauczyła się rozmawiać z Kasandrą i nawet gdyby Poliksena wyszła, królowa nie zdołałaby ubrać w słowa tego, co leżało jej na sercu.
— Nie musimy jechać do Bistonów. — Starsza księżniczka nagle zaczęła mówić. — Ja wierzę, że dusze zmarłych opuszczają Hades i wracają na ziemię, żeby nie zostawić nas samych sobie.
Odwróciła wzrok, zapewne spodziewając się, że matka uzna jej słowa za kolejny objaw wariactwa. Hekabe jednak tylko wyciągnęła rękę i odgarnęła jej kosmyk włosów z twarzy, a potem zbliżyła się do córek i przycisnęła je obie do siebie.
Po jakimś czasie Kasandra zostawiła matkę z Polikseną i udała się w stronę komnat Hektora. Miała nadzieję, że siła i hart ducha starszego brata ją uspokoją, a zarazem, że przy nim nie będzie musiała już się kryć i pozwoli sobie na płacz.
Te ostatnie nadzieje legły w gruzach, gdy po wejściu do pokoju brata zauważyła z nim Andromachę i Astianaksa. Nie miała prawa psuć im rodzinnego szczęścia ani straszyć dziecka. Usiadła więc tylko na łóżku obok brata, który trzymał w ramionach dziecko i machał delikatnie jego paluszkiem.
— Widzisz, jaki jesteś duży i silny, złapałeś mnie... — szczebiotał radośnie do synka, który właśnie się przebudził i wpatrywał się w ojca dużymi, ciemnoszarymi oczami.
Andromacha siedziała skulona po drugiej stronie łoża i wpatrywała się w tę scenkę z jaśniejącą twarzą. Musiała być niezwykle szczęśliwa, nawet mimo trwającej wojny i żałoby. Niewiele kobiet miało przywilej wyjść za mąż za tak dobrych ludzi, jak Hektor, w dodatku ludzi, którzy szczerze je kochali i byli niezwykle oddani rodzinie. Kasandra wątpiła, by większość Trojan po powrocie z pola bitwy zabawiała i pieściła swoje małe dzieci.
— W końcu w przyszłości zostanie królem — zaśmiała się, ale zaraz spoważniała i zapytała bratową. — Jak się czuje twoja matka?
— Na pewno okropnie, ale chyba obecność pozostałych dzieci i wnuków trzyma ją przy życiu. — Westchnęła Kasandra. — Nie zdziwcie się, jeśli niedługo się tu zjawi i nie będzie chciała wypuścić Astianaksa z rąk.
— Nie będziemy protestować — obiecał cicho Hektor i przytulił synka mocniej do siebie, jakby wyobraził sobie, że on także mógłby poczuć taki ból jak Hekabe.
— Królowa potrzebuje dużo wsparcia — potwierdziła Andromacha. — Nie wyobrażam sobie, przez co musi przechodzić... — W jej oczach zakręciły się łzy na samą myśl, że ona mogłaby stracić Astianaksa. Jej życie straciłoby wówczas wszelką wartość.
W komnacie zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie grymasami Astianaksa. Kasandrę zabolało serce. Nie chciała psuć humoru bratu i jego żonie, pragnęła, by beztrosko cieszyli się z rodzicielstwa. Chciałaby wykorzystać teraz wieszcze zdolności i powiedzieć im, że nie muszą się o nic obawiać, że dożyją razem wspólnej starości, a Astianaks bezpiecznie dorośnie i zostanie wielkim królem. Ale takie wizje nie nadchodziły i nie była pewna, czy rzeczywiście chciałaby znać przyszłość chłopca.
— Mogę go potrzymać? — zapytała, chcąc zwrócić myśli Hektora i Andromachy ku czemuś innemu.
— Tak, oczywiście — odpowiedział Hektor. — Przywitaj się z ciocią, Astianaksie.
