Rozdział sześćdziesiąty pierwszy. Trzeci mąż.
Uwaga, ten rozdział zawiera:
- próbę gwałtu (pierwsza scena)
- wzmianki o perwersjach seksualnych i sadyzmie (czwarta scena)
- ,,normalną" scenę łóżkową, a raczej grę wstępną (druga scena i trochę szósta)
Znacie mnie i wiecie, że nie będzie to 18+, ale jednak są to trigger warningi i ponieważ nie mogę mieć pewności, co do doświadczeń i wieku wszystkich osób, które tu wejdą, wolę napisać od razu.
Ludzie, których kochamy, to zawsze ci, których ranimy najmocniej.
Bree Barton ,,Serce z cierni"
Jestem w drodze
Nie rezygnuj ze mnie
I nikt nie wie co
Przyniesie jutro
Te zmęczone oczy nie zaznają spokoju
Póki nie spojrzą w twoje
Jestem w drodze
Wciąż wierzę
Bo nawet pod falami
Będę Cię trzymał
I nawet jeśli się wymkniesz
Będę tam by wpaść w mrok
By gonić twoje serce
Żaden dystans nie może nas rozdzielić
Nie ma niczego, czego bym nie zrobił
Odnajdę moją drogę powrotną do Ciebie
Odnajdę moją drogę powrotną do Ciebie
Eric Arjes ,,Find my Way Back"
https://youtu.be/Oo78yaLDOHs
Helena siedziała na łóżku i patrzyła przez okno. Przed snem lubiła szukać na niebie gwiazd symbolizujących jej braci, ale dzisiaj było całkiem ciemne i nie można było dostrzec żadnego gwiazdozbioru czy księżyca, od którego wzięło się jej imię[1]. Równie mroczna była pustka w jej duszy.
Dzisiaj odbył się jej ślub z Deifobosem. Skromny i szybki, kapłani obojętnie wymówili formułki, zostało odprawione kilka modłów i na tym koniec. Nie miała przy sobie zabawek z dzieciństwa, więc w ofierze złożono tylko pukiel jej włosów. Poddała się też rytualnej kąpieli, ciesząc się, że jest sama, nie z Deifobosem. Zbierało jej się na mdłości na myśl, że mógłby dotknąć jej nagiego ciała. Po uroczystościach od razu odprowadzono nowożeńców na noc poślubną, bez żadnych przyjęć i toastów.
Helena czekała więc na ,,męża" i modliła się do Hestii, aby pomogła jej uniknąć konsumpcji tego przeklętego związku. Próbowała go uniknąć i jeszcze kilkakrotnie tłumaczyła Priamowi, że lepiej, aby wróciła do Menelaosa, ale on uznał to za objaw żałoby po Parysie. Gdy chciała go uświadomić, że jego syn ma brutalne skłonności i jest gotów zgwałcić ją w noc poślubną, nie uwierzył, a Deifob wszystkiemu zaprzeczył i zasugerował, że zwariowała z tęsknoty za Parysem, a on jest tym szlachetnym, honorowym mężczyzną, który mimo to chce się nią opiekować.
Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Deifobos. Miał na sobie już tunikę do snu, która odsłaniała część jego klatki piersiowej. Helena znów poczuła, jak żołądek cofa się jej do ust.
— Witaj, żono. — Mężczyzna podszedł do niej luźnym krokiem. — Miło, że nie próbowałaś spać, bo i tak bym cię obudził.
— Nie dotniesz mnie... — Helena cofnęła się w stronę ściany.
— Ależ dotknę. Jesteśmy mężem i żoną. Twoim obowiązkiem jest mnie zaspokajać. — Deifobos uśmiechnął się zgryźliwie. — W końcu nie miałaś skrupułów oddać się mojemu bratu, chociaż byłaś już zamężna. Tobie jest chyba obojętne, z kim to robisz. Czy to będę ja, Parys, Menelaos czy Tezeusz...
— Nie jest mi obojętne! — Helena wolałaby chyba, żeby książę ją spoliczkował. — Będę się bronić.
— Bardzo dobrze. Lubię, kiedy kobieta protestuje.
,,Nienawidzę go" pomyślała Helena, gdy Deifobos złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Szarpała się i wyrywała, ale on był silniejszy. Pluła mu w twarz, ale się śmiał. Popchnął ją na łóżko i klęknął nad nią, po czym zsunął ramię jej koszuli nocnej, ale kobieta nie miała zamiaru przestać walczyć. Kiedy razem z innymi dziewczynami w Sparcie szkoliła się w ćwiczeniach fizycznych, powiedziano im, że najlepszą obroną przed napastnikiem jest uderzenie go w miejsce, które ten ma za nietykalne. Wysunęła więc nogę i kolanem kopnęła Deifobosa w genitalia.
Książę puścił jej ręce i zasyczał z bólu, a ona w tym czasie uciekła z łoża, złapała leżący na stoliku nóż do krojenia owoców i podbiegła do ściany. Gdy Deifobos podniósł się i podszedł do niej, wycofała ostrze w jego stronę.
— Jeśli się zbliżysz, zabiję cię! — zapowiedziała.
— Zwariowałaś? — W głosie Deifobosa kpina mieszała się ze strachem. — Nie ujdzie ci to na sucho!
— Co mi zrobią? Zamkną mnie w lochu? Powinnam tam trafić od razu po trafieniu do Troi, w końcu przyszła pora.
— Nie udawaj odważnej. Jesteś z rodziny królewskiej i chcesz żyć wygodnie, nie dasz rady zrobić czegoś takiego.
