rozdział 16.
Zuza krążyła po mieście przez dobre cztery godziny. Po tym, jak całkowicie przemokła, kolejne fale lodowatego deszczu nawet jej nie przeszkadzały. Była pewna, że ojciec rozpoczął pełnoskalową akcję poszukiwawczą, dlatego skrzętnie omijała wszystkie miejsca, w których mogłaby mieć coś do załatwienia.
Wyrzuciła do kosza telefon i wszystkie karty kredytowe, więc jedyny majątek, jakim dysponowała, mieścił się w niewielkiej kopercie. Gęste chmury oplotły miasto tak ciasno, że dzień wyglądał jak zmierzch.
Nie miała gdzie się podziać, a nie chciała wydawać ograniczonych środków na kawiarnię czy restaurację. Nie wiedziała, gdzie przenocuje, bo meldunek w jakimkolwiek, nawet najbardziej podrzędnym hostelu nie wchodził w rachubę.
W akcie desperacji pojechała tramwajem na Grunwald i nacisnęła dzwonek domofonu swojego dawnego mieszkania. Uciekła, gdy z trzeszczącego głośnika wydobył się męski głos.
Rozważała kontakt ze starymi znajomymi, ale jak właściwie miałaby uzasadnić swoje nagłe zniknięcie? Jej zdjęcia z eventów regularnie pojawiały się w sieci, więc zapewne nawet jej najbardziej zagorzali fani mieli o niej raczej niskie mniemanie.
Nigdy im nie powiedziała, co wydarzyło się w jej życiu, że tak diametralnie zmieniła swoje zachowanie, zmieniając się w kolejną pretensjonalną, wypudrowaną lalę ze szklanego ekranu. Zresztą, ojciec pewnie przewidywał taki ruch.
Dokąd mogłaby uciec jego zbuntowana córeczka, jak nie do swojego zbuntowanego życia, do którego uciekła już raz wcześniej?
O siedemnastej nie mogła już dłużej udawać, że nie jest jej zimno i że wszystko jakoś się ułoży. Wyczerpała limit szczęścia w swoim życiu i musiała wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. Musiała schować swoją nieistniejącą dumę do kieszeni i przyczołgać się do tego, który ją odrzucił.
Dom Dantego Kostrzewskiego znajdował się na Swojczycach, jeszcze dalej na wschód niż Stadion Olimpijski, za Odrą. Taksówkarz nie był zadowolony, gdy usiadła na tylnej kanapie cała przemoczona, ale zapłaciła mu dwukrotność rynkowej ceny w gotówce, więc nie marudził.
Odkąd w mieście pojawił się Uber, słynne wrocławskie złotówy w starych mercedesach stały się zdecydowanie bardziej prokonsumenckie.
Stanęła na równym chodniku i przyjrzała się posesji. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Z jednej strony, Kostrzewski mógł pozwolić sobie na pałac dorównujący włościom Kulczyka w Puszczy Noteckiej, z drugiej, jakoś nie widziała go w roli włodarza murów imponującego zamku.
Dom Kostrzewskiego nie zdradzał, że pomieszkiwał w nim milioner. Owszem, podwórko otaczał wysoki, zadbany płot, a wszystkie szczegóły wystroju pochodziły z najwyższej półki, ale widząc to wszystko, nawet przez chwilę nie podejrzewałaby właściciela o dysponowanie dziewięciocyfrowym majątkiem.
Była zaskoczona, gdy furtka otworzyła się przed nią bez żadnego oporu. Wydawało jej się, że członek elity powinien być obstawiony całym kordonem ochroniarzy, gotowych w każdej chwili zdmuchnąć zagrożenie.
Zuza przeszła na zadbany ganek i z umiarkowaną ciekawością przyjrzała się bryle budynku. Najbardziej ekstrawaganckim elementem elewacji były liczne przeszklenia, jakby dom bardziej pasował do krajobrazu słonecznej Kalifornii, a nie deszczowego Dolnego Śląska.
Darowała sobie dalsze obserwacje. Wiedziała, że tylko próbuje odwlec nieuniknione, więc zamiast zafundować sobie rundkę wokół willi, podeszła prosto do drzwi wejściowych. Przymknęła oczy i z bijącym sercem przyłożyła palec do przycisku dzwonka.
Zawahała się. Wciąż jeszcze miała szansę się wycofać. Mogła stąd odejść, niezauważona przez gospodarza. Mogła zaakceptować swój żałosny los, unieść się honorem i spać na ulicy.
Nie zdążyła podjąć decyzji, bo drzwi same się przed nią otworzyły. Podskoczyła na widok przystojnej twarzy, szerokich ramion i perłowych oczu, które tym razem wpatrywały się w nią z jawnym przerażeniem.