Kasandra wyciągnęła ręce i zamknęła w nich bratanka. Widok jego małej, spokojnej buzi napełnił ją ciepłem i czułością. Wiedziała, że będzie go uwielbiać i otoczy go taką miłością i troską, jaką przeznaczyłaby dla własnych dzieci. Przez chwilę poczuła zazdrość wobec Andromachy. Ona nigdy nie zostanie matką i nie będzie dla żadnego malca centrum świata. Księżniczka wiedziała jednak, że woli nie mieć dzieci, niż zastanawiać się, czy jej ojciec naprawdę ją szanuje i nie spłodzi więcej potomstwa z oficjalnymi nałożnicami albo kurtyzanami.
,,Ale będę mieć Astianaksa. Zawsze będę przy nim" postanowiła sobie.
Nagle przeszył ją lodowaty dreszcz. Patrzyła w twarz dziecka i miała wrażenie, że przenika ją ogromny ból i strach, tak jakby stała nad przepaścią i miała zaraz zostać z nią wepchnięta z chłopczykiem na ręku. Zaczęła nerwowo łapać oddech.
— Czy coś ci się stało? — przeraził się Hektor, a Astianaks rozpłakał się.
— Nie, nic, zrobiło mi się słabo. To pewnie kobiece przypadłości — skłamała Kasandra i przekazała dziecko Andromasze. — Idź do mamy, malutki, ona lepiej cię uspokoi. Ale ciocia i tak nigdy cię nie opuści — przyrzekła, pragnąc chronić chłopca za wszelką cenę.
— Trojanie postanowili zrobić nam przysługę i wysłali część wojsk do Tracji — powiedział Agamemnon, rozkładając na stole papirus z naszkicowanym planem bitwy. — Postarajmy się, żeby książę Deifobos po powrocie zastał tylko gruzy.
Stojący obok brata Menelaos spojrzał na niego z obawą.
— Mieliśmy uwolnić Helenę...
— Uwolnimy, nie martw się. — Agamemnon lekceważąco machnął ręką. — Ale kiedy Trojanie nie dotrzymali naszej umowy, obiecaliśmy, że nie będzie litości, gdy wejdziemy do miasta.
Menelaos tylko westchnął. Zdawał sobie sprawę, że zachowanie honoru rzeczywiście wymaga zemsty na Trojanach, aczkolwiek nie zależało mu na unicestwieniu całego narodu, do czego zdawał się dążyć jego brat.
— Gdybyśmy przegrali, bylibyśmy największymi nieudacznikami na ziemi — stwierdził Diomedes, opierając się o stół. — Jak można podczas wojny wyprawić wojsko z miasta?
— Honor jest bezcenny — pouczył go stary Nestor, siedzący na krześle i z namysłem przyglądający się reszcie zgromadzenia. — Uczucia rodzinne też. Za moich czasów to było oczywiste i kierowaliśmy się starymi dobrymi zasadami. Ale teraz nikt już nie słucha głosu doświadczenia... — Pokręcił głową z ubolewaniem.
Odyseusz zaśmiał się i skrzyżował ręce na piersiach.
— My słuchamy. A co do Trojan, to gdyby po prostu zerwali stosunki z Bistonami, i tak zostaliby pozbawieni części wojska, a do tego na pewno zależy im na utrzymaniu swoich ludzi na tronach.
— O strategii Trojan porozmawiamy kiedy indziej, skupmy się na naszej — przerwał mu Agamemnon i zastukał palcem w papirus. — Nie żartowałem, kiedy powiedziałem, że chcę wejść do miasta, zanim Deifobos wróci. Kiedy jutro dojdzie do bitwy, chcę, aby część z nas odłączyła się od głównej bitwy i zaatakowała gród od drugiej bramy. Proponuję, abym ja prowadził ludzi od przodu, a Menelaos z częścią wojska skierował się na drugą stronę.
— Żeby potem opowiadali, że jestem tchórzliwym rogaczem, który ucieka z pola bitwy? — prychnął jego brat. — Nie jestem głupi, wiem, co o mnie mówią. Nie mam na to wpływu, ale nie będę ryzykował, gdy sprawa toczy się o moją żonę.
