Czy to koniec?

Było strasznie zimno a do tego mgła zasłaniała prawie wszystko. Poszłam w głąb lasu, może znajdę jakąś pomoc. Było tu okropnie, przypomniał mi się film ,,Las Samobójców''. Idąc tak nagle ktoś dotknął mojej głowy. Popatrzałam w górę cała spłoszona.
- Znowu mnie straszysz? - zapytałam.
- Przepraszam, nie chciałem, gdzie byłaś? Szukając cię znalazłem mają miejscówkę, chodź - powiedział zadowolony i podał mi rękę. Chwyciłam się go i nagle podnieśliśmy się w górę.
- Nie wiedziałam że umiesz latać.
Gdy byliśmy nad koronami drzew ujrzałam ogromną skałe na której usiedliśmy. Niebo było gwieździste.
- Wiesz... Nigdy nie spotkałem takiej osoby jak ty...Przez tyle lat byłem sam, cieszę się że już nie będę samotny - powiedział czule.
- Naprawdę? - zapytałam.
- No pewnie, a właśnie, mam coś dla ciebie.
Wyciągnął coś z kieszeni garnituru i poprosił abym odgarnęła włosy. Po chwili na mojej szyji zawisnął diamentowy trójkąt na złotym łańcuszku.
- O jeju... Jest śliczny - powiedziałam i pocałowałam go w policzek a on mnie przytulił. Spędziliśmy tam sporo czasu. Około godziny 1:00 w nocy postanowiliśmy wracać do domu. Tym razem Bill wziął mnie ,,na barana'' i poszliśmy do domu.
Położyłam się na łóżku i powiedziałam że żeby nie robić kłopotu, Bill może spać u mnie.
Objął mnie ręką i poszliśmy spać.

Rano, godzina 9:45

Byłam wyjątkowo wyspana, popatrzałam na Billa. Jeszcze spał. Wstałam powoli z łóżka żeby go nie budzić i poszłam do łazienki.
- Została mi jeszcze ta farba do włosów - pomyślałam.
Wzięłam ją i pofarbowałam całe włosy na żółto. Przejrzałam się w lustrze. Nie byłam już dawną Zuzą, jej już nie ma... Przepadła. Wyszłam z łazienki i wskoczyłam na Billa.
- Dzień dobry! - powiedziałam z entuzjazmem.
- Ooo... Witaj mała - mruknął jeszcze zaspany i się uśmiechnął.
Zeszłam do kuchni zostawiając Billa w pokoju.
Postanowiłam że dziś ja mu zrobię śniadanie do łóżka.
Gdy kawa się zaparzała przypomniałam sobie te słoje z sercami. Bill wspominał że poszukuje serca osoby mądrej, wiernej i pięknej... Czyżby...? O nie... Przeszły mnie ciarki.
Położyłam filiżanki na tacy razem z cukrem, miodem, tostami i jakimiś ciastkami. Weszłam na górę do Billa.
- Dziękuje ci bardzo, siadaj koło mnie - powiedział i zrobił mi miejsce obok siebie.
- Co dziś będziemy robić ciekawego? - zapytałam.
- Nie mam narazie pomysłów. Jakieś propozycje? - odpowiedział.
- Może... Dziś zdobęde dwa ostatnie serca?
- Jak chcesz, oczywiście możesz.
- I będę mieć to już za sobą?
- Jak najbardziej.
Po śniadaniu szybko się ubrałam i zapytałam Billa czy pójdzie ze mną.
- Mam kilka spraw do załatwienia, przeteleportuję cię a jeśli będziesz chciała wrócić to pstryknij palcami i znajdziesz sie w domu? Oki? - zapytał.
- No spoko - odpowiedziałam.
Zobaczyłam chwilowe przyćmienie i już znalazłam się w jakimś mieście. Serca osób starszych... To będzie trudne.
Chodząc tak po parku, myślałam gdzie mogłabym ich znaleźć.