— Zuza... co ty tu robisz? — zapytał Dante Kostrzewski takim tonem, jakby jej nie rozpoznał.
Zamrugała, totalnie zbita z tropu. Kostrzewski zadał idealne pytanie. Co, do jasnej cholery, w ogóle tutaj robiła? Czyżby zapomniała o jego słowach z poprzedniego wieczoru? Do diabła, przecież wyraził się jasno! „Nie mogę ci pomóc. Żadne z nas się do tego nie nadaje. Spływaj." No, może nie powiedział tak dosadnie, ale właśnie to miał na myśli.
— Ja... — wychrypiała. — Nie mam pojęcia.
Odwróciła się na pięcie, ogarnięta porażającym wstydem. Gorycz upokorzenia paliła ją w przełyku, skręcając żołądek do rozmiarów ziarenka fasoli. Jak mogła być tak głupia, by w ogóle tu przyjść? Chyba naprawdę postradała rozum.
— Zuza, zaczekaj! — Kostrzewski wybiegł za nią w deszcz.
Maszerowała dalej, skupiając wzrok na eleganckiej kutej bramie. Musiała się wydostać na zewnątrz. Może gdyby szła bez końca, Kostrzewski zapomniałby, jaką zrobiła z siebie idiotkę, pojawiając się u jego stóp zaledwie w kilkanaście godzin po tym, jak ją odrzucił.
Poczuła rękę na swoim ramieniu.
— Co się z tobą dzieje? — Zatrzymał ją i zmusił, by na niego popatrzyła.
Ich oczy się spotkały i tama, która trzymała w ryzach jej uczucia, pękła. Z najwyższym trudem opanowała szloch, który aż palił się, by opuścić jej wymęczone trzewia.
— To koniec — powiedziała. — Miałeś rację. Nie możesz mi pomóc. Nikt nie może mi pomóc.
— Co się stało? — zapytał szczerze zaaferowany milioner.
Widziała, jak jego idealna koszula robi się mokra, a ciemne włosy przyklejają się do czoła. Pokręciła głową, bliska załamania. Niby jak miała odpowiedzieć na to pytanie? Milczała.
— Jesteś cała przemoczona. Musisz wejść do środka.
Pociągnął ją w swoją stronę, ale ona nawet nie drgnęła.
— Nie możesz mi pomóc, Dante — powtórzyła i coś ukłuło ją w dołku, gdy wymówiła jego imię.
Mężczyzna przyjrzał jej się tak uważnie, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Nie mogła wytrzymać tego spojrzenia, bojąc się, że się rozpadnie. Nie wiedziała, kiedy jej wargi zadrżały, a kąciki oczu zapiekły.
Odnotowała tylko, że w jednej chwili stała w głębokiej kałuży, a w drugiej przyciskała głowę do rozgrzanego ciała, trzymającego ją w ciasnym objęciu niczym zagubioną maskotkę.
Drgnęła, słysząc niski głos tuż obok swojego zmarzniętego ucha.
— Pozwól mi spróbować — szepnął Kostrzewski, a Zuza momentalnie przestała się bronić.
***
Dante niemalże zaniósł ją do środka. Wnętrze jego domu prezentowało się imponująco; w przestronnym holu królowały naturalny kamień, drewno i antracytowe dodatki, przywodząc na myśl aranżacje z Pinteresta.
Gdy Kostrzewski pomagał jej zdjąć przemoczone martensy, bo miała zbyt skostniałe dłonie, by zrobić to samodzielnie, uświadomiła sobie, że jego apartament wyglądał nie tak, jakby ktoś w nim mieszkał, a tylko nocował.
Po kolejnej chwili dotarło do niej, że tak samo mogłoby się prezentować jej własne mieszkanie. Żadnych osobistych dodatków, skorupa pozbawiona duszy, używana tylko do najbardziej przyziemnych celów. Ona może i miała powód, by traktować tak lokum podarowane przez ojca, ale Dante?
Mężczyzna poradził sobie z jej butami, po czym chwycił ją za rękę i zaprowadził w głąb budynku, nie odzywając się ani słowem. Przeprowadził ją przez korytarz i zaciągnął na górę, po czym otworzył przed nią drzwi eleganckiej łazienki.
Przysiadł na skraju nieskazitelnej wiszącej wanny i odkręcił wodę. Zuza popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Marmur, lamele i subtelne oświetlenie nie robiły na niej żadnego wrażenia.
Nie zwróciła nawet większej uwagi na świeże kwiaty stojące na szafce na ręczniki, których bynajmniej nie spodziewała się zobaczyć w mieszkaniu wziętego kawalera.
