Rozdział osiemnasty. Dwie samotne dziewczynki.


Jeśli ktoś nie jest najważniejszy dla swojej matki, nigdy nie będzie się naprawdę liczył dla innych. Nawet dla siebie.

Axelsson Majgull ,,Kwietniowa czarownica"


Tam gdzie północny wiatr spotyka morze

Jest rzeka pełna pamięci

Śpij, kochanie, bezpiecznie

Bo w tej rzece wszystko się odnajduje(....)

Tam gdzie północny wiatr spotyka się z morzem

Jest matka pełna pamięci

Chodź, kochanie, podążaj do domu

Kiedy wszystko jest zgubione, wszystko się odnajduje

Frozen II OST ,,All is Found"

https://youtu.be/y5gxBcIqZb8



Wóz z Klitajmestrą i jej dziećmi przemierzał lakońskie drogi. Królowa Myken w zamyśleniu wpatrywała się przez okienko na miejsca, które niegdyś były jej ojczyzną, a obecnie kojarzyły się jej wyłącznie z utraconym życiem i rodziną, która ją zdradziła.

Przeniosła wzrok ze spartańskich chat na swoje dzieci ściśnięte po drugiej stronie wozu. Orestes i Elektra siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce. Byli nierozłączni, wręcz zakochani w sobie, przypominali tym trochę jej braci. Chrysostemis siedziała pomiędzy mamką i niańką, bawiąc się lalką. Żadne z dzieci nie patrzyło w stronę matki. Chyba się jej bały.

,,Cóż, nigdy mi nie zależało na ich miłości, lepiej, że dają mi spokój" pomyślała Klitajmestra. ,,To nie moja wina, że nie umiem ich kochać, oni są potomkami Atrydów, nie da się myśleć o nich z uczuciem. Dla Agatosa byłabym dobrą matką" pocieszyła się, zapominając, że jej pierworodny również pochodził z tego rodu. Teraz mogła myśleć tylko o tym, że teraz byłby już duży, miałby trzynaście lat. Byłby jej pociechą, nie tak, jak ci niechciani, spłodzeni przymusem dziedzice Agamemnona.

W końcu przekroczyli bramę spartańskiego pałacu. Klitajmestra zgrabnym ruchem wysiadła z wozu i powiedziała do witającego ją służącego:

— Czy moja matka jest przytomna? Jeśli tak, powiedz jej, że jej córka przyjechała.


Królowa Leda zaczęła niedomagać kilka tygodni temu, a ponieważ nie pomagały żadne wywary czy modlitwy do Asklepiosa[1], kobieta wezwała do siebie starszą córkę i wnuki, aby móc się z nimi pożegnać. Spodziewała się, że spotkanie z Klitają nie będzie najbardziej czułe, ale wiedziała, że musi z nią porozmawiać i wyjaśnić pewne rzeczy, mając nadzieję, że zostanie zrozumiana.

— Witaj — powiedziała zmęczonym głosem chora, widząc, jak Klitajmestra wchodzi do jej komnaty i siada naprzeciwko łóżka. — Cieszę się, że przyjechałaś.

— To mój obowiązek. — Wzruszyła ramionami młodsza kobieta.

— Przynajmniej przed śmiercią zobaczę jedno z moich dzieci — odpowiedziała Leda, nie zważając na oschłość córki. — Gdzie twoje dzieci?

— Wiedziałam, że o nie zapytasz — stwierdziła z niechęcią Klitajmestra — Były zmęczone i poszły coś zjeść.

— Chciałabym je zobaczyć — powiedziała Leda. — I mam nadzieję, że znajdą wspólny język z Hermioną. Biedactwo, jej świat runął po raz kolejny.

Klitajmestra nie odpowiedziała i nie wyraziła żadnego zainteresowania losem siostrzenicy. Leda westchnęła więc tylko i zaczęła stukać ręką w prześcieradło.

— Czy masz jakieś wiadomości od Ifigenii? — zapytała w końcu.

— Nie. Nie pisała do mnie ani razu. — Padła odpowiedź. — Jak pewnie zauważyłaś, nie zostałam obdarzona zbyt przywiązanymi do mnie dziećmi.

— Dzieci nie umieją nie kochać swoich rodziców — zaprzeczyła Leda, lecz zanim Klitajmestra zdążyła dobitnie ją uświadomić, że jej na tym nie zależy, do komnaty wpadła rudowłosa służąca ciągnięta za rękaw przez sześcioletnią Hermionę.

— Ja chcę do babci, do babci! — wołała uparcie dziewczynka.

Klitajmestra wzdrygnęła się, ponieważ w zaparciu i gwałtowności córki Heleny było coś, co przypominało jej Elektrę, zanim chłodem i gniewem uciszyła jej temperament.

— Kochanie, później razem posiedzimy — poprosiła ją słabo Leda. — Teraz chcę porozmawiać z ciocią, a ty idź, poszukaj kuzynów.

