Rozdział dwudziesty dziewiąty. Pod opieką eryni.


Nikt nie jest zły(...) Wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar.

Katarzyna Bonda ,,Florystka"


Tak wiele utraciłam i tak wiele razy mnie urażono

Moja złość stała się stopniami na schodach do poniżenia

Niech wszystko wokół nas spłonie

Niech okrutni zjedzą sprawiedliwych

Niech grzech, w którym się pławimy, utopi nas

Niech świat się rozpadnie

W pył

Nic innego się nie liczy

Tylko my

Miracle of Sound feat. Karliene ,,Only Us"

https://youtu.be/GlkgmdYxiuM


Klitajmestra wróciła do Sparty po zaledwie kilkumiesięcznej nieobecności, by uczestniczyć w pogrzebie Ikariosa, ojca Penelopy, jednak miała wrażenie, że od jej ostatniego pobytu w ojczyźnie minęły wieki. Zawsze uważała to miasto za swój dom, nawet jeśli nie umiała porozumieć się z rodziną, nawet wówczas, gdy na tronie zasiadł tu przedstawiciel znienawidzonego przez nią rodu. Teraz jednak czuła się w Sparcie obco. Może wynikało to z tego, że w królestwie nie było już nikogo z jej rodziny. Ojciec i matka zamienili się w proch. Kastor i Polluks nigdy nie wrócą z brzegów Troi, a jeśli los okaże się łaskawy, Helena także nie postawi już stopy na greckiej ziemi. Świat, w którym Klitaja razem z rodzeństwem biegała wzdłuż rzeki Euratos, a potem wracała do domu i siadała na kolanach ojca, minął na zawsze.

Być może jednak powód jej obcości był jeszcze inny. Przez lata wizyty w Sparcie były dla niej wytchnieniem od nieszczęśliwego, pełnego upokorzeń życia w Mykenach. Teraz już tego nie potrzebowała. Miasto, którego nienawidziła, bo to tam żyła z mężczyzną, który całkowicie ją zniszczył, i dziećmi, do których urodzenia ją zmuszono, znów stało się dla niej miejscem nadziei i spokoju. Miała tam człowieka, który ją kochał i którego ona kochała. Każdego dnia szukała okazji, by móc spotkać się i porozmawiać z Ajgistem, a gdy w pobliżu nie było służby i dzieci, objąć go i pocałować. Każdej nocy odwiedzała go w jego komnacie, nawet jeśli zbliżenia nadal były dla niej trudne i wstydliwe. Wiedziała, że jest zbrukana, naznaczona na zawsze, że przez Agamemnona i jego brutalność, nie może w pełni cieszyć się byciem z mężczyzną, którego obdarzyła uczuciem, ale robiła wszystko, co w jej mocy, by Ajgistos niczego się nie domyślił i wierzył, że kochanka namiętnie go pożąda. Później, gdy leżeli przytuleni do siebie, czuła się już znacznie lepiej, bezpieczna i chciana. Nigdy nie przyznałaby się nikomu do swojej ,,niepełności", ale powtarzała sobie, że sama przed sobą nie powinna się jej wstydzić. Nie uczyniła nic, by zrazić Ajgista, poddawała mu się, bo chciała go uszczęśliwić. Jej miłość była czysta i bezinteresowna, nie potrzebowała żadnej żądzy. Przecież Agamemnon pragnął i brał do łoża dziesiątki służek, a wątpiła, by był zdolny do kochania kogokolwiek. Helena wkrótce po swoim małżeństwie próbowała się jej zwierzyć ze swojego pożycia, opowiadając z blaskiem w oczach, że ,,Nie spodziewałam się, że to może być takie piękne", co nie przeszkodziło jej porzucić Menelaosa. Ona sama jak przez mgłę pamiętała, że gdy była żoną Tantala, obcowanie z nim sprawiało jej przyjemność, a przecież nie żywiła do niego ani w połowie tak silnych uczuć, jak do Ajgista.

Tęskniła za kochankiem, ale powtarzała sobie, że następnego ranka ruszy z powrotem do Myken. Podczas pogrzebu nie myślała o płonącym ciele wuja ani hymnach do bogów śmierci, ale wyobrażała sobie moment, gdy znów znajdzie się sam na sam z ukochanym i będzie mogła poczuć, że ktoś jej potrzebuje.

Po zakończonym obrządku Penelopa zaprosiła wszystkich do domu zmarłego ojca na ucztę pożegnalną. Przy stole zgromadzili się właściwie wyłącznie kobiety, dzieci i starcy, ponieważ większość męskich krewnych Ikariosa, w tym jego synowie, przebywała w Troi.

— Biedny ojciec — szepnęła Penelopa do siedzącej obok niej kuzynki. — Przykre, że tak mało bliskich go pożegnało. — W jej oczach zalśniły łzy.

Klitajmestra nie odpowiedziała, a jedynie skinęła głową. Jej chłód zaniepokoił drugą kobietę, która zaraz dodała:

— Oczywiście, wiem, że lepiej jest umrzeć na swojej ziemi niż na obczyźnie, jak nasi żołnierze, jak bliźniacy... Żałuję, że ojciec nie dożył powrotu swoich synów, ale jestem pewna, że kiedy dowiedzą się o jego śmierci, oddadzą mu należny hołd.

— Z pewnością — odparła obojętnie Klitaja. — Mężczyźni uwielbiają wielkie gesty.

— Ale nie znaczy to, że nie są one szczere — stwierdziła Penelopa, biorąc do ręki kawałek gotowanego jelenia.[1]

Klitajmestra nie miała ochoty jeść, bowiem od pogrzebu okropnie ją mdliło. Początkowo podejrzewała, że to przez wdychanie dymu ze stosu pogrzebowego, ale nawet w sali jadalnianej, czystej i zdobionej pachnącymi kwiatami, nudności nie minęły. Ograniczyła się więc do picia wody, gdyż zapach wina też ją drażnił.

— Orestes, przestań kopać stół, nie jesteś w stodole! — krzyknęła na syna, który zabijał nudę machaniem nogami. Jej wybuch wywołał zdumione spojrzenia u zgromadzonych żałobników, ale nie przejęła się tym. — Jeśli już zjedliście, idźcie pobiegać na podwórzu — nakazała dzieciom i siostrzenicy.

— Niech zostaną — poprosiła Penelopa. — Chętnie porozmawiam z moimi siostrzeńcami.[2]

— Wolimy pójść, ciociu, duszno tu — odezwała się natychmiast Elektra.

— Dobrze, porozmawiamy wieczorem — zgodziła się królowa Itaki, odprowadzając wzrokiem dzieci, gdy wybiegały z sali tylnymi drzwiami.

— Lepiej, żeby łobuzowały przy służbie niż gościach — skomentowała Klitajmestra. Penelopa nie odpowiedziała.

