Zniewolona
— Kim jestem?! Ty mi powiedz! — krzyknęła do niewidzialnego wroga.
Po chwili usłyszała za plecami świdrujący rechot, jakby jego właściciel znajdował się tuż za nią.
Odwróciła się zaskoczona. Stał przed nią dziwacznie wyglądający mężczyzna, który przywodził na myśl stukniętego niespełnionego klauna. O mało nie parsknęła śmiechem, lecz wyczuła od niego mętną aurę grozy. Momentalnie napięły się jej wszystkie mięśnie, gotowe do ucieczki, a może do ataku? Sama już nie wiedziała, co chce naprawdę zrobić. Jednak jedno było dla niej jasne, właśnie dostała szansę, by odzyskać wolność.
— Zniewoloną. — Jego głos był niski, lekko zachrypły, pomimo to zadudnił w jej głowie niczym dzwonek alarmu.
— Zniewoloną?! Chyba kpisz. A ja myślałam, że jestem tutaj dobrowolnie. — Czuła, że nie powinna go prowokować, ale to było silniejsze od niej. Zirytował ją tak oczywistą dygresją. Nie wiedziała dlaczego, ale spodziewała się od niego czegoś bardziej finezyjnego.
— Po co ten sarkazm. — Mrugnął do niej rozbawiony. — Powinnaś docenić moją szczerość. Nikt nigdy by ci tego nie powiedział.
— Serio! — mówiła coraz głośniej i szybciej, jakby bała się, że nie zdąży dokończyć swych słów. — To jest, aż nadto oczywiste, że zostałam tutaj uwięziona. I przypuszczam, że ty jesteś moim porywaczem. — Joker zaczął przedrzeźniać palcami sposób gderania czarnowłosej, czym jeszcze bardziej ją rozdrażnił.
— Słuchasz, ale nie słyszysz — skwitował, po czym zapadła długa, trudna do zniesienia cisza.
Miała wrażenie, jakby jego okrutne oczy przewiercały ją na wylot. Zapragnęła uciec jak najdalej, lecz jakaś niewidzialna siła trzymała ją w miejscu.
— Prosiłaś mnie, żebym ci powiedział: kim jesteś. Zrobiłem to. Nie ja ciebie zniewoliłem — dodał z rozbrajającą szczerością.
— To niby kto? Pewnie sama to zrobiłam!
— Tak, masz rację — wystrzelił rozpostartymi rękoma ku niebu, krzycząc teatralnie — ale ja ciebie uwolnię!
— Uwolnisz, jesteś obłąkany!
— Bynajmniej, ale świetnie się bawię, a ty? — zatkało ją. — Bla, bla, bla, może byś w końcu przestała i zaczęła słuchać. — Podszedł do niej i lekko uszczypnął płatek ucha, pisnęła. — Na pewno istniejesz, ale czy naprawdę żyjesz? — Krwistoczerwone kąciki ust uniosły się nieznacznie. Przerażona otuliła się ramionami, jej ciało drżało. Było coś drapieżnego w tym jego wstrętnym uśmiechu, w sposobie mówienia. Strach, bezsilność, wściekłość mieszały jej w głowie. Pierwszy raz w życiu traciła kontrolę nad sobą. Nie rozumiała czemu ten dziwak tak na nią działa. Nawet nie próbowała.
Stop! O co mu chodzi? Co to za dziwna gra?
Uspokój się. Muszę zacząć myśleć racjonalnie, bo inaczej przegram i zginę.
Czemu to takie trudne przy nim?
Jest inny niż reszta ludzi. Sprawia wrażenie obłąkanego. Wszystko w nim wydaje się sprzecznością. Skup się. Co on powiedział? Zniewolona. Słucham, ale nie słyszę. Więc zmieńmy to, jeśli dzięki temu uratuję życie...
— Bynajmniej — powtórzyła cicho po nim. Jej głos niespodziewanie stał się zbyt spokojny, wręcz melancholijny, nawet jedna nuta w jego barwie nie zdradziła, że jeszcze niedawno targały nią zgoła inne emocje. — Co mam usłyszeć?
— Siebie. Ja ciebie usłyszałem tamtego dnia, choć twoje usta milczały. — Złapał się za głowę i otworzył usta. Pomyślała, że wyglądał niczym karykatura krzyczącego człowieka z obrazu Edvarda Muncha. — Twój niemy krzyk, aż rozsadzał mi głowę. Czy nie czujesz się już zmęczona tym wszystkim?
— Zmęczona? Czym? — Pozwoliła się złapać w pułapkę jego jadowicie zielonego spojrzenia.
— Noszeniem maski. Postępujesz zgodnie z zasadami. Uśmiechasz się, gdy wcale tego nie potrzebujesz. Udajesz zainteresowanie problemami ludzi, którzy nic dla ciebie nie znaczą.
— Mylisz się. Nic o mnie nie wiesz.
— Mylę się? Czyżby? Ja znam prawdę. — Jego głos był łagodny, lecz oczy nagle zrobiły się zimne, jak arktyczny wiatr. Od razu otrzeźwiała, cofnęła się gwałtownie, aby choć minimalnie zwiększyć dystans między nimi. — Jesteś inna, wiesz o tym. Jednak pozwoliłaś ujarzmić się społeczeństwu, które nigdy ciebie nie zaakceptuje, ponieważ ich strach stał się twoim. — Nic mu nie odpowiedziała. W jego słowach było tyle pasji, żaru, pewności. — Pozwól się uwolnić. Odpowiedz mi, kim jesteś? — Rozkaz rozniósł się bezlitośnie po pomieszczeniu, grzmiąc niemą groźbą.
