rozdział 12.
Przestraszyła się, gdy w poniedziałek rano Helena oznajmiła jej, że zamiast w biurze fundacji, ojciec oczekiwał jej w biurowcu na Legnickiej. Przyjęła tę wiadomość ze względnym spokojem, choć bynajmniej nie miała ochoty się z nim widzieć.
Szczególnie, że od jakiegoś czasu oprócz zarządu spółki Aleksandra Dębskiego, na piętrze zadomowił się także Fabian. Zuza nie znosiła tam przychodzić. O ile z każdym z mężczyzn jeszcze jako tako sobie radziła, tak we dwójkę tworzyli niestrawną mieszankę, która odbijała jej się czkawką jeszcze w kilka dni po spotkaniu.
Ubrała się zgodnie z formalnym dress codem; włożyła beżowe rajstopy, ołówkową spódnicę i jedwabną bluzkę przepasaną dyskretnym paskiem. Do zestawu dobrała czółenka, na tyle wysokie, by doskonale podkreślały nogi, a na tyle niskie, by nie pobudzały rozpasanej męskiej wyobraźni.
W pastelowych ciuchach wyglądała jak nudna bibliotekarka, a jej sceptycyzm wobec stylizacji jeszcze się nasilił, gdy Helena wyraziła rzadko spotykaną u niej aprobatę, więc przy wyjściu złapała ciemne okulary i bez namysłu wsunęła je na nos.
Administracyjna część firmy jej ojca była tak samo surowa jak on. Zuza nie znosiła tych wszystkich korposzczurów pozamykanych w niewielkich boksach, dyskutujących w nieskończoność o wskaźnikach, raportach i nudnych jak flaki z olejem spotkaniach, dlatego zdziwiła się, gdy zamiast cichego klikania klawiszy, po raz pierwszy w historii po wejściu do holu usłyszała śmiech.
Poprawiła torbę z laptopem na ramieniu i uniosła wysoko brwi, widząc asystentkę ojca opartą beztrosko o biurko Fabiana. Kobieta gestykulowała żywo, najwyraźniej tłumacząc mu ostatni firmowy dowcip.
Zuza jeszcze nigdy nie widziała niedoszłej modelki w tak dobrym nastroju. Przeszklone drzwi z wygrawerowanym w szkle nazwiskiem jej ojca zamknęły się z cichym trzaskiem i recepcjonistka momentalnie odwróciła się w jej stronę.
Wygładziła przykrótką sukienkę na udach i chrząknęła, milknąc w połowie zdania. Fabian zerwał się z fotela i niemalże podbiegł do Zuzy, żeby się przywitać.
— Nie spodziewałem się ciebie, kochanie.
Zacisnęła wargi, słysząc to określenie, szczególnie w zestawieniu ze słowami, które równie dobrze mógłby wypowiedzieć ktoś nakryty na szybkim numerku z kochanką. Fabian pocałował ją w policzek, odbierając od niej torbę, jak na dżentelmena przystało. A więc zamierzali zachować pozory.
— Melka, zajmiesz się tym?
Melka? Zuza niemalże się skrzywiła. Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną przydzielonym jej zadaniem, ale wykonała je bez słowa. Zuza obserwowała z rezerwą, jak długonoga asystentka kieruje się do wolnego pokoiku i ustawia jej rzeczy na stole.
— Co tu robisz o tej porze? — zapytał Fabian, na chwilę odrzucając maskę perfekcyjnego chłopaka.
— Umówiłam się z ojcem — odparła, choć odpowiedniejszym wyrażeniem byłoby „zostałam wezwana". — Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Uśmiechnęła się słodko.
— Wręcz przeciwnie. Tak naprawdę dobrze się składa, bo sam chciałem z tobą porozmawiać.
Coś ścisnęło ją w dołku. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać. Przełknęła głośno ślinę, rozglądając się w poszukiwaniu dystrybutora wody. Nigdzie go nie dostrzegła. No tak, zapomniała, że ojciec w swojej wspaniałomyślności zamontował filtry w kranie, żeby „chronić środowisko", ani słowem nie wspominając, że obciął tym samym koszty utrzymania pracowników.
— Masz teraz chwilę?
