• seventeen

Marzec 2018, baza Avengersów

Grace była wściekła i każdy mógłby to zauważyć.

Chodziła zdenerwowana kolejny dzień i chociaż się starała, tak nie umiała nad tym zapanować. Chciała zwalić ten stan rzeczy na cokolwiek – począwszy od kolejnej rocznicy śmierci rodziców (co było oczywiście bez sensu, bo ta miała miejsce kilka tygodni wcześniej), na wyjątkowo ciężką akcję, na której była z Tonym, czy po prostu zły humor.

Wiedziała jednak, że po prostu była zmęczona sytuacją, w której się znajdywała.

Z początku wydawało się, że da sobie radę ze wszystkim. Będzie umieć pogodzić wychowanie Jeremy'ego z pracą w klinice, powrotem do drużyny i swoim, własnym prywatnym życiem (przynajmniej jego szczątkami). W przykry i nieprzyjemny sposób przekonała się, że to nie było takie proste. Była zirytowana tym, że kompletnie nie daje sobie rady, nawał pracy ją przytłaczał, a doba wydawała się za krótka. Była wyczerpana psychicznie i fizycznie, a kiedy któregoś dnia zobaczyła imię Steve'a na ekranie telefonu, coś w niej pękło. To doprowadziło do kłótni, której nawet nie chciała wspominać.

I która w ogóle nie powinna mieć miejsca.

Wiedziała, że obydwoje ich poniosło. Powinni się uspokoić w momencie, gdy tylko rozpoczęli rozmowę. Stało się inaczej. Zamiast cieszyć się tymi nielicznymi chwilami, w których mogli mieć, chociaż namiastkę siebie, woleli wykrzykiwać w swoją stronę naprawdę okropne rzeczy. Grace na palcach dłoni mogła policzyć ilość razy, kiedy się kłócili – w ciągu kilku lat robili to naprawdę rzadko – jednak zdecydowanie to była najgorsza, jak do tej pory.

Zacisnęła mocniej palce na kuchennym blacie, po raz kolejny przypominając sobie słowa Steve'a sprzed kilku dni. Chciała je zapomnieć, ale jak na złość nie potrafiła.

— Na miłość boską, Grace! Choć raz nie bądź tak cholerną egoistką i przestań myśleć tylko o sobie!

Grace poczuła, jak coś ciężkiego spadło jej na serce. W jednej chwili zamilkła, przyswajając do siebie słowa, które usłyszała. Słowa, które bolały, jak ostrze noża. Steve również ucichł, prawdopodobnie zdając sobie sprawę z tego, co tak naprawdę powiedział.

— Dla twojej wiadomości – przez ostatni czas myślę tylko o jednej osobie – naszym synu — oświadczyła po krótkiej chwili, zmieniając całkowicie swój ton – na zimny i kompletnie pozbawiony uczuć.

— Grace...

— Do widzenia, Steven — przerwała mu, nie chcąc słuchać jego wyjaśnień, ani tym bardziej jego głos. Rozłączyła się, a potem z całej siły odrzuciła telefon na pobliską ścianę. Urządzenie rozpadło się na kilka kawałków, a ona musiała bardzo mocno zacisnąć swoje zęby, by nie zacząć krzyczeć ze wściekłości i rozpaczy.

— Powiesz mi, co cię dręczy?

James usiadł przy kuchennej wyspie. Grace odwróciła się do niego, marszcząc brwi.

— Chyba nie rozumiem, o czym mówisz — odpowiedziała mu szybko, starając się na jak najspokojniejszy głos. Zawsze jej to wychodziło. Czasami miała wrażenie, że tę umiejętność miała opanowaną do perfekcji.

Równie dobrze mogłabym być cholerną aktorką.

— Jeśli nie chcesz rozmawiać, to nie musisz nic mówić — stwierdził, uśmiechając się do niej przyjacielsko. — Tylko wiesz, że jak coś, to możesz na mnie liczyć?

Westchnęła bezgłośnie. Nieraz żałowała, że James znał ją prawie, tak samo dobrze, jak Tony. Rhodes, co prawda nie miał bladego pojęcia o tym, że była w kontakcie ze Steve'em, ale zawsze się o nią troszczył. Jednak Tony jak najbardziej już o tym wiedział i nie pochwalał jej decyzji. Ciągle miał do niego żal i nie można było go za to winić. Cała ta sytuacja mogła być cholernie skomplikowana, ale koniec końców, to i tak Tony był osobą, której wyżaliła się z tej bezsensownej, ale niezwykle raniącej kłótni. Teraz, jednak zastanawiała się, czy przypadkiem jej brat nie miał racji.

