• nine

Grace westchnęła ciężko i odrzuciła protokół na fotel obok. Nie miała bladego pojęcia, co powinna zrobić. Rozum podpowiadał jej, że najlepszym rozwiązaniem z tej sytuacji było złożenie podpisu obok swojego brata, Natashy, Jamesa oraz Visiona. Serce podpowiadało jej jednak, że wcale nie powinna tego robić i stanąć po stronie Steve'a i Sama, którzy na ten moment zdecydowali się nie podpisywać porozumienia. Wanda ciągle się wahała i to było całkowicie zrozumiałe. Grace wiedziała, że nieważne, jakiego wyboru dokona – prędzej, czy później Tony albo Steve wypomną jej to, co zrobiła i po której stronie stanęła. Mimo że dzień wcześniej sama wyszła w połowie dyskusji na ten temat i wspólnie mieli podjąć ostateczną decyzję właśnie dzisiejszego dnia, tak to były tylko złudne plany. Grace obawiała się, że to był koniec drużyny, jaką znała. Ciągle, jednak sama musiała podjąć decyzję, a to wcale nie było takie łatwe. Jak mogła wybierać między swoim bratem a mężem i udowadniać, że to jeden z nich miał więcej racji?

To jest niemożliwe.

— Przyniosłem ci coś — Grace odwróciła głowę do tyłu, by zobaczyć, jak w jej stronę zmierza Tony. W ręku trzymał miskę z jej ulubionymi owocami. — I od razu mówię, że to nie próba przekupstwa.

— Tylko byś spróbował — odezwała się brunetka i przesunęła nieco w bok, by zrobić miejsce dla swojego brata. Tony podał jej owoce, a ta natychmiast zaczęła je jeść. — Chyba czytasz mi w myślach braciszku. Miałam ochotę na owoce.

— Dokładnie pamiętałem, jakie wybrać, byś była zadowolona — Tony przerzucił rękę przez oparcie fotela i usiadł bokiem do swojej siostry. — Podjęłaś już decyzję?

— A zapowiadało się, że spędzę czas w przyjemny sposób z moim starszym bratem — mruknęła cicho, a potem pochyliła się nad swoim brzuchem. — Widzisz, Młody? Twój ojciec chrzestny właśnie zniszczył mamusi humor.

— Gracie...

— Jeśli chcesz wiedzieć, to nie podjęłam jeszcze decyzji. Ciągle się zastanawiam, co mam zrobić. Wiem, że ty i Steve oczekujecie ode mnie, bym stanęła po którejś ze stron, ale na razie mam zbyt wielki mętlik w głowie, by to zrobić.

— Wiem, że to może być dla ciebie trudne...

— Nie masz pojęcia — przerwała mu szybko. — Jeśli stanę po twojej stronie, to nadużyję zaufanie swojego męża, jeśli wybiorę jego, to ty obrazisz się na mnie do końca życia.

— Wiesz, że tego bym nie zrobił.

— Jesteś tego całkowicie pewny? — Grace spojrzała na swojego brata z uniesioną brwią do góry. Odpowiedziało jej milczenie z jego strony, które było nadzwyczaj wymowne. — Możesz udawać, ale jestem twoją siostrą i znam cię od trzydziestu trzech lat. Wiem, czego mogę się po tobie spodziewać.

— Niezależnie od tego, co zdecydujesz, to jesteś moją siostrą, Grace — zauważył spokojnie, a brunetka uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc jego słowa. — Nic tego nie zmieni.

— Kiedy lecicie do Wiednia? — Zapytała zaciekawiona, zmieniając temat.
— Rozumiem, że obecność wszystkich, którzy podpisali, jest obowiązkowa?

— Nie do końca — Tony pokręcił głową. — Leci sama Natasha, ale właściwie miałbym do ciebie prośbę.

— O co chodzi?

— Ross kazał przygotować mi małe wystąpienie na temat tego, jak działają Avengers — zaczął brunet, a Grace przysłuchiwała mu się z widocznym zainteresowaniem. — Wszystko właściwie jest już przygotowane, ale szczerze? Nie nadaję się do tego. Mogę prezentować najnowsze wynalazki Stark Industries, ale nie widzę się na szczycie ONZ. Dlatego, tak się zastanawiałem – oczywiście nie musisz się zgodzić, zwłaszcza zrozumiem to ze względu na twój stan. Pomyślałem, czy nie poleciałabyś tam za mnie?

— Możesz mi chociaż wyjaśnić, dlaczego nie chcesz ruszyć tyłka ze Stanów, by przedstawić prezentację?

— Pepper ma wtedy akurat trochę czasu wolnego i prosiła mnie o spotkanie — wyjaśnił niepewnie. — Znaczy, to pewnie nic ważnego, więc jeśli się nie zgodzisz, to nie będzie żadnego problemu.

