Rozdział czterdziesty. Trojańska Helena


Ale najlepszą do tego drogą - a mam na myśli prawdziwą miłość, uczciwą i zdrową - jest nie myśleć o tym zbyt wiele, nie szukać. W przeciwnym wypadku człowiek popełnia błąd. Bierze za miłość pierwszą lepszą słabość do kogoś pospolitego.

Irene Nemirovsky ,,Gorąca krew"



Bo spędziłam cale życie licząc na

Prawdziwą miłość

Prawdziwą miłość

Szukałam baśni

I gołębicy z wyciągniętą do niego główką

Okazuje się, że nie możesz odnaleźć miłości

Jeśli nie wiesz, czym ona jest

Frozen: The Musical ,,True Love"


Klitajmestra stała przy oknie i zaciskała rękę, w której znajdował się kawałek papieru. Spoglądała w niebo, które było dzisiaj całkowicie czarne i zasłonięte przez chmury. Pamiętała, że gdy ona i jej rodzeństwo byli dziećmi, lubili patrzeć w gwiazdy i szukać wśród nich swego dziada Perseusza i pięknej Andromedy, Heraklesa i jego maczugi czy Oriona[1] i jego wiernego psa Syriusza. Fascynowali się gwiazdozbiorami i marzyli, że i oni po śmierci będą widoczni z nieba. Może właśnie dlatego Klitaja nazwała swoją córkę na cześć znaku Panny. Dziś jednak na nieboskłonie nie było widać nic.

,,Nie znoszę ciemnego nieba" pomyślała królowa. ,,Wygląda to, jakby zbliżał się koniec świata". Jednocześnie miętosiła list, tak że nie nadawałby się teraz do pokazania nikomu.

— Nadal przeżywasz list od Ifigenii? — odezwał się nagle Ajgistos, który leżał w łożu i wpatrywał się w nią. — Chcesz jej odpisać?

— To chyba nie ma sensu — odpowiedziała Klitajmestra, odwracając się do niego powoli. — Dla mnie ona jest jak umarła. Nie obchodzi mnie, jak żyje i co robi. Mogę się jedynie cieszyć, że nie ma jej w Mykenach i nie zagraża prawom naszych dzieci do tronu.

— Dla ciebie lepiej jest nie myśleć o dzieciach Agamemnona — poparł ją mąż. — Przynosi ci to tylko złe wspomnienia.

Klitajmestra powoli skinęła głową.

— Ten list przypomniał mi o całym źle, jakiego doświadczyłam w życiu. Ale jednocześnie mnie zszokował. Zawsze powtarzałam sobie, że dzieci Agamemnona będą złe, obciążone jego dziedzictwem... Orestes i Elektra są tacy nieposłuszni i okrutni... A Ifigenia brzmi tak spokojnie i łagodnie, i jakby mi współczuła...

Potrząsnęła głową. Nie chciała wierzyć, że jej córka jest dobrą dziewczyną. Musiałaby wówczas czuć wyrzuty sumienia, że nie była dla niej dobrą matką i może w jakiś sposób skrzywdziła Ifigenię.

— Nie wiadomo, co naprawdę myśli — rzekł Ajgistos. — Podejrzewam, że po prostu chciała wzbudzić w tobie litość.

Słowa męża sprawiły, że Klitajmestra poczuła się lekka i wolna. Tak, miał rację. Ifigenia wcale jej nie współczuła i nie żałobowała z powodu śmierci Agatosa. Chciała tylko przekonać matkę, że jest dobrą córką i nie obwinia jej za odrzucenie. Może nawet liczyła, że pozwoli się jej powrócić na dwór.

— Masz rację. Nie powinnam jej ufać. Wszyscy Atrydzi mają serca przepełnione złem — stwierdziła i rzuciła list na podłogę. Następnie położyła się przy mężu i przytuliła do jego ramienia.

— Rozumiem więc, że jej nie odpiszesz. — Ajgist pogłaskał ją po włosach. — A co z dziećmi? Pewnie są przeszczęśliwe z wiadomości od siostry.

— Nie pozwolę im, jeszcze tego brakuje, żeby knuły przeciwko mnie — prychnęła Klitaja. — Wiem przecież, że Orestes i Elektra mnie nie znoszą, Chrysostemis też zacznie, gdy trochę dorośnie. Niedługo będę musiała zacząć się ich bać.

— Znajdziemy sposób, żeby uniemożliwić im pomszczenie ojca i zdobycie tronu Myken, nie martw się.

— Nie martwię się. Myślisz, że nie poradzę sobie z trójką dzieciaków? Jestem królową, potrafię zatroszczyć się o siebie. Przez lata wszyscy uważali mnie tylko za ofiarę, która tkwi u boku swojego męża-zbrodniarza, ale tak naprawdę nie buntowałam się z rozsądku. Wiedziałam, że sama nie mam szans w starciu z Agamemnonem. Ale kiedy wyjechał, powoli rozpoczęłam swoją zemstę. W ciągu naszego małżeństwa Agamemnon wiele razy zdradzał mnie z dziewkami służebnymi. Helena dziwiła się, że mi to przeszkadza, skoro się nim brzydzę. Nie rozumiała, że nie chodzi mi o jego uczucia czy pożądanie, a o to, że mnie upokarzał i dawał wszystkim do zrozumienia, że jestem niepełną kobietą. Nie mogłam zemścić się na nim, więc po jego wyjeździe zemściłam się na tych dziwkach. Niektórym z nich Agamemnon zapewnił przywileje w służbie w zamian za dogadzanie mu, więc natychmiast je cofnęłam, i wysłałam je do najcięższych robót w polu i w kamieniołomach. Pracowały najciężej z całego pałacu, a dostawały najmniejsze porcje żywnościowe, oczywiście nie szczędziłam im też batów, gdy się guzdrały. Po kilku miesiącach wyglądały tak, że żaden mężczyzna już na nie nie spojrzy. Szara skóra, wypadnięte zęby i włosy, zapadnięte brzuchy i policzki...

Mówiła te słowa z pewną ekscytacją i radością, napawając się własnym okrucieństwem, ale też siłą i wpływem na życie innych. Ktoś inny mógłby przestraszyć się takiego zachowania, ale Ajgistos tylko uśmiechnął się, słuchając żony.

— Kiedyś zemścisz się także na Agamemnonie. Bądź cierpliwa.

Następnego dnia rano Klitajmestra weszła do komnaty Elektry. Dziewczynka siedziała na okrytym niebieską pościelą łóżku razem z bratem i Hermioną. W ręku trzymała przewiązany złotą wstążką list.

— Co to jest? — zwróciła się do niej chłodnym tonem matka.

— List do Ifi... — odpowiedziała drżącym głosem Elektra, a jej zielone oczy rozszerzyły się w przerażeniu. — Odpisałam jej, że dziękuję za pamięć i bardzo za nią tęsknię. Chcę go wysłać do Taurydy.

