Rozdział dwudziesty czwarty. Złe miejsce.



Gdy ktoś znajduje się w trudnej sytuacji osobistej, czasami nie potrafi się zachować tak, jak oczekują od niego inni. Ale zachowuje się tak wcale nie dlatego, że jest złym człowiekiem, tylko dlatego, że w tym momencie inaczej nie potrafi. I wtedy jest dobrze, gdy sercem potrafi się dostrzec przyczyny takiego zachowania i nie potępia się samego człowieka.

Dorothy Laudan ,,Dr Quinn - Na zawsze razem"


Ciągle pamiętam tę dziewczynę

Nie jest idealna, ale się stara

Jest dobra, ale zdarza się jej kłamać

Wiele od siebie wymaga

Jest na dnie, ale nie poprosi o pomoc

Jest w rozsypce, ale jest miła

Jest samotna przez większość czasu

Jest tym wszystkim po trochu

W pięknej otoczce

Odeszła, ale kiedyś była moja

Waitress: The Musical ,,She used to be mine"

(Małe wyjaśnienie dla osób, które chciałyby sobie odsłuchać piosenkę: mimo że tytuł brzmi, jakby podmiot liryczny śpiewał o drugiej osobie i relacji z nią, tak naprawdę nie jest to piosenka o miłości. Główna bohaterka musicalu, Jenna, jest kobietą uwikłaną w toksyczną relację z mężem i kochankiem, a piosenka odnosi się do jej momentu załamania, kiedy Jenna uświadamia sobie, że przegrała swoje życie i tęskni za sobą taką, jaką była kiedyś - nieidealną, ale w gruncie rzeczy dobrą i uczciwą. Uznałam, że to bardzo dobrze tu pasuje, a że nie mogłam się zdecydować na jedną wersję, to macie trzy: wersję Sary Bareilles, która skomponowała musical i grała Jennę na Broadwayu i dwa polskie covery, jeden w tłumaczeniu, drugi w oryginale.)

https://youtu.be/EcXjEtIMym8

https://youtu.be/ntdyRXExNtA

https://youtu.be/ZPmKigk5Lkg




Bryzeida spała na krześle, oparta o ścianę wozu, gdy obudziło ją nagłe zahamowanie i rżenie koni. Podniosła głowę i powoli wstała, przypominając sobie, gdzie jest i jak tu trafiła.

Poczucie ulgi mieszało się w niej z obawą. Ostatnie cztery lata były dla niej pełne strachu i upokorzenia, które w końcu się skończyło. Mynes nie żył, a ojciec nie mógł jej tu znaleźć i zmusić do kolejnego małżeństwa. Nie miała jednak pewności, czy nie znalazła się w jeszcze gorszym położeniu. Została niewolnicą, kimś mniej ważnym niż zwierzę. Była skazana na łaskę i niełaskę człowieka, którego wcale nie znała i który co prawda obiecał, że jej nie tknie, ale skąd mogła mieć pewność, że dotrzyma słowa i nie skrzywdzi jej? A gdy mu się znudzi, wyrzuci ją na ulicę, a ona będzie musiała zostać żebraczką lub prostytutką?

,,Bogowie, co ja zrobiłam" pomyślała z rozpaczą. ,,Ze strachu i nerwów skazałam się na okropne upokorzenie".

Nagle ktoś otworzył drzwi do jej wozu i Bryzeida ujrzała przed sobą uśmiechniętą twarz Patroklesa. Na ten widok nieco się uspokoiła. Młodzieniec wydawał się miły i łagodny. Gdyby została oddana jemu, nie bałaby się o swój los. Ale z jakiegoś powodu ten dobry człowiek kazał jej pójść w niewolę do swojego towarzysza, który budził w młodej kobiecie znacznie mniej przyjacielskie uczucia. Wprawdzie Achilles okazał jej pewne współczucie po stracie męża i wypadku ojca, ale miał w sobie jakąś surowość i brutalność, które napawały ją strachem.

— Jesteśmy na miejscu, chodź. — Patrokles wyciągnął do niej rękę, a ona nieśmiało pozwoliła mu się prowadzić.

Była już noc, ale gdy dotarli do rozstawionych namiotów oznaczonych greckimi flagami, nietrudno było coś dojrzeć z powodu wznoszących się gdzieniegdzie ognistych pochodni. Na środku obozu ustawiony był długi drewniany stół, wokół którego siedziało wielu ubranych w zbroje mężczyzn. Bryzeida zadrżała, przypominając sobie słowa Achillesa o tym, na co może być narażona kobieta w takim miejscu.

Kilku z nich na ich widok wstało od stołu i podeszło, aby wypytać o powodzenie wyprawy.

— Jak możecie się domyślić, nie chcieli z nami pertraktować i musieliśmy walczyć — wyjaśnił od razu Achilles. — Zdobyliśmy sporo łupów, oczywiście, większość zabieram ja, ale resztę podzielimy.

— Rozumiem, że dziewkę zabierasz dla siebie? — Wysoki mężczyzna z czarną brodą wskazał na Bryzeidę, budząc w niej jeszcze większy strach.

— Tak, kiedy ty wziąłeś swoją, nikt nie narzekał — odparł buńczucznie Achilles i chwycił brankę za rękę. — Odprowadzę ją do namiotu, żeby trochę odpoczęła i zajmiemy się podziałem łupów.

Mimo że Bryzeida bała się swojego nowego ,,pana" i gdyby tylko miała gdzie pójść, najchętniej by od niego uciekła, poczuła się znacznie lepiej, gdy znalazła się z nim sama, z dala od ciekawskich, badawczych spojrzeń reszty wojowników. Achilles zaprowadził do jednego z rozbitych w obozie namiotów, który okazał się obszernym, wygodnym miejscem, wyłożonym miękką czerwoną tkaniną. W centralnym punkcie znajdował się mały stół do spożywania posiłków i biurko do pisania, a w rogu stało dość duże jak na polowe warunki łoże. Dziewczyna zbladła na jego widok, ale Achilles tego nie zauważył.

