Rozdział 1 Pakt
Blondyn szedł po ulicy trzymając na szyi małego czarnego węża. Zwierzę posłusznie spało sobie ułożone niczym naszyjnik. Mikuni teraz musi pomyśleć co robić dalej. Skoro uciekł z domu to jak nic nie może liczyć na pomoc swojego ojca. Pogrzebał w kieszeni czując gruby plik banknotów, więc na jakiś czas powinno mu wystarczyć na przeżycie.
— Jeje jak ty właściwie zdobywasz pożywienie? — Często widział jak [ ... ] jadł normalne jedzenie z nimi przy stole, więc jak to wyglądało u tego wampira? W końcu nigdy żadne z nich nie widziało tego Servampa u siebie w rezydencji.
— Znasz jakiekolwiek zasady dzieciaku? — Wąż syknął niezadowolenie otwierając jedno oko. Jak to możliwe by nastolatek potrafił podpisać z nim kontrakt, a nie znał się na zasadach panujących w ich świecie? Co on myślał, że oswoi wampira na widzi mi się?
— Nie — Uśmiechnął się do siebie złośliwie. Nie musi ich znać. Po prostu niech mu ten workowaty krwiopijca powie co je by było łatwiej mu go wychować. Może i działa mu to zwierzę na nerwach, ale skoro podpisał z nim pakt jest za niego odpowiedzialny.
Czarny wąż westchnął i pokręcił niepocieszony głową. Niebywałe w co on dał się wrolować. A mógł udawać dalej zwierzę i nie podpisywać paktu z tą kobietą. Nie miałby teraz tego blondwłosego problemu na głowie. Chłopak zniknął za rogiem i wąż wrócił do swojej prawdziwej postaci poprawiając jeden z toreb. Alicein dostrzegł tylko wściekłe oko patrzące na niego z jednej dziury. Ciekawe czemu nosi je na głowie? Co się kryje pod tym worem?
— Jak już wiesz jesteśmy wampirami, które podpisują pakt z ludźmi, którzy zostają ich Eve — Postać oparła się o ścianę nie ściągając wzroku z blondyna. Dzieciak był młody. Cholera wpadł zupełnie jak Lawless na jakiegoś żółtodzioba, a zawsze czepiał się tamtego szalonego brata z kim podpisuje pakty. Ale tamten sam sobie sam wybiera jakieś smarki, a on nawet nie miał zbytniego wyboru. — w zamian za picie twojej krwi jestem twoim uniżonym sługą. Jednak...
Wyciągnął broń i strzelił mu pod nogi przez co Mikuni podskoczył wrzeszcząc w niebogłosy.
— Nie przeginaj z rozkazami.
Alicein spojrzał w dół widząc dziury po kulach. Ten Servamp to jakiś pojeb. Nic nie ma z [ ... ] pewnie jest adoptowany. Jest tego kurwa pewien! Jego wzrok powędrował z powrotem na workowatego wampira.
— Czemu nie pokazujesz twarzy? — Zanim ugryzł się w język musiał zadać pytanie, które dręczyło go od dobrych paru minut.
— A co cię to interesuje..?
— Wolę wiedzieć z kim rozmawiam.
Zazdrość prychnęła krzyżując dłonie. To mu się trafił przypadek. Jeszcze nikt nie pytał go o torby na głowie. Ale nie przyszli tutaj w róg by rozmawiać na temat toreb. Kolejny raz wyciągnął broń przed siebie i wstrzelił pomiędzy szyją Mikuniego, a ścianą i przerażony chłopak odwrócił głowę do tyłu. Ciało stojące w cieniu gruchnęło na ziemię.
— Jak będziesz dalej taki naiwny zabijesz nas zanim zdążymy, cokolwiek zdziałać — Schował broń i ruszył w stronę leżącej w krwi postaci. Przeklęte subklasy! Śledzą go nawet tutaj. Musi go sprzątnąć zanim pójdzie wiadomość dalej na wampirzym forum, że pojawił się nowy niedoświadczony Eve.
— Czekaj, co ty robisz!? — Alicein podbiegł do Jeje łapiąc go za ramię — nie zabijaj go!