— Ja też napisałem — dodał szybko Orestes.

Klitajmestra zaśmiała się krótkim, gardłowym śmiechem, który przyprawił dzieci o dreszcze strachu.

— Nie wyślecie ich, nie zgadzam się — oznajmiła, po czym wyrwała pismo z rąk córki. Następnie powiedziała do syna. — Przynieś mi też swój.

— Nie zrobię tego! — krzyknął Orestes i zeskoczył z łóżka. — Ifi jest naszą siostrą, mamy prawo do niej napisać!

— W tym domu ja decyduję, kto, do czego ma prawo — stwierdziła zimno jego matka. — Natychmiast to zrób.

Orestes ze zniechęceniem wyjął list zza fałd tuniki i podał go Klitajmestrze. Widok zadowolonego uśmiechu matki zmroził mu krew w żyłach. Nie chciał jej słuchać, wyrzekać się szans na kontakt z utraconą siostrą, ale za bardzo bał się zarówno matki, jak i ojczyma.

— Orest, nie rób tego! — Usłyszał za sobą krzyk Hermiony. — Nie ma prawa cię do tego zmuszać!

Chłopiec odwrócił się w stronę kuzynki. Jej blada twarz była pełna oburzenia i determinacji. Ona na pewno nie wyrzekłaby się rodzonej siostry, była zbyt silna i dzielna. On tymczasem nieustannie tchórzył, chociaż jako następca tronu powinien stawać w obronie innych i zawsze udowadniać swoją pozycję.

— Grzeczne z was dzieci — skwitowała ironicznie Klitaja i skierowała się w stronę drzwi.

Orestes podbiegł za nią i chwycił za suknię, próbując wyrwać jej listy. Matka jednak odepchnęła go gwałtownie, tak że upadł na podłogę. Hermiona i Elektra rzuciły się w jego stronę, ale zanim zdążyły go złapać, podniósł się i rzucił na matkę, okładając ją pięściami.

— Jesteś zła, jesteś potworem jak... jak Charybda![2] — wrzeszczał, myśląc tylko o tym, że chce pozbyć się wstydu i tego okropnego uczucia pustki.

— Orest, nie o to mi chodziło! — zawołała zrozpaczona Hermiona, a Elektra rozpłakała się z nerwów, przeklinając pod nosem na matkę.

Resztkami woli Orestes rozumiał, że nie jest w stanie sprawić matce wielkiego bólu, ale na pewno zdenerwował ją i jej przeszkodził, więc Klitajmestra wydała z siebie krzyk, który sprowadził do pokoju dziecięcego kilku niewolników, a oni chwycili go za ramiona i odciągnęli od matki.

— To dziecko zwariowało i zaatakowało własną matkę, nie ma w sobie ani odrobiny ludzkich uczuć — rzekła do nich oskarżycielsko królowa. — Zostanie za to surowa ukarany. Wyprowadźcie go na plac i wychłostajcie.

— Chłostać księcia, pani...? — Nie dowierzali niewolnicy.

— Śmiecie kwestionować moje rozkazy? — prychnęła z pogardą Klitajmestra. — A przy okazji... Tej małej też nie zaszkodzi, ot, tak, dla przykładu. — Wskazała na Elektrę. — Kto by się spodziewał, że dzieci mogą do tego stopnia nie szanować rodzonej matki.

— Nie szanujemy cię, bo jesteś dla nas okrutna i nas nienawidzisz! — wykrzyknęła Elke. — Co właściwie ci zrobiliśmy?

Klitajmestra zadrżała i przyjrzała się bacznie córce. Jej zielone wściekłe oczy i czarne falowane włosy coraz bardziej przypominały jej Agamemnona, nawet jeśli w delikatnych rysach dziewczynki mogłaby znaleźć podobieństwo do siebie i własnej rodziny. Miała wrażenie, że to dziecko jest dla niej wyrzutem, nieustannie przypominającym, że w jej życiu pojawił się ród Atrydów. Nawet po śmierci Agamemnona nie będzie mogła o tym zapomnieć, póki Elektra żyje.

— Jesteście potworami, tak jak wasz ojciec — odpowiedziała w końcu, patrząc na dzieci najbardziej okrutnym wzrokiem. — I dzisiejszy dzień tylko mi to potwierdził.


Hermiona początkowo planowała obserwować ,,egzekucję" kuzynów i wspierać ich w karze, ale dźwięk batów oraz krzyków, a także widok krwawiących pleców ostatecznie przeraził ją tak mocno, że potrafiła jedynie uciec do kuchni po wodę, by uniknąć mdłości.

— Wszystko w porządku, skarbie? — zapytała Kleonika, wchodząc do środka i zastając księżniczkę pijącą łapczywie z drewnianego kubka.

— Nic nie jest w porządku! — krzyknęła Hermiona. — Ciotka jest potworem. Kazała pobić własne dzieci!

Kleonika zbladła, a pogodny uśmiech zniknął jej z twarzy. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć w oczy Hermionie i pokiwać głową.

— Wiem, słyszałam o tym. To okrutne — westchnęła ze smutkiem.

— Widziałam to, ale uciekłam... Nie mogłam patrzeć, jak Orest i Elke klęczą, a ktoś uderza kaleczy ich plecy... Jestem przeklętym tchórzem — przyznała ze skruchą córka Heleny. — Nigdy sobie tego nie wybaczę.

— Spokojnie, kochanie. — Kleonika uklękła przy księżniczce i pogłaskała ją po włoskach. — Miałaś prawo się przestraszyć, a twoja obecność nic by nie zmieniła.

Hermiona nie wydawała się przekonana. Z oburzeniem tupnęła nogą i zawołała rozżalona:

— Przecież to jest potworne! Jak ktoś może robić coś takiego? Jak można zmusić kogoś, żeby to znosił?

— Nie wiem, kochanie. — Pokręciła głową niewolnica. — Ale wiem, że tacy jak ja znoszą to bardzo często, a chyba nasza skóra nie różni się od waszej...

Gdy uświadomiła sobie, że to, co powiedziała, jest skargą na cały świat, w którym żyje, i że sama Hermiona miałaby prawo ją za to obić. Dziewczynka jednak tylko ścisnęła ją za rękę i wpatrywała się smętnie w ścianę. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

— Nikt nie powinien być tak traktowany. Nigdy.

— Taki już jest świat — próbowała ją uspokoić Kleonika. — Nie zadręczaj się tym. Zrobię ci coś do jedzenia.

— Nie — odparła i ścisnęła ją mocniej. — Kiedy zostanę królową, to się skończy. W moim królestwie nikt nie będzie nikogo bił.

— Spartiaci się nie zgodzą — rzekła z lekką ironią służąca.