Pokiwała powoli głową. Kłamstwo nie miało najmniejszego sensu. Jej obowiązki były śmiesznie nieistotne, a ojciec wydałby ją bez mrugnięcia okiem, wyjawiając prawdę na temat właściwej godziny spotkania.
Fabian poprowadził ją do niewielkiej salki, a Amelia podreptała za nimi jak cień. Zuza coraz szybciej traciła całą pewność siebie. Fabian odsunął jej krzesło, a ona zajęła je bez słowa. Nie lubiła siedzieć tyłem do wejścia.
— Dzięki Melka, to już wszystko. Chyba, że... Może zaproponujesz Zuzannie coś do picia?
Zuza posłała kobiecie szybkie spojrzenie. Na twarz Amelii wypłynął rumieniec, ale oprócz tej naturalnej reakcji, nie dała po sobie poznać złości. Fabian zdawał się rozkoszować sytuacją.
— Napijesz się czegoś, Zuzanno? — zapytała usłużnie asystentka, a Fabian uśmiechnął się niemalże lubieżnie.
Zuza nie przepadała za recepcjonistką, ale nie czuła żadnej satysfakcji z dalszego poniżania dziewczyny.
— Nie, dzięki — mruknęła.
Amelia skinęła głową i opuściła pomieszczenie, stawiając przed sobą nogi niczym Miranda Kerr podczas dorocznego pokazu Victoria's Secret.
Fabian usiadł naprzeciwko niej i oparł podbródek na nadgarstku, jakby zafascynowany jej obecnością w niewielkim pokoiku. W świetle dnia bynajmniej nie przypominał sobowtóra głównej postaci „Pamiętnika".
— Co u ciebie? — zaczął starym zwyczajem.
„To jak głaskanie barana przed rzezią", pomyślała gorzko Zuza. Wolałaby od razu się dowiedzieć, czego dotyczyło to naprędce zorganizowane spotkanie w cztery oczy.
— Świetnie, dziękuję — odpowiedziała, nie nawiązując ani słowem do sytuacji, w której postawił ją ojciec. — A u ciebie?
Mieliła wyrazy z oporem. Ten wymuszony small-talk, pozornie życzliwe gesty... Znajomość z Fabianem coraz bardziej dawała jej się we znaki.
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie i wyjął z kieszeni nowoczesny telefon wielkości niegdysiejszego tabletu.
— Średnio, powiem szczerze — stwierdził, a Zuza poczuła na plecach chłód.
Ta odpowiedź nie wróżyła niczego dobrego. Mężczyzna odnalazł coś w sieci i podsunął jej wielki wyświetlacz pod nos.
— Słyszałem, że w sobotę byłaś specjalnym gościem Dantego Kostrzewskiego — oznajmił Fabian, a jej żołądek w tym samym momencie przewrócił się do góry nogami.
Przyjrzała się zdjęciu pokazanemu na ekranie. Była ubrana w czarną kreację, a spod krawędzi szyfonowej spódnicy wystawały jej znoszone trampki. Jedną dłonią ściskała rękę Kostrzewskiego, drugą kurczowo trzymała się jego ramienia. Ale to nie ułożenie ramion zwracało największą uwagę.
Papparazzi wykonał fotografię w tym samym momencie, w którym Kostrzewski pochylał się do jej ucha. Na pierwszy rzut oka to wyglądało tak, jakby milioner składał pocałunek na jej szyi, a ona była z tego powodu diabelnie zadowolona.
Jej klatka piersiowa uniosła się szybko, gdy przypomniała sobie jego świeży zapach, dotyk szorstkiego zarostu na jej twarzy... Wróciła do rzeczywistości. Miała kłopoty. Powoli przesunęła telefon z powrotem w stronę Fabiana, nie odzywając się ani słowem.
Tak samo jak podczas przesłuchania, wszystko, co zamierzała powiedzieć, mogło w przyszłości zostać wykorzystane przeciwko niej.
— Nie podobało mi się, kiedy dowiedziałem się, że będziesz towarzyszyć Kostrzewskiemu podczas tej jego durnej gali — zaczął lodowatym tonem Fabian. — Zgodziłem się tylko ze względu na twojego ojca.
Popatrzył na nią, jakby oczekiwał, że zacznie się tłumaczyć, ale ona nawet nie pisnęła.
