• thirteen

Tony,

dobrze, że wróciłeś do bazy. Nie powinieneś siedzieć sam w domu, a w siedzibie masz Grace. Zawsze mogliście na sobie polegać, więc tym razem na pewno nie będzie inaczej. Swoją drogą każdy potrzebuje rodzinę... Avengersi byli nią dla Was, dla Ciebie o wiele bardziej niż dla mnie.

Jestem zdany sam na siebie, odkąd skończyłem osiemnaście lat. Nigdzie nie znalazłem swojego miejsca. Nawet w wojsku. Cóż... Potem jednak poznałem Twoją siostrę i zrozumiałem, że dom to nie żadne, konkretne miejsce tylko ludzie, na których nam zależy. Zawsze to powtarza.

Wierzę w ludzi, Tony.

W pojedyncze jednostki... I muszę powiedzieć, że rzadko mnie oni zawodzą. Dlatego ja też nie mogę ich zawieść. Zamki można wymienić, choć może nie zawsze należy.

Wiem, że cię zraniłem, Tony. Tak samo, jak zraniłem Twoją siostrę. Myślałem, że kryjąc prawdę o Waszych rodzicach, oszczędzę wam bólu, ale teraz rozumiem, że oszczędzałem go sobie.

Przepraszam. Mam nadzieję, że pewnego dnia to zrozumiesz. Szkoda, że nie zgodziliśmy się, co do Protokołu. Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne i wszyscy powinni właśnie tak postępować.

Niezależnie od wszystkiego, obiecuję, że jeśli będziesz nas potrzebować... Jeśli będziesz potrzebował mnie, to możesz na mnie liczyć.

Steve

Grace odłożyła pognieciony list obok siebie, a potem drżącymi dłońmi, sięgnęła po kopertę ze swoimi imieniem. Miała żal do Steve'a, że ten ukrywał przed nią, tak straszliwą prawdę, ale jednocześnie nie mogła zaprzeczyć temu, że to nie zmieniało jej uczuć do niego. Zranił ją, zostawił, a ona ciągle była w nim głupio zakochana. Od dawna przeczuwała, że to wszystko może się właśnie tak skończyć. Jakby jakieś cholerne fatum wisiało nad nią i nie pozwalało jej na bycie w pełni szczęśliwą.

Otworzyła kopertę, a potem wyciągnęła z niej list i zaczęła czytać.

Moja ukochana,

jestem pewien, że Tony dokładnie opowiedział Ci o tym, co się stało. Żałuję tego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni i wiem, że zwykłe „przepraszam" to dla Ciebie za mało.

Jednak, od tego spróbuję zacząć.

Przepraszam Cię Grace. Za to, że nie powiedziałem Ci prawdy o rodzicach. Chciałem oszczędzić Ci przykrości, ale teraz rozumiem, że to był błąd. Nie powinienem ukrywać, tak ważnej dla Ciebie informacji i za to Cię przepraszam. Myślałem, że jeśli zachowam to dla siebie, to któregoś dnia w końcu o tym zapomnę. Myliłem się, bo za każdym razem to męczyło mnie jeszcze bardziej.

Przepraszam Cię też za to, że byłem zmuszony Was zostawić. Nie chciałem tego, ale to było jedyne rozwiązanie. Twój brat i ja... Doskonale wiesz, że zawsze mieliśmy problem, by się dogadać. Protokół z Sokovii dodatkowo na to wpłynął. Żałuję, że w tej sytuacji nie będziemy mogli spełnić naszych marzeń o wspólnym, rodzinnym domu. Bo wierz mi – nigdy niczego nie pragnęłam czegoś, tak bardzo, jak tego.

Dla całego świata jestem teraz kryminalistą i nie mógłbym narazić i Ciebie na taki los. Dlatego, jeśli podpiszesz porozumienie – całkowicie to zrozumiem. Wiem, że od samego początku miałaś wątpliwości do obydwóch decyzji i z największą chęcią znalazłabyś złoty środek tej sytuacji, ale czasami się nie da. Teraz, z biegiem czasu rozumiem, że dla Ciebie najlepszym wyjściem będzie, jak zostaniesz u boku Tony'ego. Chociaż nie potrafię znieść myśli, że przez najbliższy czas (a może już nigdy – mam nadzieję, że nie) nie będę w stanie budzić się u Twojego boku, obserwować jak każdego dnia troszczysz się o nasze dziecko, a przede wszystkim być obok Ciebie i wspierać w każdy możliwy sposób.