— Ktoś i tak musi tam pójść, a przecież Trojanie zauważą, że są zaatakowani! — krzyknął ze złością Agamemnon.
— Dobrze, dobrze — uspokoił go Diomedes. — Menelaos ma rację. Ja mogę poprowadzić drugie wojsko. Zawsze to jakaś odmiana. Odyseuszu, dołączysz do mnie?
— Z miłą chęcią, przyjacielu, lubię niebanalne rozwiązania — odpowiedział z przekąsem Odys.
Po naradzie wszyscy dowódcy rozeszli się do swoich namiotów. Odyseusz, Menelaos i Achilles szli razem, próbując subtelnie omijać temat Agamemnona. Gdy znaleźli się przy swoich siedzibach, zauważyli podbiegającą do nich Bryzeidę. Achilles chwycił ją delikatnie w ramiona i pocałował w czoło.
— Wreszcie zobaczyłem coś ładnego po godzinie wpatrywania się w brodę Agamemnona — powiedział i pogłaskał ją po głowie.
Bryzeida wpatrywała się w niego z miłością i zachwytem, ale gdy spostrzegła stojących nieopodal mężczyzn, zaczerwieniła się i odsunęła od kochanka.
— Ja wam już nie przeszkadzam — odezwał się nagle Menelaos. — Idę do siebie, też muszę odpocząć po konfrontacji z moim bratem. — Jego szare oczy wpatrywały się w Achillesa i Bryzeidę z jakimś dziwnym skupieniem.
— Ja też już pójdę — zadeklarowała nadal speszona Bryzeida. — Poczekam na ciebie w namiocie, panie. — Skinęła głową na Achillesa, ukłoniła się lekko przed Odyseuszem i zniknęła.
— Teraz przez niego Bryzeida będzie się zamartwiać. — Achilles skrzywił się. — Mógłby się w końcu pogodzić z losem.
— Menelaos nie lubi patrzeć na zakochanych. To chyba zrozumiałe — bronił przyjaciela Odys.
— Jakoś znosi to, że jego brat co chwila sprowadza sobie nową kobietę. — Achilles przewrócił oczami.
— Co chyba dobrze świadczy o tym, że Agamemnon nie jest zakochany. Postaraj się zrozumieć Menelaosa. Minęły ponad trzy lata, od kiedy utracił żonę, którą kochał. Myślę, że z każdym rokiem, zamiast wierzyć, że przybliża się czas odzyskania Heleny, on traci nadzieję, że jeszcze się z nią połączy. Do tego zdaje sobie sprawę, że jego honor mocno ucierpiał i męczy się z tym jako król.
— Widzę, że konkurujesz z Nestorem w umoralnianiu — odparł zgryźliwie Achilles, ale ta ,,przemowa" wywarła na niego pewien wpływ.
Pamiętał, że w chwilach, gdy nie był pewny uczuć Bryzeidy, zaczął rozumieć Menelaosa i współczuć mu straty kobiety, którą kochał. On chyba nie przeżyłby utraty swojej miłości. Była jedyną osobą, może z wyjątkiem Patroklesa, która widziała w nim dobro. Gdyby jej zabrakło, nie miałby już powodów się starać, by postępować przyzwoicie.
— Właściwie to w którym momencie zakończyło się między wami udawanie? — zapytał nagle Odyseusz. — Bo chyba umknął mi moment, kiedy się skończyła twoja wstrzemięźliwość.
— I bardzo dobrze, Bryzeida nie byłaby zadowolona, gdybyś znał szczegóły — odpowiedział Achilles. — A jeśli mi zazdrościsz, musisz znaleźć kogoś, kto pomoże ci zakończyć twoją.
