Rozdział pięćdziesiąty czwarty. Bratnie dusze, część 1.


Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest albo jej nie ma.

Stephenie Meyer ,,Intruz"

(Wybaczcie mi ten wybór XD)


Miłość jest prawdą

Ciemność upadnie, ale nasze serca pozostaną szczere

Jestem z tobą

Nie bój się, jeśli stracisz mnie z oczu

Zawsze cię znajdę

Nigdy nie wątp, że zawsze cię znajdę

Karliene ,,I will always find you"

(Tłumaczenie moje)

https://youtu.be/6f-duZrFWp4


Miecz Orestesa szybkim ruchem przeciął niebo. Heron zaśmiał się, gdy książę nie zdołał go trafić. Zirytowany Orestes pchnął mocniej i skrzyżował ostrze z nauczycielem. Uderzał prędko i gwałtownie, próbując zepchnąć przeciwnika z drogi. Podskoczył w jego stronę, podcinając mu nogi. Heron upadł, a miecz wypadł z jego dłoni.

— Brawo! — Książę usłyszał za sobą dźwięczny damski głos. W stronę placu zmierzały jego siostra i kuzynka.

— Przyszłyśmy popatrzeć — zakomunikowała lekko Hermiona, gdy Heron się podnosił. — Chyba że Heron pozwoli mi ćwiczyć, wtedy nie tylko.

— Jesteś za dorosła, żebym miał cię uczyć. Nie narażę się na plotki — odparł wyzwoleniec. — I nie ma już na co patrzeć. Teraz zajmiemy się łucznictwem.

— Zatem popatrzymy na to — odparła Hermiona i zajęła miejsce na ławce. Elektra podążyła za nią.

Heron skrzywił się. Zdecydowanie nie lubił księżniczki. Orestes postanowił to zignorować. Ujął leżący przy ławce łuk i wrócił do swoich zajęć. Nie lubił walk z dystansu, bo wszyscy traktowali je z lekceważeniem, ale wiedział, że podczas wojny każda obrona jest potrzebna.

Zerknął na Hermionę i uśmiechnął się do niej, a dziewczyna to odwzajemniła. Jej błękitne oczy lśniły radością i ekscytacją. Orestes zastanawiał się, czy tak bardzo fascynuje ją sport, czy to reakcja na jego widok. Pragnął, żeby uważała go za dzielnego i wytrwałego.

Naciągnął strzałę na łuk i wystrzelił. Trafiła w sam środek pola. Z dumą rozejrzał się wokół siebie. Uradowana Hermiona zaczęła bić brawo. Elektra, która nie lubiła ani oglądać, ani uczestniczyć w ćwiczeniach fizycznych, przez cały czas rozglądała się po okolicy i podziwiała obłoki, ale teraz również zaklasnęła w dłonie.

— Ostatni raz będę ja! — zawołała Hermiona, gdy Orestes i Heron wypuścili już kilka strzał.

Nie pytając nikogo o zgodę, podbiegła do nich i wyciągnęła rękę. Orest podał jej łuk i strzałę, nie zważając na zniesmaczone spojrzenie Herona.

— Rozumiem, że ty, pani, będziesz następna? — Sługa zwrócił się z ironią do Elektry.

— Nie lubię się pocić. — Pokręciła głową czarnowłosa księżniczka. Założyła nogę na nogę i utkwiła wzrok w nadlatującym kluczu ptaków.

Hermiona ze skupieniem założyła strzałę na cięciwę i po chwili wypuściła ją przed siebie. Wylądowała tuż obok głównego celu trafionego przez Orestesa.

— Następnym razem będzie lepiej — stwierdziła bez żalu. — Łucznikami i tak nikt się nie przejmuje.

— Na polu bitwy na pewno wzbudzają więcej szacunku niż kobiety — prychnął Heron. — Dobrze się sprawiłeś — powiedział do Orestesa. — Możesz iść.

— Brakuje tylko, żeby któraś z was podarowała mi wstążkę w nagrodę — zażartował Orestes i mrugnął do kuzynki. Heron mógł mówić, co chciał, że kobiety są słabsze, ale jej opinia była dla niego cenniejsza niż jego.

Hermiona roześmiała się i poklepała go po ramieniu. Orestes był zbyt zajęty uśmiechaniem się do niej, żeby zauważyć poważne, czujne spojrzenie, jakim obdarowywał ich Heron. Usłyszał dopiero jego głos:

— W nagrodę mogę pójść i przysłać do ciebie potem jakąś dziewkę służebną. Albo zaprowadzić cię do tawerny, gdzie są najlepsze prostytutki. Jesteś dorosły, najwyższa pora na to.

Hermiona natychmiast przystanęła. Jej jasna twarz nienaturalnie zbladła, a błękitne oczy gwałtownie się rozszerzyły.

— Orestes nigdy nie będzie nikogo wykorzystywał! — Odwróciła się do Herona i krzyknęła, jakby zaproponował popełnienie jakiejś zbrodni, a nie powszechnej na królewskim dworze czynności. — Prawda? — Zwróciła wzrok w stronę kuzyna. Jej oczy patrzyły z nadzieją i oczekiwaniem, ale też przeraźliwym smutkiem.