,,Ona musi się domyślać, że nie kocham moich dzieci" pomyślała Klitaja. ,,Na szczęście, ma na tyle taktu, by mnie nie umoralniać."

— Jak długo zostaniecie w Sparcie, kuzynko? — odezwała się nieśmiało Penelopa.

— Wyjeżdżamy jutro rano — odpowiedziała Klitajmestra. — Jestem potrzebna w Mykenach.

Aby nie musieć kontynuować rozmowy i jednocześnie uspokoić ból żołądka, sięgnęła po pojedyncze winogrono leżące na talerzu. Jednak gdy tylko owoc znalazł się w jej ustach, znów ogarnęła ją fala mdłości i musiała powstrzymywać się, by go nie wypluć.

— Wszystko w porządku? — zapytała z troską Penelopa i dotknęła jej ramienia. — Jesteś chora?

— Najwidoczniej tak, musiałam się czymś zatruć — padła odpowiedź. — Szkoda, że nie ma tu Heleny, ona ma dobrą pamięć do tego, które zioła służą do czego. — Upiła łyk wody.

— Wielka szkoda — przytaknęła Penelopa. — Ściska mnie w gardle na myśl, jak okropnie musi się czuć tam, na obcej ziemi, rozdzielona z rodziną...

Klitajmestra już otwierała usta, by powiedzieć, że uważa, iż Helena jest szczęśliwa w Troi i z pełną świadomością opuściła swoją rodzinę, ale przypomniała sobie, że przy stole znajdują się greckie kobiety i starcy, którzy z pewnością nie chcą słyszeć, jak księżniczka Sparty powątpiewa w sens prowadzenia przez jej ojczyznę wojny.

— Brakuje mi męża, szczególnie teraz, gdy ojciec odszedł i straciłam kolejną drogą osobę... — ciągnęła Penelopa drżącym głosem. — Ale powtarzam sobie, że słusznie postąpił, pomagając Menelaosowi odzyskać Helenę. Ona ma szczęście, że ktoś ją tak kocha.

— Nawet po tym, jak został przez nią upokorzony — prychnęła mimowolnie Klitajmestra.

— Każdy, kto uważa zachowanie Menelaosa za upokarzające, jest głupi i nic nie rozumie. — Penelopa uniosła głowę z dumą. — Ja go podziwiam za takie poświęcenie i cierpliwość. Sama staram się tak postępować, teraz gdy zostałam sama. I czuję, że jesteśmy trochę podobni. Może ja siedzę w domu i nie mam na nic wpływu, a Menelaos jest w środku walk, ale tak naprawdę robimy to samo. Czekamy i trwamy. Chyba na tym polega prawdziwa miłość.

Klitajmestra z trudem wysłuchała całego tego monologu, jednak ostatnie słowa nieco ją rozpogodziły, bo przypomniały jej o Ajgiście. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do kuzynki.

— Tak. Na tym polega.


Zgodnie z planami następnego dnia Klitajmestra obudziła się wczesnym rankiem i nakazała służbie odjazd ze Sparty. Dzieci trochę protestowały, ponieważ chciały spędzić trochę czasu z ciotką Penelopą i kuzynem Telemachem, a Hermiona upierała się, że jako księżniczka musi ,,wszystko zobaczyć", cokolwiek to znaczyło, ale Klitajmestra się tym nie przejęła. Ich zachcianki nie miały dla niej żadnego znaczenia.

Wkrótce po rozpoczęciu podróży pożałowała, że wstała tak wcześnie, bowiem znów zaczęły dręczyć ją mdłości. Za każdym razem, gdy wóz natykał się na jakiś kamień lub wzniesienie, miała wrażenie, że żołądek podchodzi jej do gardła i z trudem powstrzymywała wymioty.

— Czy masz przy sobie jakieś zioła lecznicze? — W końcu królowa nie wytrzymała i zwróciła się do Kleoniki. — Chyba się czymś zatrułam, niedobrze mi, a nie chcę się zatrzymywać.

— Mam w torebce napary z imbiru, mięty i plasterki cytryny — odpowiedziała usłużnie służąca. — Mnie samą dręczą mdłości, ale dzisiaj czuję się już lepiej, więc chętnie się podzielę.

,,Jakbym pytała cię o pozwolenie" pomyślała z pogardą Klitaja, ale dla przyzwoitości rzekła:

— Jeśli jesteś chora, trzeba było mi powiedzieć, zostawiłabym cię w Mykenach.

— Nie jestem chora, spodziewam się dziecka, pani, mówiłam ci już — odparła ze zdziwieniem Kleonika.

Wyciągnęła rękę i podała królowej kubek z wywarem, a Klitajmestra chwyciła go odruchowo. Ręce drżały jej tak bardzo, że zanim zdążyła przysunąć go do ust, kilka kropel spadło na podłogę wozu.

— Nic się nie stało, pani, że zapomniałaś. — Kleonika próbowała ją uspokoić. — Już dobrze się czuję.

Klitaja nawet nie słyszała służki. Nie obchodziło jej, czy Kleonika będzie miała jedno dziecko czy czternaścioro, i tak na pierwszym miejscu musiała stawiać Chrysostemis. Co innego ją przeraziło.

Przez ostatnie tygodnie była tak zajęta swoim szczęściem i poczuciem bycia kochaną, że zapomniała o możliwych konsekwencjach tego, na co się zdecydowała. I nawet nie przyszła jej na myśl najprostsza przyczyna jej złego samopoczucia, czyli ciąża. Miała przecież niewiele ponad trzydzieści lat, kobiety rodziły jeszcze o wiele dłużej, a ona przeszła pięć porodów bez większych komplikacji.

Zaczęła nerwowo liczyć ile dni minęło od jej pierwszej nocy z Ajgistosem i ze strachem uświadomiła sobie, że od tamtego czasu jeszcze ani razu nie krwawiła. Musiała począć bardzo szybko. Prawdopodobnie nosiła w sobie dziecko człowieka, którego kochała, ale ogarniał ją wstręt równie wielki, co wtedy, gdy była w ciąży z Agamemnonem. Na myśl, że znowu poczuje w sobie ruchy dziecka, a potem urodzi je w bólach, dręczyły ją kolejne mdłości. Ciąża i macierzyństwo nie były dla niej związane z miłością, a przemocą i przymusem. Za każdym razem była równie wyczerpana i zniechęcona do wszystkiego. Nie umiała sobie wyobrazić innego stanu. W tym momencie nienawidziła dziecka Ajgista prawie równie mocno, co potomków Agamemnona. ,,Pójdę do jakiejś zielarki i kupię coś na poronienie" postanowiła.

