rozdział 22.
@miSsia4k, mam nadzieję, że po tym będziesz mogła spać. 🤭🥰
✨✨✨
Dante pozwolił im skorzystać z gabinetu na końcu korytarza, z którego rozciągał się widok na malownicze oczko wodne i niewielką fontannę. Wiosną i latem, podwórko musiało przypominać istny raj, ale teraz było smutne i martwe, dokładnie tak, jak wnętrze jej umysłu.
Zuza usiadła na miękkim fotelu pod ścianą, a ojciec zajął drugie miejsce, dokładnie naprzeciwko niej. Oddzieleni niską kawową ławą z przeszklonym blatem, wpatrywali się w siebie niczym zawodnicy na ringu tuż przed gongiem rozpoczynającym walkę.
Nie odzywali się przez dobrą minutę. Zuza kręciła się w miejscu, nie wiedząc, jak zacząć nieuniknioną rozmowę, ale ojciec zdawał się być o wiele bardziej wyluzowany. Strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa swojej marynarki, po czym splótł przed sobą ręce niczym psycholog podczas intensywnej sesji z pacjentem.
— Jak mnie tu znalazłeś? — odezwała się, przerywając dławiącą ciszę.
Ojciec zmrużył oczy, jakby zastawiał się, czy nie zdradzi jej zbyt wielu sekretów.
— Wydaje ci się, że jesteś sprytna, ale w gruncie rzeczy jesteś bardzo przewidywalna.
Wzruszyła ramionami. Polemizowanie z Aleksandrem nigdy nie przynosiło skutku.
— Gdy nie wracałaś do domu, spodziewałem się, że przebywasz u jednego ze swoich... przyjaciół.
Wymówił ostatnie słowo ze wstrętem, jak sam diabeł zmuszony do recytacji cytatów z biblii.
— Dante nie jest moim przyjacielem — wypaliła. — To mój kochanek.
Ojciec przymknął oczy, jakby modlił się o cierpliwość.
— Już ci mówiłem, że nie obchodzi mnie, przed kim rozkładasz nogi. Możesz tu przychodzić nawet codziennie, o ile wykonasz swoją część umowy.
Jej krew zawrzała. Cała tłumiona frustracja i nienawiść szykowały się, by eksplodować.
— Nie wyjdę za Fabiana — powiedziała cicho.
Ojciec zdawał się niewzruszony tym wyznaniem.
— Oczywiście, że za niego wyjdziesz. Wszystko idzie zgodnie z planem. Wracasz ze mną do domu, Helena pomoże ci się przygotować do ceremonii, a w sobotę załatwimy formalności, dzięki którym pozbędę się ujmy na moim nazwisku, gdy wreszcie zostaniesz panią Abramowicz.
Zuza zerwała się z miejsca.
— Nie wyjdę za Fabiana — powtórzyła.
Ojciec uśmiechnął się przebiegle.
— Zawsze marzyłem o tym, żeby mieć syna. Byłem zdegustowany, gdy dowiedziałem się o twoich narodzinach, a jeszcze bardziej, gdy okazało się, że zamiast podstawowych kobiecych cech, ujawniasz naturę dziwoląga, który ani nie nadaje się do prowadzenia firmy, ani do prowadzenia domu.
Wybuchnęła szyderczym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Był dwudziesty pierwszy wiek, a ojciec nadal wierzył w dualistyczny porządek wszechświata, w którym mieścił się tylko obraz kobiety-matki i mężczyzny-przewodnika.
— Przez wiele lat robiłem wszystko, żebyś zdobyła odpowiednie wykształcenie, nauczyła się podstaw kurtuazji i pewnego dnia godnie reprezentowała moje nazwisko. A to wszystko... jestem zafascynowany, z jakim uporem odrzucasz to, co dla ciebie najlepsze.
— Najlepsze? — jej głos zadrżał od rosnącej furii. — Zmuszasz mnie do małżeństwa z facetem, do którego nic nie czuję, jak w kolonialnych Indiach, szantażujesz i używasz psychicznej przemocy, żeby osiągnąć cel i to wszystko dla mojego dobra? — Zaśmiała się jak wariatka. — Dziękuję za troskę, ale pozwól, że od teraz sama o siebie zadbam.
Ruszyła w stronę drzwi, ale ojciec nawet nie ruszył się z miejsca.
— Nigdzie nie idziesz.
Zatrzymała się z ręką na klamce i po chwili usłyszała za sobą kroki. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy ojciec stanął tuż za nią.
— Będziesz robić, co mówię. Nie żartuję, Zuzanno. Tym razem mówię śmiertelnie poważnie.
Wiedziała, że przeciągnęła strunę. Wiedziała, że choćby Aleksander Dębski miał poświęcić całą budowaną latami reputację, był gotów wsadzić ją za kratki tylko po to, by dopiąć swego. Odwróciła się na pięcie.
