V
-Mam pytanie. -zaczęłam
-Wal śmiało. -powiedział Rahim
-Mam się tu wprowadzić?
-Pewnie. Znajdziemy wam jakiś wygodniejszy pokój.
-Macie kiełbasę?
-Chyba nie, a co? -zapytał Crane
-Muszę nakarmić Cywila.
-Aha.
-To w takim razie pójdę z Cywilem do Starego miasta.
-Crane idziesz ze mną do szkoły. Może będą mieli antyzynę. -powiedziała Jade wchodząc do pokoju.
Laska mnie nie lubiła. Może to dla tego, że zadaję się z jej braciszkiem. Bądź co bądź Rahim to spoko koleś tylko jeszcze nie dojrzały.
-Już idę. -powiedział Crane
-A ty Rahim zrób tu porządek. -powiedziała i razem z Cranem wyszła.
-Serio? -powiedział wkurzony Rahim
-Może takie twoje przeznaczenie? -powiedziałam siadając na biurku.
-Pomożesz mi? -zapytał z nadzieją
-Sorki, ale miałam pójść po okulary Khaliqa i jakąś książkę o ogrodnictwie.
-Mogę iść z tobą? -zapytał robiąc maślane oczka.
-Wiesz, że twoja siora mnie zabije?
-Jestem pełnoletni.
-A ja nie, a jestem mądrzejsza od ciebie. -powiedziałam kierując się do drzwi.
-No proszę cię.
-Eh... Dobra. Tylko nie daj się zabić, bo ludzie z wieży mnie zabiją.
-Tak jest kapitanie.
-Chodź już. Masz broń?
-W szafie.
-To po nią idź. Tylko tak, żeby nikt cię nie zauważył. Spotkamy się przy wyjściu z wieży.
Poszedł.
-I co ja mam z nim zrobić? -spojrzałam na Cywila i ruszyłam do wyjścia z wieży.
Po kilku minutach obok mnie pojawił się chłopak z gazrurką w ręce.
-Gazrurka? Serio?
-Ktoś zabrał mi cały mój sprzęt który miałem w szafie.
-Pewnie twoja siora. Masz to. -powiedziałam dając mu nóż i kilka gwiazdek do rzucania.
-Dzięki.
-Jak coś zepsujesz lub ci się skończy to mów.
Zaczęliśmy się kierować w stronę domu Khaliqa. Po kilku chwilach byliśmy już na miejscu.
-Ty szukaj książki, a ja poszukam okularów. -powiedziałam do towarzysza
Nagle wyskoczył na mnie jakiś Zombie. Zanim zdążyłam zareagować Zombie już leżał. Popatrzyłam na Rahima.
-Dobry jesteś. -powiedziałam z uznaniem
-Dzięki.
Zaczęliśmy przeszukiwać dom.
-1001 potraw z bananów. -powiedział ze śmiechem chłopak
-Pokaż. -wyrwałam mu książkę z rąk i się zaśmiałam.
-"Dżungla dużych dupeczek". Nieźle.
-Jak można takie coś czytać? -zapytałam cicho chichocząc
"Mokry sen. Pierwszy romans dla hydraulików"
-Jezu... Znalazłam okulary.
-Zrób to sam- Maska z głowy konia". Jak w 2013.
-"Sadź by jeść -poradnik uprawiania warzyw dla ciepłych kluch". To ta. -powiedziałam z radością
-To gdzie teraz?
-No do wieży.
-Już?
-Tak już. Może kiedyś jeszcze gdzieś wyjdziemy.
Wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę wieży.
-Crane? Tu Keri. Gdzie jesteście?
-Jade udała się do wierzy, ja musiałem zabić jeszcze kilku gości.
-Aha. Spoczko. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się.
-Rahim musimy się pośpieszyć. Jade zaraz będzie w wieży.
-Szlag.
Pobiegliśmy w stronę wieży. Chłopak chciał wejść głównym wyjściem, ale go powstrzymałam.
-Mogą nas zobaczyć. Chodź za mną.
Pociągnęłam go za rękę. Stanęliśmy pod balkonem Rahima.
-Trzymaj się.
Chwyciłam go w pasie i wystrzeliłam kotwiczkę. Po chwili byliśmy już na balkonie. Wbiegliśmy do pokoju i zaczęliśmy sprzątać. Kiedy wszystko było sprzątnięte do pokoju weszła Jade.
-Widzę, że się postarałeś, Rahim. -powiedziała patrząc na pokój,
-Keri mi pomogła. -uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.
-Idę coś załatwić. Róbcie swoje. -powiedziała i wyszła.
CDN...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top