rozdział 23.
Tym razem ojciec powziął dodatkowe środki ostrożności i zdecydował, że jej rola w fundacji nie jest aż tak ważna, by musiała przychodzić do biura, więc na kolejne kilka dni została w mieszkaniu, pilnowana przez Helenę.
Widziała w swoim życiu smutną alegorię do historii księżniczki Fiony. Była uwięziona na najwyższym piętrze budynku, samotna i opuszczona, skrywająca mroczny sekret. W rolę smoczycy wcielała się jej dawna opiekunka, ale żadnego księcia, ani nawet zielonego Shreka, nie było widać na horyzoncie.
Ojciec nalegał, by przygotowała się do roli, w jaką niedługo miała się wcielić, ale ona nie była w stanie na niczym się skupić. Całymi dniami siedziała na szerokim parapecie swojej sypialni, wpatrując się w szarobure niebo, które doskonale odzwierciedlało to, co działo się w jej mózgu.
Do planowanego ślubu z Fabianem zostały trzy dni.
Zdawała sobie sprawę z tego, że to w końcu nastąpi, ale nie sądziła, że perspektywa wyjścia za mąż aż tak bardzo na nią wpłynie. Wmawiała sobie, że to przecież tylko formalność, papierek podpisany w obecności ponurego urzędnika, jednak intuicja podpowiadała jej, że to coś o wiele większego. Kolejne nieodwracalne, jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, które miało wpłynąć na jej całą przyszłość.
Zaczęło zmierzchać. Jej nieudolne próby autodestrukcji spełzły na niczym, więc przestała się wygłupiać. Brakowało jej odwagi i samozaparcia. Była tchórzem, który ostatecznie wycofywał się z każdej kłopotliwej sytuacji, panicznie szukając ratunku.
Drgnęła, słysząc nieśmiałe pukanie do drzwi. Dotychczas Helena trzymała się od niej z daleka, upewniając się tylko co jakiś czas, że jeszcze nie wyskoczyła przez okno.
— Zuzanna? — zapytała kobieta przez drzwi. — Twój ojciec chce z tobą rozmawiać.
Przewróciła oczami. A więc Helena na dobre wróciła do maniery rozpoczynania każdego zdania w ten sam sposób. Zastanowiła się, czy mogłaby ją po prostu zignorować, ale nie chciała jej prowokować do kolejnego włamania.
— To niech do mnie zadzwoni — odkrzyknęła.
— Źle się wyraziłam. Twój ojciec już tu jest.
Zuza obróciła się przez ramię. Aleksander pofatygował się aż tutaj? Co przeskrobała tym razem? Przeszedł ją lodowaty dreszcz, gdy przypomniała sobie ich ostatnią konfrontację. Na jej dolnej wardze wciąż dogorywał niewielki strupek zaschniętej krwi.
Podążyła niechętnie w stronę drzwi i uchyliła je na dziesięć centymetrów, trafiając Helenę w czoło. Nie poczuła z tego powodu żadnej satysfakcji.
— O co chodzi? — warknęła.
Aleksander przechadzał się po otwartym salonie apartamentu, przyglądając się poszczególnym sprzętom. Wreszcie zwrócił spojrzenie w jej stronę.
— Przyszedłem sprawdzić, jak się miewasz.
Westchnęła. Ojciec jak zwykle nie zadawał pytań. W ułożonym świecie Aleksandra Dębskiego nie było miejsca na wątpliwości. Wszystko musiało działać według odgórnie ustalonego planu.
— I jakie wnioski płyną z twojej eskapady?
Helena wyczuła problemy, bo ulotniła się pospiesznie, znikając w pokoju gościnnym. Zuza nie ruszyła się z progu.
— Jest gorzej niż sądziłem — ocenił krytycznie ojciec. — Myślę, że przyda ci się mała wycieczka.
Prychnęła szyderczo. Spóźnił się z podobnymi bzdurami o dobre dwadzieścia lat.