— Nie wiem, na jakim świecie żyjesz, młoda panno, ale mam wrażenie, że na innym niż ja — odparł zgryźliwie Heron. — Ale dobrze, nie powinienem mówić takich rzeczy przy kobietach.

— Nie chcę żyć na świecie, gdzie zmusza się kogoś siłą albo biedą, aby oddawał własne ciało, gdy tego nie chce. — Łzy zalśniły w oczach Hermiony. — I radzę ci mówić do mnie z szacunkiem, bo inaczej napiszę wszystko ojcu — dodała.

,,Ona jest wrażliwsza, niż myślałem" powiedział ze zdziwieniem Orest. Wiedział, że ,,ekscentryczne" poglądy Hermiony obejmują także kobiety z niższych warstw i że dziewczyna bardzo ubolewa nad tym, że są one zmuszane do małżeństw czy oddawania swoich ciał, ale nigdy nie przypuszczał, że będzie z tego powodu płakała.

— Ta rozmowa wywołała moje głębokie obrzydzenie. — Rozległ się głos Elektry. Księżniczka Myken wstała z ławki i wskazała na drogę do pałacu. — Możemy stąd iść?

Orestes skinął głową i razem z Hermioną podążyli za Elektrą, zostawiając Herona samego. Gdy znaleźli się trochę dalej, książę nachylił głowę do kuzynki i zapewnił:

— Nie mam zamiaru słuchać Herona... Uważam jak ty. Nie będę nikogo zmuszał, żeby mi się oddawał, rozumiesz?

— Wiem, rozumiem — odpowiedziała cichutko dziewczyna. — Wiem, że nikogo byś nie zmusił. — Ostatnie słowa wymówiła z niepokojącym westchnieniem.

— Nie wiem, czemu mi to zaproponował. Co go to obchodzi? — kontynuował Orest. — Podejrzewam, że za namową matki i ojczyma.

— Po co mieliby chcieć, żebyś wziął sobie kochankę? — zdziwiła się Elektra. — Przecież ryzykowałbyś spłodzeniem bękarta, a to zagroziłoby prawom do tronu ich dzieci. Już prędzej namawialiby cię na kochanka.[1]

— Nie mam pojęcia. Trudno zrozumieć ich sposób myślenia — odpowiedział Orestes. Jego myśli nieco odpłynęły od prób przeproszenia Hermiony. To prawda, Klitajmestra i Ajgist zrobiliby wszystko, żeby zakwestionować jego prawa do tronu. Ojciec listownie wyznaczył mu nauczyciela, który miał przygotowywać go do roli władcy, ale przez te lata matka i wuj zdążyli przeciągnąć go na swoją stronę i mężczyzna w ogóle nie traktował wychowanka jako następcy tronu. Orestes gardził sobą. Dobrze, że mógł rozwijać siłę fizyczną, ale brakowało mu umysłowych podpór. Czuł się słaby i głupi. Marzył o powrocie ojca, a zarazem bał się, że ten będzie rozczarowany swym potomkiem.

Trójka kuzynów przekroczyła próg pałacu i weszła na główny korytarz. W kącie siedziała mała Erigone z lalką. Na ich widok poderwała się z miejsca i podeszła do Elektry.

— Chcę, żebyś zdjęła ze mnie czar — oznajmiła zdecydowanie.

— Jaki czar? — spytała spokojnie Elektra, sądząc, że chodzi o jakąś dziecięcą zabawę.

— Ten epi... eplep... sji... — Dziecko z trudem wymówiło nazwę choroby.

— Kochanie, nie mogę tego zrobić, nie umiem — odpowiedziała Elektra najspokojniej, jak potrafiła.

— Tata mówi, że jesteś wiedźmą i z rodu wiedźm, to potrafisz! — wykrzyknęła Erigone. — Nie chcę tego mieć, dzieci się ze mnie śmieją!

Jej mała buzia była wykrzywiona w rozpaczy i żalu. Elektrze zrobiło się żal dziewczynki. Wciąż pozostawała jej siostrą, nawet jeśli spłodził ją znienawidzony Ajgistos, a matka praktycznie zabroniła się do niej zbliżać. Ale nie mogła nic poradzić na jej cierpienia.

— Nie dam rady nic zrobić. — Pokręciła głową ze smutkiem.

— A właśnie, że dasz! Tata mówi, że coś mi dałaś i masz to zabrać. — Zdenerwowana Eri wyciągnęła rączki i zaczęła szarpać nimi czerwoną suknię siostry, jednocześnie nie puszczając lalki, co sprawiało, że drewno dodatkowo uderzało w skórę Elektry.

— Uspokój się, widzę, że całkiem cię opętało! — krzyknęła Elektra i odepchnęła lekko małą, zanim Hermiona i Orestes zdążyli zrobić to za nią.

Erigone przytuliła do siebie lalkę i wydała z siebie dźwięk głośnego płaczu. Małe łzy moczyły włosy zabawki oraz jej białą sukienkę.