Szpital... Tak, tam na pewno będzie nie jeden staruszek. Poszłam według strzałki na której pisało ,,Szpital Wojewódzki - 1,5 km''.
Gdy byłam już na miejscu wjechałam windą na ostatnie piętro i wybrałam pierwszą lepszą salę. Weszłam do niej i zobaczyłam jakąś starszą kobietę spokojnie leżącą na łóżku.
Nie moge tego zrobić... Ale niestety, musiałam...
Podeszłam do niej, spała. Wyjęłam nóż i wbiłam go w płuca. Kobieta zaczęła sie dusić po czym umarła. Wyjęłam serce. Teraz tylko potrzebuje jeszcze serce mężczyzny. Przeszłam do innej sali. Ta była dziwna, pusta i ciemna, tylko na środku stało łóżko, i chyba ktoś na nim leżał, cały przykryty białą matą. Odsłoniłam ją i zorientowałam się że ta osoba jest martwa. Na szczęście to mężczyzna. Wycięłam trójkąt nad sercem po czym je wyrwałam. Oba serca schowałam do słoików a następnie do torby którą miałam ze sobą. Nagle drzwi sali otworzyły się, odwróciłam sie i ujrzałam młodą pielęgniarkę która zaczęła krzyczeć na całe gardło. Jak najszybciej wybiegłam drugimi drzwiami i weszłam do windy. Zjeżdżając powoli na dół modliłam się tylko żeby mnie nie złapali. Gdy byłam już na parterze zauważyłam grupę ochroniarzy zagradzających wyjście szpitala. Kilku z nich wyciągło pistolety a ja szybko pstryknęłam palcami.
W moment znalazłam sie w moim pokoju. Miałam już dosyć, serdecznie dosyć.
Postawiłam te cholerne słoiki na szafkę i wyszłam do ogrodu.
Billa nadal nie było.
Nagle zobaczyłam listonosza.
Podeszłam do niego a on podał mi listy dla Billa. I wtedy nagle coś we mnie wstąpiło.Chwyciłam mężczyznę i obaliłam na podłogę. Jak opętana zaczęłam go bić wszystkim czym sie dało. Kiedy uznałam zgon, przeniosłam go do kuchni i położylam na ogromnym stole. Wzięłam swój nóż i pionowo przecięłam jego brzuch. Powoli zaczęłam wyciągać trzewia które wylądowały na ziemi a następnie silnym pociągnięciem wyrwałam płuca z klatki piersiowej waz z sercem. Przypomniałam sobie o pile którą widziałam w ogrodzie, poszłam po nią a kiedy wróciłam zaczęłam powoli odcinać mu kończyny a następnie głowę. Tym razem głowa wylądowała w słoiku. Bill wrócił gdzieś godzinę później.
- O widzę że już jesteś - powiedział. - Boże co tu się stało?! - krzyknął na widok mnie całej we krwi.
- Siedze tu od ponad godziny. Przyszedł listonosz więc się zabawiłam - powiedziałam z uśmiechem.
- Tego się nie spodziewałem... - powiedział.
- A tak w ogóle, co załatwiałeś? - zapytałm.
- A takie tam... Pierdoły.
- Mhm... No ok.
- Słuchaj mam sprawę, chce dodać do kolekcji jeszcze jedno serce.
- Czyli...? Mówiłeś że to koniec - skrzywiło mnie.
- Tak wiem, ale bardzo bym chciał serce mojego wroga - odpowiedzial.
- Twojego wroga? A kto to? - zapytałam.
- Pokaże ci na miejscu, ale najpierw... Posprzątajmy ten syf.
30 minut później cała kuchnia lśniła czystością.
- To jak idziemy?
Przeteleportowaliśmy się do... Tajemniczej Chaty? A dokładnie to staliśmy przed nią.
- No i co dalej? Jak nazywa sie twój wróg? - zapytałam wreszcie.
- Stanley Pines.
- Że co?! I co ja mam zrobić? Zabić go?! - wrzasnęłam.