Może od początku byłem na to skazany – nie wiem – ale mam nadzieję, że któregoś dnia znów będziemy mogli być razem. Taka myśl będzie pomagać mi zmierzyć się z każdym kolejnym dniem bez Ciebie.

Pamiętaj Grace, że nie ważne co się stanie, to zawsze będziesz największą miłością mojego życia. To Ty sprawiłaś, że uwierzyłem w to, że każdy zasługuje na szczęście. To Ty sprawiłaś, że przez krótki okres byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Zostałaś moją żoną, dałaś mi syna, którego mam nadzieję kiedyś poznać...

Gracie, nic co się wydarzyło, nie zmieni moich uczuć do Ciebie. Kocham Cię i już na zawsze skradłaś moje serce. Wiem, że nie zrezygnujesz z nas tak łatwo i ja nie mam zamiaru tego robić. Dlatego z tego miejsca obiecuję Ci, że jeśli znajdzie się tylko jakiekolwiek rozwiązanie, by ponownie być razem – wrócę do Ciebie. Mogę mieć tylko nadzieję na to, że będziesz na mnie czekać.

Twój na zawsze,

Steve

☆☆☆

Listopad 2016, siedziba Avengersów

Grace z niechęcią przyznawała się do tego, że z dnia na dzień była coraz bardziej rozdrażniona. Chociaż Laura tłumaczyła, że to normalne w trakcie ostatnich tygodni ciąży, tak niezbyt była o tym przekonana. Pragnęła, aby było już po wszystkim, jej hormony przestały wariować, a ona w końcu mogłaby potrzymać swojego syna na rękach i mieć możliwość do odwiedzenia Peggy w Waszyngtonie. Miała coraz większy problem z poruszaniem się i była zirytowana każdym denerwującym ją dźwiękiem, dlatego kilka ostatnich dni spędzała tylko w swoim pokoju, wychodząc z niego tylko wtedy, gdy to było konieczne. Tony regularnie sprawdzał jej samopoczucie, ale czasami tylko jeszcze bardziej ją tym irytował, więc kiedy tylko powiedziała mu, że wszystko gra, ten natychmiast zostawiał ją samą. Inaczej narażał się na wyjątkowo wściekłą Grace.

Był środek południa, kiedy odezwał się komunikator internetowy, a na ekranie laptopa pojawiła się twarz Laury Barton. Grace westchnęła bezgłośnie, poprawiła poduszkę pod plecami i odebrała połączenie. Jednak ku jej zaskoczeniu na ekranie nie pojawiła się twarz znajomej kobiety, tylko jej męża.

— No proszę — zironizowała Grace, spoglądając na twarz swojego starego przyjaciela, który jeszcze kilka tygodni temu stwierdził, że nie ma ochoty z nią rozmawiać. — Zmieniłeś jednak zdanie, czy tylko z litości do mnie dzwonisz?

— Ostatnim razem trochę mnie poniosło — mruknął ze skruchą mężczyzna. — Nie powinienem cię za nic obwiniać, Grace. To moja wina, przyznaję. Sama ucierpiałaś w tym wszystkim najbardziej.

— Jeśli w ten sposób próbujesz mnie przeprosić, to jakoś słabo ci to idzie.

Grace nie ukrywała tego, że była zirytowana ostatnim zachowaniem swojego przyjaciela. Clint bezpodstawnie oskarżał ją o to, w jakiej sytuacji się znalazł, a to on sam podjął taką, a nie inną decyzję. Na początku miała ochotę wpłynąć na odpowiednich ludzi i złagodzić jego areszt domowy, ale potem stwierdziła, że jest zbyt dumna, by to zrobić. Zwłaszcza po tym, co usłyszała z jego strony.

— Przepraszam, Grace — Clint westchnął ciężko. — Naprawdę nie chciałem, by tak to zabrzmiało.

