Rozdział dziewiętnasty. Rodzinne zmartwienia.
Sierota. Nigdy nie sądziła, że to słowo mieści w sobie tyle rozpaczy, tak wielkie, przejmujące cierpienie. Sierota.
Reyes Monforte ,,Burka miłości"
Teraz, gdy w ruchomych piaskach tonę
I kiedy cała przeszłość przed oczami
Rozumiem, rozumiem swój błąd,
Lecz cofnąć się nie mam szans
Kiedy ziemia niknie pod nogami
I gdy już wiem, że mogłam wszystko zmienić
Rozumiem, już rozumiem swój błąd,
Lecz za późno już...
Varius Manx ,,Ruchome piaski"
Greccy wojownicy spożywali obiad na środku obozu, gdy dojrzeli płynący w stronę plaży statek z godłem Sparty. Bliźniacy natychmiast zerwali się z miejsca i pobiegli w kierunku wybrzeża, zaskoczeni, gdyż nikt nie spodziewał się w najbliższym czasie wiadomości z królestwa. Menelaos ruszył w ich stronę, gdy statek dobił już do brzegu, a posłaniec schodził już na ląd.
— Witaj, królu, witajcie, książęta — powiedział Spartanin. — Przynoszę wam smutną wiadomość. Królowa Leda zmarła.
— Och, bogowie! — wykrzyknął Kastor, nie wypuszczając z ręki pszennego chleba przesiąkniętego winem. — Umarła... całkiem sama... — wydusił, a w jego niebieskich oczach zakręciły się łzy.
— Nie pożegnaliśmy się z nią — wyrzekł głucho Polluks. — Żadne dziecko nie zamknęło jej oczu...
— Ależ nie! — zaprzeczył posłaniec. — Królowa Klitajmestra przybyła do matki i pożegnała się z nią przed śmiercią. Czuwała przy niej w ostatnich dniach.
— Mam nadzieję, że była dla niej miła, z Klitają nigdy nic nie wiadomo — westchnął Polluks, wyobrażając sobie, jak matka musiała się czuć, jeśli jedyne pozostało przy niej dziecko odnosiło się do niej z chłodem i pretensjami. Wręcz widział teraz przed sobą bladą, smutną twarz Ledy, która wyczekuje dobrego słowa od córki i nie otrzymuje go. Łzy już obficie spływały mu z oczu, gardło ściskało mu się z bólu[1], aż w końcu książę nie wytrzymał, oparł się na ramieniu brata i rozpłakał.
Menelaos spojrzał pytająco na posłańca.
— Co się stało z moją córką?
— Królowa Klitajmestra zabrała księżniczkę Hermionę do Myken, będzie się wychowywała z jej dziećmi.
Menelaos wzdrygnął się, przypomniawszy sobie chłód i niechęć, z jakimi jego bratowa odnosiła się do własnego potomstwa. Nie chciałby, żeby Hermiona musiała stykać się z takim traktowaniem, wystarczyło, że została oderwana od matki. Wierzył jednak, że brak macierzyńskich uczuć Klitajmestry wynikał z utraty pierwszej rodziny i nienawiści do nowego męża, a Hermionę, której nie rodziła z przymusu, będzie traktowała lepiej. Być może też utrata Ifigenii obudziła w niej świadomość, że dzieci Agamemnona również potrzebują jej miłości. Helena przecież kochała siostrę i wierzyła, że ta ma dobre serce.
Ta myśl obudziła w nim wspomnienie żony. Będzie trzeba wysłać poselstwo pod mury Troi i wyznać jej, że straciła matkę. Mimo że ich relacja często była wypełniona kłótniami i nieporozumieniami, mężczyzna wiedział, że Helena naprawdę kochała Ledę i gdy sama została matką, lepiej zrozumiała drugą kobietę i coraz częściej potrafiły współdziałać. Nawet jeśli mogłaby przestać kochać jego i sama uciec z Parysem, na pewno nie chciałaby skrzywdzić matki. Kiedy dowie się, że ta umarła i nie zdążyły się pożegnać, głęboko to przeżyje. Czy będzie miała przy sobie kogoś, kto da jej wsparcie i zrozumienie? Czy ma za murami pałacu Priama kogoś, komu ufała na tyle, by podzielić się z nim żałobą?
Kiedy cała trójka wróciła do stołu, pozostali dowódcy zaczęli wypytywać ich o powody poselstwa.
— Czy są kłopoty, mamy wysłać do Sparty wsparcie? — zapytał Agamemnon, ignorując zapłakane twarze swoich szwagrów.
— Nie, to ja muszę napisać do moich doradców. — Pokręcił głową Menelaos. — Musimy też wysłać kogoś pod mury Troi. Trzeba przekazać Helenie... że jej matka umarła.