- O to chodzi - powiedział Bill.
- Chyba cię coś boli! Nigdy tego nie zrobię!
- Uważaj na słowa, różyczko. Pamiętaj... Nasza umowa.
Nie wiedziałam co robić. Jednak postanowiłam. Zrobię to.
Weszłam do Chaty i zaczęłam szukać wuja. Siedział w salonie z bliźniakami i Klaudią. Akurat o mnie rozmawiali. Weszłam do nich a oni popatrzeli sie na mnie jakby zobaczyli ducha. Chwyciłam Stana za podkoszulek i chwyciłam nóż.
- NIE!!! STÓJ !!!!! - Mabel krzyknęła.
Wtedy łzy napłynęły mi do oczu.
- Pomóżcie mi, proszę! - powiedziałam i wybiegłam.
Bill stał przed Chatą.
- Tak szybko? A gdzie serce? - zapytał.
- Nie man żadnego serca!!! Nie dostaniesz go nigdy!!! - zaczęłam sie wydzierać i uciekłam w las.
- Zatrzymaj się!!! - Bill też coś tam krzyczał ale już nie słyszałam co.
Nie przestawałam biec. Przypomniała mi się skała na której Bill podarował mi naszyjnik. Może tam mnie nie znajdzie? Wybiegłam na drugą stronę miasta i zobaczylam mój cel. Myslalam ze ta skała będzie trochę dalej. Jak najszybciej wspięłam się na nią i schowałam w jakiś kąt. Siedziałam tak z 40 minut.
- Tu jesteś. Wiedziałem ze cie tu znajdę.
Szybko podniosłam głowę. No nie...
- Co ci strzeliło do głowy? - zapytał.
- Odsuń się! - warknęlam.
- Wróć po serce - powiedział.
- Nigdzie nie idę!
- Wróć po serce - podniósł ton.
- Nie!
- POWIEDZIAŁEM ŻE MASZ TAM WRÓCIĆ DO JASNEJ CHOLERY!
Popatrzałam na niego jak na dziwaka.
Zobaczylam bliźniaków, Stana i Klaudię całych zdyszanych, stanęli za kamieniami.
- To może wolisz oddać swoje serce, co? - zapytal po chwili.
- Że co proszę? Śmieszny jesteś! - warknęłam.
- Daje ci wybór. Czekam minute - powiedział Bill.
Zaczęłam sie zastanawiać co mam robić. Nigdy nie zabije wuja Stana... Chyba że... Tak, oddam mu swoje serce.
- Jaka twoja decyzja? - zapytał.
- J-ja... Oddam swoje... - powiedziałam cicho.
- Nie Zuzia nie rób tego!!! - Dipper zaczął krzyczeć.
- Oh jaka szkoda, zależy mu na tobie - zachichotał.
- Tobie przecież też zależy na mnie...
- Zależałaś - poprawił Bill.
Czyli te wszystkie nasze chwile to tylko przykrywki...? Te pocałunki?
- To jak różyczko?
- Ty bydlaku! - rzuciłam się na niego po czym zerwałam naszyjnik który od niego dostałam i rozbiłam na kawałki.
Bill chwycił mnie za gardło i stanął na krawędzi skały.
- I co teraz zrobicie? - uśmiechnął się.
- Zostaw ją w spokoju!!!
- Dipper... Przepraszam że mówię ci to dopiero teraz, w takim momencie, a-ale... Ja cie kocham. Przepraszan - ledwo co udało mi się coś powiedzieć.
Nagle ręka Billa rozluźniła się.
- Ups... Wypadła mi - zaśmiał się, powrócił do formy trójkąta i zniknął.
Zaczęłam spadać.
Zobaczyłam tylko Dippera wychylającego się zza krawędzi skały z ręką wyciągniętą ku mnie. Z oczu leciały mu łzy.
Przez głowę przelatywały mi chwile spędzone z bliźniakami, Klaudią, oraz Billem...Później widzialam tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top