Kim jestem? Nikt nigdy mnie o to nie pytał. Szybko nauczyłam się zachowywać w sposób, który uważano za normalny. Ale to nigdy nie wystarczało. Choć Tim... Nie! Wcześniej czy później mnie i tak odtrącali. Nie potrzebowałam nikogo, jednak czasami było to takie trudne. A teraz zjawia się on i chce mnie uwolnić. Śmieszne.
Czym jest wolność?
Czy ja w ogóle chcę być wolna?
Kim jestem? Kim ja jestem dla siebie?
— Czystą kartką — odpowiedziała niepewna do końca słów, które wyszły z jej ust. Zaczął klaskać. Znowu przybliżył się do niej, niemalże się dotykali, pozbawiając ją tchu.
— Dlaczego właśnie nią?
— Bo można napisać na niej wszystko. — Zawahała się przez moment, jakby bała się tej myśli. — Tym właśnie jestem, byłam? — Czuła jego ciepły oddech na twarzy. Pachniał tak słodko. Już znała ten zapach, lecz teraz nie kojarzył się jej z ciemnością. — Teraz moja kolej zadać pytanie. — Uśmiechnęła się tajemniczo.
Chcesz grać, nie ma sprawy, zobaczymy, kto wygra.
— Dlaczego sądzisz, że na nie odpowiem?
— Bo pragniesz tego. — Położyła swoją prawą dłoń na jego piersi.
— Odważne stwierdzenie. — Joker zakrył swoją ręką jej. Poczuła w środku nieznane ciepło, które rozeszło się po ciele. — Więc słucham.
— Kim jestem dla ciebie?
Roześmiał się szaleńczo. Nagle kątem oka wyłapała prawie niezauważalną zmianę w jego postawie. Wiedziała, co chce zrobić, ale ona była już na to przygotowana. Uwolniła rękę i złapała go mocno za nadgarstek. Wykręciła go o 180 stopni i biała mgiełka uderzyła w twarz mężczyzny. Tym razem to on miękko usunął się na podłogę. Padła ciężko na kolana i zaczęła niecierpliwie sprawdzać ubranie zielonowłosego. Czuła z każdą przeszukaną kieszenią, w której napotkała jedynie pustkę, coraz większą desperację.
— Gdzie one są? — Jej ruchy zrobiły się bardziej nerwowe, chaotyczne. — Musiałeś się jakoś tutaj dostać. Bo przecież nie przeszedłeś przez ścianę. — Frustracja zaślepiła ją, nie widząc innego wyjścia, wsadziła trzęsącą się rękę w fioletowe spodnie.
— Mogłabyś najpierw postawić mi kolację, zanim zaczniesz mi grzebać w spodniach. — Znowu do jej uszu dotarł ten szyderczy śmiech. Momentalnie odskoczyła od niego.
— Jak to możliwe? — Na jej porcelanowej cerze pojawił się brzydki rumieniec, gdy zrozumiała, co właśnie się stało. — Udawałeś. Ale po co? — Wstał i podszedł do niej. Siedziała jak sparaliżowana, niezdolna poruszyć nawet najmniejszym mięśniem. Przez cały czas bawił się nią. A ona myślała, że może wygrać. Uklęknął przed nią i lekko pochylił się, drażniąc skórę szorstkim policzkiem.
— Bo nadal nie rozumiesz — wyszeptał do ucha.
— Czego? — Ujął mocno jej brodę i zmusił, aby spojrzała na niego.
— Że jesteś kłamcą, który oszukuje ciągle samą siebie. Gdybyś pragnęła uciec stąd naprawdę, ode mnie, to nic by ciebie nie powstrzymało.
— Masz rację, bo zamknięte drzwi nie mają znaczenia — warknęła. Joker przez chwilę wpatrywał się w nią rozbawionym wzrokiem, w końcu wstał i podszedł do ściany, pod którą pierwszy raz go zobaczyła.
— Zamknięte? — Dotknął ją delikatnie. Usłyszała cichy zgrzyt i pojawiła się w nich szczelina, z której wyzierała ciemność. — One nigdy nie były zamknięte. Mogłaś wyjść w każdej chwili. Gdybyś naprawdę tego chciała. To ty je zamknęłaś.
— To niemożliwe. — Patrzyła z szokowana na drzwi, które teraz stały przed nią otworem.
— A jednak. Prawda jest taka, że od samego początku wybrałaś właśnie mnie. Mnie, moja ty piękna...
Zniknął w mroku, zostawiając ją samą. Siedziała i wpatrywała się na wyjście, które jeszcze niedawno idealnie komponowało się ze ścianą. Nie zdawała sobie sprawy, ile chwil mogło minąć, czas dla niej się zatrzymał. Nie potrafiła uwierzyć, że mówił prawdę. Przecież to było niedorzeczne. W końcu pełna wątpliwości wstała i podeszła. Niepewnie dotknęła drzwi, które ustąpiły, lekko otwierając się na oścież. Zawahała się. Wiedziała, że tam czeka na nią upragniona wolność, lecz już nie była pewna, czy właśnie takiego wyzwolenia pragnie. W końcu postawiła pierwszy krok. Jej ciało od razu zostało zaatakowane przez duszący powiew stęchłego powietrza; ku jej zdziwieniu poczuła ulgę, ale coś jeszcze. Przez te drzwi nie przeszła Ava. Ona umarła tam, w tym pokoju za nią, choć w rzeczywistości nigdy nie istniała. Rozejrzała się, niestety niczego nie potrafiła dojrzeć w pomroku. Gdzieś w oddali coś zamigało.
— Nie powiedziałeś mi, kim jestem dla ciebie! — krzyknęła z całych sił.
Odpowiedziała jej tylko głucha cisza...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top