Helena siedziała w komnacie kobiecej w towarzystwie Laodike, jej małego synka Munitosa oraz Ajtry, która tym razem specjalnie jej nie przeszkadzała. Kilka miesięcy po wybuchu wojny Lao zaszła w ciążę i poprosiła szwagierkę, by użyczyła jej Ajtry jako piastunki. Od tamtej pory Helena rzadziej widywała kobietę, a gdy już to następowało, staruszka zazwyczaj była w towarzystwie swojego podopiecznego i była zbyt zajęta czuwaniem nad nim, by zwracać uwagę na znienawidzoną Spartankę. W tej chwili bawiła się z nim na dywanie, mimo późnego wieku niestrudzenie podążała za raczkującym chłopcem, podawała mu zabawki i rozśmieszała, a Munifont śmiał się perliście. Widząc czułość Ajtry wobec dziecka, Helena była w stanie uwierzyć, że ta ma jeszcze ludzkie uczucia i nie żyje tylko wspomnieniami dawnych krzywd. Wciąż jednak nie potrafiła pogodzić się z tym, co jej uczyniła i zastanawiała się jak kobieta, która tak pokochała całkiem obce dziecko, mogła skrzywdzić niewinną dziewczynkę.
Munifont radośnie naśladował dźwięki, które wymieniała niania i klaskał w dłonie, gdy mu się udawało. Nie był podobny ani do złotowłosej, szarookiej matki, ani jej męża, który odziedziczył po ojcu i ciotce jasną czuprynę i zielone oczy. Malec miał czarne włoski, które lekko kręciły się na skroniach i ciepłe, piwne oczy. Najwidoczniej wrodził się w wujów.
— Jest coś krzepiącego w tym, że chociaż jeden mężczyzna pod tym dachem interesuje się tym, jak mówi lew, a nie jak usiec Greków — skomentowała jego mama. — Kiedyś nie lubiłam, ale teraz myślę, że bywają lepszym towarzystwem niż dorośli. Co, Munifoncie, przyjdziesz do mamy? — Wyciągnęła ręce w kierunku dziecka, a ono poraczkowało w stronę jej ramion. Laodike chwyciła chłopca w objęcia i pocałowała.
Helena, która do tej pory przyglądała się całej sytuacji z uśmiechem, teraz odwróciła głowę. Radość Laodike z macierzyństwa przypomniała jej, że ona została tego pozbawiona. Od dwóch lat nie widziała własnej córki. Zapewne Hermiona już jej dobrze nie pamięta, ona sama często przywoływała przed oczy twarz dziewczynki, ale zdawała sobie sprawę, że tęskni za wspomnieniem, nie osobą, którą Hermiona jest obecnie. Pamiętała ją jako czterolatkę, która mówiła prostymi zdaniami i nieumiejętnie machała drewnianym mieczem. Teraz urosła, może nauczyła się pisać i czytać. Helena nie wiedziała, kim się stała jej córeczka.
,,Minęły dopiero dwa lata" pocieszała się. ,,Wojna może skończyć się lada dzień, kilka tygodni żeglugi i znów ją zobaczę. Ona zapomni czas, kiedy mnie nie było."
Nagle otworzyły się drzwi do komnaty i do środka wszedł Parys z bardzo strapioną miną.
— Heleno, Grecy przybyli pod bramę — powiedział ponuro. Kobieta zadrżała. Czyżby wyprorokowała sobie swój los i naprawdę wydadzą ją mężowi?
— Co się stało? — zapytała, wstając z kanapy i starając się zachować powagę.
— Przekazali ci poselstwo — wyjaśnił książę. — Twoja matka umarła.
Helena poczuła, że mrocznieje jej przed oczami, a ona z trudem utrzymuje się na nogach, tak, że Ajtra musiała podbiec i ją podtrzymać.
,,To sen" pomyślała z nadzieją osierocona córka. ,,To się naprawdę nie zdarzyło".
— Och, przykro mi. — Laodike wstała i podeszła do bratowej z dzieckiem na ręku. — Byłyście bardzo blisko?
— Była moją matką! — krzyknęła Helena, pozwalając łzom napłynąć do oczu. — Nie miała prawa umrzeć, zanim się nie pożegnałam. — Łzy zdusiły jej głos.
Parys wpatrywał się w nią z niepokojem. Nie lubił płaczących ludzi, nigdy nie wiedział, jak ich pocieszyć. Ojnone nigdy nie płakała, ukrywała przed nim swoje łzy, żeby go nie martwić. To było proste i łatwe. Teraz nie rozumiał, jak powinien się zachować. Chciałby pocieszyć Helenę i udowodnić, że to on naprawdę ją kocha, ale jednocześnie był na nią zły, że rozpacza za utraconą matką, zamiast cieszyć się życiem u jego boku.
— Nie płacz, proszę... — Pogłaskał ją po nagim ramieniu. — Wiesz, że i tak nie mogłabyś popłynąć do Sparty.
— Powinnam być przy niej cały czas! — Helena odskoczyła od niego. — Jak musiała się czuć, umierając nieświadoma losu własnych dzieci? Nikt na to nie zasłużył!