— Nigdzie się nie wybieram.
— Już to przerabialiśmy. Ja cię o coś proszę, ty stawiasz opór, a później i tak wykonujesz polecenie, dlatego dzisiaj oszczędzisz mi czasu i od razu zrobisz to, o co cię proszę.
Jego karygodne żądania nie miały z prośbą nic wspólnego, ale darowała sobie tę uwagę. Nie odezwała się.
— Fabian zaczął się trochę niepokoić ciszą z twojej strony... — zaczął. — Obawiam się, że ma pewne wątpliwości co do twojego entuzjazmu wobec nadchodzącej uroczystości.
"Wow, to chyba Sherlock Holmes!", przeszło jej przez myśl.
— Dlatego postanowiłem, że zrobisz mu małą niespodziankę.
Zrobiła zagubioną minę.
— Co masz na myśli?
— Jest siedemnasta trzydzieści. Za godzinę Fabian będzie wychodził z biura. Chcę, żebyś do tego czasu zrobiła wszystko, by wyglądać jak należy. Podwiozę cię na Legnicką, a ty przekonasz Fabiana, jak bardzo cieszy cię wizja małżeństwa.
Zawrzała z oburzenia.
— Chyba nie sądzisz, że...
— Nie obchodzi mnie, jak ani co zrobisz, żeby udowodnić powagę, z jaką podchodzisz do tematu. Jestem pewien, że przez te wszystkie lata biegania po mieście jak ulicznica, nauczyłaś się paru sztuczek.
Przełknęła palący gniew. Nie miała już siły walczyć. Wszystkie działania, których się podjęła, odkąd wróciła pod opiekę ojca, obracały się przeciwko niej.
— W porządku — powiedziała.
Na twarzy ojca pojawił się uśmiech. Wreszcie, po całych latach prób i błędów, manipulacji, gróźb, gaslightingu i zastraszania, udało mu się złamać jej hart ducha. Powinna mu pogratulować. Buntowała się tak długo, że nie sądziła, by kiedykolwiek zmusił ją do współpracy.
Ktoś powiedział kiedyś, że im więcej osób kochasz, tym robisz się słabszy. Robisz dla nich rzeczy, których nie powinieneś. Postępujesz głupio, by tylko były bezpieczne. Dotychczas Zuza dbała tylko o siebie. Teraz już nie miała pewności.
Nie była gotowa ryzykować, nawet jeśli skutki miały być dla niej opłakane. Dante Kostrzewski nie mógł się dowiedzieć o tym, kim była naprawdę.
***
Ojciec wspaniałomyślnie przywiózł rzeczy, które zostawiła w swoim pokoju hotelowym tuż przed tym, jak trafiła do Kostrzewskiego, więc nie mogła się wymówić brakiem odpowiednich narzędzi. Punktualnie o osiemnastej dwadzieścia sześć była gotowa do wyjścia.
Zgodnie z obietnicą, Aleksander podwiózł ją do biurowca na Legnickiej, ale zamiast wysadzić ją przed wejściem, zaparkował na swoim zwyczajowym miejscu podpisanym wielkimi literami „PREZES".
— Poczekam tu na ciebie — oznajmił. — Jeśli nie wrócisz za godzinę, zacznę cię szukać.
Skinęła bezwiednie głową. Niby dokąd miałaby uciec? Ojciec zarekwirował resztę jej gotówki, więc nie mogła sobie nawet pozwolić na tramwaj.
— A co, jeśli wspaniałemu Fabianowi zejdzie dłużej? — bąknęła, zanim zatrzasnęła za sobą drzwi.
Wciąż nie mogła uwierzyć w swoje położenie. Starała się nie myśleć o tym, co czekało ją na górze. Wsiadła do windy i wcisnęła przycisk z numerem właściwego piętra, po czym przejrzała się w lustrze. Mimo wytrwałych starań, nie zdołała doprowadzić twarzy do porządku. Z jej oczu bił smutek, jakby właśnie straciła najlepszego przyjaciela, a włosy oklapły żałośnie, choć suszyła je z głową skierowaną w dół.