Grace westchnęła ciężko. Zachowanie Tony'ego utwierdziło ją w przekonaniu, że to całe ich rozstanie z Pepper było najgorszą decyzją, jaką mogli podjąć. Wystarczyło spojrzeć na niego – sama wzmianka o blondynce i informacja o tym, że mają się spotkać, napawała go nową energią. Nie dawał tego po sobie poznać, ale Grace już od dawna umiała z niego czytać, jak z otwartej księgi.

— I mówisz mi o tym dopiero teraz? Nie, żebym nie potrafiła przygotować się w tak krótkim czasie, ale nie lubię działać w pośpiechu.

— Och, o to się nie martw — Tony wyciągnął z kieszeni przenośny dysk, a potem wręczył go swojej siostrze. — Tutaj masz wszystko przygotowane. FRIDAY wybrała najciekawsze rzeczy z naszych akt... Poza tym sama będziesz mogła coś dopowiedzieć, więc droga wolna.

— Wiesz, że jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji?

— Naturalnie — brunet uśmiechnął się i pocałował brunetkę w policzek. — Wiem, że musisz obgadać to ze Steve'em. Poza tym, to może być dobra okazja, by podjąć w końcu ostateczną decyzję w sprawie porozumienia, nie sądzisz?

Brunetka skinęła głową i obróciła między palcami przenośny dysk. Przejechała kciukiem po zabezpieczeniu, a po chwili przed rodzeństwem pojawił się hologram prezentacji, która miała zostać przedstawiona na szczycie. Grace spojrzała przelotnie na swojego brata i prawie wyklinała siebie za to, że miała do niego, aż tak wielki sentyment i praktycznie zawsze zgadzała się na wszystko, o co ją prosił.

W tym momencie jedyne, co musiała zrobić, to przekonać swojego męża, że jej obecność na szczycie ONZ wcale nie będzie takim złym rozwiązaniem.

☆☆☆ 

Grace czuła, że atmosfera w całej siedzibie nie była jeszcze tak napięta, jak w ostatnim czasie. Próbowała jakoś to zmienić, ale wyglądało na to, że jej starania przynosiły odwrócony efekt. Koniec końców nastał wieczór i po kolacji wraz ze Steve'em wróciła do ich wspólnej sypialni. Brunetka wzięła szybki prysznic, a potem ułożyła się wygodnie w łóżku, kiedy jej miejsce w łazience zajął blondyn. Wyciągnęła dysk, który przekazał jej Tony i zaczęła go dokładnie przeglądać. Prezentacja nie była długa – pokazywała dokładnie, to jak działają. Od samego początku, czyli najpierw jak przygotowują się merytorycznie, potem jak wymyślają plan działania, wykonują całą misję, aż kończąc na papierkowej robocie, kiedy cała akcja zostanie zakończona. Pod tym względem FRIDAY odwaliła kawał naprawdę, świetnej roboty, bo wybrała tylko najważniejsze informacje i skonstruowała je tak, by zainteresować słuchaczy.

Drzwi do łazienki się otworzyły, a w pokoju stanął Steve w swoich szarych spodniach dresowych oraz obcisłej, białej koszulce. Z jego włosów skapywała woda, a Grace uśmiechnęła się na ten widok. Wcześniejsza rozmowa z Tonym utwierdziła ją w tym, że wcale nie musiała lecieć do Wiednia, by w końcu podjąć swoją decyzję. Mimo tego, że jej brat faktycznie mógłby się na nią obrazić za to, że nie stanęła po jego stronie, to nie mogła zignorować tego, że jej decyzja była bliższa tej, którą podjął Steve.

— Czemu mi się tak przyglądasz? — Zapytał spokojnie, opierając się o komodę przy ścianie. Założył ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się nieznacznie.

— Ponieważ podoba mi się to, co widzę — odpowiedziała zadziornie i odłożyła dysk od Tony'ego na szafce nocnej. Steve zaśmiał się krótko, a potem wszedł na łóżko, pochylił się nad brunetką i pocałował ją delikatnie w odkrytą szyję.

— Wszystko w porządku?

— Przy tobie zawsze jest wszystko w porządku — powiedziała kobieta radośnie. Ciągle trudno było jej to zrozumieć, ale wystarczyła sama obecność Steve'a, by naprawdę wszystko było dobrze. — Jednak chcę o czymś porozmawiać.

— Coś się dzieje?

— Nie, nic poważnego — pokręciła głową. — Tony poprosił mnie, bym zajęła jego miejsce na szczycie ONZ. Chce bym przedstawiła za niego jak działają Avengers i...

— Chcesz tam lecieć? — Przerwał jej szybko. — Nie mylę się?

— Nie dlatego, że się zgadzam — wyjaśniła szybko, łapiąc blondyna za rękę. — Długo nad tym myślałam i podjęłam decyzję, że nie będę tego podpisywać. Jesteśmy dorośli i to my sami powinniśmy ponosić konsekwencje tego, co robimy. Tak samo, to my powinniśmy decydować o tym, gdzie i komu chcemy pomóc.

— Miło mi to słyszeć, Gracie — Steve uśmiechnął się i pocałował ją w dłoń. — Chociaż szczerze powiedziawszy, to zastanawiałem się, czy przypadkiem...