Parys nie rozumiał, nad czym jego ukochana tak naprawdę cierpi. Zachowywała się tak, jakby żałowała, że opuściła z nim Spartę i wolałaby spędzić ostatnie lata na siedzeniu przy łóżku królowej Ledy, zamiast być z nim, człowiekiem, który uwielbiał ją ponad wszystko i otoczył zbytkami. Szybko jednak pocieszył się, że Helena ma po prostu wyrzuty sumienia, że poszła za nim, zapominając o ludzkich zasadach i zobowiązaniach. Nie do końca mu się to podobało, ale potrafił jej żałować.
— Tak chciał los — pocieszył ją. — To nie twoja wina.
Błękitne oczy Greczynki nagle rozszerzyły się jakby z wściekłości. Popatrzyła na Parysa z takim gniewem, jakiego nigdy u niej nie widział i wrzasnęła:
— Nie chcę słuchać o żadnym losie! Jeśli tylko to masz do powiedzenia, lepiej nie mów nic!
Szesnastoletnia Helena nerwowo wyglądała przez okno w swojej komnacie. Widziała przed sobą kamienny bruk Sparty, majaczące majestatycznie świątynie, a w oddali płynącą rzekę Eurato. Okolicą nie przejeżdżał jednak nikt poza miejscowymi kupcami.
— Przecież nie wyjedzie z Myken w ciągu jednego dnia. — Usłyszała za sobą głos matki. — Nie musisz czekać na niego bez przerwy. W domu jest wiele innych zajęć.
— Wiem, wszyscy się ze mnie śmieją — przyznała księżniczka. — Ale to samo jakoś tak mnie nachodzi... — Spuściła głowę i zaczęła ze zdenerwowania miętosić palce.
Leda uśmiechnęła się z wyrozumiałością, a Helena zastanowiła się nagle, czy ona też kiedyś wyczekiwała ukochanego przez okno. Wątpiła jednak w to. Wiedziała, że małżeństwo matki z Tyndareosem było zaaranżowane jak zazwyczaj w rodach królewskich. Nawet ona, która miała poślubić kochanego człowieka, została przecież niejako przymuszona do tego, żeby wziąć ślub. Miłość to miła możliwość, przedłużenie rodu to obowiązek.
— Nie musisz się bać, Menelaos nie ucieknie od ciebie — dodała Leda. — Widać, że świata poza tobą nie widzi.
— Naprawdę? — zapytała jej córka. — Myślałam, że wszyscy są przekonani, że pobieramy się do wzmocnienia sojuszu między Spartą a Mykenami.
— ,,Wszyscy" najwidoczniej mieli mniej czasu na obserwację.
Helena uśmiechała się z nadzieją, słysząc, że matka wierzy w powodzenie jej małżeństwa, jednak po chwili przez jej twarz przemknął wyraz smutku. Wspominając czas przed swoimi zaręczynami, rozmyślała nie tylko o rodzącym się uczuciu, strachu, który towarzyszył jej na każdym kroku, rosnącym przekonaniu, że nie dorosła do małżeństwa, nie nadaje się ani na żonę i matkę, ani na królową.
— Co się stało? — Mina córki nie umknęła uwagi królowej.
— Nic, nic ważnego. — Potrząsnęła głową Helena. — Myślałam o małżeństwach w ogóle i... Trochę się boję, czy jestem na to gotowa.
— Jak to? — Nie rozumiała Leda. — Przecież jesteście zakochani...
— Tak, chcę z nim być... — zapewniła Helena, zastanawiając się, czy matka nie potrafi jej zrozumieć, bo sama nie wyszła za mąż z miłości, czy zawsze była tak dojrzała i poważna, więc nie rozumie, jak można bać się małżeństwa. — Ale ślub to nie tylko wspólne życie. Kiedyś zostaniemy królem i królową, będziemy reprezentować cały kraj, mieć dzieci... Ja sama jestem dzieckiem... — Odważyła się ubrać swoje przemyślenia w słowa, chociaż wiedziała, że większość ludzi uznałaby je za głupie. — Nie wiem, czy wszystkich nie rozczaruję, nie skrzywdzę swoją niedojrzałością... Może jestem pomylona i inne kobiety łatwiej się przystosowują, ale ja nie umiem... — Pojedyncza łza spłynęła po policzku księżniczki.
Leda wpatrywała się w nią uważnie, jakby chciała wyczytać z twarzy córki, co mogłoby ją pocieszyć. Nie rozumiała jej. Ona zawsze wypełniała swoje obowiązki, nie bała się brania odpowiedzialności za innych. Musiała wstydzić się, że urodziła kogoś tak płochego.
— Wyjąwszy pierwszy wieczór, gdy byłaś wyjątkowo nieuprzejma dla Menelaosa, przez całe zaloty zachowywałaś się przykładnie, a jak widać, i to nie było rażące, skoro się z tobą żeni — odezwała się w końcu królowa. — To zwyczajne, że się boisz. Kiedy przyjechałam do Sparty poślubić Tyndareosa, drżałam ze strachu, że zhańbię swój ród.