— Dam! Krok do przodu, a wbiję ci ten nóż w serce! Wolę zginąć jako mężobójczyni, niż pozwolić ci mnie splugawić!
— Oszalałaś... — westchnął Deifobos. W głowie kręciło mu się od wina. — Dobrze. W mieście jest wiele burdeli, poradzę sobie bez ciebie... — Machnął ręką i wyszedł.
Helena odłożyła nóż, opadła na łóżko i wybuchła płaczem. Serce ściskał jej ból i upokorzenie. W oczach świata należała do tego zwyrodnialca, nigdy nie będzie już mogła być bezpieczna... Na bogów, prawie została zgwałcona! Traciła oddech na samą myśl, że nie udałoby jej się uciec, że zostałaby wzięta siłą, brutalnie, bez uszanowania jej woli, jakby była przedmiotem... Objęła się rękami i przywołała wspomnienia czasów, gdy tak obejmował ją Menelaos. Przerażała ją myśl, że ktoś mógłby zbezcześcić to, co kiedyś było piękne i upragnione, że jej dusza na zawsze zostałaby naznaczona.
Szesnastoletnia Helena odetchnęła z ulgą, gdy zostawiono ją w komnacie z mężem. Nieco obawiała się nadchodzącego wydarzenia, ale bardziej zawstydzały ją śmiechy i szepty weselników oraz zimne spojrzenia jej siostry, która nie mogła jej wybaczyć takiego wyboru małżonka. W momencie, kiedy parę młodą postanowiono wyprowadzić do sypialni, Klitajmestra oznajmiła, że jest bardzo zmęczona i poszła spać, co przypomniało Helenie, że jej siostrzyczka została zmuszona zarówno do małżeństwa, jak i jego konsumpcji. Czy ona miała prawo do miłości i szczęścia, gdy Klitaja tkwiła przywiązana do brutala i mordercy?
Na szczęście, gdy drzwi się zamknęły i miała przy sobie tylko Menelaosa, udało jej się o tym zapomnieć. Ukochany podszedł do niej i ujął jej rękę.
— Nigdy nie przestanę dziękować bogom, że za mnie wyszłaś — szepnął.
— Ja też nie — zapewniła z wiarą Helena.
Menelaos pochylił się, ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Helena zadrżała. Pragnęła go. Zdążyli spędzić ze sobą przed ślubem tyle czasu, by rozwinąć prawdziwą namiętność i dziewczyna powoli pozbyła się większości swoich obaw. Czasem jednak z tyłu głowy pojawiała się w niej myśl, że w kluczowym momencie wszystkie złe wspomnienia wrócą.
— Kochanie... — Menelaos odsunął się od niej powoli. — Pamiętasz, co ci powiedziałem. Jeśli nie chcesz, nie musimy robić tego teraz.
— Ależ ja chcę! — zawołała z oddaniem Helena. — Nie chcę słyszeć o innej możliwości!
Menelaos roześmiał się krótko, ponownie ujął ją za rękę i posadził na łóżku.
— Dobrze, kochanie. Ale jeśli zrobię coś, co ci się nie spodoba, od razu mi to powiedz.
Helena skinęła głową, a Menelaos odgarnął jej włosy z twarzy i znów zaczął całować. Początkowo było to bardzo delikatne i czułe, a mąż nie zdejmował rąk z twarzy żony, ale wkrótce pocałunki pogłębiły się, stały się namiętniejsze i bardziej intensywne. Menelaos zsunął dłonie na szyję Heleny i zaczął ją powoli masować.
— Jedyny mój... Zawsze będę cię kochała... — powiedziała cicho księżniczka i odchyliła głowę, aby Menelaos mógł całować jej ramiona i dekolt.
Nie pamiętała już, czego właściwie się bała i co odpychało ją od przypieczętowania tego związku. Teraz czuła się całkowicie spokojna i bezpieczna, a zarazem coś w środku niej pulsowało z oczekiwania i ekscytacji. Z każdą chwilą chciała więcej.
Menelaos musiał domyślać się, że do tej pory wątpliwości całkowicie jej nie opuściły, bo pozwolił sobie zsunięcie z niej szaty ślubnej, dopiero gdy tak bardzo zatraciła się w tej bliskości, że nawet zapomniała o jakimkolwiek wstydzie.
— Naprawdę jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie — wyszeptał, gdy zobaczył ją całą.
Helena uśmiechnęła się. Serce się w niej nie ścisnęło, na ramionach nie pojawił się żaden nieprzyjemny dreszcz. Te słowa nie przyniosły jej bólu i strachu. Była tylko radość.
— Nie uważasz, że mi też się coś należy? — zapytała i złapała go za rękaw tuniki.
— Nie śmiem zaprzeczyć — odparł Menelaos i pomógł jej zdjąć swoją szatę.
— Jesteś piękny i idealny — westchnęła Helena, przesuwając ręką po jego klatce piersiowej. — Cieszę się, że to ty jesteś moim mężem.
— Kocham cię. — Głos mężczyzny zadrżał za wzruszenia. Położył żonę na pościeli, nie przerywając pocałunków.
— Ja też cię kocham. Nigdy nie pokocham nikogo innego — przyrzekła Helena, gdy Menelaos przykrył ją swoim ciałem.
Kiedy następnego dnia Helena jadła śniadanie, starała się przywoływać przed oczami wspomnienia tamtej szczęśliwej nocy sprzed lat, a nie wczorajszych zdarzeń. Nie chciała dopuścić do tego, by ktoś ją złamał i wypaczył jej myślenie o sobie, ludzkim ciele czy miłości. Ale na samą myśl o Deifobosie ogarniały ją zimne dreszcze i miała ochotę uciekać, byle znaleźć się daleko od niego.