— Jesteś głodna? — zapytał.

Bryzeida pokręciła głową. Nerwy zawsze pozbawiały ją apetytu.

— W takim razie koło łoża stoi wiadro z wodą, możesz ją zagrzać i się umyć — powiedział wojownik. — Potem weź sobie jakiś koc z kufra, wyłóż tam, gdzie będzie ci wygodnie i idź spać. Jutro pomyślimy nad tym, w co masz się ubierać.

— Dobrze, panie — odpowiedziała cicho branka.

Achilles tylko skinął w jej stronę, po czym skierował się w stronę wyjścia. Nagle jednak odwrócił się i dodał spokojnie:

— Zjem kolację z mymi towarzyszami, więc gdy wrócę, pewnie będziesz już spała. Dobranoc zatem.


Jeździec na czarnym koniu przekroczył bramę mykeńską. Spokojnie popędzał swojego wierzchowca, aby móc przyjrzeć się dokładnie każdemu kamykowi na drodze, każdej plebejskiej chacie i arystokratycznemu domostwu, posągu bóstwa czy świątyni. Nie był w końcu w tym mieście przez kilkanaście lat. I chociaż przybył tu z powodów czysto pragmatycznych, nie mógł oprzeć się pewnej nucie nostalgii i sentymentu na widok miejsca, które kiedyś było dla niego domem.

— Chcę porozmawiać z królową Klitajmestrą — powiedział, gdy znalazł się przed schodami prowadzącymi do pałacu. — Jestem jej krewnym.

Na szczęście nikt nie kwestionował jego słów i mężczyzna został szybko zaprowadzona do jasnej, przestronnej komnaty, gdzie na białej leżance siedziała królowa Myken.

,,Całkiem ładna" pomyślał, obrzucając wzrokiem jej złote włosy i delikatną twarz. ,,Nie poświęcę się specjalnie".

— Kim jesteś, człowieku? — zapytała zdziwiona widokiem przybysza Klitajmestra. — Powiedzieli mi, że jesteś moim krewnym, ale ja cię nie znam.

— Jestem krewnym twego męża, więc i twoim. — Uśmiechnął się mężczyzna. — Właściwie obu twoich mężów. Jestem Ajgistos, syn Tiestesa.

Klitajmestra zadrżała. Nigdy wcześniej nie widziała przyrodniego brata swojego pierwszego męża, gdyż opuścił Mykeny przed ich ślubem. Pamiętała zresztą, że jako panna młoda odetchnęła z ulgą, dowiadując się, że Ajgistosa nie będzie na zaślubinach, gdyż samo istnienie tego człowieka napawało ją lękiem. Ajgist pojawił się w Mykenach po raz pierwszy kilka lat po zabiciu Atreusa i przejęciu tronu przez Tiestesa, a król przedstawił go jako swojego cudownie odnalezionego syna, sugerując, że jest to owoc jednej z jego miłosnych przygód. Ludzie jednak szybko zaczęli szeptać, że nowy książę tak naprawdę jest synem córki Tiestesa, która zniknęła z dworu akurat w czasie, który musiał przypadać także na poczęcie lub narodziny chłopaka. Mówiono więc, że Tiestes musiał wykorzystać młodą Pelopię i Ajgistos był wynikiem tak potwornego czynu.

W czasie swojego krótkiego małżeństwa z Tantalem Klitajmestra nie chciała myśleć o jego przyrodnim bracie czy zaginionej siostrze. Przerażało ją, że mogła żyć pod jednym dachem z gwałcicielem własnej córki i być żoną jego syna, a w przyszłości matką wnuka. Jednak po śmierci całej trójki jej umysł coraz częściej wracał do tej historii. Jeśli Tiestes rzeczywiście zniewolił córkę, stało się to za sprawą klątwy, która przenikała także Agamemnona i jego potomstwo. Patrząc na swoje kolejne dzieci, kobieta oczami wyobraźni widziała, jak dopuszczają się podobnych czynów.

— Zaniemówiłaś, pani — zauważył nagle Ajgistos. — Rozumiem, że przywołałem w tobie przykre wspomnienia, przepraszam.

,,Zatem zniknij" miała ochotę wyrzec Klitajmestra. Obawiała się jednak, że syn Tiestesa mógł sprowadzić ze sobą wojsko i okazując mu niechęć, naraziłaby swój spokój.

— Nie ma za co przepraszać — powiedziała, splatając dłonie. — Zdziwiła mnie tylko twoja obecność... panie. Król Agamemnon, mój drugi mąż, chyba nie chciałby cię na swoim dworze.

Szwagier popatrzył na nią ze smutkiem.

— Domyślam się, pani. Pomyślałem jednak, że nie zrobię nic złego na chwilę, odwiedzając jedyne miejsce, które było dla mnie prawdziwym domem, pod nieobecność mojego kuzyna.

Te słowa dźwięczały szczerą tęsknotą za utraconą ojczyzną i rodziną, wzbudzając w Klitajmestrze pewne współczucie dla rozmówcy. Nadal się go obawiała, pamiętając, że przecież on także należy do przeklętego rodu Atrydów, prawdopodobnie począł się też w okrutny, obrzydliwy sposób. Nie chciała mieć do czynienia z takim człowiekiem. Ale chyba nie stanowił dla niej wielkiego zagrożenia, skoro byłby tylko gościem, a ona królową. Nawet jeśli zabrał ze sobą ludzi, w Mykenach także pozostała duża, silna armia, która obroniłaby rodzinę królewską przed wszelkimi uzurpatorami. Co więc szkodzi sprawić wędrowcowi przyjemność i pozwolić mu przez kilka dni powspominać dawne czasy?

Był jeszcze jeden istotny argument za ugoszczeniem Ajgistosa w Mykenach. Agamemnon z pewnością, by tego nie chciał, a Klitajmestra od ponad dwunastu lat czyniła wszystko, aby jej oprawca żałował swoich czynów i nie czuł się bezkarny. Zapewne nigdy nie dowie się, że znienawidzony kuzyn przebywał przez jakiś czas w jego pałacu, ale ona będzie wiedziała. W ten sposób pokaże swoją niezależność i to, że teraz ona włada Mykenami.

