Rozdział pięćdziesiąty. Straty wojenne.
Na tym właśnie polega wolność. Bo to nie prawo, by robić wszystko, co się chce, ale prawo, by dokonać wyboru i określić, za co chce się umrzeć.
Sebastian De Castell ,,Ostrze zdrajcy"
Słuchaj, Mała
Musisz grać w to tak jak grałaś
Cały czas być sobą, ważyć każde słowo
I tak jak rzeka, płynąć na przód i nie czekać
Starać się uwierzyć w to, że trzeba przeżyć
Gdy się jest dla kogoś słońcem, wiatrem, wodą
Teraz musisz, Mała, unieść jeszcze więcej
Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce
Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Kuba Jurzyk ,,Być dla kogoś"
Achilles siedział przy stole i powoli uderzał o struny lutni. Nie miał ochoty i siły na dłuższe granie, ale była to jedna z tych czynności, które przypominały mu o Bryzeidzie. Serce bolało go na wspomnienie wieczoru, gdy po raz pierwszy grał przy niej, a ona chyba zaczęła patrzeć na niego jako kogoś dobrego i godnego zaufania. A potem na wspomnienie tych wszystkich razów, gdy słuchając jego muzyki, patrzyła na niego z bezwarunkową miłością i czułością. Krew wrzała w nim, gdy uświadamiał sobie, że Agamemnon zniszczył tę niewinność i ufność.
Czuł się jak tchórz i łajdak, który nie potrafi stanąć w obronie ukochanej osoby. Powinien naprawdę zaatakować Agamemnona i odebrać Bryzeidę siłą. Nie zasługiwał na nią, skoro zrzekł się walki i uległ groźbom wodza. Był współwinny krzywdy Bryzeidy.
Jego rozmyślania przerwało delikatne szmeranie. Odwrócił głowę i zobaczył wchodzących do namiotu Odyseusza i Menelaosa.
— Możemy porozmawiać? — zapytał brat Agamemnona.
— Jeśli musimy — westchnął Achilles i podszedł do nich. — Rozumiem, że nasz wspaniały wódz nie zmienił zdania i nadal bezprawnie przetrzymuje Bryzeidę?
— Nie spodziewałem się, że w jednym zdaniu można kogoś pochwalić i wyzwać od najgorszych — skomentował ironicznie Odyseusz. — Ale nieważne. Nie, Agamemnon nie dał się namówić... Ale chcieliśmy cię poprosić, abyś mimo wszystko wrócił do walki. Kalchas przepowiedział, że bez ciebie Troja nie upadnie. Jesteś już bohaterem legendy... — dodał wymownie, licząc, że po raz drugi uda mu się obudzić w towarzyszu dumę i próżność.
Achilles odsunął się i pokręcił głową.
— O nie, tym razem nie dam się nabrać na twoje sztuczki. Nie będę walczył za kogoś, kto porwał i skrzywdził moją narzeczoną. Brzydziłbym się sobą. — Powstrzymywał się od splunięcia na myśl o Agamemnonie.
— Nie chcemy, żebyś walczył za Agamemnona. Wiem, że on nie jest tego wart — odezwał się łagodnie i z ogromnym smutkiem Menelaos. — Ale złożyłeś przysięgę... I nie tylko to nas łączy. Przez te dziesięć lat my wszyscy staliśmy się towarzyszami broni, mamy jeden cel... Nie będziesz walczyć za Agamemnona, tylko za swoich braci w boju.
— A tak naprawdę za to, żeby twoja żona mogła do ciebie wrócić — przerwał mu Achilles. — Od dziesięciu lat nadstawiam za to karku i naprawdę wierzyłem, że to coś ważnego... Możesz za to podziękować Bryzeidzie, bo ona mnie przekonała, że aż tak bardzo kochasz Helenę... Ale teraz nie mam zamiaru już ryzykować życia dla twojej miłości. Ja też kochałem... kocham Bryzeidę. — Uświadomił sobie, że postrzega dziewczynę prawie jak zmarłą. — Nie wzięliśmy ślubu, ale uważałem ją za moją prawowitą żonę. Także została mi odebrana, brutalnie i przemocą. I teraz nikt nie chce mi pomóc ją odzyskać. A ja nie jestem tak szlachetny, by dawać innym więcej, niż dostaję — zakończył, patrząc na Menelaosa z potępieniem.
— Przykro mi, że straciłeś ukochaną... Próbowałem przekonać Agamemnona... — wydusił Menelaos.
— Nie udało ci się, więc mi także już nic się nie uda. Zejdźcie mi z oczu. Nie mam ochoty na rozmowy. — Achilles ponownie nie dał dokończyć mu zdania.
Odyseusz i Menelaos wyszli z namiotu i ze smutkiem spojrzeli w niebo.
— Nasz syn bogów jest bardzo pyszny... albo naprawdę oszalał z miłości — stwierdził Odys. Wciąż miał w głowie dzień, gdy Bryzeida odrzuciła Achillesa, a on to zaakceptował. Nie dowierzał, że mogło skończyć się to tak gwałtownym uczuciem.