— Nie chcę do nich, chcę do ciebie! — krzyknęła Hermiona. Klitajmestra z trudem powstrzymała się, by uciszyć ją tak, jak robiła to z własnymi dziećmi.

Mimo osłabienia i choroby królowa wdowa nadal miała w sobie godność i autorytet, które oddziaływały także na jej wnuczkę, więc w końcu Hermiona uległa i opuściła komnatę.

— Nie mogę sobie z nią poradzić — narzekała służka, stawiając przy łóżku Ledy kubek z wywarem. — To najniegrzeczniejsze dziecko, jakie chodziło po ziemi. Służę od urodzenia i nikt mnie tu nigdy nie bił, tymczasem ta mała w ciągu tygodni zdążyła mnie gryźć i okładać pięściami.

— Kiedyś uważałam, że dziewczynkom to nie wypada, ale obecnie patrzę na to łagodniej. — Uśmiechnęła się lekko Leda. — Hermiona jest wybuchowa, a do tego martwi się moją chorobą.

Służąca skrzywiła się, dając do zrozumienia, że ona nie uważa tego za usprawiedliwienie. Na szczęście Leda nie była wyjątkowo sroga, jeśli poddani ograniczali skargi do rzucanych naprędce słów, więc dziewczyna mogła spokojnie opuścić komnatę.

— Kiedy stałaś się taka wyrozumiała? — spytała Klitajmestra matkę. — Gdy my byliśmy mali, karciłaś nas ostro za takie zachowanie.

— Próbowałam was wychowywać — odparła Leda. — Ale nie jestem pewna, czy dobrze mi się to udało. Po porwaniu Heleny próbowałam być lepszą babką niż matką... Szkoda, że nie mogę być nią dłużej — dodała, a w jej głosie pobrzmiewał żal i skarga do bogów śmierci.

Mimo że Klitajmestra przyjechała do Sparty jedynie z poczucia obowiązku, teraz w jej sercu pojawiła się litość do matki. Wyciągnęła rękę i lekko pogłaskała Ledę po bladej dłoni.

Elektra spacerowała korytarzem spartańskiego pałacu, próbując czerpać ulgę z braku obecności Klitajmestry. Wiedziała, że to złe, nie lubić towarzystwa własnej mamy, ale nie umiała nic poradzić na to, że bała się jej, bała się jej ostrych spojrzeń, karcących słów i tego tonu głosu, który brzmiał, jakby matka uważała ją za najgorsze zło świata. Nigdy nie uderzyła ani jej, ani jej rodzeństwa, ale Elektra czasem miała wrażenie, że wolałaby dostać cios rózgą niż znosić wszystkie niechętne słowa od osoby, która powinna ją kochać.

Próbowała oderwać się myślami od tych wspomnień, obserwując wazy z wizerunkami herosów, gdy nagle usłyszała czyjś głośny płacz, będący idealnym dopełnieniem tego, co działo się w jej głowie. Ruszyła w stronę, z której dochodził, i ujrzała swoją kuzynkę Hermionę. Dziewczynka siedziała przy ścianie, z twarzą ukrytą w skulonych nogach, i rozpaczliwie szlochała.

Elektra rzadko płakała, bo wiedziała, że każde okazanie słabości będzie pewną porażką wobec matki, spotka się z jej drwinami i okrutnymi sugestiami, że nie jest warta współczucia. Czasem jednak widziała, jak Kleonika obejmuje płaczącą Chrysostemis lub własną córkę, tuli je do swojej piersi i całuje po włosach. Domyślała się, że musi to być miłe i krzepiące, bo dziewczynki szybko się uspokajały, więc teraz sama usiadła obok Hermiony, zdecydowanym ruchem przygarnęła ją do siebie i powiedziała:

— Nie płacz, proszę! Zrobię wszystko, tylko nie płacz!

— Nie będziesz mi mówić, co mam robić, jestem przyszłą królową Sparty! — krzyknęła donośnie Hermiona, ale nie odepchnęła jej. Najwidoczniej podobnie jak jej siostra lubiła być tulona.

,,Nie masz tej pewności, jeśli twój ojciec sprowadzi matkę z powrotem, możesz mieć braci" pomyślała ironicznie Elektra, ale uznała, że mówienie takich rzeczy nie jest najlepszym sposobem na pocieszenie kogokolwiek.

— Dobrze, dobrze — powiedziała, głaskając jasne włosy kuzynki. — Możesz płakać, ale kto ci zrobił przykrość?

— Moja babcia umiera, a ta głupia służba jeszcze nie pozwala mi do niej wchodzić, a sami tam przesiadują i jej przeszkadzają, chociaż to mnie babka kocha, nie ich! — wyznała Hermiona ochrypłym od płaczu głosem.