— Na bogów, co tu się stało? — Klitajmestra wbiegła na korytarz. Widząc płaczącą córeczkę, chwyciła ją w ramiona, a pozostałą trójkę obdarzyła potępieńczym spojrzeniem. — Kto z was ją skrzywdził?

— Elke! — Erigone wycelowała w siostrę oskarżycielski palec. — Pchnęła mnie.

— Odsunęła ją, bo Erigone zaczęła ją bić i szarpać — zaprotestowała Hermiona. — To na pewno nie bolało.

— Zamilcz, skąd możesz wiedzieć, co ją bolało? — przerwała jej ciotka i rzekła z pogardą i nienawiścią do starszej córki. — Czy ty całkowicie oszalałaś? Rozumiem, że nie szanujesz mnie, niczego nie oczekiwałam, ale żeby podnosić rękę na takie małe, słodkie, bezbronne dziecko? Jesteś całkowicie pozbawiona sumienia. — Instynktownie splunęła.

Brzydziła się tą dziewczyną, która w jakiś sposób przejęła jej jasną cerę i delikatne rysy, ale czarne włosy i zielone oczy miała po najgorszym potworze na świecie. Klitajmestra wolała zapomnieć, że ją urodziła. A teraz w dodatku ta wariatka poszła w ślady swojego ojca i też skrzywdziła niewinne dziecko... Klitajmestra byłaby najszczęśliwsza, gdyby Elektra po prostu umarła.

— Musiałam się bronić, kto widział, żeby sześciolatka była taka agresywna? — oburzyła się Elektra.

— Matko, Elektra ma rację. — Orestes stanął w obronie siostry. — Erigone jest rozpuszczona i nie powinna się tak zachowywać.

— Jesteście ostatnimi osobami, które mają prawo oceniać coś takiego. — Klitajmestra mocno tuliła do siebie najmłodsze dziecko, bojąc się, że naprawdę spotka je coś złego. Na pozostałą dwójkę patrzyła nienawistnie i gniewnie. Najchętniej pchnęłaby mieczem oboje. — Resztę dnia spędzisz w lochu, bez jedzenia... — zakomunikowała Elektrze. — Wieczorem zastanowię się, czy pozwolić ci spać w twojej komnacie.

Jannis niepewnym wzrokiem wpatrywał się w królową. W swojej rodzinnej wsi jedynie słyszał historie o jasnowłosej Klitajmestrze, która poślubiła aż trzech z rodu Pelopidów, jej pięknej uprowadzonej siostrze Helenie, oraz Ajgistosie, owocu gwałtu kazirodczego, przybyłym, aby odebrać swe dziedzictwo. Teraz gdy miał jedno z nich przed sobą, ogarniało go zmieszanie i niepewność.

— Moi rodzice byli wyzwolonymi niewolnikami i uprawiali ziemię — mówił, starając się nie zająknąć. — Ale życie na wsi nie jest proste. Za miejsce w pałacu obiecuję odpłacić wierną służbą — zapewnił.

Królowa Klitajmestra siedziała z założonymi rękami i świdrowała go spojrzeniem. Jej ułożona w koronę włosy ufryzowanymi lokami spadały na ramiona, a bordowa suknia na ramiączkach była zdobiona złotą nicią. Biła od niej królewska siła i majestat.

— Mój mąż wspiera ubogich, więc nikomu nie powinno być źle, ale rozumiem, że nie każdy chce żyć na wsi — powiedziała. — Służby nigdy za wiele. Będziesz dostawał cztery drachmy[2] tygodniowo. Teraz idź do kuchni i poproś zarządcę o jakieś zadanie.

Jannis skinął głową, pocałował Klitajmestrę w rękę i podziękował. Kiedy skierował się do drzwi, królowa wyciągnęła rękę i zawołała za nim:

— Czekaj! Pójdziesz jeszcze do lochu i kogoś wyprowadzisz. — Podeszła do niego i podała mu klucz. — Pierwsza cela, strażnicy wskażą ci drogę.

— Dobrze, pani — zgodził się młodzieniec, chociaż wewnątrz trząsł się ze strachu. Dopiero zaczął służbę, miał piętnaście lat i nigdy nie trzymał broni w ręku, a tymczasem królowa każe mu wyprowadzać kogoś uwięzionego w lochu, a Jannis nie wyobrażał sobie, by mógł się tam znaleźć człowiek niebędący groźnym przestępcą.

Mimo to nie chciał narażać się królowej, więc pośpiesznie podążył do wyznaczonego miejsca. Przeżył prawdziwy szok, gdy po otworzeniu drzwi na kamiennej posadzce zobaczył nie uzbrojonego bandytę, ale młodą kobietę z długimi czarnymi włosami.

Nigdy nie widział piękniejszej istoty. Dama była wysoka i smukła, miała duże jasnozielone oczy i szlachetne, jak wyrzeźbione rysy. Czerwona suknia z krótkimi rękawami i obwiązana żółtym materiałem na brzuchu podkreślała jej piersi i biodra. Czym taka dziewczyna mogła zasłużyć na zamknięcie?

— Matka jednak mnie wypuściła? — odezwała się słabym głosem ,,bogini", więc Jannis domyślił się, że ma przed sobą księżniczkę Elektrę. Poczuł się prawie jak Perseusz po uratowaniu swojej Andromedy.