— Pani, ktoś prosi o rozmowę z tobą. — Do komnaty weszła Klimene i wskazała na postać za drzwiami.
Helena drgnęła ze strachu na myśl, że mógłby to być Deifobos. Odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała Kasandrę.
— Chciałam zapytać, jak się czujesz — powiedziała Trojanka i usiadła obok niej. — Czy mój brat nic ci nie zrobił...
Helena westchnęła. Bała się ubrać w słowa to, co ją spotkało, ale może wypowiedzenie tego przy kimś, kto na pewno jej uwierzy, będzie namiastką wolności.
— Rzucił się na mnie i próbował zgwałcić. Ale kopnęłam go w przyrodzenie, zerwałam się i zagroziłam mu nożem. Przestraszył się i postanowił pójść do burdelu.
— O bogowie, moja biedna pani! — zawołała Klimene, zanim Kasandra zdążyła odpowiedzieć bratowej. — Książę czy nie książę, nikt nie ma prawa tak traktować żony... — Stanęła za Heleną i pogłaskała ją po ramieniu. — Niech bogowie go pokarzą.
— Tak mi cię żal... A jednocześnie tak się cieszę, że udało ci się uniknąć tego zła — wykrztusiła Kasandra.
— Nie pozwolę mu mnie tknąć — zapowiedziała Helena. — Będę cały czas nosić przy sobie nóż. I może uda mi się dosypać mu do wina jakichś ziół, które spowodują impotencję. Helenos nauczył mnie takich rzeczy.
Smutne czarne oczy Kasandry stały się teraz większe i bardziej skupione.
— Chciałam ci też powiedzieć o Helenosie.
— Co takiego? Nie widziałam go wczoraj na ślubie.
— Wcześniej pokłócił się z ojcem. Wytknął mu, że naraża cały kraj i że nie szanuje pamięci poległych synów. ,,Nie chcę tracić kolejnych bliskich", tak mu powiedział. Ale ojciec nie chciał go słuchać i opowiadał tylko o woli bogów i losie... Helenos zdenerwował się i powiedział, że sumienie nie pozwala mu już walczyć dla Troi. Uciekł z domu.
— Co? — zdziwiła się Helena. Helenos mógł nie zgadzać się z polityką Priama, ale był oddany rodzinie, wiedziała o tym. — Odszedł do Greków?
— Nie wiem — odparła Kasandra. — Kiedy z nim rozmawiałam, powiedział, że jeszcze nie wie, co zrobi, ale nie może patrzeć na ojca. Proponował mi, żebym poszła z nim, twierdził, że może mnie to ocalić... Ale ja nie mogłam. Jestem tu potrzebna. Może rodzice nie kochają mnie tak jak reszty dzieci, ale nie wybaczyłabym sobie, gdyby nie było mnie przy nich w trudnych chwilach. Ktoś musi pocieszać Kreuzę i pomagać jej przy dziecku. Albo...
— Jesteś zbyt dobra... — szepnęła Helena i objęła ją. Nie mogła jednak odpędzić się od egoistycznego żalu, że jej sojusznik opuścił Troję.
W tym czasie Helenos wydeptywał piaski wokół Troi. Spędził noc na ziemi, kręcąc się z boku na bok i zastanawiając, czy właśnie teraz jego brat zniewala Helenę. Winił siebie za to, że nie potrafił zrobić nic, by to powstrzymać. Potrafił tylko uciec z domu. Był tchórzem. Nie dorównywał Hektorowi i Troilusowi.
Gdy tak spacerował, dumając, czy lepiej będzie tu zostać, czy wrócić do pałacu, zauważył dwóch żołnierzy patrolujących okolicę. Ich zbroje zdobiły znaki greckich miast. Zanim zdążył zareagować, złapali go i zaprowadzili do obozu.
— Panie, to książę Helenos, syn Priama. — Jeden z Hellenów rzucił go na kolana przed oblicze króla Agamemnona. — Walczył przeciwko nam. Czy mamy go zabić?
Agamemnon siedział przy stole na środku obozu, otoczony przez gromadę Greków. Wszyscy uważnie wpatrywali się w Helenosa, podczas gdy on nie spuszczał wzroku z Mykeńczyka. Od króla bił jakiś mrok i groza. Może naprawdę przeświecała przez niego dręcząca jego ród klątwa Pelopidów.
— To mój siostrzeniec, zostawcie go! — krzyknął nagle ktoś z tyłu. Helenos odwrócił głowę i ujrzał wuja Antenora. — Jest mądry, na pewno zrozumiał wasze racje.
— To prawda — przytaknął Helenos. W końcu, jakie miał teraz alternatywy? — Zrozumiałem, że moja rodzina myli się i przetrzymywaniem Heleny naraża tylko nasz lud. Nie jestem w stanie im już służyć.
— Helenos ma dar proroczy — dodał stojący obok ojca Helikaon. — Przydałby się wam.
Helenos ostrożnie powstał z kolan. Nikt go nie powstrzymywał. Gniew w oczach Agamemnona zamieniał się w ciekawość.
— Nie stanę już do walki z wami. Nie jesteśmy wrogami — powiedział wieszcz.
Nie był pewien, czy chce współpracować z tymi ludźmi. W końcu zdecydowanie dążyli do zniszczenia jego ojczyzny, a wtedy cała jego rodzina zostałaby skazana na zagładę. Czy dałby radę się do tego przyczynić?