Wóz znów się zatrząsnął, spychając ją lekko w stronę dzieci. Orestes grał sam ze sobą w kości, a Hermiona i Elektra drzemały oparte o siebie nawzajem. Z drugiej strony siedząca przy Kleonice Chrysostemis energicznie potrząsała lalką. Miała przed sobą dzieci Agamemnona, poczęte w wyniku brutalnych gwałtów, dowody jej upokorzenia. Mimo to wszystkie je donosiła i urodziła wyłącznie dlatego, że bała się śmierci, która była częstym wynikiem poronień. Nie chciała odejść z tego świata i dać wolności Agamemnonowi, nawet w najgorszych dniach, gdy nienawidziła życia. Jak mogłaby ryzykować teraz, gdy wreszcie znalazła kogoś, kto ją pokochał? Szczególnie, że była o prawie pięć lat starsza niż przy ostatniej ciąży i dojście do zdrowia mogłoby być jeszcze trudniejsze.

,,Nie mogę spędzić tego płodu, przynajmniej nie teraz" postanowiła. ,,Muszę zapytać Ajgista, co on o tym sądzi."


Wieczorem Ajgistos po raz kolejny wszedł do sypialni kochanki. Klitajmestra na jego widok nie podniosła się, nie podeszła do niego, jak czyniła to zazwyczaj. Siedziała na łóżku z rękami splecionymi na kolanach i wpatrywała się w okno.

— Wszystko w porządku, najdroższa? — zapytał Ajgist, siadając obok niej.  — Jesteś blada. Czy dobrze się czujesz?

 — Z rana mnie mdliło, ale to już minęło... — odpowiedziała drżącym głosem Klitajmestra, mając nadzieję, że mężczyzna zrozumie podaną aluzję i nie będzie musiała wprost mówić o tym, co rozrywało ją od środka. On jednak nie odzywał się, więc w końcu zrezygnowana westchnęła i powiedziała ze smutkiem. — Jestem w ciąży.

Ajgistos uśmiechnął się promiennie, co zdziwiło kobietę. Czy nie rozumiał ryzyka, jakie wiązało się z urodzeniem przez nią bękarta?

 — Cóż... Wspaniale jest myśleć, że nosisz w sobie moje dziecko — wyjaśnił Ajgist, widząc jej pytające spojrzenie.  — Teraz nareszcie mam prawdziwą rodzinę. Po raz pierwszy w życiu.  — Ujął jej dłonie w swoje i ścisnął mocno. — O niczym bardziej nie marzę jak o tym, żeby być z tobą naprawdę, móc nazywać cię swoją i patrzeć, jak wychowujesz moje dzieci. Rozumiem jednak, że boisz się gniewu Agamemnona...  — Spojrzał na nią wymownie.

,,On niczego nie rozumie" pomyślała z przerażeniem Klitajmestra. ,,Nie rozumie, że ciąża mnie przeraża, że brzydzę się tym, że ten stan był najgorszym, co spotkało mnie w życiu. Gdyby się dowiedział, że boję się tego dziecka i nie kocham go, uznałby, że nie miłuję także jego. A ja po prostu jestem skalana... Jestem skalana na zawsze. Chciałabym poczuć znów prawdziwą macierzyńską miłość, taką jak do Agatosa, ale nie umiem. Agamemnon mi to odebrał."

Westchnęła w duchu. Nie mogła powiedzieć Ajgistowi prawdy, ponieważ odwróciłby się od niej i znów zostałaby kompletnie sama. Jedynym, co mogła teraz zrobić, było całkowite zdanie się na niego.

— Owszem, boję się —  powiedziała.  — Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. — Spróbowała się uśmiechnąć. — Na pewno byłbyś wspaniałym ojcem. Ale gdyby Agamemnon poznał prawdę, zabiłby mnie, ciebie i nasze dziecko.

Ajgistos pokiwał głową, a Klitaja modliła się w duchu, by przyznał jej rację. Nie wiedziała, co właściwie powinni zrobić, wciąż obawiała się wywołania poronienia, ale myśl, że miałaby poczuć ruchy dziecka i potem przejść przez poród, wywoływała w niej okrutną panikę.

— A gdyby Agamemnon nie wrócił?  — zasugerował Ajgistos. — Przecież na wojnie codziennie ktoś ginie. Moglibyśmy wówczas się pobrać i wychować wspólnie dziecko.

— Niczego bardziej nie pragnę niż tego, by jakiś Trojanin przebił serce Agamemnonowi, ale nawet jeśli nastąpiłoby to dzisiaj, wieści mogłyby dotrzeć do Myken wówczas, gdy nie będę w stanie już ukrywać ciąży —  odparła Klitajmestra.  — Wszyscy wiedzieliby, że dziecko jest owocem zdrady.

— I co z tego? — Wzruszył ramionami jej rozmówca. — Agamemnon nie jest przesadnie kochany w Mykenach. Teraz to ty jesteś tu królową. Gdybyśmy się pobrali, ja byłbym królem Myken, a nasze dziecko mogłoby zostać następcą tronu. Wówczas nikt nie interesowałby się, kiedy je spłodziliśmy. Ono jest chyba ważniejsze niż morderca mojego brata, prawda?

— Oczywiście, że tak! — zawołała Klitajmestra. Tak naprawdę nie myślała o dziecku i ile byłaby skłonna dla niego poświęcić. Liczył się tylko Ajgist i to, by nadal ją kochał. — Po prostu wiem, że Agamemnon nie zostanie zabity na nasze życzenie.

— Dla dobra naszego dziecka byłbym nawet sam w stanie go zabić — warknął ze złością Ajgistos.

Klitajmestra zadrżała z niepokoju i zgrozy. Czuła, że kochanek dotrzymałby słowa i naprawdę byłby gotowy zamordować kuzyna. W końcu przez niego stracił ojca, brata i ojczyznę, a teraz nie mógł założyć rodziny z ukochaną kobietą. Uważała jego nienawiść za całkowicie usprawiedliwioną. Ona również przez lata z całego serca nienawidziła Agamemnona i życzyła mu śmierci, nigdy jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że ona miałaby pomóc mu zejść z tego świata i zakończyć swoje upokorzenia.

— Zabiłbyś Agamemnona po jego powrocie do Myken? — zapytała cicho.

— Jeśli byś mi pozwoliła: tak. — Skinął głową Ajgistos. — Mało jest ludzi, którzy tak mocno zasłużyli na śmierć, ale rozumiem, że on jest ojcem twoich dzieci.

— To jego dzieci, nie moje — stwierdziła Klitajmestra. — Ja je tylko urodziłam. Wbrew mej woli.

