✘ 25

- Beatrice -

- Jak się czujesz? - Zapytała Camila, gdy pojawiłam się przed salą historyczną. Cieszyło mnie to, że się o mnie martwi, ale w tej chwili wszelakie pytania tego typu po prostu dobijały mnie jeszcze bardziej. Żeby nie urazić blondynki wzruszyłam w odpowiedzi ramionami i usiadłam pod ścianą na podłodze. Wszyscy wyszli na zewnątrz szkoły z powodu wyjątkowo ciepłego i przyjemnego dnia.

- Bywało gorzej - Zebrałam się w sobie, żeby jej odpowiedzieć, a po chwili znowu zamilkłam. Od kilku dni nie byłam sobą. Zamieniłam się w płaczącą, użalającą się i markotną dziewczynę. Płakałam po nocach, nie mogłam się na niczym skupić, a moim towarzyszem stała się obawa o to, że będę go widzieć na każdej następnej przerwie. Nie chciałam tego. Nie chciałam go widzieć, nie chciałam o nim słuchać, ani mówić. Zrozumiałam, że to, co powoli rodziło się pomiędzy nami tak naprawdę nie było przyjaźnią. To było coś więcej, a ja głupia bałam się nazwać to po imieniu. Łudziłam się, że wszystko jest tak jak powinno być, że wszystko jest w porządku. Nic nie było. Nic nie było odkąd pocałował mnie, ten pierwszy raz. Już wtedy przestało. Jak głupia myślałam, że dla niego to, co się stało tamtej nocy, to było coś więcej, a tak naprawdę dołączyłam do jego 'kolekcji' naiwnych dziewczyn, które bez problemu wskoczyły mu do łóżka. Zachowałam się tak jak te wszystkie inne dziewczyny, z których jeszcze paręnaście tygodni temu potrafiłam się śmiać, że są na tyle głupie, by skakać wokół kogoś takiego jak. Przecież teraz byłam taka sama.

- Powinnyśmy się teraz stąd urwać na jakąś kawę, czy coś, ale nie sądzę, że się zgodzić zwiać z lekcji - Zaczęła wyciągając nogi na całą długość ławki, na której siedziała.

- W sumie, to co mi szkodzi - Wzruszyłam ramionami - To ostatnia godzina, wiele nie stracimy - dodałam

- Idziemy - Blondynka podniosła z ziemi swoją torbę i wstała z ławki. Odczekała, aż ja wstanę z ziemi, po czym ruszyłyśmy w kierunku wyjścia ze szkoły.

***

- Jestem idiotką - Stwierdziłam oplatając dłonie wokół swojego kubka z herbatą. Nie miałam ochoty na kawę. - Dałam się mu omotać i mógł mną miotać po kątach, jak jakąś marionetką - dodałam

- Tris, przestań - Camila odstawiła swoją filiżankę na stolik - Jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam, a to się w nim zakochałaś, to nie jest zależne od ciebie. Równie dobrze mógł to być jakiś chłopak z równoległej klasy, tak? Ty za to nie odpowiadasz, za to odpowiada to coś - w tym miejscu przyłożyła swoją dłoń w miejsce, gdzie biło jej serce - Nie obwiniaj się, nie mieszaj z błotem, bo to nie ma sensu. Musisz przez to przejść, a gdy już wstaniesz z tego bagna, w jakim ostatnio zdarza ci się siedzieć, to znajdziemy ci lepszego faceta i pokażesz mu, co tak naprawdę stracił - dodała

- Obyś miała rację - Westchnęłam cicho - Chciałabym wrócić do siebie, ale jedyne, co chce ostatnio robić, to leżeć i płakać w poduszkę - dodałam

- Dlatego popłaczemy sobie razem - Słysząc jej słowa zmarszczyłam brwi - Znajdę jakieś wyciskacze łez, kupię lody, słodycze i pianki, a w jutro urządzimy sobie wieczór filmowy - dodała

- Nie musisz tego dla mnie robić - Zaczęłam. Nie chciałam jej zabierać czasu. Przecież to był piątek, a ona przeważnie w piątki chodziła na imprezy.

- Ale chce, poza tym wolę siedzieć z tobą niż słuchać jak Jack posuwa kolejną panienkę - Przewróciła oczami wspominając o swoim bracie, którego wyrzucili ostatnio z akademika studenckiego i zmuszony był wrócić do domu.

- Dziękuje - Stwierdziłam cicho.

- Będziesz dziękować, jak się wypłaczemy - Odsunęła od siebie filiżankę - Chodź! Zabieram cię na zakupy, musisz się choć trochę rozerwać! - dodała, a ja lekko się uśmiechnęłam. Normalnie nienawidziłam spędzać swojego wolnego czasu w galeriach handlowych, ale tym razem chyba nie zaszkodzi.

- Już idę - Dopiłam swoją herbatę, zgarnęłam torbę z ziemi i pobiegłam za nią do wyjścia. 

---------------------------------------------------------------------------------

Miał być wczoraj, wiem, ale jest dzisiaj, bo moja nauczycielka nie lubi mojej klasy i zrobiła nam sprawdzian przed samymi świętami :')

Swoją drogą, jak wyszedł? Co sądzicie?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top