— Ja też jestem pyszny — odparł Menelaos. — I też oszalałem. On ma rację. Jestem hipokrytą. Nie mam prawa zmuszać go, by walczył za moją żonę, gdy my nic nie zrobiliśmy, aby obronić Bryzeidę... Ale ja potrafię myśleć tylko o tym, żeby wyrwać Helenę z rąk Parysa.
— Tylko że według Kalchasa bez Achillesa się to nie stanie.
— Dlatego zrobimy coś porządnego. Pójdziemy do Agamemnona i będziemy walczyć o Bryzeidę.
Kilka godzin później Achilles spożywał podstawioną przez służbę kolację i myślał, że chyba powinien już przyzwyczaić się do samodzielnego jedzenia. Nie miał przy sobie Bryzeidy, a innych Greków nie chciał widzieć, skoro zignorowali cierpienie jego narzeczonej. Tak naprawdę jednak tęsknił za wszystkimi tymi osobami.
,,Co chwila ktoś mi przeszkadza" pomyślał z niechęcią, gdy usłyszał stukot stóp, wyraźnie zmierzających w jego kierunku. Podniósł się i ruszył, by otworzyć drzwi i ewentualnie kogoś wyprosić. Serce stanęło mu w gardle, gdy zobaczył, że w stronę namiotu zmierza Agamemnon i jego wojska. Jeszcze większy szok ogarnął go, gdy ujrzał wśród nich Bryzeidę.
Gdy wszyscy znaleźli się bliżej siebie, branka niepewnie rozejrzała się wokół i nie widząc sprzeciwu, rzuciła się w kierunku Achillesa i padła mu w ramiona. Mężczyzna objął ją szczelnie rękoma, próbując osłonić ją przed gniewem i żądzami.
— Zrozumiałem swój błąd — odezwał się chłodno Agamemnon. — Nie powinienem naruszać twego honoru. Liczę, że mi wybaczysz, w końcu łączy nas wspólna sprawa. Twoja narzeczona wraca do ciebie. Nie tknąłem jej, jest nieskalana.
Bryzeida, oddychając ciężko, skinęła głową na potwierdzenie tych słów, jakby bała się, że inaczej zostanie odtrącona. Achilles odczuł ulgę, ale z powodu jej spokoju, nie własnej dumy. Gdyby Bryzeida zostałaby zniewolona, wina spadłaby na Agamemnona, nie ją. On i tak by ją przyjął i zadbał o nią.
— Miło, że masz jeszcze trochę sumienia... nawet gdy budzą go bogactwa króla Priama. — Achilles spojrzał z ironią na Atrydę.
— Na twoje szczęście. — Agamemnon nie porzucił swojej surowości. — Wrócisz teraz do walki?
— Na razie muszę godnie przyjąć Bryzeidę — odparł Achilles. — Potem mogę rozmawiać z wami.
— Przyjmuj ją, ile chcesz, cokolwiek to znaczy. Ale jutro rano chcę cię widzieć na ćwiczeniach — zapowiedział Agamemnon i dał znak swoim ludziom do wyjścia.
Achilles zaprowadził Bryzeidę do namiotu i zaczął okrywać jej twarz pocałunkami. Dziewczyna tuliła się do niego i głaskała go po twarzy, ale nie było już w tym tej ekscytacji i radości, które zawsze ich łączyły. Teraz Bryzeida trzymała się go, jakby bez niego miała utonąć.
— Najdroższa... — szepnął Achilles, odsuwając ją na chwilę od siebie. Ujął jej twarz w ręce i patrzył jej w oczy z troską i oddaniem. — Już się nie rozstaniemy. Nigdy cię już nie puszczę.
— Nie puszczaj — poprosiła Bryzeida, a łzy swobodnie spływały jej po policzku.
Achilles ponownie przyciągnął ją do siebie i całował jej czoło, oczy, policzki i usta. Bryzeida zarzuciła mu ręce na szyję, oddając pocałunki, ale gdy próbował zsunąć suknię z jej ramion, zesztywniała.
— Nie mogę... — powiedziała ze skruchą. — Wybacz mi, kochany, ale nie dam rady.
Jej twarz była wykrzywiona i czerwona od łez, usta drżały, a oczy patrzyły rozpaczliwie i ze strachem. Wyglądała jeszcze bardziej żałośnie i smutno, niż wówczas, gdy znalazł ją w świątyni w Lyrnessus. Wtedy Achilles myślał o niej po prostu jako o obcej, nieszczęśliwej kobiecie, a akt łaski wobec niej miał przekonać go, że wcale nie jest tak złym człowiekiem. Teraz stanowiła sens jego życia i jej cierpienia sprawiały mu wręcz fizyczny ból.
— Agamemnon mnie okłamał?! — wykrzyknął z oburzeniem. — Jednak cię zniewolił?
— Nie! — zaprzeczyła Bryzeida. — Ale próbował. Broniłam się, groziłam samobójstwem i w końcu dał mi spokój. Ale... to samo w sobie było dla mnie straszne i podłe. Jego ręce i oddech splugawiły coś, co było dla mnie piękne i dobre. Nie mogę się przemóc... Boję się, że wtedy przypomniałabym sobie ten okropny moment i... — Głos uwiązł jej w gardle i po chwili mogła tylko gorzko płakać. — Przepraszam, przepraszam...