— Dobrze, panie — zgodziła się łagodnie. — Rozgość się w moim pałacu.


Dzieci i siostrzenica Klitajmestry zareagowały niemałym zaskoczeniem, gdy służąca poinformowała je, że pani wzywa je do wspólnego obiadu. Zdawały sobie już dobrze sprawę, że nie są tu lubiane, a matka i ciotka unika ich obecności, jak może, nigdy nie jedli wspólnie posiłków i nie spędzali razem wieczorów, chyba że ktoś u nich gościł, a ciocia Anaksibia wyjechała już jakiś czas temu, zabierając ze sobą atmosferę miłości i nieskrępowania.

— Czy znowu ktoś przyjechał? — zapytał Orestes, który uważał, że jako chłopiec powinien być najodważniejszy.

— Tak, jakiś wasz krewny — odpowiedziała służka. — I pani będzie bardzo zła, jeśli się spóźnicie na spotkanie z nim.

Dzieci ruszyły w stronę sali jadalnianej, zastanawiając się nad powodem całego zajścia.

— Ale my nie mamy żadnych krewnych, wszyscy albo nie żyją, albo walczą pod Troją — skomentowała Elektra. — Nawet król Idomeneus wyruszył już z Krety. Chyba że... — Nagle jej twarz poczerwieniała z emocji. — Ifigenia wróciła z Taurydy! — Mimowolnie podskoczyła.

— Nie licz na to. — Brat z ponurą miną ostudził jej zapał. — Przecież słyszałaś, że mamy iść na ,,spotkanie z nim", czyli z mężczyzną. — Następnie, widząc, że dziewczynka smutnieje, ujął ją za rękę.

W jadalni przy długim stole z brązu siedziała wyłącznie Klitajmestra oraz nieznany dzieciom mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Miał na sobie długą, brązową tunikę. Na ich widok wstał i obrzucił je uważnym spojrzeniem ciemnych oczu.

— Czy to są wszystko twoje dzieci, pani? — zapytał matkę, która również powstała.

— Nie, to jest córka Heleny, Hermiona. — Wskazała na siostrzenicę. — Pozostała trójka jest moja. Orestes, Elektra i Chrysostemis — wymieniła imiona własnego potomstwa. — Dzieci, to jest Ajgistos, kuzyn waszych ojców.

— Możecie mnie nazywać wujem — rzekł uprzejmie Ajgist, ale w jego głosie było coś, co zmroziło kuzynostwu krew w żyłach. Mimo to spokojnie go powitały i podały mu ręce.

— Dobrze, siadajmy do stołu — przerwała im Klitajmestra. — Zaraz przyniosą jedzenie.

Elektra nie spuszczała z niej swoich czujnych zielonych oczu. Nie przyznałaby się do tego przed nikim, ale gdy usłyszała, że matka czeka na nich z jakimś mężczyzną, w jej głowie pojawiła się myśl, że on i Klitajmestra mogą być kochankami. Nie była nieświadoma, wiedziała, że niektóre małżeństwa nie dochowują sobie wierności, co przecież przydarzyło się także jej własnym dziadkom. A Klitajmestra nigdy nie wspominała męża, nie tęskniła za nim, dziewczynka zrozumiała więc, że ta go nie kocha, tak samo, jak nie kocha własnych dzieci. Spotkanie Ajgista rozwiało jednak jej obawy. Matka była dla niego tak samo chłodna i nieufna jak wobec wszystkich innych, nawet na niego nie patrzyła. I Elke uważała, że rzeczywiście nie ma na co patrzeć. Nie widziała swojego ojca od dwóch lat, ale pamiętała, że był wysoki, silny i przystojny, podziwiała go. Swoim siedmioletnim umysłem pojęła, że Ajgist nie jest mężczyzną, który mógłby kogokolwiek uwieść. Był niższy od jej matki, miał niezdrowo bladą cerę, niewyraziste rysy twarzy, którą w opinii Elektry szpecił także mały wąsik, czarne, rzadkie włosy i dziwnie wydłużoną głowę. Gdyby mama chciała znaleźć kochanka, na pewno wybrałaby kogoś przystojniejszego.

Nagle zauważyła, że gość chyba dostrzegł jej śledzenie go i spojrzał na nią surowo. Szybko więc wbiła wzrok w podany talerz z rybą.

— Wuju, jesteś kuzynem naszych ojców ze strony dziadka czy babki? — odezwała się nagle Hermiona.

— Dziada — odparł Ajistos, nie patrząc na nią. — Był bratem mego ojca.

— Ale jego brat walczył z nim... — zaczęła Hermiona, która uwielbiała poznawać historię swego rodu i chętnie dzieliła się tą wiedzą. Umilkła jednak, widząc, że wuj patrzy na nią groźnie.

— Można powiedzieć, że przez drogiego kuzyna Agamemnona zostałem sierotą, ale wybaczyłem mu i życzę mu jak najlepiej — powiedział. — Oby zdobył bogactwa Troi i zmył hańbę brata.

— Mój ojciec nie jest zhańbiony! — krzyknęła Hermiona, tupiąc nogą. Nie obchodziło jej, że ciotka ją ukarze i odeśle do komnaty bez kolacji. Prawie codziennie słyszała szepty, w których nazywano jej matkę dziwką, a ojca rogaczem i za każdym razem czuła wówczas, że ból rozdziera ją na pół. Nie mogła tego znosić i nie zamierzała.

— Hermiono, uspokój się, na wszystkich bogów! — skarciła ją ciotka. — Wuj nie użył słowa ,,hańba", by obrazić twego ojca. Do tego dziewczynki powinno się widzieć, nie słyszeć.

— Twoja ciocia ma rację — potwierdził Ajgistos, srogo, ale spokojniej niż Klitajmestra. — Jesteś taka śliczna, nie potrzebujesz wrzeszczeć, by na ciebie spojrzano. Porywcze kobiety źle kończą.