— Może jeśli ich miło poprosisz, to cię wpuszczą? — zasugerowała Elke. Na jej matkę to nie działało, ale na niektóre nianie, owszem.

— Prosiłam, ale wszyscy mieli mnie za nic, chociaż jestem przyszłą królową... — odparła z rezygnacją młodsza dziewczynka i opuściła głowę na ramię kuzynki. — Nikt o mnie nie dba, teraz babcia umrze i zostanę całkiem sama.

— Może nie umrze... — wyraziła nadzieję Elektra, ale Hermiona tylko prychnęła.

— Wszyscy medycy uważają, że umrze. Nawet Hades i Persefona mnie nie lubią. Babka umrze, a ja zostanę całkiem sama — powtórzyła.

Elektra popatrzyła na małą Spartankę ze współczuciem. Histeryczne, gniewne słowa Hermiony wydawały jej się uzasadnione, wręcz odnosiła wrażenie, że kuzynka ubrała w słowa jej własne emocje, których nigdy nie miała odwagi wypowiadać. Ona również czuła się samotna i odtrącona, pozbawiona wsparcia i opieki. Całą nadzieję pokładała w tym, że ojciec w końcu wróci z wojny, a wtedy coś się zmieni, matka zrozumie, że źle ją traktowała i przeprosi, albo tata ją ukarze. Księżniczka Myken sama nie wiedziała, co byłoby lepsze.

Głęboko współczuła Hermionie. Ich los w pewien sposób był podobny. Ojciec każdej z nich walczył na wojnie i mógł zginąć w każdej chwili. Elektra nie pamiętała za dobrze swojej ciotki Heleny, mgliste wspomnienia o siostrze matki wydawały się miłe, jednak zdarzyło się jej słuchać rozmów Klitajmestry, która twierdziła, że Helena uciekła od swojego męża i porzuciła córkę. Jeśli miała rację, obie kuzynki nie zaznały matczynej miłości.

— Nie martw się, wtedy na pewno weźmiemy cię do siebie — obiecała z czułością. — Będziesz miała mnie, może być? — Uśmiechnęła się pocieszająco.

Hermiona skinęła głową i objęła ramionami jej szyję.


Kilka następnych dni upłynęło we względnym spokoju. Hermiona zajęta towarzystwem kuzynki nie spędzała już tyle czasu, zamartwiając się o babkę, Elektra i Orestes nie musieli widywać matki, a ona ich, co było dużą ulgą dla całej rodziny. Leda nadal była słaba, ale wciąż mogła przyjmować posiłki, rozmawiać z rodziną i wypytywać o losy królestwa.

— Żałuję, że w Sparcie nie zostanie nikt z rodziny królewskiej — wzdychała czasami. — Ale Menelaos wybrał dobrą administrację, nie zostawił królestwa na pastwę losu.

Klitajmestra nie odpowiadała. Wciąż nie mogła się pogodzić, że chociaż jej mąż nie zdobył dziedzictwa Sparty, na tronie zasiadał jego brat, a matka mówiła o nim z widoczną sympatią.

Zbliżająca się śmierć i przeżycia ostatnich dwóch lat zdawały się zmieniać Ledę. Królowa stała się bardziej czuła i otwarta, często wspominała porwaną Helenę i czytała listy od bliźniaków, pozwalała wnukom wchodzić do jej komnaty i długo z nimi rozmawiała. Klitajmestra zauważyła, że jej dzieci ze zdziwieniem przyjmują ciepłe gesty ze strony babki. Nie przywykły do bycia głaskanymi po włosach, sadzanymi na kolanach i całowanymi.

,,Przynajmniej nadal żyją" powtarzała sobie w myślach. ,,Nikt nie roztrzaskał im głowy".

— Jest już późno — powiedziała im pewnego wieczora. — Czas spać, nie można tak męczyć babci.

— Nie męczą mnie, ale rzeczywiście czas spać — przyznała Leda. — Dobranoc, dzieci. — Nachyliła się, by pocałować Hermionę, Elektrę i Orestesa.

— Dobranoc, babciu — odpowiedzieli chórem kuzyni. Leda odprowadzała ich do drzwi pełnym miłości spojrzeniem.

— Dzieci cię lubią — zauważyła jej córka. — Nie przypominam sobie, byś tak ochoczo bawiła się z nami.

— Mówiłam ci o tym nie raz. — Leda posłała jej smutne spojrzenie. — Wasz ojciec to robił. Gdybym była taka sama, nie nauczylibyście się żadnej dyscypliny właściwej dzieciom królewskim. Może chwilami za bardzo zapędzałam się w surowości, teraz zrobiłabym wiele rzeczy inaczej. — Głos królowej pobrzmiewał żałością. — Mam jednak nadzieję, że będziecie mnie wspominać choć odrobinę ciepło, tak jak wspominacie ojca. On był cudownym rodzicem i człowiekiem.

