rozdział 6.

Aleksander Dębski uwielbiał luksus, dlatego oprócz biurowca przy Legnickiej wynajmował także apartament na ostatnim poziomie Sky Tower, który miał za zadanie imponować najbardziej wyrafinowanym gościom.

Zuza skorzystała z windy i wysiadła na znajomym piętrze. Skierowała się w lewo i po chwili stanęła przed drzwiami do penthouse'a. W powietrzu unosił się zapach preparatu do drewna i czegoś jeszcze, ale była zbyt zaaferowana, by prawidłowo zidentyfikować tę drugą woń.

Przełknęła ślinę, przestąpiła z nogi na nogę i zapukała głośno do drzwi, ignorując wszystkie elektroniczne wynalazki, które mogłyby w zamian zaanonsować jej przybycie.

— Cześć, Zuza — przywitała się Amelia, osobista asystentka jej ojca.

Zuza zlustrowała ją szybkim spojrzeniem. Długie nogi w wysokich szpilkach, cekinowa sukienka, dyskretny makijaż i doklejane rzęsy... Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ojciec zatrudnił Amelię tylko po to, by wyznaczała pewien przykład dla jego marnotrwanej córki.

Przykład, jak powinna wyglądać prawdziwa kobieta z wyższych sfer. Nie wiedziała, czy dziewczyna miała jakieś kompetencje, ale dziwiła się, że nie zrezygnowała z nudnej pracy asystentki na rzecz udziału w słynnych pokazach bielizny za oceanem.

— Cześć. Gdzie...? — Nie dokończyła.

Słowo „tata" nie przeszłoby jej przez gardło, nawet gdyby ktoś przyłożył do jej skroni naładowaną spluwę.

Amelia pospieszyła z odpowiedzią.

— W gabinecie.

Zuza skinęła głową i uśmiechnęła się uprzejmie. Ruszyła w głąb apartamentu, ale Amelia zakasłała znacząco. Zuza posłała jej pytające spojrzenie.

— Buty — powiedziała przeklęta modelka.

Zuza przewróciła oczami. No tak, perfekcyjny Aleksander Dębski nie tolerował nawet pyłku kurzu, więc chyba dostałby zawału, gdyby wparowała do jego świętej oazy w ubrudzonych błockiem glanach.

Zsunęła ciężkie obuwie bez protestów i uśmiechnęła się krzywo, widząc dziurę w skarpetce. Przypadkowy wyraz sprzeciwu wobec tyranii ojca sprawił jej nieprzyzwoitą przyjemność.

— Chyba nie muszę przebierać się w odświętne szaty? — warknęła w stronę wymuskanej asystentki, kierując się do gabinetu ojca.

Nie zamierzała przyodziewac się w pretensjonalne ciuchy tylko po to, by zaspokoić jego wybredny zmysł estetyczny. Mógł zmuszać ją, by udawała pustogłową lalę w towarzystwie, ale nie mógł odebrać jej prawdziwej tożsamości. Miała nadzieję, że bojowy nastrój nie wpakuje ją w jeszcze większe tarapaty.

Nacisnęła klamkę dębowych drzwi, zanim Amelia zdążyła ją zapowiedzieć.

— Jestem — zakomunikowała, po czym zatrzymała się w progu, wybałuszając oczy.

Ojciec jak zwykle siedział na skórzanym tronie za okazałym biurkiem, ale to nie jego widok zrobił na niej takie wrażenie. Po drugiej stronie, w odległości zaledwie półtora metra od niej, rozparty na niewygodnym krześle siedział pieprzony Nadęty Kostrzewski.

Aleksander podniósł się z miejsca, dyskretnie zapinając guzik marynarki. Jego mina wyrażała żądzę mordu, a Zuza natychmiast zdała sobie sprawę ze swojego kardynalnego błędu.

— Właśnie widzę — stwierdził nienaturalnie spokojnym głosem, który kojarzył jej się z katem szepczącym do ucha skazanemu na stryczek rabusiowi. Widziała nagi, niczym nieokryty gniew płonący w jego oczach i serce podeszło jej do gardła. — Zdążyłaś już poznać Dantego Kostrzewskiego. — Kolejne stwierdzenie. — Rozmawialiśmy o tobie.

Zuza powoli przeniosła spojrzenie na mężczyznę. Buta, z którą rozmawiała z nim jeszcze ostatnio, rozpłynęła się niczym słodka mgła. Czyżby Kostrzewski spełnił swoją groźbę i powiedział o wszystkim ojcu? Jeśli tak, mogła spokojnie rozważyć ewakuację przez okno drapacza chmur. Skutek byłby identyczny jak bezczynne oczekiwanie na wyrok.