— Kogo oni obchodzą? Ja będę królową. — Hermiona uniosła głowę z dumą.

— Będziesz miała swojego męża-króla — przypomniała Kleonika.

— Wiem, w końcu będę musiała mieć dziecko. Ale to ja będę rządzić Spartą. Wyobrażasz sobie, że mogłoby być inaczej?


Kressyda była coraz bardziej zniechęcona do relacji z Troilusem. Miło było być uwielbianą i otaczaną staraniami, ale niepewność co do ich dalszych losów sprawiała, że nie mogła w pełni delektować się wspólnymi chwilami. Chciała mieć pewność, że książę ją poślubi i w ten sposób uratuje jej opinię, ale gdy próbowała zacząć ten temat, on odpowiadał, że chce poczekać, aż uspokoi się sytuacja z Parysem i Heleną.

— Ta sytuacja trwa od sześciu lat! — zawołała w końcu Kressyda. — Wojna nie skończy się z dnia na dzień.

— Nie mam na myśli wojny — zaprzeczył od razu Troilus. — Chodzi mi o tę... awanturę z kapłanką. W pałacu nie jest teraz zbyt przyjemnie i informacja o moich zaręczynach mogłaby jeszcze zaognić atmosferę, a chcę, żebyś weszła do domu, gdzie będziesz chciana i kochana.

Kressyda nie zapytała, jak zaręczyny jednego syna mogą wpłynąć na romans drugiego, ale dobrze wiedziała, że Troilusowi nie chodzi o sam związek, a o nią. Była córką zdrajcy i jej stała obecność w pałacu jeszcze mocniej przypominałaby rodzinie królewskiej o konsekwencjach ślubu Parysa i Heleny. Serce dziewczyny ścisnęło się ze złości i żalu. Oczywiście, że kochała Troilusa. Jak można nie kochać kogoś, kto tak o ciebie dba i jest gotów umrzeć z miłości? Jednak nie potrafiła pozbyć się gniewu wobec niego. Miała wrażenie, że głównie od niej bierze, nie dając niczego w zamian.

— Jeśli twoja rodzina będzie czuła, że się mnie wstydzisz, na pewno mnie nie pokocha... – stwierdziła z niechęcią.

— Kochana! — wykrzyknął młodzieniec. — Czy ty... naprawdę myślisz, że się ciebie wstydzę? — Nachylił się nad nią i przycisnął do piersi. — Ubóstwiam cię i zrobiłbym wszystko, żebyś była szczęśliwa. Chciałbym, żebyś to czuła...

— Czuję — zapewniła Kressyda, ale odsunęła się na drugą stronę ławki, gdzie wspólnie siedzieli. — Ale czasem mam wrażenie, że widzisz we mnie córkę zdrajcy... — Spuściła głowę i wzięła głęboki oddech, wstrzymując łzy. Nie ufała Troilusowi na tyle, by okazać mu pełnię słabości.

— Nie widzę, najdroższa, przysięgam! — Troilus przysunął się do niej i pocałował ją w rękę. — Gdy sytuacja się uspokoi, od razu powiem rodzicom, że cię kocham i poproszę o zgodę na ślub.

— Mam nadzieję — bąknęła Kressyda. — Mam dość ukrywania się, spotykania w jakichś kątach i kłamania, że przychodzę do Polikseny, mimo że ona w tym czasie jest w świątyni.

— Chcę jakoś dać ci pewność, że cię nie porzucę — powiedział nagle Troilus i zamyślił się. Kressyda pilnie śledziła każdy grymas na jego twarzy. — Mam pomysł! Może... mógłbym odwiedzić cię dzisiejszej nocy?

Kressyda dziękowała bogom, że ma ciemną cerę i nie widać, jak się czerwieni. Oczywiście wiedziała, co dzieje się między kobietą i mężczyzną, a niektóre historie o spotykających się potajemnie kochankach przyprawiały ją o szybsze bicie serca, ale teraz nie odczuwała żadnego podniecenia ani ekscytacji, a jedynie wstyd i zażenowanie.

— To zrujnowałaby mi opinię...

— Nieprawda. Jesteśmy przecież zaręczeni i zaraz to ogłosimy. Wiele par tak czyni.[3] A wówczas miałabyś pewność, że cię nie porzucę. Jestem przecież człowiekiem honoru. — Znów ucałował jej dłoń. — To najwięcej, co mogę ci dziś dać.

,,Ale ja wcale tego nie chcę" pomyślała Kressyda. Powtarzała sobie nieustannie, że kocha Troilusa, ale przecież jej głównym celem było wyjść za niego za mąż i dołączyć do rodziny królewskiej. Nie zdążyła jeszcze obudzić w sobie żądzy do niego i myśl, że ten człowiek miałby ujrzeć ją rozebraną, napawała ją mieszanką strachu i obrzydzenia.

Spojrzała na narzeczonego. Jego zielone oczy jak zawsze były łagodne i pełne czułości. Poczuła się jak najgorsza intrygantka, że chce namówić go do małżeństwa, zamiast skupić się na tym, żeby dać mu szczęście i spełnienie. Najwidoczniej za mało go kochała, a on zasługiwał na kogoś lepszego niż ona. Ale chciał ją i musiała zrobić wszystko, by nie pożałował swojego wyboru.

— W takim razie jestem szczęśliwa. — Uniosła głowę i pocałowała go. — Przyjdź do mnie, kochany.


Pandarus był szczęśliwy i dumny z bratanicy, gdy oznajmiła mu, że wieczorem odwiedzi ją książę Troi. Kiedy zawstydzonym tonem wydusiła z siebie tę informację, ścisnął ją za ramiona i ucałował w oba policzki.

— Dzielna dziewczyna! Wiedziałem, że wspomożesz rodzinę!

— Mam nadzieję, że rzeczywiście tak się stanie... — Kressyda odsunęła się, a jej ciałem wstrząsnęły zimne dreszcze. — To jeszcze nie ślub.

— Troilus jest zbyt uczciwy i spokojny, żeby zabrać dziewczynę do łóżka i porzucić, po tej nocy będziesz miała już zapewnione małżeństwo — stwierdził optymistycznie Pandarus. — Zwłaszcza po tym, jak przeprowadzę z nim rozmowę, w której okażę mu całkowite zaufanie i wdzięczność za zainteresowanie się moją krewniaczką. — Mrugnął porozumiewawczo do Kressydy, co jednak wcale nie pocieszyło dziewczyny.

— On jest bardzo dobry i kocham go... — Kressyda spuściła głowę. Nie wiedziała, czy tymi słowami bardziej chce przekonać wuja, czy siebie. — Wiem, że będziemy razem szczęśliwi...

— Dokładnie. — Wuj klepnął ją w policzek. — Możesz zacząć wybierać suknię ślubną.