Jej nozdrza wypełnił zapach kardamonu, więc z powrotem skupiła uwagę na gospodarzu. W głębokiej wannie zawirowała pachnąca piana, a powietrze stało się wilgotne od słodkich oparów. Wreszcie szum strumienia pod wysokim ciśnieniem ucichł, a Kostrzewski się podniósł i ruszył do drzwi.
— Musisz się rozgrzać — powiedział.
Zadygotała jak na zawołanie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że przygotowywał kąpiel dla niej. Nie chciała, żeby zostawił ją samą, ale nie potrafiła złożyć w głowie ani jednego logicznego zdania. Skinęła tylko głową, zabierając się za zdejmowanie poszczególnych części mokrej odzieży.
Dante obserwował ją przez sekundę, a później odwrócił wzrok.
— Będę czekał na dole — mruknął, łapiąc za klamkę.
Przytaknęła bezgłośnie. Szerokie drzwi kliknęły cicho. Rozebrała się do naga i powoli weszła do wielkiej bali. Zadrżała, gdy skostniałe palce dotknęły miękkiej powierzchni. Czym prędzej wsunęła się do aromatycznego roztworu, zanurzając się po samą szyję.
Woda była rozkosznie ciepła. Nie parząca, jak wrzątek, ale rozkosznie ciepła. Otulała jej skórę, nęciła zmysły, ogrzewała zesztywniałe mięśnie. Zuza westchnęła, gdy jej ramiona znalazły się pod powierzchnią, a po chwili sama zanurkowała, wstrzymując oddech.
Łagodna kąpiel działała na nią jak balsam. Odchyliła głowę na ceramiczne oparcie i przymknęła oczy na dobre dziesięć minut, pozwalając, by ciepło rozeszło się pod skórą. Gdyby nie okoliczności, które ją tu sprowadziły, pomyślałaby, że trafiła do raju, a orientalny zapach użytych soli jeszcze wzmagał to wrażenie.
Leżała bez ruchu aż jej ciało nie wróciło do normy. Wreszcie uchyliła powieki, zadając sobie nieuniknione pytanie, co dalej. Nie znała na nie odpowiedzi.
Sięgnęła po przypadkowy żel pod prysznic i zmyła z siebie brud ostatnich wydarzeń. Miała wrażenie, że dopiero teraz, w eleganckiej łazience Dantego Kostrzewskiego, pozbywała się miażdżącego strachu, a kamień, który dotychczas leżał na dnie jej żołądka jak kotwica, uniósł się o kilka centymetrów.
Poszukała wzrokiem ręcznika i wyszła na podgrzewane kafelki, rozkoszując się otaczającym ją ciepłem. Wytarła się pospiesznie, a później złapała puszysty hotelowy szlafrok wiszący obok kabiny prysznicowej i wsunęła stopy w męskie pantofle.
Wysuszyła włosy, pozwalając, by swobodnie opadły wokół jej twarzy. Z duszą na ramieniu opuściła łaźnię i powędrowała na dół. Zgodnie z obietnicą, Dante czekał na parterze.
Podniósł się z przepastnej kanapy, gdy tylko usłyszał jej kroki. Popatrzył na nią ze strachem, być może oczekując jakiegoś wyjaśnienia, ale ona nie miała już nic do powiedzenia. Stanęła na ostatnim stopniu, niepewna, co zrobić dalej.
Za oknem zapadł zmierzch, a jedynym źródłem światła w pomieszczeniu był trzaskający w kominku ogień. W pomarańczowym świetle płomieni, oczy Kostrzewskiego zdawały się wręcz emanować własnym blaskiem.
Mężczyzna podszedł do niej powoli, tak jakby ważył każdy stawiany krok. Zatrzymał się tuż obok niej, a przez to, że wciąż stała na pierwszym stopniu, ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Przełknęła ślinę, przerażona nieprzenikliwością jego spojrzenia.
Bała się tego, co miała usłyszeć, ale Dante nic nie powiedział. Pochylił się do przodu i pocałował ją miękko, wywołując gwałtowne drżenie każdego pojedynczego włókna jej mięśni. Zamknęła oczy. Zatopiła się w pocałunku. Owinęła ramiona wokół jego szyi, a on w tym samym momencie objął ją w talii.
Zanim się zorientowała, co zamierzał zrobić, dźwignął ją o kilka centymetrów i zaniósł na górę, nie wypuszczając z uścisku. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że znaleźli się w innym pomieszczeniu.
Sypialnia Kostrzewskiego nosiła ten sam zapach, co jego ciało. Świeży, męski, cholernie pociągający. Przylgnęła do niego ciałem, marząc tylko o tym, by ta chwila trwała w nieskończoność.
Jego usta smakowały kawą, jego policzki były szorstkie jak papier ścierny, jego dłonie silne i zdecydowane. Tego właśnie potrzebowała, tego właśnie pragnęła.