— Tak, pani. — Skinął głową Jannis. — Mam cię wyprowadzić.

— A więc dzisiaj nie zagłodzi mnie na śmierć — westchnęła melancholijnie Elektra. — Łaskawie. — Rozejrzała się po otoczeniu, prawdopodobnie wypatrując strażników, którzy mogliby usłyszeć, jak kpi z matki. — Pomożesz mi wyjść? — Zerknęła na niego. — Nie jadłam od rana i bardzo kręci mi się w głowie.

Jannis podał jej swoje ramię. Gdy mógł mieć swoje bóstwo przy sobie i dobrze mu się przyjrzeć, zauważył, że rzeczywiście dziewczyna ma bardzo bladą skórę oraz cienie pod oczami. Serce ścisnęło mu się litością na myśl, że najwidoczniej rodzona matka ją więzi. Taka młodziutka, piękna panna nie zasługiwała na to.

— Nie widziałam cię wcześniej, to twój pierwszy dzień? — zapytała księżniczka. — Widzę, że poznajesz Mykeny z nienajlepszej strony.

— Tak, pani, jestem Jannis — przedstawił się chłopak. — Przykro mi, że jesteś słaba, ale uważam, że mam szczęście, bo zobaczyłem tu najpiękniejszą kobietę na świecie.

— Moją kuzynkę? — odparła Elektra. — Na pewno wolałabym widzieć ją niż moją matkę. O, właśnie tu idzie. — Jej zmęczoną twarz rozjaśnił uśmiech.

Jannis nie zdążył odpowiedzieć, że to ona jest najpiękniejszą z kobiet, ponieważ właśnie podbiegła do nich inna dziewczyna, złotowłosa, i praktycznie wyrwała mu Elektrę. Następnie obie kobiety złączyły się w mocnym uścisku.

— Moja kochana, tak się bałam, że ciotka każe ci zostać tam na noc! — zawołała jasnowłosa.

Jannis domyślił się, że to jest siostrzenica królowej Klitajmestry, której ojciec od dziesięciu lat próbował odzyskać żonę, którą porwał mu przybysz z Troi, lub sama uciekła. Tego nie wiedział nikt.

— Nie było tak źle — odparła Elektra, nie wypuszczając kuzynki z ramion. — Przyzwyczaiłam się.

— Jak możesz tak mówić? — oburzyła się Hermiona. — Jesteś taka blada i ledwo stoisz. Zaprowadzę cię do twojej komnaty. A ty... — Odsunęła się od przyjaciółki i zwróciła do Jannisa — idź do kuchni i każ podać kolację dla księżniczki. Dzisiaj ryba w ziołach, więc Elektra się posili — dodała wymownym tonem, jakby to ona rządziła w tym pałacu.

— Dobrze, pani. Mam nadzieję, że księżniczka wkrótce poczuje się lepiej. — Jannis ukłonił się lekko Elektrze.

— Wątpię — prychnęła dziewczyna. — Znając los, matka wkrótce znów zirytuje się na mnie i zamknie, podczas gdy nad swoimi bękartami skacze jak nad bogami w świątyni.

Jannis był nieco przerażony ironią i pogardą w głosie ,,boginki", ale postanowił wybaczyć jej wszystko, więc skierował się do kuchni.

— Zaraz będzie dobrze — szepnęła Hermiona kuzynce, gdy zostały same. — Dojdziesz do komnaty i się położysz.

— Nic nie będzie dobrze, dopóki jestem z matką. Ona jest szalona. Jak można kogoś głodzić, bo odsunął od siebie dziecko? I jak można wychować sześciolatkę tak, by biła każdego, kto jej się sprzeciwia?

Nie miała nawet siły, by wyciągnąć rękę i osuszyć łzy. To i tak nie zmieniłoby jej sytuacji, podobnie jak żadne starania i apelowanie do sumienia Klitajmestry nie zmieniło jej przez lata. Z jakiegoś powodu matka uwielbiała swoje młodsze dzieci, a starszych nienawidziła. Elektra najwidoczniej nigdy nie była słodką, bezbronną dziewczynką.

— Nie wiem, kochana — przyznała ze smutkiem Hermiona. — Ale nie pozwolimy cię tak traktować.

— Ja też nie pozwolę — zapewniła z dumą Elektra. — Dzisiaj przelała się czara goryczy. Jeśli matka nie ma zamiaru liczyć się ze mną, ja z nią też nie będę.

Nagle przeszedł ją zimny dreszcz. Przypomniała sobie wieczór sprzed kilku lat, gdy rozmawiały z Hermioną o historii Medei, a ona powiedziała, że nigdy nie zrobi nic złego. Czy teraz odrzuciła tę przysięgę?

Gdy Klitajmestra kładła się wieczorem do snu, wciąż trzęsła się ze złości na córkę. Nie umknęło to uwagi Ajgista, który w końcu zmusił żonę, by opowiedziała mu o całym zajściu.

— Biedna Erigone. Tak się denerwuje swoją chorobą, a Elektra, zamiast spróbować ją zrozumieć, tylko dodatkowo straszy dziecko — skomentował, nie wspominając jednocześnie ani słowem o własnym udziale w sprawie.

