• twenty four

Pojawienie się Thora, wyzwoliło we wszystkich jakąś nową energię do walki. Grace również to odczuwała, bo znalazła w sobie siłę, by ruszyć naprzód. Bez problemu udawało jej się pokonywać swoich wrogów, nawet w liczniejszym składzie, zwłaszcza od momentu, kiedy zorientowała się, że może wytworzyć wokół siebie barierę ochronną. Zauważyła również, że mogła ją skierować na drugą osobę, z czego korzystała nie raz, gdy tylko widziała, jak ktoś był atakowany od tyłu lub zbyt zajęty walką, by zorientować się, że kolejne stworzenia chcą na niego napaść.

Nawet nie zorientowała się, kiedy wylądowała na ziemi niedaleko Barnesa i szopa, który przybył z Thorem.

— Każdy z was, palanty, dostanie kulkę!

Krzyczało stworzenie, a Grace nawet nie miała czasu, by zastanawiać się dlaczego, to zwierzę w ogóle mówi. Ważne było jedyne tyle, że przybył z Thorem i walczył po ich stronie. Zrobiła unik przed jednym ze stworów, a potem zaatakował ją kolejny i odrzucił do tyłu. Z cichym jękiem upadła na plecy, tak mocno, że miała wrażenie, że sama nie da rady się podnieść. Zatrzymała atakujące ją stworzenie tuż przed swoją twarzą, tak że dokładnie była w stanie zauważyć kły. Nie był to zbyt przyjemny widok, dlatego czym prędzej odepchnęła od siebie stwora, a potem spaliła go żywcem.

Wtedy też większa grupa kosmitów zaczęła się zbliżać w stronę, gdzie walczyła wraz z Buckym i szopem. Mężczyzna chwycił zwierzę za kark, unosząc do góry i okręcając. Obydwoje strzelali ze swoich broni, zabijając kolejnych przeciwników, a Grace dopilnowała, żeby żaden ich nie dopadł. Uniosła się do góry i wyczarowała barierę, którą skierowała na Barnesa i jego nowego kolegę.

Grace wylądowała obok dwójki, a Bucky skinął do niej głową.

— To już drugi raz, Barnes — zauważyła poważnie, jednak kącik jej ust zadrgał w minimalnym uśmiechu. — Nie powinno być przypadkiem na odwrót? To facet powinien ratować damę z opresji. Oczywiście, jestem za pełnym równouprawnieniem, ale pewne wzorce się zatarły. Zresztą wasz rocznik chyba, tak to wszystko postrzegał, no nie?

— Zawsze tyle gadasz?

— W trakcie walki? Zawsze, ale przeważnie tylko zabawne rzeczy. Pomaga to się odstresować i zapomnieć, że zaraz mogą mnie zabić.

— O, laska już cię lubię — wtrącił się szop, a Grace zachichotała krótko. Potem zwierzę zwróciło się bezpośrednio do mężczyzny. — Ile chcesz za tę spluwę, stary?

— Nie jest na sprzedaż — odpowiedział Barnes, celując do kolejnych stworzeń.

— Dobra, a ile za ramię? — Zapytało ponownie zwierzę, ale Barnes popatrzył na szopa, jak na idiotę i ruszył dalej. — Stary, to ramię będzie moje.

— Po wszystkim pomogę ci je zdobyć, szopie — Grace mrugnęła porozumiewawczo do zwierzęcia.

— Szopie? Szopie?! Jestem Rocket!

— Grace — zasalutowała krótko, a potem wzniosła się w powietrze, by wylądować kilka metrów dalej i ponownie włączyć się do walki.

Zatrzymała się na chwilę, kiedy usłyszała dźwięk łamanych gałęzi, a potem poczuła, jak ziemia zaczyna się niespodziewanie trząść. Miała zamiar nad tym zapanować i uspokoić trzęsienie, ale spod ziemi zaczęły wychodzić ogromne maszyny, które przypominały ciągle kręcące się koła. Zniszczyły część ochronnej kopuły i brnęły z taką szybkością, że Grace nie miała czasu na ucieczkę. Wyczarowała wokół siebie ochronną barierę, czekając na atak, który jednak nie nastąpił.

