VII
Minęło kilka dni. Choć było ciężko pogodziłam się ze śmiercią Cywila. Teraz leżę sobie na dachu i wpatruje się w chmury. Moje chwile spokoju przerwał dźwięk mojego radia.
-Co chcesz Crane? -zapytałam spokojnie
-Rahim jest w jednym z wagonów na wiadukcie. Jest ranny. -powiedział szybko, chyba biegł.
-Został ugryziony?! -zapytałam wstając
-Nie wiem. Jak u niego byłem to krwawił.
-Co ty teraz robisz? -zapytałam biegnąc do windy.
-Rahim uzbroił bombę i muszę ją teraz umieścić w gnieździe.
-Dobra zaraz do niego będę tylko wezmę antyzynę. -powiedziałam i udałam się do szpitala Leny.
-Dzięki. Jesteśmy w kontakcie. -powiedział i się rozłączył.
Wpadłam do szpitala jak poparzona.
-Lena, potrzebuję antyzyny. -powiedziałam dysząc
-Po co ci? -zapytała zajęta swoją pracą.
-A po co jest antyzyna? Muszę komuś uratować życie. Dostanę ją? -zapytałam z nadzieją
-Mam nadzieje, że mnie nie okłamujesz. -powiedziała i podała mi jeden flakonik leku.
-Dziękuje. -krzyknęłam wybiegając z pomieszczenia.
Najszybciej jak umiałam zaczęłam biec do windy. Po drodze oczywiście wpadłam na Brecken'a.
-A ty gdzie tak pędzisz? -zapytał zdziwiony
-Później. -powiedziałam i pobiegłam dalej.
Kiedy byłam już na parterze prawie zabiłam się wbiegając w ścianę. Nigdy jeszcze nie biegłam tak szybko. Nawet kiedy uciekłam z domu to biegłam o połowę wolniej. Co się dziwić. Rahim jest moim przyjacielem, a może kimś więcej. Nie na pewno nie. Po dwóch minutach byłam już przy wiadukcie. Zaczęłam przeszukiwać wagony. Po chwili trafiłam na ten właściwy. Chłopak był już strasznie słaby.
-Coś ty ze sobą zrobił. -szepnęłam wyciągając strzykawkę i antyzynę.
-Keri... Co...Tu robisz? -zapytał cicho
-Ratuje ci dupę. -wbiłam mu strzykawkę w nogę.
-Nic mi nie jest.
-Ta... Tylko leżysz i z tego co widzę masz w planach stać się Zombie. Coś ty sobie myślał?
-Chciałem pokazać, że jestem w stanie zrobić coś sam.
-Tym udowodniłeś tylko tyle, że jesteś nieodpowiedzialnym dzieciakiem.
-Masz racje. Nie potrafię nic zrobić dobrze.
-Potrafisz tylko masz zbyt ciasny tok myślenia. Ryzykując życie nie udowodnisz, że jesteś odważny. Robiąc małe rzeczy możesz bardziej się przydać niż robiąc wielkie głupoty. A teraz musimy poczekać na Crane'a.
-Crane. Sytuacja opanowania. Ten debil jeszcze żyje. -powiedziałam do radia
-Całe szczęście. Zaraz będę.
Spojrzałam na Rahim'a który śmiesznie krzywił się w moją stronę.
-Co?
-Debil?
-No dobra. Mega Debil.
Po chwili obok mnie pojawił się Crane ociekający wodą i śmierdzący ściekami.
-Radzę ci iść wziąć prysznic. -powiedziałam i wzięłam Rahim'a pod ramie.
-Bardzo śmieszne. -powiedział i pomógł mi z tym Mega Debilem.
Kiedy wyszliśmy z wiaduktu wokół było pełno Zombie.
-Crane. Idź z nim. Ja was będę osłaniać.
Szliśmy tak jakieś 40 minut. Mimo, że nie niosłam Rahim'a byłam strasznie zmęczona wymachiwaniem maczetą. Kiedy weszliśmy do wieży pomogłam Crane'owi z Rahim'em.
-Nigdy więcej nie zmuszaj mnie do ratowania ci dupy. -powiedziałam do Rahima i pomogłam mu wejść na parter.
-Ja ci nie kazałem po mnie biec.
-Zamknij się. Dobrze ci radzę. Zaraz dostaniesz opie*dol od Jade, Brecken'a, Leny i jeszcze paru osób. -powiedział Crane.
-Gdzie są wszyscy? -zapytałam
-Nie mam pojęcia. -odpowiedział Crane
CDN...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top