— Mam to w dupie — wysyczała tak zjadliwie, że zdziwiła się, gdy z jej zębów nie trysnął jad. — Mam w dupie to, czy pójdziesz ze wszystkim na policję. Mam w dupie, co pomyśli o mnie całe to przegniłe do szpiku kości towarzystwo, od którego chce mi się rzygać. Mam w dupie to, co stanie się z twoją firmą, jeśli nie przehandlujesz mojego ciała za pieniądze. I na koniec — odetchnęła. — Mam w dupie ciebie i wszystko, co planujesz.
Usłyszała głośne plaśnięcie, ale dopiero sekundę później jej policzek zapłonął żywym ogniem. Złapała się za twarz, zaskoczona i oszołomiona ciosem. Zamrugała, nie mogąc powstrzymać łez i odsunęła się pod drzwi, przylegając całym ciałem do płaskiej powierzchni.
Oddychała szybko. Nie mogła w to uwierzyć. Ojciec właśnie ją spoliczkował. Wyczuła na języku posmak krwi i skuliła się jeszcze bardziej, niezdolna do racjonalnego myślenia.
— Posłuchaj, gówniaro — odezwał się Aleksander, poprawiając mankiet koszuli. — Zrobisz dokładnie to, czego od ciebie oczekuję. Może nie boisz się prawnych konsekwencji swojego czynu, może masz w sobie odrobinę głupkowatej odwagi, która sprawia, że podążasz ścieżką autodestrukcji. Może nie przejmujesz się opinią towarzystwa. — Zrobił wymowną pauzę. — Ale pomyśl, co będzie, gdy o tym wszystkim dowie się twój ukochany Kostrzewski?
Zamarła, jeszcze bardziej przerażona niż przed chwilą.
— Widzę, jak na niego patrzysz, jak starasz się mu zaimponować. — Parsknął śmiechem. — Nie mówiłaś mu o tym, co zrobiłaś parę miesięcy wcześniej, prawda? Nie — odpowiedział sobie sam. — Wiesz przecież, że nobliwy Dante Kostrzewski nigdy by się tak nie zachował. Nie urżnąłby się w trupa z paroma ćpunami w podrzędnej melinie, przepuszczając pieniądze ojca, a później nie wsiadłby za kierownicę, ledwo kontaktując. — Urwał. — Pamiętasz, co się później stało?
Chciała krzyczeć. Krzyczeć, by przestał. Nie wiedziała, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy, ale słyszała jego opowieść tyle razy, że żywe obrazy wyryły się w jej czaszce jak szramy.
— Zabiłaś człowieka, Zuzanno. Wjechałaś w niego jak w masło, a później uciekłaś z miejsca wypadku, zostawiając go na śmierć. Ten facet mógł żyć, gdybyś tylko udzieliła mu pomocy. Ale ty wolałaś chronić własny tyłek. Pamiętasz, co wydarzyło się na końcu? — Ojciec ewidentnie rozkoszował się jej rozpaczą. — Zadzwoniłaś do jedynej osoby, która mogła ci pomóc. I ja wywiązałem się ze swojej obietnicy. Twoja kolej.
Nie odpowiedziała. Targnął nią tak przejmujący smutek, że nie była w stanie się opanować. Bolało ją całe ciało, jakby każdy nerw poraził prąd, wykręcając ją niczym zużytą szmatę. Żałowała. Każdego dnia i w każdej minucie swojego istnienia po wypadku, całą sobą żałowała wszystkiego, co narobiła, ale czy ta żałość miała jakikolwiek wpływ na rzeczywistość?
Nie mogła cofnąć czasu, a śmierć była tak nieodwracalna, że mogłaby żałować całą wieczność, a to i tak nie zmieniłoby stanu rzeczy. Zaniosła się płaczem.
— Nie maż się — warknął ojciec. — Postąpiłaś właściwie, kontaktując się wtedy ze mną. W zderzeniu z tak traumatycznym przeżyciem, wykazałaś się resztką zdrowego rozsądku. Mam nadzieję, że teraz zrobisz to samo.
Otarła łzy trzęsącą się ręką. Nie potrafiła sobie wyobrazić reakcji Dantego na to wszystko. Wolałaby dać się położyć na madejowym łożu niż zobaczyć jego twarz, gdy wreszcie odkryje, co kryło się za jej panicznymi próbami ucieczki od ojca.
— Wytrzyj się — rozkazał Aleksander.
Uchyliła zmęczone powieki. Ojciec trzymał chusteczkę w wyciągniętej ręce. Chciała ją odtrącić, ale nie mogłaby znieść konsekwencji.