Ale najwidoczniej to los zdecydował za niego. Może czasem rzeczywiście Mojry wiedzą, co najlepsze dla człowieka.
— Lubię wróżbitów — stwierdził Agamemnon. — Ale nie wiem, czy kolejne sojusze są nam potrzebne. Priam powinien niebawem wydać Helenę.
— Nie zrobi tego — odparł Helenos. — Wczoraj ożenił z nią mojego brata Deifobosa.
— Co? — krzyknął płowy mężczyzna, w którym Helen rozpoznał Menelaosa. Jego głos był przepełniony cierpieniem i niedowierzeniem.
Helenos został zaprowadzony do namiotu Agamemnona, gdzie przy najważniejszych greckich dowódcach opowiedział całą historię przekonania Priama, że przeznaczeniem Heleny jest życie w Troi i o konflikcie na tle jej ślubu z Deifobem.
— Zatem wojna trwa nadal... — skomentował Agamemnon. — Priam chyba nie lubi pokoju.
— Ale zbliża się ona do końca — dodał optymistycznie Odyseusz, król Itaki. — W końcu mamy kolejnego sojusznika z Troi.
— Pomogę wam, jak umiem — zapewnił Helenos. — Nie mogę znieść myśli, że Helena utkwiła z tym człowiekiem. Musicie ją jak najprędzej uwolnić.
— A dlaczego tak cię to boli? — zadrwił Agamemnon.
— Z żadnego karygodnego powodu. Helena jest dla mnie jak siostra. A Deifobos to brutal i zwyrodnialec. Sprawia mu przyjemność zadawanie cierpienia kobietom.
— Cóż, każdy ma swoje upodobania... — odezwał się mężczyzna o ciemnych lokach. Był to bodajże Diomedes z Argos.
— To nie są upodobania. Deifobos chce, żeby naprawdę ktoś przez niego cierpiał. Nawet prostytutki w mieście nie chcą go przyjmować, ponieważ kiedyś wezwał jedną i znienacka zaczął ją bić i okładać batem. Początkowo uważała to za grę, ale on zrobił wszystko, żeby naprawdę się przeraziła, bo dopiero wtedy odczuł pożądanie — wyjaśnił grobowo Helenos.
Spojrzał na Menelaosa. Król Sparty marszczył czoło i zaciskał pięści, jakby miał zaraz kogoś zaatakować. Helenos miał nadzieję, że to dowód prawdziwej troski o żonę.
— Zabiję go, gdy tylko go zobaczę — zapowiedział Menelaos.
— Znajdziemy na to sposób — zapewnił Odys.
Helenos nawet nie zaprotestował. Skazywał rodzonego brata na śmierć i nawet nie żałował.
Po krótkiej rozmowie uzgodniono, że trzeba mu przyznać mały namiot do spania i wyprowadzono z siedziby Agamemnona. Gdy Helenos wyszedł na zewnątrz, zauważył zmierzającą ku niemu sylwetkę Kalchasa.
— Synu! — powiedział kapłan, chwytając go w ramiona. — Nareszcie znowu jesteśmy razem.
Klitajmestra nie miała zamiaru rezygnować z poznania prawdy o relacji syna i siostrzenicy. Kiedy więc tylko zauważyła, że Hermiona siedzi przy stole w jednej z komnat i czyta księgę, usiadła naprzeciwko niej i powiedziała:
— Widzę, że masz wiele zainteresowań. Walczysz, jeździsz konno, a do tego podziwiasz malowidła i masz jeszcze czas na czytanie.
Hermiona podniosła na ciotkę obojętne spojrzenie.
— To traktat o naturze władzy. Muszę wiedzieć, co czynić, gdy będę pełnoprawną królową.
— Ach, tak, i chcesz zostać królową — westchnęła Klitajmestra. — Nie wątpię, że tak się stanie — dodała łagodnie. W końcu Helena nie miała szansy na innych potomków.
Hermiona wróciła do czytania, ale gdy ciotka nie wyrażała ochoty odejścia, odłożyła księgę i zapytała:
— Przyszedł list od mojego ojca?
— Jeszcze nie. Myślisz, że każe ci wracać do Sparty?
— Gdy wróci z matką — rzekła Hermiona. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
— Ale może nie wrócić... — zasugerowała Klitaja. — Nie z Heleną.
— Nie chcę o tym słuchać! — krzyknęła Hermiona. — Nie pozwolę na obrażanie moich rodziców!
— Ależ ja wcale ich nie obrażam — zapewniła Klitajmestra. — Posłuchaj, ja naprawdę nie chcę dla ciebie źle. Jesteś przecież jedyną córką mojej siostry. Po śmierci braci została mi tylko ona, a nie wiem, czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę. Myślisz, że mogłabym być przeciwko tobie?
— Tak to czasami wygląda — burknęła Hermiona.
— Ależ nie. Owszem, uważam, że moje dzieci mogą mieć na ciebie zły wpływ, ale ty mi niczym nie zawiniłaś. Chcę, żeby dobrze ci się układało. A żeby życie nas nie zawodziło, trzeba spojrzeć na nie realistycznie. Wojna w Troi trwa już dziesięć lat. Są marne szanse, żeby skończyła się tak, jak życzy sobie twój ojciec, czyli powrotem Heleny do Sparty. Jego nadzieje są złudne. Helena wybrała Parysa i życie w Troi. Gdyby Menelaos ją kochał, to by to uszanował.