Po obiedzie Orestes, Hermiona i Elektra bawili się na dziedzińcu pałacowym, a Klitajmestra przyglądała się im z balkonu. Nie lubiła widoku dzieci Agamemnona i wiedziała, że one też czują się nieswojo, wiedząc, że je obserwuje, ale był to najłatwiejszy sposób, aby zniknąć sprzed oczu Ajgista. Nie żałowała przyjęcia go na dwór, wiedząc, że wzbudziłoby to złość jej męża, sam mężczyzna zachowywał się też spokojnie i z wyczuciem. Nie mogła jednak zapomnieć o tym, że on również miał w sobie przeklętą krew Atrydów.

,,Twój pierwszy mąż i Agatos także ją mieli" odezwał się cichy głos w jej głowie, a królowa dostała dreszczy. Nie chciała o tym pamiętać. Tantala wspominała z sympatią, chociaż ich małżeństwo było zaaranżowane. Nie była to jednak tak silna więź, by miała ją boleć myśl, że z czasem stałby się tak okrutny, jak jego kuzyn. Nie mogła myśleć tak jednak o Agatosie, swoim małym synku, o którym wspomnienie ocieplało jej serce i który był najlepszym, co spotkało ją w życiu.

— Przeszkadzam ci, pani? — Usłyszała głos Ajgista i odwróciła się w jego stronę. — Chciałaś spędzić czas ze swoimi dziećmi i siostrzenicą.

— Patrzę tylko, żeby nie zrobiły sobie krzywdy — odpowiedziała sucho Klitajmestra. — A jeśli o dzieci chodzi, to przepraszam, panie, że byłeś świadkiem mojego krzyku na Hermionę. Uniosłam się.

— Nie musisz mnie przepraszać, pani — zapewnił z uśmiechem mężczyzna. — Rozumiem, że krnąbrne dzieci należy karcić i przykro mi, że siostrzenica nie zachowuje się przy tobie z szacunkiem.

— To prawda, jest bardzo niegrzeczna, dużo bardziej niż moje własne dzieci — westchnęła z niechęcią Klitaja. — Nie mam pojęcia po kim to ma, moja siostra też bywała nieznośna jako dziewczynka, ale nigdy nie zachowywała się tak jak Hermiona.

Ajgistos stanął przy niej, oparł się o balkon i wyjrzał w stronę dzieci. Po chwili powiedział:

— Można wrodzić się też w dalszych przodków.

— Można — skwitowała krótko Klitajmestra i dodała w myślach: ,,A w przypadku Hermiony nie jest to dobre dziedzictwo".

Przez chwilę stali w milczeniu, gdy mężczyzna znów odważył się odezwać:

— Przepraszam, jeśli cię zranię, pani, ale czy przypadkiem nie miałaś z mym kuzynem jeszcze jednego dziecka? Zanim wyruszyłem do Myken, słyszałem wszędzie, że Agamemnon ma pięcioro dzieci. Dlatego początkowo myślałem, że Hermiona także jest waszą córką.

— Mamy jeszcze jedną, Ifigenię — wyjaśniła królowa, nie patrząc w jego stronę. — Ojciec oddał ją na kapłankę w świątyni Artemidy w Taurydzie. Od dwóch lat jej nie widziałam.

— To bardzo smutne, pani, współczuję. — Skinął głową Ajgist, a gdy Klitajmestra nie odpowiadała, dodał. — Nie chcę rozbudzać w tobie więcej przykrych wspomnień, więc powiem tylko, że boleję nad każdą stratą, jakiej zaznałaś w życiu i pamiętaj, że... to także moje straty. Nie będę ci już przeszkadzał. — Ukłonił się lekko i wyszedł.

Klitajmestra została na balkonie, wstrząśnięta i nie do końca rozumiejąca, co się stało. Ostatnie słowa szwagra bez wątpienia nie odnosiły się do oddania Ifigenii i wyjazdu Agamemnona, w końcu byli oni dla Ajgista nikim. Mówił o śmierci Tiestesa, Tantalosa i Agatosa, w końcu byli jego najbliższą rodziną. Wraz z ich śmiercią stał się wygnańcem, bez domu i żadnego bliskiego człowieka. Nie musiał znosić takiego upokorzenia jak ona, ale także doznał silnej straty. To ich łączyło i w tym momencie Klitajmestra była pełna sympatii i zrozumienia dla tego człowieka, który wykorzystał okazję, by powrócić do miejsca, gdzie był szczęśliwy. Niczego nie oczekiwał, nie narzucał się, chciał po prostu powspominać czasy, gdy był szczęśliwy w Mykenach. Ona także była tu kiedyś szczęśliwa, jako młoda mężatka, którą małżonek szanował, i matka żyjąca dla nowonarodzonego synka. Ale potem utraciła to wszystko i teraz nienawidziła tego miasta lwów.

Przez chwilę miała ochotę pobiec za Ajgistem, powiedzieć mu, że żałuje jego straty i że ona także cierpi, nie znosi tego miejsca, Agamemnona, a nawet własnych dzieci. Może on by ją zrozumiał i nie potępiał. Wiedziała jednak, że to pragnienie jest głupie i dziecinne. Nie powinno się zwierzać z tak osobistych rzeczy człowiekowi poznanemu tego samego dnia. A zwłaszcza człowiekowi, który należał do najokrutniejszego rodu, jaki chodził po ziemi.