— Elektra nie ma serca i wiedziałam to od dnia, gdy się urodziła — westchnęła Klitajmestra i położyła się pod kołdrą. — W końcu jej ojciec nie wahał się zabić małego dziecka...

Na samo wspomnienie przeszedł ją dreszcz, a do oczu napłynęły łzy. Rana w sercu po stracie Agatosa nadal się nie zabliźniła. Gdyby żył, byłby już dorosłym mężczyzną i ze wzruszeniem patrzyłaby, jak się zmienił. Ale za sprawą Agamemnona nigdy nie będzie jej to dane.

— Przykro mi, kochanie. — Mąż przysunął się do niej i przytulił ją. — Ale już niedługo Agamemnon za to zapłaci. Bądź cierpliwa.

Klitajmestra pokiwała głową i pocałowała go w policzek. Cieszyła się, że przynajmniej ma przy sobie kogoś, kto pomaga jej żyć z bólem i dzięki komu nadal chce jej się patrzeć na świat.

— Wolałabym także jakoś pozbyć się Elektry, nie mogę wprost na nią patrzeć — rzekła. — Może powinniśmy wydać ją za mąż? Wyjechałaby daleko i zniknęła z naszego życia.

— Absolutnie nie! — zaprotestował Ajgist. — To byłaby katastrofa. Wówczas więcej ludzi dowiedziałoby się o naszym małżeństwie i rozeszłyby się plotki, że twierdzisz, jakoby Agamemnon zginął. Nawet gdy on naprawdę umrze, Elektra nie może poślubić żadnego zagranicznego króla. Mogliśmy łatwo przejąć władzę, gdy twoje dzieci były małe, ale teraz są pełnoletnie i mogą zagrażać naszym prawom. Jeśli Elektra wyszłaby za władcę, mógłby on ubiegać się o tron Myken. Nie, nie może do tego nigdy dojść.

— A gdybyśmy oddali ją jednemu z naszych zaufanych ludzi... — zasugerowała Klitaja, ale po chwili przypomniała sobie, że wówczas nadal miałaby córkę obok. — Nie, lepiej nie. Nikomu teraz nie można ufać.

— Znajdziemy sposób, żeby ona i Orestes nam nie zagrażali, ale musimy obmyślić plan powoli, tak żeby nie wywołać skandalu — obiecał Ajgistos. — Gramy o zbyt wysoką stawkę, by ryzykować. Na razie niech Elektra się cieszy, że ten nowy sługa pożerał ją wzrokiem podczas kolacji.

— Cóż, to byłaby dla niej najkorzystniejsza partia — zaśmiała się gorzko Klitajmestra. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby córka Agamemnona skończyła jako żona wieśniaka.

— Nie wątpię, że ma na co patrzeć, bo Elektra mimo wszystkich swoich złych cech wyrosła na urodziwą kobietę — kontynuował jej małżonek. — Chociaż nie dorównuje innym na tym zamku...

Uśmiechnął się znacząco i pocałował ramię żony, a potem wsunął dłoń pod jej nocne peplos. Klitajmestra poczuła, jak zapiera jej oddech i to nie z rozkoszy. Minęło tyle lat od dnia, gdy ostatnio Agamemnon zmusił ją do czegoś, ale nadal wszystko, co się z tym wiązało, było dla niej przerażające i obrzydliwe. Za każdym razem ogarniał ją ten sam strach i upokorzenie. Była naznaczona i wybrakowana do końca życia. Ale nie mogła pozwolić, by Ajgistos się o tym dowiedział i zaczął podejrzewać, że go nie pożąda. Za bardzo go kochała.

Helenos odwiedził Kreuzę i jej męża. Młodsza siostra także mocno przeżyła śmierć Hektora, ale musiała zapominać o własnej rozpaczy, by udzielać wsparcie matce. Dobrze, że założyła swoją rodzinę, a Helenos był pewien, że Eneasz odpowiednio się nią zaopiekuje.

— Pozdrów ode mnie Andromachę — poprosiła Kreuza, gdy opuszczał jej dom. — Niedługo ją odwiedzę. Musi być jej bardzo ciężko, nie ma już żadnej rodziny poza synkiem... Potrzebuje mojego wsparcia.

— Na pewno chętnie cię przyjmie, ale nie zamęczaj się zanadto, masz też swoją rodzinę — przypomniał jej brat. — Jestem w pałacu i czuwam nad Andromachą — zapewnił. Następnie wyszedł w towarzystwie odprowadzającego go szwagra.

— Kreuza najchętniej nie opuszczałaby pałacu — powiedział Eneasz, gdy przekroczyli bramę. — Rozumiem, że chce być z rodziną, ale boję się, że za bardzo skupi się na pomocy im i zaniedba siebie.