— Istnieje więcej takich zdjęć — ciągnął ze złowrogim błyskiem w oku. — Pominę oczywisty fakt, że zrobiłaś z siebie idiotkę, paradując wśród ludzi w tych starych trepach. — Zuza poruszyła się niespokojnie. — Mam po prostu wątpliwości, czy zrozumiałaś wszystko, o czym rozmawialiśmy tuż zanim nasz związek stał się... oficjalny.
Biorąc pod uwagę fakt, że już od dłuższego czasu bezskutecznie próbowała o tym zapomnieć, miała całkiem aktualne informacje. Wspomnienia tuż po katastrofie zdawały się być wyryte w jej czaszce jak głębokie blizny po smagnięciach rozgrzanym do czerwoności mieczem.
— Co masz na myśli?
Stąpała po cholernie kruchym lodzie.
— Pamiętasz, co mówiłem na temat oczekiwań wobec mojej... wybranki?
„Aż za dobrze", sarknęła w duchu. „Oczekujesz ładniutkiej kretynki, która urodzi ci dzieci, będzie organizować przyjęcia urodzinowe w ogrodzie, chodzić na zakupy z koleżankami i przymykać oko na wyskoki na mieście."
— Chciałeś związać się z ambitną, oczytaną kobietą, która będzie godnie reprezentować twoje rodzinne nazwisko.
Fabian uśmiechnął się nieszczerze.
— A więc to nie z twoją pamięcią mamy problem — warknął. — Czy uważasz, że to — wskazał na jej pamiątkowy portret w objęciach Kostrzewskiego — spełnia te warunki?
Zamrugała. Znalazła się w ślepej uliczce, a Fabian doskonale o tym wiedział. Nie odważyła się poruszyć nawet o milimetr, ale podskoczyła o dobre pięć centymetrów, gdy mężczyzna walnął pięścią w stół.
— To był ostatni raz, gdy zrobiłaś ze mnie idiotę — powiedział głosem zupełnie niepasującym do wybuchu sprzed sekundy. — Gdyby nie twój ojciec, rozmawialibyśmy w inny sposób.
Odsunął z hałasem krzesło i wstał. Zuza zrobiła to samo, zachowując kamienną twarz. Fabian podszedł do niej wolnym krokiem, wpatrując się w nią jak wąż przed skokiem na niewinną ofiarę. Drgnęła, gdy złapał ją za rękę i szarpnął w swoją stronę, zmuszając, by się do niego przytuliła.
— Ładnie dziś wyglądasz — szepnął, a jego gorący oddech postawił wszystkie włoski na jej karku. — Nie każ mi się na ciebie złościć. — Położył rękę na jej biodrze, po czym przesunął ją niżej i złapał jej pośladek. — Nie lubię się dzielić.
Ścisnął ją mocno, aż wydała z siebie zaskoczony okrzyk. Popatrzyła na niego ze strachem, ale on już ją puścił, niemalże od siebie odpychając. Poprawił poły marynarki i nacisnął na klamkę.
— Aleksander już na ciebie czeka, kochanie — zakomunikował słodko.
Przytrzymał dla niej drzwi. Nie miała wyjścia. Mogła rzucić się na niego z pięściami, wygarnąć, jak bardzo nienawidziła jego obecności i brzydziła się jego jestestwem, ale to na nic by się nie zdało. Ojciec i tak znalazłby jakiś sposób, by zamienić jej życie w piekło.
Wymaszerowała z powrotem do recepcji, nie dając po sobie poznać zdenerwowania. Starała się myśleć o czymś innym, a jej napędzany stresem umysł zdecydował się spełnić to życzenie. Przed oczami stanęło jej zdjęcie z Kostrzewskim i w tym samym momencie poczuła się tak, jakby ktoś otworzył w jej brzuchu klatkę pełną barwnych motyli.
***
Czekała w gabinecie ojca przez ponad pół godziny. Aleksander nigdy nie szanował jej czasu, więc bynajmniej nie była zaskoczona jego ignoranckim zachowaniem. Przechadzała się od ściany do ściany, jak uwięziony na krótkim łańcuchu tygrys, kompletnie ignorując liczne odznaczenia i dyplomy, których dorobił się właściciel jednej z największych firm wydobywczych w kraju.