Andromacha uważała, że powinna być najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Coś, o czym przez długi czas nie pozwalała sobie nawet marzyć, stało się rzeczywistością. Była żoną Hektora, należała tylko do niego, a on do niej, codziennie budziła się i zasypiała przy jego boku. Jej radość nie miałaby granic, gdyby tylko na tym polegało małżeństwo. Starała się nie rozpaczać z powodu tego, że jej mąż musi walczyć na wojnie i w każdej chwili jest narażony na śmierć, przecież zgodziła się na przyjęcie jego losu. Problemem było co innego. Andromacha była świadoma, że ich ślub wywołał zdziwienie w królestwie, że ludzie nie mogli uwierzyć, że ktoś taki jak ona został pierwszą żoną następcy tronu. Nie obrażano jej i nie złorzeczono, tak jak w przypadku Heleny, ale niewiele pocieszała ją myśl, że w oczach Trojan jest i tak lepsza niż kobieta, która porzuciła swojego męża dla księcia. Gdy siadała obok Hektora przy posiłkach, gdy przyznawano jej pierwsze miejsce po królowej Hekabe, czuła, że nie miała do nich prawa. Nawet gdy rankiem przychodziła do nich służba, wstydziła się, że zastano ją w łożu Hektora, jakby nie była żoną, tylko przypadkową kochanką. Miała nadzieję, że te myśli w końcu miną i będzie w pełni cieszyć się ukochanym człowiekiem, jednak obecnie nie dawały jej one spokoju i wytchnienia.

Teściowa traktowała ją dość oficjalnie, ale zdecydowanie milej niż Helenę, król Priam początkowo dziwił się temu małżeństwu, ale nie sprzeciwił się jawnie, a wszyscy bracia i siostry Hektora wydawali się ją lubić. Prawdopodobnie jej obawy, że nie uchodzi za prawdziwą małżonkę, były bezpodstawne, ale i tak nie dawały jej spokoju. Być może rola przyszłej królowej ją przytłaczała, szczególnie gdy mówiono o przyszłości.

— To mój pierwszy wnuk — mówiła kiedyś królowa Hekabe, trzymając na kolanach synka Laodike, która przyszła w odwiedziny. — Nie mogę się doczekać kolejnych.

— W takim razie musisz popędzić do płodzenia inne dzieci, matko — odparła Laodike, a widząc zgorszone spojrzenie Hekabe, dodała. — Ja mam już dość rodzenia. A Munifont byłby zazdrosny, dzieląc się z kimś mamusią. — Wyciągnęła ręce do synka, ale Hekabe tym mocniej przytuliła go do siebie.

Andromacha zaczerwieniła się, ponieważ domyślała się, że słowa te tyczą się jej. Z dzieci królowej Hekabe w związkach małżeńskich byli tylko Hektor, Parys i Laodike. O możliwości urodzenia potomka przez Helenę nigdy nie rozmawiano, poza tym to przecież Hektor miał dać Troi dziedzica. Pragnęła mieć dziecko, zazdrościła nieco Laodike możliwości trzymania w ramionach własnego maleństwa, ale świadomość presji i obowiązku, jakie na niej spoczęły, peszyła ją. Żałowała, że jej przyszłe dziecko będzie sprawą nie tylko jej i Hektora, ale całego królestwa. Jeśli jednak miała to być cena za spędzenie reszty życia z ukochanym, była gotowa ją zapłacić.

Na szczęście, nie musiała udzielać teściowej żadnych wyjaśnień na temat swojego pożycia małżeńskiego i możliwości ciąży, ponieważ w tym momencie otworzyły się drzwi do komnaty królowej i ukazała się w nich Kreuza ciągnąca za sobą Helenę.

— Przyszłam przywitać się z Munifontem i zabrałam Helenę, na pewno też chciałaby go zobaczyć — poinformowała księżniczka wyjaśniająco.

Andromacha westchnęła nad nią ze współczuciem. Zapewne Kreuza rozmawiała ostatnio o bratowej z Hektorem i ten zmusił ją, by obiecała, że spróbuje być milsza i zaangażować Helenę w życie rodzinne. Było to jednak zbyt poważne zajęcie dla młodych ramion nieśmiałej Kreuzy.

— Jeśli mam wam przeszkadzać, wyjdę — zapowiedziała od razu Helena swoim chłodnym tonem.

— Pytanie brzmi, czy my przeszkadzamy tobie — odparła Hekabe zimno.

Helena tylko uniosła brew w odpowiedzi. Atmosferę nieco rozładowała Laodike, która podniosła się z kanapy i zawołała:

— Nikt nikomu nie przeszkadza, co wy za głupstwa opowiadacie! Siadajcie, Munifont na pewno zatęsknił za swoimi ciociami. Rozmawiamy o rodzicielstwie. Uważam, że to świetna zabawa, ale tylko na jeden raz.

— Mogłabyś nie używać takiego rynsztokowego słownictwa — odparła obojętnie jej matka, pozwalając wiercącemu się wnukowi usiąść na dywanie. Kreuza natychmiast usiadła przy nim i zaczęła szeptać do niego i łapać za rączki.

— Nie martw się, mamo, jeśli Lao nie chce więcej dzieci — powiedziała. — Ja je uwielbiam, chciałabym mieć co najmniej piątkę.

Hekabe uśmiechnęła się lekko, przyglądając się, jak Kreuza próbuje namówić Munifonta do uścisków. Potem jednak przeniosła wzrok w stronę kolumny, przy której stały Laodike i Helena i dodała:

— To dobrze. Widzę bowiem, że Helena podziela opinię twojej siostry.

Helena nagle zbladła i skrzywiła się, jakby ją uderzono.

— Nie powinno cię obchodzić, pani, czy będę miała jedno dziecko czy tuzin.

— Ale ciebie powinno obchodzić — stwierdziła królowa. — Na pewno urodzenie dziecka Parysa lepiej wpłynęłoby na twoją reputację.

Pozostałe trzy kobiety nie spuszczały oczu z dumnego, surowego oblicza Hekabe, świadome, że ta nie ma zamiaru przestać wypominać Helenie jej prawdziwych czy zmyślonych win. Przez ponad dwa lata teściowa i synowa ukrywały wzajemną niechęć i nieufność, ale najwidoczniej granica została przekroczona.

— Mamo, mnie tego słuchać nie wypada — poprosiła łagodnie Kreuza, ale Hekabe nawet na nią nie spojrzała.

— Dokładnie, mamo, Parys obraziłby się, gdyby dowiedział się, że mówisz tak do Heleny — dopowiedziała Laodike i jakby na potwierdzenie jej słowo w tej chwili do komnaty wszedł sam Parys.

