Prolog
― Słyszałem, że szukasz nowego pupila ― rozległo się w ciemności. Ochrypły głos wypełniony był ironią, sarkazmem, wszystkim, co najgorsze. Znała go aż za dobrze.
― Nie myśl sobie, że coś z tego dostaniesz. Przyszłam, bo chciałeś coś przedyskutować, ale nie zawieram umów z waszym wstrętnym gatunkiem ― odparł silny, kobiecy mezzosopran.
I od razu widać, że to nie przyjaciele prowadzący przyjazną konwersację.
― Od razu do interesów. To w tobie zawsze lubiłem.
― Cieszy mnie to ― rzuciła szybko, zanim zdążył wtrącić coś jeszcze. ― Mów, czego chcesz. Mam obowiązki.
― Oczywiście. Powinienem dodać „Wasza Wysokość"? W końcu to ty przejęłaś stery... ― Westchnął, słysząc jej ponaglające chrząknięcie. ― Wiem, co zmierzacie zrobić i nie zgadzam się na to.
― Myślisz, że masz coś do gadania? ― Prychnęła z pogardą. ― To nie twój interes.
― Nie? Przekonasz się jeszcze. ― Biła od niego pewność siebie. Może nawet arogancja. ― Ludzie to nie bezmyślne narzędzia. Kiedyś sam nim byłem i z tego, co pamiętam, nie lubiłem, jak ktoś mi wchodził z butami w życie.
― Ale ty nie borykasz się z destabilizacją i strachem. Czy chciałeś się tylko pochwalić, czy masz mi coś ważnego do powiedzenia?
― Właściwie, to chciałbym zawrzeć porozumienie. Myślę, że cię to zainteresuje.
― Wątpię. Nie zaoferujesz mi niczego, co mogłoby być warte współpracy z tobą.
― Znów się mylisz, moja droga. Widzisz, znalazłem ci idealną kandydatkę. Młoda, mądra, samowystarczalna. Przy okazji dowiedziałem się, że ludzie z równoległej rzeczywistości też sprzedają dusze. Możemy ubić na tym niezły interes.
― A czego chcesz w zamian?
― Hm... zobaczysz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top