— Dobra dziewczynka — stwierdził zadowolonym tonem ojciec, gdy wysmarkała nos. — A teraz uśmiechnij się... — Nie zareagowała. — Nad tym musimy jeszcze popracować, ale wierzę, że się tego nauczysz. — Dotknął palcem jej rozciętego policzka, a ona podskoczyła w miejscu. — Pójdziemy teraz porozmawiać z Kostrzewskim. Ja będę mówił. Zrozumiałaś?
Pokiwała głową, przełykając łzy.
— Świetnie. — Ojciec klasnął w dłonie, co od razu skojarzyło jej się z policzkiem, który wymierzył jej zaledwie parę minut wcześniej. — Chodźmy.
Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, a Zuza podążyła za nim. Wbiła spojrzenie w swoje stopy. Była pokonana. Bezwolna. Martwa.
Dante siedział na rozległej sofie z miną rodzica oczekującego przed salą operacyjną na oddziale onkologicznym. Podniósł się na równe nogi, gdy zobaczył jej twarz. W jego tęczówkach zapłonął gniew, ale Zuza nie mogła nic powiedzieć. Stanęła za ojcem jak posłuszna owieczka.
— Dziękuję ci, Dante, za to, że tak wspaniałomyślnie zaopiekowałeś się moją córką — zaczął Aleksander. — Jestem szczęśliwy, że znalazła się cała i zdrowa. — Dante popatrzył na niego nieufnie. — Cieszę się, że znalazła u ciebie pociechę przed tym emocjonującym czasem.
— Emocjonującym czasem? — Kostrzewski dostosował się do kurtuazyjnego tonu jej ojca.
— Och, czyżby Zuzanna zapomniała ci powiedzieć? — odparł zaskoczonym tonem Aleksander. — Moja córka w sobotę wychodzi za mąż! Za Fabiana Abramowicza, rzecz jasna. Wiem, że trochę się tym stresuje, dlatego cieszę się, że znalazła u ciebie wsparcie. Rozumiem, że zaszczycisz nas swoją obecnością podczas ceremonii? W weselu będą uczestniczyć wszyscy, a ślubu udzieli sam biskup!
Dante popatrzył na nią ze zdezorientowaną miną, ale ona nie mogła wydusić z siebie słowa. Gdyby się dowiedział... nie mogła ryzykować. Tylko on jeden na całym świecie widział w niej tylko niewinną Zuzę, którą tak bardzo chciała pozostać.
— Zuza... czy to prawda? — zapytał nieswoim głosem.
Pokiwała głową, bacznie obserwowana przez ojca.
— Nie musisz tego robić — powiedział natychmiast Kostrzewski, podchodząc do niej żwawym krokiem. — Nie wiem, co zdarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu minut, ale nie musisz tego robić. Nie musisz nic robić.
Tak bardzo chciała, żeby to było prawdą. Zwilżyła wargi końcem języka.
— Wiem, że nie muszę tego robić — mruknęła ledwo słyszalnie. — Ja tego chcę. — Urwała, targana skrajnymi emocjami. — Jesteś tylko kolejnym facetem, który nabrał się na parę słodkich słówek. Mój ojciec ma rację. Zabawiłam się, ale czas wracać do domu, tam, gdzie moje miejsce. — Głos jej się załamał, więc podniosła wyżej podbródek, by dodać sobie otuchy. — Dziękuję, że umiliłeś mi kilka wieczorów. Zawsze będę je ciepło wspominać.
Dygnęła, a ojciec z trudem powstrzymał śmiech. Musiała wyglądać jak nakręcona laleczka, tańcząca dokładnie tak, jak jej zagrał. Kostrzewski chwycił ją za ramiona, wlepiając palące spojrzenie w jej twarz.
— O co chodzi, Zuza? — zapytał z przerażeniem wypisanym na pięknej twarzy. Nie odpowiedziała. — Do jasnej cholery, wytłumacz mi wreszcie, o co tu chodzi! Zaufaj mi. Musisz mi zaufać. Musisz mi zaufać, słyszysz?
Pokręciła głową, bliska załamania. Próbowała przekazać mu bez słów wszystko, co czuła, ale w tym samym momencie ojciec położył mu na ramieniu dłoń.
— Wystarczy, Kostrzewski — syknął. — Zabieram moją córkę do domu.
Ojciec szarpnął ją za ramię, więc ruszyła za nim bez protestów.
— Nie rób tego, Zuza. Nie zostawiaj tego w ten sposób.
Aleksander znalazł się przy drzwiach w mgnieniu oka. Zmierzył krytycznym wzrokiem jej ubranie, po czym rzucił jej płaszcz.
— Nie chcę, żebyś się przeziębiła tuż przed ślubem. Będziesz potrzebowała siły na noc poślubną.