— Mam chyba zbyt dobre serce, bo ci wybaczam, Barton — Grace uśmiechnęła się nieznacznie. — Ale to nie znaczy, że nie zapomnę o tym, co mi powiedziałeś.

— Nawet na to nie liczę — odetchnął z widoczną ulgą. — Jak się czujesz? Wszystko u ciebie w porządku?

Grace musiała stwierdzić, że i ona poczuła się lepiej, kiedy znowu mogła normalnie z nim rozmawiać. Zwłaszcza że był prawdopodobnie jedyną osobą, która wiedziała cokolwiek o reszcie. Mimo otrzymanego numeru kontaktu do Steve'a tak przez cały ten czas, nie potrafiła znaleźć odpowiednio dużo odwagi, by do niego zadzwonić. Tęskniła za nim i pragnęła znów usłyszeć jego głos, ale ciągle pamiętała, że okłamał ją w sprawie rodziców. Nie mogła tak po prostu o tym zapomnieć.

— Zadajesz głupie pytania, Clint — Grace westchnęła ciężko. — Powiedzmy, że jakoś leci. Za dwa tygodnie mam termin, więc...

— Jesteś cała poddenerwowana — zakończył za nią Clint, a ona skinęła głową. — Chcesz porozmawiać z Laurą? Jestem pewien, że z chęcią coś ci poradzi.

— Nie, dzięki, ale nie usłyszę od niej niczego nowego. Zresztą wszystko mnie irytuje i nic nie jest w stanie poprawić mojego humoru — Grace zaśmiała się krótko. — Nawet terapeutyczna rozmowa z Laurą.

— Może po wszystkim wpadniesz do nas na kilka dni? — Zaproponował niepewnie Barton. Grace zagryzła dolną wargę, przypominając sobie, że to nie był pierwszy raz, kiedy ten mężczyzna coś takiego jej proponował. — Po Nowym Roku, co? Z młodym? Lila ucieszy się na przyjazd swojej ulubionej ciotki.

— Sama nie wiem, Clint...

— Nie daj się prosić — nalegał Clint. — Daj mi odpokutować swoje zachowanie w ten sposób i zrób mi tę przyjemność, bym mógł cię ugościć w moim rodzinnym domu.

— No dobrze — zgodziła się w końcu. — Postaram się was odwiedzić.

— I taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje.

— Jeśli chodzi o twój areszt, to może mogłabym...

— Nie przejmuj się tym, to była moja decyzja — przerwał jej od razu, a potem odwrócił się za siebie, słysząc nawoływania swojej żony. Clint odpowiedział Laurze, żeby ta dała mu sekundę i spojrzał ponownie na Grace. — Wybacz, ale obowiązki wzywają. Co do aresztu, to w tym momencie masz o wiele więcej poważnych rzeczy na głowie. Każdy z nas podjął taką decyzję, bo uważał, że była ona słuszna i teraz musimy ponieść odpowiednie konsekwencje.

— Rozumiem, ale naprawdę mi przykro, że jesteś w takiej sytuacji.

— Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.

Barton uśmiechnął się, a Grace parsknęła krótko.

— Clint?

— Tak?

— Czy Natasha się do ciebie odzywała?

— Wiesz przecież, że...

— Och, daj spokój — brunetka szybko mu przerwała. — Taki kit możesz wciskać wszystkim, a nie mi. Więc? Kontaktowała się z tobą?

— Wiem tylko tyle, że kilka tygodni temu byli gdzieś w środkowej Europie — odpowiedział spokojnie. — Od tamtej pory nie mam pojęcia, co się z nimi dzieje, ale na pewno nic im nie jest. Zresztą, sama możesz to sprawdzić.

Grace zmarszczyła brwi, ale nie odpowiedziała. Co prawda, któregoś razu powiedziała mu o numerze telefonu, który dostała oraz o tym, że do tej pory z niego nie skorzystała. Jakoś łatwiej było jej rozmawiać o tym z Clintem niż z Tonym i najbliższymi przyjaciółmi, nawet jeśli Barton później zachował się jak kompletny dupek.

— Myślę, że doskonale wiesz, co powinnaś zrobić, Grace — zauważył po krótkiej chwili i posłał jej delikatny uśmiech. — Jednak to musi być twoja decyzja. Zrobisz, co uważasz za słuszne.