— Podziękuję — stwierdził z ironią Odys. — Dobrze, idź do swojej wybranki, a ja pójdę napisać do żony i opowiedzieć, co będziemy robić, gdy wrócę do domu.[2]
Wieczorem Achilles przechadzał się po obozie. Gdy zobaczył Menelaosa stojącego przy swoim namiocie, podszedł do niego i powiedział z całkowitą szczerością:
— Bryzeida ma nadzieję, że nie jesteś na nią zły za to dzisiejsze spotkanie.
— Dlaczego miałbym być zły? — Menelaos starał się zabrzmieć spokojnie i pogodnie. — Nie mam jeszcze władzy, która pozwalałaby mi mówić, co kto może robić i z kim.
Achilles podparł się pod boki i westchnął ciężko. Miał nadzieję, że uda mu się zachować twarz, przypisując własnej uczucia kobiecie, ale najwidoczniej nie wystarczyło to do rozmowy z królem Sparty. Mógł tylko liczyć, że nikt nie będzie akurat tędy przechodził i nie usłyszy ich rozmowy.
— Wiem, że jest ci źle z dala od Heleny. Całkowicie to rozumiem. Gdyby ktoś odebrał mi Bryzeidę — poruszył ustami, jakby chciał wypluć te słowa — też nie chciałbym oglądać innych par. I zburzyłbym każde miasto, byle ją odzyskać.
Menelaos uśmiechnął się lekko, ale nie spojrzał na rozmówcę. Żyli w jednym miejscu przez trzy lata, byli towarzyszami broni i na pewno panował między nimi szacunek i porozumienie, ale nigdy nie zachowywali się jak prawdziwi przyjaciele i trudno było mu uwierzyć, że mogliby się sobie zwierzać.
— Ruszyłem do Troi z myślą, że zdobędę sławę i uczynię moje imię nieśmiertelnym — kontynuował Achilles. — Nie interesowały mnie powody tej wojny. Teraz je rozumiem i zapewniam, że zrobię wszystko, żebyś odzyskał żonę. Mam nadzieję, że ona też na ciebie czeka.
Przez poprzednie lata miał co do tego duże wątpliwości, ale teraz naprawdę chciał wierzyć, że Bryzeida ma rację i miłość Menelaosa do Heleny jest zbyt wielka, by mogła pozostać nieodwzajemniona.
— Dziękuję. — Atryda wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Achillesa. — Postaram ci się kiedyś odwdzięczyć. A teraz wracaj do Bryzeidy. Na pewno za tobą tęskni.
— Mam nadzieję. — Uśmiechnął się Achilles, po czym przypomniał sobie jeszcze jedną kwestię, czyli znaną niechęć Menelaosa do sprowadzania branek i trzymania zakładników. Nienawidził gwałtu. — Znaczy... Wierzę w to. Nie uważam jej za niewolnicę, naprawdę. Przyszła ze mną z własnej woli i nigdy nie zrobiłem nic, na co by się nie zgodziła. Nie jestem zwyrodnialcem... jak niektórzy w tym obozie. — Wskazał głową w stronę namiotu Agamemnona.
— Na szczęście, mój brat zazwyczaj nie potrzebuje brać siłą, jego złoto i korona są wystarczającym wabikiem — odparł Menelaos z ponurą miną, bo zdawał sobie sprawę, że gdyby jednak jakaś kobieta stawiła Agamemnonowi opór, nie stanowiłoby to dla niego żadnego problemu. — A teraz naprawdę dobranoc.
— Dobranoc — pożegnał się Achilles i odszedł w swoją stronę.
Menelaos wszedł do swojego namiotu, pośpiesznie umył się, przebrał w tunikę nocną i opadł na łóżko. Starał się myśleć o planach jutrzejszego ataku, ale ostatecznie i tak dopadła go ta sama wizja, która dręczyła go od prawie czterech lat. Miał wrażenie, że Helena jest przy nim, że uśmiecha się do niego kokieteryjnie, odrzuca od siebie włosy, posyłając mu subtelne spojrzenie, a potem kładzie się obok niego. Powtarzał sobie, że jego myśli są głupie i szalone, że wszyscy Grecy wyśmialiby go za nie. Jego żona z pewnością była teraz z Parysem i to z nim robiła te wszystkie rzeczy, o których marzył. Mimo to nie mógł się uwolnić, wręcz czuł, jak jej ręka głaska go po klatce piersiowej, a biodra napierają na niego, słyszał jej głos szepczący zalotnie ,,Nie stęskniłeś się za mną?", jak działo się to tyle razy w przeszłości.