Żyłabym ze złamanym sercem, ale przynajmniej w kompletnej nieświadomości.

— Wiem, Rhodey. Zawsze troszczyłeś się o mnie, jak o własną siostrę. Tak, jak Tony chcesz dla mnie najlepiej, ale rozmowa na ten temat nie sprawi, że mój problem zniknie. Sama muszę to w jakiś sposób rozwiązać.

— Naprawdę cię podziwiam, Grace — wyznał niespodziewanie, patrząc wprost na nią. — Zawsze uważałem, że jesteś silną kobietą, zresztą nie wyobrażałem sobie niczego innego po siostrze Tony'ego... Ale teraz? Jeszcze bardziej się o tym przekonuję — Rhodey oparł się łokciami o blat i wskazał palcem na swoją towarzyszkę. — Jesteś w trudnej sytuacji i wiem, że nie tak wyobrażałaś sobie swoje małżeństwo oraz zakładanie rodziny. Czasami o naszej sile nie świadczy to, jak dobrze radzimy sobie z własnymi problemami, a to, czy je w ogóle mamy.

Może jednak Rhodey coś podejrzewał?

— Wierz, że to, co teraz powiedziałeś, nie miało większego sensu?

Grace parsknęła wesoło, spoglądając z rozbawieniem na swojego przyjaciela.

— Czego ode mnie oczekujesz? Jestem żołnierzem, a nie psychoterapeutą.

— I lepiej będzie, jak tak zostanie — stwierdził Tony, wchodząc do pomieszczenia.

Na rękach trzymał Jeremy'ego, który bawił się fragmentem zbroi wujka. Kiedy Grace ujrzała ten obrazek, jej samopoczucie od razu się poprawiło. Chwyciła swój nowy telefon, a potem czym prędzej uwieczniła ten moment. Zresztą, jak każdy dzień z życia jej synka.

— Wyglądacie razem tak słodko! — Zawołała z podekscytowaniem i radością, pokazując zdjęcie najpierw Jamesowi, a potem swojemu brat. — Rośnie nam mały Iron Man!

— Tak, nie zaprzeczam. W laboratorium kręci go jedynie mój skafander.

— Czekaj, zabrałeś go do laboratorium? Przecież on ma dopiero rok!

— I od małego wie, co dobre, no nie, Remy? — Tony zwrócił się bezpośrednio do chłopca, ale ten w żaden sposób mu nie odpowiedział, zbyt zainteresowany swoją nową zabawką. — Widzisz? Nie zwraca uwagi na nic innego, jak na moją zbroję!

— Czemu mam wrażenie, że każda inna matka nazwałaby mnie nieodpowiedzialną i najgorszą na świecie? — Zażartowała krótko Grace, przyglądając się dwójce. Tony posadził Jeremy'ego w krzesełku przy stole na środku salonu, gdzie wszystko było gotowe do obiadu dla sześciu osób i zwrócił się bezpośrednio do swojej siostry.

— Gadasz głupoty. Jesteś najlepszą matką, jaką Jeremy mógł sobie wymarzyć — Grace uśmiechnęła się do swojego brata i prawie od razu poczuła, jak w jej oczach zbierają się łzy. Tony natychmiast to zauważył i szybko do niej podszedł. — O nie, nie, Gracie. Nie zaczynaj mi tutaj ryczeć, błagam cię.

— Dziękuję, Tony — odpowiedziała wzruszona, przytulając się na krótką chwilę do swojego brata. Tony objął ją ramieniem, głaszcząc uspokajająco po plecach.

— Tak swoją drogą, to kto oprócz nas i Pepper ma być na obiedzie? — Zapytał z zaciekawieniem Rhodey. Grace odsunęła się od swojego brata, a potem spojrzała na przyjaciela.

— Niespodzianka! — Zawołała wesoło, a drzwi od windy otworzyły się z delikatnym dźwiękiem. Po chwili do pomieszczenia weszła Pepper, tuż za nią Happy i na samym końcu Peter Parker. — Macie idealne wyczucie czasu. Obiad jest właśnie gotowy!

— To Parker jest tą niespodzianką? — Odezwał się z zaskoczeniem Tony.

Mężczyzna przywitał się ze swoją narzeczoną krótkim pocałunkiem, a potem odprowadził ją do miejsca przy stole. Młody chłopak nieco się zaczerwienił i stanął w miejscu, nie do końca wiedząc, co powinien zrobić.

