Ogarnianie rzeczywistości.
Rano obudził mnie śmiech i krzyki radości Mabel. Mówiłem jej, żeby nie jadła kwaśnych żelek od razu po wstaniu. Zacząłem trzeć oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Gadała z kimś przez telefon. Gdy w pewnej chwili, Mabel na mnie popatrzyła, szybko i bardzo mocno mnie przytuliła. Rozłączyła się i usiadła na moim łóżku z wielkim bananem na twarzy.
-Co jest?
Spytałem jeszcze zaspanym głosem.
-Zgadnij, kto nas zaprosił na kolację, dziś wieczorem?
-Nie mam na to siły Sister. Daj mi się dobudzić.
Ziewnołem, przeciągnąłem się powoli i wstałem na równe nogi, chcąc podejść do lustra i popatrzeć na mój okropny, poranny wygląd.
-Taka ładna dziewczyna. Niegdyś wredna i szpanująca wszystkim co popadnie, a teraz bardzo miła i na pewno świetna w całowaniu.
Popatrzyła na mnie uwodzicielko.
-Pacyfica nas zaprosiła?!
Dopytałem się przerażony.
-Takkk. Powiedziała, że oczekuje nas o godzinie 20.00 i nie możemy się spóźnić. Trzeba się ubrać jakoś ładnie, wymalować.....
-To może Ty się wymaluj, a ja pójdę sobie na dół.
Odparłem i szybko wyszedłem do salonu.
-Sister. Co Ty wygadujesz?
Przecież Pacyfica nie zaprosiłaby nas tak z dnia na dzień do siebie na kolację.
Powiedziałem sobie w myślach. Zacząłem szperać w lodówce w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, kiedy to usłyszałem ciężkie kroki wujka Stanka.
-Jak się spało, nasz męski mężczyzno?
Zakpił ze mnie wuj.
-Haha. Bardzo śmieszne.
Odparłem sarkastycznie.
-Zostałem razem z Mabel, zaproszony na kolację.
-Na serio?
Zaczął się śmiać.
-Niech zgadnę. To ta... jak ona miała? Pacyfica, ta bogata z blond kudłami i głupimi rodzicami?
Nie chciało mi się o tym myśleć. Zabrałem ze sobą butelkę mleka i całą paczkę płatków i poszedłem do stolika. Za mną, zaczął iść wuj, który w ręku trzymał kiełbase.
-Co się tak wstydzisz chuderlaku. To, że kobieta płaci za jedzenie, to nie jest żaden straszny problem.
-Nie o to chodzi wujku Stanku. Po prostu... nie wiem co robić. Fakt, jakiś czas temu, byliśmy wrogami, ale teraz, kiedy zacząłem chyba za nią tę...tęsk... nie mogę nawet powiedzieć tego słowa.
Zacząłem gadać i chyba za bardzo się zapędziłem.
-A co z Wendy?
Spytał Stanek.
-Wendy?...A co niby miało się jej stać?
Powiedziałem udawając, że nic nie wiem.
-Nie udawaj idioty. Przecież wszyscy wiedzieli, że masz coś do niej. Nawet się zastanawiałem, czy ty przypadkiem nie myślisz o "digu, digu" rzeczach.
Odezwał się staruszek. Na twarzy poczułem nieprzyjemne uczucie.
-Słuchaj. Jeżeli się boisz poważniejszych spraw z dziewczynami to ja to rozumiem. Spróbuj jednak zaangażować się w tą sytuację. Może Pacyfica czuje do ciebie to samo co ty do niej?
Mądrości Stanka nie znają granic.
Zabrałem jedzenie ze sobą, chcąc iść do pokoju.
-Pomyślę nad tym.
Albo i nie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top