— Szukałem mojej żony, nie widziałem jej cały dzień — wyjaśnił i uśmiechnął się do Heleny. — Ale cieszę się, że tak miło spędzacie razem czas.

— Wcale nie tak miło — mruknęła Lao, a Andromacha posłała jej oburzone spojrzenie. Właśnie została zaprzepaszczona ostatnia szansa na pogodzenie Heleny i Hekabe.

— Co się stało? — zdziwił się Parys. — Najdroższa, czy ktoś cię zranił? — zapytał z niepokojem swoją małżonkę.

— Nie, nic się nie stało. — Helena zachowała kamienną twarz. — Możemy stąd pójść? Też się za tobą stęskniłam. — Uśmiechnęła się słabo.

— Próbowałam po prostu uzmysłowić twojej żonie, że jeśli zależy jej na tym, by ludzie uwierzyli, że ma prawo do życia w Troi i naprawdę została ci przeznaczona, powinna urodzić ci dziecko i jakiekolwiek zapobieganie temu jest nierozsądne. Może gdyby urodziła twojego syna, Grecy uznaliby ją za straconą i odpłynęliby, a wtedy ta straszna wojna by się skończyła. Nikt nie miałby też wątpliwości, że bogowie wam sprzyjają.

Hekabe wypowiedziała te słowa z dumą i powagą, jakby przemawiała przed całą radą królewską. Helena zadrżała i zbladła jeszcze mocniej, a Andromacha pomyślała, że jednak żałuje tej chłodnej, nieprzystępnej Greczynki. Mimo że jej mąż nie był następcą tronu, presja w jej przypadku była chyba jeszcze większa niż ta, której poddana została żona Hektora.

— W żaden sposób temu nie zapobiegam! — zawołała Helena.

— Mam taką nadzieję. — Hekabe przyglądała się jej uważnie. — Słyszałam jednak pogłoski, że w Sparcie miałaś odmawiać swojemu pierwszemu mężowi łoża, żeby nie dopuścić do poczęcia, lub że stosowałaś jakieś ubezpładniające zioła, niczym wiedźma.

Niebieskie oczy Heleny niebezpiecznie rozszerzyły się, a jej smukłe ręce zacisnęły się w pięści. Parys delikatnie dotknął jej ramienia i powiedział do matki:

— Mamo, Helena nie czyni nic takiego. Zapewniam cię.

— To rzeczywiście dobrze o niej świadczy. — Hekabe podniosła się i podeszła do syna i synowej. — Musicie jednak wiedzieć, że ludzie w pałacu i w mieście są zaniepokojeni tym, że nie macie jeszcze dziecka. Plotkuje się, że bogowie tak naprawdę potępiają wasz związek i dlatego nie chcą obdarzyć was potomstwem.

Skupiony wyraz twarzy Parysa świadczył o tym, że szykuje długi wywód, mający przekonać matkę, że jest całkowicie inaczej, tak samo jak przed dwoma laty przekonał radę trojańską, jednak nie zdążył otworzyć ust, gdy Helena wykrzyknęła:

— I pewnie ty też tak myślisz, królowo? Że jestem przeklęta i dlatego bogowie odmawiają mi poczęcia? A może wolisz wierzyć, że niczym wytrawna ladacznica znam mnóstwo sposobów na zapobieganie ciąży i wytrwale je stosuję? Otóż chcę ci powiedzieć, że nie potrzebuję ich znać. Od narodzin Hermiony jestem bezpłodna![1]

Na chwilę umilkła, chcąc zobaczyć, jakie wrażenie wywarła na zebranych. Hekabe oparła się na ramieniu Laodike, jakby zasłabła, Parys pobladł i spojrzał na żonę z niedowierzeniem, nawet mały Munifont porzucił swoje zabawki.

— Jesteś zadowolona, że to usłyszałaś? — wydyszała wściekle Helena. — Jestem niepełną kobietą, kaleką. Możesz triumfować.

Jej podniesiony, urywany głos przestraszył Munifonta, który zaczął płakać i machać rączkami. Laodike natychmiast podbiegła do niego i chwyciła w ramiona.

— Na pewno obie możecie być zadowolone z tego, że moje dziecko się was boi! Idziemy do Polikseny, ona przynajmniej nie straszy dzieci.

Ledwo Laodike znikła, Helena również odwróciła się i skierowała do drzwi.

— Skoro usłyszeliście wszystko, co tylko mogliście, chyba mogę sobie pozwolić wyjść i przestać się przed wami poniżać.

Kobieta energicznym krokiem wyszła z pomieszczenia, a Parys pobiegł za nią. Andromacha wypatrywała za nimi ze zgrozą. Nie przepadała za Heleną, jej chłód i odsuwanie się od innych odstręczało ją. Podejrzewała, że Spartanka wynosi się ponad innych i za nic ma całą Troję. Teraz jednak jej współczuła. Helena nigdy nie krzyczała, nie okazywała nikomu złości czy zniecierpliwienia. Była obojętna i chłodna, ale spokojna. Jak wiele musiało się wydarzyć w jej duszy, że dopuściła się takiego wybuchu?


Helena wbiegła do swojej komnaty i rzuciła się na białą, zdobioną srebrnym szwem kołdrę. Ukryła twarz w poduszce, jakby liczyła, że w ten sposób odetnie się od świata i wszystkich wydarzeń, które ją przytłaczały i sprawiały, że traciła ochotę do życia.

