Pierwsze zbrodnie

Ranek, około godziny 11:15, przetarłam oczy i spojrzałam na sufit.
- Na szczęście to nie sen - pomyślałam i uśmiechnęłam się.
Wstałam i zobaczyłam na komodzie tacę z śniadaniem oraz kartką z napisem ,, Na dobry początek dnia :) ''. Bill to naprawdę umie o mnie zadbać. Po posiłku powędrowałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby itp. Potem ubrałam nową sukienkę. Była prześliczna. Zeszłam na dół, lecz nigdzie nie znalazłam Billa. Wyszłam na zewnątrz. Strasznie prażyło słońce.
- Ciepło troszkę, prawda? - usłyszałam i omal nie odskoczyłam w bok ze strachu.
- Spokojnie to tylko ja - Bill zaśmiał się, pstryknął palcami a niebo troszkę zachmurzyło się.
- Zawału można dostać, a i dziękuję za śniadanie - zachichotałam a Bill nagle mnie przytulił.
- Hm... Czyżbym czuł róże? - zapytał.
- Tak, brałam prysznic - odpowiedziałam.
- Pięknie pachniesz, różyczko - powiedział po czym uśmiechnął się odsłaniając swoje lśniące zęby.
- Jejku, jaki on kochany... - pomyślałam.
- O a tak wogóle mam dla ciebie małe zadanie.
Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do jego pokoju. Był ogromny. Rozejrzałam się do okoła i zauważyłam tak jaby słoiki z.... Sercami? Tak, ludzkimi sercami. Już na sam ten widok zrobiło mi się niedobrze.
- Widzę że już zapoznałaś się z moją kolekcją - powiedział.
- K-kolekcją...? - zapytałam ze strachem.
- Tak, to jest serce dziecka, to osoby dorosłej i starej, to chłopaka a to dziewczyny - zaczął wymieniać wszystkie po kolei po czym doszliśmy do ostatniego słoika, był pusty.
- A tu jest miejsce na wyjątkowe serce, serce osoby mądrej, wiernej a zarazem pięknej. Szukam takiej osoby już od 1200 lat - powiedział.
- Tak dużo? - zapytałam.
- Niestety tak, moje poszukiwania mogą trwać dalej w nieskończoność.
- Ty się wogóle nie starzejesz - zauważyłam.
- Jestem nieśmiertelny - powiedział z dumą.
Żyć wiecznie... Ciekawe.
- A jeśli już o tym mowa, może chciałabyś mieć taką własną kolekcję? - zapytał.
- Że niby ja? Nie... Nie sądzę - powiedziałam szybko.
- No weź, to nic takiego, zaufaj - powiedział a ja nie zdążyłam nawet nic powiedzieć bo nagle znaleźliśmy się na jakimś placu zabaw.
- Na początek coś prostego, serce dziecka - odrzekł.
- Ja tego nie zrobię!
- Zrobisz, zrobisz - podał mi nóż i popchnął w stronę małego chłopca. Jako jedyny był na placu. Podeszłam cicho, podniosłam rękę z nożem do góry i po chwili zatopiłam ją w jego plecach. Krew trysnęła mi na twarz. Bill patrzał na mnie z podziwem.
- A teraz zdobądź serce - powiedział.
Gdy dziecko nie dawało już żadnych znaków życia, wbiłam nóż w lewą stronę klatki piersiowej, zaczęłam przecinać skórę którą potem odrzuciłam gdzieś na bok, włożyłam rękę w głąb rany i stanowczo wyrwałam serce które wylądowało w słoiku z jakimś płynem. Odwróciłam się w stronę Billa cała zakrwawiona i z łzami w oczach.
- No, no, gratuluję, sam nie zrobił bym tego lepiej - poklepał mnie po plecach z uśmiechem.
To co zrobiłam przed chwilą było okropne. Przeteleportowaliśmy się do innego miejsca, tu akurat był wieczór. Staliśmy przed jakimś jednorodzinnym domem.
- To zadanie również będzie proste, serce dziecka, tym razem dziewczyny - powiedział.
- Będę czekać przed domem - dodał.
Weszłam niepewnie i pełna obaw do domu. Nikogo w nim nie było. Na końcu korytarzu moją uwagę przyciągły różowe drzwi z jakimś kucykiem pony. Otworzyłam je cichutko i ujrzałam dziewczynkę bawiącą się lalkami. Była urocza... Co ona robiła sama w domu o tej porze? Chciałam się wycofać ale przypomniał mi się warunek Billa. Wtedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
- Mamo...? - zapytała cicho a wtedy ja wbiłam jej nóż prosto w brzuch. Wydała z siebie tylko krótkotrwały jęk i upadła umierając. Podeszłam do niej i zrobiłam to samo co wcześniej. Zdobyłam już drugie serce...
Długo nie wychodziłam z budynku a Bill trochę się niecierpliwił. Wreszcie wszedł do domu i zaczął mnie szukać. Po 10 minutach znalazł mnie w pokoju dziewczynki tuż pomiędzy szafą a ścianą. Byłam w ciężkim stanie. Siedziałam z głową skrytą w kolanach, cała się trzęsłam a przy mnie leżała moja zdobycz wraz z nożem.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.
- Oczywiście, zabiłam dwójkę bezbronnych dzieci, wyrwałam im serca, jest zajebiście! - powiedziałam płacząc a zarazem uśmiechając się.
- Przecież już po wszystkim - pocieszał.
- Dla ciebie to nic! Dla mnie to ból, i poczucie winy do końca życia...
Bill westchnął. Wstał wziął mnie na ręcę i wyszliśmy z domu. Potem poczułam tylko lekki powiew wiatru i już znaleźliśmy się w naszej willi. Bill nadal trzymając mnie na rękach zaniósł mnie na górę do mojego pokoju i położył na łóżku. Leżąc odwróciłam się od niego nadal płacząc.
- Ci...już dobrze - szeptał.
Miał taki cudny uspokajający głos że lada chwila przestałam płakać.
Potem położył się blisko mnie, przytulił i tak w ciągu kilku chwil zasnęłam głębokim snem.