,,Jestem chory" stwierdził w myślach. ,,Powinienem zapomnieć, w końcu nie widziałem jej od czterech lat, nie licząc tych kilku razy, gdy mogłem dostrzec ją na murach Troi. To nie jest zdrowe. Gdybym opowiedział o tym Agamemnonowi, roześmiałby się i uznał, że zbyt długo nie miałem kobiety."
Wciąż jednak miał przed oczami Helenę, jej jaśniejące niebieskie oczy, złote włosy, w które tak lubił wplątywać ręce, usta, które nachylały się, by go całować. Była mu tak oddana i wpatrzona w niego, że chwilami nie dowierzał w swoje szczęście. Większość małżeństw żyła przecież ze sobą wyłącznie z rozsądku i często nie mogła na siebie nawet patrzeć.
,,Helena jest dobra i uczciwa, nie mogę posądzać jej o celową zdradę" powtarzał sobie. ,,Odys ma rację – kiedy ona wróci do mnie, jej reputacja będzie zniszczona, będzie wyszydzana i wytykana palcami. I będzie potrzebowała mojego wsparcia. Nie mam prawa w nią wątpić. Może ona teraz leży w swojej komnacie w Troi, po drugiej stronie murów, i myśli o mnie tak samo jak ja o niej. Chociaż w ten sposób moglibyśmy być razem."
Nie bronił się już przed wspomnieniami cichego śmiechu żony i dotyku jej ciała. Zamknął oczy i pozwolił myślom płynąć.
W tym samym czasie Helena stała przy oknie w swej trojańskiej komnacie. Próbowała dojrzeć obóz Greków, ale wszyscy musieli położyć się już spać, bo nie oświetlało go żadne ognisko. Objęła się mocniej ramiona, próbując dodać sobie sił i otuchy. Żałowała, że nie ma przy niej kogoś, czyjego wsparcia naprawdę by chciała.
,,Mam nadzieję, że o mnie myślisz, najdroższy" pomyślała, przywołując przed oczy twarz Menelaosa. ,,Chcę, żebyś wyobrażał sobie moją twarz przed zaśnięciem".
Uniosła wyżej głowę i spojrzała na dwie jaśniejące obok siebie gwiazdy, które miały być pamiątką po jej braciach, i poczuła ciepło na sercu. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś jej się ukażą i będzie mogła wypytać ich o Menelaosa, ale już sam widok ich gwiazd ją krzepił.
,,Kiedy już ta paskudna wojna się skończy, będziecie wskazywać drogę swym towarzyszom. Dotrzymacie swoich zobowiązań."
Potem jej myśli powędrowały do córki. Hermiona na pewno już spała. Helena miała nadzieję, że nie miała koszmarów ani problemów ze snem i że ktokolwiek na dworze w Mykenach od czasu do czasu fatygował się, żeby przykryć ją kołdrą i ucałować przed zaśnięciem. Przypominała sobie chwile, gdy czasem córeczka ubłagiwała ją, żeby spała z nią w jej komnacie, oplatała jej szyję ramionami i, czując woń olejków zapachowych, szeptała swoim słodkim głosikiem: ,,Ale pięknie pachniesz, mamusiu". Łzy napłynęły do oczu Heleny. Podejrzewała, że gdy w końcu stanie na spartańskiej ziemi, Hermiona będzie już za duża, żeby pragnąć takich czułości.
Nagle usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi do jej pokoju, i aż podskoczyła z zaskoczenia. Resztkami świadomości liczyła na to, że to Klimene czegoś od niej chciała, ale do środka wszedł tylko Parys w nocnym stroju.