Była żoną księcia, miała służbę i wszelkie wygody, Parys obsypywał ją prezentami, ale w oczach Trojan była zwykłą dziwką, którą posądzono o najgorsze bezeceństwa i obwiniano za całe zło, jakie spotkało miasto. Najgorsze jednak było to, że powoli sama zaczynała wierzyć, że ci ludzie mają rację. Zbyt długo przekonywała siebie, że musiała zostać z Trojaninem, nie miała innego wyboru i tak naprawdę jest niewinną ofiarą. Coraz mocniej jednak w to wątpiła. Śmierć braci była pierwszym ciosem, który uprzytomnił jej, że z jej powodu giną ludzie, że to całe zło i nienawiść rozpoczęło się za jej sprawą. Próbowała wmawiać sobie, że jedynym winnym jest Parys, to on ją porwał, ale sumienie zmuszało ją do przyznania, że po części sama wykuła swój los. Może i jej porywacz nie dałby się przekonać, że nie ma do niej prawa, ale gdyby po przybyciu do Troi wyraźnie zaprotestowała przeciwko swojemu położeniu, może Priam odrzuciłby przekonanie, że Helena przybyła tu z woli bogów i oddałby ją mężowi. Byłaby teraz w Sparcie, z Menelaosem i Hermioną, bezpieczna i szanowana. Nikt by przez nią nie zginął, Kastor i Polluks nie straciliby życia, a ona mogłaby pożegnać się z matką. Tymczasem w imię głupiego strachu i próżności zgodziła się na poniżający związek z człowiekiem, dla którego była tylko pięknym przedmiotem. Trojanie mieli rację, że uważali ją za ladacznicę. Nie różniła się niczym od byle prostytutki. Może była nawet gorsza, bo wiele kobiet uprawiających nierząd, zostało do tego zmuszone przez biedę, a ona uległa jedynie jakiemuś głupiemu podszeptowi, że oddanie się Parysowi to dla niej jedyna szansa na przetrwanie. Gardziła sobą, wręcz mdliło ją na myśl do czego się posunęła.

,,Żyję w świecie, w którym to mężczyźni wybierają kobiety, może przez to uwierzyłam, że nie mam prawa się sprzeciwiać, gdy Parys mnie uprowadził" próbowała się bronić, ale była to chwilowa ulga dla oskarżających ją myśli. Musiała przyznać, że popełniła największy błąd w życiu i sama skazała się na poniżenie. Co więcej, teraz rzeczywiście nie miała innego wyjścia niż być uległą wobec narzuconego jej męża. Nikt nie uwierzyłby, że przez dwa lata udawała miłość i nagle zmieniła zdanie, uznano by jedynie, że naprawdę jest rozpustna i znudziła się kochankiem.

— Heleno, jesteś tu? — Usłyszała szept Parysa. Mężczyzna powoli wszedł do komnaty i usiadł obok niej na łóżku. — Nie przejmuj się moją matką. Wiesz, starsze kobiety takie są. Zazdroszczą młodym urody i powodzenia.

— Jak mogę się nie przejmować? — Helena podniosła się i spojrzała na niego z gniewem. — Bezpłodność jest hańbą i dlatego nikomu o tym nie mówiłam! Wiedziała tylko moja matka, siostra, bracia, Menelaos i najbliższe służące. — Na wspomnienie tych wszystkich kochanych, straconych osób do oczu kobiety napłynęły łzy. — Poniżyłam się dla przyjemności twojej matki! Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Mówiłeś, że była przeciwko wydaniu mnie Grekom. Jak może więc bez przerwy sugerować, że nie mam prawa być w Troi?

— Mama martwi się wojną — uspokoił ją Parys. — Kiedy pokonamy Achajów, wszystko jej przejdzie.

— Wątpię — burknęła Helena. Bolała ją myśl, że rzeczywiście Grecja może przegrać wojnę, a ona wtedy zostanie skazana na życie tutaj do samej śmierci, do końca postrzegana jako bezwartościowa rozpustnica. Nigdy już nie spotka się z Menelaosem i nie poprosi go o wybaczenie, nie przytuli Hermiony i nie powie, że ją kocha, nie zobaczy murów Sparty i nie usłyszy szumu rzeki Erato. Będzie wygnanką. — Teraz zyskała kolejny dowód na to, że jestem wybrakowaną kobietą.

— Opowiadasz bzdury. — Machnął ręką Parys. — Mi nie przeszkadza, że nie możesz mieć dzieci. Nigdy nie chciałem ich mieć. Moja pierwsza żona musiała pić zioła, żeby nie dopuścić do poczęcia. Cieszę się, że ty nie musisz tego robić i mogę cię kochać bez obaw. — Podniósł jej dłoń do ust i pocałował, ale Helena na to nie zareagowała. — A matka niech nie histeryzuje z tego powodu. Ma przecież jeszcze siedmioro dzieci, które mogą zapewnić jej wnuki, a ja nawet nie jestem następcą tronu. Niech się martwi o dzieci Hektora i Andromachy. — Przycisnął kobietę mocniej do siebie i powiedział. — Chodź, ukochana, zapomnimy o tej awanturze i jednocześnie nie będziemy musieli się martwić, że przez to przytyjesz.

Helena natychmiast wyrwała się i gwałtownie wstała z łóżka. Przypomniała sobie swoją ostatnią noc z Menelaosem i to że wtedy powiedziała do niego podobne słowa, żartując, że według opinii publicznej nie chce urodzić drugiego dziecka i dzielić łoża z mężem, żeby nie zbrzydnąć. W Sparcie też zdarzały się takie pogłoski na jej temat, ale pewność, że ona i Menelaos wiedzą, jak jest naprawdę, dodawała jej sił i chęci do znoszenia wszystkiego. On rozumiał ją i jej rozterki, szanował to i na wszelkie sposoby okazywał jej wsparcie. I jego naprawdę pragnęła. Pamiętała jeszcze dotyk jego skóry, pocałunki, które składał na jej ciele, i że wtedy czuła się dopełniona i we właściwym miejscu. Z Parysem żyła wyłącznie z poczucia przymusu, przyjmując wszystko jak uciążliwy obowiązek. Gdyby teraz miała mu się oddać, poczułaby się jeszcze bardziej zdradziecka i nieczysta. Mdliło ją na samo myśl.

— To nie jest sposób na rozwiązywanie problemów! — krzyknęła. — Upokorzyłam się publicznie, nie mam teraz ochoty na absolutnie nic!