Kressyda rzeczywiście przez większą część dnia próbowała myśleć o szczęśliwym przyszłym życiu, gdy w końcu zamieszka na stałe w pałacu, zostanie zaakceptowana przez rodzinę królewską, a jej uczucia do Troilusa z pewnością utwierdzą się i będą bardzo dobrym małżeństwem. Jednak jej umysł wciąż nawiedzały inne kwestie. Czuła się jak oszustka, oddając się komuś tylko po to, by skłonić go do ślubu, chociaż odganiała je od siebie, powtarzając, że naprawdę kocha swego narzeczonego i jej obawy wynikają wyłącznie z dziewiczego wstydu. Bo i to ją dręczyło. Żałowała, że nie ma przy sobie matki, której mogłaby się zwierzyć i która utwierdziłaby ją w przekonaniu, że połączenie kobiety i mężczyzny jest czymś pięknym i nie ma się czego bać. Nie łudziła się, że czeka ją boskie przeżycie, zdawała sobie sprawę, że pierwsze zbliżenie może być czymś bolesnym i niewygodnym, ale od dnia, gdy po raz pierwszy Prakseda opowiedziała jej o ,,tych sprawach", wierzyła, że przynajmniej będzie czerpać radość z poczucia zespolenia z drogim człowiekiem. Teraz miała ochotę krzyczeć na siebie i wytykać sobie dawną głupotę. Nie miała w sobie nawet iskierki ekscytacji czy pożądania, a jedynie strach.

— Wyglądasz idealnie — pochwalił ją wuj, gdy wieczorem przebrała się w luźną różową suknię i pokropiła olejkami zapachowymi. — Troilus pokocha cię dziś jeszcze bardziej.

— Albo znienawidzi... — odpowiedziała Kressyda, próbując opanować szczękanie zębami. — Wuju, nie wiem, czy powinnam to robić! Jestem jeszcze taka młoda! Boję się, że zrobię coś nie tak, że będzie to dla mnie zbyt bolesne i...

Prawie płakała, a rumieniec na jej twarzy był widoczny nawet przy ciemnej cerze, skrępowana i upokorzona. Nigdy nie chciałaby rozmawiać na takie tematy z mężczyzną, ale nie miała przy sobie matki, w jej rodzinie nie było żadnej bliskiej jej kobiety, nawet służki w domu Pandarusa były jej obce. Rozumiała, że to, co zrobiła, jest poniżające i każda dziewczyna wstydziłaby się tak mówić, ale czuła, że rozerwie ją od środka, jeśli nie wypowie swoich obaw.

— Och, nie przesadzaj. To wcale nie jest takie złe, spodoba ci się — zapewnił zażenowany wuj. — Może będzie cię bolało, ale na pewno przeżyjesz, w końcu wszystkie kobiety to znoszą.

— Skąd możesz wiedzieć, nigdy z żadną nie byłeś! — krzyknęła nagle Kressyda.

Od kiedy pamiętała, w życiu brata jej ojca nie było żony ani nawet kochanki, za to od czasu do czasu mieszkali u niego różni mężczyźni, szybko więc pojęła, dlaczego nie założył rodziny i nie przedłużył rodu. Lubiła niektórych jego towarzyszy, ale żaden nie został z nim na stałe. Nie rozumiała więc, dlaczego taki człowiek upiera się, żeby dawać innym rady w sprawach miłosnych. Może i miał doświadczenie, ale chyba nie korzystał z niego w odpowiedni sposób.

— I przez to tym bardziej nie mam ochoty słuchać o takich rzeczach! — zdenerwował się Pandarus. — Dlatego zamilknij i przestań się wygłupiać, a jeśli masz wątpliwości, zapytaj którejś z moich niewolnic.

Wyszedł, trzaskając drzwiami, a Kressyda uświadomiła sobie, że on ma rację. Zachowywała się jak małe, nieuświadomione dziecko, a była przecież dorosłą kobietą. Jeśli chce wyjść za mąż i zostać księżniczką Troi, musi nauczyć się godnego zachowywania.

Kiedy więc wieczorem usłyszała pukanie do jej komnaty i po chwili w drzwiach pojawił się Troilus w towarzystwie jej wuja, obdarzyła go słodkim uśmiechem.

— Przyprowadziłem ci twego Perseusza, Andromedo — zaśmiał się Pandarus, zadowolony z własnego dowcipu. — Przyznajcie, że jestem znakomitym swatem.

— Najlepszym, wujaszku — odparła łagodnie Kressyda, chociaż ogarnęło ją prawdziwe zażenowanie na dźwięk tych słów.

Pandarus posłał jej perskie oko, po czym wyszedł z pokoju. Kressyda splotła ręce i czekała, aż Troilus podejdzie do niej.

— Twój wuj ma rację: myślę, że Andromeda wyglądała tak jak ty.[4] — Pogładził ją po policzku. — Jesteś taka piękna i delikatna. Kocham cię.

— Ja też cię kocham, najdroższy — rzekła Kressyda, powtarzając sobie w duchu, że spotkało ją wielkie szczęście i ma się nim rozkoszować.

Menelaos powoli dochodził do siebie i mógł wrócić do walki. W dniu, gdy po raz pierwszy po długiej przerwie wkładał na siebie zbroję, znów czuł się na swoim miejscu. Nie znosił czekania i bezsilności, brak kontroli nad sytuacją sprawiał, że uważał się za bezużytecznego. Teraz znów miał swój cel, jakim była walka o żonę i powrót do domu.

Nie wypierał się też tego, że powrót na pole bitwy oznaczał też dla niego możliwość udowodnienia swojego honoru. Nie był głupi i wiedział, że o zdradzanych mężach mówi się, że są słabi i niezdatni do niczego. Był pewien, że w murach Troi nazywa się go słabym i wyśmiewa. Nie raniło go to, dopóki mógł pokazać, że jest inaczej. On ponosi konsekwencje swoich wyborów i dąży do odzyskania żony, a przy tym broni swoich ludzi i staje z nim do walki ramię w ramię, w przeciwieństwie do przesiadującego w pałacu Parysa.

Bogowie chyba postanowili pozwolić mu się wykazać, bowiem gdy tylko rozpoczęła się bitwa, otoczyło go kilku Trojan, ostrzących na niego swoje miecze. Pewnie wyciągnął własną broń i popatrzył na nich z odwagą. Nie w takich niebezpieczeństwach już się znajdował.

— Pięcioro na Menelaosa? — Usłyszał za sobą głos Odyseusza. — Dość marne szanse. Oczywiście, dla Trojan.