Powtarzała te słowa błagalnie. Bała się. W ramionach Achillesa czuła się bezpieczna, ale wciąż pamiętała drwiny Agamemnona, że tak naprawdę ukochany traktuje jej zniknięcie jako odebranie swojej własności i spędza teraz czas z innymi kobietami. Powtarzała sobie, że to potwarz i nie ma prawa wątpić w uczucia Achillesa, ale mimowolnie powróciły do niej strach i niepewność, te same, które dręczyły ją w początkach ich znajomości.
— Dobrze, kochanie. — Achilles w końcu skinął głową. — Rozumiem. Mam ochotę zabić tego drania, że tak cię zranił. Ale nie martw się. Już nigdy nie znajdziesz się blisko niego. Teraz musisz się umyć. Zawołam służącą, żeby przygotowała ci wody.
Bryzeida przytaknęła i usiadła na krześle, obejmując się ramionami. Dręczyło ją przeczucie, że nie zasługuje na to, że nie powinna być już tu panią, a niewolnicą i że pewnie ostatecznie tym się stanie. W końcu Achilles z łatwością znajdzie kobietę, która nie będzie tak zniszczona, jak ona.
Gdy młoda niewolnica przyniosła jej wodę, dziewczyna z uwagą przyglądała się jej twarzy i figurze. Zastanawiała się, czy mogłaby spodobać się Achillesowi i zagościć w jego łożu. Czy jej pokora i łagodność wobec niej nie są tylko pozą i maską.
— Powinnam spać ze służbą — rzekła Bryzeida, gdy obmyła się już i przebrała w tunikę nocną.
— Nie, to ostatnie co powinnaś — zaprzeczył Achilles. — Jeśli nie chcesz spędzić nocy przy mnie, to będę spał na podłodze albo na zewnątrz.
Bryzeida zbladła i zadrżała. Przed oczami stanęły jej obrazy ukochanego korzystającego z chwilowej samotności, aby wziąć w ramiona kogoś innego.
— Sam? — zapytała?
— Przecież nie z moim woźnicą — odpowiedział Achilles, ale wyraz twarzy branki dał mu do myślenia. — Uważasz, że już cię nie chcę? Że pragnąłbym kogoś innego?
— Nie, ale... każdy ma swoje potrzeby — wydukała Bryzeida, po chwili pojmując, że tak naprawdę odpowiedziała twierdząco.
— Masz pretensje, że nie zaatakowałem Agamemnona? Uważasz, że to źle świadczy o moich uczuciach? — Mężczyzna podszedł do niej i chwycił ją za ramiona.
— Nie, nie chciałabym, abyś ryzykował dla mnie... Ja tylko... zastanawiam się, czy w samotności nie potrzebowałbyś zastąpić mnie kimś innym... I czy... czy nie było ci mnie żal, bo Agamemnon uraził twój honor...
— Jak możesz tak mówić? — Achilles puścił ją i zaczął nerwowo spacerować po pomieszczeniu. — Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cierpiałem i że nie mogłem nigdzie znaleźć sobie miejsca bez ciebie? Nic nie dawało mi pociechy. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Patroklesa. Czy przez siedem lat nie dawałem ci wiele dowodów, że jesteś moją miłością i nikt nie mógłby cię zastąpić? Kto wzbudził w tobie taką niepewność? Agamemnon? — zapytał stanowczo, a przestraszona Bryzeida pokiwała głową. — Ufasz jemu bardziej niż mnie?
Bryzeida nie odpowiadała. Zakryła tylko usta dłonią i ponownie oddała się płaczu. W sercu Achillesa miłość i współczucie walczyły ze złością i oburzeniem. Dni rozłąki nie zmieniły jego uczuć i planów. Nadal uważał Bryzeidę za małżonkę i chciał zabrać ją do Tesalii. Zrobiłby to nawet, gdyby została zgwałcona przez Agamemnona. Ona tymczasem zapomniała o ufności i wierności wobec niego. W pewnym sensie go zdradziła, pozwalając sobie na wątpliwości co do niego.
— Połóż się spać, pościel jest czysta i starannie przygotowana — nakazał jej. — Ja będę spał na podłodze.
Z samego rana Patrokles odwiedził namiot przyjaciela. Uściskał mocno Bryzeidę, po czym zwrócił się do Achillesa:
— Pójdziesz ze mną na ćwiczenia? Agamemnon czeka na nas.
— Nigdzie nie idę. Powiedziałem już, że nie będę walczył za Agamemnona.
Źrenice Patroklesa gwałtownie się rozszerzyły. Z niedowierzeniem wpatrywał się w pewną, zdeterminowaną twarz starszego z mężczyzn.
— Przecież obiecałeś...
— Nie. Obiecałem, że się zastanowię. I zrozumiałem, że nie mogę poświęcać życia dla kogoś, kto skrzywdził Bryzeidę. Nigdy mu tego nie wybaczę i nie przyłożę ręki do tego, żeby Agamemnon mógł spełnić ten swój sen o Troi — prychnął Achilles.