— Większość ludzi właśnie w ten sposób pozbywa się problemów — stwierdził sucho Parys i również powstał. — Ale skoro jesteś tak roztrzęsiona, może masz rację. Zostań tutaj i prześpij się. Mam nadzieję, że gdy wstaniesz, docenisz to, jak broniłem cię przed matką — dodał i wyszedł.

,,Wcale mnie nie broniłeś, ty tchórzu, po prostu stałeś i patrzyłeś" pomyślała z pogardą Helena. ,,Od początku tej wojny nic innego nie robiłeś. Wziąłeś udział w kilku bitwach, po czym uznałeś, że musisz się jeszcze podszkolić i od dwóch lat patrzysz tylko, jak inni umierają za ciebie".

Ponownie opadła na łóżko i schowała twarz w dłoniach. Mogła obwiniać Parysa i obrażać go w myślach, ale nie zmieniło to faktu, że była z nim związana. Jego tchórzostwo i próżność obciążały też ją. I podzieliła z nim los z własnej woli. Musiała przestać udawać, że ktoś ją do czegoś zmusił. Nie była w takiej sytuacji jak w dzieciństwie, gdy Tezeusz dosłownie ją przetrzymywał, czy jak Klitajmestra, która została zmuszona do ślubu i zgwałcona przez Agamemnona. Ona świadomie przystała na związek z Parysem. To, że w tamtej chwili naprawdę nie widziała innego wyjścia, jej nie usprawiedliwiało. Gdyby naprawdę miała honor i dumę, sprzeciwiłaby się temu szaleństwu i zrobiłaby wszystko, żeby wrócić do męża i córki. Nie zrobiła tego i to ona była winna wybuchu wojny i swojej fatalnej reputacji.

Jakim cudem tak się zmieniła? Dlaczego w wieku szesnastu lat potrafiła wprost powiedzieć matce za kogo nie chce wychodzić, błagać ojca, by przesunął jej zamążpójście, wyrażać swoje zdanie? Oczywiście, była wtedy naiwna i przesadnie zbuntowana, ale jednocześnie była szczera, niewinna i uczciwa. Sześć lat temu, gdyby jakiś mężczyzna powiedział jej, że uważa ją za swoje przeznaczenie i ma z nim odejść, wyśmiałaby go albo spoliczkowała. Wtedy nikt jej nie obgadywał ani nie bał się do niej odezwać, a ona nie zamykała się za skorupą dumy i wyniosłości. Uchodziła za serdeczną i ciepłą osobę.

Przekręciła się na bok i załkała rozpaczliwie. Tęskniła za swoim krajem, za zmarłymi, których już nie zobaczy, za córką, która wychowuje się bez niej, za ukochanym, który pewnie wierzy, że go zdradziła, za siostrą, o której losie nie miała pojęcia. Ale bardzo też tęskniła za dziewczyną, którą była niegdyś.


1. ,, Od narodzin Hermiony jestem bezpłodna!" – Zazwyczaj przyjmuje się, że rzeczywiście Hermiona była jedynym dzieckiem Heleny. W ,,Odysei" jest powiedziane, że po narodzinach córki ,,bogowie Helenę zrobili bezpłodną" (tłumaczenie Siemieńskiego, które jest na Wikiźródłach, ja w całości czytałam wersję Wittlina, gdzie było to chyba określone jako ,,zamknęli jej łono", co brzmi moim zdaniem ładniej), co można tłumaczyć bardziej ,,magicznie'', że zwyczajnie nie udało jej się zajść w ciążę, bo bogowie z jakiegoś powodu tego nie chcieli, ale też, że rzeczywiście podczas porodu doszło do jakiegoś okaleczenia Heleny. W każdym razie w powszechnej opinii przyjął się obraz Heleny jako pięknej, ale mało płodnej kobiety, i Hermiony jako jedynej dziedziczki Sparty.

Żeby jednak Was nie oszukać, muszę napisać, że istnieją mało popularne wersje, gdzie Helena i Parys mają ze sobą dzieci, które nie przeżywają upadku Troi (co ciekawe - ich córka miała zostać zamordowana przez... Hekabe). Istnieją też historie, w których oprócz Hermiony, Helena i Menelaos mieli jeszcze trzech synów o imionach – Aetiolas, Marafius i Plejstenes. Tego ostatniego Helena miała nawet zabrać ze sobą do Troi, ale nie ma żadnych informacji, co się potem stało z chłopcem, a przynajmniej ja ich nie znam.

W ramach ciekawostki: miałam przez chwilę przebłysk pomysłu, czy nie wprowadzić tu tych trzech synów, ale ponieważ, jak wiadomo, Hermiona i tak została następczynią tronu Sparty, ostatecznie nie miałabym co z nimi zrobić, więc postanowiłam na pełną bezpłodność Heleny, żeby mieć jakieś pole do konfliktów.



Myślałam, że nie dam rady wrzucić tego rozdziału w tym tygodniu, ale na szczęście sprężyłam się i z opóźnieniem, ale rozdział jest. Mam nadzieję, że się podobał, zwłaszcza że próbowałam tu wrócić do sposobu pisania z poprzednich rozdziałów. Nie wiem, czy zauważyliście, ale na początku rozdziały zazwyczaj ukazywały perspektywę jednej postaci i związanych z nią osób, potem to trochę się rozbiło i przeszłam na tryb bardziej ,,serialowy" czyli skakanie po perspektywach, jednak wydaje mi się, że dawny tryb był lepszy i dlatego zdecydowałam się, żeby rozdział skupił się w większości na Helenie i Klitajmestrze.

Rozdział z dedykacją dla KiraqueenPl , która jest chyba największą fanką tej drugiej.

Przy okazji: jeśli ktoś wyłapał jedną aluzję w opisie Ajgista, to jest mistrzem.

,,Grecy i Trojanie" doczekali się też nowej okładki autorstwa themariamagdalena , której po raz kolejny dziękuję za piękną robotę, a Was zachęcam do pisania, czy się podoba.

Trzymajcie się i do następnego!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top