— Matka została porwana! — przerwała jej ze złością Hermiona. Jej jasna twarz w końcu przestała sprawiać wrażenie znudzenia. Teraz wyrażała gniew i bezsilność.
— Chcesz w to wierzyć, ale ja nie. Myślę, że Helena pomyliła się, wybierając Menelaosa, i odeszła do człowieka, przy którym czuła się lepiej. Ty uważasz ojca za ideał, ale pamiętaj, że na jego rodzie ciąży klątwa. I widać dosięgła też jego, skoro, zamiast zająć się królestwem i córką, woli zabijać Trojan za niewierną żonę.
— Przestań! — Hermiona zerwała się z krzesła. — Ja też należę do tego rodu! Ba, nawet Ajgist do niego należy! — przypomniała cynicznie. Klitajmestra nie zareagowała. — Gdyby matka świadomie wyrzekła się ojca, wyrzekłaby się też mnie. A nie wierzę, że jest tak wyrodna, jak ty dla własnych dzieci.
Klitajmestra pokręciła głową. Hermiona miała rację w jednym – też należała do przeklętego rodu. Pod błękitnymi oczami i złotymi włosami odziedziczonymi po Helenie czaiły się w niej mrok i brutalność. Tym lepiej, że jej siostra uciekła. Nie będzie musiała patrzeć, jak jej córka dorasta i ze słodkiej dziewczynki zamienia się w gniewną i żądną zemsty kobietę. Chociaż może wtedy Helena zrozumiała, że nie da się kochać potworów, nawet jeśli są twoimi rodzonymi dziećmi.
Nie mogła jednak powiedzieć tego wprost, więc ograniczyła się do wzruszenia ramion.
— Nie mam prawa cię strofować. Daję ci tylko dobrą radę. Dla ciebie i Menelaosa byłoby lepiej, gdybyście zapomnieli o Helenie i zaczęli nowe życie w Sparcie. Czasem nie warto walczyć o czyjąś miłość.
Hermiona nie odpowiedziała, tylko przycisnęła do siebie ,,traktat o naturze władzy". Ale dzięki temu Klitajmestra mogła dobrze przyjrzeć się spoczywającym na księdze palcom siostrzenicy.
— To pierścień mykeński? — spytała, wskazując na sygnet z lwią głową.
— To w końcu znak mego dziadka. Mam chyba prawo go nosić — odparła chłodno Hermiona. — Do widzenia. — Skinęła głową i wyszła.
,,Masz prawo" potwierdziła w myślach Klitajmestra. ,,Ale mam nadzieję, że podarował ci go ojciec, nie mój nieszczęsny syn".
— Twoja matka chyba naprawdę zaczęła podejrzewać, że się kochamy — powiedziała Hermiona do Orestesa, gdy wieczorem siedzieli w jej komnacie i trzymali się za ręce. — Zauważyła dzisiaj, że noszę pierścień Pelopidów na palcu i wpatrywała się w niego tak dziwnie...
— Mi też ostatnio zwróciła uwagę, że noszę pierścień spartański, a wcześniej tego nie robiłem. Ale powiedziałem jej, że sama cały czas opowiada, że jej ojciec był dobry i wspaniały, więc czemu nie mogę mieć na palcu jego symbolu.
Hermiona westchnęła i oparła głowę na ramieniu narzeczonego. Pierścienie były znakiem ich miłości i potwierdzeniem, że należą do siebie. Oczywiście, byłaby skłonna zdjąć swój, gdyby mogła w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo Orestowi, ale dlaczego miałaby to robić? Przecież oboje mieli prawo nosić symbole rodów swoich dziadków.
— Mam dosyć tej wojny — powiedziała. — A nawet na niej nie walczę.
— Jesteśmy przez nią naznaczeni i tak — odparł Orestes. — Może jesteśmy naznaczeni nawet przez to, co działo się przed naszym urodzeniem.
Hermiona podniosła na niego oczy. Najwidoczniej jej ukochany mocno wziął do siebie ostatnie rozmowy o przekleństwie na ich rodzie. Może wbrew nadziei, jaką dało im wyznanie miłości, w końcu uwierzył, że naprawdę jest naznaczony złem. Nie mogła na to pozwolić.
— Możemy kształtować swój los — zapewniła. — Ja mam zamiar swój wykuć.
Orestes uśmiechnął się melancholijnie.
— Też chciałbym tak myśleć o swoim... Ale teraz głównie czekam na powrót ojca.
Hermiona potrząsnęła głową ze smutkiem. Orestes próbował zdobyć pozycję polityczną na dworze, ale na razie ograniczyło się to do kilku kłótni z Ajgistosem o wpływy i wydawanie pieniędzy.
— Na wszystko potrzeba czasu — odparła. — W końcu zyskasz szacunek i będziesz wielkim królem. Czuję to. — Oparła się na jego ramieniu i popatrzyła na niego z czułością.
— Jeśli zostaniesz moją królową. — Orestes w końcu szczerze się zaśmiał.
— Nie dopuszczam myśli, że mogłoby być inaczej.
Ich twarze zbliżały się do siebie coraz bardziej, aż usta w końcu złączyły się w pocałunku. Całowali się delikatnie i powoli, jakby sprawdzając, na co mogą sobie pozwolić. Z czasem ogarniał ich jednak coraz większy żar. Orestes objął talię ukochanej i przycisnął ją do siebie mocniej.
— Kocham cię ponad wszystko — szeptał między kolejnymi pocałunkami. — Jesteś tylko moja.
— Na zawsze — odpowiedziała Hermiona, odsuwając lekko głowę.
