X
Z samego rana razem z Crane'm udałam się do kawiarni.
-Przypuszczam, że czeka nas porządna rozróba jak tam dobiegniemy. -powiedziałam skacząc po dachach.
-W tym mieście wszędzie jest rozróba. -powiedział Crane lądując obok mnie.
Po chwili byliśmy już przy zdemolowanej kawiarni.
-Demolkę czas zacząć. -powiedziałam i zaatakowałam jednego z zombie.
Walczyliśmy tak kilka minut.
-Osłaniaj mnie, a ja otworzę bramę. -powiedziałam do Crane'a, a on przytakną.
Weszłam do kawiarni i zaczęłam szukać czekoladek.
-Kawa, kawa, kawa... Czekoladki! -krzyknęłam uradowana.
Pobiegłam do Crane'a który był atakowany przez zombie. Walnęłam zombiaka maczetą.
-Mam czekoladki. Zmywamy się stąd. -pociągnęłam go za ramię i skierowałam się do tylnego wyjścia, a Crane za mną.
Wskoczyliśmy na najbliższy dach, a ja wybuchłam śmiechem.
-Keri, dobrze się czujesz? -zapytał mnie Crane
-Gdybyś widział swoją minę jak chwyciłam cię za ramię. -powiedziałam przez śmiech
-Bardzo śmieszne. -powiedział zirytowany
-No bardzo. -powiedziałam uspokajając się
-To teraz do wypożyczalni filmów.
-A no.
Musieliśmy przebiec po kilku dachach i byliśmy na miejscu.
-Tym razem to ty otwierasz zamek. Ja sobie po pałuje (zabijam) kolegów.
-No dobra.
Kilka minut później Crane'owi udało się otworzyć zamek. Kiedy weszliśmy włączył się alarm. Crane pobiegł go wyłączyć, a ja w tym czasie znalazłam odpowiedni film.
-Zmywamy się! -krzyknęłam do Crane'a otwierając tylne drzwi.
-Teraz biegiem do Gazi'ego. -powiedział biegnąc obok mnie.
Po Chwili skakaliśmy już na stertę śmieci.
-Powiem ci, że to było zaj*biste. -powiedziałam pukając w drzwi domu Gazi'ego.
-Tak? -zapytał uchylając drzwi
-Masz tu film i czekoladki. -powiedział Crane podając mu rzeczy
-Niech tylko mama to zobaczy! Gazi znów wygrywa! Brawo dla Gazi'ego! -powiedział i zamknął drzwi.
-No fajnie. -westchnął Crane
-Mówiłam, że lepiej jest się włamać. -powiedziałam zirytowana
-Tak wiem. Masz jakiś pomysł jak się do niego włamać? -zapytał
-Jak zaczynałam swoje "uliczne życie" poznałam pewnego chłopaka, był kilka lat starszy ode mnie... -zaczęłam
-Dobra, ale co to ma do rzeczy?
-Posłuchaj do końca. Chłopak miał buntowniczy charakter. Zaprzyjaźniliśmy się. Pewnego dnia pokazał mi miejsce gdzie przychodził zapomnieć o istniejącym świecie. Z tamtąd możemy się włamać do Gazi'ego.
-No to gdzie to miejsce? -zapytał
-Tam. -wskazałam palcem w górę.
Crane spojrzał się w wskazane miejsce. Znajdowały się tam kraty.
-Dobra. Jak tam dojść?
-Trzeba umieć skakać i mieć siłę w rękach.
Zaczęłam go prowadzić. Wspinałam się po skałach, aż doszłam na sam szczyt. Spojrzałam na Crane'a i wskazałam ręką na żółtą rurę.
-To właśnie on nauczył mnie podstawy parkoura. Później wyjechał i ślad po nim zaginą.
Chwyciłam się rury i zaczęłam się przesuwać. Kiedy byłam na jej końcu skoczyłam na metalową kratę.
-Gdzie teraz? -zapytał Crane stając obok mnie
-Tutaj. -wskoczyłam do "tunelu" gdzie szła rura.
Przebiegliśmy po rurze i stanęliśmy nad dachem domu Gazi'ego.
-Możemy skakać. Tutaj Virale nas nie dopadną. -powiedziałam i skoczyłam na dach.
Zaraz po mnie skoczył też Crane. Weszliśmy przez klapę w dachu.
-Idę do Gazi'ego, a ty znajdź leki. -powiedziałam
-Dlaczego cały czas ty rozkazujesz? -zapytał
-Bo jestem kobietą i to ja przez kilka lat mieszkałam na ulicy.
-W sumie. -wzruszył ramionami i udała się na poszukiwanie leków.
Weszłam do salonu, gdzie siedział Gazi, a obok coś co chyba dla niego wyglądało jak jego mama.
-Cześć Gazi. -przywitałam się
-Cśśś! Teraz mamy film. Mama ogląda. -uciszył mnie
-Czy mama jest zadowolona? -zapytałam
-Mama bardzo zadowolona. Gazi dał jej czekoladę i włączył film.
-Więc zabiorę trochę jej lekarstw dla przyjaciela.
-No... Dobrze. Mama przestała mieć ataki kiedy jej głowa zmieniła się w dynię.
-Dzięki Gazi.
-Gazi wszystkich uszczęśliwia.
Podeszłam do Crane'a który chował do plecaka leki.
-Nie mamy w wieży jakiegoś dobrego psychiatry? -zapytałam
-Z tego co wiem to nie.
-Szkoda. Przydałby się. -wyszliśmy i udaliśmy się do wieży.
Crane poszedł zanieść leki Lenie, a ja udałam się w odwiedziny do Rahim'a.
-Cześć. Jak się czujesz? -zapytałam wchodząc do jego pokoju.
-Jest dobrze. Za niedługo będę mógł już opuścić wieżę.
-Odbiło ci?! -zapytałam nie dowierzając.
-O co ci chodzi?
-Nie dawno zostałeś ugryziony, a ty już chcesz iść w teren.
-Chcę się do czegoś przydać.
-Przydaj się tu. Nie chcę, żeby ci się coś stało. -powiedziałam i pocałowałam go w usta.
-Rozumiem, ale nie wiem czy dam radę. -posadził mnie sobie na kolanach
-Jak rozprawimy się z Rais'em to stąd wyjedziemy.
-Gdzie?
-Jak najdalej stąd. -wtuliłam się w jego tors.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top