1- Jeszcze nie wiem, że zaczynamy zabawę

Odkąd pamiętam było świetnie. To znaczy oprócz ciągłych kłótni z matką o to, że herbata zielona jest lepsza od czarnej (barwionej na granatowo), opiekowania się nad młodszym "prawie dorosłym" dwunastoletnim i bratem i beznadziejnych ocen z WF. Ale to ostatnie nie było akurat moją winą! Jakoś nigdy nie umiałam tych wszystkich przewrotów, potrafiłam spaść idąc prosto po równoważni, a nawet mój młodszy braciszek był lepiej rozciągnięty ode mnie. No, ale jakoś się żyło.

Czekajcie, jeszcze się nie przedstawiłam! Chociaż w sumie nie wiem co powinnam Wam powiedzieć. Nazywam się Magalie Jasckson, mam 18 lat i mieszkam z mamą, bratem i ojczymem w małym domku w Nowym Jorku. Codziennie zaczynam zajęcia o 8, więc budzę się o 7, ogarniam i  wychodzę. Kiedyś musiałam czekać na brata, który łaskawie schodził na gotowe śniadanie i ociągając się wychodził ze mną do szkoły. Tak wiem, byłam kochana. Szkoda, że tylko Wy to widzicie. Dlaczego już tego nie robię? Ma on pewne... problemy z nauką. Jego ADHD z każdym dniem jest powiększa się. Nie jest mile widziany w publicznej szkole, dlatego mieszka w internacie Yancy Academy, szkoły dla dzieci ze specjalnymi wymaganiami. 

Jednak feralnego ostatniego dnia również musiałam czekać na kogoś, kto tak jak mój brat był definicją lenia.

-Idziesz Maddie? - specjalnie przeciągnęłam ostatnią sylabę imienia przyjaciółki, dając pokaz moich  umiejętności wokalnych. - Za pięć minut wychodzimy!- krzyczałam dalej.

-Spokojnie kochanie, festina lente, pamiętaj - słowo oczywiście musiała wtrącić mama. - Spiesz się powoli. - Nie lubiłam się spóźniać. Byłam bez wątpienia perfekcjonistką, a Maddie bez wątpienia przypominała moją nieogarniętą, ale kochaną mamę. Pewnie dlatego moja wieloletnia przyjaciółka tak dobrze dogadywała się z Sally.

- No ale jak ja mam być spokojna, jak przez nią nigdy nie jestem na czas. Przypomina mi Percy'ego - zawyłam, niczym rasowy wilk. Wtedy usłyszałam łomot kroków dziewczyny. - Znalazła się córka marnotrawna - i już niczego nie mówiąc wyszłam z mieszkania zamykając dziewczynie drzwi przed nosem.  

Ta tylko zachichotała, uśmiechając się na pożegnanie do mojej mamy. Bardzo dobrze znała drogę z mojego mieszkania do szkoły, bo często zostawała u mnie na noc, sama mieszkając na drugim końcu miasta. 

Będąc już na dworze zwolniłam nieco kroku, czekając aż przyjaciółka mnie dogoni. 

- Nie wściekaj się no mnie. Przecież nie mogłaś się spodziewać, że będę gotowa na czas - wyszczerzyła się do mnie przyjaciółka. - Postawię Ci jakąś pizzę niedługo.

- Nie mogę uwierzyć, że za dwie godziny wakacje. Strasznie szybko to minęło - zwróciłam się udobruchana do dziewczyny, jednocześnie zdając sobie sprawę, że jej obietnice nigdy się nie spełniają.

- Strasznie, to ja się cieszę - zaśmiała się blondynka. - Musimy to uczcić. Idziemy gdzieś po zakończeniu?

Już chciałam się zgodzić, jednak w porę zdałam sobie z czegoś sprawę. Dobrze, że sobie przypomniałam, bo inaczej mój perfekcyjny mózg przez najbliższe dwa tygodnie wyrzucałby mi, jak nieogarnięta jestem. - Sorry, nie dzisiaj. W sumie też nie jutro, ani pojutrze. Jadę na plażę z mamą i bratem. Nie mówiłam Ci? - Zdziwiłam się, że mogło mi coś umknąć.

- A, no przecież. To tylko zadzwoń jak wrócisz, bo pewnie też zapomnę - zaśmiała się Maddie, wchodząc do szkoły.

Zatrzymałyśmy się w auli, gdzie nawet połowa miejsc nie była jeszcze zajęta. Wiadomo - wyszłyśmy później niż planowałam, ale i tak przewidziałam opóźnienie, co poskutkowało pojawieniem się naszej dwójki 20 minut przed rozpoczęciem.

- Jeju, jak zwykle. - Zajęczała dziewczyna patrząc na godzinę w telefonie. - Jeszcze trzy godziny dopóki się zacznie.

- Mamy dwadzieścia minut - odpowiedziałam jej ze śmiechem - to nie koniec świata.

Naburmuszona dziewczyna odwróciła się ostentacyjnie tyłem do mnie, zakładając słuchawki na uszy. Prychnęłam pod nosem. Nie wiedziałam, że ten "koniec świata", o którym tak żartowałam z przyjaciółką nastąpi. I to dzisiaj.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top