4. Nowy książę Gotham

Hejka :)

Z okazji zbliżających się moich urodzin postanowiłam zrobić prezent dla was, moich czytelników i trochę podgonić niektóre rozdziały, które piszę. Mam nadzieję, że uda mi się jak najwięcej, jednak nie obiecuje cudów :D

Dokumenty były rozłożone na jej dębowym biurku dość rozlegle, w zależności od języka, w którym były one wyrażone. Jej wysoce talent lingwistyczny pozwalał na czytanie ich bez potrzeby tłumaczenia ich zawartości. Jak zwykle zawierały głównie to samo i nie miały potrzeby szybkiej reakcji z jej strony. Jako Głowa Demona miała silne koneksje. Ludzie z którymi jej ojciec dawniej współpracował, od dawna zwracali się w jej stronę szukając tego samego oparcia. Ale nie wiedzieli, że jej zdanie co do większości rzeczy były inne. Zwłaszcza przez wzgląd na nowe podejście do ich społeczności i sposobów działalności. Działania brunetki miały być nową erą dla Ligii. Od czasu, gdy ostatni raz Wilson się z nią kontaktował, minął tydzień. Coś długo zajmuje mu powrót z miasta z jego zlecenia. Można by pomyśleć, że nie chciał odebrać nagrody za swoją misją i nie interesował się pieniędzmi, co nie było w jego stylu. Zwłaszcza, że miała też inny problem na głowie.

- Widziałaś najnowsze wieści siostrzyczko?

Nyssa pojawiła się przed nią jak na zabójcę przystało. Cicho i niespodziewanie.

- Co masz konkretnego na myśli?

Uśmiechnęła się, zakładając ręce na wysokości piersi, siadając na parapecie okna. Wyglądała na dość zadowoloną z tego co chciała jej przekazać. Co takiego mogło wprowadzić ją w taki nastrój? Odruchowo odeszła od biurka stając przed telewizorem, włączając go jednocześnie. Zapewne taki był zamysł starszej z nich, nie chcąc odbierać młodszej tej przyjemności. Sygnał odbierał wieści także zza granicy, więc dość szybko wyłapała wieści z Gotham. Śledziła ich dzienniki od kilku dni, jednak nie było żadnych wieści o ich księciu a tym bardziej o jego odejściu. Co tam się najlepszego działo i co do jasnej cholery robił Slade! Jednak, gdy zobaczyła na ekranie tą twarz, jej własna cera zbladła. Mogłaby przysiąść, że widzi ducha. Bruce Wayne stał tam, zupełnie zdrowy i o dziwo... żywy...

- Całkiem ciekawie się z nim rozprawiłaś Talio. Podobno miał gryźć już piach.

- Mogę powiedzieć to samo o tobie. Pozwoliłaś mu siebie zhańbić, gdy był dzieckiem.

Nie mogła pozwolić by Nyssa z niej kpiła i przychodziła tu by cieszyć z jej porażki. Jednak... Skąd wiedziała, że na niego poluje?!

- Nie patrz tak na mnie jak jakaś przestraszona przepiórka droga siostro. Myślisz, że nie wiem co knułaś z Slade'em Wilsonem? Znam go dłużej niż ty. Trenowałam z nim, gdy ty jeszcze byłaś w kołysce. Zresztą... Czemu wielka głowa demona nie zajęła się tym sama?

- Jak sama zauważyłaś... nie zamierzam zostawić syna z zgrają hien. Damian ma tylko mnie.

- Więc zapewne jego ojciec jest jednym z nas. Wątpliwe byś oddała się pierwszemu lepszemu mężczyźnie z zewnątrz słabszemu od ciebie. Znam twoje gusta aż zza dobrze, mała Dalio. Tak chyba nazywała cię mama, gdy byłaś mała. Ach... zapomniałabym bym. Zawsze wolałaś towarzystwo Ra'sa. A wracając... gdzie jest Damian?

Pięści zielonookiej zacisnęły się dość mocniej wyrażając rosnący w niej gniew.

