rozdział 30.

Dotarli do stolicy Toskanii po niecałych dwóch godzinach lotu. Zuza z ulgą opuściła pokład. Współpasażerowie dali popis braku empatii, oddając się głośnemu słuchaniu muzyki, dyskusjom o polityce i idiotycznym zabawom z dziećmi. Wciągnęła do płuc włoskie powietrze i uśmiechnęła się niemrawo, wystawiając twarz do słońca.

W linii prostej, Florencję i Wrocław dzieliło zaledwie dziewięćset kilometrów, ale Zuza miała wrażenie, jakby wysiadła na drugim końcu świata. Błękitne niebo zachwycało kolorem, powietrze kusiło ciepłem, a pobliskie Apeniny nadawały całości dzikiego piękna.

Jeśli jeszcze na pokładzie miała jakieś wątpliwości co do swojej wyprawy, promienie toskańskiego słońca skutecznie je rozproszyły. Odetchnęła głęboko, napawając się dotarciem do celu podróży i ruszyła za pozostałymi do hali przylotów.

Tym razem miała więcej szczęścia. Jej dokumenty przeszły przez kontrolę bez najmniejszych przeszkód, a jej skromny bagaż wyjechał z luku jako pierwszy, dzięki czemu uniknęła przepychania się przy ruchomym pasie.

Złapała za rączkę walizki i pomaszerowała w kierunku swojego nowego życia. Nie potrzebowała niczego więcej, miała słońce, dobrą kawę i odłożonych parę złotych, a teraz pamiętała już, by zaopatrzyć się w jakąś pasjonującą lekturę. Może i Dante Kostrzewski nie chciał z nią być, ale, do diabła, świat był pełen wartościowych mężczyzn, a fakt, że facet, którego początkowo pomyliła z byłym kochankiem, uśmiechał się do niej przez cały lot tylko świadczył o tym, że miała szansę ułożyć sobie życie.

Może nawet beztrosko się zabawić? Nie miała żadnych planów na pobyt w mieście, a perspektywa całodziennych wycieczek po historycznych cudach renesansowej architektury nie napawała jej szczególnym entuzjazmem.

Owszem, zamierzała odwiedzić Katedrę Santa Maria del Fiore i przechadzać się wąskimi uliczkami w centrum, zajadając się fettuntami z oliwą i czosnkiem. Ale chyba mogła pozwolić na szybkie oderwanie się od rzeczywistości, poznając przy okazji parę nowych osób?

Nie zdążyła uczepić się tej myśli, bo nagle zatrzymała się w miejscu, a kobieta idąca tuż za nią, potrąciła ją łokciem, mamrocząc pod nosem coś w stylu „vaffanculo!". Ogarnęło ją takie uczucie, jakby zobaczyła ducha. Włoski na karku się uniosły, a na ramionach wystąpiła gęsia skórka, mimo tego, że na terminalu temperatura oscylowała wokół dwudziestu stopni.

Zamrugała, bojąc się, że obraz zniknie jak fatamorgana, gdy tylko się poruszy.

On tam był. Otoczony zaaferowanymi podróżnymi, ubrany w jasne dżinsy i t-shirt, oparty nonszalancko o zamkniętą barierkę stał Dante Kostrzewski. Przełknęła ślinę, czując, jak jej oddech gwałtownie przyspiesza.

Chciała odwrócić się na pięcie i odejść, ale w tym samym momencie rozgorzało w niej pragnienie. Tęsknota tak silna, że nie potrafiła zrobić nic innego, jak po prostu do niego podejść, domagając się odpowiedzi. Z każdym krokiem na wypolerowanych płytkach czuła mieszaninę skrajnych emocji.

— Co ty tu robisz? — zapytała o wiele ostrzej niż zamierzała, gdy już znalazła się w zasięgu jego uszu.

Zatrzymała się w bezpiecznej odległości i uświadomiła sobie, że dyszy. Dante zrobił zaskoczoną minę, po czym wyciągnął zza pleców bukiet białych goździków. Serce podskoczyło jej nieznacznie na widok rajskich kwiatów.

Czyżby przeklęty milioner znów zjawił się w pobliżu tylko po to, by namieszać w jej życiu?

— Co tu robisz? — kontynuowała, opierając się jego zniewalającemu pięknu. — Myślałam, że nie wyjeżdżasz z Wrocławia.

Minęła go ze wściekłą miną. Wszystkie romantyczne scenariusze z jej półświadomych mrzonek uleciały w powietrze niczym słodki dym. Wolność wychodziła jej tak dobrze! Niespodziewane pojawienie się Kostrzewskiego na horyzoncie tylko komplikowało sytuację.

— Przyjechałem tu po to, żeby się z tobą zobaczyć — oznajmił Dante, odzyskując głos.

Zatrzymała się w pół kroku.

— Misja zakończona sukcesem! — krzyknęła fałszywie radosnym tonem. — Mogę wracać do moich uroczych włoskich wakacji?

Dante nie dawał za wygraną i złapał ją za rękę.

— Zuza, nie odchodź...

— A co, twój zakaz opuszczania danego miejsca obejmuje teraz lotnisko?

— Jeśli zamierzasz spędzić tu cały urlop... tak.

Prychnęła wściekle.

— W takim razie to ostatnie miejsce, w którym będę przebywać.

— Nie możesz mnie po prostu wysłuchać?

— Ostatnim razem wyraziłeś się jasno. Jeśli myślisz, że parę badyli wystarczy, by zmienić...

— Chcę z tobą być, Zuza — przerwał jej. — Nie mogę przestać o tobie myśleć.

Pokręciła głową i zatkała uszy dłońmi jak mała dziewczynka. Wszystko, co chciała od niego usłyszeć, właśnie rozbrzmiało w powietrzu, a jednak nie czuła satysfakcji. Czuła złość i nie zamierzała jej w sobie tłumić.