— Bo miałaś poczucie obowiązku i dumy, a ja nie! — zawołała z rozpaczą Helena.
— Oczywiście, że je masz. — Leda zbliżyła się do niej i ujęła za ręce. — Inaczej nie bałabyś się, że komuś zaszkodzisz, a w takim wypadku będziesz starać się podejmować mądre decyzje i dostosować się do sytuacji. Masz przecież dla kogo. Wszystko się ułoży.
Helena, która spodziewała się uwag i pretensji ze strony matki, teraz zadrżała z ulgi na myśl, że ta pełna godności kobieta w nią wierzy i uważa za mądrą. Mimo że zazwyczaj zachowywała przy niej dystans, teraz wyciągnęła ręce i przytuliła do Ledy.
— Och, nie ma się nad czym roztkliwiać... — powiedziała niepewnie królowa. — Wiem, że czasem jestem za szorstka, ale to nie znaczy, że chcę was kontrolować.
Helena skinęła głową, po czym pozwoliła sobie na jeszcze jedno pytanie.
— Właściwie, dlaczego oddaliście królestwo mnie? Przecież Klitajmestra jest starsza, ma męża i dziecko...
— Chciałabyś, żeby tron w twojej ojczyźnie przejął morderca Agatosa? — Leda spojrzała na nią ze słabo skrywanym smutkiem.
Helena spuściła głowę ze wstydem. Jak mogła być tak ślepa i niewrażliwa? Nigdy nie pomyślała, że jej matka straciła wnuka, od kilku lat żyje ze świadomością, że nie uchroniła Klitajmestry przed przymusowym małżeństwem i musi okazywać szacunek oprawcy bliskim, bo ten jest potężniejszym władcą. Żadne z dzieci nie okazało jej współczucia, a wręcz ona i siostra zachowywały się tak, jakby to matka przyczyniła się do działań Agamemnona.
— Dobrze zrobiliście, mamo — powiedziała i pocałowała ją w policzek. — Postaram się nie zawieść i nie dać nikomu powodu do skarg, że to nie Agamemnon został królem Sparty.
Helena stała na dziedzińcu przed trojańskim pałacem, gdzie odbywały się modły ku czci królowej Ledy, jednak myślami znajdywała się w Sparcie, wspominając chwile spędzone z matką. Wciąż nie mogła uwierzyć, że już jej nie ma, że została pozbawiona możliwości pożegnania i wyjaśnienia wszystkiego[2]. Nie słyszała pieśni kapłanów i błagalnych słów kierowanych do bóstw śmierci, a cichy głos w głowie, wyrzucający, że była złą córką, nie doceniała należycie matki, uważała ją za zbyt srogą i oschłą. Czuła się jak mała dziewczynka, która marzy, żeby rzucić się w ramiona mamy, wyściskać ją i przeprosić za to, że była niegrzeczna. Ale nie miała już w sobie śladu dzieciństwa, ono odeszło wraz z jej rodzicielką, gdy w pełni stała się sierotą. Przepełniał ją żal, niedowierzenie i poczucie niesprawiedliwości na myśl, że słowo, które dotąd kojarzyła z opowieściami o nieszczęśliwych dzieciach, odnosi się do niej.
Gdy na chwilę odrywała się od wspomnień, ogarniała ją samotność na myśl, że nie ma przy sobie nikogo, z kim mogłaby podzielić żałobę. Co prawda król Priam okazał szacunek, organizując zebranie ku pamięci Ledy, ale nikt w Troi nie wiedział, jaka była jej matka i kim były dla siebie, przecież wszyscy byli przekonani, że opuściła ojczyznę z własnej woli, nie mogła więc czuć się szczególnie przywiązana do kogokolwiek. Parys wspaniałomyślnie ,,wybaczył jej" dzisiejszy wybuch i uznał, że ma prawo do bólu, ale nie chciał z nią rozmawiać o tej stracie. Teraz stał obok, ubrany w ciemnogranatową szatę z czarną szarfą, poważny, ale bardziej z powodu dumy, że ludzie zebrali się dla uczczenia pamięci jego ,,teściowej" niż smutku. Nawet na niego nie spoglądała, gdyż widok księcia jeszcze mocniej uzmysławiał jej, że straciła rodzinę i jest rozdzielona nawet z żyjącymi bliskimi.
Chciałaby popłakać sobie wspólnie z braćmi, porozmawiać z siostrą, która chyba musiała żałować śmierci matki, oprzeć na ramieniu Menelaosa, który był dla niej opoką po utracie ojca, wziąć w ramiona córeczkę. Dowiedziała się w końcu, że Hermiona została zabrana do Myken przez Klitajmestrę i wierzyła, że zostanie tam otoczona opieką, ale tym bardziej ubodła ją myśl, że dziewczynka wychowuje się bez matki i to nie ona ma na nią wpływ.