— Ale nie był bogiem — odezwała się z nagłą goryczą Klitajmestra. Leda spojrzała na nią z pytaniem w oczach. — Wychwalasz go, wspominasz, ale gdy byliście razem, zdradziłaś go! Naprawdę spotkałaś Zeusa, czy wymyśliłaś to, żeby zmusić ojca do uznania trojaczków?

— Tyndareos nie skrzywdziłby dzieci. — Leda uniosła pewnie głowę. — Może gnany dumą rodową skazałby mnie na śmierć, ale wcześniej pozwoliłby mi urodzić. A ja jestem królową, jestem potomkinią królów i nie bałabym się odpowiedzialności za swoje czyny.

— Jednak nie całkiem złagodniałaś, matko — zauważyła Klitaja. — To znaczy, że naprawdę pokochał cię Zeus?

— Ludzie nadużywają słowa ,,miłość", powinni obchodzić się z nim ostrożniej — uznała chora. — Twój ojciec był wtedy na wojnie, ja byłam sama, z królestwem i kilkuletnią córką, po dwóch poronieniach.[2] — Musiała na chwilę zamilknąć i pozwolić sobie na oswojenie z nagłym napływem wspomnień. — Kiedy codzienność mnie przytłaczała, wybierałam się nad jezioro, żeby oglądać łabędzie. Pewnego dnia zaczepił mnie nieznany mi mężczyzna. Wyglądał na starszego ode mnie, ale biła od niego siła i duma, które przyciągnęły mnie od pierwszej chwili. Próbował ze mną flirtować, ale ja naprawdę bardzo szanowałam Tyndareosa, choć nie poślubiłam go z miłości i nie zawsze czułam się przy nim dobrze. Wiedziałam, że jest dobry i szlachetny, że dba o mnie i ciebie, ale... byłam młoda i żądna hołdów. Od dziecka byłam świadoma, że nie wyjdę za mąż z miłości, ale liczyłam, że moja uroda oczaruje przyszłego małżonka i będę dla niego boginią... Tymczasem Tyndareos obdarzył mnie szacunkiem i przywiązaniem, bo byłam jego żoną i czuł wobec mnie poczucie obowiązku, i to było widać. Liczyłam na coś innego. Czasami myślałam, że coś mnie w życiu ominęło, nie zaznałam żadnych emocji, porywu. Ale naprawdę doceniałam twojego ojca i wierzyłam, że będę uczciwą żoną.

— Ale gdy okazało się, że masz do czynienia z bogiem, nie mogłaś nie skorzystać z okazji — domyśliła się Klitajmestra. Leda skinęła głową.

— Myślę, że od dawna pragnęłam romansu, a gdy dowiedziałam się, że stoi przede mną Zeus, poczułam się usprawiedliwiona, w końcu bogu się nie odmawia. Ale potem... pożałowałam. Naprawdę. Gdy zobaczyłam smutek i poczucie krzywdy na twarzy Tyndareosa, kiedy mówiłam mu o zdradzie, uświadomiłam sobie, jak bardzo niedojrzała i podła byłam. Uważałam się za dumną i wyjątkową, a zostałam jedną z wielu zdobyczy znudzonego boga. Jego pożądanie wcale nie było cenniejsze niż poczucie obowiązku mojego męża. Nie chełpię się tym, ale czasami myślę, że może wyniknęło z tego więcej dobra niż zła. Dzięki temu urodziłam Helenę i chłopców, a być może z Tyndareosem nie mogłabym już mieć dzieci. A on... w końcu mi wybaczył, ja go doceniłam i nasze ostatnie wspólne lata były naprawdę szczęśliwe.

— Ale moje nie! — krzyknęła nagle królowa Myken. — Wiesz, jak się czułam ja, kilkuletnia dziewczynka, której rodzice nagle zaczynają odnosić się do siebie z takim chłodem, która z pokątnie usłyszanych rozmów dowiaduje się, że jej matka dopuściła się zdrady, a potem patrzy, jak rodzi cudze dzieci? To był pierwszy cios w moim życiu, a kolejne były jeszcze gorsze!

— Nigdy nie chcieliśmy faworyzować żadnego dziecka — zapewniła ze smutkiem Leda.

— Wy może nie, ale ja od zawsze wiedziałam, że jestem inna niż cudowne dzieci, potomkowie boga, które same wybrały swój los, na co mi nie pozwolono — prychnęła Klitajmestra.