— Grzeczność nakazuje pukać! — skarciła go srogo. Książę jednak nie przejął się tym, tylko podszedł do niej i spróbował złapać ją za rękę.
— Nie muszę chyba prosić o pozwolenie na spędzenie nocy z własną żoną. — Uśmiechnął się uwodzicielsko.
— Musisz: mnie! — krzyknęła Helena. ,,I nie jestem twoją żoną" miała ochotę powiedzieć. — Poza tym jesteś w żałobie po bracie i to nie wypada.
— Co? — Parys przewrócił oczami. — Kto wymyślił taką zasadę? Mój ojciec, będąc w żałobie po mnie, spłodził trójkę kolejnych dzieci.
Helena westchnęła ciężko. Rzeczywiście wymyśliła głupią wymówkę. Coraz trudniej było jednak zmusić się do obcowania z tym człowiekiem, brzydziło ją to i czuła, że nie da rady dłużej tego ukrywać. Jego tchórzostwo oraz brak tęsknoty za zmarłym Polidorem jeszcze mocniej zraziły ją do Parysa.
— Najwidoczniej nie był tak przygnębiony jak ja, teraz, gdy myślę, że ten chłopiec zginął przeze mnie — powiedziała wymijająco, choć bardzo nie chciała obrazić Priama.
— Nie przez ciebie, tylko przez Polimestera, pojmij to w końcu — odparł Parys. — A Deifobos pewnie już dotarł do Tracji, pomści Polidora i będziesz mieć czyste sumienie. Nie możesz się odsuwać od kogoś, kto cię kocha — dodał i wyciągnął do niej rękę, próbując zsunąć jej ramiączko, ale Helena odsunęła się gwałtownie.
— Naprawdę nie mam na to ochoty — wyrzekła stanowczo. — Jestem bardzo zmęczona. Jutro porozmawiamy.
— Jesteś zmęczona od wielu tygodni — przypomniał Parys. — Czy nie płynie w tobie krew? — Próbował zabrzmieć kusząco, ale Helena widziała, że jest zdenerwowany i obrażony.
,,Dla mnie to tym lepiej" stwierdziła. ,,Może będzie miał mnie dość i wyrzuci".
— Najwidoczniej jestem zimna i mam mały temperament — powiedziała, bo zdarzało jej się słyszeć podobne wymówki z ust kobiet, które nie miały ochoty oddawać się narzuconym mężom.
Parys wyglądał na mocno rozczarowanego, ale nie już nie naciskał. Była to chyba jedyna rzecz, którą w nim szanowała. Nie lubił brutalności i nie użyłby siły wobec kobiety.
— Zatem dobranoc. — Skinął głową i wyszedł, zanim zdążyła mu odpowiedzieć.
Gdy Helena została sama, położyła się w łóżku i przytuliła do poduszki. Rozmowa z Parysem zdenerwowała ją i wytrąciła z równowagi, podejrzewała więc, że szybko nie zaśnie. Nie miała pojęcia, jak wytrzyma kolejne tygodnie i miesiące, odgrywając rolę zakochanej małżonki. Przemknęło jej przez myśl, że rano powinna w końcu porzucić swoje udawanie i pójść do Priama albo Hektora, wyznać, że została porwana i liczyć, że się nad nią zlitują i oddadzą Menelaosowi, a wojna dobiegnie końca. Wiedziała jednak, że król Troi kocha odzyskanego syna ponad życie i nie będzie chciał uwierzyć, że dopuścił się takiego czynu, a jeśli jednak uda jej się go przekonać, całkowicie się załamie. Może nawet rozpacz go zabije, szczególnie że zdążył stracić już na wojnie kilku synów. Nie mogła mu tego zrobić. Nie zasłużył na to.