Clint pożegnał się, a potem na laptopie pojawił się czarny ekran oznajmujący koniec połączenia. Grace zamknęła aplikację i spojrzała na pulpit komputera, gdzie widniało zdjęcie, które zrobiono kilka miesięcy temu na imprezie urodzinowej Tony'ego. Byli na nim wszyscy, których kochała. Całym sercem pragnęła, by tamte dni szczęścia i radości mogły wrócić. Chciała, żeby wszystko wróciło do normalności. Jednak coraz bardziej utwierdzała się w tym, że to nie było takie proste.

Przejechała palcem po twarzy uśmiechającego się Steve'a, który obejmował ją czule na zdjęciu, a później wyłączyła komputer i odłożyła na bok.

— Och — westchnęła ciężko, gdy poczuła, jak młody zaczął ją wyjątkowo mocno kopać. Przejechała ręką po swoim brzuchu i nieświadomie uśmiechnęła się do siebie. — Całkowicie cię rozumiem, brzdącu. Też nie mogę się doczekać, aż wreszcie się poznamy.

Jeszcze dwa tygodnie i będzie po wszystkim.

W końcu podniosła się z niemałym trudem z łóżka i ruszyła do wyjścia z pokoju. Kiedy zamknęła drzwi do swojej sypialni i znalazła się na korytarzu wiodącym do salonu, z zaskoczeniem stwierdziła, że z windy wyszedł młody, ciemnowłosy nastolatek. Na jej oko miał może z piętnaście lat. Z początku zastanawiała się, co ktoś w takim wieku robił w pilnie szczerzonej siedzibie Avengersów. Jednak już po chwili go rozpoznała, przypominając sobie chłopaka, o którym Tony ciągle jej opowiadał.

— Ty musisz być Peter Parker — przywitała się wesoło, zwracając na siebie uwagę nastolatka. Chłopak natychmiast odwrócił się w jej stronę i Grace przez krótką chwilę miała wrażenie, że ten zaraz padnie nieprzytomny na podłogę. W jednej chwili zrobił się wyjątkowo blady, tak jakby co najmniej zobaczył ducha. — Tylko mi tutaj nie mdlej, młody. Mimo moich super mocy, tak w tym momencie nie ruszam się odpowiednio szybko, by cię uratować.

— Pani Rogers... Pani Stark... Znaczy... — zaczął nerwowo Peter, drapiąc się po głowie i rozglądając po całym pomieszczeniu, byleby tylko nie spojrzeć na Grace.

— Wystarczy Grace — przerwała mu spokojnie. Parker w końcu na nią spojrzał, a kiedy zauważył, że uśmiechała się do niego przyjaźnie, szybko zrobił to samo. — Tony mi sporo o tobie opowiadał, Peter. Mówił, że masz potencjał.

— Tak? — Nastolatek zapytał z zaskoczeniem, spoglądając na brunetkę. Grace skinęła głową.

— Zaraz po tym, jak narzekał na to, że go nie słuchasz — parsknęła krótko i zawołała go ręką, by poszedł za nią. — Masz na coś ochotę? Herbata, kakao, sok? Albo coś do jedzenia? Sam rozumiesz, biorąc pod uwagę moją sytuację, to w lodówce znajdziesz, co tylko zapragniesz.

— Nie chcę robić niepotrzebnie kłopotów — Peter zaczerwienił się delikatnie, ale usiadł przy blacie kuchennym. Grace sięgnęła po dwie szklanki, do których nalała soku jabłkowego, a potem jedną z nich podsunęła w stronę chłopaka razem z talerzykiem z ciastkami.

— To, co tutaj robisz, Peter?

— Przyszedłem, bo pan Stark chciał się ze mną spotkać.

— Naprawdę? Tony nic mi nie wspominał — Peter poruszył się nieswojo. — Nie denerwuj się tak, Peter. Nie powiedział mi, bo pewnie bał się, że znów zacznę czymś w niego rzucać. Co oczywiście mogłoby się wydarzyć.

Grace puściła mu oczko, a chłopak zaśmiał się krótko, ale nie nerwowo. Wyglądało na to, że powoli zaczął się rozluźniać w jej towarzystwie, co niezmiernie ją cieszyło.