— Wierzyliśmy, że będzie ci dobrze z Tantalosem, zgodziłaś się na ślub... A jeśli chodzi o Agamemnona... Uwierz, że ojciec już chciał zebrać wojsko i ruszyć, by pomścić ciebie i twoją rodzinę, ale doszły nas wieści o tym, że masz poślubić swojego oprawcę z woli wyroczni. Przeraziło nas to, ale rozumieliśmy, że nie możemy nic zrobić. Nie chodziło tylko o to, że mogliśmy narazić się bogom, ale skoro Agamemnon dostał błogosławieństwo na ten związek, mógłby napaść na Spartę i zażądać wydania ciebie, a wtedy narazilibyśmy cały kraj i nasze młodsze dzieci. Bylibyśmy jak Trojanie, którzy poświęcili ojczyznę i całą rodzinę dla jednego Parysa. Nie chcieliśmy tego, córko. Woleliśmy wierzyć, że przy Agamemnonie zachowasz pozycję, a może za jakiś czas on zginie i będziesz wolna.

Klitajmestra nie odpowiadała. Leda pomyślała, że nawet jeśli córka widzi część racji rodziny, krzywdy tkwią w niej zbyt głęboko, by mogła puścić przeszłość w niepamięć i wybaczyć. Może naprawdę lepiej byłoby zaryzykować, rzucić wyzwanie bogom i zawalczyć o jej przyszłość. Wtedy Klitaja nie zostałaby tak zniszczona, jej dzieci nie musiałyby cierpieć, a więź matki z córką pozostałaby silna. Tymczasem teraz zdawało się, że miłość kobiety do rodziny została całkowicie zerwana.

— Nie musisz zapominać tego, co zrobiłam źle, ale czasem wspomnij to, co było we mnie dobre — poprosiła cicho.

Klitajmestra nie odpowiedziała, tylko pożegnała się z matką i wyszła z komnaty.

Rano obudziła ją służąca, przychodząc z informacją, że królowa Leda zmarła we śnie.


Klitajmestra z melancholią wpatrywała się, jak ciało jej matki powoli niknie w płomieniach, a dym leci ku niebu, jakby chciał zabrać ze świata wszelką pamięć o Ledzie. Kobieta, która zadziwiała wszystkich swoją siłą, hartem i żywotnością, teraz została pokonana przez śmierć.

,,Może wcale nie była tak silna" pomyślała Klitaja. Przypomniała sobie ostatnią rozmowę z matką i uświadomiła sobie, ile rzeczy w życiu zmarłej mogło ją załamać. Została porzucona przez kochanka, doznała straty dzieci, porwania córki, śmierci wnuka... W tym momencie królowa musiała przestać wspominać, gdyż myśl o Agatosie rozdzierała jej serce i sprawiała, że nie dawała rady stać obok dzieci jego mordercy. Skupiła więc swój wzrok na Hermionie, która, nie bacząc na godność księżniczki, szlochała rozpaczliwie i krzyczała, że chce z powrotem swoją babcię.

— To niesprawiedliwe, ona powinna wrócić, niech Hermes ją przywróci! — krzyczała dziewczynka. W czarnej sukience, z zapłakanymi niebieskimi oczami i opadającymi na drobne ramionka złotymi włosami przypominała ciotce Helenę, taką jaka była tego dnia, gdy ojciec przywiózł ją bladą i wystraszoną z Aten. Ale jej siostra nie wrzeszczała, tylko rozglądała się nerwowo i szlochała cicho. Minęło wiele czasu, zanim znów zaczęła się śmiać i cieszyć życiem.

— Twoja babka odeszła przed oblicze Hadesa i Persefony. — Kleonika, mamka Chrysostemis, przytuliła lekko Hermionę. — Kiedyś znów ją zobaczysz.

— Chcę teraz! — zawołała mała Spartanka.

— Uspokój się! — skarciła ją Klitajmestra. — I słuchaj kapłana — dodała, po czym sama spróbowała skupić się na słowach hymnu do Persefony, chcąc zapomnieć o trudnych wspomnieniach oraz zachowaniu siostrzenicy, które poruszyło ją w dziwny sposób. Hermiona należała do tego samego rodu, co jej dzieci, których się bała, ale patrząc na nie, widziała przede wszystkim Agamemnona. Tymczasem córka Heleny miała w sobie coś, co przypominało Klitajmestrze siostrę, chociaż jej wybuchy i porywczość uzmysławiało ciotce dziewczynki, że ta nadal jest Atrydką.

Gdy obrządki pogrzebowe się skończyły, królowa Myken zwróciła się do siostrzenicy:

— Poproś służbę, żeby spakowała ci potrzebne rzeczy i zdecyduj, czy chcesz kogoś zabrać ze sobą. Jutro wyjeżdżamy do Myken.

— Nigdzie nie jadę! — krzyknęła Hermiona. — Jestem księżniczką Sparty i zostanę tutaj!

— Nie pozwolę, żeby ludzie opowiadali, że następczyni tronu jest wychowywana przez służbę. Wrócisz do Sparty, gdy twój ojciec powróci z wojny — oznajmiła stanowczo Klitajmestra.