Kostrzewski podniósł się z krzesła i wyciągnął do niej rękę, uśmiechając się nieznacznie na widok niezobowiązującego t-shirtu, spranych dżinsów i kolorowych skarpetek.

— Cieszę się, że znów się spotykamy, panno Dębska.

Dźwięk jego głosu przypomniał jej o szczegółach ich ostatniej rozmowy. Coś przewróciło jej się w żołądku na wspomnienie jego siły, powagi i onieśmielającego zapachu.

— Cała przyjemność po mojej stronie — mruknęła.

Nie potrafiła wyczytać z jego twarzy absolutnie nic. Pierwszy odezwał się ojciec.

— Zuzanno, mecenas Kostrzew... Czy możemy mówić sobie po imieniu? — wtrącił, na co Kostrzewski pokiwał pospiesznie głową, a Zuza postawiłaby wszystkie oszczędności na to, że stary wyga planował to zagranie od samego początku. — Dante przekazał mi pewne frapujące informacje na twój temat.

Zuza nadepnęła jedną stopą na drugą, by zakryć wystającą z dziury końcówkę lewego palucha.

— Doprawdy? — zapytała, pozorując umiarkowane zainteresowanie, choć niepewność dosłownie zżerała ją od środka.

— Też byłem tym faktem zaskoczony — ocenił ojciec bez cienia wstydu. — Może podzielisz się także ze mną tymi samymi inspirującymi faktami, którymi uraczyłaś mecenasa?

Sens słów ojca docierał do niej z opóźnieniem. Co miała właściwie zrobić? Była zbyt zdenerwowana, by racjonalnie myśleć.

— Nie chcę zajmować wam zbyt wiele czasu, więc nie będę owijał w bawełnę — włączył się Kostrzewski i Zuza zmusiła się, by na niego spojrzeć. — Zuzanna to wyjątkowo intrygująca młoda kobieta z głową pełną pomysłów. Uważam, że byłaby świetnym uzupełnieniem mojego zespołu i chciałbym zaoferować jej pracę.

— Zuzanna ma już posadę. Zajmuje się drobnymi sprawami w naszej fundacji.

Kostrzewski zdawał się niezrażony reakcją ojca.

— To nie jest zajęcie na pełen etat, a raczej... okazjonalna pomoc.

— Nadal nie rozumiem, w czym mogłaby ci pomóc moja córka. Nie skończyła żadnej szkoły.

Zuza wyobrażała sobie, że ojciec z równą czułością opowiadałby o zakażeniu wścieklizną. Kostrzewski obrzucił ją krytycznym spojrzeniem, zatrzymując wzrok nieco dłużej na jej ukrytych pod stopą palcach.

— Przynajmniej zna się na luksusowych zegarkach — wypalił, a Zuza o mało nie straciła równowagi. Ojciec najwyraźniej nie zrozumiał aluzji. — Chcę, żeby towarzyszyła mi podczas dobroczynnej gali w przyszłym tygodniu.

Zuza nieświadomie zmarszczyła czoło. Co? Ojciec zdawał się mieć podobne zdanie. Złączył przed sobą palce w nieśmiertelnym geście kanclerz Niemiec, jak zawsze, gdy zasiadał do twardych biznesowych negocjacji.

— I jaka ma być... natura tego spotkania?

— Czysto biznesowa — odpowiedział Kostrzewski, rzucając jej przelotne spojrzenie. — Jestem pewien, że dogadamy się w kwestii wynagrodzenia.

— To nie będzie problemem — zapewnił ojciec.

Kostrzewski uśmiechnął się szeroko, odsłaniając idealny zgryz.

— A więc do ustalenia została nam tylko jedna sprawa. — Westchnął, a ojciec zmrużył lodowato zimne oczy, przypatrując mu się w milczeniu. — Czy panna Dębska ma ochotę mi towarzyszyć?

Poczuła, jak jasnoszare tęczówki prześwietlają ją wylot, jak usta ojca zaciskają się w złości. Odkąd przystała na jego warunki, to był pierwszy raz, gdy ktokolwiek odważył się zapytać o zdanie ją samą. Chciała wykrzyczeć całą prawdę, a później uciec, ale powstrzymała szaleńczy wybuch. Znała wagę konsekwencji.

Wykrzywiła twarz w grymasie wyrażającym skrajne zadowolenie.

— Oczywiście — powiedziała tym samym obcym głosem, który wydobywał się z jej ust za każdym razem, gdy znalazła się w towarzystwie wysoko postawionych przyjaciół Fabiana.