— Mogę się o coś spytać? — Zapytał nieśmiało, ale zanim zdążyła mu odpowiedzieć, kontynuował. — Właściwie powiedzieć, że uważam, że pani moce...

— Grace — wtrąciła mu się. — Nie tytułuj mnie panią, proszę. To naprawdę miłe i grzeczne z twojej strony, ale wystarczy Grace.

Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, a Peter zawahał się przez krótką chwilę.

— Dobrze, pa...Grace — poprawił się szybko, a Grace zachichotała cicho. Chłopak spojrzał na nią zawstydzony, ale na jego twarzy widniał delikatny uśmiech. — Chciałem powiedzieć, że twoje moce są naprawdę genialne. Chociaż logicznie i naukowo kompletnie niewytłumaczalne, ale są super!

— W pewien sposób, to nauka sprawiła, że je mam — jak irracjonalnie, to brzmiało, tak dochodziła do wniosku, że właściwie, to tak było. W końcu HYDRA prowadziła swoje własne badania i opierali się w głównej mierze na bardziej lub mniej zrozumiałych zagadnieniach naukowych. Inna sprawa, że do swoich eksperymentów wykorzystywali ludzi, w tym dziesięcioletnią dziewczynkę. — Swoją drogą skakanie na pajęczynie też jest trudno w logiczny i naukowy sposób całkowicie wyjaśnić.

— To prawda — zgodził się od razu, śmiejąc się cicho.

Grace upiła łyk swojego soku i podparła się o kuchenny blat.

— Czyli chcesz być Avengersem, co?

— Któregoś dnia na pewno — odpowiedział chłopak już nieco pewniej, zajadając się ciastkami. — Ale na razie wolę być Spider-Manem z sąsiedztwa.

— Słyszałam to — brunetka uśmiechnęła się, przypominając sobie opowiastkę Happy'ego i Tony'ego, jak Peter w piękny sposób wyrolował jej brata i odmówił wstąpienia do drużyny. Grace żałowała, że nie była tego naocznym świadkiem, ale cieszyła się z takiego wyboru chłopaka. Miał jeszcze przed sobą sporo czasu do tego, by dołączyć do drużyny i ratować cały świat przed niebezpieczeństwem. Poza tym, gdyby nie jego odmowa to Tony nie oświadczyłby się w końcu Pepper. Rychło w czas. — Żałuję, że nie mogłam zobaczyć tego na własne oczy.

— Nie chciałem sprawiać nikomu żadnych problemów.

— Nie sprawiłeś — zapewniła go ze zdecydowaniem. — Tony miał w końcu wymówkę, by po tylu latach oświadczyć się Pepper.

Peter zaśmiał się krótko.

— Poza tym uważam, że postąpiłeś bardzo mądrze — kontynuowała. — Jesteś jeszcze młody, Peter. Powinieneś to wykorzystać, a nie walczyć z przestępcami na całym świecie.

— Pan Stark mówił coś podobnego.

— Mówił prawdę — Grace uśmiechnęła się do chłopaka. — Kiedy stajesz się członkiem drużyny... Trudno pogodzić to z całą resztą swojego życia. Jak irracjonalnie, to może dla ciebie brzmieć, tak każdy z nas był kiedyś w twoim wieku i korzystał z tego w każdy, możliwy sposób. Staliśmy się Avengersami, gdy byliśmy już dorośli i staraliśmy się podejmować mniej lub bardziej odpowiedzialne decyzje.

— Każda była dobra? — Zapytał z zaciekawieniem.

— Oczywiście, że nie — odpowiedziała bez zawahania. — Podejmując jakąś decyzję, zawsze musisz się zmierzyć później z konsekwencjami, które za sobą niesie. Peter, masz potencjał na zostanie najlepszym z nas. Masz dobre serce i niespotykanie wielką chęć do pomocy i naprawienia świata, ale najpierw wykorzystaj to, że ciągle uczęszczasz do liceum i możesz przeżywać rozterki, jak każdy nastolatek.