Orestes skorzystał z okazji i pochylił się do szyi dziewczyny. Początkowy wstyd i skrępowanie, jakie odczuwał przy niej, strach, że zrobi coś, co ją zrazi, z każdym dniem ustępował. Teraz spokojnie, ale pewnie muskał jej ramiona i obojczyki, a ona wzdychała cichutko.
— Kochany mój... — Nagle Hermiona odsunęła go od siebie. — To jest cudowne, ale pamiętaj, że nic więcej nie możemy zrobić.
— Dlaczego? Jesteśmy zaręczeni.
— Nieoficjalnie — przypomniała Hermiona i ujęła jego rękę. — Nie mamy co liczyć na błogosławieństwo twojej matki, więc musimy zrobić wszystko, żeby przekonać naszych ojców. Gdyby dowiedzieli się, że oddaliśmy się sobie, mogliby uznać, że zrobiliśmy to po to, by wymusić na nich zgodę. A chcę, żeby mieli do nas pełne zaufanie i udzielili nam zgody ze szczerego serca. Nie chcę, by myśleli, że się z nimi nie liczymy.
Orestes skinął głową ze zrozumieniem, chociaż myślał, że nawet gdyby jego własny ojciec zabroniłby im się połączyć, on nie posłuchałby i znalazł sposób na spełnienie swojej miłości.
— Poza tym nie wiadomo, kiedy oni wrócą, a gdybyśmy mieli mieć dziecko... Twoja matka na pewno nie zgodziłaby się na ślub, a naszego syna lub córkę uznałaby za zagrożenie. Kto wie, co by zrobiła... — Przeszedł ją dreszcz zgrozy i rozpaczy, chociaż przecież nie miała żadnego dziecka.
— Nigdy bym cię na takie coś nie naraził... — Orestes ucałował dłonie Hermiony. — Matka nie podniosłaby ręki na ciebie, na swój sposób cię szanuje, ale mojemu dziecku nie pozwoliłaby żyć... Musiałabyś mówić wszystkim, że uwiódł cię... lepiej nie Zeus... może Apollo albo Ares.
Hermiona roześmiała się, mimo że jej oczy nadal pozostawały smutne.
— Nie wiem, czy przeszłoby mi to przez gardło. Wolę ciebie bardziej niż jakiegokolwiek Olimpijczyka.
Każdy dzień był coraz bardziej niszczący dla Neoptolemosa. Nocami śnił o krwi i groźbie śmierci, budził się wiele razy z ciężko bijącym sercem i miał wrażenie, że umiera. W dni, gdy nie przystępowano do walk, starał się zabijać czas ćwiczeniami lub nadzorowaniem swojej służby, ale niezależnie od tego, co robił i jak bardzo się męczył, i tak dopadały go wizje z pola bitwy, co powodowało przyśpieszony oddech i nerwowość. Trzymał się wtedy z daleka od ludzi i unikał rozmów. Wolał być uważanym za odludka niż przyznać, że jest tchórzem.
Wszystko zmieniało się, gdy rozpoczynały się bitwy. W każdej atakował z coraz większą brutalnością i bezwzględnością, chcąc udowodnić sobie, wszystkim obecnym oraz duchom poległych w Hadesie, że jest silny i niczego się nie lęka. Patrzył na spływającą krew i powtarzał sobie, że nie ma w niej nic przerażającego, że ona potwierdza jego męskość i bycie godnym następcą wielkiego Achillesa. Powoli doprowadził do tego, że podczas walk już się nie bał i dawał się porwać temu szałowi zadawania bólu. Ale gdy wszystko się kończyło i zostawał sam, strach powracał i wtedy musiał wyżywać się, bijąc drewniane kukły albo wychodząc na jakieś odludzie i wrzeszcząc z bezsilności.
Nie miał zamiaru wracać do Ftyi. To byłaby hańba, potwierdzenie, że nie dorósł do roli wojownika. Nie mógłby spokojnie spoglądać ludziom w oczy. Chciał dożyć zburzenia Troi i zemścić się na tych, przez których stracił ojca i musiał doprowadzać się do takiego stanu. Ale nie chciał czuć, że walczy tylko dla jakiejś przyszłej chwały i spokoju duszy Achillesa. Potrzebował namacalnego dowodu, że jego poświęcenie ma sens.
Pewnego dnia otworzył wejście do namiotu Menelaosa i zastał go z królem Agamemnonem przy przeglądaniu map.
— Chciałbym z tobą porozmawiać, panie — zwrócił się do młodszego z wodzów. — Twój brat też może przy tym być.
— Zatem słuchamy — powiedział zaskoczony Menelaos i wskazał mu miejsce. Przyglądał się Neoptolemosowi z ciekawością. Syn Achillesa nigdy wcześniej nie szukał jego towarzystwa.
— Uważam, że należy mi się coś więcej za udział w tej wyprawie. W końcu według przepowiedni Troja nie upadnie beze mnie. Mój ojciec był najsilniejszym z Greków i zginął za was, drodzy królowie. Chyba powinniście wynagrodzić to jego potomkowi.
— Wszyscy wojownicy są równie ważni — odparł Menelaos. — I myślałem, że zgodziłeś się na udział w walce, aby pomścić ojca.
— Dusza mojego ojca dostanie godną zapłatę. Ale mnie chyba też się coś należy, nieprawdaż?
Zielone oczy króla Agamemnona zajaśniały. Neoptolemos miał wrażenie, że dojrzał w nich jakieś rozbawienie, ale i szacunek.