Dante Kostrzewski tchnął radość w jej beznadziejną egzystencję, radość, która wydawała jej się trwała jak płomień olimpijskiego znicza, a która okazała się ulotna jak dym urodzinowej świeczki.
Dojechała na właściwy poziom zaskakująco szybko. Nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć Fabianowi ani co zrobić, by przekonać go, że nie mogła się doczekać nadchodzącego weekendu. Obawiała się, że wystarczy jedno spojrzenie na jej zasępioną minę, by domyślić się, że ślub był ostatnim, na co miała w życiu ochotę.
Uśmiechnęła się szeroko, gdy drzwi się otworzyły. Ćwiczyła ten fałszywy grymas tak długo, że nawet teraz, gdy zbliżała się do skraju wytrzymałości, jej uśmiech wyglądał perfekcyjnie. Nabrała powietrza do płuc i z bijącym sercem poszła do siedziby niemoralnej firmy ojca.
Przełknęła ślinę, zamykając za sobą drzwi. W biurze panowała kompletna cisza, zakłócana jedynie szumem klimatyzatora. Gruba wykładzina tłumiła jej ostrożne kroki, mimo tego, że miała na sobie buty na wysokim obcasie. Wsłuchała się w nicość. Czyżby Fabian opuścił stanowisko nieco wcześniej, niż zakładał jego przyszły teść?
Zamarła, słysząc dźwięki dobiegające z niewielkiej salki konferencyjnej tuż za biurkiem recepcjonistki. Powinna wymyślić jakąś zgrabną historyjkę, ale ostatecznie postanowiła improwizować. Fabian wiedział, że robiła to wszystko tylko ze względu na ojca, więc chyba nie oczekiwał, że będzie skakać z radości.
Poszła w kierunku hałasu, próbując rozpoznać poszczególne odgłosy i zatrzymała się w połowie drogi, wytężając słuch. Ktokolwiek przebywał w pomieszczeniu kilka metrów od niej, zdecydowanie nie był sam.
Usłyszała charakterystyczne mlaśnięcie, a później westchnienie. Uniosła wysoko brwi i obejrzała się przez ramię. Płaszcz Fabiana wciąż wisiał na wieszaku przy wejściu, więc to musiał być on. Przybliżyła się do uchylonych drzwi.
— Nie boisz się, że ktoś nas nakryje? — odezwała się jakaś kobieta, a Zuza znieruchomiała.
— Nikogo tu nie ma — mruknął mężczyzna, a Zuza nie miała wątpliwości, że to był Fabian. — To mój ostatni dzień w firmie przed urlopem. Nie daj się prosić.
Jego słowa skwitowało kolejne mlaśnięcie i kilka głośnych sapnięć.
— No właśnie, urlop — przemówiła znów kobieta. — Jak długo cię nie będzie?
Zuza wywnioskowała, że Fabian właśnie przyssał się do jej skóry.
— Miesiąc miodowy to miesiąc miodowy — powiedział po chwili, a Zuza z całą mocą uświadomiła sobie, że najprawdopodobniej miała mu w nim towarzyszyć. — Dębski na pewno postara się, żeby potrwał przynajmniej cztery tygodnie.
— Zamierzasz z nią sypiać?
Zuza miała ochotę palnąć się w głowę, gdy wreszcie rozpoznała właścicielkę wyższego głosu. Jak mogła nie domyślić się, że Fabian romansował z asystentką jej ojca?
— Będę musiał skonsumować małżeństwo — stwierdził obojętnie Fabian, a Amelia zaszurała butami. — Dobrze wiesz, że tego nie chcę — zaoponował mężczyzna i Zuza domyśliła się, że właściwie zinterpretowała dźwięk. — Cały ten ślub, wyjazd, głupie zasady... to wszystko farsa, która umożliwi trwałe połączenie dwóch koncernów. To mój obowiązek wobec rodzinnego przedsiębiorstwa. Gdybym miał jakiś wybór, to ty zostałabyś panią Abramowicz.