- Mogę zapytać po co ci potrzebna ta wiedza?

- Pytam z zwykłej ciekawości. Martwię się o swojego siostrzeńca.

- Jest z medykiem.

- Nie mów, że robisz to co myślę...

Samo słowo medyk sprawiło, że najstarszej córce al Ghul mina zrzedła, zwłaszcza, że wiedziało co to oznaczało.

- To moja sprawa siostro. Tobie nic do tego.

- Faszerujesz swoje dziecko wirusami! Robisz dokładnie to co ojciec!

- I jestem mu za to wdzięczna. Al Ghul nie może być słaby.

- Jesteś taka sama jako on... Nic dziwnego, że matka nie wytrzymała...

- Zawsze była słaba, jak i ty. Gdyby było inaczej, siedziałabyś na moim miejscu Nysso.

- Lepiej módl się do bogów, by wybaczyli ci, jak to nazywasz bycie matką. Bo jeśli dziecko zginie... będziesz potrzebowała ich opieki.

Kobieta opuściła ją, pozostawiwszy samą. Mogła nie zgadzać się z jej metodami, jednak to ona wiedziała co jest dla jej dziecka najlepsze i jakie są reguły. Głowa Demona musi być silniejsza i lepsza od reszty ludzkości. Ich dziedzic nie może być zwykłym dzieckiem. Ojciec to wiedział, temu nie pozwolił matce przerwać jej treningu, tak jak ugiął się w przypadku Nyssy. Gdyby nie Jama Łazarza, nawet nie byłoby jej wśród żywych dziś. Jako pierworodne dziecko było traktowana jako najważniejsza rzecz do ochrony w ich środowisku do czasu, aż nie urodziła się ona. Od samego początku była silniejsza pod względem psychicznym i fizycznym od swojej siostry. Złote dziecko al Ghulów. Udowodniła, że zasady jej ojca mają rację bytu i jeśli organizm zawiedzie, zawsze była woda łazarza. Jednak jej syn nie będzie jej potrzebował, w końcu był dzieckiem jej i wybrańca.

***

Od pamiętnych wiadomości minęło zaledwie kilka godzin, które wraz z każdą minutą powiększały torturę czasu. Brunetka była niespokojna, otoczona z dwóch stron. Nie mogła odpocząć i musiała znać odpowiedzi już. Nie mogła pozwolić doprowadzić się do wytrzymałości ostatecznej przez Nyssę. Widziała, że kobieta próbuje to osiągnąć i już próbuje siać zamęt.
W końcu była w tym najlepsza. Nic dziwnego, że mężczyzna, z którym się zaręczyła rzucił ją na rzecz kierowania oddziałem technologicznym jednego z odłamów interesów Ra'sha w Hon Kongu nad przyszłością z jego starszą córką. Nie widziała u niej łez więc sądziła, że przyjęła to z ulgą, że nie musi tego robić. Jednak, gdy znaleziono go martwego z jednym z hoteli, nie było trzeba specjalnego śledztwa by wiedzieć, kto za tym stał. Oficjalnie sprawca nie został odnaleziony, jednak to tylko udowodniło, że za tą niewinną twarzyczką, potrafi kryć się demon.

- Pani... Medyk chce się z tobą widzieć. Podobno to ważne.

Żadna ze sług nie potrafiła jej zaskoczyć, słyszała ich kroki jeszcze zanim weszli do pomieszczenia. To dawało zdecydowaną przewagę w każdym aspekcie.

- Więc wprowadź go.

