33."Jesteś mężem Mii?"

Pov. Diego

Kiedy ojciec sióstr poszedł porozmawiać z lekarzem na temat zdrowia Reyhan, to ja za zgodą pielęgniarki wszedłem do nastolatki.

Reyhan leżała sama na stali. Jej włosy były rozpuszczone i opadały na łóżko. Była blada i miała wydaje mi się, że niemal wszystkie kabelki podłączone do tak drobnego ciało.

- Reyhan..jestem tutaj z tobą. Pokaż mi, że jesteś silna. - szeptalem do jej ucha.

Byłem zarówno wściekły na nią jak i szczęśliwy równocześnie. Jej usta były leciutko otwarte, a ja pocałowałem ją. Jej wargi, które zawsze były gorące teraz są zimne jak lód. Jej język, który zawsze walczył z moim teraz się nie rusza.

Oderwałem się od niej i chwyciłem za rękę. Nieświadomie złączyłem nasze palce.

- Przepraszam cię..za te wszystkie kłótnie. Zachowałem się jak idiota, ale ty nie byłaś dłużna - zaśmiałem się - dlatego walcz. Słyszysz? Masz się obudzić z tego snu i znów się ze mnie wyśmiewać. Strasznie mi brakuje twojego głosu, śmiechu, sarkazmów i twoich ust..brakuje mi całej ciebie. - mówiłem całując jej dłoń.

Kiedy usłyszalem kroki na korytarzu niechętnie odsunełem się od dziewczyny.

Do środka weszła Mia wraz ze swoim ojcem i lekarzem. Blondyna od razu się we mnie wtuliła.

- Jest malutka poprawa w stanie zdrowia pacjentki. Nie ma już stanu zagrożenia życia, aczkolwiek nie wiemy, kiedy Reyhan się obudzi. - powiedział lekarz.

- Jak to pan nie wie? - zapytałem i odsunelem od siebie Mię, żeby móc lepiej spojrzeć na starszego mężczyznę.

- Może dziś, za tydzień, za miesiąc lub rok. Trudno mi powiedzieć w tym momencie kiedy to nastąpi. Trzeba cierpliwie czekać. - odpowiedział.

Przyszły dwie pielęgniarki, które zaczęli wykonywać Reyhan jakieś badania dlatego my musieliśmy opuścić sale.

Kiedy tylko znów znaleźliśmy się na korytarzu od razu zobaczyłem Stelle w towarzystwie swojego brata, który dał jej to gówno. Bez żadnego zastanawia podeszłam do Edwarda i uderzyłam go z całych sił pięścią w nos.

- Masz się więcej nie zbliżać do Reyhan! - warknelem.

Przybiegła ochrona i zaczęli mnie uspokaiać. Chcieli mnie nawet wyrzucić ze szpitala, ale udało mi się przekonać, że to było pod wpływem emocji i pozwolili mi tutaj zostać.

- Diego, co to było? Nie możesz zachowywać się jak gówniarz! - skarciła mnie moja narzeczona.

- Ten idiota dał Reyhan to gówno. Przez niego ona tu teraz leży. - broniłem się i wcale nie czułem się winny. Gdybym mógł zrobiłbym to jeszcze raz.

- Należało mu się. - stanął po mojej stronie przyszły teściu.

                             ***

Minęły dokładnie trzy tygodnie od zabrania Reyhan do szpitala. Przez ten cały czas odwiedzałem ją codziennie. Bywały też takie dni, że zostawałem na noc, żeby nie była sama na sali. Oczywiście przez to wszystko zaniedbywałem Mię, która uwaga obraziła się na mnie. Od tygodnia śpi uparcie na kanapie i nie odzywa się do mnie co według mnie jest po prostu irytujące, bo ja jedyne co robię, to martwię się o Reyhan..może trochę za mocno, ale przecież nadal nic złego nie robię.

W końcu po tak długim czasie usłyszałem od lekarza:

- Reyhan, obudziła się. Może Pan z nią porozmawiać, ale proszę nie męczyć jej. - powiedział, a ja z tego całego szczęścia jakie czułem w środku uścisnełem doktora i dziękując mu za wszystko poszłem prosto do nastolatki.

- Reyhan, w końcu śpiochu wstałaś. - powiedziałem od razu, kiedy znalazłem się obok niej i ostrożnie przytuliłem jej osłabione ciało.

Choć tak naprawdę miałem na nią zacząć krzyczeć i mówić jej jak bardzo będzie miała przesrane, to mimo wszystko gdy zobaczyłem ją wszystko znikło, a pojawiło się tak ogromne szczęście i wielka ulga.

- Nie mów, że tęskniłeś, bo w to ci nie uwierzę. - powiedziała z chrypką i z lekkim uśmiechem na twarzy.

- A ja zauważyłem, że już lepiej się poczułaś. Dlatego porozmawiamy. - mruknąłem.

Przewróciła oczami.

- Dlaczego? Dlaczego po tym wszystkim gdzie opowiadałem ci o mojej siostrze i to jak umarła przez narkotyki, to ty zrobiłaś tak samo? - pytałem.

Wzruszyła ramionami.

- Chciałam..nie wiem. - odparła.

- Reyhan, kurwa obiecaj mi..nie, nie obiecaj, bo twoje obietnice są gówno warte..przyżeknij mi na naszą..przyjaźń, że nigdy w życiu nie weźmiesz więcej tego gówna. - powiedziałem poważnie patrząc w jej zmęczone oczy.

Nastała długa cisza.

- Przyżekam. - zgodziła się.

A mi spadl kamień z serca.

- Jak się czujesz? - zadałem pytanie.

-Jesteś mężem Mii? - zapytała.

Spojrzałem na nią, a ona była we mnie wpatrzona jak nigdy.

- Nie, nie. Wszystko zostało przełożone na inny termin. - odparlem, a ona uśmiechnęła się i zasnęła.

A ja byłem najszczęśliwszy na świecie, że mogłem z nią choć przez chwilę porozmawiać..usłyszeć jej piękny głos, a przede wszystkim cudowny śmiech.





W końcu śpiąca królewna się obudziła co myślicie o rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top