,,Ale nie zasłużył też na to, żeby Agamemnon wszedł do jego miasta i wszystko zniszczył" pomyślała z żalem. Nie miała pojęcia, jak należało postąpić. Zawsze powinna przecież istnieć jakaś słuszna ścieżka, ta, którą należy iść, aby pozostawać w zgodzie ze światem i ludźmi. Ona jednak odnosiła wrażenie, że cokolwiek uczyni, kogoś tym skrzywdzi. Może lepiej było pozostawać zabawką w rękach bogów.
Tak strasznie chciałaby mieć teraz przy sobie Menelaosa. On wiedziałby, co zrobić i umiałby ją naprowadzić, a nawet jeśli by mu się nie udało, wziąłby ją w ramiona i zapewnił, że nie jest złą osobą i nie uczyniła niczego, czego nie da się naprawić. A przynajmniej bardzo pragnęła wierzyć, że tak o niej myśli.
Hermiona rzeczywiście leżała w swoim mykeńskim łóżku, ale nie spała. Jak często przed snem analizowała dzisiejszy dzień i zachowanie ciotki Klitajmestry. Sama starała się unikać jej w ciągu dnia, ale Orestes i Elektra, nawet jeśli twierdzili, że gardzą matką, w gruncie rzeczy pragnęli jej miłości i czasem zdarzało im się próbować przymilać do niej, także teraz, gdy wyrzekła się ich ojca. Mała Chrysostemis z kolei zdawała się nie zauważać, że własna mam jej nie kocha i kiedy znajdywała się przy niej, domagała się czułości i bliskości. Hermiona zaczynała podejrzewać, że Kleonika próbuje ukrywać przed swoją podopieczną prawdę o jej rodzinie.
Tego dnia dzieci bawiły się wieczorem w ogrodzie, a Klitajmestra i Ajgistos przechadzali się wśród drzew. W pewnym momencie przyszła do nich mamka z małym Aletesem, który domagał się pocałunku na dobranoc. Ciotka Klitaja wzięła go na ręce, roześmiała się i ucałowała. Widząc to, Chrysostemis podbiegła do niej i także poprosiła o całusa, ale królowa tylko zmarszczyła brwi i odparła: ,,Nie wygłupiaj się, jesteś za duża na takie rzeczy".
,,Ależ ona ma tylko siedem lat!" krzyknęła Hermiona, widząc łzy szklące się w szarych oczach kuzynki.
,,To idealny wiek, aby zacząć uczyć się dyscypliny, której ty nie posiadasz" stwierdził pogardliwie Ajgist i położył dłoń na ramieniu żony. ,,Jeśli chcesz, żeby twoja matka kiedyś wróciła z Troi, powinnaś się uspokoić, aby nie musiała się potem za ciebie wstydzić."
,,Nie mów tak o niej!" zawołała Elektra, łapiąc przyjaciółkę za rękę, a Orestes zaczął grozić ojczymowi, że gdy wojna się skończy, do Grecji wróci także jego ojciec i srodze się z nim rozprawi. Oczywiście skończyło się to tym, że cała trójka została odesłana do swoich komnat bez kolacji. Chrysostemis rozpłakała się, ale ciotka w ogóle się tym nie przejęła, tylko pogłaskała się opiekuńczo po ciężarnym brzuchu. Za kilka tygodni na świat miał przyjść kolejny potomek Ajgista.
Teraz Hermiona leżała z głową trzymaną na splecionych na poduszce rękach i próbowała odtwarzać tamte wydarzenia. Rozum podpowiadał jej, że rzeczywiście zachowywała się głupio i że jej porywczość i szczerość nie budziły w nikim sympatii. Nawet służba, która traktowała ją o wiele lepiej niż ciotka, często upominała ją, że powinna być skromniejsza. Zdarzało się też, że dostawała reprymendę za słowa, które u Orestesa nikogo nie dziwiły. Nie rozumiała tego. Słyszała wprawdzie często, że dziewczynki mają być spokojne i ciche, ale przecież ona, podobnie jak Orest, w przyszłości miała przejąć tron. Jak miała rządzić, jeśli bałaby się odezwać? Kiedyś zapytała o to nauczyciela, który udzielał lekcji Orestesowi, ale ten odpowiedział jej: ,,Od tego będziesz miała męża". Ona jednak wiedziała, że to nieprawda. Jej babcia sama rządziła Spartą, po tym, jak ojciec i mama trafili do Troi, a wszyscy ją szanowali i cenili. Ciocia Penelopa też władała Itaką, kiedy wujek wyjechał na wojnę. Hermiona miała zamiar być taka jak one.