,,Czym sobie na to zasłużyłam?" powtarzała sobie w myślach. ,,Dlaczego zdecydowano o mnie beze mnie?".
Gdy obrządki się skończyły, wszyscy skierowali się do pałacu. Nikt poza rodzeństwem Parysa nie podszedł złożyć jej wyrazów współczucia. Zachowywali się, jakby roznosiła śmiertelną chorobę i zbliżenie się do niej miało grozić śmiercią. Zbliżenie, ale nie spojrzenia, które były pełne niechęci i wyrzutów.
,,Straciliśmy przez ciebie synów i ojców" zdawali się mówić Trojanie. ,,Dlaczego mamy ci współczuć straty matki, która odeszła naturalną śmiercią?".
Ponieważ również strona grecka uczciła pamięć zmarłej, którą dwóch przedstawicieli konfliktu uważało za swoją teściową, działania wojenne ustały na kilka dni. Dowódcy skupili się na obmyślaniu dalszej strategii, a Helena zamknęła się w komnatach. Nie chciała z nikim rozmawiać. Gniewała ją beztroska Parysa i chociaż na co dzień starała się ją znosić, nie miała do tego sił w czasie żałoby. Nikt w pałacu nie był jej naprawdę bliski, nie zamierzała też wysłuchiwać szeptów o swoim rzekomym złym prowadzeniu. Ubierała się w czarne, proste suknie i wychodziła tylko do ogrodu. Próbowała też namówić Priama, by pozwolił jej wysłać list do Myken z wiadomością dla córki i siostry, on jednak odmówił.
— Nie możemy pozwolić sobie na wysyłanie poselstwa do królestwa, z którym jesteśmy w stanie wojny — wyjaśnił. — Może uda się, gdy zawrzemy pokój.
,,Mam nadzieję, że wtedy sama stąd odpłynę" westchnęła w duchu Helena. Mimo to czuła pewną wdzięczność dla Priama, bo wiedziała, że naprawdę się o nią troszczy i chciałby pomóc.
Zmęczona prośbami i udawaniem miłości do syna króla wyszła do ogrodu, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Samotność jednak nie była jej dana, ponieważ na kamiennej ławce podcedrem siedziały już wspólnie Kreuza i Andromacha.
Helena niepewnie skinęła im głową. Jako żona młodszego księcia, podczas gdy następca pozostawał nieżonaty, była drugą po Hekabe kobietą na dworze, ale wiedziała, że w oczach ludzi jest tylko nałożnicą. Wrażliwa Kreuza wprawdzie okazywała jej pewną sympatię jako ,,szczęściu" jej brata, ale z czasem zaczęła nieco bać się bratowej, która zawsze była chłodna i niedostępna, co brano za objaw zadufania w sobie. Z kolei jej przyjaciółka zawsze zachowywała się grzecznie, ale z jej piwnych, zazwyczaj ciepłych oczu bił pewien brak zaufania. Właściwie trudno było się jej dziwić.
— Witaj, moja droga — powiedziała onieśmielona, ale pełna dobrych chęci Kreuza. — Usiądź z nami, jeśli chcesz.
— Tak, pani, prosimy — dodała Andromacha, chociaż jej głos brzmiał obojętnie i oschle. Zapewne jako młoda dziewica nie chciała być kojarzona z kobietą, która została poślubiona dwóm mężczyznom.
— Nie, dziękuję, nie będę wam przeszkadzać — odpowiedziała Helena. — Sprawy panien chyba już mnie nie dotyczą — westchnęła, mając nadzieję, że zabrzmiała godnie i dziewczęta nie wyczuły jej ponurego nastroju.
Skierowała się do tylnych drzwi, gdzie natknęła się na księcia Hektora. Mimo chwilowego zawieszenia broni miał na sobie swoją ciemnoszarą zbroję, jakby cały czas szykował się do ataku. Lekko potargane włosy, niegolony zarost i cienie pod oczami zdradzały, że noce spędza na dyskusjach ze swoimi dowódcami, nie śnie.
,,Jest tak inny od brata, że aż dziw, że urodzili się z tych samych rodziców" pomyślała Helena. ,,Przypomina mi trochę Menelaosa."
— Czy coś się stało, siostro? — zapytał książę, widząc jej zmieszanie.
— Nie, nic. — Helena pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko. — Chyba muszę się położyć.
Zdziwiony Hektor odprowadził ją wzrokiem, po czym wszedł do ogrodu i stanął przed siostrą i jej towarzyszką.
— Czy pokłóciłyście się z Heleną?
— Ależ skąd! — zaprzeczyła Kreuza. — Zaproponowałyśmy, żeby się do nas przyłączyła, ale odmówiła.
— Wyglądała na zmartwioną — stwierdził z niepokojem Hektor.
— Nic dziwnego, w końcu straciła matkę — pozwoliła sobie powiedzieć Andromacha.