Amelia zaśmiała się dziewczęco. Zaszeleściły ubrania.
— A więc... — wydyszała modelka. — Dębska wcale ci się nie podoba?
Fabian prychnął szyderczo.
— Daj spokój. Te włosy jak zdjęte z miotły, głupkowaty uśmiech... Ty mi się podobasz. — Coś upadło na podłogę z głuchym tąpnięciem, a po chwili Amelia jęknęła głośno. — Właśnie w takiej pozycji jak teraz — wycharczał Fabian przy akompaniamencie jednoznacznych plaśnięć.
Zuza stała jak zamurowana. Jej żołądek wywinął salto, a oddech przyspieszył. Wszystko co właśnie usłyszała... czy to mogło być prawdą? Czy Fabian naprawdę wolałby ożenić się z Amelią? Serce zabiło jej mocniej na samą myśl o konsekwencjach tych słów. Prawie podskoczyła z radości.
Jeśli to była prawda... może miała szansę się z nim jakoś dogadać? Uśmiechnęła się niemrawo, wycofując w stronę korytarza, odprowadzana przez coraz głośniejsze westchnienia Amelii. Może małżeństwo wcale nie oznaczało dla niej końca świata. Może mogła go przekonać, żeby podpisali papiery zgodnie z życzeniem jej ojca, doprowadzili do fuzji obu gigantów, a później oboje zajęli się swoimi sprawami?
Wyszła na główny korytarz piętra i ukryła się za rogiem. Zamierzała złapać Fabiana jeszcze przed powrotem do ojca. Usiadła na niewygodnym plastikowym krześle, które skojarzyło jej się z poczekalnią przychodni NFZ i wywinęła młynka kciukami.
Ile gorąca randka mogła im zająć? Dziesięć minut? Dwadzieścia? Czterdzieści? A może zamierzali opuścić budynek razem? Prawie podskoczyła, gdy zaledwie kwadrans później drzwi do biura się otworzyły, a na wypolerowanych płytkach zastukały obcasy.
Zuza wyprostowała się gwałtownie. Amelia wychodziła sama, poprawiając nerwowo sukienkę przy każdym kroku. To mogła być jej jedyna szansa. Odprowadziła plecy modelki wzrokiem i wemknęła się do biura, zastanawiając się, w jakim stanie odnajdzie Fabiana.
Przymrużyła powieki, jakby bała się, że przyłapie go rozebranego do rosołu. Wolała oszczędzić sobie podobnych widoków. Z duszą na ramieniu poszła do jego gabinetu, starając się robić jak najwięcej hałasu.
— Zapomniałaś o czymś? — zapytał siedzący tyłem do wejścia Fabian. — Myślałem, że... — urwał, zauważając ją w progu. Zuza pomachała do niego wesoło. — To ty! — zdziwił się. — Zuzanna, kochanie, co ty tu robisz?
Była wniebowzięta. Wparowała do pomieszczenia, nie przejmując się popłochem, w jaki wpadł jej „narzeczony" i zamknęła za sobą drzwi.
— Myślę, że powinniśmy przedyskutować kwestię naszego małżeństwa — wypaliła. — Wiem, że spotykasz się z Amelią i że wizja ślubu ze mną jest dla ciebie tak samo uciążliwa jak i dla mnie. Więc skoro już oboje wiemy, na czym stoimy...
Fabian powstrzymał ją gestem.
— O czym ty mówisz?
Zuza była zbyt podekscytowana, by kontrolować emocje.
— Słyszałam twoją rozmowę z Amelią. Wiem, że wcale nie chcesz się ze mną żenić...
Fabian wybuchnął śmiechem, co kompletnie zbiło ją z tropu. Podniósł się powoli z miejsca, zmierzając w jej stronę i Zuza straciła całą pewność siebie.