Gdy się odwróciła, zauważyła, jak Wanda pojawiła się na polu bitwy i dzięki swojej mocy, zatrzymała maszynę. Uniosła ją do góry, a po chwili odrzuciła do tyłu, kierując w miejsce, skąd nabiegały kolejne stworzenia. Z początku Grace miała ochotę ją skarcić za to, że zostawiła samego Visiona i znalazła się na polu walki, ale jednocześnie było wiadome, że gdyby nie pomoc Maximoff to ich siły zostałyby zdecydowanie osłabione.

Grace otarła spocone czoło, a potem uchyliła się przed pazurami kolejnej bestii. Nie zrobiła tego odpowiednio szybko, bo poczuła tępy ból na policzku. Szybko uśmierciła stworzenie, przyłożyła dłoń do twarzy i zaklęła, gdy zauważyła między palcami swoją własną krew.

Zdążyła o tym zapomnieć, kiedy z pałacowego okna wyleciały dwie postacie, a jedną z nich był Vision. Dosłownie chwilę po tym, Sam poinformował wszystkich o problemie, ale niespodziewanie jego głos urwał się w słuchawce.

— Niech ktoś idzie do Visiona! — Zawołał Steve, a Grace szybko oceniła sytuację i po chwili znalazła się w powietrzu, kierując w stronę lasu.

— Pędzę! — Poinformowała resztę drużyny i zauważyła, jak Hulkbuster do niej dołącza.

W krótkim czasie dotarła do lasu, gdzie Visiona atakowała dwójka kosmitów, w tym Szary Shrek z Nowego Jorku. Ogr uderzył swoim młotem Visiona, co spowodowało, że został odrzucony do tyłu, a Grace wykorzystała ten moment i wylądowała między nimi, odcinając drogę do maszyny.

— Dwóch na jednego? Gdzie zasady fair play?

— Dla was ludzi ich nie ma — odezwał się złowieszczo kosmita, zacisnął palce na swojej włóczni i miał zaatakować Grace, kiedy po ich drugiej stronie, wylądował Hulkbuster, zwracając ich uwagę na siebie.

— O nie, nie dasz rady — powiedział Bruce, unosząc ręce i celując w kosmitów. — Nie będzie tak jak w Nowym Jorku, kumplu. Ten strój skopał już tyłek Hulkowi.

Bruce nie zdążył skończyć, kiedy ogr zaatakował go swoim młotem, zatrzasnął ręce Hulkbustera, a potem razem unieśli się do góry i odlecieli. Grace nie czekała na to, aż drugi z kosmitów ją zaatakuje, tylko sama to zrobiła. Posłała w jego kulę energii, ale z zaskoczeniem stwierdziła, że ta nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, a tylko jeszcze bardziej go wkurzyła.

Mam przejebane.

— Plugawy mutant — warknął kosmita, prawie wypluwając swoje słowa.

Grace nie przejęła się jego nastawieniem i uchyliła przed ostrzem. Włócznia zahaczyła o jej kombinezon, jednak cząsteczki nanotechnologiczne świetnie się sprawdzały i w miejscu uszkodzenia, natychmiast pojawiały się nowe fragmenty kombinezonu. Uniosła ręce do góry, a korzenie drzew, które udało jej się przywołać, zaczęły szczelnie oplatać figurę kosmity. Nie potrwało to jednako długo, bo szybko uwolnił się z węzłów i zaatakował. Odskoczyła od ostrza, a potem wytrąciła go z ręki swojego napastnika. Broń odleciała kilka metrów dalej i kiedy wydawało się, że zaczyna wygrywać w tym pojedynku, kosmita kopnął ją w brzuch, odrzucając kilka metrów do tyłu. Nie była w stanie się podnieść, tym bardziej obronić siebie lub Visiona.