Hermiona przyjrzała się uważnie ciotce. Liczyła, że siostra jej matki przywoła w niej wspomnienie Heleny i będzie dla niej taka dobra i czuła jak niegdyś matka. Tymczasem choć przybyła zdawała się nie mieć nic wspólnego ze swoją siostrą, chociaż miała te same złote włosy i jasne oczy, które jednak u Klitajmestry zionęły chłodem, nie ciepłem i dobrocią, jak w przypadku ,,mamusi". Hermiona nie wierzyła, by taka kobieta mogła jej zastąpić Helenę i ofiarować choć namiastkę matczynej miłości. Widziała, z jaką niechęcią i obojętnością odnosi się do własnych dzieci, jak więc mogłaby traktować ją?

— Chcę do mamy i taty — wydusiła z bólem dziewczynka. Gdyby mogła znaleźć się teraz w ramionach któregoś z nich, nie czułaby się tak samotna i niepotrzebna.

— W takim razie uciekaj do Troi, zobaczymy, czy przeżyjesz — odpowiedziała Klitajmestra. — Ja mam lepsze rzeczy do roboty niż znoszenie kaprysów dzieci.

Hermiona wzdrygnęła się, słysząc mrukliwy ton ciotki. Spojrzała na schowanych za matką kuzynów, którzy wydawali się równie przerażeni jej zachowaniem, jak Spartanka. Chrysostemis nerwowo ściskała rękę mamki, a Orestes przestępował z nogi na nogę, nie zaszczycając ją ani jednym spojrzeniem. Jedynie Elektra nie odrywała od Hermiony jasnozielonych oczu, patrzących ze zrozumieniem i współczuciem. Ona musiała znosić tę okropną kobietę całe życie.

— Czy Elke też tam będzie? — zapytała nieśmiało mała księżniczka.

— Oczywiście, że tak, to przecież jej dom. — Klitajmestra była coraz bardziej zirytowana.

— W takim razie pojadę — zgodziła się Hermiona i skinęła głową. Następnie stanęła obok kuzynki, jakby liczyła, że ta ją obroni.

Z samego rana pozostała rodzina królewska wraz z garstką służby wyruszyła w drogę do Myken. Hermiona wcześniej zrobiła dokładny ,,obchód" całego pałacu, niczym władczyni przed wyruszeniem w podróż.

— Nareszcie się zjawiłaś, nie mamy całego dnia — skomentowała to zgryźliwie Klitajmestra, gdy dziewczynka znalazła się już przy wozie. — Elektra, co ty wyprawiasz?! — krzyknęła w stronę córki, która prawie potknęła się, wsiadając do pojazdu. — Czy ty nawet usiąść nie potrafisz?

Hermiona poczuła zimny dreszcz na karku. Słowa ciotki nie były prostym zwróceniem uwagi, co sama czasem słyszała z ust zmarłej babki. Klitajmestra brzmiała tak, jakby chciała wybatożyć córkę i miała pretensje, że ta w ogóle przebywa w jej towarzystwie. Księżniczka spojrzała w stronę kuzynki, sądząc, że ta odpowie matce krzykiem lub zacznie płakać, ale Elektra tylko uniosła na chwilę swoje poważne oczy i bez słowa zajęła miejsce.

,,Biedna" pomyślała ze współczuciem Hermiona. ,,Jak można tak mówić do dziecka? Przecież wszyscy rodzice kochają swoje dzieci".

Chciała dać Elektrze jakiś znak, że jej współczuje i chciałaby ją obronić, ale nie zdążyła usiąść przy niej, bo Orestes bezczelnie wskoczył do wozu przed nią i zajął miejsce przy starszej siostrze. Hermiona chrząknęła znacząco, ale chłopiec nie zwrócił na to uwagi. Wtedy dziewczynka postanowiła, że będzie go nie cierpieć. Skazał ją na całą drogę upchniętą przy Chrystostemis, która marudziła, że jest głodna, i Kleonice, która powtarzała tylko ,,ci, cicho, kochanie".

Jej złość na kuzyna lekko ustąpiła, gdy zobaczyła, że ten od razu chwycił rękę Elektry i nie puszczał jej do końca drogi. Przynajmniej doznała ona jakiejś sympatii, a na tym najbardziej zależało Hermionie.


Po całym dniu podróży oczom Hermiony ukazała się w końcu brama mykeńska. Dziewczynka uniosła wysoko oczy, z fascynacją wpatrując się w równe wieże obserwacyjne, mocne kamienie, a przede wszystkim umiejscowione na szczycie bramy dwa lwy, symbole dynastii, które z otwartymi paszczami wpatrywały się w niebo, jakby ostrzegając przed wrogami i intruzami. Hermionie wydawało się wręcz, że słyszy ich ryk.[3]

,,To jest także moje dziedzictwo" zrozumiała. ,,Mój dziad był królem Myken. Moim godłem jest lew". Ta myśl bardzo się jej spodobała.

Kamienne uliczki i murowane domy nie różniły się znacznie od tych, które widziała na co dzień w Sparcie, toteż nie poświęcała im wiele uwagi. Zwróciła ją dopiero, gdy ujrzała przed sobą pałac mykeński, który miał stać się jej nowym domem.