— Naprawdę nie byłyśmy niegrzeczne! — zawołała błagalnie Kreuza. Kochała i podziwiała brata, który zawsze o nią dbał i nie traktował lekceważąco tylko dlatego, że była od niego młodsza i była kobietą, co zdarzało się Deifobowi czy przyrodnim braciom. Nie chciała, by myślał o niej źle. — Zawsze odnoszę się miło do Heleny. Myślę, że to ona nie lubi nikogo w Troi, może poza Parysem. Nie chce z nikim rozmawiać, podczas uczt tylko rozgląda się dookoła. Laodike mówi, że nawet gdy są razem, Helena się do niej nie odzywa. Na pewno nie jest nieśmiała, bo gdy mówi, robi to śmiało i pewnie. Ona chyba po prostu...
— Jest złą, zapatrzoną w siebie kobietą? — zgadł Hektor. — Nie przyszło ci do głowy, że jako była królowa ma dumę i nie chce zabiegać o czyjeś zainteresowanie, skoro wie, że ludzie jej tu nie chcą?
— Ja... naprawdę chciałam przyjąć ją jak siostrę... — Kreuza zaczerwieniła się. — A ty sam głosowałeś za jej wydaniem.
— Bo uważałem, że w Sparcie będzie jej lepiej — odparł mężczyzna. — I sądzę, że miałem rację.
Siostra nie odpowiedziała. Zdecydowanie jego słowa ją zawstydziły. Była rozdarta między wrodzoną sobie miłością do ludzi, która nakazała jej okazywać wszystkim sympatię, a strachem przed ,,zimną" Heleną i świadomością, że dobrze wychowane panny czekające na męża powinny unikać takich kobiet.
— Nie chcę obrazić twojej rodziny, książę. — Andromacha podniosła na Hektora poważne oczy. — Ale królowa Helena sama zadecydowała o sobie. Nie jesteśmy winne jej sytuacji.
— Nie obwiniam was o to — odpowiedział następca tronu, czując, że zachował się zbyt surowo. — Martwię się tylko o Helenę. Nie przeszkadzam wam już, bywajcie.
Andromacha bardzo szybko nauczyła się, że posiadanie własnego zdania daje kobiecie pewną wewnętrzną siłę, ale zbyt otwarte wyrażanie go może przynieść jedynie nieprzyjemności. Nie czuła się więc pewnie z wypowiedzianymi do Hektora słowami o Helenie, dlatego po pożegnaniu z Kreuzą, dyskretnie udała się do komnaty jej brata.
— Czy mogę ci w czymś pomóc? — zapytał zdziwiony książę. Nie spodziewał się, że córki trojańskich możnych mogą czegoś od niego chcieć.
— Nie, książę, ja tylko... — Mimo że Andromacha wcześniej dokładnie obmyśliła, co chce powiedzieć, teraz nie mogła znaleźć odpowiednich słów. — Chciałam przeprosić, jeśli moje słowa o twojej bratowej zabrzmiały źle. Nie planowałam jej urazić, zależało mi tylko żeby wesprzeć Kreuzę, jest taka nieśmiała. Życie księżniczki Heleny nie jest moją rzeczą i nie powinnam się do niego mieszać.
— Nie obraziłaś jej — zapewnił Hektor. — Przeciwnie twoje słowa uświadomiły mi, że nie powinien tak nastawać na moją siostrę. To chyba ta wojna, nerwy, nieprzespane noce, sprawiły, że czasem tracę panowanie nad sobą. Wiem, że to niegodne następcy tronu... — Umilkł, uświadomiwszy sobie, że powiedział już za dużo.
— Nie, książę! — zaprzeczyła dziewczyna. — Uważam, że naprawdę zachowujesz zimną krew i twój spokój bardzo krzepi Trojan... Mówię szczerze — podkreśliła, a Hektor uśmiechnął się. Wierzył jej.
Andromacha mówiła spokojnie i w skupieniu, nie krygując się i nie próbując skupić na sobie uwagę. Chociaż zaledwie rok starsza od Kreuzy, wydawała się od niej poważniejsza i świadoma, że życie nie jest zabawą. Nagle przemknęło mu przez myśl, że jego rodzice dyskutowali, czy byłaby dobrą żoną dla Deifobosa. Życzył dziewczęciu dobrego zamążpójścia, ale nie wyobrażał jej sobie żyjącej z jego aroganckim, lubiącym wino i wizyty w tawernach bratem.
— Dziękuję, zaszczyt mi to słyszeć — powiedział. — Zwłaszcza że wiem, że mój ród skazał naszych ludzi na tę wojnę i wiem, że macie prawo się denerwować. Nie obwiniaj się o to, Andromacho.
Domyślał się bowiem, że jej wcześniejsza wypowiedź była lekko podszyta niechęcią do Heleny, ale wierzył, że wynika ona ze zdenerwowania wojną, a nie małostkowości Andromachy. Nie wyglądała na dziewczynę, która zazdrościłaby innym kobietom powodzenia czy uważała za swoją misję czuwanie nad moralnością.