Menelaos uśmiechnął się, chociaż podejrzewał, że przyjaciel nie mógł tego zauważyć. Następnie odważnie przeciął ostrzem powietrze i trafił w serce najbliżej stojącego Trojanina, jednego z jego towarzyszy raniąc w ramię. Nie zraziło to jednak przeciwników, gdyż dwoje z żołnierzy złapało go za ramiona, odciągając od walki. Mocnym szarpnięciem król Sparty wyrwał się oprawcom, kopnął jednego z nich w kolano, a drugiego odepchnął tak silnie, że ten upadł na ziemię i rozbił sobie głowę o kamień.

,,Zostało jeszcze trzech" pomyślał Menelaos. Lawirował sprawnie między Trojańczykami, starając się jednocześnie odpierać ciosy jednego mężczyzny i zadawać je drugiemu, jednak walka z trójką wojowników musiała być ciężka i wyczerpująca. Odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że Odyseusz podbiega w jego stronę i krzyżuje miecz z jednym z Trojan, po czym krótkim ciosem przecina jego brzuch. W tym czasie Menelaos sprawnie atakował pozostałych żołnierzy. Niższy z nich w pewnej chwili potknął się i prawie sam nadział się na ostrze, jednak ostatni z mężczyzn wciąż zażarcie się bronił, ważąc każdy cios. Menelaos czuł, jak powoli zaczyna brakować mu tchu, a jego oczy zachodziły mgłą ze zmęczenia i upału. Dążył jednak do tego, żeby zadać rywalowi jak najwięcej ran, obojętnie gdzie. Gdy mężczyzna wyrywał się i próbował uciec, skierował miecz w stronę jego nogi, przecinając nieosłoniętą część skóry. Trojanin upadł na piasek, świadomy, że nie da rady już powstać.

— Hej! — zawołał nagle Agamemnon, który znalazł się w pobliżu pojedynku. — Czy ten człowiek nie przybył do naszego obozu, gdy dopiero dotarliśmy do Troi?

— Jestem Imbrios, zięć króla Priama... — wydyszał zraniony.

— Nie dobijaj go — nakazał król Myken bratu. — Jeśli nie wejdziemy do Troi, zabierzemy go jako jeńca. Może nam się przydać.


Imbrios został posadzony na krześle na środku obozu, ze związanymi rękami. Rudawe włosy opadały mu na czoło, gdy nachylał się, aby upić łyk wody podanej mu przez jednego z niewolników.

— Możecie od razu mnie dobić — powiedział, gdy przełknął już napój. — Mój teść nigdy nie wyda za mnie Heleny. Uważa, że wolą bogów jest, aby pozostała w Troi.

— Twój teść nie uważa, że nadmierna wiara w wolę bogów sprawia, że nie umie się przeprowadzić własnej? — zapytał ironicznie Odyseusz, ale jeniec nie odpowiadał.

— Obawiam się jednak, że on ma rację — stwierdził Diomedes. — Na podstawie tego, co zobaczyłem, gdy przebywałem w pałacu Priama, mogę potwierdzić, że król maniakalnie wierzy, że Helena nie ma prawa opuszczać Troi. Podejrzewam, że gdybyśmy zabili z tej racji jego zięcia, także uznałby to za wolę bogów.

— Dlatego nie znoszę fanatyków religijnych — mruknął Agamemnon, wpatrując się zmrużonymi oczami w Imbriosa i zastanawiając się, co z nim zrobić.

— Czy ty przypadkiem sam nie wziąłeś ślubu, bo wyrocznia ci kazała? — zadrwił Achilles, ale nie doczekał się odpowiedzi.

— Mój teść nigdy nie oddałby Heleny. Jeśli chcecie mnie za nią wymienić, tracicie tylko czas — przekonywał Imbrios. — Naprawdę wasza wiara, że ją odda, jest naiwna.

— Zamknij się! — krzyknął nagle Agamemnon. — Skoro nie oddacie Heleny dobrowolnie, weźmiemy ją siłą. Myślisz, że będę płakać, gdy wasze mury runą? — Położył rękę na oparciu siedzenia Trojanina i spojrzał na niego poważnie. — Jestem pewien, że znajdzie się jednak wiele innych korzyści z pojmania cię.

— Nigdy nie zdradzę królestwa i rodziny, nawet na torturach — zapowiedział Imbrios. — Nie jestem zdrajcą, jak niektórzy! — zawołał z pogardą w stronę Kalchasa, który stał w oddali i spokojnie obserwował rozwój sytuacji. Teraz jednak zrobił kilka kroków w przód i zwrócił się do Agamemnona:

— Czy mogę prosić cię o przysługę, panie?

— Niech będzie — westchnął z niechęcią Agamemnon. Nie mógł darować kapłanowi wróżby, która postawiła jego brata ponad nim.

— Książę ma rację. Król Priam nie uzna go za godnego wydania Heleny. Pamiętajmy, że to tylko mąż jego nieślubnej córki. Skoro jednak wzięliście go jako zakładnika, byłoby żal, gdyby starania się zmarnowały... — Przybrał znaczący wyraz milczącego skupienia.

— Co masz na myśli? — Agamemnon uniósł brew i położył rękę na biodrze.

— Moja córka, Kressyda, pozostała w Troi, rozdzielona ze mną i swoją matką. Uważam, że powinna być z rodziną. Jestem pewien, że Priam wyprowadziłby ją z miasta w zamian za odzyskanie zięcia.

— Żartujesz sobie? — Król Myken ryknął śmiechem. — Mam oddawać jeńca za jakąś dziewuchę?

— Docenienie czyichś uczuć ojcowskich to chyba niska cena za pomoc i wykorzystywanie czyjegoś daru do wygrania wojny — odpowiedział Kalchas. Jego twarz była surowa i nieprzenikniona, ale każdy domyślał się, jaka burza może szaleć w sercu ojca, który walczył o to, by jeszcze raz zobaczyć własne dziecko.

— Myślę, że ta prośba jest rozsądna — odezwał się mocnym głosem Menelaos. — Kalchas ma rację, za Imbriosa i tak nie dostaniemy Heleny. Nie widzę więc nic złego w tym, by sprowadzić Trojankę do obozu i pokazać w ten sposób, że nawet oni są po naszej stronie.

— Słaba to ,,nasza strona", skoro musimy uzyskać zgodę Priama — ironizował Agamemnon.

— Jestem jednym z dowódców wyprawy, tak czy nie? — Szare oczy Menelaosa przybrały wyraz zdecydowania i powagi. Agamemnon nie lubił takiego tonu u brata. — Mogę więc powiedzieć, że się zgadzam. Kalchas i jeden z nas uda się pod bramy Troi i poprosi o wyprowadzenie dziewczyny.


Medesykasta z niepokojem chodziła po komnacie i wyczekiwała odpowiedzi ojca, mającej utwierdzić los jej męża. Nie wyszła za niego z miłości, ale w ciągu siedmiu lat małżeństwa przywiązała się do niego, a jej dwie córeczki potrzebowały ojca.