— Uciekaj Vis! — Rozkazała mu, jednak ten nie miał zamiaru jej słuchać. Naprał na kosmitę, ale był zbyt słaby, by z nim walczyć. Napastnik szybko przywołał do siebie swoją włócznię, a potem wbił ją w ciało Visiona. — Nie!

— Myślałem, że jesteś potężną maszyną, a umierasz jak każdy człowiek — powiedział obojętnie kosmita, wyciągając ostrze. Grace zebrała w sobie wszystkie siły, utworzyła kulę ognia i posłała ją w stronę napastnika, którego odrzuciło do tyłu.

Podniosła się na nogi i przygotowała do kolejnego ataku, kiedy nadbiegł Steve i sam zaatakował. Okładał go swoimi tarczami, a Grace wykorzystała ten moment i odrzuciła włócznię jak najdalej od kosmity. To jednak na dużo nie pomogło, bo on wcale nie potrzebował swojej broni, by być niebezpiecznym. Napastnik złapał Rogersa za kark, a potem odrzucił go w bok.

— Ej, dupku — zawołała Grace, zwracając uwagę kosmity na siebie. — Ręce precz od mojego męża.

Po raz kolejny naparła na kosmitę i tym razem walczyła z nim w towarzystwie Rogersa. Na zmianę atakowali, tak jakby każdy ich ruch był zsynchronizowany ze sobą, jakby czytali sobie w myślach. Żadne z nich nie było zaskoczone tym, że nawet po upływie kilkunastu miesięcy potrafili tak dobrze ze sobą współpracować na polu walki. Obydwoje zawsze wiedzieli, co siedzi w głowie tego drugiego, znali swoje zagrania, dlatego wspólna walka nigdy nie stanowiła dla nich problemu.

Dopóki Grace nie została znokautowana, a Steve próbował się uwolnić z ucisku kosmity, który chciał go udusić. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy Vision sięgnął po włócznię i wbił w plecy kosmity. Napastnik jęknął z zaskoczeniem, a potem padł martwy na ziemię. Vision odrzucił broń na bok i gdyby nie odpowiednio szybka reakcja Steve'a, upadłby na ziemię.

Brunetka wzięła kilka głębokich oddechów, starając się uspokoić bijące serce. Wstała z ziemi, podpierając się drzewa i powoli ruszyła w stronę pozostałej dwójki.

— Wydawało mi się, że mówiłam ci, byś uciekał, Vis — powiedziała ze zmęczeniem Grace, chwytając maszynę z jednej strony. Z drugiej podtrzymywał go Rogers, a kiedy tylko pojawiła się obok nich, posłał jej zdecydowanie zaniepokojone spojrzenie.

— Nie handlujemy życiem, Grace — zauważył słabo Vision, a ona zobaczyła, jak Steve skinął głową, zgadzając się z jego słowami.

— Nic ci się nie stało? — Zapytał ze słyszalną troską Rogers, kierując wolną dłoń do poranionego policzka Grace. — Ty krwawisz!

— Tak, trochę mnie poturbowało — zgodziła się, wzdychając ciężko. — Oberwałam pazurami od tych... Tego czegoś z kłami. A myślałam, że to Chitauri byli kosmitami na sterydach. To jest jeszcze gorsze.

— Musimy go zabrać z powrotem do Shuri — zadecydował Steve, pomagając usiąść Visionowi. — Kamień ciągle w nim jest, a reszta potrzebuje naszej pomocy w walce.

— Zabiorę go z powrotem do laboratorium i...

— Nie — przerwał jej Vision. — Zaatakowali laboratorium. Wszyscy mocno oberwali, Shuri nie da rady już nic zrobić.

— Vis, co ty?