***

Nie zdążyła jeszcze zaakceptować tego, co właściwie się wydarzyło, gdy do pomieszczenia wpadła przerażona Amelia.

— Aleksander — wysapała. Zuza chyba po raz pierwszy widziała dziewczynę tak roztrzęsioną. Ojciec uniósł brwi na widok niewzywanej asystentki. — Wypadek. W kopalni. Musisz jechać.

Ojciec momentalnie podniósł się z miejsca. Choć Zuza była zaaferowana swoim małym piekiełkiem, widziała furię wypisaną na jego twarzy. Aleksander Dębski nigdy nie pozwoliłby sobie na rozmowę o tak gigantycznej wizerunkowej katastrofie w towarzystwie jednego z najbardziej szanowanych mieszkańców miasta.

Pal licho życie górników, tu chodziło o pieniądze!

— Naturalnie — stwierdził, zapinając guziki marynarki. Posłał Kostrzewskiemu wymowne spojrzenie. — Wybacz, Dante, ale sam rozumiesz... — Rozłożył ręce, jakby chodziło o drobną niedogodność porównywalną do pękniętej opony.

Kostrzewski pokiwał głową.

— Amelio... czy są jakieś ofiary?

Ojciec chyba próbował wyjść na zatroskanego naczelnika. W jej opinii i tak pozostawał egoistycznym despotą.

— Jeszcze nie — odparła dziewczyna, a Zuza skrzywiła się na dźwięk wymownego „jeszcze".

Aleksander nie tracił czasu.

— Zuzanno, zajmiesz się naszym gościem — oświadczył. — Ustalcie szczegóły waszej... współpracy. Porozmawiamy o tym później. Do zobaczenia, mecenasie.

Opuścił gabinet razem z asystentką, wypytując ją o szczegóły zajścia w drodze do wyjścia. Dopiero gdy trzasnęły za nimi drzwi na korytarz, Zuza uświadomiła sobie, że została sam na sam z Nadętym Kostrzewskim.

Mężczyzna wstał, jakby też zamierzał wyjść, a jej dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści. Zuza zrobiła krok w jego stronę, czując jak puls przyspiesza jej niebezpiecznie.

— Co to, do cholery, miało znaczyć?! — wybuchła, pozwalając emocjom przejąć kontrolę nad swoim głosem.

Kostrzewski uśmiechnął się złośliwie.

— Nie dałaś mi wyboru, panno Dębska.

Zuza zadygotała ze złości. Jego symetryczna twarz, ułożone włosy i idealnie skrojony garnitur wzbudzały w niej agresję. Był dokładnie taki sam jak jej ojciec, jak Fabian i cała ta banda pieprzonych bogaczy przekonanych o byciu pępkiem świata. A w dodatku miał czelność otwarcie się z niej naigrywać.

— Nie zamierzam iść z tobą na żaden układ.

Mężczyzna rozłożył ręce w bezradnym geście.

— W porządku — odparł. — Oddaj mi moją własność, wytłumacz sytuację, a ja zapomnę o całej sprawie i dam ci spokój.

To nie była najbardziej niedorzeczna oferta, jaką usłyszała, ale... potrzebowała tego cholernego świecidełka. Nie mogła być pewna, że Sergiusz nie zamierzał zrobić jej w balona, ale musiała zaryzykować.

— To skomplikowane.

— A co, już go sprzedałaś?

— Skąd pomysł, że w ogóle zamierzam go sprzedać?

Kostrzewski podrapał się po potylicy.

— Nie widzę, żebyś go nosiła, a nie sądzę, że podarowałaś go swojemu chłopakowi.

Skrzywiła się, słysząc określenie „chłopak". Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że przestała być singielką.

— Może traktuję go jak trofeum?

Mężczyzna pokręcił głową.

— Już o tym rozmawialiśmy. — Przestąpił krok w jej stronę. — Drżysz na samą myśl o tym, że dowiedziałby się o tym twój ojciec, więc nie ryzykowałabyś aż tyle tylko po to, by sprawić sobie drobną przyjemność. — Westchnął. — Przy okazji, jestem szczerze ciekawy, co się między wami wydarzyło. Znam Aleksandra nie od dziś i z tego co pamiętam, nigdy nie przejmowałaś się zbytnio jego zdaniem.

Zuza puściła tę ostatnią uwagę mimo uszu. Też doskonale pamiętała te czasy. Milczała, a Kostrzewski obserwował ją z uwagą, ignorując zapierającą dech w piersiach panoramę Dolnego Śląska rozciągającą się za oknem.

