Nicość - Nie!

— Nie, nigdy! — wykrzyknęła mu to w twarz. — Wolę śmierć niż być twoja.

Nim przebrzmiały jej ostatnie słowa, usłyszała nieprzyjemny huk niczym głuchy dzwon, który zwiastuje rychłą klęskę. W tej samej chwili jej ciało przeszyła fala nieznanego dotąd bólu. Odruchowo dotknęła prawego boku i poczuła pod palcami ciepłą, lepką ciecz. Wytężyła wzrok i zobaczyła, że z jej dłoni zaczęły powoli skapywać czerwone krople. Nagle nogi odmówiły jej posłuszeństwa, lecz przed twardym upadkiem uratował ją Joker. Przysiadł na podłodze i ułożył głowę dziewczyny na swoich kolanach. Czarnowłosa ostatkiem sił spojrzała w jego zielone tęczówki, dostrzegając w nich jedynie bezlitosną obojętność. Gdy niespiesznie twarz Jokera przykrywał ponury całun nicości, nie czuła żalu ani strachu. Nie zadawała sobie pytania: dlaczego? Jedynie zastanawiała się, czy kiedyś czuł coś więcej niż tylko chęć niszczenia? Czy naprawdę była dla niego kimś wyjątkowym, a nie tylko kolejną zabawką?

Joker długo obserwował ze spokojem, jak powoli gaśnie ostatnia iskierka życia w jej czarnych źrenicach, a wraz z nim ten fascynujący błysk. Biała twarz pozostała obojętna, gdy ostatni spazm bólu ogarnął drobne ciało kobiety, które zaraz opadło z powrotem w jego ramiona. Wówczas zamknął martwe oczy, wciąż wpatrujące się w niego, i pocałował nieruchome usta. Nie było już jej, została tylko pusta porcelanowa lalka.

W końcu wstał, unosząc bezwładne ciało i położył je delikatnie na łóżku. Po chwili wygładził tunikę i rozsypał kruczoczarne włosy na poduszce, tworząc aureolę wokół głowy. Zaczął przyglądać się swojemu dziełu. Wyglądało dobrze, ale nie idealnie. Po chwili podszedł do szafki nocnej, wysunął szufladę i wyjął kartę, na której nabazgrał jakiś czas temu dwa słowa – „Kim jesteś?". Jego usta wykrzywiły się w parodii uśmiechu, przywodząc na myśl pośmiertne maski dawnych szamanów. Wtem złączył dłonie kobiety na wzór ludzi przygotowujących ciało do ostatniej drogi na tym świecie i włożył w splecione palce kartę jokera.

— Szkoda — wyszeptał, gasząc lampkę.

Momentalnie pokój pogrążył się w ciemności, w której Joker rozpłynął się niczym upiór z najgorszych czeluści piekła, by już nigdy więcej nie pomyśleć o Panie Znikąd.

Nicość pochłonęła ją ostatecznie.


Kilka dni temu w mieszkaniu w  biednej dzielnicy Gotham znaleziono ciało młodej kobiety. Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że była jedną z ocalałych z zamachów terrorystycznych, za którymi prawdopodobnie stoi tajemniczy człowiek ukrywający się pod pseudonimem Joker". Znalazł ją ułożoną w makabrycznej pozie na łóżku dozorca wraz ze śledczym policji. Kobieta została zastrzelona. 

— Cholera skąd ta Weathers ma te informacje?! — Dent krzyczał, mierząc wściekle Westa. Nie czekając na odpowiedź, od której i tak niczego sensownego nie oczekiwał, wydzierał się w najlepsze. — Ktoś mi wytłumaczy, jak to jest możliwe, że zabił ją pomimo obserwacji?!