Vision nie zdążył odpowiedzieć, kiedy nadleciała zmartwiona Wanda. Grace otarła zmęczone oczy, a potem wraz ze Steve'em cofnęła się o kilka kroków, dając dwójce trochę intymności.

— Musimy pozbyć się Kamienia, Steve. Jeśli tego nie zrobimy, to nawet obecność Thora na nic się zda

— Trzeba zaprowadzić Visiona do pałacu, a Shuri skończy...

Steve nie skończył, kiedy niespodziewanie Vision jęknął z bólu. Grace spojrzała w jego stronę i zobaczyła, jak kamień na jego czole zabłysnął na żółto. Czuła, że to nie było nic dobrego.

— Już tu jest — poinformował Vision.

Rogersowie wymienili ze sobą krótkie spojrzenie. Niespodziewanie zerwał się delikatny, kompletnie nienaturalny wiatr i wszyscy wiedzieli, że to był ten moment. Chwila, która miała przeważyć na wszystkim. Która miała pokazać, czy wyjdą z tego starcia zwycięsko.

— Niech każdy tutaj przyjdzie — zadecydował Steve, zwracając się do reszty przez słuchawkę. — Mamy gościa.

Nie minęła chwila, kiedy wszyscy znaleźli się obok Kapitana i Reign. Grace przygotowała ręce do ataku, czując, jak magia w jej żyłach natychmiast chce się wydostać, tak jakby sama wiedziała, że tylko od niej zależy los jej właścicielki oraz wszystkich istot we wszechświecie.

Grace poczuła okropny skurcz w żołądku, ale szybko go zignorowała, kiedy kilka metrów przed drużyną pojawił się niebiesko-szary dym. Wszyscy czekali na pojawienie się Thanosa, a brunetka bez oporów była w stanie przyznać się przed samą sobą, że w całym swoim życiu nie bała się tak bardzo jak w tamtym momencie.

Złapała Steve za dłoń, a kiedy ten mocno ją ścisnął, wiedziała, że w tym wszystkim nie była sama.

W końcu przed wszystkimi zmaterializowała się postać fioletowego tytana, a Grace jedyne co była w stanie zrobić to spoglądać na jego złotą rękawicę z Kamieniami Nieskończoności. Dokładnie pamiętała wykład Wonga i Strange'a o tych klejnotach, dlatego bez problemu rozpoznała, że Thanosowi brakowało tylko jeszcze jednego klejnotu.

Tego, który znajdywał się w czole Visiona.

Starała się odeprzeć myśl o tym, że skoro Kamień Czasu, którego tak zawzięcie chronił Strange jest w rękach Thanosa, to oznacza, że zarówno doktor jak Tony i Peter nie przeżyli starcia z tytanem.

— Kapitanie, to on — poinformował Bruce, ale równie dobrze wcale nie musiał tego robić. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że istota, która przed nimi stała była ich najważniejszym wrogiem w przeciągu tych wszystkich lat, od kiedy utworzono drużynę Avengers.

— Przygotować się — zadecydował Steve, puszczając dłoń Grace. Aktywował tarcze w swoich dłoniach, a potem ruszył w stronę tytana.

Jako pierwszy zaatakował Bruce, ale nawet nie zdążył nic zrobić, kiedy Thanos użył jednego z kamieni, sprawił, że Hulkbuster przeniknął przez jego ciało, a potem uwięził zbroję w skale. Później do ataku ruszył Steve, który został natychmiast odrzucony w bok. T'Challa skoczył w stronę Thanosa, ale ten złapał go za szyję i znokautował. Sam próbował strzelać do tytana ze swojej broni, ale również poległ.

Grace nie zastanawiała się długo. Uniosła się do góry, a potem posłała jednolity, mocny promień w stronę rękawicy Thanosa. Wiedziała, że jeśli będzie celować w samego tytana, to na nic się zda, bo to właśnie w pięści znajdywała się jego największa moc. Udało jej się utrzymać atak przez krótką chwilę, kiedy Thanos zacisnął pięść, a ona została odrzucona do tyłu.