— Musiałaś wpakować się w konkretne kłopoty — stwierdził cicho, a ona poczuła, jak coś przewraca się w jej żołądku. Ten arogancki typ nie miał pojęcia... — Zatrzymaj zegarek — powiedział łaskawie. Zuza otworzyła usta ze zdumienia. — Nie obchodzi mnie, co z nim zrobisz. Ale w zamian za to przyjmij moje zaproszenie. Umów się ze mną.

Coś w niej pękło. Czy naprawdę każdy facet w jej życiu miał ją wyłącznie za przedmiot, który można było przekazywać sobie z rąk do rąk niczym pałeczkę w jakiejś pieprzonej sztafecie?

— Nie jestem dziewczyną do towarzystwa, do cholery! — krzyknęła, a jej głos odbił się od przeszklonych powierzchni.

— To zależy, co rozumiesz przez „towarzystwo", ale zostawmy to na chwilę — powiedział spokojnie Kostrzewski.

— Jeśli uważasz, że prześpię się z tobą tylko po to, by...

— Bynajmniej — wtrącił. — Nie muszę płacić za seks — oznajmił, a Zuza momentalnie ucichła, dysząc ciężko. — Ani tym bardziej używać do tego podstępu.

Przeklęty dupek miał rację. Zapewne część aspirujących modelek byłaby skłonna zapłacić jemu za możliwość spędzenia nocy w ramionach Nadętego Kostrzewskiego. O podstępie nie wspominając.

— Więc czego ode mnie chcesz? — zapytała, siląc się na chłodny ton, choć krew buzowała jej w żyłach niczym wrząca lawa.

— Chcę, żebyś towarzyszyła mi podczas dobroczynnej gali, która odbędzie się w najbliższy weekend.

— Czyżby żadna z twoich laleczek nie dysponowała wolnym terminem? — sarknęła, ale nadal nie zdołała wyprowadzić mężczyzny z równowagi.

Z twarzy Kostrzewskiego nawet na chwilę nie znikał nieprzenikniony uśmiech.

— Naprawdę chciałbym wiedzieć, co dzieje się w twojej głowie — szepnął.

Po plecach przebiegł jej dreszcz, stawiając krótkie włoski na karku na baczność. Próbowała wymyślić jakąś celną ripostę, ale gardło zawiązało się jej w supeł.

— A co dzieje się w twojej? — zapytała naiwnie, nie zdążywszy ugryźć się w język.

„Cholera", pomyślała. Nadęty Kostrzewski wyszczerzył zęby. Na ciągnące się w nieskończoność pięć sekund zapadła między nimi cisza.

— Nie bierz za niego mniej niż dwieście pięćdziesiąt — powiedział, patrząc jej w oczy. — Mam nadzieję, że zrobisz z tej kasy dobry użytek. Do zobaczenia w piątek.

Ruszył w stronę drzwi, ale tym razem to Zuza go zatrzymała. Dotknęła jego ramienia i w tym samym momencie jej palce przeszył elektryczny impuls.

— Dlaczego...?

Kostrzewski popatrzył na jej dłoń, a później na jej twarz.

— Nie tylko ty marzysz o wolności — odrzekł tajemniczo i pochylił się nieco w jej stronę, roztaczając wokół siebie aromat orzeźwiających perfum. — Intrygujesz mnie, panno Dębska — dodał cicho.

Skłonił uprzejmie głowę i zostawił ją samą z wyrazem totalnego niezrozumienia na twarzy. Zuza usłyszała miarowe kroki, skrzypnięcie zawiasów i wreszcie trzaśnięcie drzwi.

Co się właściwie wydarzyło?

Rozejrzała się po luksusowym gabinecie ojca, jakby zestaw eleganckich mebli krył w swoim układzie jakąś podpowiedź. Dante Kostrzewski odpuścił jej kradzież bezcennego zegarka, a w dodatku udzielił rady, za ile go sprzedać. Nie zamierzał pisnąć na ten temat słówka jej ojcu. Zaprosił ją do udziału w imprezie, za którą każda młoda aktorka czy inna celebrytka dałaby się pokroić.

I na koniec nawet nie oczekiwał, że pójdzie z nim do łóżka. Już tak przyzwyczaiła się do niewybrednych aluzji pod swoim adresem, że to właśnie ten element wydał jej się najbardziej osobliwy.

Czyżby wystraszyły go dziurawe skarpetki?

Pokręciła głową, widząc swoje odbicie w ciągnącym się od podłogi do sufitu oknie. Słońce znów schowało się za chmurami. Może jeszcze nie wszystko było stracone?


✨✨✨


© 2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top