— Zegarek za trzysta tysięcy najwyraźniej na wiele ci się nie przydał, panie Kostrzewski — wysapała. — Spóźniłeś się.

Czuła pulsującą w żyłach krew, ale się nie zatrzymała.

— Zachowałem się jak kretyn! — krzyknął. Przygryzła wargi, ale pozwoliła mu się dogonić. — Przepraszam. Masz pełne prawo się wściekać.

— Łaskawca — burknęła.

Dante stanął tuż przed nią, roztaczając wokół siebie mgiełkę cytrusowych perfum.

— Na początku nie chciałem cię poznawać, nie chciałem się z tobą spotykać, a już na pewno nie chciałem się w tobie zakochać. — Otworzyła szerzej oczy. — Znasz już całą prawdę. Wiesz, dlaczego nie mogłem wyjechać z miasta... Jestem tu, bo mi na tobie zależy. I to ty musisz podjąć decyzję, co chcesz z tym zrobić.

Warga zadrżała jej nieznacznie.

— Żadna inna z twoich koleżanek nie miała w ten weekend czasu?

Dante zmarszczył wysokie czoło.

— Nie spotykałem się z nikim od dziesięciu lat — powiedział, a ona przybrała sceptyczną minę. — To wszystko... to był tylko teatrzyk, który odstawiałem, żeby zachować pozory normalności. Myślisz, że któraś z tych lasek naprawdę coś dla mnie znaczy? Że dla którejkolwiek z nich przekupiłbym pół tuzina ludzi, żeby tylko dowiedzieć się, kiedy i dokąd lecą na zaległe wakacje? — Nabrał powietrza do płuc. — Że dla którejkolwiek z nich robiłbym z siebie idiotę na środku lotniska?

Zuza rozejrzała się automatycznie i dostrzegła, że ich ożywiona wymiana zdań faktycznie przyciągnęła spojrzenia ciekawskich turystów.

— Może? Przecież nie mogę mieć pewności, co kryje się w umyśle słynnego Dantego Kostrzewskiego.

Mężczyzna podszedł do niej na wyciągnięcie ręki i odgarnął włosy z jej twarzy, przyglądając jej się z ckliwym rozrzewnieniem.

— Przestań pieprzyć, Zuza — zakomunikował sucho. ­— Przecież i tak wiesz, że będziemy razem.

Zazgrzytała zębami. Słowa bynajmniej nie podpadały pod kategorię romantycznych, ale to właśnie one ją otrzeźwiły. Chciała zaprzeczyć, rzucić mu kwiatami w twarz, ale tym razem nie mogła oszukać własnego serca. Uśmiechnęła się mimowolnie, zastanawiając się nad konsekwencjami.

Mogła dać się ponieść i sparzyć, zostać sama ze złamanym sercem, wykończona emocjonalnym rollercoasterem u boku najcudowniejszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek poznała.

Albo, w nieco bardziej optymistycznej wersji, mogła być po prostu szczęśliwa.

Poddała się, widząc żar w jego niemalże perłowych tęczówkach. Zbliżyła się do niego i jej opór stopniał jak wystawiony na słońce lód. Zarzuciła mu ręce na szyję, zaciągając się jego niepowtarzalnym zapachem.

— Naprawdę kogoś przekupiłeś? — wyszeptała mu do ucha figlarnym tonem.

Kostrzewski uśmiechnął się szeroko i przyciągnął ją do siebie z siłą imadła.

— Zrobiłbym to nawet milion razy, żeby tylko cię znaleźć.

Zamknęła oczy, rozpływając się w uścisku. Chciała tak trwać, w beztroskim objęciu, niewzruszona wścibskimi spojrzeniami pasażerów, niechętnymi zerknięciami pracowników obsługi. Mogłaby tu zostać, już na zawsze.

— Więc co teraz? — zapytał Dante po dobrych dwóch minutach napawania się jej obecnością.

Westchnęła teatralnie. Nie zapytała go wprost, choć odkąd tylko go zobaczyła, ta myśl kotłowała się w jej głowie. Dante złamał dla niej swoją najważniejszą zasadę, a ona nie wybaczyłaby sobie, gdyby właśnie przez nią bezpowrotnie stracił szansę na ostatnie słowa pożegnania.

— Wracamy do domu? — odpowiedziała pytaniem.

Dostrzegła na jego twarzy, że bez trudu zrozumiał jej intencje i przytulił ją jeszcze mocniej.

— Kiedyś tak — odparł tajemniczo. — Ale chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci opuścić la mia madre patria, bez pokazania ci kawiarni, w której serwują najlepsze florenckie ekspresso?

Popatrzyła na niego i otworzyła usta ze zdziwienia.

— Myślałam, że tam nie ma „k".

Dante wyswobodził się z jej objęcia i chwycił rączkę walizki. Podał jej niepewnie bukiet, a ona przyjęła go z nieco zawstydzoną miną. Popatrzył na nią z wesołą miną i wzruszył ramionami.

— Od kiedy cię poznałem, już jest.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował, a ona poddała mu się bezwolnie, czując się tak, jakby cały świat przestał istnieć. W tej chwili liczył się tylko on. Smak jego ust, ciepło bijące od rozgrzanego ciała, bliskość ocierających się o siebie ciał.

I właśnie wtedy uświadomiła sobie, że ogarnął ją nowy rodzaj zniewolenia, bo bez niego nie mogła już normalnie funkcjonować. Zniewolenia, które wywoływało dreszcz podniecenia i ukłucie czułości. Zniewolenia, od którego nie zamierzała już nigdy uciekać.


✨✨✨

©2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top