Jęknęła głośno, kiedy uderzyła o korę drzewa kilkanaście metrów nad ziemią, a potem z bólem na niej wylądowała. Usłyszała trzask kości i była pewna, że jedna z jej rąk została właśnie złamana. Do tego obstawiała kilka zwichnięć, nadwyrężenie kręgosłupa i pęknięte żebra. Ogólnie jej stan nie rokował za dobrze, a wiedziała, że to był dopiero początek walki z tytanem.

— FRIDAY — odezwała się słabym głosem, przywołując sztuczną inteligencję. — Jak to wygląda?

— Niestety nie jestem w stanie w tym momencie obliczyć wszystkich pani obrażeń — poinformował komputer, a Grace prychnęła cicho pod nosem. Mogła się tego spodziewać. — Jestem jedynie pewna, że jeśli kolejny raz dostanie pani w plecy, to grozi to złamaniem kręgosłupa.

Przyjemnie.

— Dopilnuj, by tak się nie stało — poprosiła, a potem jej wzrok padł na Steve'a, który próbował ponownie walczyć z tytanem. Całkiem nieźle mu szło, zatrzymał dłoń z rękawicą przed sobą, ale po chwili Thanos uniósł drugą rękę do góry. Rogers dostał w twarz, a siła uderzenia była tak mocna, że padł nieprzytomny na ziemię. Grace poczuła, jak jej serce zatrzymało się na krótką chwilę. — STEVE!

Chciała wstać, ruszyć się ze swojego miejsca i sprawdzić, czy ze Steve'em wszystko w porządku, gdy niespodziewany wybuch odwrócił jej uwagę. Kiedy spojrzała w bok, zobaczyła jak na ziemi leży martwe ciało Visiona bez kamienia na czole. Tuż przed nim klęczała zrozpaczona i zmęczona Wanda, a obok niej stał niewzruszony Thanos.

Grace potrafiła zrozumieć jedynie tyle, że Maximoff zniszczyła kamień.

— Rozumiem moje dziecko — westchnął ciężko Thanos, zbliżając się do Wandy. — Lepiej niż ktokolwiek.

Nie zastanawiała się długo. Nikt inny nie był w stanie już pomóc, dlatego Grace znalazła w sobie ostatnie siły, by wstać, aktywować swoje moce i stanąć przed Thanosem, gotowa w każdej chwili zaatakować.

— Zostaw ją ty wielki, fioletowy skurwysynie — warknęła w jego stronę, automatycznie tworząc wokół siebie ochronną barierę. — Nawet nie próbuj jej dotykać.

— Grace, nie... — Wanda spojrzała z przerażeniem na starszą przyjaciółkę i pokręciła głową. Reign nie zwróciła na nią większej uwagi, skupiając się jedynie na swoim jedynym wrogu.

To zawsze był on. Nawet wtedy, gdy Loki atakował Nowy Jork.

Thanos był jedynym dupkiem, którego mogła obwiniać o wszystko.

— Jesteś jego siostrą — powiedział z szacunkiem, spoglądając na Grace. — Starka.

— Skąd znasz to nazwisko?

— Nie tylko twój brat wie o wiele więcej niż pozostali — wyjaśnił pokrętnie, a Grace zmarszczyła brwi, tylko by po chwili na nowo skupić się na wrogu.

— Pieprz do mnie takie głupoty dalej, a ci uwierzę. Gdzie jest Tony?

— Na Tytanie — odpowiedział bez oporów. — Kiedy ich opuszczałem, większość jeszcze żyła. Jeszcze.

Grace chciała odetchnąć z ulgą na świadomość tego, że Tony prawdopodobnie ciągle żył, jednak to wcale nie poprawiało jej samopoczucia. Nie czekając na kolejny ruch ze strony tytana, zaatakowała go. Przywołała całą swoją moc tylko po to, by spróbować go pokonać, ale już w momencie, kiedy wyciągała w jego stronę ręce, wiedziała, że nie miała z nim najmniejszych szans.