Westchnęła, gdy postawił ją na podłodze, pocałował jej brodę, a później szyję. Miękkie wargi zostawiały po sobie ciepłe ślady, jakby jego dotyk miał na nią niemalże magiczny wpływ. Przygryzła policzek, a Dante z ostrożnością chirurga zsunął szlafrok z jej ramion.
Zadrżała, porażona przyjemnością, zawstydzona własną nagością. Kostrzewski popatrzył na nią pytająco, ale ona nie chciała nic mówić. Przyciągnęła go do siebie, przywierając do niego ściśle, czując na sobie każdy jego mięsień, wystającą kość biodrową, jego twardy wzwód.
Pogłaskała go po plecach, a jej żołądek wywinął salto, gdy jej rozum zasnuły opary podniecenia. Pocałowała go głębiej i mocniej, a on odpowiedział tym samym. Poczuła na zębach jego język, otworzyła szerzej usta.
Wyszarpała koszulę z jego spodni, badając palcami jego gładką skórę. Zdjęła jego pasek, rozpięła mu spodnie. Przesunęła dłoń w górę jego uda, a później wyżej, aż nie trafiła na to, czego szukała.
Mężczyzna przyciągnął ją bliżej, po czym ostrożnie położył na łóżku. Materac był twardy i surowy, dokładnie tak samo, jak natura jego właściciela. Kostrzewski pochylił się nad nią, łapiąc zębami płatek jej ucha.
Jęknęła cicho, bo zaschło jej w gardle. Pożądanie zawładnęło całym zapasem zdrowego rozsądku, jakim dysponowała. Chciała przejść już do sedna, zmusić go, by poprowadził ją do oszałamiającego finału, zanurzył się w niej, unieruchamiając w uścisku.
Wbiła palce w jego plecy, ale on złapał ją za nadgarstki i zablokował je tuż nad jej głową. Uśmiechnął się przebiegle. Przytrzymał jej ręce, a później pocałował jej włosy i obojczyki, wędrując ustami coraz niżej i niżej, spychając ją na skraj świadomości.
Pisnęła, gdy przeciągnął językiem po jej brzuchu. Odrzucił na bok poły szlafroka i kontynuował zmysłową grę, z każdą sekundą pozwalając sobie na więcej. Wreszcie Zuza nie wytrzymała. Przygryzła wargę, tłumiąc okrzyk i wyrwała ręce, zaciskając pięści na aksamitnej pościeli.
Kostrzewski podniósł się niespiesznie, przeciągając zniewalające tortury w nieskończoność. Popatrzył jej w oczy, a ona wypuściła z płuc całe powietrze, czując jak przeszywa ją pierwsza fala oszałamiającego orgazmu.
Przyciągnęła go bliżej niemalże brutalnie, domagając się więcej, a Dante Kostrzewski wreszcie spełnił jej życzenie. Wsunął się w nią pospiesznie, wywołując paraliżujący dreszcz, a z jego ust wydobyło się przeciągłe sapnięcie.
Zacisnęła oczy, bojąc się, że jej maleńki móżdżek eksploduje od nadmiaru bodźców. Jego dotyk, faktura jego skóry, sztywność zarostu, wprawne ruchy, zapach perfum... nie potrafiła się w tym odnaleźć, a adrenalina krążąca w jej żyłach jeszcze utrudniała to zadanie.
Pozwalała świadomości balansować na skraju, skupiając się wyłącznie na tym, by być. I wtedy, po jednej sekundzie lub kilku dniach, ogarnął ją porażający spazm. Jej plecy wygięły się w łuk, paznokcie zacisnęły na prześcieradle, a uda jeszcze mocniej owinęły wokół jego bioder.
Kostrzewski wycharczał coś do jej ucha i zamarł, gdy dreszcz przeszył jego ciało. Pocałował ją mocniej niż kiedykolwiek, napierając na nią całym ciężarem ciała, aż zabrakło jej tchu, po czym opadł na nią bezsilnie, zapadając się w błogości.
Leżała bez ruchu, rozkoszując się jego obecnością, aż jej oddech się nie uspokoił. Dante opadł na posłanie obok niej, również stopniowo odzyskując równowagę. Przyjrzała mu się badawczo, odkrywając szczegóły jego twarzy, na które wcześniej nie zwracała uwagi.
Pogłaskała go po policzku, nie przerywając ciszy, a mężczyzna tylko uśmiechnął się pogodnie. Nie wiedziała, co myśleć i wcale jej to nie obchodziło. Była pewna tylko jednego; Kostrzewski jeszcze nigdy nie był mniej Nadęty niż właśnie w tym momencie.
✨✨✨
😍 Dziewczyny, to już połowa!! 😍
Jak Wam się podoba tajemniczy Dante Kostrzewski? 🫢
©2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top