— Peter przyszedł, bo go zaprosiłam — wyjaśniła spokojnie Grace. Posłała ostrzegawcze spojrzenie do swojego brata, a potem pocałowała Happy'ego w policzek na powitanie i podeszła do nastolatka. — Cieszę się, że przyjąłeś moje zaproszenie. Nie powiem, że trochę się bałam, że odmówisz, bo sobie pomyślałeś, że stara baba upadła na głowę.

— Nie, co? — Peter zmarszczył brwi, a potem szybko się zreflektował. — Znaczy, nie jest pani stara, pani Stark, pani... Grace i całkiem ładna... Znaczy się...

— Daj spokój, młody — James dołączył do ich rozmowy, a Grace zaśmiała się krótko, ignorując fakt, że Parker w nerwowych sytuacjach ciągle nazywał ją panią. — Po prostu powiedz, że przyszedłeś do bazy, by kolejny raz się nią zachwycać. Grace się o to nie obrazi.

— Och, daj mu spokój, James — wtrąciła się Pepper, podając Jeremy'emu ulubionego misia. Fragment zbroi został właśnie przez niego porzucony i Tony z niedowierzaniem przyglądał się swojemu siostrzeńcu.

— To przecież zbrodnia! — Mruknął do siebie zrozpaczony, ale oprócz Grace nikt nie zwrócił na to uwagi.

— To chyba nie dziwne, że Grace chce spędzić trochę czasu z najbliższymi?

— Z najbliższymi? — Wyjąkał zdezorientowany Peter. — Ale ja nie jestem...

— Wbrew pozorom dla niej jesteś — odezwał się Tony, który wyszedł z pierwszego szoku na zachowanie swojego chrześniaka. Pokręcił głową, a potem spojrzał na Parkera i wskazał ręką na swoją młodszą siostrę. — Powiedziałbym, że ma do ciebie małą słabość. Nie sądziłem tylko, że pociągają ją młodsi.

Pepper natychmiast zdzieliła go po ramieniu, a Happy i James zaśmiali się głośno.

— Nie słuchaj ich, Peter — powiedziała z rozbawieniem Grace, a nastolatek uśmiechnął się do niej. — Jak zawsze sobie żartują. Po prostu cię lubię, a oni tego nie rozumieją, chociaż powinno im to wystarczyć.

— Mi zdecydowanie wystarcza — odpowiedział szybko chłopak.

— Widzicie? Jedyny wychowany w tym gronie! — Grace pokazała język do swojego brata i jego najlepszego przyjaciela, a potem chwyciła Parkera pod ramię. — Czas na obiad. Jestem pewna, że May dzisiaj cię w ogóle nie karmiła.

— Znasz jego seksowną ciotkę? — Zapytał zaskoczony Tony. Pepper ponownie uderzyła go w ramię, a Peter jeszcze bardziej poczerwieniał. — W sensie... Jego ciotkę... Bardzo...

— Nie pogrążaj się Tony — zagroziła mu Potts.

— Rozmawiałam z May kilka razy — wyjaśniła szybko brunetka, wskazując chłopakowi jedno z miejsc przy stole. — Nie dziw się tak, braciszku. Musiałam zabić sobie mój prawie wolny czas, więc postanowiłam zaznajomić się z twoją ciotkę, Peter. Swoją drogą naprawdę urocza kobieta.

Puściła oko do chłopaka, a potem z pomocą swojego brata przyniosła wszystkie potrawy z kuchni. Chwilę później cała grupa zasiadła do stołu. Gdy zaczęli rozmawiać, to żadne z nich nie potrafiło przestać. Grace z uśmiechem przyglądała się całemu zgromadzeniu, dochodząc do wniosku, że potrzebowała takich obiadów, jak ten. Nawet sam Peter po tych kilku wspólnych spotkaniach i imprezach, przystosował się do sytuacji, gdzie był najmłodszym rozmówcą – potrafił zjednać sobie wszystkich, a nawet zainteresować i rozbawiać małego Remy'ego.

Okazywało się, że to właśnie takie momenty dodawały jej odwagi i sprawiały, że stawała się silniejsza.

Nie sprawiały, że jej problemy znikały, ale pozwalały stawiać im czoło z nową siłą.

☆☆☆

Kwiecień 2018

Był środek nocy, gdy obudziła się nerwowo, próbując uspokoić swoją świadomość, że cokolwiek widziała, to był tylko sen. Wyjątkowo nieprzyjemny, straszny i przywołujący wszystkie tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w jej życiu, ale tylko sen.