— Wojna i tak mogłaby wybuchnąć, jeśli nie z Achajami, to z kimś innym — powiedziała dziewczyna. — Czasem ogarnia mnie poczucie niesprawiedliwości, ale nie chodzi o same walki... I nie powinnam się skarżyć przed tobą, książę... — dodała, jakby karciła samą siebie.
— Przeciwnie, jestem przyszłym królem — przypomniał Hektor. — Moim obowiązkiem jest dbać o poddanych. — Zrobił krok w stronę rozmówczyni i popatrzył na nią prosząco. — Jeśli jest coś, co psuje nastroje w mieście i wiesz o tym, Andromacho, proszę, powiedz mi.
Andromacha mimowolnie uśmiechnęła się, że książę błaga o coś poddaną. Szybko jednak wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić:
— Nie chcę obrażać nikogo z rodziny królewskiej... Ale wiem, co mówią młode dziewczęta i ich rodzice. Mówi się, że książę Parys miał w górach żonę i ją opuścił...
— Oczywiście, Deifobos rozgadał się po nadużyciu wina — prychnął Hektor.
— Miał do tego prawo, ale... My, dziewczęta szykowane do zamążpójścia, boimy się. Działania rodu królewskiego dają przykład całemu narodowi.
— Co ślub mojego brata ma z tym wspólnego? — zdziwił się młodzieniec.
Andromacha milczała. Nie powinna skarżyć się księciu, szukać u niego uwagi, nie miała do tego prawa. Mogła nie tylko się ośmieszyć, ale narazić się rodzinie królewskiej przez zauważanie błędów jej przedstawicieli. Wiedziała, że mężczyźni w Troi narzekają na obecność Heleny w mieście, ale kobiety nie miały do tego prawa, ich obowiązkiem było milczeć i znosić swój los cierpliwie. Jednak Hektor wsłuchiwał się w jej słowa w skupieniu, naprawdę zainteresowany. Bez złości czy podejrzliwości, z powagą, jakby miało to dla niego wielkie znaczenie.
— Ciężki jest los kobiety. Całe życie słyszysz, że bez mężczyzny będziesz nikim — westchnęła. — I tak jest, nawet jeśli nie przez naszą naturę, to przez świat, w którym żyjemy. Jedynym bezpieczeństwem dla kobiety jest małżeństwo i opieka męża. Jeśli sam książę zostawił poślubioną żonę na pastwę losu, co powstrzyma przed tym innych mężczyzn?
Ręce jej drżały, gdy wyczekiwała odpowiedzi księcia, w której spodziewała się nagany. Hektor jednak spuścił głowę, jakby go zawstydziła.
— Masz rację — rzekł. — Zupełnie zapomnieliśmy, jak nasze czyny wpływają na innych ludzi. Wstyd mi za to, zwłaszcza że nie mogę nic zrobić z twoimi obawami. Królowie nie decydują o związkach poddanych. — Spodziewał się, że Andromacha odpowie, ale ona tylko skinęła głową. — Jednak... jeśli ktoś by cię skrzywdził, zawsze możesz zwrócić się do mnie po pomoc. Nie zawiodę cię — obiecał.
— Dziękuję, książę — odpowiedziała spokojnie Andromacha.
— I jeśli to nie za wiele... Czy mogłabyś czasem przyjść i poopowiadać mi, co mówi się w mieście? Nie znam nikogo, kto zwróciłby na to uwagę, a naprawdę zależy mi na tym, by wiedzieć, czego obawiają się poddani i móc ich chronić... — Posłał jej błagalne spojrzenie.
,,Jest taki dobry" pomyślała Andromacha. ,,Naprawdę dba o moje zdanie, zależy mu na poddanych... Inny kazałby mnie wychłostać." Jak można odmówić takiemu człowiekowi?
— Będę zaszczycona — zapewniła.
Helenos, wracając ze świątyni, natknął się na Helikaona, który zaproponował mu odwiedziny w jego domu.
— Musisz zobaczyć się z Munitosem, bo zapomni, jak wygląda wujek. — Uśmiechnął się szwagier.
Malec siedział na kocu ułożonym na zielonej trawie w ogrodzie Antenora i zabawiał się rzucaniem we wszystkie strony drewnianych zabawek, śmiejąc się wesoło, gdy jego niania biegała w ich poszukiwaniu.
— Witaj, chłopcze — zaśmiał się Helikaon i wziął syna na ręce. — Spójrz, kto do ciebie przyszedł. — Wskazał na Helenosa. — Powiedz ,,witaj" wujkowi. — Dziecko ruchem głowy dało do zrozumienia, że nie ma takiego zamiaru. — Powiedz ,,wujek". — Munitos nadal odmawiał. — Jacy wy jesteście podobni — zauważył nagle Helikaon.