Bryzeida stała w kącie namiotu i obejmowała się rękami. Przypatrywała się mężczyznom ze skruchą i bólem. Patrokles pomyślał, że wygląda jeszcze bardziej nieszczęśliwie niż wtedy, gdy spotkali ją w Lyrnessus. Agamemnon naprawdę musiał zrobić jej wiele złego.
— Ale w wojsku nie ma tylko Agamemnona. Jest wielu dobrych ludzi, którzy liczą na ciebie... — szepnął chłopak.
— I którzy stali i patrzyli, gdy straciłem ukochaną. Nie przekonuje mnie to.
Patrokles spuścił głowę, wyraźnie załamany i przybity. Achilles położył mu rękę na ramieniu i powiedział:
— Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Znaczysz dla mnie więcej niż większość rzeczy na świecie i gdybym miał walczyć tylko za ciebie, uczyniłbym to bez wahania. Ale tu nie chodzi o ciebie, a o Agamemnona. Przełknąłbym wszystkie jego podłości, ale nie przebaczę tego, co zrobił Bryzeidzie. To moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Patrokles zrozumiał, że nie zmieni zdania towarzysza. Zadra w jego sercu była zbyt głęboka. Przyjaciele porozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym Patrokles wyszedł, aby poinformować resztę Greków o decyzji Achillesa.
— Dlaczego nie chcesz walczyć? Przecież przysięgałeś! — zawołała Bryzeida, podbiegając do kochanka.
— Słyszałaś. Nie będę walczył pod wodzą kogoś, kto tak cię potraktował. Mam go nagrodzić za to, że prawie cię zgwałcił?
— Kalchas powiedział, że Troja nie padnie bez ciebie — przypomniała kobieta. — Menelaos nie odzyska żony. Chcesz, żeby cierpiał tak jak ty beze mnie? Myślałam, że teraz jesteś wrażliwszy — dodała nieśmiało.
— Menelaos nic nie zrobił, aby mi pomóc, dopóki nie poznał tej głupiej przepowiedni, bez której Agamemnon by cię nie wypuścił. Jeśli mu zależy na mojej obecności, może pozbyć się brata i samemu przejąć jego miejsce — mówił Achilles, zaciskając pięści i potrząsając nimi. — Do tego Helena najpewniej uciekła dobrowolnie, a ciebie porwano i zamknięto.
Bryzeida westchnęła i pokręciła głową. Człowiek, którego pokochała i dostrzegła w nim dobro i zdolność do uczuć, teraz dał się porwać gniewowi i myślał tylko o sobie. Trudno było jej mu to wybaczyć, szczególnie pamiętając swoje obawy wobec jego lojalności.
— Jesteś taki zły... bo ci odmówiłam? — zapytała nagle. — Mogę się przemóc, jeśli cię to przekona. Nie spotkało mnie przecież nic tak bardzo strasznego. — Zrobiła kilka kroków w jego stronę i wyciągnęła rękę.
— Naprawdę tak źle o mnie myślisz i uważasz, że traktuję cię jak ladacznicę? — Achilles odsunął się od niej. — Nie. Cokolwiek zrobisz, nie zmieni to faktu, że Agamemnon cię skrzywdził i nie zasługuje na moją pomoc. Już nigdy nie stanę po jego stronie, rozumiesz?
Podszedł do stołu, chwycił pierwsze naczynie i cisnął nim o podłogę. Przestraszona Bryzeida odskoczyła do tyłu i patrzyła, jak Achilles ciężko dyszy, przyglądając się rozbitym kawałkom.
— Przepraszam, że nie przyszedłem po ciebie, że cię nie ocaliłem z rąk tego drania... To także przeze mnie spotkało cię zło, ale chyba nie zasłużyłem, żebyś tak źle o mnie myślała. — Podniósł na nią zmęczony, zniechęcony wzrok. — Zawołaj kogoś, żeby to posprzątał. Ja idę nad morze. Potrzebuję wszystko z siebie zmyć.
— Mamo, mamo! — Drzwi do komnaty się otworzyły, a za nimi rozległ się wrzask dziecka. — Tato, tato!
Klitajmestra i Ajgistos siedzieli przy stoliku i jedli kolację, gdy znalazł się przed nimi ich siedmioletni syn i obrzucił ich oskarżycielskim spojrzeniem brązowych oczu.
— Co się stało, kochanie? — zapytała opiekuńczo matka. — Ktoś sprawił ci przykrość?
— Tak! — Dziecko tupnęło nogą. — Teona sprzątała moje zabawki. Akurat przeszedł Orestes i zaczął z nią rozmawiać, a ona powiedziała mu, że jest przyszłym królem, a przecież ja nim jestem!
— Oczywiście, że jesteś — potwierdził Ajgist. — Ukarałeś ją?
— Tak, zbiłem ją rózgą — przytaknął z dumą Aletes. — Tak jak mnie uczyłeś.
— Kazałeś mu bić służbę rózgą? — zdziwiła się Klitajmestra.