Z trudem łapała oddech, myśląc, że przecież obecnie noszonego dziecka także nie chce urodzić i jeśli się na to zdecyduje, to tylko ze względu na miłość do jego ojca. Jej uczucia macierzyńskie odeszły razem z Agatosem. Ale nie mogła odebrać mężczyźnie, którego kochała, szansy na ojcostwo i rodzinę, skoro tego pragnął. Jej niechęć do dzieci Agamemnona brała się także z tego, że jej mąż był dumny ze swojego potomstwa i uważał je za dowód swojej chwały i męskości, gdy dla niej były wynikiem bólu i hańby. Miała wrażenie, że swoją oschłością wobec nich zabija dumę znienawidzonego Atrydy. A Ajgista przecież kochała. Nawet jeśli nie będzie umiała w pełni otworzyć serca dla jego dziecka, chyba nie wzbudzi w niej tak wielkiego gniewu, jak Orestes czy Elektra.

— Chcę żyć z tobą i naszym dzieckiem — zapewniła ukochanego. — Zrobię, co zechcesz.

— Dziękuję — powiedział z rozradowaną twarzą Ajgist. Przycisnął jej dłoń do ust. — Zatem, czy wyjdziesz za mnie?

Klitajmestra uświadomiła sobie, że po raz pierwszy ktoś poprosił ją o rękę. Jej pierwsze małżeństwo było zaaranżowane przez rodziców, to oni zapytali ją o zgodę, nie Tantal. Agamemnon po prostu oznajmił jej, że musi go poślubić. Teraz przydarzyła jej się rzecz, o której marzyły dziewczęta i o której śpiewali aojdowie.

— Oczywiście, że za ciebie wyjdę — odpowiedziała z czułością. — Kocham cię.

Siedzieli przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w swoje twarze, aż w końcu Ajgistos oznajmił:

— Musimy ogłosić w królestwie, że Agamemnon zginął i że bierzemy ślub, aby połączyć nasze prawa do tronu.

Królowa pokiwała głową. Takie rozwiązanie byłoby najprostsze. Umożliwiłoby jej i Ajgistowi legalny ślub. Agamemnon ostatecznie naprawdę mógłby zginąć, a jeśli nie... To gdy wróci do Myken, znajdą sposób, by się go pozbyć. Nikt bardziej nie zasłużył na śmierć.

Ale jeśli wojna miała trwać jeszcze lata, trudno będzie utrzymać wszystkich w przeświadczeniu, że największy grecki król nie żyje. Nie ukryliby ani wieści o tym, że Agamemnon nie zginął, ani swojego małżeństwa przed innymi królestwami.

— Nie zdołamy tego ukryć przez dłuższy czas... Agamemnon się dowie i przybędzie nas ukarać... — Wzdrygnęła się.

— Wtedy będzie miał do czynienia ze mną — zapowiedział Ajgistos. — I wcale nie musi się dowiedzieć. Czy Agamemnon pisze do kogoś w Mykenach?

— Jego doradcy zmarli, do mnie czasem pisze krótko i oschle. Czasem też do dzieci, ale rzadko — wyjaśniła Klitajmestra. — Ale Menelaos często pisze do Hermiony. Dowiedziałby się prawdy i powiedział bratu.

— Dzieci nie są w stanie same wysłać listu. Każdy z nich przejdzie przez nasze ręce, a wtedy nikt się nie dowie.

— A plotki z innych królestw? W okolicy jest Sparta, Teby, Korynt...

— W czasie wojny w większości z nich są głównie kobiety i dzieci, a wiadomości przechodzą wolno. Ale masz rację. Należy się dobrze zabezpieczyć... — Ajgistos zamyślił się. — Złożyć ofiarę bogom, aby nas chronili przed gniewem Agamemnona.

— Ale jakim? Bogowie tacy jak Hera, Apollo czy Atena wspierają ród Atrydów. — Klitajmestra objęła się ramionami. — I jaki bóg poprze nasze kłamstwo?

Mężczyzna przez jakiś czas jej nie odpowiadał. Klitaja z niepokojem śledziła grymasy na jego twarzy, wyczekując decyzji. Bała się tak bardzo jak jeszcze nigdy od czasu morderstwa swojego synka. Teraz znów była bezradna i zdana na drugiego człowieka i jego wolę, nawet jeśli go kochała. Zniknęła gdzieś jej wcześniejsza siła i zdecydowanie królowej.

— Mogą nas poprzeć jedynie byty podziemne — westchnął Ajgist.

— Hades i Persefona? — spytała kobieta. — Śmiem w to wątpić.

— Nie, oni. — Pokręcił głową jej kochanek. — Erynie.[3]

— Erynie? — wydusiła Klitajmestra. — Przeklęte bóstwa? Chcesz nas narazić?

— To boginie gniewu i wyrzutów sumienia — przypomniał Ajgistos. — A nikt nie zasługuje na większy gniew niż dzieciobójca... — Posłał jej czujne spojrzenie. — Chcę się z tobą ożenić i dać ci dom, ale chcę też pomścić twoją i moją krzywdę. Mojego brata i bratanka.

Klitajmestra nie odpowiadała. Znów miała przed oczami wydarzenia sprzed dwunastu lat, gdy chowała się razem z małym synkiem w komnacie kobiecej, modląc się, by jej mąż i teść powstrzymali napad Agamemnona. Znów widziała, jak Tantal wchodzi do jej pokoju i każe jej uciekać z Agatosem. Słyszała płacz jej synka, gdy biegli przez pałacowe korytarze. A potem krzyk Atrydy, gdy dopadł do nich, zaatakował jej młodego małżonka i wbił mu miecz w serce. Ona wrzasnęła ze strachu i rozpaczy, więc służąca odebrała jej dziecko, żeby go nie upuściła. Po chwili Agamemnon wyrwał je z ramion starej kobiety i roztrzaskał małą główkę o ścianę.

,,Pomszczę cię, synku" obiecała Klitaja, przywołując przed oczami buzię chłopca. ,,Twój oprawca umrze w o wiele większych cierpieniach niż ty i twój tatuś."

— Zatem zwróćmy się do Eryni — powiedziała, zaciskając zęby. — Nikt lepiej nie poradzi sobie z Agamemnonem.


Gdy zapadła noc kochankowie wyszli do pałacowej kapliczki. Powolnymi krokami zbliżyli się do małego, białego ołtarza. Klitajmestra z niepokojem spoglądała na znajdujące się wzdłuż ścian posągi bogów, jakby oczekiwała, że któryś z nich zmaterializuje się i ukarze ją za to, co miała zamiar zrobić.

,,Nie zlęknę się" powtarzała sobie w duchu. ,,Agamemnon zasługuje na okrutną karę. Skoro bogowie nie chcą mu jej wymierzyć, ja to zrobię."

Ajgist oświecał pochodnią ołtarz, a ona położyła na nim garść czarnych jagód[4], które składano w ofierze eryniom. Wzięła głęboki oddech i ujęła ukochanego za rękę. Ten natomiast zbliżył pochodnię do owoców i podpalił je. Wspólnie obserwowali, jak ciemny dym przez otwarty dach wzlatuje ku niebu, zasłaniając gwiazdy błyszczące na niebie.