Nie miała bladego pojęcia, jak długo udało jej się powstrzymać Thanosa i ile czasu z nim walczyła, ale w końcu poczuła, jak cały jej atak został odparty i ze zdwojoną mocą uderzył w nią samą. Grace poleciała do tyłu i ponownie wylądowała na drzewie. Usłyszała trzask gałęzi i czuła, że tylko dzięki swojej ochronnej barierze była w stanie jeszcze się ruszać.

Że jeszcze nie złamała kręgosłupa, tak jak zapowiadała jej FRIDAY.

Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko, ale ona sama miała wrażenie, jakby widziała wydarzenia w zwolnionym tempie. Thanos podszedł do martwego ciała Visiona, użył Kamienia Czasu i ożywił martwego robota. Wyjął z jego czoła klejnot, a potem umieścił go w ostatnim wolnym miejscu na rękawicy.

Z niedowierzaniem patrzyła na swoją, własną porażkę i nawet topór Thora, który znalazł się w ciele Thanosa nie był w stanie tego zmienić. Asgardczyk zwrócił się bezpośrednio do tytana, jednak Grace była w zbyt wielkim szoku, by zrozumieć sens ich słów.

Potem Thanos pstryknął palcami i zniknął.

Oparła się o wystający korzeń drzewa, a potem z przerażeniem zobaczyła, że miejsce, w którym jeszcze chwilę wcześniej znajdywała się Wanda, było puste a nad martwym ciałem Visiona, unosił się delikatny pył.

Słyszała przerażone okrzyki, nawoływania, a ona sama nie była w stanie wydobyć z siebie, ani jednego słowa. Nie miała bladego pojęcia, co się dzieje, a strach ją obezwładniał, kiedy kolejne osoby z jej otoczenia zamieniały się w pył.

Nagle niespodziewanie wszystko ustało. Zapadła niespotykana cisza. Grace miała wrażenie, że nawet jej serce przestało bić. Natasha podbiegła do niej, wymieniając tak samo przestraszone spojrzenie i pomogła jej wstać.

Cała drużyna – a raczej to, co z niej zostało – zebrała się wokół martwego ciała Visiona, a Steve padł obok niego na ziemię.

— O boże — wyszeptał przerażony Rogers, spoglądając ostatni raz na swoją żonę.

Grace wiedziała jedno.

Przegraliśmy.

☆☆☆

◈ Autentycznie mam łzy w oczach. Nie jestem tylko pewna tego, czy to przez akcję, czy fakt, że to ostatni rozdział w tej części. Jak widzicie, Grace przeżyła, ale wyszłam z założenia, że tak jest tylko dlatego, że w filmie cała oryginalna drużyna przetrwała. W moich częściach Grace również do nich należała, więc żyje, ale nie ukrywam, że miałam w głowie perspektywę jej wymazania. 

Tak czy inaczej ta część była zupełnie inna. Nie było już tylu romantycznych, czy szczęśliwych chwil, co w poprzednich. Kolejna część wcale lepiej się nie zapowiada.  A skoro już o niej mowa, to dajcie mi trochę czasu na ogarnięcie wszystkich szczegółów do końca. Dla mnie - i podejrzewam, że dla niektórych z Was też - to będzie kompletnie emocjonalna jadka. Prawdopodobnie jeszcze gorsza niż do tej pory. Na razie na moim profilu będzie prowadzone na bieżąco TROUBLE skupiające się na klimacie Strażników Galaktyki, serdecznie zapraszam!

Tymczasem Grace i garstka ulubionych superbohaterów powróci 6 marca 2021 roku w czwartej, a zarazem ostatniej części w opowiadaniu: GRACE STARK: SURVIVOR

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top