— Oczywiście, ludzie muszą wiedzieć, kto nimi rządzi. Następcę tronu trzeba przyuczać od najmłodszych lat. Chyba się ze mną zgadzasz?
Klitajmestra zmarszczyła czoło. Chciała, aby jej synek jak najdłużej pozostał niewinny, aby rodzinne konflikty i intrygi nie zmąciły jego dzieciństwa. Nie powinien jeszcze znać przemocy i surowości. Po namyśle jednak przyznała mężowi rację. Ich sytuacja była trudna i jeśli chcieli zachować tron Myken, cała rodzina musiała być nieustannie czujna. Może więc dobrze, że Aletes odpowiednio wcześnie nauczy się walczyć o swoje prawa. Ona długo tego nie umiała i dlatego została ofiarą Agamemnona.
— Ale to ja będę królem, prawda? — dopytywał chłopiec.
— Oczywiście. — Klitaja wstała od stołu, podeszła do niego i ujęła za ręce. — Zostaniesz wielkim władcą. Największym w całej Grecji.
Pogłaskała dziecko po twarzy. Nie dowierzała, jak mogła kiedyś nie pragnąć jego narodzin. Gdyby pozbyła się ciąży, nie wyznawszy prawdy Ajgistowi, nigdy nie uwolniłaby się od Agamemnona i nie miałaby prawdziwej rodziny. Teraz zyskała zarówno miłość, jak i władzę i obietnicę zemsty. Patrzyła w oczy synka, które miały w sobie dziecięcą beztroską, ale także dumę i upór wpojone mu przez ojca. Może nie pasowały do dziecka, ale pasowały do wielkiego króla. Przypomniała sobie te wszystkie chwile, gdy Agamemnon wróżył Orestesowi i Elektrze panowanie nad całym półwyspem peloponeskim. Jej zemsta nie poprzestanie na pozbyciu się znienawidzonego małżonka. Nawet w zaświatach Agamemnon będzie musiał patrzeć, jak na tronie, który przeznaczył dla swojego jedynaka, zasiada syn jego kuzyna.
— Orest mówi, że jego ojciec był największym królem — powiedział Aletes.
— Orest powinien posiedzieć trochę w lochu o chlebie i wodzie — skomentował Ajgistos.
Klitajmestra nie zareagowała na to, a jedynie przycisnęła synka do siebie i szepnęła mu:
— Ojciec Orestesa był złym i okrutnym człowiekiem. Zrobił wiele złego twojemu tatusiowi i mnie. Ale my mu pokażemy. Mu i jego dzieciom. Wszystko, co przeznaczył dla nich, będzie twoje. Obiecuję ci.
Orestes z ostrożnością przemykał nocą po korytarzu. Księżyc już dawno pojawił się na niebie, a większość mieszkańców pałacu zapadła w sen, ale wiedział, że strażnicy wciąż patrolują korytarze. Ajgist zadbał, aby znajdowali się wśród nich ludzie bezgranicznie mu wierni, więc prawdopodobnie mieliby czujne oko na znienawidzonego królewskiego pasierba, nawet jeśli był legalnym następcą tronu.
Trzymał w dłoni świeczkę, którą w pewnym momencie oświetlił dumne marmurowe popiersie Tiestesa, ojca jego ojczyma i mordercę jego dziada. Ajgist postanowił przywrócić pamięć o ojcu, ale najwidoczniej nie czuł potrzeby ocieplania jego wizerunku, gdyż nawet na posągu oczy zmarłego króla były surowe i mroczne, jakby nawet po śmierci oskarżał swoich rywali do tronu.
,,Pewnie życzysz mi upadku i wypędzenia z dworu, starcze" pomyślał Orest. ,,Ale sądzę, że będzie odwrotnie".
W końcu dotarł do celu i delikatnie zapukał w jasne dębowe drzwi. Niebawem ukazała się w nich twarz Hermiony.
— Co ty tu robisz? — zapytała z oszołomieniem kuzynka. — Jest późno. Miałam iść spać.
— Przepraszam cię bardzo, ale potrzebuję z kimś pilnie porozmawiać. Nie zajmę ci wiele czasu, obiecuję — poprosił pokornie Orest.
Hermiona w końcu skinęła głową i wpuściła go do pokoju. Usiedli na łóżku naprzeciwko siebie, a ich twarze oświetlała jedynie świeczka i drobne gwiazdki za oknem.
— Boję się, Hermiono — wyznał nagle chłopak. — Boję się o siebie i moje siostry.
— Ten strach ma coś wspólnego z ciotką Klitajmestrą? — spytała ze zrozumieniem Hermiona. Patrzyła na niego łagodnie i z pewną dozą wdzięczności. Mężczyźnie nie wypadało mówić, że się czegoś boi. Wyznanie takiej prawdy świadczyło o bezgranicznym zaufaniu do drugiej osoby.