Zazdrość spojrzał w jego stronę mrużąc wściekle oko. Czy ten pojebany dzieciak siebie słyszy? Właśnie kurwa o to chodzi by go zabić! On ma pana czy pizdę?! Kiedy Pan i jego Servamp mierzyli się spojrzeniami to wampir podniósł się z ziemi rzucając prosto na zdziwionego Mikuniego. Jeje nie miał wyboru i wymierzył w wampira celując prosto w jego głowę po czym odbił się od ziemi wygryzając w jego szyję. Nastolatek leżący na ziemi obserwował jak postać zniknęła zamieniając się w pył.
— O tym właśnie mówię — Blondyn patrząc na niego z dołu poczuł się strasznie malutki. Ten ukryty ryj właśnie uratował mu tyłek. Właśnie był świadkiem zabójstwa! ZABÓJSTWA WAMPIRA! — wampiry nie pytają czy masz czas porozmawiać o Jezusie. Zapamiętaj to sobie następnym razem jak postanowisz mnie zatrzymać.
— Ale...
— Czego się spodziewać po rozwydrzonym dzieciaku z bogatego domu? Mój najmłodszy brat niczego cię nie nauczy, ale nawet on był świadomy, że na tym świecie żyją potwory, które trzeba unicestwić.
Jeje odwrócił się chcąc już wyjść zza rogu. Muszą sobie znaleźć miejsce by przeczekać noc. Potem się będzie martwić, co zrobić dzieciakiem, który chce ratować życie największemu ścierwu tego świata. Nie żeby coś miał do wszystkich wampirów, ale te są jedne z największych wrzutów na dupie w tym kraju. Alicein podniósł się z ziemi czując jeszcze jak jego nogi dygoczą. W ciągu jednej nocy był świadkiem dwóch zabójstw, a co gorsza.. w każdym uczestniczył. Wampiry będą chcieli ich zabijać tak po prostu? A co z jego marzeniem?
— Zaczekaj! — Zazdrość odwrócił głowę będąc już jednym butem przy ulicy. Czego ten dzieciak jeszcze chce? — ja.... Chce podróżować. Zdobyć cały świat!
Pewnie, gdyby wampir nie miał teraz swojego worka na głowie miałby minę godną „ Co ty do mnie w ogóle pierdolisz?"
— I co ja miałbym zostać maskotką tego przedsięwzięcia? — Zaśmiał się ironicznie — chyba śnisz.. Zresztą martwy świata nie zdobędziesz. Martwi nie opowiadają baśni.
Nastolatek zacisnął wściekły pięści. Co ten workowaty krwiopijca może wiedzieć? To czy żyje sobie rok, dwa czy tysiąc. Nie ma znaczenia! Chodzi tylko w tych pieprzonych torbach i narzeka na życie. On dzisiejszej nocy musiał zabić swoją matkę by obronić brata. Jak zdobędzie świat wróci i opowie mu te wszystkie cudowne historie jakie przeżył. Rozpędził się i rzucił na wampira łapiąc za szyję.
— Nie kpij sobie ze mnie ty wężousta gadzino!
— Wężousta?! — Zazdrość złapał chłopaka za ramiona prawie się wywalając. Te dzieciaki są jak zaraza. Przychodzą, narzekają i mają tak naiwne marzenia. Zdobyć cały świat?! Dobre sobie!
Zrzucił z siebie blondyna i wycelował w niego bronią. Przez chwilę Mikuni patrzył z przerażeniem na pistolet po czym jego spojrzenie posunęło w stronę Servampa. Ma zamiar opowiedzieć fioletowowłosemu wszystkie historię i nie powstrzyma go jakiś tam wampir z pierdoloną pukawką!
— Nie zabijesz mnie, bo jestem twoim Panem — Zmrużył groźnie oczy. Równie dobrze może ten wampir ma w dupie te zasadę i zaraz skończy z odstrzelonym ryjem, ale.... I tak nie ma już nic do stracenia.
— Masz rację — Cofnął broń i schował ją — ale to długo nie potrwa, jeśli będziesz chciał ratować wszystkie wampiry z tego miasta.
— Czyli w waszym świecie panuje zasada „ Zabij albo będziesz zabity?"