Ojciec nigdy nie opowiadał jej o swojej pracy, więc mimo tego, że była córką prezesa od prawie trzydziestu lat, nie dopuszczał jej do sekretów przemysłu. Odkąd tylko sięgała pamięcią, rodziciel zachęcał ją do tego, by uczyła się jak zostać idealną gospodynią, a nie zarządzać biznesem o dochodach równych PKB małej poradzieckiej republiki.
Nie czuła najmniejszej potrzeby zmieniania tego stanu rzeczy. Słysząc o licznych wypadkach i karygodnym traktowaniu pracowników, wolałaby całkowicie odciąć się od wszystkiego, co łączyło ją ze spółką Dębski SA.
— Siadaj — rozkazał ojciec, stając w progu pomieszczenia.
Zuza odwróciła się od okna i skrzyżowała ręce na piersi. „Czyżby zwykłe dzień dobry wyszło już z mody?", pomyślała. Nie zamierzała tak łatwo się poddać, nie tym razem. Incydent z udziałem Fabiana wytrącił ją z równowagi tak bardzo, że przez chwilę rozważała, czy się nie poskarżyć. Aleksander byłby wniebowzięty, widząc, że zaczyna się łamać.
Opanowała rozedrgane nerwy, po czym zajęła niewygodny fotel przeznaczony dla gości. Ojciec rozsiadł się naprzeciwko, spoglądając na nią z góry.
— Chcę z tobą pomówić o Fabianie — powiedział.
Zuza się tego spodziewała. Nie chciało jej się słuchać kolejnej pogadanki na temat jej zachowania podczas dobroczynnej gali. Odsunęła od siebie wspomnienie Dantego Kostrzewskiego. A przynajmniej chwilowo.
— Już sobie wszystko wyjaśniliśmy — uprzedziła bieg wydarzeń. — Możesz sobie darować pogadankę na temat mojego „wybryku". — Nakreśliła w powietrzu cudzysłów. — Będę się pilnować. — Zaczęła się podnosić. — Mogę już iść?
Ojciec przyjrzał jej się badawczo sponad złożonych palców.
— O czym ty mówisz?
Zwiększyła czujność, zatrzymując się w pół ruchu dwadzieścia centymetrów nad siedziskiem krzesła.
— A ty?
Ojciec zrobił zniechęconą minę. Opadła z powrotem na welurową poduszkę, wzbijając w powietrze obłok kurzu.
— Fabian był niezadowolony z tego, że moje zdjęcia z Dantem Kostrzewskim pojawiły się w lokalnej prasie.
Gdy tylko to powiedziała, poczuła błogą falę satysfakcji. A więc istniało coś, co działało na nerwy doskonałemu Abramowiczowi. Po tym, jak obrzydliwie ją potraktował, miała coraz większą ochotę powtórzyć ten wyczyn.
Ku jej głębokiemu zdziwieniu, ojciec machnął lekceważąco ręką.
— To jest akurat okoliczność niezwykle korzystna — stwierdził, a Zuza posłała mu pytające spojrzenie. — Niezależnie od tego, co was łączy, podobasz mu się. Co naturalnie oznacza, że wciąż traktuje nasz układ poważnie.
Zuza nawet przez chwilę nie rozważała tego w takich kategoriach.
— A to prowadzi nas do kolejnej kwestii.
Czekała w napięciu na ciąg dalszy.
— Fabian zdradził mi, że nadal ze sobą nie sypiacie.
Gdyby ktoś udostępnił jej naładowany rewolwer, chyba strzeliłaby sobie w skroń. Żółć zapiekła ją w gardło, a obrzydzenie opanowało do tego stopnia, że w kącikach oczu zaszkliły jej się łzy. Ojciec chyba nie oczekiwał, że...
— Zdajesz sobie sprawę z tego, czym jest małżeństwo?
— Nie jesteśmy małżeństwem — odparowała pospiesznie.
Ojciec skinął wolno głową.
— Ale będziecie — uciął. — Czasy się zmieniły, więc nie rozumiem, skąd ta zwłoka.
Czy naprawdę sądził, że zacznie mu się spowiadać z najbardziej intymnych szczegółów swojego życia? Do diabła, wizyta u stomatologa-sadysty była bardziej komfortowa niż ta rozmowa.