— Tak, i z wujem Ajgistem — przytaknął Orestes. — Aletes urządził mi dziś awanturę, bo jedna z jego nianiek nazwała mnie następcą tronu. Zwykłe dziecinne oburzenie, nic specjalnego. Ale dla jego rodziców tak. Ajgist zagroził mi potem kilkakrotnie, że mam nie wyobrażać sobie siebie na tronie i jeśli ważę się komuś wspomnieć, że mój ojciec żyje, skończę marnie. Hermiono, ja... Boję się, że w końcu Ajgistos i matka postanowią się mnie pozbyć. Nawet gdyby ojciec naprawdę zmarł, jako jego jedyny syn mam prawo domagać się dziedziczenia. A po śmierci matki i Ajgista, tym bardziej miałbym prawo przed Aletesem. Oni nie dopuszczają myśli, że ich syn nie zostałby królem. W końcu mnie zabiją, Hermiono!
Hermiona podciągnęła nogi i oparła na nich głowę. Przez chwilę wpatrywała się w Orestesa i próbowała zrozumieć, czy jego strach naprawdę ma uzasadnienie. W końcu jaki rodzic zdobyłby się na zabicie własnego dziecka? Umysł podsunął jej jednak szereg wizji tych, którzy nie cofnęli się przed tym, począwszy od jej własnego dziada Tantala. Straszna była myśl, że rodzona siostra jej mamy jest zdolna do czegoś takiego. I straszne było, że Orestes jest tego świadomy i nie łudzi się nawet, że matka go kocha.
— Nie odważą się na to, bo twój ojciec i mój, by cię pomścili — powiedziała w końcu. — Do końca wojny jesteś bezpieczny.
— Ale jeśli ojciec polegnie... — wydusił Orestes. Z trudem przychodziło mu wypowiedzenie tych słów. Ledwo pamiętał twarz ojca, a jego listy nie były tak serdeczne i czułe jak wuja Menelaosa do Hermiony, ale wystarczyły, aby młodzieniec czuł, że chociaż jeden rodzic go kocha. Nie wyobrażał sobie jego utraty, wiążąc z powrotem Agamemnona jedyne nadzieje co do swojej bezpiecznej przyszłości.
— Będziemy prosić bogów, aby tak się nie stało. — Hermiona wyciągnęła rękę i pogładziła go po ramieniu. — I musisz zebrać własnych zwolenników na dworze. Jesteś dobry i łaskawy, służba cię lubi. Możni też muszą. Należy dyskretnie działać, aby przekonać ich, że to ty jesteś ich prawdziwym królem.
— Wątpię, abym miał taką siłę przekazu. Wystarczy, że wuj otworzy spichlerz i rozda ludziom zboże, a oni go wielbią, szczęśliwi, że nie muszą sami na nie zapracować. Z możnymi uczyni podobnie, szafując przywilejami i stanowiskami.
— Zatem ty nie kupuj ludzi. Przekonaj ich do siebie. Będziesz miał pewność, że nie przestaną być wierni, gdy pojawi się ktoś oferujący więcej.
Dotąd strapiona twarz Orestesa rozjaśniła się w lekkim uśmiechu. Hermiona odpowiedziała mu, mając nadzieję, że udało jej się przynajmniej odrobinę pomóc.
— Jesteś inteligentniejsza ode mnie. Sama powinnaś zostać królem Myken.
— Dziękuję, ale wystarczy mi Sparta. Nie będę ci stawać na drodze do tronu. — Księżniczka potrząsnęła włosami.
Kuzyni zaśmiali się do siebie i przez chwilę tylko wpatrywali się ufnie w swoje oczy, ale wkrótce Orestes znów spoważniał i rzekł cicho:
— Nie mów tego Elke, dobrze? Ona jest bardzo emocjonalna i martwię się, że jeśli stanęłaby w mojej obronie, matka okropnie by ją ukarała.
— Dobrze, ale w końcu będziesz musiał z nią porozmawiać. Chodzi przecież też o jej bezpieczeństwo — przypomniała Hermiona.
— Wiem. Dlatego porozmawiam z nią, ale wtedy, gdy sam poczuję się pewniej w konfrontacji z matką i ojczymem. — Powstał z westchnieniem. — Pójdę już. Jeśli ktoś by mnie tu znalazł, mogłoby zrobić się jeszcze bardziej nieprzyjemnie.
— Albo po prostu zmuszono by cię do małżeństwa ze mną, czego tak obawiałeś się w dzieciństwie — odparła kpiąco Hermiona.
Podejrzewała, że Orestes zawstydzi się albo ją wyśmieje, ale on tylko uśmiechnął się znacząco, sprawiając, że serce zaczęło mocniej uderzać w piersi dziewczyny.
— Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć — dodała Hermiona. — Zawsze będę po twojej stronie.
Rodzina królewska w Troi spożywała obiad, gdy Hektor zastukał palcem w kielich i powiedział:
— Nasi zwiadowcy wrócili z obozu Greków. Syn Peleusa odstąpił od walk.
Wśród zebranych zapanowało oszołomienie i poruszenie. Obecność Achillesa na froncie wojennym przez dziesięć lat została otoczona już nimbem legendy. Ludzie sami już nie wiedzieli, czy dowiedzieli się, że przepowiedziano mu zaprowadzenie Greków do zwycięstwa czy po prostu w to uwierzyli.