— Jesteś sprytny i szanujesz siebie, cenię takie osoby. — Uśmiechnął się. — Przed wojną moje wojsko, razem z sojusznikami z Argos, dopłynęliśmy do ziemi Epiru[2] i podporządkowaliśmy sobie tamtejszy lud. Znajduje się on daleko od naszych królestw i wymaga wielu starań, a sąsiaduje z Ftyją. Jestem pewien, że Diomedes nie będzie miał nic przeciwko, jeśli oddamy ją tobie. Będziesz miał własne państwo, bez wpływów dziadka.
Neoptolemos uśmiechnął się z wdzięcznością. Tak, to było coś namacalnego i prawdziwego. Mógłby założyć nowy, własny kraj, jak legendarni herosi. Było to nawet coś lepszego niż jego pierwszy pomysł, chociaż z niego też nie miał ochoty rezygnować. W końcu, jeśli dwa królestwa są dobre, to dlaczego nie trzy?
— Dziękuję, królu. To wielka hojność. Ale twój brat także jest mi coś winien. — Spojrzał na Menelaosa. — Biję się za twoją żonę, panie. Mój ojciec umarł za nią.
— Myślę, że bardziej za Patroklesa — stwierdził Menelaos. — Ale rozumiem twoje odczucia.
— Masz córkę, jest w moim wieku. Dobrze wiem, bo wychowano mnie w wiedzy o wszystkim, co dzieje się w Grecji, na dobrego przywódcę. Chciałbym, żebyś oddał mi ją za żonę. W ten sposób będziesz miał pewność co do mojej lojalności, a ja do twojej.
Menelaos przez chwilę nie odpowiadał. Może nie było to zachowanie godne króla, ale do tej pory nie myślał o zamążpójściu jedynaczki. Zakładał, że gdy on i Helena wrócą do Sparty, Hermiona będzie mieszkała z nimi, znowu nauczą się być rodziną, i dopiero po dłuższym czasie córka wyjdzie za mąż. Nie wiedział za kogo i w jakim celu, ale skoro sam ożenił się z miłości, powinien przynajmniej wcześniej zapytać Hermionę, czy nie ma nic przeciwko danemu kandydatowi. Z listów wywnioskował, że jego mała dziewczynka wyrosła na upartą i przekonaną o swojej wolności kobietę. Z pewnością była świadoma obowiązków następczyni tronu, ale nie wiedział, czy zaakceptowałaby, że jej ojciec zaręczył ją bez jej zgody.
— Nie jest to zły pomysł — rzekł ostrożnie. W końcu Ftyja byłaby dobrym sojusznikiem, a spowinowacenie się z rodem Achillesa stało się teraz marzeniem każdego Hellena. — Ale wcześniej muszę napisać jej o tym pomyśle i zapytać, czy nie ma nic przeciwko.
— Powinna być tak wychowana, by nawet nie pomyśleć o odmowie — odezwał się Agamemnon. — Ale ty ją rozpuściłeś, a przy mojej małżonce też nie nauczy się nic dobrego.
— List będzie płynął przynajmniej kilka tygodni, odpowiedź drugie tyle — przypomniał Neoptolemos. — Do tego czasu wojna może się skończyć, a ja chcę mieć pewność, że walczę z prawdziwymi sojusznikami.
Menelaos znów popadł w zamyślenie. Nie chciał oddać córki bez jej wiedzy, potraktować ją jak rzecz w transakcji. Pamiętał swoje rozmowy z Heleną i jej narzekania, że kobietami rozporządza się bez ich woli. Na pewno nie chciałaby takiego losu dla swojego jedynego dziecka, a przecież i ona powinna mieć w tej sprawie coś do powiedzenia.
Ale bez Neoptolemosa być może już nigdy nie będzie miał okazji porozmawiać z żoną, a tego by nie przeżył. Hermiona kochała matkę i chciała, aby wróciła. Czy poślubienie przystojnego, odważnego młodzieńca z dobrej rodziny było tak wysoką ceną za to szczęście? Przecież większość małżeństw zostaje zawartych po zaaranżowaniu ich przez osoby trzecie albo wyborze przez parę młodą najrozsądniejszej możliwości. Jego siostra prawie nie rozmawiała z królem Strofiosem przed ślubem, ale z listów i rozmów wnioskował, że jest z nim szczęśliwa i stworzyła bardzo kochający dom[3]. Ciotka Klimene poślubiła Naupliosa, aby uniknąć sprzedania lub śmierci z rąk własnego ojca, i chociaż dogryzali sobie zawzięcie przez całe życie, gdy Klimene umarła jakiś czas po jego ślubie z Heleną, Nauplios pogrążył się w głębokiej żałobie.
,,Ale Hermiona jest inna. Nie akceptuje wszystkiego tak łatwo jak Ana ani nie stanęła przed takim wyborem jak moja ciotka" podpowiadał mu jakiś duch w głowie. Być może córka nie wybaczy mu rozporządzenia jej ręką, a wówczas także nie mógłby żyć. Czuł się teraz jak bohater pieśni postawiony przed tragicznym wyborem, gdzie każda możliwość doprowadzi go do zguby. Nie potrafił wyrzec się ani miłości do żony ani do córki.
,,Hermiona pisała mi, że podziwia to, jak walczę o jej matkę i że moja miłość jest stała. Pisała, że życzy sobie takiego męża w przyszłości. Ona będzie musiała mnie zrozumieć. Przecież nie dopuszczę, by Neoptolemos źle ją traktował".
— Zgadzam się — powiedział na głos.
