IX
Kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś.
-No gołąbeczki co teraz? -usłyszałam głos Crane'a
-O... Hej Crane. Jak dużo widziałeś i słyszałeś? -zapytałam spięta
-Wszystko.
-Błagam cię nie mów nic Jade, ona mnie zabije.
-Słuchaj nie po to się tyle czasu trudziłem, żeby Jade teraz cię zabiła.
-Co?! -zapytałam nie dowierzając.
-Kilka dni temu Rahim pytał się mnie jak ma wyznać dziewczynie, że ona mu się podoba. Na początku nie chciał mi powiedzieć kim jest ta dziewczyna, ale kiedy w końcu się odważył powiedział, że to ty. Osobiście od samego początku wiedziałem, że coś z tego wyniknie, a on mnie w tym utwierdził. Powiedziałem, żeby zaczął gadać o miłości itd.
-To było chamskie. Tak mnie podejść. -powiedziałam z wyrzutem.
-Ale przyznaj, że nam się udało.
-Tak to wam przyznam. Masz dziś jakąś misję?
-Tak. Idę do jakiegoś typka który ma nie po kolei w głowie.
-Do Gazi'ego. Kojarzę go. Zapewne po leki.
-Skąd wiesz?
-Plotki w Harranie szybko się rozchodzą.
-Racja. Idziesz ze mną? -zapytał
-Pewnie. I tak nie mam nic do roboty.
-Masz broń?
-Zawsze.
-No to chodźmy.
-O ile dobrze pamiętam mieszkanie Gazi'ego jest za mostem. Powinniśmy zdążyć przed nocą.
Pobiegliśmy w stronę mostu. Jak zawsze pełnego Zombie.
-Mieszkanie Gazi'ego jest pod nami. Musimy skoczyć. Tam są śmieci. -wskazałam palcem na stertę śmieci pod nami.
-No to skaczemy.
Skoczyliśmy i wylądowaliśmy na tyłkach.
-Nie pamiętam tylko który to dom. -powiedziałam otrzepując ubrania z kurzu.
Podeszliśmy do drzwi. Crane zapukał.
-Gazi? Jest tam kto?
Crane zajął się otwieraniem zamka w drzwiach, a ja zaczęłam zbierać fioletowe grzybki.
-To nie tu, ale skoro tu jesteśmy to możemy się rozejrzeć. -powiedział Crane
Podeszłam do wiklinowego kosza i znalazłam w nim papierosy.
-Fajki. Będzie co palić. -westchnęłam
Wyszliśmy z domku i udaliśmy się do kolejnego. Znowu nic. Dobra do trzech razy sztuka. Zapukałam do drzwi.
-Jeśli mama nie jest zadowolona, nikt zadowolony! Lepiej zrób tak, żeby mama była zadowolona! -powiedział Gazi wychylając się zza drzwi.
-Gazi?! -zapytał zdziwiony Crane.
-Ja też. Tak samo się nazywamy. Jesteś z wypożyczalni filmów? -zapytał
-Nazywam się Crane.
Przyglądałam się tej sytuacji powstrzymując śmiech.
-Crane? Crane brzmi jak kran. I jak tran. I jak waran. I trochę jak plan. I klan. I taki inny pan. I...
Ledwo powstrzymywałam śmiech na porównania Gazi'ego.
-Możemy wejść? -przerwałam mu
-Nie! Nie wolno! Dziś ja i mama mamy specjalny dzień! -zaprzeczył szybko -Dziś jest dzień mamy, a to najważniejszy dzień na całym świecie. Czy jesteś z wypożyczalni filmów? -zwrócił się do Crane'a.
-Czemu ciągle o to pytasz?! -zapytał wkurzony Crane
-Miałeś przynieść film o mnie. Ma tytuł "Charly" i cały jest o mnie, i o tym jaki ja jestem mądry.
-Gazi wpuścisz nas jak przyniosę ci ten film?!
Płaczę już ze śmiechu.
-Jasne. Możesz obejrzeć go z nami. Dziś jest dzień mamy i jeśli mama nie jest zadowolona, to nikt zadowolony. -powiedział -Aha! Jeszcze chciałaby czekoladę! Tak, mama chcę czekoladę!
-Chyba się trochę zagalopowałeś. -nie usłyszeliśmy odpowiedzi, bo Gazi zamknął drzwi.
-Nie lepiej jest się do niego włamać? -spytałam
-Na razie spróbujmy się do niego dostać po przez film i czekoladki. -powiedział Crane
-Dobra, ale to jutro. Dziś już nie zdążymy.
-No to teraz do wieży.
-Do wieży.
Pobiegliśmy w stronę wieży. Na miejsce dotarliśmy chwile przed 21.
CDN...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top