— Czy mogę dowiedzieć się w końcu, czy zobaczę jeszcze Imbriosa? — krzyknęła w końcu do ojca, który siedział na fotelu pośrodku swojej komnaty i wpatrywał się w ścianę, opierając głowę na rękach.

— Nigdy nie chciałem układać się z Grekami... Oni nas nie szanują i podstępnie przejmują naszych ludzi — wydusił.

— Więc z powodu nielojalności jednego człowieka wydasz na zgubę tego, który wiernie ci służy? — buntowała się Medesykasta.

Ojciec podniósł na nią swoje ciemne melancholijne oczy. Córka pomyślała, że Priam jest coraz bardziej zmęczony wojną i władzą. Najlepiej byłoby dla niego, gdyby zrezygnował z władzy, ale miał zbyt duże poczucie obowiązku wobec bogów, w imię których został namaszczony na króla.

— Ja uważam, że Kressyda powinna wrócić do Kalchasa, a Imbrios do nas — przemówiła nagle królowa Hekabe, która siedziała naprzeciwko męża w czarnej, szerokiej szacie. Od dnia śmierci najmłodszego syna nie zdjęła żałoby. — Zawsze mówiłeś, że jest jednym z twoich najlepszych ludzi, a dziecko powinno być z rodzicami.

Jej oczy błyszczały ze wzruszenia, a wargi drżały. Medesykasta wiedziała, że macocha nie myśli o niej i jej córeczkach. Nie mogła darować pasierbicy tego, że została spłodzona przez Priama z nałożnicą. Zapewne jednak po części utożsamiała się z Praksedą, która została odcięta od jedynego dziecka.

— Cóż, dobrze, nie mogę walczyć z wami obiema — odezwał się słabym głosem Priam. — Wyślę do Greków ludzi z wieścią, żeby sprowadzili pod mury Imbriosa, a my oddamy im Kressydę.

Gdy poselstwo z pałacu trojańskiego przybyło do domu Pandarusa i oznajmiło Kressydzie, że ma wrócić do rodziców i dziś opuścić mury miasta, dziewczyna poczuła się, jakby Atlas upuścił niebo i rozbiło się ono na jej głowie[5]. Wczoraj spędziła swoją pierwszą noc z Troilusem. Potem nie miała czasu nawet z nim porozmawiać, gdyż narzeczony udał się na bitwę, ale pogodziła się z tym, że skoro oddała mu swoje dziewictwo, to zostali związani i spędzą razem resztę życia. Przekonała samą siebie, że ogromnie go kocha i są sobie przeznaczeni. Teraz miała go opuścić. Miała spojrzeć w twarze rodziców, których uważała za zdrajców, i którzy zapewne uznaliby za zdrajczynię ją, skoro obcowała z mężczyzną niezaakceptowanym przez nich.

,,Nie chcę dźwigać tego wszystkiego" myślała, czując ogromny ból na duszy. ,,Jestem dzieckiem. Chcę być dzieckiem, chcę, aby ktoś czuwał nade mną i decydował za mnie."

Problem stanowiło to, że chyba już kilkakrotnie za nią zdecydowano i nadal nie była szczęśliwa.

Gdy nadzorowała służące, które pakowały jej ubrania, do komnaty wszedł wuj Pandarus i oznajmił, że ktoś chce z nią rozmawiać. Kressyda nie była zdziwiona, gdy ujrzała przed sobą Troilusa. Od razu padła mu w ramiona, mając nadzieję, że chociaż w tej chwili okaże on siłę i wsparcie wobec niej.

— Dowiedziałem się przypadkowo, ojciec nawet nie uznał za stosowne mnie poinformować — szepnął książę, chowając twarz w jej włosach.

— Bo też nigdy nie powiedziałeś mu, że mnie kochasz — burknęła Kressyda. — Może gdybyś to zrobił, zgodziłby się, żebym została. Przecież Parysowi pozwolił zatrzymać ukochaną... — Posłała ukochanemu znaczące spojrzenie, ale on pokręcił głową.

— Nie miałbym serca uniemożliwić Imbriosowi powrót do rodziny. Ale chciałbym ci jakoś pomóc, najdroższa. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

— Ucieknijcie razem, a będzie spokój — mruknął Pandarus. Kressyda zastanawiała się, czy jest tak rozdrażniony, bo jego plan zdawał się nie powodzić, czy naprawdę żałował, że rozstaje się z bratanicą.

— Nie ucieknę od rodziny, przyrzekłem walczyć za Troję... — Troilus spuścił głowę ze smutkiem.

Kressyda myślała nad odpowiedzią. Czuła, że młodzieniec naprawdę ją kocha i zrobiłby dla niej wiele, ale jego brak inicjatywy irytował ją. Gdyby ona była mężczyzną, zdecydowanie bardziej zażarcie walczyłaby o ukochaną. Szybko jednak skarciła się za to. To ona nie zasługiwała na miłość Troilusa. Musiała jakoś udowodnić, że nie była najgorszą wybranką.

— W takim razie ja ucieknę! — zawołała. — Wyjdę z Troi, żeby Imbrios mógł wrócić, a po jakimś czasie ucieknę z obozu i powrócę do ciebie. — Ujęła kochanka za ręce i uśmiechnęła się najbardziej zalotnie, jak umiała. — Mam nadzieję, że wtedy przedstawisz mnie już jako narzeczoną. — Mrugnęła do niego.

— Najmilsza! — Troilus uniósł jej ręce i pocałował gorąco. — Oczywiście, że tak! Ty naprawdę mnie kochasz! Nie wiem, jak na ciebie zasłużyłem... — Wziął ją w ramiona i obsypał pocałunkami na oczach Pandarusa.

— I widzicie, wszystko zmierza ku lepszemu. — Nastrój Pandarusa zdecydowanie się poprawił. — Jeszcze zatańczę na waszym weselu.

Po tej deklaracji Troilus szybko pożegnał się, nie chcąc wzbudzać swoją nieobecnością niepokoju na dworze, a Kressyda wróciła do pakowania rzeczy. Nie dane jednak było jej długo się tym zajmować, ponieważ kilkanaście minut po wyjściu księcia Troi, zawitał do niej nie kto inny jak jego bratowa Helena.

— Czy... czy mogę ci w czymś pomóc, pani? — wykrztusiła zdumiona Kressyda. Nigdy nie spodziewała się, że znajdzie się sam na sam z tą kobietą. A jeszcze mniej spodziewała się tego, że owa kobieta nie będzie patrzeć na nią z chłodem i wyższością, ale pokorą i błaganiem w oczach.