Ajgistos mocno ścisnął dłoń Klitaji, dając jej znak. Kobieta zaczęła więc drżącym głosem powtarzać zapamiętaną z dzieciństwa modlitwę:

— Słyszcie, boginie, czcigodne, rozgłośne, euai krzyczące,

o Tysifone, Allekto oraz boska Megajro:

nocne, w najgłębszych otchłaniach mające swoje domostwo,

w mrokiem spowitej jaskini, nad Styksu świętymi wodami,

zawsze w lot ścigające bezbożne ludzkie decyzje,

gniewne, wyniosłe, do wrzasku zmuszone przez losu wyroki,

w skóry zwierzęce odziane, mścicielki, potężne, dręczące,

panie podziemne Hadesu, straszliwe dziewice, o zmiennych

kształtach, powietrzne i niewidzialne, jak myśl niedościgłe:

bowiem ni słońca, ani księżyca chyże promienie,

ani też mądrość czy cnota, ni urok wyczynów zuchwałych,

czy nawet piękno niezmierne życia w promiennej młodości

bez was nie zdoła obudzić zadowolenia z losu...

Ogień na ołtarzu zatrzeszczał, jakby boginie próbowały zaznaczyć, że są tu, gotowe do wysłuchania. Klitajmestra mówiła więc dalej, już własnymi słowami:

— Zwracamy się do was ze skargą na Agamemnona, syna Atreusa, który zabił własnego wuja, kuzyna i bratanka wujecznego, a mnie pojął przemocą za żonę. — Gniew mieszał się w jej głosie z żalem. — Jest zbrodniarzem i mordercą. Prosimy was, byście zesłały na niego karę, a jeśli nie chcecie tego uczynić, pozwólcie nam to zrobić i uchrońcie nas przed karą i zemstą.

— Weźcie też w opiekę nas i nasze nienarodzone dziecko — kontynuował pewnie Ajgistos. — Pozwólcie nam zawrzeć małżeństwo i chrońcie przed zemstą Atrydów i innych rodów greckich. Niech nasz sekret nie dotrze do brzegów Troi, dopóki nie będziemy mogli wymierzyć zemsty Agamemnonowi.

Ogień nadal trzaskał, a dym unosił się po całej kapliczce, przez co Klitajmestrze zakręciło się w głowie. Ze zdumieniem odkryła jednak, że po wypowiedzeniu wezwania nie czuła już strachu i niepewności. Była dumna, że wystąpiła przeciwko znienawidzonemu mężowi, i pewna, że teraz spotka go należyta kara, a ona może uwolni się od demonów przeszłości.

— Niech się stanie — zakończyła modlitwę i tupnęła nogą.

Ogień na palenisku zaczął przygasać, a z jagód pozostał tylko popiół.

— Teraz jesteśmy pod mocną opieką. — Ajgistos przytulił do siebie kobietę. — Nikt nie skrzywdzi ludzi będących pod opieką erynii.

— Odważyliśmy się na tak ryzykowny krok, że nikt za to nie odważy się wystąpić przeciwko nam. — Skinęła głową Klitajmestra. — Jutro rano powiemy wszystkim, że Agamemnon nie żyje i że bierzemy ślub?

— Tak, najdroższa — przytaknął Ajgist. — Od jutra zaczniemy nowe życie.

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, Klitajmestra ogłosiła, że jako królowa chce wygłosić przemowę do ludu.

— To bardzo ważne dla dalszych losów Myken — powiedziała do jednego z pozostałych w królestwie strażników. — Chcę, aby wszyscy poddani dowiedzieli się, co mam do przekazania.

— Rozumiem, pani — odpowiedział niepewnie mężczyzna. Był bardzo młody i swoją służbę rozpoczął już po odpłynięciu Agamemnona, toteż w jego oczach to Klitajmestra była panią Myken. — Czy mam wezwać też twoje dzieci?

— Nie, z nimi porozmawiam sama — zaprzeczyła szybko królowa. Domyślała się, że jej dzieci i siostrzenica mogą domyślić się jej kłamstwa, więc wolała uciszyć je na osobności. — Nie należy ich za bardzo denerwować.

Serce biło jej mocno, gdy razem z Ajgistem wychodziła przed pałac, by wcielić ich plan w życie, ale tym razem nie ze strachu, ale ekscytacji. Już za chwilę miała oficjalnie odciąć się od człowieka, który okrutnie ją skrzywdził i połączyć się z tym, kogo naprawdę kochała. Udowodnić, że jest prawdziwą królową Myken i nie potrzebuje jakiegoś mordercy. Tak długo zazdrościła siostrze ucieczki od małżeństwa z Atrydą, a teraz sama miała pójść w jej ślady i osiągnąć jeszcze więcej, bo miała zamiar zachować władzę i tytuł.

Dla zachowania pozorów założyła czarną, szeroką suknię, bez żadnych ozdób, odpowiednią dla pogrążonej w żałobie wdowy. Również Ajgist miał na sobie ciemną togę.

— Ludu Myken! — odezwała się zdecydowanym, ale drżącym głosem. — Jesteśmy zmuszeni przekazać wam przykrą wiadomość. Wasz król, a mój mąż, Agamemnon, syn Atreusa, zginął pod murami Troi. Jest już w królestwie Hadesa. Wieczorem odbędzie się uroczystość pogrzebowa na jego cześć.

Gdy Agamemnon naprawdę zginął, mogłaby nawet irytować się myślą, że będzie musiała wznosić modły w jego intencji i prosić bogów o spokój dla jego duszy. Ta sytuacja napawała ją jednak pewną satysfakcją. Może w przewrotny sposób modły naprawdę zadziałają i Agamemnon wkrótce naprawdę stanie przed obliczem Persefony.

Zgromadzeni zaczęli szeptać i wydawać zdumione okrzyki, ale nie było w nich rozpaczy. Trudno było opłakiwać takiego człowieka jak Agamemnon.

— Mój syn, książę Orestes, jest za młody, by przejąć tron. — kontynuowała Klitajmestra — Wiecie, że jednym z warunków uznania Agamemnona za króla Myken był ślub ze mną, gdyż miałam prawa do korony po moim pierwszym mężu, księciu Tantalosie. Kobieta jednak nie powinna sama zasiadać na tronie — dodała z pokorą, gdyż zdawała sobie sprawę, że mało która cecha bywa bardziej pożądana u jej płci. Następnie wskazała na stojącego przy niej mężczyznę. — Książę Ajgistos jest synem Tiestesa, jednego z poprzednich królów i dziedzicem drugiej linii rodu Pelopsa. Dlatego uzgodniliśmy, że najlepszym sposobem na porządek w kraju jest połączenie naszych praw. Książę zgodził się mnie poślubić i podzielić ze mną trudy władzy. Ślub odbędzie się w ciągu najbliższych tygodni, aby nikt nie odważył się niepokoić wdowy.