Następnego dnia rano

Przebudziłam się ok. godziny 6:30. Prawie nic nie pamiętałam z poprzedniego dnia. Obróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Billa blisko mnie, aż za blisko.
Skoczyłam wystraszona widząc go w samych bokserkach a mnie w samej bieliźnie. Zaczęłam się wydzierać.
- CO TY TU ROBISZ?! CO?!
Bill omal nie spadł z łóżka. Usiadł, poczochrał włosy i słuchał moich krzyków. Gdy skończyłam wreszcie zdołał coś powiedzieć.
- To nie tak jak myślisz.
- Jak nie jak tak? Co robisz w moim łóżku, jeszcze do tego prawie nago? - pytałam.
Bill zaczął mi wszystko po kolei tłumaczyć.
- Mhm, i ja mam ci w to uwierzyć? - powiedziałam i poszłam do łazienki. Odechciało mi się już spać. Usiadłam na rogu wanny i zaczęłam rozmyślać. Wierzyć w to wszystko mi się nie chciało. Pozbierałam sie do kupy i zrobiłam ranne obowiązki i wyprałam zakrwawioną sukienkę. Gdy wyszłam z łazienki, Billa już nie było w moim pokoju. Ubrałam czarne potargane jeansy i żółty podkoszulek z koronką na plecach. Zeszłam na dół do Billa.
- Dobra, przepraszam... Nie chciałam tak ostro zareagować - powiedziałam.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się zaparzając kawę.
Usiadłam przy stole i zaczęłam wcinać tosty z masłem orzechowym.
- Dzisiaj masz dla mnie jakieś zadanie? - zapytałam.
- Myślałem że chcesz odpocząć po wczorajszym - powiedział zaskoczony.
- Nie, chce mieć to już za sobą - odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Jeśli tak bardzo chcesz, to po śniadaniu możesz pójść je wykonać. Na dziś potrzebujesz serce dorosłego.
Tak jak zaplanowaliśmy, przenieśliśmy się w kolejne miejsce. Było deszczowo i pochmurno. Tym razem był to przystanek autobusowy.
- Tu nikogo nie ma - powiedziałam.
- Poczekaj chwilę.
Po 3 minutach podjechał autobus z numerem 10. Bill kazał mi do niego wsiąść i tak zrobiłam. Pojazd był pusty, jedynie siedziała w nim jakaś kobieta. Gdy ruszyliśmy dalej podeszłam do kobiety i wbiłam jej nóż w głowę.
- Łatwizna... - pomyślałam.
Nagle bus zatrzymał się a ja prawie straciłam równowagę. Kierowca wszystko widział, wybiegł z kabiny i stanął naprzeciw mnie. Czułam jego strach. Wyjął pistolet z środka jednej skrytki i wycelował w moją stronę, strzelił, a ja jakimś cudem unikłam strzału. Wtedy podbiegłam do niego i odcięłam jedną z dłoni. Mężczyzna zaczął krzyczeć z przerażenia.Szybko zakończyłam jego męki, podcinając mu gardło. Następnie wróciłam do tamtej kobiety. Kolejne dwa serca zdobyte. Otworzyłam drzwi pojazdu i wyszłam na drogę gdzieś w lesie. Nigdzie nie widziałam Billa. Zaczęłam iść w miejsce gdzie ostatni raz się widzieliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top