Wzięła kilka głębokich oddechów, przyłożyła rękę do serca i spróbowała przeanalizować swój koszmar. Właściwie nie różnił się od wszystkich poprzednich – albo widziała siebie jako małą dziewczynkę w bazie HYDRY, brała udział w walce w Nowym Jorku lub Sokovii, albo była świadkiem tego, jak traciła panowanie nad swoimi mocami. Bransolety, które stworzył dla niej Tony, były niezastąpione, a dodatkowo idealnie nadawały się do tego, by połączyć je z najnowszą, nanotechnologiczną wersją kombinezonu. Sama miała też wrażenie, że coraz lepiej udawało jej się panować nad własnymi mocami, a przede wszystkim je poznawać, ale ciągle z tyłu głowy miała obraz, który podesłała jej Wanda kilka lat temu. Poza tym miała wrażenie, że jej podświadomość specjalnie, coraz częściej podsyła, tak tragiczne obrazy. Jakby doskonale wiedziała, że po kłótni ze Steve'em i bez jego obecności, w nocy znów jest równie bezbronna, jak kiedyś.

Grace z przyzwyczajenia sprawdziła, czy z Jeremym wszystko w porządku, a potem odrzuciła czarne włosy do tyłu i wszyła z pokoju. Jak zawsze zapominała postawić szklankę wody na swojej szafce nocnej, dlatego teraz nie pozostawało jej nic innego, jak udać się do kuchni.

W kilku krokach przeszła do pomieszczenia. Wzięła jedną ze szklanek ze stołu i nalała do niej świeżej wody, która leżała obok. Przez krótką chwilę przysłuchiwała się niesamowitej ciszy na piętrze, a potem spojrzała przez okno na zewnątrz. Zdecydowanie widok różnił się od tego, który był w Tower, ale tutaj też nie można było narzekać. Z dala bez problemu dało się dostrzec głośny i oświetlony Nowy Jork. Miało to swój urok, bo okolica, w której znajdywała się nowa siedziba była naprawdę spokojna i aż trudno było uwierzyć w to, że kilka minut samochodem dzieliło ich od centrum miasta.

Wzięła do ręki szklankę, a potem ruszyła z powrotem do swojej sypialni, jednak zatrzymała się, kiedy zauważyła jak Vision opuszczał swój pokój. Robot skierował się do windy, ale po chwili odwrócił się w stronę Grace, kiedy zdał sobie sprawę z jej obecności.

— Grace — odezwał się z zaskoczeniem Vision. — Myślałem, że wszyscy śpią.

— Miałam zły sen — wyjaśniła spokojnie i machnęła lekceważąco ręką, dając znać, że to nic takiego. — Potrzebowałam się czegoś napić i rozprostować nogi.

— Rozumiem — Vision skinął głową i zamilkł.

Grace przyglądała mu się przez krótką chwilę, a potem połączyła wszystkie elementy układanki i uśmiechnęła się delikatnie.

— Nie będę cię dłużej zatrzymywać — wyznała niespodziewanie i powoli ruszyła w stronę swojego pokoju. — Nic nie powiem Tony'emu, o ile pozdrowisz ode mnie Wandę.

— Grace? — Robot spojrzał na nią, próbując udawać, że nie ma bladego pojęcia o co chodzi, ale po krótkiej chwili skinął głową. — Masz to jak w banku... Wanda żałuje, że nie może patrzeć na to, jak Jeremy rośnie. Zresztą nie tylko ona.

— Każdy podjął swoją decyzję, Vis i nic tego nie zmieni — kobieta odwróciła się do niego jeszcze na chwilę. — Tylko proszę, uważajcie na siebie. Nie chcę, by ktokolwiek miał przez to jakieś problemy.

— O to możesz być pewna — zapewnił ją Vision. Grace skinęła głową na pożegnanie i weszła do swojego pokoju.

Ledwo znalazła się w pomieszczeniu, gdy usłyszała cichy dźwięk zamykanej widny. Oparła się ciężko o drzwi i zjechała po nich plecami, aż w końcu usiadła na ziemi i schowała twarz w ramionach.

Zagryzając mocno wargi, by w żaden sposób nie obudzić Jeremy'ego po raz kolejny od wielu dni i nocy, pozwoliła, by łzy spływały po jej policzkach. 

☆☆☆

◈ Wrzucam rozdział jeszcze dziś, bo jutro nie dam rady. Chyba faktycznie Was rozpieszczam w tym tygodniu. Ale szykujcie się na płacz i ból, bo w przyszłym tygodniu zaczynamy akcję z infinity war. Aż mnie coś ściska w sercu na samą myśl. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top