Zgromadzeni poddani nie zareagowali. Prosty lud nie interesował się władcami, ich intrygami i miłostkami, jeśli tylko nie dokuczał niedostatek, a mykeńscy możni przez lata rządów Agamemnona, a wcześniej jego ojca i wuja nauczyli się, że nie mają wiele do powiedzenia.

— Jestem dumny, że będę mógł otoczyć was opieką i nazwać się waszym królem. — Ajgistos zrobił kilka kroków w stronę tłumu i rozłożył ręce. — Z okazji mej koronacji zostaną otworzone spichlerze i każdy dostanie tyle, ile potrzebuje.

Te słowa wzbudziły entuzjazm u tłumu. Ludzie zaczęli wiwatować i krzyczeć: ,,Niech żyje król Ajgistos!". Jeśli ktokolwiek z nich nosił w sobie odrobinę żalu po Agamemnonie, teraz on przeminął.

Ajgist i Klitajmestra powolnym krokiem wrócili do pałacu. Gdy zamknęły się już za nimi drzwi, królowa szepnęła do ukochanego:

— Wspaniale to rozegrałeś. Teraz całe Mykeny cię pokochają.

— Jeśli chcesz, by lud cię poparł, musisz im coś dać. To proste i łatwe. — Uśmiechnął się z dumą jej narzeczony. — Podejrzewam jednak, że z twoimi dziećmi pójdzie nam gorzej.

— Dzieci mnie nie interesują. Kto przejmowałby się opinią siedmiolatków? — zadrwiła Klitaja.

Nie spodziewała się jednak, że gdy wejdzie do komnaty, gdzie w ciągu dnia często bawili się Orestes, Elektra i Hermiona, jej siostrzenica zerwie się z dywanu i krzyknie do niej:

— Ciociu, podobno rozpowiadasz po mieście, że wuj Agamemnon umarł! To nieprawda, wczoraj dostałam list od ojca i nie wspomniał mi o tym!

Jasnobłękitne oczy dziewczynki błyszczały uporem i determinacją, rzadko spotkanymi u tak małych dzieci. Klitajmestra wzdrygnęła się. Hermiona mogła wyglądać jak swoja matka, ale w środku była Atrydką. Strach pomyśleć, co uczyni, gdy dorośnie.

— List twojego ojca musiał zostać wysłany wcześniej — odparła zimno.

Zerknęła na własne dzieci. Ich jedyną dobrą cechą było to, że zdecydowanie nie dzieliły buntowniczego charakteru Hermiony, chociaż zapewne wynikało to z tego, że przez ostatnie dwa lata nauczyła je, że ich głos się nie liczy i jeśli chcą żyć w spokoju, mają schodzić matce z drogi. Teraz też nie spodziewała się, by mogły zaprotestować.

Nagle jednak Elektra podniosła się z dywanu i podeszła do matki.

— Nie wierzę ci. Kłamiesz. Tata żyje.

Jej jasnozielone oczy patrzyły pewnie i odważnie. Klitajmestra zrozumiała, że nie da rady jej oszukać.

— Owszem, żyje, ale dla nas jakby umarł. Chcę poślubić Ajgista i zrobię to. Jeśli więc zależy wam na tym, żeby dobrze czuć się w tym pałacu, radzę wam zamilknąć i udawać, że Agamemnon zginął — zagroziła córce.

— Napiszę do taty i powiem, co zrobiłaś! — wrzasnęła z rozpaczą Elektra. — Przyjedzie tu i cię ukarze. — Energicznie machała rękami, jakby wołając pomocy.

Orestes powstał i zerknął na siostrę. Nie wypowiedział jednak ani słowa.

— Nikomu nie powiesz, młoda damo, ani ty, ani żadne z was — odezwał się chłodno Ajgist. — Wszystkie wasze listy będą przechodzić przez nasze ręce i jeśli spróbujecie napisać ojcom coś, co mogłoby nam zaszkodzić, zostaniecie surowo ukarani. A gdybyście spróbowały rozgłaszać to po Mykenach... Jak myślicie, komu ludzie uwierzą? Dzieciom oszalałym po stracie ojca czy królowi, który troszczy się o swych poddanych i rozdaje im zboże?

Elektra patrzyła z obrzydzeniem na przyszłego ojczyma. Od pierwszego spotkania nie ufała mu, wydawał jej się wstrętny i niepokojący. Wszystkie jej obawy się spełniły. Patrząc na niego, zrozumiała, że jej los stanie się teraz jeszcze cięższy niż dawniej. Matka urodzi kolejne dzieci, a ona i Orestes zostaną pozbawione przynajmniej tego szacunku, jaki dawano następcom tronu. Nic już nie będzie ich chroniło przed brakiem miłości i niechęcią.

Nie rozumiała, dlaczego właśnie jej mama nie umie kochać swoich dzieci. Hermiona zawsze opowiadała, że ciocia Helena była dobrą, czułą matką, również ciotka Penelopa wyglądała na wręcz zakochaną w małym Telemachu. Służące na dworze mykeńskim także zajmowały się swoim potomstwem. Co takiego uczynili ona, Orest i Chrysostemis, że nie zasłużyli sobie na coś tak oczywistego, jak miłość matczyna?

— Nie macie prawa! — krzyknęła w bezsilnym buncie. — To ojciec jest królem Myken! Nigdy nie zajmiecie jego miejsca!

W tym momencie Ajgistos zamachnął ręką i uderzył ją tak mocno, że aż się przewróciła.

— Mówiłem wam już tyle razy, że dzieci powinno się widzieć, nie słyszeć — rzekł, po czym podniósł dziewczynkę, ściskając jej rękę tak mocno, że Elektra syknęła z bólu. — Uwierz mi, że następny taki wybuch spotka się z mniejszą łaską.

— Łaską? — Hermiona skoczyła w jego stronę. — To, co robicie, jest obrzydliwe! — Spojrzała ze złością na ciotkę. — Przecież to twoja córka! Jak możesz robić jej coś takiego? Jesteś... — Zamilkła, bo czuła, że dzieci nie powinny wymawiać słów, które cisnęły jej się na usta.

— Dziwką, nierządnicą? — dokończyła z ironią Klitajmestra. — Tak nazywają twoją matkę, prawda? — Nachyliła się nad siostrzenicą i powiedziała z satysfakcją. — Myślisz, że ja zasługuję na te słowa, a ona nie?

— Mama kocha mnie i tatę, porwano ją... — odparła Hermiona, odsuwając się.