— Podsłuchiwałaś? — mruknął niemalże zalotnie. — Nieładnie.
Nie powiedziała ani słowa, zaskoczona zmianą w jego głosie.
— Ale myślę, że masz rację. Powinniśmy przedyskutować kwestię naszego małżeństwa — ciągnął, podchodząc do niej niebezpiecznie blisko. — Powiedziałem Amelii to, co chciała usłyszeć. Nie lubię, kiedy jest o ciebie zazdrosna, bo wtedy nie przykłada się jak należy do... swoich zadań. — Zarechotał, a Zuza uświadomiła sobie, jak wielki błąd właśnie popełniła. — Nie mogę się doczekać, aż wreszcie będziesz moja.
Jego głos zamienił się w niski charkot, a Zuza próbowała wymacać klamkę za swoimi plecami bez rezultatu.
— Jeszcze tylko trzy dni i moje małe marzenie wreszcie się spełni — wymamrotał, po czym bez ostrzeżenia przygwoździł ją do ściany, zmuszając całe powietrze do opuszczenia jej płuc. Odwróciła twarz w bok. — Przygotowałem coś specjalnego na naszą noc poślubną — wysapał, obmacując jej uda. — Spodoba ci się, Zuzanno Dębska. Ach, gdybyś tylko przyszła tu odrobinę wcześniej...
Podwinął jej sukienkę, a ona pisnęła ze strachu. Nie mogła się ruszyć, nie mogła oddychać, nie mogła go powstrzymać. Paluchy Fabiana zmierzały w górę.
— Mam dość tego, że wiecznie mi odmawiasz. — Jego kciuk trafił na linię jej majtek. — Długo na to czekałem. Za długo. — Wsunął dłoń pod cienki koronkowy materiał. „Boże, tylko nie to", pomyślała panicznie, próbując się wyswobodzić. — O tak, lubisz to, prawda? — Wydyszał jej do ucha, wciąż dotykając jej delikatnej skóry. Gdzie, do kurwy nędzy, podział się cholerny dżentelmen, którego tak uwielbiał zgrywać?! — Będziesz moja...
Zsunął palec niżej, próbując zyskać do niej dostęp, a ona wreszcie zdołała krzyknąć. Ugryzła go w szyję, aż zawył z bólu i w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Zdezorientowana Amelia przyjrzała się rozgrywającej scenie z twarzą wykrzywioną szokiem.
Fabian uśmiechnął się lubieżnie i się odsunął, po czym polizał palec wskazujący niczym aspirująca aktorka porno.
— Smakujesz wybornie — stwierdził, cmokając.
Zuza zamrugała jak ogłuszona policyjną pałką. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona. Amelia chyba doświadczyła tego samego. Jej wielkie oczy fotomodelki zaszły łzami niedowierzania. Zuza ocknęła się z letargu i niemalże rzuciła się do wyjścia.
Amelia stała jak urzeczona, nie mogąc ruszyć się z miejsca, a Fabian tylko się do niej uśmiechnął.
— Czego się spodziewałaś, złotko? — Wzruszył niewinnie ramionami. — Chyba nie sądziłaś, że naprawdę rozważyłbym małżeństwo z kimś, kogo największym osiągnięciem jest podawanie kawy na spotkaniach zarządu.
Amelia przestąpiła krok do przodu i wyciągnęła rękę, by go spoliczkować. Zuza kibicowała jej z całego serca, ale znała już skutki nadmiernej brawury. Złapała ją za nadgarstek, zanim kobieta zdążyła się zamachnąć.
— Nie warto — mruknęła, wciąż trzymając się z tyłu i zezując na Fabiana. Teraz, gdy miały nad nim przewagę, nie wyglądał na tak pewnego siebie. Amelia rzuciła jej piorunujące spojrzenie. — Karma jeszcze do niego wróci — wyszeptała, sama nie wiedząc, po co. — Chodź ze mną.