1. ,,(...) nie można było dostrzec żadnego gwiazdozbioru czy księżyca od którego wzięło się jej imię" – Imię ,,Helena" znaczy ,,Blask księżyca".
2. Epir – górzysta kraina geograficzna, obecnie na granicy Grecji i Albanii. Według mitologii była przekazana Neoptolemosowi, synowi Achillesa, w zamian za udział w wojnie.
3. ,, Jego siostra prawie nie rozmawiała z królem Strofiosem przed ślubem, ale z listów i rozmów wnioskował, że jest z nim szczęśliwa i stworzyła bardzo kochający dom" – W tekstach antycznych dość często jest powtarzane, że dom króla Strofiosa był ciepły i kochający, dzięki czemu przebywający tam Orestes czuł się dobrze i pokochał wuja jak własnego ojca. Wnioskuję więc, że samo małżeństwo Strofiosa i Anaksibii musiało być dość udane.
Witam Was po Świętach! Mam nadzieję, że spędziliście je miło, a rozdział nie zepsuł wrażeń ;)
Jak zazwyczaj mam trochę uwag końcowych, które mogą pomóc w umiejscowieniu tej historii w mitologii:
1. Nie wspominałam o tym ostatnio, ale wiele zachowań Deifobosa w ostatnich rozdziałach jest zaczerpnięte z mitologii... ale w przypadku Parysa i Heleny. Jakiś czas temu czytałam heroidę pisaną z perspektywy tegoż księcia, gdzie Parys, namawiając Helenę do ucieczki używa takich argumentów jak: sugerowanie jej ,,cnotkowatości", jeśli mu się nie odda, wyzywaniu rodziny Menelaosa za ciążącą klątwę oraz przypominaniu jej o porwaniu w dzieciństwie i stwierdzając, że on się temu nie dziwi i na miejscu Tezeusza by jej nie oddał, a jeśli już, to wcześniej pozbawiłby ją cnoty. Naprawdę, ja nie wiem, skąd się wzięło przekonanie, że to jest romantyczna historia...
Myślałam przez chwilę, czy w korekcie gdzieś tego nie wrzucić, ale... stwierdzenie Parysa, że Helena jest zimna i jest ,,cnotką" już się pojawiły, natomiast świadome wzmianki o gwałcie byłyby chyba za mocne. Parys w mojej głowie miał być bardziej głupi i próżny niż zły i nie miał być do końca jednoznaczny. Do tego próbowałam motywować decyzję Heleny tym, że bała się, że mógł ją ukarać za odmowę, ale jednocześnie wierzyła, że jako żona byłaby traktowana z szacunkiem. Wątpię, żeby ,,moja" Helena była w stanie udawać miłość do kogoś, kto przypomniał jej najgorszą traumę jej życia, byłoby to całkowite ,,out of character". Dlatego uznałam, że lepiej pasuje to do Deifobosa.
2. Jak możecie się domyślać, w mitologii Helena rzeczywiście została żoną Deifobosa i tym razem mamy jednoznaczą informację, że go nie chciała i wolała wrócić do Menelaosa, ale z jakiegoś powodu Trojanie nie uszanowali jej zdania. Te późniejsze, rzymskie teksty skręcają w stronę robienia z Heleny tej złej, która oszukała biednego Deifobosa, ale z wcześniejszych, greckich wynika, że Helena bardziej się bała Deifobosa, który traktował ją brutalnie i bez szacunku, a w niektórych podaniach podobno nawet zgwałcił. Nie chciałam fundować bohaterce takiej traumy pod koniec powieści, ponieważ (jak zauważa sama Helena) mogłoby jej to poważnie utrudnić dalsze relacje z Menelaosem, więc na razie Helena trzyma Deifobosa na odległość noża.
Mam nadzieję, że wspomnienie z Menelaosem po próbie gwałtu nie wypadło jakoś źle i bez szacunku. Uznałam, że należą się nam jakieś drobne wspominki z ich wspólnego życia i starałam się uzasadnić, że Helena właśnie dlatego trzyma się kurczowo pamięci o pierwszym mężu, żeby nie pozwolić się zatruć przez to, co prawie ją spotkało.
3. Menelaos rzeczywiście oddał Hermionę za żonę Neoptolemosa w zamian za jego udział w wojnie. Jak wspominałam przy notce o jej miłości do Orestesa - są wersje, że Menelaos wcześniej zaręczył córkę z bratankiem lub że zrobił to Tyndareos, a zaręczyny zostały zerwane. Istnieją też jednak takie, że w ogóle nie wiedział o tym, że Hermiona zakochała się w kimś innym i postanowiłam pójść tym tropem... zwłaszcza że przedstawiony przeze mnie Agamemnon na pewno nie zgodziłby się na zerwanie zaręczyn z jego synem. Heroida Owidiusza sugeruje też, że Neoptolemos nie wziął Hermiony ,,z rąk ojca", ale najechał Spartę pod nieobecność Menelaosa i Heleny i uprowadził Hermionę. Bardzo zależało mi, żeby ten fragment pojawił się w tym samym rozdziale, co ślub Deifobosa i Heleny, ponieważ podkreśla to, że Helena i jej córka mimo różnych charakterów miały dość podobne losy, obie były ,,obiecane dwojgu".
Wiem, że pewnie ten fragment złamał Wam troszkę serca... Ale Menelaos za długo był kryształowy, a nie ma ludzi bez wad i każdy popełnia błędy ;)
Dajcie znać, co myślicie o rozdziale i do następnego!
Ps. Rozdział z dedykacją dla - Twoje szybkie nadrabianie to naprawdę strzał motywacyjny!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top