— Wierzysz w to? — prychnęła Klitaja. — Jesteś równie naiwna, jak twój ojciec. Helena miała dosyć życia z Menelaosem, którego zapewne nie znosiła równie mocno, jak ja Agamemnona, i kiedy nadarzyła się okazja, uciekła z kimś, kto mógł dać jej lepsze życie.

Niebieskie oczy Hermiony rozszerzyły się gwałtownie. Nigdy wcześniej nie słyszała, by ktoś tak dobitnie wypowiedział się o porwaniu jej mamy. Chciałaby powiedzieć, że ciotka jest zła i kłamie, ale patrząc na tak wielkie okrucieństwo matki wobec dzieci, przestała być pewna, że macierzyństwo zawsze wiąże się z miłością.

— Mam nadzieję, że jutro będziecie zachowywać się już grzeczniej — rzekła Klitajmestra, gdy zrozumiała, że żadna z dziewczynek już się nie zbuntuje. — Ale żeby nauczyć was porządku, każda ma iść do swojej komnaty i nie wychodzić z niej do rana. Ty, Orestesie, możesz sobie pójść — zwróciła się do syna, ale w jej głosie nie było łagodności. Wątpiła, by chłopiec miał podążyć w ślady siostry i coś jej zarzucić, ale wolała trzymać go w ryzach.


Hermiona leżała w swojej komnacie do wieczora, na przemian płacząc i drzemiąc. Od czasu do czasu wyciągała ostatni list ojca i czytała go zachłannie, jakby chciała przekonać siebie, że wszystko, co pisał do niej, jest prawdą, a ciotka Klitajmestra to kłamczucha. Prawie nie pamiętała już twarzy ani jego, ani matki, ale chciała wierzyć, że jakaś magiczna siła splata ich ze sobą. Próbowała wryć sobie na pamięć zapisane słowa:

Wiem, że jest Ci smutno i za nami tęsknisz, że może czasem słyszysz złe rzeczy o mnie albo mamie, ale zapewniam Cię, że oboje bardzo Cię kochamy i chcemy jak najszybciej się z Tobą spotkać. Jesteś naszym małym słońcem i lwiczką, moją i mamy. Ona nie może do Ciebie napisać, więc muszę to robić za nas dwoje.

,,Tata mówi prawdę, mama mnie kocha" powtarzała sobie dziewczyna, zachłystując się łzami. Przecież pamiętała trochę, jak mamusia bawiła się z nią w Sparcie. Była łagodna i czuła, całkiem inna niż ciotka Klitajmestra dla swoich dzieci. Myśli Hermiony dręczyła jednak obawa, że ciocia również mogła kiedyś traktować lepiej Elektrę, Orestesa i Chrysostemis, gdy wuj był w domu i musiała być mu posłuszna. Co, jeśli jej mama także jej nie kochała, a okazywała jej uczucia z poczucia obowiązku? Hermiona nie chciała tego wiedzieć, ale zdała już sobie sprawę, że nie wszyscy rodzice są dobrzy. Widziała to po swojej ciotce, a także po strasznych opowieściach o Kronosie pożerającym własne potomstwo czy Eolu, który kazał własnej córce Kanake przebić się mieczem.[5]

Położyła list Menelaosa na stole, odwróciła się w stronę ściany i skuliła. Świat wydawał jej się najbardziej nieprzyjaznym miejscem na świecie, pełnym bólu i zła, pozbawionym jakiejkolwiek nadziei. Nie mogła nawet zwrócić się z prośbą o pomoc do własnego ojca, gdyż ciotka ukarałaby ją jeszcze bardziej.

Nagle usłyszała otwieranie się drzwi. Drgnęła, bojąc się, że przyszła do niej ciotka, jednak gdy odwróciła twarz, zobaczyła przed sobą bladą buzię Orestesa. Ze zdziwienia aż zapomniała o swoim smutku. Kuzyn nie okazywał jej większej uwagi, zazwyczaj rozmawiał z nią tylko ze względu na Elektrę. Uklękła na łóżku i popatrzyła na niego z ciekawością.

— Byłem u Elke i kazała mi do ciebie przyjść i zobaczyć, jak się masz — wyjaśnił chłopiec.

Hermiona prychnęła ze złości. A więc miała rację i Orest wcale się nią nie interesował. Przyszedł tu z litości, rzeczy, której nie potrzebowała przyszła królowa Sparty.

— To nie twoja sprawa, idź sobie! — krzyknęła i opadła na pościel.

— Nie mogę pójść, bo wtedy Elke mnie zabije, a ja chcę żyć — stwierdził Orestes. Zamknął drzwi i usiadł obok kuzynki na łóżku. — Ona martwi się o ciebie. To, co mama powiedziała... było naprawdę straszne...

— ,,Straszne" to za mało powiedziane — odparła Hermiona, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. — Ale to, co zrobiła Elke, jest straszniejsze.

— Wiem — zgodził się Orest. — Wstyd mi, że nie stanąłem w jej obronie, sam nie powiedziałem nic przeciwko... Jestem tchórzem.

Hermiona uniosła lekko głowę i dojrzała, że w oczach kuzyna zakręciła się łza. Naprawdę był zraniony i upokorzony. Mimo że miał niecałe siedem lat, już musiał czuć, że jako przyszły mężczyzna powinien być odważny i stawać w obronie innych. Nie podołał zadaniu, ale nie mogła go za to winić. Najprawdopodobniej bał się matki i wolał jej ulegać, niż wystawiać się na krzyki i pogardę. Przecież i Elektra taka była, chociaż pod jej wpływem zaczęła częściej wyrażać swoje zdanie.

— Każdy czasem jest tchórzem. — Wyciągnęła rączkę i pogłaskała go po ramieniu. — Potem można być odważny.

— Jak mam być odważny? Jeśli spróbuję komuś powiedzieć, że mama kłamie, wszyscy będziemy ukarani. Nie chcę tego.

— Ja też nie chcę — zapewniła Hermiona. — Wiem, że nie możemy napisać ojcom o tym, co zrobiła twoja matka... Jak śmie obrażać moją, gdy sama robi coś takiego? — Zacisnęła ręce.

— Czy myślisz, że ona... jest zła? — spytał cicho Orestes.

Hermiona mogła się tylko domyślać, jak trudno było mu powiedzieć te słowa. Nawet zbuntowana przez nią Elektra nie nazwałaby tak Klitajmestry. Oboje byli odpychani i źle traktowani przez matkę, cierpieli każdego dnia, zastanawiając się, czy w ogóle zasługują na miłość. Teraz dowiedzieli się, że postanowiła ona upozorować śmierć ich ojca i wyjść za kogoś innego. Na pewno jednak ciężko byłoby przyznać im, że Klitajmestra jest zła. Ona nie wyobrażała sobie myśleć tak o swojej mamie, chociaż nie widziała jej od ponad dwóch lat.