Amelia wyrwała rękę z uścisku.
— Nie chcesz tego robić — ostrzegł Fabian, najwyraźniej przejrzawszy zamiary asystentki. — Było miło — dodał pogardliwie.
Zuza pociągnęła kobietę za rękaw.
— Chodź — rozkazała.
Amelia wreszcie się poddała. Ruszyły do wyjścia ramię w ramię, nie odzywając się ani słowem.
— Do zobaczenia w sobotę! — krzyknął Fabian. — Przygotuj się, Zuzanno, tej nocy nie zapomnisz!
Twarz Amelii stężała, a Zuza nie mogła jej winić. Gdyby to ona znalazła się w podobnej sytuacji... Sama nie wiedziała, co było gorsze. Oszustwo kogoś, komu się ufało, czy obrzydliwe pogwałcenie intymności przez kogoś, kim pogardzało się tak czy inaczej.
Oddałaby wszystko, by zemścić się na pieprzonym psychopacie. Odetchnęła dopiero, gdy wyszły do holu. Zuza wcisnęła przycisk przywołujący windę, ale Amelia bez słowa ruszyła w kierunku schodów. Nie próbowała zatrzymać modelki. Miała na głowie dość własnych problemów.
Wypadła z budynku i zaciągnęła się wilgotnym powietrzem. Krew szumiała jej w uszach tak głośno, jakby znalazła się na dnie głębokiego basenu. Zatrzymała się u szczytu stromych schodów i oparła dłonie o uda, jakby właśnie skończyła ultramaraton.
Kręciło jej się w głowie.
— Zuzanna? — zawołał ojciec, wychylając się z eleganckiej limuzyny zaparkowanej na honorowym miejscu. — Gdzie jest Fabian? — zapytał zaaferowany.
Zuza wycelowała w niego palec, a agresja wybuchła w niej jak gejzer. Aleksander powinien ją chronić, starać się, by nie przydarzyła się jej krzywda, tymczasem on rzucał ją na pożarcie pieprzonemu gwałcicielowi w ramach biznesowej przysługi. Tolerowała to zbyt długo. Zbyt długo wierzyła, że być może kierowało nim coś więcej niż pieniądze i dbałość o wizerunek.
Przełknęła przekleństwo, krusząc w umyśle wszystko, co mogła mu zarzucić. Przez ułamek sekundy chciała to z siebie wyrzygać, tutaj, na oczach wszystkich kamer.
„Nie warto", przypomniała sobie własne słowa.
Uspokoiła się. Grała przecież tak długo. Nie mogła teraz, w kluczowym momencie, pozwolić sobie na wyjście z roli, choć w środku rozpadała się na tysiąc kawałków.
— Ubiera się — stwierdziła obojętnie, czując do siebie wyłącznie odrazę.
Ojciec pokiwał głową z aprobatą, obserwując ją uważnie.
— Cieszy mnie to — odparł i pogrzebał w kieszeni. — W takim razie, chyba czas najwyższy, żebyś zaczęła nosić to.
Rzucił w jej stronę niewielki przedmiot i Zuza złapała go w powietrzu. Otworzyła szerzej oczy, widząc charakterystyczne niebieskie pudełko z logiem Tiffany'ego. Tym razem się nie zawahała. Otworzyła wieczko i uniosła brwi.
Wielki, przynajmniej dwukaratowy brylant w kształcie prostokąta błyszczał wszystkimi kolorami tęczy. Przeszedł ją dreszcz, a w gardle zaschło. To było jak cud nad Odrą. Nie miała pojęcia, któremu z bogów dziękować za interwencję, więc po prostu stała, wpatrując się w pierścionek.
Natychmiast przywołała w myślach numer telefonu, który leżał w jej garderobie podpisany jako „Pizza Hut". Miała tylko nadzieję, że pieprzony oszust z pruszkowskiej mafii znajdzie dla niej chwilę jeszcze zanim upłynie jej czas.
✨✨✨
©2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top