Parker skinął głową, ale nie nic nie powiedział, zastanawiając się nad sensem słów Grace. W końcu po jakimś czasie chłopak sam zaczął rozmowę, dopytując się o różne aspekty związane z jej mocami. Z chęcią odpowiadała mu o wszystkim, a gdy zapytał się o działanie jej bransolet, to bez zawahania podała mu jedną z nich.

— Chodzi o wyłapywanie drgań w moich nadgarstkach — wyjaśniła. Po zdjęciu bransoletki z jednej ręki, od razu poczuła, jak jej moce w szybszym tempie przepływały przez żyły. — Kiedy wyczuwają, że są zbyt mocne, to je stabilizują i osłabiają. Ciągle mogę korzystać ze swoich mocy, tak samo, jak wcześniej, ale mam nad nimi większą kontrolę.

— Dlaczego są one potrzebne?

— Przez tego małego brzdąca — wskazała palcem na swój zaokrąglony brzuch. — Ciąża, hormony i posiadanie magicznych mocy, to nie najlepsze połączenie.

— Och, rozumiem — skinął głową, nieco zawstydzony. — Teraz ma to sens, bo nigdy wcześniej nie widziałem ich w twoim stroju.

— Słucham?

Peter zmieszał się, prawdopodobnie zdając sobie sprawę z tego, co powiedział.

— Chodzi o to, że — mruknął tak cicho, że Grace praktycznie go nie słyszała. — Wiem wszystko o Avengersach i o Starkach i o tym, co robicie i...

— Wiesz, że to nazywa się stalking? — Zażartowała wesoło. Nie mogła się powstrzymać, gdy widziała tak zakłopotanego Petera. Chłopak spojrzał na nią z wypisanym przerażeniem, ale po chwili zrozumiał, że w żaden sposób go nie pouczała, a jedynie sobie żartowała. — Lubię cię, Peter. Będą z ciebie ludzie.

Parker nie odpowiedział, a Grace dochodziła do wniosku, że Tony w żaden sposób się nie pomylił, co do chłopaka. Miał do niego nosa i wiedziała, że pod jego opieką, Peter mógł naprawdę zostać niesamowitym superbohaterem.

— Młody, mam nadzieję, że nie zamęczyłeś mojej siostry? — Zapytał Tony, kiedy zjawił się w kuchni po jakimś czasie. — Nie chciałbym być w twojej skórze, gdyby tak było.

— Nie, ja tylko... — zaczął nerwowo chłopak, ale Grace szybko mu przerwała.

— Peter dotrzymywał mi towarzystwa — brunetka uśmiechnęła się zadziornie do chłopaka, a potem spojrzała na swojego brata. — Zawsze to jakieś urozmaicenie od ciebie, Rhodesa i Visiona.

— Jakbyś narzekała — Tony zironizował, a Grace zaśmiała się krótko.

— Bardziej na to, że nie powiedziałeś mi o tym, że Peter dzisiaj do nas przyjdzie — mruknęła z niezadowoleniem. — Chyba powinieneś za to dostać nauczkę.

Uniosła do góry rękę, a po chwili w jej dłoni pojawiła się mała, kula śnieżna.

— Czy, jeśli powiem, że zapomniałem, będziesz dla mnie łaskawa? — Tony uniósł ręce do góry.

— Oczywiście, ale wiem, że nie zapomniałeś — parsknęła, ale zacisnęła palce, a kula zniknęła w jej dłoni. — Nie będę wam przeszkadzać. Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać Tony.

Mężczyzna skinął głową, a Peter oddał jej złotą, niezbyt grubą bransoletkę. Grace od razu ją założyła, czując, jak stabilizuje jej moce i zwróciła się bezpośrednio do chłopaka.

— Miło było cię poznać Peter. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj wpadniesz. Z wielką chęcią z tobą porozmawiam.

Pożegnała się z chłopakiem, pocałowała Tony'ego w policzek i ruszyła z powrotem do swojego pokoju.  

☆☆☆

◈ Mamy i Pajączka! Kocham Petera całym sercem i chciałam go w końcu przedstawić w mojej książce, mam nadzieję, że Wam się podobało. I listy Steve'a! 🥰 Grace i Steve mimo tego, że nawet nie są teraz razem, to i tak będą moim ukochanym OTP! Foeva. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top