Nie był dużo większy i okazalszy niż spartańska siedziba. Jak wszystkie pałace w Grecji wznosił się na szczycie wysokich, kamiennych schodów i okalały go smukłe kolumny. Hermiona zauważyła jednak, że zarówno wejście do środka, jak i główny korytarz zdobi więcej wielkich, starannie rzeźbionych posągów oraz donic z kwiatami, z których część powieszona była wzdłuż sufitu.

— Nasz ojciec jest największym władcą w Grecji — odezwał się Orestes. — Zadbał, by jego pałac to oddawał.

— Nie podskakuj tak, bo hałasujesz — upomniała go srogo matka, po czym zatrzymała jakąś służącą i nakazała jej. — Zaprowadź księżniczkę Hermionę do jej nowej komnaty i pomóż jej rozłożyć rzeczy. Ja idę wziąć kąpiel.

Hermiona podążyła za służką na górę, szczęśliwa, że uwolniła się od towarzystwa ciotki, zwłaszcza że Elektra postanowiła jej towarzyszyć.

Gdy rzeczy nowoprzybyłej zostały już ulokowane po kufrach i dziewczynki zostały same, Hermiona wyjrzała przez okno i zaczęła wyglądać na majaczące w oddali morze.

— Bardzo lubię morze, mam nadzieję, że będę je słyszeć przed zaśnięciem — powiedziała do kuzynki. — W Sparcie mamy tylko rzekę, ale trochę pamiętam, że kiedy byłam malutka, rodzice zabierali mnie do nadmorskiej posiadłości... — Nagle umilkła, bo przypomniała sobie, że ich przy niej nie ma i jest zdana na kobietę, która nie wydawała się sympatyczna.

— Nie płacz — poprosiła Elektra, widząc zbierające się w oczach Hermiony łzy. — Twój tata wróci razem z moim i twoją mamą.

— A jeśli nie? — zapytała rozpaczliwie młodsza dziewczynka i usiadła obok niej na łóżku. — Tatuś i babcia powiedzieli mi, że ten okropny człowiek, który przyjechał z Troi, porwał mamę, ale słyszałam w mieście, jak mówili... że mama sama z nim uciekła. Rozumiesz? Że porzuciła mnie i tatę. — Z błękitnych oczu spływały łzy. — To znaczy, że mnie nie kocha. Nie chce mnie. — Ostatnie słowa wymówiła, już ciężko dysząc i z trudem łapiąc oddech.

Elektra zadrżała ze współczucia. Przecież sama o tym myślała i słyszała podobne historie z ust Klitajmestry. Jednak w tym momencie dałaby uciąć sobie rękę, że nie było to prawdą. Jej matka nie kochała własnych dzieci, dlaczego więc nie mogłaby równie niechętnie myśleć o siostrze i pragnąć ją oczernić?

— To na pewno kłamstwa. — Objęła lekko kuzynkę. — Twoja mama cię kocha i wróci do ciebie. Ludzie ją obrażają, bo... bo zazdrościli jej urody. — Po całej Helladzie krążyły pogłoski, że sama Afrodyta nazwała Helenę najpiękniejszą z kobiet.

— Myślisz? — upewniła się Hermiona. Elektra skinęła głową i pogłaskała ją po ramieniu.

— Pomyśl, twoja mama nie jest przy tobie, ale na pewno cię kocha i tęskni. Moja matka mnie nienawidzi... — Utkwiła ponury wzrok w podłodze.

Hermiona nie zaprzeczyła. Widziała przecież, jak ciotka Klitajmestra zwraca się do dzieci i z pewnością nie miało to nic wspólnego z miłością. Patrzyła na nie z odrazą i pogardą, jakby się ich brzydziła. Księżniczka natychmiast pożałowała, że podejrzewała o to samo swoją mamę. Przecież pamiętała ją i wiedziała, że matka zawsze mówiła do niej czule, lubiła spędzać z nią czas i się bawić. Nigdy nie potraktowałaby jej tak jak ciotka Elke.

— Kiedy twój tata wróci na pewno ją ukarze — stwierdziła.

— Chciałabym — powiedziała zaciekle Elektra. — Tata mnie kochał. Mówił, że jestem jego małą lwicą, ale nie mam od niego wieści od dwóch lat.

— Jak to? — zdziwiła się Hermiona. — Nie pisze do was?

— Pisze, ale boję się prosić matkę o czytanie, a ja sama nie umiem.

— Co? Nie umiesz czytać? Mnie nauczyła babka, żebym mogła czytać listy taty. W takim razie ja nauczę ciebie — postanowiła córka Heleny.

— Dziękuję. — Uśmiechnęła się Elektra, nadal nie wypuszczając jej z objąć. — Czy... nie przeszkadza ci, że cię dotykam?