— Dowiedziałam się, że masz udać się do obozu Greków. Cieszę się, bo jestem pewna, że twoi rodzice za tobą tęsknią. Każdy powinien być przy swojej rodzinie. — Helena uśmiechnęła się łagodnie, a Kressyda w tym momencie rozumiała, dlaczego Spartankę uważa się za najpiękniejszą kobietę na świecie. — Mam do ciebie prośbę. Czy przekazałabyś małą wiadomość dla mojego męża? — Wskazała ruchem głosy na swoje dłonie, które ściskały małe, zwinięte w rulonik pismo.

— Księcia Parysa? Przecież sama możesz, pani... — zdziwiła się Kressyda, po czym nagle zrozumiała, co ma na myśli Helena. — Ach, tak, chodzi ci o króla Sparty. Tak, oczywiście, przekażę mu. — Skinęła głową i pozwoliła włożyć sobie list w rękę.

— Dziękuję ci. Mam nadzieję, że będzie ci dobrze — odparła bardzo spokojnie Helena, po czym skinęła głową i wyszła.

,,Ten dzień staje się coraz dziwniejszy. Po co przekazywać wiadomości do męża, od którego się uciekło? Na miejscu Menelaosa cisnęłabym ten list w ogień" pomyślała zdecydowanie Kressyda. W jej umyśle nie było miejsca na kompromisy i dwuznaczności.

Gdy nadszedł wieczór, pożegnała się z wujem. Zaskoczyła się, widząc w jego oczach czułość i tęsknotę.

— Wesoło nam było ze sobą — powiedział Pandarus zduszonym głosem. — Bez ciebie będzie tu strasznie nudno.

— Znajdziesz sobie kogoś i nie będzie ci nudno — rzekła Kressyda, chociaż po chwili zaczerwieniła się na myśl, że daje rady miłosne pięćdziesięcioletniemu mężczyźnie.

— Chyba jestem na to za stary. Mam swoje przyzwyczajenia i nie wiem, kto by je zaakceptował.

— To kupisz sobie psa! Zresztą, ja niedługo wrócę. A wtedy weźmiemy ślub z Troilusem i będziemy wszystkim opowiadać, że to dzięki tobie, wujaszku! — Kressyda pochyliła się nad wujem i ucałowała go w oba policzki. Mimo że przez ostatnie tygodnie często ją irytował, była to irytacja pomieszana z miłością.

Kiedy strażnicy trojańscy wyprowadzali ją przez miasto czuła się trochę, jakby szła na śmierć. W głębi serca tęskniła za ojcem i jego spokojem ducha, matką i jej ciepłem, ale wolałaby być z nim w Troi, a nie w obozie wojennym, wśród obcych jej ludzi, w dodatku wrogich wobec jej narodu. Bała się niechęci, a może zaczepek, jakie spotkają ją wśród Achajów. Na co w końcu mogła liczyć samotna panna wśród brutalnych mężczyzn?

Gdy brama się otworzyła, zobaczyła za nią ojca ubranego w ciemnobłękitną szatę. Obok niego stał młody mężczyzna w zbroi i trzymał związanego księcia Imbriosa. Gdy przekroczyła próg, żołnierze podeszli do Imbriosa i rozwiązali go, a następnie wpuścili do Troi. Gdy zniknęli, Kalchas podszedł do córki i zamknął ją w ramionach.

— Nareszcie wracasz do rodziny — szepnął i pocałował ją w czoło. — Mam nadzieję, że zapomnimy teraz o naszych konfliktach.

— Zapomnę, ojcze. — Skinęła głową Kressyda i wiedziała, że jej słowa są prawdą. Gdy znów miała przed oczami jego przyprószone siwizną włosy i zmarszczki, przypomniała sobie, jak bardzo go kocha, mimo że uważała jego działania za złe.

Zerknęła niepewnie w stronę Greka, który towarzyszył Kalchasowi. Był młody, mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Jego ciemnobrązowe włosy sięgały do brody i lekko się kręciły, a dwudniowy zarost na jego twarzy nadawał mu stanowczy, dumny wyraz. W innych okolicznościach może uznałaby go za przystojnego, teraz głównie ją przerażał. Przypomniała sobie rozmowę z Troilusem o Hadesie i Persefonie i pomyślała, że tak samo musiała się czuć córka Demeter, gdy została porwana do podziemia.

,,Czy on jest niemową?" pomyślała zdziwiona, gdyż mężczyzna wpatrywał się w nią aż nadto uważnie, ale nie przemówił do niej ani słowa.

— Książę, nie uważasz, że uprzejmie byłoby się przedstawić? — spytał nagle Kalchas. Wtedy Grek skinął głową i wyciągnął do niej powoli rękę. Kressyda ścisnęła niepewnie jego palce.

— Diomedes, syn Tydeusa, książę Argos — przedstawił się ochrypłym głosem Hellen.

— Kressyda z Troi, córka Kalchasa — odpowiedziała prawie bezgłośnie dziewczyna.

Udali się w drogę do obozu, a Trojanka nadal czuła się, jakby zmierzała do krainy umarłych, zwłaszcza że zmierzch już okrył ziemię, a widok czarnego nieba wywoływał w niej zawsze przygnębienie i niepokój. Wiatr świszczał jej w uszach, niczym obietnica czegoś złego i bolesnego. Ojciec próbował zabawiać ją rozmową i opowiadać, jak z matką urządzili ich namiot, żeby czuła się tam dobrze, ale często milkł, gdyż obojgu było niezręcznie rozmawiać przy Diomedesie. Ten natomiast co jakiś czas tylko posyłał jej uważne spojrzenia, co przyprawiało dziewczynę o dreszcze.

,,Pewnie podejrzewa mnie, że będę szpiegować dla Trojan" uznała w myślach. ,,A ja mam już dość tej okropnej wojny".

Gdy dotarli w końcu do obozu i zobaczyła matkę, nie wytrzymała już napięcia i z płaczem rzuciła się w jej ramiona.

1. Orion – grecki heros, według różnych wersji: syn Posejdona, bądź całkowity śmiertelnik i syn jednego z greckich królów. Są też dwie wersje jego śmierci. W pierwszej, bardziej popularnej zaprzyjaźnił się z Artemidą, a ona podobno miała nawet się w nim zakochać, co zaniepokoiło Apolla, który uważał, że jego siostra nie może poślubić śmiertelnika i zesłał skorpiona (tak, ten znak zodiaku), żeby ugryzł i zabił Oriona. Załamana Artemida umieściła duszę Oriona na niebie. Mniej popularna wersja jest całkiem inna: Orion miał spróbować zgwałcić Artemidę i to ona nasłała na niego skorpiona.

2. Charybda – występujący w ,,Odysei" potwór morski pochłaniający żeglarzy ze statkami, uchodzący za groźniejszego niż ,,bliźniacza" Scylla. Miała być córką Posejdona i Gai (nie ma to jak mieć dziecko z własną babcią), która została zamieniona w potwora przez Zeusa w ramach kary za żarłoczność.