— Widzę, że powoli zaczynasz rozumieć mój tok rozumowania.
Nastolatek podrapał się po głowie. To miał być komplement czy ta workowa cholera chciała go obrazić? Spojrzał jeszcze w miejsce, gdzie nie było już ciała, ale plama krwi dalej została. Przełknął ślinę i szybko podbiegł do swojego Servampa by razem wyjść z uliczki. Godzina była już późna, więc raczej nikt nie będzie przyglądał się dziwnej wielkiej postaci z worami na gębie.
— Jak ja mam się z tobą obchodzić?
Zazdrość przystanęła patrząc na swojego nowego Pana. Czemu oni zadają idiotyczne pytania? No tak... przecież nie wytłumaczył mu wszystkiego.
— Nie wystawiaj mnie na słońce to wszystko.
— Jeje wkoło gadasz ogólnie! A ja pytam poważnie!
Wzruszył ramionami. Dzieci to upierdliwe stwory. Dlaczego nie rodzą się od razu jako dorosłe? Nie musiałby znosić teraz tysiąca idiotycznych pytań skierowanych w jego stronę. No rzesz kurwa! Mógł iść sposobem najstarszego brata i zaszyć się jako zwierzę na jakimś zadupiu.
— Słuchasz mnie?
— NIE KURWA GŁUCHY JESTEM!
— Nie dziwię się... jakbym miał taki wór na ryju też bym nie słyszał..
Dobra Jeje spokojnie... tak spokojnie.. pomyśl jak go przejeżdża samochód. Tak. Wielki wkurwisty tir. Pędzi dobre sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę i uderza w tego upierdliwego blondyna, a ty stoisz z daleka sącząc drinka z odrobiną krwi. Tak... jego kości łamią się niczym zapałki, a ciało rozjeżdża na asfalcie wyrzucając po drodze falki. Jaka piękna wizja. Jest jego Servampem dobre parę godzin, a ma wrażenie jakby co najmniej dwa tysiąclecia i już ma gada dosyć.
— Posłuchaj mnie uważnie smarku — Oko wampira poszybowało w stronę Mikuniego — ja nie jestem pierdolonym zwierzaczkiem domowym z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem. Są trzy proste zasady:
Pierwsza karm mnie krwią parę razy dziennie. Druga nie wystawiaj mnie na słońce i trzecia najważniejsza NIE WKURWIAJ MNIE!
— Czyli pastwić się nad tobą mogę?
Z ust Zazdrości wyszło parę przekleństw przy czym Alicein uśmiechał się szeroko. Całkiem zabawny z niego koleś. Irytowanie go to będzie sama przyjemność.
— Jeszcze jedno pytanie..
— BŁAGAM! DAJ MI CHOCIAŻ PIĘĆ MINUT PIERDOLONEGO MILCZENIA!
— Do czego jestem ci ja skoro sam sobie doskonale radzisz?
— By cię zeżreć jak minie testowe dwadzieścia cztery godziny.
— Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś w chuj uroczy? — Servamp prychnął wściekle modląc się o to by jak znajdą jakiś kąt zamienić się w węża i ukryć wśród pościeli. A jeśli szczęście pozwoli to z dala od tego mordercy pytań.
Blondyn postawił już pierwszy krok na ulicy, gdy miał wrażenie jak coś czmychnęło z tyłu za nimi. Odwrócił szybko głowę widząc tylko pustą ciemną ulicę jak w każdą noc. Jeje także się zatrzymał odwracając w tamtą stronę. Jeśli gnojek znowu się z niego zgrywa odstrzeli mu łeb nim ten zdąży cokolwiek powiedzieć. Mikuni mógłby przysiąc, że coś zniknęło za rogiem z którego dopiero wyszli. Jak w transie ruszył z powrotem w tamtą stronę.
— Co ty odwalasz?
Nastolatek przyłożył tylko palec do ust by wampir zamilkł i powolnym krokiem zaczął się skradać w tamtą stronę. Wyjrzał w uliczkę mrużąc oczy. Korytarz jak wcześniej stał, tak dalej był taki sam.
— Chyba popadam już w paranoję — Odwrócił się w stronę wampira chcąc już do niego wrócić — nic tam nie ma Je...