Od czasu zamachu nic nie szło po jego myśli. Z każdej strony naciskano go, aby zmobilizował policję do jak najszybszego złapania sprawców. Łatwo powiedzieć, jeśli stoisz z boku i niewiele wiesz, co naprawdę się dzieje. On niestety nie miał tego luksusu. Do tej pory nie udało im się znaleźć nawet najdrobniejszego tropu, którego mogliby chwycić się jak kotwicy. Terrorysta wodził ich za nosy, a oni jak pieski prowadzane na smyczy grzecznie się na to godzili, licząc, iż popełni w końcu błąd. Gdy nareszcie pojawiło się światełko nadziei, że uda im się powstrzymać wyczuwalny w całym mieście strach i uratować ich tyłki, to kolejny świadek beztrosko ginie prawie na ich oczach.

— To nie ich wina, nic nie wskazywało, że coś jej grozi. Nikt jej nie śledził. Ona również nie wyglądała na kogoś, kto boi się o swoje życie — wyrecytował spokojnie na jednym wydechu komisarz.— Gdy Bruce odwiózł ją, nie opuścili stanowiska inwigilacji ani na moment, możesz być tego pewny. Widziałem taśmy, nic tam nie ma...

— Nic tam nie ma — powtórzył z drwiną w głosie, przerywając komisarzowi bezlitośnie. Nie miał ochoty znowu słuchać kretyńskich tłumaczeń. — A dziewczyna mimo to nie żyje. Czyli faktycznie mamy do czynienia z duchem. — Ironiczny komentarz prokuratora ubódł Johna. Miał ochotę odpowiedzieć mu w podobnym tonie, ale w porę ugryzł się w język, wiedząc, że to tylko jeszcze bardziej go rozsierdzi.— Masz rację to nie ich wina, lecz twoja — syknął złowrogo.

West zmierzył prokuratora zmęczonym spojrzeniem, otwierając usta, lecz zaraz je zamknął i machnął z rezygnacją ręką. Miał dość ciągłych bezpodstawnych oskarżeń z jego strony oraz prasy. Na początku starał się na bieżąco informować dziennikarzy, lecz oni ignorowali jego prośby i zalecenia, przekręcając znaczenie wypowiedzianych przez niego słów. Natomiast Dent zachowywał się coraz bardziej irracjonalnie, gdzieś zniknęło jego sławetne opanowanie, ustępując miejsca furii, która niszczyła wszystko wokoło siebie. Z takim człowiekiem nie dało się rozsądnie rozmawiać. Komisarz starał się go zrozumieć, ale z każdym dniem było mu coraz trudniej.


Informator potwierdził, że była kilka razy wzywana na przesłuchanie. Podejrzewali ją o kontakty z Jokerem. Również tego dnia, w którym zginęła, widziano ofiarę opuszczającą Główną Komendę.


Trójka mężczyzn zaczęła uważniej przysłuchiwać się relacji dziennikarki, a gniew na ich twarzach szybko przemienił się w szok. Wtem słowa dziennikarki zagłuszyło huknięcie, które rozniosło się po niewielkim biurze Westa.

— Tego już za wiele! — Harvey ciężko oddychał oparty dwiema dłońmi o blat tandetnego biurka. John zakłopotany wyglądem prokuratora próbował nie patrzeć na niego, lecz jego źrenice same uciekały w tamtą stronę. — West masz odnaleźć człowieka, który jej przekazuje informacje. — Wbił swoje niebieskie oczy w pomarszczoną twarz. Przez głowę młodego policjanta przeleciała myśl, że gdyby wzrok mógł zabijać, jego szef właśnie padłby trupem.

— Sugeruje pan, że to któryś z naszych? — John nie wytrzymał i wypalił, zanim zdążył pomyśleć. Nie mieściło mu się w głowie, że mężczyzna mógł ich podejrzewać. Dent momentalnie przeniósł mordercze spojrzenie na chłopaka.

— Tak, właśnie to sugeruję — wychrypiał przez zaciśnięte gardło.

— To ...