3. ,, Jesteśmy przecież zaręczeni i zaraz to ogłosimy. Wiele par tak czyni." – Na temat podejścia do dziewictwa i seksu przedmałżeńskiego w starożytnej Grecji jest wiele sprzecznych informacji, do tego pamiętajmy, że stosunek do różnych aspektów mógł się różnić w zależności od konkretnego momentu w historii oraz państwa-miasta. Na pewno ich podejście do tego, kiedy panna powinna utracić cnotę, był ,,luźniejszy" niż w chrześcijańskich epokach czy w monoteistycznym Izraelu, gdzie dla kobiety ideałem był jeden partner, z którym współżyła dopiero po ślubie, ale wydaje mi się też, że nie było takiej swobody obyczajowej jak chociażby w późnym Rzymie czy Egipcie, gdzie nawet żona faraona nie musiała być dziewicą, jeśli tylko po ślubie go nie zdradzała. Z jednej strony mamy przykład Ajtry, której ojciec wręcz wstydził się, że jego córka jest dziewicą i wolał, żeby się prostytuowała, czy pary takie jak właśnie Troilus i Kressyda (chociaż ich miłość ma znamiona zakazanej), Eros i Psyche, którzy spotykali się potajemnie nocami, czy Achilles i Bryzeida, gdzie czytelnik ,,Iliady" jest świadomy, że ich relacja nie polega tylko na trzymaniu się za ręce, a jednak nikt nie traktuje tego jako przeszkodę do tego, żeby Bryzeida została żoną Achillesa. Z kolei w ,,Heroidach" Owidiusza Ariadna wspomina, że podczas swojej podróży statkiem sypiała z Tezeuszem (chociaż to tekst rzymski) i nie opisuje tego jako coś, co mogłoby ją upokorzyć.

Z drugiej strony mamy takie przykłady jak księżniczka Nauzykaja w ,,Odysei", która nakazuje Odysowi trzymać się na dystans, ponieważ nawet ona potępiłaby dziewczynę, która pokazuje się z mężczyzną publicznie, zanim nie weźmie ślubu. Z kolei w jednej z heroid Hypsipile, porzucona pierwsza ukochana Jazona, wyrzuca Medei, że jest nieprzyzwoitą kobietą, ponieważ oddała się Jazonowi bez ślubu, wbrew woli rodziny, a siebie przedstawia jako tą porządną, która związała się oficjalnie, za zgodą ojca.

Po głębszej analizie uznałam, że seks przedmałżeński mógł być akceptowany, ale raczej w oficjalnym, zatwierdzonym narzeczeństwie, gdy ślub był już pewny. Podejrzewam, że, tak jak w późniejszych epokach, zdarzały się próby zatrzymania w ten sposób narzeczonego, bo przecież nie można pozbawić dziewictwa dziewczyny z dobrej rodziny i potem ją zostawić, a jednocześnie wydaje mi się, że jednak nadal dziewictwo uchodziło za na tyle istotne w postrzeganiu kobiety, że wiele panien mogło nie decydować się na to wcześniejsze współżycie, żeby w przypadku, gdyby jakaś sytuacja uniemożliwiła ślub, być nadal ,,wartościową" dla kolejnego narzeczonego. I oczywiście większość małżeństw była aranżowana, więc pewnie te dziewczyny nawet specjalnie nie marzyły o seksie ze swoimi partnerami kiedykolwiek.

4. ,,(...) myślę, że Andromeda wyglądała tak jak ty." – Andromeda pochodziła z Etiopii, więc zgodnie z logiką powinna być co najmniej śniada.

5. ,,(...) jakby Atlas upuścił niebo i rozbiło się ono na jej głowie" – Tytan Atlas za udział w buncie przeciwko Zeusowi, został skazany na dźwiganie sklepienia niebieskiego.



Stresowałam się tym rozdziałem, ponieważ dość długo nie publikowałam i mam cichą nadzieję, że ten rozdział wynagrodził Wam minimalnie oczekiwania, chociaż nieco odchodzi od głównej linii fabularnej, a ja go nie skiepściłam.

Co do wątków zawartych w tym rozdziale: według Szekspira Kressyda naprawdę miała opuścić miasto w ramach wymiany między Grekami i Trojanami, ale nie za Imbriosa, a Antenora. Kiedy dojdziemy do końca, zrozumiecie sens tej zmiany.

Relacja Kressydy, Troilusa i trzeciego elementu tego trójkąta (domyślacie się już kogo?) jest przez wielu badaczy porównywana do odwróconej wersji trójkąta Menelaos/Helena/Parys, stąd też taki pomysł na tytuł ;)

Pandarus rzeczywiście pomógł bratanicy skonsumować związek z ukochanym, ale wątek z jego homoseksualizmem wyszedł mi zupełnie przypadkiem... Po prostu doszłam do wniosku, że w moim headcanonie powinien być gejem, jako taki samotny wujek, który nie założył rodziny, ale nie chciałam tego w ogóle umieszczać, bo już wspominałam, że nie czuję się pewnie z takimi wątkami, a gdybym miała po prostu napisać ,,to jest Pandarus, jest gejem", jak robią niektórzy autorzy, byłoby to dla mnie lekko żenujące. Mam nadzieję, że ostateczna wersja tak nie wyszła. Bohaterowie czasem żyją własnym życiem i Pandarus też stał się trochę takim przykładem, bo uznałam, że gdybym w głowie uważała go za homoseksualistę, byłoby trochę nienaturalne nie wspomnieć o tym ani słowem podczas jego rozmowy z Kressydą na temat jej obaw w związku z pierwszym razem. Myślę, że gdyby wuj miał za sobą związki z kobietami, podchodziłaby do jego rad inaczej.

Wymyślony przeze mnie jest również wątek ze sprzeciwem Hermiony wobec chłosty na niewolnikach, a to z prostego powodu: uważam, że jak pisząc o dawnych epokach, warto zachować minimum zrozumienia dla dawnej mentalności i szacunku dla problemów tych ludzi, natomiast pewnych rzeczy nie można usprawiedliwiać, bo są nieetyczne i w takich przypadkach warto filtrować to przez dzisiaj. Dlatego pisząc o starożytności, nie wyobrażałam sobie, żeby w żaden sposób nie podkreślić, że taki system jest zły, a myślę, że Hermiona jest postacią, do której taka wypowiedź najmocniej pasuje.

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, zadawajcie, chętnie odpowiem :)

Jak możecie wiedzieć, udało mi się skończyć studia licencjackie, więc mam wakacje i nadzieję, że uda mi się często dostarczać Wam rozdziały, a Wy trzymajcie kciuki, żebym dostała się na magisterkę :)

Rozdział z dedykacją dla _Vogel - Twoje nadrabiające komentarze bardzo mnie zmotywowały do powrotu do pisania.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top