Nagle coś pociągnęło jego stopę i chłopak wyrżnął glebę uderzając podbródkiem o ziemię. Zanim coś wciągnęło go w ciemną uliczkę zdążył zobaczyć jak Jeje biegnie w te stronę. Czy właśnie tak wygląda porwanie pierwszego stopnia?
Obijał się o wszystko łącznie ze śmietnikami, a jego biała koszula już pewnie nie nadawała się do niczego jak tylko do prania. Gdzie ten jego rozdarty wampir jest? Wreszcie wyleciał w zamkniętej uliczce i do góry nogami został podniesiony w powietrze.
— Otogiri przecież to jakieś chuchro jest..
Pomrugał parę razy i zobaczył przed sobą dwie postacie. Pierwszą z nich była kobieta i to całkiem niezła. Miała jasne różowe włosy wpadające w fiolet oraz białe ubranie. Blondyn zobaczył w jej dłoniach nitkę i teraz mógł spokojnie wyedukować, że to ona go tutaj sprowadziła. Głos postaci, którą słyszał był męski, więc jego spojrzenie przeszło na drugą różowowłosą postać ubraną w biały garnitur oraz biały cylinder.
— To on zaglądał do tej uliczki Berukia.
— Przecież nie możliwe by taki dzieciak zabił wampira — Wampira? Czyli to oni też muszą nimi być.
— Przepraszam — Dwójka postaci popatrzyła na chłopaka przerywając rozmowę — niedobrze mi w takiej pozycji..
— Puść go — Co to w ogóle kurwa ma być? Kolejny smark. Jakby tamten zielonowłosy gnojek nie był już problemem. — nie lubię jak moje jedzenie jest za bardzo przykrwione.
Zaraz... jedzenie? Alicein wylądował tyłkiem na ziemi i zaczął pocierać obolały kręgosłup. Berukia uśmiechnął się triumfalnie poprawiając okulary.
— No to chłopczyku.. kto tutaj był parę minut temu?
Kto? Jak to kurwa kto JEJE! Gdzie ten wampir się podziewa? Różowowłosy wyciągnął już jeden z mieczy, a jego oczy wyglądały jak u typowego psychopaty. Mikuni w ostatniej chwili przeturlał się po ziemi inaczej skończyłby jako nadzianka. Podniósł się z ziemi i rzucił się biegiem do tyłu. Może i by uciekł, gdyby nie wpadł na Zazdrość, która wyskoczyła akurat z korytarza.
— Prawie zginąłem! Gdzie ty się szwendasz?!
— Czyli powiadasz mogłem poczekać jeszcze jakiś czas i być wolny?
— PROSZĘ PAŃSTWA KOGÓŻ JA WIDZĘ! — Jeje odruchowo złapał rękę chłopaka i pociągnął go za siebie. Znał ten rozdarty głos, aż nadto. Wyprostował się niczym struna widząc przed sobą podwładnego swojego najmłodszego brata. Jak pech to kurwa pech. — CZYŻ TO NIE ZAZDROŚĆ?
Tylko ich tutaj brakowało. Tak jak myślał. Tamten wampir to jeden z podwładnych Tsubakiego. Dopóki ten smarkacz nie wie jak działa kontrakt to on może. Chyba usiąść i poryczeć się w kącie albo...
— Pamiętasz co mówiłem o testowym kontrakcie? Masz do wyboru.. albo w to wchodzisz, albo giniesz.
— A więc to twój Eve.. ciekawe... teraz chociaż wiem co się stało z naszym informatorem.
Prosta zasada. Zabij albo zostań zabity. Chyba już wiedział co chce zrobić. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył swojego Servampa prosto w twarz. Czy to było zamierzone.. no trochę tak. Wampir złapał za jego rękę i wbił w nią zęby. Po chwili z dłoni chłopaka wystawał złoty łańcuch, który był połączony z karkiem wampira. Kontrakt właśnie wszedł w życie.
Na górze budynku stał mężczyzna ubrany na biało i uśmiechnięty poprawił kosmyk włosów. Przy ramieniu miał naszywkę z logiem organizacji.
— Robi się coraz ciekawiej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top