— Nie wybiorę Tony'ego, prawda? — Zakończyła za niego. Steve milczał przez dłuższą chwilę, aż w końcu skinął głową nieznacznie. — To mój brat i uważam, że ma swoje racje, ale nie może wpłynąć na to, jaką decyzję podejmę. Jednak chciałabym polecieć do Wiednia. O wiele lepiej przedstawię tę prezentację niż Tony, a może nawet uda mi się wpłynąć na głowy państw, by nieco zmienić warunki? Kto to wie...

— Naprawdę w to wierzysz?

— Mam taką nadzieję — Steve westchnął ciężko. — Nie uważam, by to było coś złego. Gdyby na spokojnie przedstawić, że protokół odbiera nam podejmowanie decyzji, to może udałoby się wszystkim dogadać.

— Uwielbiam cię za to — Steve położył dłoń na jej policzku, a Grace uśmiechnęła się uroczo. — Jesteś pełna zapału i pewna siebie, że wszystko może się udać. Kocham cię Grace, nie masz pojęcia jak mocno.

— Do końca świata i jeszcze dłużej?

— Zdecydowanie! — Zawołał wesoło, a potem przyciągnął jej twarz i złożył na jej ustach długi pocałunek. Trwali, tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu oderwali się od siebie. Na ich twarzach widniały szerokie, szczęśliwe uśmiechy. Steve położył się na łóżku, przyciągając ją do siebie. Grace ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, a on objął ją ramieniem, a drugą rękę ułożył na jej brzuchu, głaszcząc go delikatnie.

— Co myślisz o tym, by po wszystkim wyprowadzić się z siedziby? — Grace oparła brodę o jego ramię i spojrzała na niego wesoło. — Moglibyśmy wieść całkiem spokojne życie jak Clint z Laurą.

— Myślę, że z tobą to życie wcale nie jest takie spokojnie — zażartował krótko, a brunetka szturchnęła go w bok. — Przynajmniej nie jest nudno, prawda? Tylko ty potrafisz narażać własne życie w tak głupi sposób, jak robiłaś to zawsze, by mnie uratować.

— Na to akurat nie możesz narzekać — Grace pokazała mu język. — I tak ostatnio nie miałam do tego żadnej okazji. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę, że teraz nie naraziłabym tylko siebie, a również nasze dziecko. Nie jestem aż tak nieodpowiedzialna, jak niektórzy uważają.

— Ja to wiem — Steve pocałował ją w czoło. — To co... Manhattan, Brooklyn, a może coś innego?

— Tak właściwie to zastanawiam się nad jednym miejscem — zagryzła dolną wargę, a mężczyzna spojrzał na nią z zainteresowaniem. — Myślałam o starym domu rodziców... Wiem, że wcześniej w ogóle nie brałam tego pod uwagę, ale wydaje mi się, że w końcu jestem gotowa na to, by do niego wrócić. Poza tym to będzie idealne miejsce do tego, by wychować nasze dziecko.

— Mam wrażenie, że już wszystko dokładnie przemyślałaś, nie mylę się?

— Nie wszystko — Steve zaśmiał się rozbawiony. — Na pewno trzeba sprawdzić, jak duży remont jest tam potrzebny. Wszystko było idealnie zakonserwowane i okryte, ale od ostatniego momentu, w którym ktoś tam mieszkał, minęło ponad dwadzieścia lat. Będziemy musieli trochę poczekać i pewnie jeszcze przez jakiś czas pomieszkać w siedzibie, ale wydaje mi się, że to nie jest zły pomysł.

— Jest genialny — zgodził się blondyn. Grace uśmiechnęła się wesoło i mocniej wtuliła w jego bok. W jego ramionach zawsze czuła się bezpiecznie. — Opowiedz mi coś więcej.

— Będziemy wieść spokojnie życie — powiedziała rozmarzona. — Żadnych misji, żadnego narażania życia... Z początku to może być trudne, ale z biegiem czasu przyzwyczaimy się do tej monotonni. Ciągle będę prowadzić klinikę, a ty mógłbyś w końcu na poważnie pomyśleć o swoim rysowaniu. Jestem pewna, że ktoś na pewno zainteresowałby się twoimi pracami.

— Proste życie — Steve westchnął bezgłośnie. Uśmiechnął się, a palcami przejechał po odkrytym ramieniu Grace. — Podoba mi się ten pomysł, jak długo będę miał cię przy swoim boku.

— O to nie musisz się martwić — Grace uniosła się nieco do góry i przybliżyła swoje usta do jego. — Kapitanie Rogers już się mnie pan, tak szybko nie pozbędzie. To, co nas łączy będzie trwać do naszej śmierci.

— Na to liczę, pani Rogers.

☆☆☆

◈ Chciałam Wam podziękować za ostatnie komentarze. Z wypiekami na twarzy czytałam Wasze pomysły, co może się wydarzyć i już nie mogę się doczekać Waszych reakcji. Mogę tylko powiedzieć, że będzie się działo! Widzimy się za tydzień! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top