Zebrało jej się na wymioty i tym razem nie powstrzymała mdłości. Wypadła na zewnątrz, łykając lodowate powietrze marcowego wieczoru, ale nawet to nie pomogło. Poczuła obrzydliwy posmak żółci w gardle i zwymiotowała.
Ojciec pochylił się nad nią, przytrzymując jej włosy.
— Ach, te panny młode. — Westchnął, kręcąc głową. — Mam nadzieję, że twoja narzeczona będzie miała stalowe nerwy. O ile, oczywiście, nie prześpi własnego ślubu.
Zuza dyszała, walcząc z reakcją własnego organizmu. Nie miała pojęcia, co odpowiedział Kostrzewski ani co pomyślał na jej temat, gdy wywróciła żołądek na lewą stronę na jego zadbanym podjeździe. Poczuła tylko, że ojciec pociągnął ją w stronę samochodu i usłyszała trzaśnięcie drzwi, gdy Dante zamknął się we wnętrzu domu, w którym pierwszy raz od lat czuła się naprawdę bezpieczna.
***
Ojciec podrzucił ją pod OVO i odjechał. Teraz, gdy wreszcie odnalazł jej piętę Achillesa, mógł być pewien, że drugi raz nie spróbuje ucieczki. Nie miała żadnego planu B. Po raz kolejny poddała się jego woli, traktując to jak niezbędny element swojej pokuty.
Drgnęła, widząc czekającą przy wejściu Helenę. Prawie już zapomniała, że od teraz kobieta miała jej towarzyszyć na każdym kroku.
— Dzień dobry, Zuzanno — przywitała się dawna opiekunka, ale Zuza nawet na nią nie popatrzyła.
Powlekła się do eleganckiego holu, a następnie do windy, z entuzjazmem skazańca kroczącego właśnie na stryczek. Nie miała jej nic do powiedzenia. Helena była tylko kolejnym ogniwem łańcucha, który trzymał ją w niewoli, a straciła już ostatnią iskierkę energii, która motywowała ją do prowadzenia niekończących się utarczek słownych z matroną.
Kobieta dołączyła do niej po paru chwilach, obserwując ją uważnie. Zuza uniosła oczy do sufitu, w myślach odliczając sekundy dzielące ją od szaleństwa. Po niecałych dziesięciu wysiadły na siódmym piętrze.
Helena otworzyła drzwi, a Zuza wpakowała się do swojego starego mieszkania. Z niejakim zaskoczeniem odkryła, że wszystkie rzeczy, które spakowała wcześniej do walizki, znalazły się z powrotem na swoich miejscach. A więc jej współlokatorka nie próżnowała.
Zuza podeszła do kredensu i bezpardonowo napiła się kranówki, płucząc kilka razy usta i wypluwając zawartość jamy ustnej do zlewu. Zapach wymiocin wciąż drażnił śluzówkę, więc marzyła tylko o tym, by się go pozbyć.
Helena usiadła na wysokim stołku, przyglądając się jej ze strachem.
— Zuzanno... — zaczęła niepewnie. — Możemy porozmawiać?
Zuza nie zwróciła na nią uwagi. Działała jak na autopilocie, dokładnie tak, jak to miało miejsce tuż po wypadku, gdy funkcjonowała tylko dzięki silnym lekom przeciwbólowym i antydepresyjnym. Może miała gdzieś jeszcze pudełko xanaxu?
— Zuzanna?
Minęła Helenę bez słowa. Nie chciała nawet na nią patrzeć. Poszła do swojej sypialni, uświadamiając sobie, że wciąż ma na sobie tylko ciuchy Kostrzewskiego i płaszcz ojca. Rozebrała się na środku pokoju i przeszła do łazienki.
Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nalała wody do narożnej wanny jak robot i zignorowała łomotanie do drzwi. Helena najwyraźniej miała jej do przekazania coś ważnego. Westchnęła głośno. Woda parowała obficie, zasnuwając mgłą wszystkie szklane powierzchnie.
Gdyby tylko mogła w ten sam sposób zasłonić jej umysł, pozbawić zmysłów, odciąć od paraliżującego bólu...
Zuza sprawdziła temperaturę kąpieli ręką. Była zaskoczona, że woda nie wrzała. Skóra jej palców zrobiła się czerwona. Nie przejęła się tym. Weszła do bali, zanurzając się w ukropie i czując bolesne pieczenie całego ciała.
— Zuzanna! — wrzasnęła Helena, znajdując się przy drzwiach łazienki. A więc dorobiła sobie klucz do jej sypialni. — Co ty tam robisz?
Zuza zadrżała. Woda była zdecydowanie za gorąca. Wypuściła z płuc całe powietrze i zanurzyła się pod powierzchnię, próbując zmusić zrozpaczone ciało do tego, by pozostało nieruchome.
✨✨✨
©2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top