— Harvey jesteś niesprawiedliwy — nagle wszedł mu w słowo West. John spojrzał z niedowierzaniem na szefa, który pokręcił nieznacznie głową, nakazując mu, aby się nie odzywał. Młody policjant usłuchał niemego rozkazu, choć niechętnie. — Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby go powstrzymać. A swoich ludzi znam, nie ma lepszych od nich w Gotham, i ręczę za ich uczciwość.

— Lepiej uważaj, za kogo ręczysz — syknął. — Pamiętaj, że ty też polecisz.

— Jestem tego świadomy, ale mam to gdzieś, nigdy nie zabiegałem o sławę i prestiżowe stanowiska, dla mnie liczy się dobro miasta i zawsze tak było.

— No proszę, jaki praworządny stróż prawa.

Dent roześmiał się kpiąco, aż John zacisnął pięści, które momentalnie zrobiły się białe, gdyby nie komisarz na pewno przywaliłby mu, choć nie był on skłonny do przemocy. Zawsze szczycił się swoim niezachwianym opanowaniem, ale ostatnie wydarzenia i postawa prokuratora – który zachowywał się, jakby chodziło jedynie o zachowanie posady – skutecznie nadwyrężyły jego nerwy. Oni codziennie narażali się na wyzwiska, niechęć ze strony przerażonych mieszkańców, ryzykowali życiem, a ten siedział w pięknym biurze i tylko dyrygował według swojego widzimisię. John nienawidził jemu podobnych karierowiczów, a w szczególności Denta, którego poznał w dzieciństwie owego strasznego dnia. Blondyn dopiero co zaczął pracę w prokuraturze i od razu dostał trudną sprawę. Dzięki niej udało mu się wybić, jednak zniszczył wówczas życie Johna. Chłopak od tamtych wydarzeń czuł do mężczyzny całkiem nieźle maskowaną niechęć, która tylko pogłębiła się w ostatnich tygodniach.

— Zastanów się lepiej, czy znajdziesz jakąś pracę, kiedy to szaleństwo się skończy?

— To akurat nie będzie twój problem. — Spojrzał wprost roziskrzone źrenice prokuratora i nawet na sekundę nie spuścił wzroku. John musiał przyznać, że jego szef ma jaja, od razu widać, że trafił swój na swego. W tej chwili nie żałował, iż pozwolił zamknąć sobie usta. — Dorwę Jokera, nawet kosztem swojego życia.

— Zobaczymy. — Prokurator wyprostował się, przerywając kontakt wzrokowy z komisarzem. Zerknął wyzywająco na młodego policjanta, który patrzył na niego z nieukrywaną złością. — Twoi ludzie pewnie też?

— Tego możesz być pewny. — Uśmiechnął się smutno. Miał nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.

— To dobrze. Powinniście byli ją zatrzymać w areszcie. — Stwierdził spokojnie, jakby to nie on przed chwilą mordował wszystkich wzrokiem, niespodziewanie zmieniając temat. — Niestety popełniliście wtedy błąd.

Nie umknął Johnowi ton wypowiedzi Denta. Zrozumiał, tam samo dobrze jak West, jaką strategię w razie porażki obierze. Jeśli do tej pory miał jeszcze jakiś szacunek do tego mężczyzny, ulotnił się on wraz z wypowiedzianymi słowami. Zapadła trudna do zniesienia cisza, której tym razem nikt nie chciał przerwać.

Dziennikarka nagle zamilkła i zaczęła natrętnie wpatrywać się w nich, przynajmniej takie mieli wrażenie. Pewnie teraz nie tylko oni tak się czuli. Nieoczekiwanie kamera zrobiła zbliżenie na twarz kobiety i zobaczyli, jak po policzku zaczyna spływać mokra strużka, obok pojawiła się kolejna. Kobieta odchrząknęła i zaczęła powoli sączyć słowa, jakby każde sprawiało jej fizyczny ból.


