VIII

Kiedy przechodziliśmy obok pokoju Brecken'a usłyszeliśmy krzyki.

-Idź z Rahim'em do Leny. Sprawdzę co tam się dzieje. -powiedziałam do Crane'a

-Tylko trzymaj nerwy na wodzy.

-Dobra, dobra. Idź już.

Kiedy weszłam do pokoju Brecken'a wszystkie oczy zostały zwrócone na mnie. Podeszła do mnie wkurzona Jade.

-Gdzie jest Rahim?! -warknęła

-Jak to gdzie? -musiałam udawać głupią by dowiedzieć się o co jej chodzi.

-Nie udawaj głupiej. Wiem, że to ty go stąd wyciągnęłaś! 

-Aha. Czyli mam rozumieć, że ja jestem winna głupoty twojego brata? Wolne żarty.

-Jeśli coś mu się stanie to nie będziesz miała tutaj życia.

-I tak nie mam. A jeszcze jedno. Lena w "szpitalu" jest osoba którą musisz się zająć, bo nie będę miała tutaj "życia". Brecken wtedy kiedy biegłam i na ciebie wpadłam to dlatego, że musiałam ratować dupe temu Mega Debilowi. -powiedziałam i wyszłam.

Udałam się do gabinetu Leny.

-Jak się czujesz Mega Debilu? -zapytałam na "Dzień Dobry"

-Będziesz mnie nazywać tak do końca życia? -zapytał siadając

-Za to co dzisiaj wyczyniłeś, to tak.

-Wiem jestem idiotą. 

-To już wiem. Oświeć mnie.

-Dobra. Jestem zakochanym idiotą, który chce zaimponować dziewczynie, ale mu to nie wychodzi. -powiedział patrząc w swoje buty.

-Zdajesz sobie sprawę, że ta "miłość" może być problemem? -zapytałam poważnie

-Problemem?

-No bo wiesz. Jak tobie coś się stanie to ta druga osoba wpadnie w rozpacz, a jeśli jej coś się stanie to ty się załamiesz. W świecie wojny nie ma czasu na miłość.

-Ale w wieży jest bezpiecznie. Poza tym mówi się, że miłość przetrwa wszystko.

-Przeanalizuj sobie wszystko.

-Nigdy nie byłem dobry z takich rzeczy.

-Pomogę ci. Odpowiadaj na moje pytania. Jaka ona jest?

-Odważna, skrzywdzona przez życie, waleczna, wrażliwa, miła, z dość ciętym językiem, słodka na swój sposób i inna od większości dziewczyn w jej wieku.

-Ok. Teraz trudniejsza część. Jaki ty jesteś?

-Nieodpowiedzialny, Mega Debil, chcący pokazać, że dam sobie radę bez czyjejś pomocy, ale poza tym też sympatyczny i twój najlepszy przyjaciel, któremu lubisz ratować dupę.

-Z tym ostatnim to bym się sprzeczała. Co byś z nią robił?

-Pewnie mordowałbym Zombie. I wykonywał jakieś drobne misje. Co radzisz?

-Zagadaj do niej, jak to dla ciebie takie ważne. Może wam się uda. -powiedziałam obojętnie choć w środku coś mnie bolało.

-Jak mam do niej zagadać?

-Zacznij rozmowę, narzuć temat miłości i potem wyznaj jej swoje uczucia.

-Tak zrobię. -powiedział wstając

Przesunęłam się, aby zrobić mu przejście, ale on zamiast w stronę drzwi pokierował się w moją stronę. O co mu chodzi?

-Keri podobasz mi się. Kiedy tak cie obserwowałem zanim się tu pojawiłaś stwierdziłem, że jesteś inna, taka wredna, trochę egoistyczna, ale również odpowiedzialna i troskliwa. Kiedy się tu pojawiłaś zauważyłem, że mimo twojego egoizmu potrafisz pomagać. Im dłużej tu byłaś tym bardziej dostrzegałem twoje pozytywne cechy. Kiedy siedzieliśmy razem na dachu zobaczyłem w tobie osobę wrażliwą. Nie chciałem, żebyś była smutna, więc cię pocieszałem. Wtedy zrozumiałem, że mi na tobie zależy. Wiem że to co mówię nie ma sensu, ale taka prawda. Keri, kocham cię. -kiedy skończył pocałował mnie.

ON MNIE POCAŁOWAŁ?! A NAJLEPSZE W TYM WSZYSTKIM JEST TO, ŻE ODWZAJEMNIŁAM! Tego mi brakowało, miłości, troski o mnie. Nigdy nikt się tak o mnie nie troszczył. Kiedy skończyliśmy, aby zaczerpnąć powietrza, Rahim opar swoje czoło o moje i patrzył mi w oczy.

-Tez cię kocham. -szepnęłam i się w niego wtuliłam. -A teraz wracaj do łóżka bo ktoś nas jeszcze zobaczy.

-Co w tym złego?

-To, że twoja siostra mnie nienawidzi.

Pocałowałam go w policzek i wyszłam.

CDN...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top