— Właściwie dlaczego? — spytała nieśmiało Helena. Nabrała już tyle cynizmu, że wątpiła, by jeden człowiek mógł zdecydować o losach całej wojny, ale każda iskra nadziei była dla niej ważna.
— Podobno król Agamemnon odebrał mu jego nałożnicę, którą chciał wziąć za żonę — wyjaśnił Hektor.
— To do niego podobne — westchnęła Helena. Zawsze brał wszystko bez pytania o zdanie. Tak jak jej siostrę.
— Ja na jego miejscu wziąłbym sobie inną — prychnął Deifobos i popił winem.
— Myślę, że to całkiem romantyczne — skomentowała rudowłosa, piegowata służąca, która stała obok stołu z bukłakiem.
— Nikt cię nie pytał o zdanie — skarcił ją Parys.
Helena uniosła puchar do ust, aby nikt nie zauważył jej sarkastycznego wyrazu twarzy. Dobrze wiedziała, że Parys ma romans z tą dziewczyną i teraz w jej oczach szuka potwierdzenia, że jest prawie bogiem. W jej przypadku jednak nawet nie zdobywał się na gesty, które mogłyby przekonać o tym główną zainteresowaną.
— Nie rozmawiajmy o sercowych rozterkach — przerwała im królowa Hekabe. — Ważne jest, co to znaczy dla naszej sprawy.
— Tak, oczywiście, masz rację — zgodził się jej mąż.
,,Biedny Priam, jest tak złamany wojną i utratą dzieci" pomyślała ze współczuciem Helena. ,,Hekabe jest znacznie dumniejsza niż on. Na swój sposób ją podziwiam".
— Oczywiście, razem z Achillesem wycofały się wszystkie jego jednostki bojowe, ale nie były one liczniejsze niż spartańskie czy mykeńskie — relacjonował Hektor. — Grecka armia została zubożona, ale mogła być w gorszej sytuacji.
— Ale przecież jego obecność była niezbędna do wygrania wojny przez Greków! — upierała się jego matka. — Tak czy nie?
— Wprawdzie ja i Kalchas mieliśmy wizje sugerujące, że Achilles dokona czynu, który przesądzi o wygranej wojnie — zgodził się Helenos. — Ale nie znaczy to, że bez niego Grecy nie mają szans.
— Dlaczego jesteście tacy pesymistyczni? — oburzył się Parys. — Skoro przepowiednia tak głosiła, to tak się stanie. Przestańcie nas straszyć. Nieobecność Achillesa da nam zwycięstwo, a jeśli będzie trzeba, sam go zabiję — zadeklarował odważnie.
,,Nie powiedziałbyś tego, gdybyś chociaż odrobinę wierzył w jego powrót" oceniła smętnie Helena. Ale po dziesięciu latach trudno było jej nie uznać entuzjazmu drugiego męża za uzasadniony. Nadal nim gardziła, ale coraz częściej dopuszczała do siebie myśli, że on miał rację i najwidoczniej jej przeznaczeniem było pozostać do końca życia w Troi. Nie dane jej było decydować o własnym losie. Jeśli nie zostanie zapamiętana jako największa ladacznica w dziejach świata, to z pewnością jako najbardziej bierna kobieta przekazywana z rąk do rąk.[1]
Był wczesny świt i wschodzące słońce barwiło niebo na pomarańczowo i różowo. Idealną ciszę od czasu do czasu przerywał jedynie szum morza i rżenie koni. Bryzeidę obudził jednak szczęk i trzaskanie, przypominające wyciąganie zbroi. Ogarnął ją niepokój, ale ostatecznie zwyciężyła ciekawość. Wstała cicho z łóżka i wyszła tyłem namiotu, gdzie zauważyła Patroklesa. W rękach trzymał zbroję Achillesa.
— Na bogów! — pisnęła na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. — Co ci strzeliło do głowy?
— Nie martw się, nie ukradłem zbroi — odpowiedział natychmiast chłopak. — Automedon mi ją dał.
— Ale po co? — dopytywała kobieta.
— Wczoraj dostrzegliśmy w naszym obozie szpiegów z Troi. Niestety, uciekli, zanim zdążyliśmy dać im nauczkę, a w rezultacie całe miasto dowie się, że Achilles odstąpił od walki. Oni też uważają, że jest niezbędny do zwycięstwa. Nawet jeśli nie znają przepowiedni Kalchasa, to wiedzą, jak Odyseusz starał się, żeby go tu sprowadzić, a to rozbudza wyobraźnię. Powiedziałem mu to wczoraj, ale odmówił powrotu.
— Ach, tak, to słyszałam. — Pokiwała głową Bryzeida. — Chcesz go szantażować kradzieżą zbroi?
— Nie, jak możesz tak mówić! — wykrzyknął Patrokles, oburzony podejrzeniem, że mógłby być zdolny do takiego czynu. — Przebiorę się w jego zbroję, żeby Trojanie myśleli, że Achilles nadal walczy. Dzięki temu ich morale spadną.