Przepraszam państwa, zazwyczaj staram się zachować profesjonalizm, ale w tym wypadku nie potrafię. Jak tak można? Ilu z ocalałych jest tak samo nękanych przez niekompetentną policję? Zamiast szukać potwora, który niszczy to miasto, szykanują ludzi, którzy tak wiele wycierpieli. Zabita dziewczyna straciła w zamachach najlepszą przyjaciółkę. Naprawdę uważają, że mogła sama narazić się na śmierć? Ja w to nigdy nie uwierzę. Jednak najbardziej  przeraża mnie, że zamordowanie jej prawdopodobnie  jest początkiem  kolejnego etapu chorej rozgrywki między Jokerem a policją Gotham. Może zaczął  on już polować na ludzi, którym udało się uniknąć śmierci? Przecież ona zginęła we własnym domu. Znaleziono ją w łóżku z kartą jokera. 

Gdzie była policja, czyżby szykanowała wtedy innego bogu winnego obywatela ?


— Właśnie dlatego — stwierdził cicho West, mimo to jego głos zabrzmiał jak trąby jerychońskie.

Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Zastanawiał się, czy ta kobieta jest świadoma konsekwencji swoich słów? Już nie był pewny, kto jest naprawdę szalony, Joker czy może jednak świat? Mimo to nie mógł pozwolić, by nim również zawładnął obłęd.

— Jak myślisz, co ten babsztyl zrobiłby, gdybyśmy zamknęli dziewczynę? — Z trudem spojrzał w twarz Denta. Miał go dość i modlił się w duchu, żeby już sobie poszedł, by mogli spokojnie wrócić do pracy. Czas uciekał, a te jałowe rozmowy bardziej  przeszkadzały niż w czymkolwiek pomagały. — Nieważne co zrobimy, ona i tak wszystko przeinaczy i zrobi z nas niekompetentnych głupców.

John pokiwał ze zrozumieniem głową. Niestety musiał zgodzić się z szefem. On również miał wrażenie, że dziennikarka na nich się uwzięła i za wszelką cenę chciała ich zniszczyć. Nieważne jak bardzo się starali, ile już udało im się osiągnąć, ona tak manipulowała zdobytymi informacjami, że wychodzili na tych złych, a człowiek, którego pragnęli powstrzymać, na jakiegoś cholernego mściciela. Nie rozumiał, czym się kierowała, oraz skąd brała newsy. Nie wierzył, iż jej informatorem był ktoś z nich, jednak Weathers znała takie szczegóły, że nikt inny nie wchodził w rachubę. Nawet zaczął w pewnym momencie podejrzewać samego prokuratora o przekazywanie jej informacji, aby w ten sposób w razie czego ochronić swoją dupę. Prawdę mówiąc, nawet nie zdziwiłby się, gdyby tak było.

— Nie mogliśmy postąpić inaczej. A poza tym, gdybyśmy ją zamknęli, na pewno już nie chciałaby z nami rozmawiać. Przecież widziałeś, jak się zachowywała. To nie była kobieta, którą łatwo można zastraszyć.

— Może masz rację — Zerknął na telewizor i pogładził się po gładkiej twarzy. — Szkoda, że tej Weathers nie można zamknąć za podburzanie ludzi. — Westchnął ciężko.

— No szkoda. — Komisarz się zgodził. — Niestety nic nie możemy zrobić, mamy związane ręce. Żmija zrobiłaby z siebie męczennicę, a z nas oprawców, którzy zamiast szukać terrorysty, nękają niewinnych obywateli.

John prychnął, on też z miłą chęcią zobaczył Gale Weathers za kratkami. Starał się zawsze znajdować coś dobrego w innych, choć nie zawsze to mu się udawało. Dziadkowie nauczyli go, że każdy zasługuje na szacunek, nawet taki lump z parku. Nie znasz jego historii życia, więc nie masz prawa go osądzać. Lecz w stosunku do tej kobiety nie potrafił nawet tyle z siebie wykrzesać. Była dla niego hieną, często gorszą od tych zbirów, których ścigał, tamtych mógł powstrzymać, a jej niestety nie. Dziennikarka zachowywała się jak wciąż głodna szarańcza, która niszczyła wszystko na swojej drodze. 