Helenos przyjrzał się siostrzeńcowi. Rzeczywiście, dziecko musiało wrodzić się w rodzinę matki, ze swoimi ciemnymi włoskami i oczkami wyróżniało się bowiem przy jasnych rodzicach. Wydawało mu się to dość niespotykane. Złote włosy były czymś rzadkim, do tego stopnia, że niektórzy uznawali je za cechę boskiego pochodzenia. Jednak książę zauważył, że gdy dwoje jasnowłosych pobierało się ze sobą, ich dzieci dziedziczyły ten ,,dar". Znał czarnowłose pary, którym rodziły się dzieci z innym kolorem włosów, ale nie odwrotne przypadki. Oczywiście to nic nie znaczyło, nikt w końcu nie wiedział, jak wygląda dziedziczenie, ale nagle ogarnął go dziwny niepokój, jakby odkrył niebezpieczny sekret.
— Dzień dobry, bracie! — Z rozmyślania wyrwał go głos Laodike. Siostra podążała w ich kierunku brukowaną ścieżką.
Mimo ogłoszenia żałoby po królowej Ledzie, księżniczka ubrana była w strojną czerwoną suknię z ramiączkami obszytymi złotą nicią, wyszytymi kwiatami i ciężkim pasem z klejnotów. Twarz podkreśliła pudrem i barwiczką, a włosy lekko obsypała brokatem. Helenos czasem zastanawiał się, ile swojego czasu Lao podkreśla na upiększanie się i podkreślanie urody. Musiał jednak przyznać, że mimo pewnej lekkomyślności siostra okazała się opiekuńczą matką, która co prawda wolała nie asystować przy przebieraniu i kąpaniu dziecka, nie wyszywała mu i nie interesowała się chorobami dziecięcymi, ale spędzała z Munitosem wiele czasu i wiedział, że towarzystwo dziecka ją cieszy. Obawiał się, że mogło być inaczej, biorąc pod uwagę niechęć Laodike do męża.
Skierował wzrok w stronę szwagra, który podrzucał synka do góry, wywołując u niego salwę śmiechu. Laodike patrzyła na to łagodnie, ale bez entuzjazmu, jakby Helikaon był tylko sługą, który asystuje przy jej dziecku.
,,A przecież to jego syn" pomyślał Helenos i nagle ogarnął go dreszcz niepokoju.
— Co się stało? — zdziwiła się Laodike. — Jesteś bardzo blady.
Helenos spojrzał na nią w osłupieniu. Miał wrażenie, że nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa do siostry, że nie może patrzeć na jej rodzinę i czuje w tym fałsz.
— To słońce — rzekł słabym głosem i spróbował się uśmiechnąć. Czuł jednak, że jeszcze długo nie zazna spokoju.
1. ,, Łzy już obficie spływały mu z oczu, gardło ściskało mu się z bólu" – w starożytności (w średniowieczu też nie) męskie łzy nie uchodziły za coś zniewieściałego, tylko normalną oznakę emocji, w samej ,,Iliadzie" i ,,Odysei" dość często pojawia się informacja, że bohaterowie płakali po stracie towarzyszy. Dopiero później przyjęło się, że ,,chłopaki nie płaczą".
2. ,,(...) została pozbawiona możliwości pożegnania i wyjaśnienia wszystkiego." – Mimo że rzadko wspomina się o rodzicach Heleny w kontekście wojny trojańskiej, można przyjąć, że w mitologicznym ,,kanonie" (o ile istnieje) Leda żyła jeszcze podczas porwania/ucieczki córki, a zmarła przed jej powrotem. W ,,Iliadzie" Helena wspomina matkę za murami Troi, nie wiedząc, że ta nie żyje, również w ,,Helenie" Eurypidesa tytułowa bohaterka dowiaduje się, że jej matka umarła, dopiero po odnalezieniu jej przez Menelaosa i czuje żal, że Leda odeszła z myślą, że jej córka porzuciła rodzinę (w tej wersji Helena zostaje uratowana i ukryta w Egipcie przez Herę, a do Troi z Parysem popłynęło jej widmo).
Staram się nie skarżyć pod rozdziałami, bo wiem, że niektórych to irytuje, ale popsuła mi się klawiatura, nie mogę używać części liter, więc pisanie przestało być dla mnie tylko skupianiem sie na fabule i stylu, a stało się nieustannym przypominaniem sobie, którą literką mogę kliknąć, a do której użyć klawiatury ekranowej, co nie wpływa dobrze na mój proces twórczy. Staram się, żeby to nie odbijało się na rozdziałach, ale czuję, że kiedy już sprawa się unormuje i oddam lapop do serwisu, będę je poprawiać i mam nadzieję, że wtedy już będę mogła po prostu pisać, a nie zerkać, czy wszystkie litery się wklepały. Trzymajcie za mnie kciuki.
Wiem, że nie rozpieszczam Was, jeśli chodzi o sceny batalistyczne, ale obiecuję, że w kolejnym rozdziale się to zmieni.
Rozdział z dedykacją dla Aren44 , której ,,Ileanę" czytam od niewiadomo jak dawna i którą polecam, a do tego Aren robi mi reklamę na discordzie pisaniem o Parysie i tworzeniem z nim chorych shipów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top