— Sądziłem, że przykładasz się do swojej roli — ciągnął ojciec niewzruszonym tonem, jakby rozmawiali o czerwonych muchomorach przedstawionych w atlasie grzybów.
Zuza dyszała ciężko. Nie była jego rozpłodową klaczą, do cholery! Zerwała się z miejsca, a emocje wreszcie znalazły ujście.
— Nie rozumiesz, że nic do niego nie czuję?! — wrzasnęła, ale jedyną reakcją ojca było pojawienie się ledwo zauważalnej zmarszczki na czole. — Nie cierpię jego towarzystwa, nienawidzę jego dotyku, brzydzę się nim!
Ojciec milczał, czekając na ciąg dalszy, ale ten nie nadchodził. Nie miała trzech lat, musiała nad sobą zapanować. Przymknęła oczy na kilka sekund, bojąc się, że jeśli uchyli powieki choćby na milimetr, jej czaszka wybuchnie.
Drgnęła, gdy ojciec znalazł się tuż obok niej i położył rękę na jej ramieniu w czułym geście. Przez ułamek sekundy miała naiwną nadzieję, że zakończy umowę, uwolni ją od obowiązku i zapewni, że wszystko będzie dobrze.
— Nie obchodzi mnie, czy Fabian ci się podoba czy nie — powiedział tak cicho, że musiała nadstawić uszu, by zrozumieć poszczególne słowa. Znieruchomiała. — Możesz rozkładać nogi przed kim ci się żywnie podoba, ale to o potrzeby Abramowicza masz dbać w pierwszej kolejności. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Zamrugała. Siarczysty policzek byłby mniej bolesny niż to, co powiedział jej własny ojciec. Popatrzyła na jego niewzruszoną twarz z mieszaniną przerażenia i wstrętu, po czym zaczęła się cofać w stronę wyjścia.
— Rozumiesz, co do ciebie mówię? — powtórzył.
Zuza położyła dłoń na klamce. „Konsekwencje", szepnął głos z tyłu głowy. „Pomyśl o konsekwencjach". Upokorzenie czy więzienie?
Opuściła dłoń.
— Rozumiem — potwierdziła.
Ojciec uśmiechnął się chłodno.
— Cieszę się. Możesz teraz wrócić do fundacji. — Odwrócił się, wracając na miejsce przy biurku. — I nie zapomnij pożegnać się z Fabianem.
Wolałaby polizać stół w weterynaryjnym prosektorium niż zniżyć się do tego poziomu.
— Oczywiście — zapewniła.
Ojciec odprawił ją machnięciem ręki. Wyszła z gabinetu, płonąc z oburzenia, a jej stanu nie polepszył fakt, że Fabian zmierzał już w jej stronę.
— Cezary Lichocki organizuje w sobotę przyjęcie z okazji pięćdziesiątych urodzin — oznajmił, a Zuza poczuła dreszcz na wspomnienie cichego gestapowca. — Pójdziesz tam ze mną.
Drgnęła. Od kiedy pieprzony dupek nauczył się używać stwierdzeń zamiast pytań tak samo jak jej cholerny ojciec?!
— Nigdy w życiu — wycedziła przez zęby.
Pomaszerowała przed siebie, a Fabian złapał ją za rękę i rozejrzał się ze strachem, by upewnić się, czy nikt ich nie widział.
— Będzie tam cały Wrocław — wymamrotał z naciskiem. Gdzieś już słyszała to określenie. Nieodłącznie wiązało się z jasnoszarymi tęczówkami otoczonymi koroną kruczoczarnych rzęs. — Nie wyobrażam sobie, żeby nas zabrakło.
Nie zwróciła uwagi na zaimek, którego użył. Interesowało ją tylko jedno. Cały Wrocław skupiony w jednej, cholernie atrakcyjnej osobie.
— Świetnie. — Wyrwała się. — Odbierzesz mnie o tej co zwykle?
Fabian zdawał się zaskoczony, ale i zadowolony jej reakcją.
— Włóż coś specjalnego — mruknął z obleśnym uśmiechem.
„O to możesz się założyć", pomyślała. Skinęła głową, a później opuściła biurowiec, nie mogąc się doczekać nadchodzącego weekendu.
✨✨✨
©2022 GRA POZORÓW // Karolina Kaszub
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top