— Nie wiem, Orest — szepnęła. — Chciałabym, aby była dobra... — Przetarła oczy. — Nie chcę o tym myśleć. Chcę spać. Jak najdłużej. — Spojrzała na niego łagodnie. — Chciałabym, żeby Elke tu była, na pewno czułybyśmy się pewniej po tym wszystkim. Zostaniesz zamiast niej? — zapytała.

— Zostanę, też za nic nie chcę być dzisiaj sam. — Pokiwał głową Orestes, a Hermiona posunęła się, żeby zrobić mu miejsce. — Mam nadzieję, że Kleo albo Chrysostemis pójdą spać z Elke. Jej też musi być bardzo źle.

Hermiona nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego lekko. Orestes czuł się nieco niezręcznie, ponieważ nigdy nie był tak blisko z kuzynką, nawet nie trzymali się nigdy za ręce. Skoro jednak takiej pomocy potrzebowała Hermiona, musiał jej ją dać. Musiał wynagrodzić swoje tchórzostwo. Pogłaskał ją lekko po włosach.

— Będziesz mnie kochał tak samo mocno, jak mój tata mamę, gdy dorośniemy? — spytała nagle dziewczynka.

— Co?! — wykrzyknął Orestes. — Dlaczego mam to robić?

— Ciocia Ana powiedziała, że zostaniesz kiedyś moim mężem... — przypomniała Hermiona.

— Nie zostanę — mruknął Orestes. — Wybij to sobie z głowy, bo sobie pójdę.

Hermiona westchnęła ciężko. Nie marzyła specjalnie o ślubie z kuzynem, ale było jej przykro, że ktoś odrzuca tak świetną partię jak ona. Gdyby jednak zaczęła się kłócić, Orest obraziłby się i poszedł, a ona naprawdę nie chciała być sama.

— Niech ci będzie. Nie musisz. Znajdę sobie kogoś innego, będę przecież królową Sparty.

1. ,,(...) kawałek gotowanego jelenia" – w starożytnej Grecji mięso jedzono głównie podczas wielkich uroczystości takich jak pogrzeb czy wesele, dużo bardziej popularne były ryby.

2. ,,Chętnie porozmawiam z moimi siostrzeńcami" – z tego, co zdążyłam się dowiedzieć od początku pisania tej historii, to w języku polskim oficjalną nazwą na dzieci kuzynów powinno być: stryjeczny/wujeczny siostrzeniec/bratanek. Ponieważ jednak nikt tak nie mówi, pozwolę sobie zostać przy wcześniejszej wersji traktowania rodziny kuzynów na równi z rodzeństwem.

3. Erynie – boginie zemsty, gniewu i wyrzutów sumienia, zamieszkujące zaświaty. Według jednej z wersji narodziły się z krwi Uranosa, która spadła na ziemię, według innej są córkami Hadesa i Persefony. Ja optuję za pierwszą wersję, ponieważ uznaję, że córkami Hadesa i Persefony są Makaria i Melinoe.

4. ,, Ajgist oświecał pochodnią ołtarz, a ona położyła na nim garść czarnych jagód" – Eryniom składano w ofierze czarne owoce.

5. ,,(...) Eolu, który kazał własnej córce Kanake przebić się mieczem." – W mitologii greckiej występuje dwóch Eolów – bóg wiatru oraz król Magnezji i obaj według różnych wersji mogą być ojcami Kanake (ja przyjmuję, że jest to ten drugi). Kanake zakochała się w jednym ze swoich braci, Makareusie. Doszło do romansu, Makareus obiecał siostrze ślub, ale nie dotrzymał słowa, ponieważ związki kazirodcze poza tymi między Olimpijczykami były potępiane. Kiedy Kanake zaszła w ciążę, próbowała wywołać poronienie, co się nie udało i dziewczyna urodziła syna. Aby ukryć sekret, niania Kanake próbowała wynieść dziecko z pałacu, jednak została zauważona przez ludzi Eola. Król rozkazał porzucić wnuka na pożarcie przez dzikie zwierzęta, a córce posłał miecz i nakazał jej się nim przebić. Kiedy Makareus dowiedział się, że jego siostra-kochanka i dziecko nie żyją, sam popełnił samobójstwo.

Co ciekawe, Kanake jest spokrewniona z bohaterami tej opowieści, ponieważ innym jej bratem był Perieres, ojciec Tyndareosa.

Myślę, że warto wspomnieć o tym micie, bo jest mało znany, a do tego jest to jedyny znany mi przykład w mitologii, kiedy ktoś próbuje dokonać aborcji, co biorąc pod uwagę ilość historii o dzieciach porzuconych w lesie, jest dość dziwne.


Z opóźnieniem, ale rozdział się pojawił. Mam nadzieję, że Was nie zawiódł i uważacie przebieg akcji za wystarczająco spójny, ponieważ bardzo długo zastanawiałam się, jak połączyć Klitajmestrę z Ajgistosem i jednocześnie pozwolić Agamemnonowi spokojnie siedzieć pod Troją. Nie mogłabym wybrać opcji, że ta dwójka bierze ślub i ma dzieci dopiero po jego śmierci, ponieważ Klitajmestra byłaby wówczas już w wieku menopauzalnym, straciłabym też szansę na przedstawienie konfliktu między dziećmi jej i Ajgista oraz Agamemnona, chyba że Orestes i Elektra znęcaliby się nad małymi dziećmi. Uznałam, że skoro tworzę ,,czystą mitologię", to mogę sobie pozwolić na działanie sił nadprzyrodzonych.

Mam też nadzieję, że udało mi się realistycznie pokazać, jak mogłaby się czuć kobieta w sytuacji Klitajmestry, a jej wątek pisze mi się trudno... Chyba głównie ze względu na to, że niektóre opinie, które dostałam, uznawały, że jest jedynym dobrym w tej opowieści, przez co mam wrażenie, że pisze go moje alter ego albo że zabrałam komuś postać i wrzuciłam ją do siebie bezprawnie ;)

Modlitwa jak zawsze pochodzi ze strony Pantheion.

Rozdział z dedykacją dla a8l1e3x , która zawsze bierze stronę biednej Klitaji.

Zanim się z Wami pożegnam, chciałabym bardzo zaprosić Was do wzięcia udziału w konkursie ,,Archaiczna Klechda" na profilu Krolestwo_Wyobrazni , gdzie jestem jurorką w kategorii ,,Starożytność i średniowiecze". Można zdobyć promocję i opinie, w tym napisaną przeze mnie ;) Wiem, że wielu moich czytelników pisze cudowne prace historyczne i mam nadzieję, że wszyscy się zgłosicie, a ja będę miała co sprawdzać.

Do zobaczenia w następnym rozdziale, gdzie wrócimy do Troi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top