— Masz rację, lepiej niech pociesza się z tobą i Askaniuszem — potwierdził Helenos. — Pałac teraz przypomina grobowiec... Dobrze, że Grecy zaprzestali ataków i uszanowali naszą żałobę, ale nie wiadomo, ile to potrwa. Deifobos domagał się zostania głównym dowódcą, ale na szczęście ojciec uznał, że jest zbyt popędliwy i wybrano Polidamosa[3], syna Pantoosa. Hektor bardzo go lubił... — Wargi zadrżały mu na wspomnienie brata. — Oczywiście, pojawiają się także głosy, że w ogóle nie powinniśmy kontynuować walk. Na korytarzu i w mieście słyszę mnóstwo szeptów, że śmierć Hektora to za dużo i teraz naprawdę powinniśmy zwrócić Helenę.

— Myślisz, że tak się stanie? — spytał Eneasz.

Helenos przez chwilę wahał się nad odpowiedzią. Nie był serdecznym przyjacielem męża siostry, chociaż go lubił i szanował, nie znał wszystkich jego myśli. Podejrzewał jednak, że jako syn Afrodyty popiera działania matki i nie wystąpiłby przeciw ustanowionemu przez nią małżeństwu.

— Będę z tobą szczery — zdecydował się w końcu. — Wiem, że twoja matka oddała Helenę Parysowi, ale od początku byłem za jej oddaniem i nie jest to tajemnicą. To zbyt duże narażanie miasta, a teraz gdy Hektor nie żyje... Parys doprowadził do zbyt wielkiego cierpienia. W dodatku całe miasto już mówi, że nie jest wierny Helenie.

— Rozumiem — przytaknął Eneasz. — Kocham i czczę moją matkę, ale ona też może się mylić. Małżeństwo Parysa i Heleny spowodowało wiele zła. Chciałbym wierzyć, że połączyła ich, znając ich uczucia i serca, ale najwidoczniej w przypadku księcia się pomyliła. Biedna Helena.

— Biedna. — Helenos skinął głową. — Naprawdę chętnie oddałbym ją Menelaosowi.

— Naprawdę? Może Parys nie jest dla niej dobry, ale jej pierwszy mąż nie mógł być ideałem, skoro od niego uciekła.

Helenos nagle zatrzymał się i oparł rękę o drzewo. Z poważnym wzrokiem wbitym w Eneasza powiedział:

— Rzecz w tym, że nie wiemy, czy uciekła z własnej woli.

— Co? — Ciemne oczy Eneasza rozszerzyły się. — Chcesz powiedzieć, że moja matka pomogłaby ją uprowadzić? Przecież... Jest boginią miłości. Nie rozbiłaby kochającego się małżeństwa.

Po tych słowach spuścił głowę z pokorą. Afrodyta była boginią miłości, ale też piękna i zrobiłaby wiele dla tego miana.

— Nie roszczę sobie prawa do orzekania, co kierowało bogami — odpowiedział Helenos. — Ostatnio postanowiłem pójść na targ i posłuchać handlarzy, którzy bywali także w Grecji, zanim wojna wszystko utrudniła. Kilkanaście lat temu głośno było o tym, że król Tyndareos pozwolił przybranej córce samej wybrać męża, a ona wybrała Menelaosa. Oczywiście, o niczym to jeszcze nie świadczy. Mogła uznać, że inni kandydaci są zbyt odpychający albo obdarzyć go młodzieńczym zauroczeniem, które minęło.

— Albo to rodzice naciskali na nią, by wybrała Menelaosa. Jego brat w końcu poślubił już jej siostrę — przypomniał Eneasz. Tak bardzo nie chciał wierzyć, że jego matka doprowadziła do porwania kobiety. Że świadomie rozdzieliła oddanych sobie ludzi i rozbiła rodzinę. W końcu jego małżeństwu zawsze błogosławiła.

— Możliwe. Ale dlaczego mieliby naciskać akurat na niego? Przecież był tylko młodszym synem, a do Sparty przybyło wielu następców tronu czy królów.

— Myślę, że sami Grecy tego nie wiedzą. Odpowiedzieć może tylko Helena — stwierdził w końcu speszony całą rozmową Eneasz.

— Postaram się ją wypytać — postanowił nagle Helenos. — Jeśli będę miał możliwość wyboru, chcę zrobić dla niej coś dobrego.

— A ja popytam matkę — odparł Eneasz. — Chyba mnie nie okłamie.

Orestes wszedł na plac ćwiczeń i odetchnął z ulgą, gdy nie zastał tam Herona. Potrzebował samotności i chciał wyrzucić całą złość w ruchu. Ujął miecz i zaczął zapalczywie i agresywnie uderzać nim o drewnianą kukłę, która w jego wyobraźni czasami przybierała rysy jego ojczyma lub nauczyciela.

Drgnął ze strachu, gdy usłyszał czyjeś lekkie kroki. Był w takim stanie duszy, że jeśli zobaczyłby teraz Herona, chyba rzuciłby się na niego z pięściami. Jednak jego oczom ukazała się sylwetka Hermiony. Kuzynka pomachała mu wesoło na powitanie.

— A myślałam, że o tej porze nikogo tu nie będzie — stwierdziła, stając obok niego. Rzeczywiście, słońce dopiero wzeszło. — Ale przeżyję ciebie, jeśli nie ma tu też Herona.

— Nie ma, ja też nie chcę go oglądać — odparł Orestes.