— Może rzeczywiście tak będzie — przyznała Bryzeida. — Ale przecież wtedy ty znajdziesz się w większym niebezpieczeństwie.
— Jako Patroklesa też będą próbowali mnie zabić. Dla żołnierza nie ma różnicy.
,,Jednak jest, skoro chcesz się przebrać za Achillesa" miała ochotę odpowiedzieć branka, ale czuła, że i tak nie uda jej się przeforsować swojego zdania. Patrokles naprawdę wierzył, że tym wybiegiem uratuje całą armię. Nie było sensu nie pozwalać mu na teoretyczne bohaterstwo. Mogła tylko mieć nadzieję, że Achilles nie pozna prawdy, a jeśli tak, nie będzie bardzo wściekły na niego i Automedona.
— Czyń, co uważasz za słuszne. — Opuściła ręce poddańczo. — Ale proszę, uważaj na siebie. Jesteś teraz jedynym przyjacielem, którego mam.
— A Achilles?
— Nie wiem, czy mam prawo go tak nazywać... I nie rozmawiajmy o tym, proszę. Jakoś sobie z tym poradzę.
— Skoro tak sądzisz... Ale jeśli będziesz potrzebowała pomocy, zawsze ci jej udzielę.
Bryzeida poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Patrzyła na stojącego naprzeciwko wojownika, na jego jasne oczy, krótko obcięte włosy i okrągłą twarz. Zrozumiała, że stał się jej bliższy niż rodzeni bracia w Lyrnessus i gdyby nie on nie wiedziałaby może, czym jest prawdziwa troska o drugą osobę.
— Niech Tyche ci sprzyja — powiedziała cicho i pogłaskała go po policzku. — Wróć szczęśliwie — dodała, w duchu kierując cichą modlitwę do bogów.
— Zrobię co w mojej mocy — obiecał Patrokles, złapał ją za ręce i przytulił do siebie. — Kocham cię, Bryzeido.
— Ja też bardzo cię kocham. — Dziewczyna odwzajemniła uścisk.
Po chwili Patrokles wypuścił ją z objęć i odszedł w stronę swojego namiotu. Bryzeida oparła się o wystający kij i obserwowała, jak powoli znika jej z oczu.
1. ,, Jeśli nie zostanie zapamiętana jako największa ladacznica w dziejach świata, to z pewnością jako najbardziej bierna kobieta przekazywana z rąk do rąk." – Zazwyczaj jednym z bardziej znaczących tropów, w jakim omawia się postać Heleny i jej ,,porwanie/ucieczkę" jest właśnie ta bierność. Już o tym trochę pisałam, ale powtórzę się: niektórzy starożytni autorzy przyjmowali, że Helena nie uciekła dlatego, że była rozpustna czy żądna wzbudzania sensacji, ale ponieważ była bardzo łatwa do zmanipulowania i nie miała swojego zdania. Taki schemat: — namówiono ją do wyboru Menelaosa — namówiono do ucieczki z Parysem i porzucenia rodziny — ostatecznie namówiono do tego, że powinna wrócić do pierwszego męża, w rezultacie jej słowo nie było wiele warte.
Krytyka feministyczna trochę próbowała zmienić tę percepcję i pokazać, że może niekoniecznie ta bierność była winą Heleny, tylko mężczyzn, którzy nie liczyli się z jej zdaniem, i samych czasów, gdzie nie uczono kobiet i dziewczynek, że mają prawo wyrażać swoją opinię i idealna kobieta miała się podporządkować.
Piszę o tym, ponieważ wiem, że postawa Heleny budzi sporo kontrowersji i po części uważam, że to jest w porządku, ale chciałabym, żeby to było spójne ze światem przedstawionym i żeby dobrze wybrzmiało, że Helena jest taka, bo tak wynika z oryginalnych tekstów i że jej myślenie jest niejako produktem swoich czasów.
To już pięćdziesiąty, jubileuszowy rozdział :) Z tej okazji planowałam wprowadzić tu trupa, ale uznałam, że chcę jeszcze pokazać konsekwencje porwania Bryzeidy i znów rozdział zrobił się zbyt obszerny, żeby jeszcze coś tu dodawać... Ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Jak możecie się spodziewać, kolejny rozdział zapowiada się przykry i smutny, ale na poprawę humoru planuję dłuższą notkę o pewnych trendach w Internecie. Można zgadywać, o co mi chodzi.
W tym rozdziale nie ma chyba nic, co wymagałoby moich wyjaśnień, może mała adnotacja odnośnie dzieci Klitajmestry - rzeczywiście Klitajmestra i Ajgist w pewnym momencie planowali zabić Orestesa, a w niektórych wersjach także Elektrę - ostatecznie jednak dziewczyna była ,,tylko" trzymana w lochu i głodzona, stąd też moje wątki z tym, że królowa stosuje takie kary wobec dzieci.
Rozdział z dedykacją dla marrygable - jeśli kręcą Was dworskie klimaty i dawna Francja, zajrzyjcie koniecznie do jej ,,Madame Drame".
Mam nadzieję, że się Wam podobało i widzimy się za tydzień :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top