✘ 38
- Beatrice -
Minęło kilka dni za nim Cody znów zaczął ze mną rozmawiać. Wytłumaczyłam mu już wtedy nieco spokojniej, że naprawdę nie potrzebuje chłopaka i wolałabym, abyśmy zostali przyjaciółmi. Niechętnie się zgodził, a ja poczułam wtedy lekkie wyrzuty sumienia, bo nawet nie dałam mu się postarać o swoje serce. Z drugiej jednak strony czułam się dobrze z tym, że to zrobiłam. Gdyby tak się nie stało, dawałabym mu niepotrzebną nadzieje na coś więcej, czego nigdy nie będzie. Straciłam szansę na chłopaka, której wcale nie żałowałam, bo zyskałam kolejnego przyjaciela.
- Cześć. - przywitałam się, siadając do stolika, który od jakiegoś czasu 'należał' do naszego grona. Stołówka świeciła pustkami, większość osób postanowiła spędzić przerwę na lunch na dworze. Pogoda naprawdę dopisywała, więc grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Słońce świeciło, wiał lekki wiatr, obwieszczając wszystkim, że zostało niewiele czasu do rozpoczęcia wakacji. Nawet nie zorientowałam się, kiedy to zleciało.
- Hej. - Ashton, obok którego usiadłam, spojrzał na mnie kątem oka, jedząc swoją porcję stołówkowego jedzenia, które o dziwo było jadalne. - Myślałem, że urwałaś się z Hemmingsem do metra. - dodał, odsuwając od siebie tackę. Najwidoczniej miał już dość, a to co leżało na jego talerzu prawdopodobnie wyglądało tylko na nadające się do zjedzenia.
- To dlatego go nie ma. - mruknęłam, zajmując się zadaniem z geografii, którego zapomniałam odrobić. - Ashti... - dodałam słodko, mając nadzieje, że pożyczy mi swój zeszyt.
- W plecaku. - westchnął ciężko, jakby czytając mi w myślach - Wisisz mi przysługę, pamiętaj - dodał, a ja przytaknęłam, wiedząc, że jutro już o tym zapomni.
- Jak z Cody'm? - Camila powróciła na ziemię i odwróciła swój wzrok od Caluma. Skrzyżowała swoje spojrzenie z moim, bawiąc się dodatkowo palcami bruneta.
- Nijak. - wzruszyłam ramionami - Pogadaliśmy i wyjaśniłam mu, że jedyne czym możemy zostać, to przyjaciele. - dodałam, wkładając zeszyt Ashtona z powrotem do jego plecaka. Westchnienie opuściło usta blondynki, a ja miałam ochotę przewrócić oczami. Rozumiałam to, że chciała dobrze, ale to było moje życie, a ona nie miała prawa mnie do niczego zmuszać. A już na pewno nie do miłości.
- Już przestańcie. - jęknął Clifford, który dosiadł się do nas niedługo po mnie. - Nie mów jej z kim ma być, a z kim nie, bo tak się nie da, Cam - dodał, patrząc się na blondynkę.
- Dzięki. - przybiłam z nim piątkę, ciesząc się, że mam kolejną osobę po swojej stronie. Calum chyba też uważał, że to my, a nie jego dziewczyna mamy rację, ale chyba ostatecznie zrezygnował, widząc jak wzdycha cicho i przewraca oczami.
- Okay, okay już nie będę. - mruknęła - Po prostu nie chce, abyś była sama, bo to też do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy - dodała, a ja chcąc nie chcąc musiałam się z nią zgodzić. Nie ma cię kto pocieszyć, ani okłamać, że kiedyś będzie dobrze. Przez ostatni okres rzeczywiście czułam się samotna, bo nie miałam z kim porozmawiać. Camila czasami skupiała się za bardzo na sobie, albo spędzała mnóstwo czasu z Calumem, gdy zostali parą, a Ashton miał kilka ważniejszych spraw na głowie, w które nie chciałam wnikać. Od rodziców też się oddaliłam i nie ufałam już im na tyle, na ile ufałam im, gdy byłam młodsza. Czułam się samotnie w całym tłumie ludzi.
- W porządku - przytaknęłam dodatkowo głową, posyłając jej nikły uśmiech.
***
Było grubo po północy, gdy zbiegłam po schodach do dobrze znanego mi miejsca. Z włączoną latarką w telefonie przemierzałam opuszczone i zaśmiecone korytarze, mając nadzieje na znalezienie w którymś z nich Hemmingsa.
- Co tak późno? - do moich uszu wdarł się jego głos, przez co podskoczyłam w miejscu, łapiąc gwałtownie powietrze. Dzięki, Luke, wielkie dzięki. Spojrzałam na niego, chcąc się upewnić, czy aby na pewno stoi przede mną człowiek, a nie duch, bo przepraszam, ale on właśnie tak się zachowywał. Jak wyrośnięty, nieco popieprzony duch Kacperek.
- Czepiasz się. - mruknęłam, skręcając w korytarz, w którym stał. Zrzuciłam z głowy kaptur, przyśpieszając kroku. Jeśli moja orientacja w terenie mnie nie zawiodła, to jeszcze tu nie byłam i była to najbardziej wysunięta na zachód część starego metra. - Malowałeś coś? - dodałam, patrząc się na niego przez ramię. Szedł za mną z dłoniami wsuniętymi w kieszenie.
- Nic szczególnego. - wzruszył ramionami - Nie wiem, czy zabierałem cię tu już kiedyś. - dodał
- Chyba nie - stwierdziłam, zatrzymując się w miejscu, w którym stała większość jego spray'ów. Odrzuciłam na podłogę swoją torbę, szukając wzrokiem wolnego kawałka ściany. Nasza krótka rozmowa skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Każde zajęło się swoim rysunkiem, nie przeszkadzając sobie nawzajem. Od czasu do czasu tylko przyłapywałam zarówno siebie jak i blondyna na ukradkowych spojrzeniach.
***
- Jest pewna dziewczyna, wiesz? - uniósł brew, gdy siedzieliśmy po przeciwnych stronach korytarza, opierając się o ściany. Prychnęłam cicho, nie próżnował.
- Ta. - mruknęłam, krzyżując dłonie na piersi. - To kim jest ta szczęściara? - dodałam, patrząc się na niego pytająco.
- Jest z naszej szkoły - zaczął, a ja westchnęłam, czując, że zrobił to specjalnie. W naszej szkole 3/4 uczniów, to była płeć żeńska. - Chodzi do równoległej klasy. - dodał już mniej pewnie. To był ktoś ode mnie?
----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Zawaliłam wiem, ale musicie mi wybaczyć, bo już w tamtą środę nakręciłam się na koncert, a tutejszy rozdział wyleciał mi z głowy :-:
Nie jestem z niego do końca zadowolona, jakoś nie mogłam do końca uchwycić tego, co chciałam w nim zawrzeć, ale po mimo tego tragedii chyba nie ma xd + Zostały jeszcze dwie dedykacje, więc no, wiecie co robić xd
All the love, Red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top