,,Zapytam o to tatę w następnym liście" postanowiła. ,,Nie mogę mu opowiedzieć o Ajgiście, ale takie pytanie ciotka chyba pozwoli mi napisać."
W głębi duszy miała jednak nadzieję, że zanim uda jej się wysłać pismo, rodzice już wrócą i całe te tartarowe[3] męki się skończą.
1. ,,Bardzo boję się, że nie trafi do zaświatów, jeśli coś zostanie niedopatrzone, i przez lata będzie musiał błąkać się na brzegu Styksu!" – Grecy uważali, że jeśli człowiekowi nie zostanie odprawiony pogrzeb, nie zostanie wpuszczony do Hadesu. Z tego też powodu nieboszczykom często wkładano do ust monetę, która miała być zapłatą dla woźnicy Charona za przewiezienie duszy przez Styks.
2. ,, Dobrze, idź do swojej wybranki, a ja pójdę napisać do żony i opowiedzieć, co będziemy robić, gdy wrócę do domu." – Ciekawostka dla starszych osób: inspirowane listami Jana Sobieskiego (nie czytałam, mówię na podstawie wykładów), który pewnego dnia podobno pojmał kozackiego żołnierza słynnego z podbojów miłosnych i kazał mu opisywać, w jakich pozycjach to robił, po czym opisał wszystko w liście do Marysieńki, żeby ,,się szykowała".
3. Tartar – najniższa część Hadesu, gdzie przebywały dusze zbrodniarzy.
Do tego rozdziału chyba nie mam jakichś większych dodatków, może poza wzmianką, że będę próbowała teraz wrócić do wątku Heleny i Menelaosa jako głównego, bo mimo że nie chcę robić z tej historii romansu (chociaż całkiem niedługo pojawi się nowy wątek miłosny, a nawet trójkąt), to bardzo też bym nie chciała, żeby fabuła była tak pocięta, że pod koniec nikt nie będzie w stanie powiedzieć, o czym to wszystko właściwie było.
Prawdobnie teraz dość często będą przeskoki czasowe, bo opisywanie dokładnie dziesięciu lat nie ma sensu. Umieściłam już połowę wątków z mitologii, które wiedziałam, że chcę tu mieć, więc ma nadzieję, że najpóźniej we wrześniu uda mi się zakończyć ten tom.
A przy okazji, bo chyba tu o tym nigdy nie pisałam: napisałam już scenę ponownego spotkania Menelaosa i Heleny, kilka osób już ją czytało, więc jeśli ktoś jest chętny do sprawdzenia, co planuję, to proszę pisać, chętnie podeślę :)
Chciałabym też przypomnieć o możliwości zgłaszania się do konkursu ,,Archaiczna Klechda" na profiluKrolestwo_Wyobrazni , gdzie jestem jurorem, zwłaszcza że wiem, że dużo osób tutaj pisze świetne prace historyczne i nie ukrywam, że chciałabym, żeby wszyscy się zgłosili ;) Oprócz tego chciałam powiedzieć, że biorę udział w konkursie ,,Mgliste myśli" na profilu Mglista_Kraina , z moim fanfickiem z Sienkiewicza ,,Kołysanka Ewy" i będzie mi miło, jeśli zechcecie oddać na mnie swoje głosy :)
Następny tydzień zapowiada się u mnie dość ciężko, więc nie wiem, czy w kolejny weekend pojawi się rozdział, ale będę się starała go wrzucić.
Mam nadzieję, że się podobało i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top