— Masz jeszcze coś ważnego do omówienia, czy możemy zabrać się do roboty?

West nacisnął czerwony guzik i monitor poczerniał. Dent zgromił go zimnym wzrokiem, gdy zrozumiał, że został grzecznie wyproszony. Nie spodobało mu się to, lubił sprawować nad wszystkim pieczę, aby móc szybko zareagować, gdyby sprawy nie szły po jego myśli. Jeszcze kilka tygodni temu pokazałby Westowi, kto tu rządzi, lecz dzisiaj nie miał na to siły. Jego kariera stała pod wielkim znakiem zapytania, związek z Rachel prawdopodobnie zbliżał się ku końcowi. Czuł się, jakby bogini Fortuna odwróciła się od niego i postanowiła zniszczyć. Jednak on jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

— Nie, już skończyliśmy. — Wyszedł pospiesznie, nawet nie żegnając się z mężczyznami, trzaskając tak mocno drzwiami, że szyba zadźwięczała niebezpiecznie.

— No to mamy go z głowy. — Komisarz spojrzał na chłopaka. — Idź po resztę i spotkamy się w pokoju odpraw. — John kiwnął głową i wyszedł.

West opadł ciężko na fotel, gdy tylko za młodym zamknęły się drzwi. Starł otwartą dłonią niewidzialny pot i odetchnął. Tę bitwę wygrał, ale jak długo jeszcze mu się będzie to udawało?



Gale weszła do pokoju hotelowego. Miała ochotę wskoczyć do wanny, aby zmyć z siebie psychiczny brud, który sama na siebie sprowadziła. W życiu zrobiła wiele matactw w imię kariery, często krzywdząc ludzi, którzy chcieli jej pomóc z dobroci serca, lecz dzisiejszy występ był nawet dla niej przytłaczający. Niespodziewanie z gorzkich rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu, aż podskoczyła do góry. Z ociąganiem podeszła do niego i niechętnie podniosła słuchawkę, domyślając się, kto dzwoni.

— Czy pani Gale Weathers? — Usłyszała znajomy basowy głos, od którego zrobiło jej się momentalnie zimno.

Nie pierwszy raz żałowała, że tamtego dnia nie odłożyła słuchawki, gdy zadzwonił z propozycją przekazania kilku cennych informacji, w zamian za pewną przysługę. Niestety nadal nie wiedziała jaką cenę przyjdzie jej zapłacić, ale z każdym kolejnym telefonem bała się jej coraz bardziej.

— Tak — odpowiedziała przez zaciśnięte gardło.

— Miło mi panią znowu słyszeć. Jak podobał się nasz prezent?

— Dziękuję, był bardzo pomocny.

— Widzieliśmy, jesteśmy pod wrażeniem. Niezła z pani aktorka. — Nie odpowiedziała. Nawet nie widząc oczu swojego rozmówcy, miała wrażenie, jakby przewiercał się on do jej mózgu i robił w nim spustoszenie. — Dlatego mamy dla pani propozycję nie do odrzucenia.

Miała ochotę zapytać, czemu wciąż mówi „my", przecież do tej pory zawsze rozmawiała tylko z nim? Jednak instynkt ją przed tym powstrzymał. Lepiej było nie wiedzieć, może dzięki temu jeszcze się wyplącze. 

— To ja zdecyduję, czy taka jest — szepnęła niepewnie ostatkiem wolnej woli, pragnąc pokazać, że nadal to ona dyktuje warunki, choć nigdy tak nie było.

— Chyba nie zrozumieliśmy się, to nie jest prośba, nie ma pani wyboru. — W tle rozgrzmiał przeszywający śmiech, który przyprawił ją o ciarki.

Ten rozdział dedykuję @Lotthiaa. Mam nadzieję, że twoje mordercze skłonności w stosunku do Panny Znikąd zostały zaspokojone. 😁


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top