Dopiero teraz zauważył, że Hermiona ma na sobie krótką niebieską tunikę, którą zapewne nosiła do ćwiczeń. Miał ochotę powiedzieć jej, że jej właściwie to chce zostać sam, ale nie mógł się na to zdobyć. Sprawiała mu ból sama myśl, że uznałaby, że ją odrzuca i nie chce obok siebie. I tak czuł, że zawinił wobec niej.

— Wszystko w porządku? — zapytała Hermiona, widząc jego smutne spojrzenie. — Chcesz mi o czymś powiedzieć?

— Niespecjalnie. — Pokręcił głową Orest. — Nie wszystko umiem ubrać w słowa.

— Dobrze — zgodziła się Hermiona. Dobrze wiedziała, że czasami człowiek nie chce wypowiadać głośno tego, co go rani. — A chcesz się ze mną zmierzyć? — Wzięła do ręki jeden z leżących na stosiku mieczy i skierowała go w jego stronę, uśmiechając się spokojnie.

Chłopak odwzajemnił uśmiech i skrzyżował z nią ostrze. Ta prosta informacja, że ktoś chociaż trochę go lubi i chce spędzić z nim czas bezinteresownie, napełniła go dziwną błogością.

Hermiona była szczupła i zręczna i chociaż to on górował nad nią siłą, odpieranie jej ataków wymagało od niego starań. Czasem zastanawiał się jednak, na ile w tym zasługa umiejętności dziewczyny, a na ile kwestia tego, że chwilami, zamiast skupiać się na pojedynku, podziwiał, jak jej jasne włosy tańczą na wietrze albo zatrzymywał wzrok na małym skrawku nagiej szyi odsłanianej przez zabudowaną tunikę. Szybko jednak skupiał wtedy spojrzenie na czymś innym, bo domyślał się, że Hermionie by się to nie podobało.

— I kto wygrał? — zapytała go zaczepnie kuzynka, gdy opuścili broń.

— Jest remis — odpowiedział młodzieniec.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie z uśmiechem, jednak w końcu Hermiona spoważniała i odezwała się:

— Teraz powiesz mi, co cię martwi?

Orestes chciał już odmówić. Bał się, że gdy wyzna wszystko przyjaciółce, ona zacznie nim gardzić, a wydawało mu się to zbyt straszne. Chyba jednak w końcu potrzebował wyrzucić z siebie emocje, a poza Hermioną i Elektrą nie miał nikogo naprawdę bliskiego.

— Zabrałem wczoraj trochę złota ze skarbca, żeby opłacić moją służbę. Mam przecież stały dochód. Ajgist urządził mi awanturę, bo przecież te pieniądze miały pójść na datki dla ubogich oraz jego dworzan. Krzyknąłem, że też mam do nich prawo, a on swoim rozdawnictwem doprowadza królestwo do ruiny i tylko kupuje ludzi. Prawie się na siebie rzuciliśmy i pobiliśmy. Dziwne, że mnie nie wychłostał ani nie uwięził w lochu, tylko ograniczył się do wyzwisk na mnie i stwierdzenia, że jestem przeklęty... i że to ty namawiasz mnie do buntu swoimi ,,szaleństwami". — Ostatnie słowa wymówił ze wstydem i skruchą.

— Obelgi ze strony Ajgista to dla mnie komplement — odrzekła Hermiona. — Dobrze zrobiłeś. Jestem z ciebie dumna.

— Dziękuję. Ale potem... Potem już nie będziesz. Wieczorem udałem się do mojej komnaty. Było już późno i wiedziałem, że służba pościeliła już łoże. Ale została tam jedna niewolnica, którą Ajgist sprowadził kilka tygodni temu ze wschodu. Poprosiłem, żeby wyszła, ale ona zaczęła się do mnie przymilać, mówić, że jestem ,,ślicznym chłopcem" i że nauczy mnie być mężczyzną. Najwidoczniej Heron dotrzymał słowa... — Przełknął ślinę. — Zdenerwowałem się i nakazałem jej wyjść. Powiedziałem... powiedziałem, że inaczej ją wybatożę. Wystraszyła się i uciekła.

Zerknął na Hermionę. Przez całą jego przemowę jej twarz była blada, a oczy gwałtownie rozszerzone. Jednak gdy skończył, wydawała się nagle uspokoić.

— Dobrze, że odmówiłeś. To obrzydliwe, że mężczyznom sprowadza się kobiety pod nos, a my musimy uważać, do kogo mówimy, bo popsują nam opinię. I obrzydliwe jest branie sobie osoby, która nie ma możliwości odmówić — wygłosiła szybko, ale jej głos nie był tak pewny i śmiały jak zazwyczaj.

— Ale nie musiałem tego robić w taki sposób! — wykrzyknął Orestes. — Przecież rozmawialiśmy o tym wiele razy i wierzyliśmy, że kiedy zostaniemy władcami, nie będziemy jak mój ojczym i matka, będziemy szanować ludzi, niezależnie od tego, kim są... — mówił prędko.