Dopiero teraz Hermiona zauważyła, że przez całą rozmowę rozmówczyni nie tylko ją tuliła, ale głaskała i ocierała się o nią.

— Dlaczego miałoby?

— Nie wiem... Matka mówi, że to nienormalne. Ja... lubię dotykać. Matka nigdy nie pozwalała mi się przytulać, więc w końcu przestałam prosić. Kiedy Kleonika przytula Chrysostemis, ona się uspokaja, więc może to coś podobnego... Kiedy kogoś dotykam, czuję się bezpieczniej.

— Mnie możesz, kiedy tylko zechcesz — zapewniła Hermiona i przytuliła ją. — A ciotka sama jest nienormalna.

Siedziały chwilę w milczeniu, ciesząc się nowo zawartą przyjaźnią, aż w końcu Elektra zaproponowała, żeby poszły poszukać Orestesa.

— Po co? — spytała Hermiona. — On jest chłopcem, a my dziewczynkami.

— I co z tego? — odparła Mykenka. — Tu są prawie same dziewczyny, więc Orest musiałby siedzieć całkiem sam, gdyby nie chciał się z nimi bawić. To mój brat i bronimy się wzajemnie przed matką. Chodź, polubicie się — zapewniła i pociągnęła towarzyszkę ku drzwiom.


1. Asklepios – syn Apolla, znakomity lekarz, który miał dar wskrzeszania zmarłych, co wzbudziło złość Hadesa, który poskarżył się Zeusowi, a ten zabił wnuka piorunem. Po śmierci Asklepios został bogiem sztuki lekarskiej.

2. ,,(...) po dwóch poronieniach" – według mniej znanych mitów Leda i Tyndareos oprócz rozsławionej czwórki dzieci, mieli mieć kilkoro całkowicie śmiertelnych, niepowiązanych z bogami potomków. Wprowadzanie ich mogłoby skomplikować fabułę, więc żeby było minimalnie realistycznie przyjęłam, że Leda była jeszcze w ciąży z mężem, ale poroniła.

3. ,, Dziewczynka uniosła wysoko oczy, z fascynacją wpatrując się w równe wieże obserwacyjne, mocne kamienie, a przede wszystkim umiejscowione na szczycie bramy dwa lwy, symbole dynastii, które z otwartymi paszczami wpatrywały się w niebo, jakby ostrzegając przed wrogami i intruzami. Hermionie wydawało się wręcz, że słyszy ich ryk." – Symbolem Myken rzeczywiście były lwy zdobiące bramę miasta.


Dwie uwagi na koniec:

1. W domyśle zarówno Hermiona, jak i Elektra mają cierpieć na syndrom dziecka opuszczonego. Nie dotyczy on jedynie dzieci porzuconych, jak sugeruje nazwa, ale każdego dziecka, które nie zaznało miłości od rodziców, niezależnie czy doświadczyło przemocy fizycznej i psychicznej, jak w przypadku Elektry, czy wychowało się w ogólnie sprzyjających warunkach, ale bez obecności rodzica, której nic nie zastąpi. Co ciekawe, właściwie na podstawie samego mitu można uznać, że bohaterki wykazują cechy tego syndromu (skłonność do agresji, przekonanie o byciu ,,niewystarczającą"). Nie jestem psychologiem, ale staram się weryfikować informacje, żeby nie napisać nic krzywdzącego dla osób, które naprawdę zmagają się z takimi rzeczami. Korzystam głównie ze stron medycznych i psychologicznych, jednak wiem, że nie zastąpi to dokładnych studiów, dlatego jeśli ktoś z Was ma wykształcenie psychologiczne i zna temat, nie krępujcie się i zwracajcie mi uwagę.

2. Spoiler z mitu: osoby, które go kojarzą mogą się dziwić niechęcią Klitajmestry do Hermiony, gdyż zazwyczaj przyjmuje się, że ta była u ciotki szczęśliwa i tęskniła za nią po powrocie do Sparty. Jednak jak wspominałam już, Hermiona podczas pobytu w Mykenach miała zakochać się w swoim kuzynie Orestesie. Nie chce mi się wierzyć, że Oreses i Elektra darzyliby sympatią kuzynkę, która była faworyzowana przez ich matkę, która własnych dzieci nie kochała, zwłaszcza że w wieku sześciu-siedmiu lat raczej nie byliby świadomi historii matki, a na pewno nie w takim stopniu, by jej wybaczyć. Ciężko mi też przyjąć wersję, w której Hermiona przez cały czas niezachwianie kocha człowieka, który zamordował kobietę, która była dla niej jak matka. Oczywiście można tworzyć rozmaite teorie i próbować to łączyć, jednak myślę, że gdy poznacie dalsze rozdziały, uznacie, że inna koncepcja by tu nie pasowała.

Dajcie znać, co sądzicie o nowych bohaterach i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top