— Przecież tak naprawdę jej nie uderzyłeś! — krzyknęła Hermiona i tupnęła nogą. — W złości ludzie mówią różne rzeczy i wcale nie muszą ich robić. — Zbliżyła się do kuzyna i złapała go za ramiona. — Nie wezwałeś tej dziewczyny teraz rano i nie kazałeś jej pobić. Nie zrobiłeś nic złego. Nie daj wmówić sobie matce, że jesteś złym człowiekiem, bo to nieprawda!

— Twoja opinia jest dla mnie o wiele ważniejsza niż matki — zapewnił Orestes, zsunął jej dłonie ze swoich ramion, a potem uścisnął. Nie wspomniał, że może i naprawdę zachowanie Klitajmestry sprawiło, że czasem wątpi, czy nie jest skażony złem, ale równie istotna była dla niego chęć dorównania ideałom, które Hermiona musiała nosić w sercu.

— Chodź, przespacerujemy się po plaży — zaproponowała dziewczyna. — Woda wszystko oczyszcza.

Orestes pokiwał głową i udali się nad morze. Zdjęli sandały i zaczęli brodzić po wodzie tak jak wtedy, gdy byli małymi dziećmi i bawili się muszelkami albo wspólnie kąpali. Teraz oczywiście żadne z nich nie miało zamiaru rozbierać się przy drugim, chociaż na samą myśl Orestes czuł, że od stóp do głów oblewa go zimno.

W pewnym momencie Hermiona poślizgnęła się na kamyku i straciła równowagę. Orestes wyciągnął rękę i przytrzymał ją. Zadrżał na widok zmrużonych oczu dziewczyny i jasnych włosów, które przysłaniały policzki, a jej przyśpieszony oddech sprawił, że mocniej zabiło mu serce. Hermiona była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek oglądał, a do tego była prawdopodobnie też najmądrzejsza i najodważniejsza. Była jego przyjaciółką i pomagała mu stawać się dzielniejszym i bardziej honorowym. Czasem bolała go myśl, że ona kiedyś wróci do Sparty i go opuści, ale teraz przestraszyła go sama możliwość, że mógłby ją puścić.

— Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi upaść — wydusiła księżniczka.

— Nigdy nie pozwolę — zapewnił Orestes i gnany impulsem ujął jej twarz w dłonie i pocałował.

Dotyk jej miękkich warg jednocześnie przyprawił go o dreszcze i jednocześnie rozpalił w środku. Na początku tylko delikatnie muskał usta dziewczyny, ale gdy poczuł, że ona odwzajemnia jego pieszczotę, pozwolił sobie na więcej. Przesunął dłonie na talię Hermiony, a ona objęła go za szyję, przywierając do niego całym ciałem.

— Kocham cię ponad życie — wyszeptał między coraz bardziej namiętnymi pocałunkami.

— Ja ciebie kocham bardziej. — Usłyszał w odpowiedzi.

1. ,,Już prędzej namawialiby cię na kochanka." – W niektórych królestwach i okresach czasu w starożytnej Grecji mężczyźni z bogatych rodzin podobno byli namawiani do tego, żeby przed ślubem współżyć tylko z innymi mężczyznami. Dzięki temu nie płodzili nieślubnych dzieci, które potem trzeba byłoby utrzymywać.

2. Drachma – jednostka monetarna w starożytnej Grecji.

3. Polidamos – postać z ,,Iliady", jeden z największych wojowników i przyjaciel Hektora. Głosował za wydaniem Heleny Grekom. Zastanawiał się, czy w korekcie go nie wprowadzić do jakichś scen z Hektorem, ale obawiam się, że wtedy ta historia będzie jeszcze dłuższa. Możecie dać znać, jak to widzicie.



Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozdział wleciał tak późno, bo właściwie jest już niedziela, ale mamy długi weekend, więc mam nadzieję, że to nie będzie problem. Niestety, na początku tygodnia dopadł mnie mały pisarski dół, ale chyba już minął, i mam nadzieję, że nie odbił się na jakości tego rozdziału.

O relacji Orestesa i Hermiony chciałabym napisać coś więcej w kolejnym rozdziale, więc na razie wspomnę tylko o tym, że pojawiający się tu Jannis nie występuje w mitologii jako Jannis, ale jest inspirowany pewną wersją mitu, według której Ajgist i Klitaja rzeczywiście nie chcieli wydawać córek Agamemnona za mąż, żeby przyszli zięciowie nie upomnieli się o tron dla siebie. Dlatego też wydali Elektrę za wiejskiego chłopa, który jednak uszanował jej wolę i nie skonsumował małżeństwa, dzięki czemu dziewczyna mogła potem poślubić kogoś innego. Oczywiście, mimo że trzymam się mitu, czasem coś zmieniam na swój użytek, więc nie jest to równoznaczne z tym, że Elektra poślubi Jannisa ani że go odrzuci, więc zostawiam Was na razie w niepewności i możecie spekulować ;)

Rozdział z dedykacją dla @-Pelargonijka, która jest jedną z pierwszy osób, która wysłuchuje moich nowych pomysłów i słucha żalów, próbując podnieść mnie na nogi, za co jestem bardzo wdzięczna i dziękuję, że jeszcze mnie znosisz <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top