Czasami naprawdę żałowała, że pozbyła się poprzedniej służącej, która była idealnie wyszkolona w zakresie służenia jej w obowiązkach i doskonale wiedziała kogo ma wpuszczać
a kogo i kiedy odprawić z niczym. Jednak wiedziała za dużo i musiała zostać uciszona. Gdy ktoś znikał w siedzibie Głowy Demona, nikt nie pytał. Odpowiedź mogła się wydawać wtedy tylko jedna. Zobaczenie twarzy człowieka, którą pamięta jeszcze ze swojego dzieciństwa nie odstraszyła jej, chodź czuła w środku nienawiść do tego człowieka. Jednak znał się on na swoim fachu i tego nie można było mu odmówić. Silnie nienawidził kobiet i przenosił to na grunt zawodowy, gdy Ra's niczego nie widział. Gdyby nie fakt, że jednak znał się na swojej robocie będąc jednym z najlepszych w swoim fachu, już dawno jego ciało znajdowywało by się na dnie oceanu, będąc pokarmem dla żyjących tam stworzeń.

- Czego chcesz człowieku?

- Miałem cię o wszystkim informować. Jestem tu by tylko zdać raport. Nie musisz się obawiać, nie zamierzam pozbawiać życia twojego cennego chłopca.

- Mów co masz powiedzieć i wracaj. Nie myśl, że jest zaszczycona twoją obecnością.

Starzec uśmiechnął się szyderczo emanując w tej chwili całą pewnością siebie. Jego ego było silnie rozbudowane i dość łatwo do zachwiania, gdy przyjdzie na to czas. Brunetka już dawno postanowiła, że w dniu dziesiątych urodzin swego syna, gdy mężczyzna nie będzie już potrzebny, osobiście poderżnie mu gardło, gdy tylko zakończy się szkolenie nowego medyka całkowicie wiernemu jej i chłopcu.

- Zakończyłem ostatni etap skierowany do jego wieku. Kolejna procedura ruszy za kolejne cztery miesiące. Organizm powinien mieć wystarczający czas na regenerację i odbudowę potrzebną do realizacji kolejnego celu. W porównaniu do was kobiet, ciało tego chłopca wydaje się być stworzone do tego. Jeszcze nigdy nie miałem tak obiecującego organizmu do testów.

- Mój syn to nie jest twój królik doświadczalny. Znaj swoje miejsce! A teraz wynoś się i wracaj do siebie.

Mężczyzna dygnął lekko i wyszedł zostawiając kobietę samą. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, odruchowo chwyciła nożyk do rozcinania listów i rzuciła w stronę wrót za którymi zniknął ten.... Oddychała dość gwałtownie próbując wymazać z swojej pamięci swoje własne odczucia oraz chorobliwy płacz swojego dziecka. Gdy tylko to wszystko przetrwa, wszystko potoczy się dobrze. To było.... konieczne. Próbowała zająć się innymi rzeczami, jednak nic nie wychodziło tak jak chciała. Po raz pierwszy od czasów porodu czuła się tak niepewna.

***

Ankara, 27 grudnia 21:48

Patrzyła z najwyższego piętra apartamentowca wprost na rozciągające się przed nią miasto. Wystarczyła chwila by opuścić ten zacofany skrawek świata, zwłaszcza, gdy nikt nie zwracał na ciebie uwagi. To miejsce było dość daleko ale i blisko jej rodzinnych stron by mogła stąd działać. Ubrana w koszulę nocną mogła poczuć jak męskie dłonie obejmują ją w talii, przyciskając jedocześnie jej ciało do jego klatki piersiowej. Był dobrym kochankiem, jednak żaden nie był warty niej dłużej niż te kilka nocnych przygód, jak nie szybciej. 

- Nyssa... 

Jego usta ułożyły się w chytry uśmiech po wypowiedzeniu jej imienia, jeszcze bardziej zaborczo obejmując jej jak się wydawało na zewnątrz kruche ciało. Jednak nic nie było bardziej mylnego. 

- Znaj swoje granice. Nie jestem Talią. 

- Oczywiście. Przebiegłością dorównujesz samemu Ra'sowi.

- Nie wymawiaj tego imienia przy mnie. 

Wyszarpała się z tego uścisku siadając na fotelu przy kominku udając, że jest zaabsorwowana  tlącym się paleniskiem. 

- Nie uciekniesz przed tym. To imię będzie ci towarzyszyć tak długo póki oddychasz.

Ubrał się w międzyczasie w swoje cywilne ubrania. Gdyby nie znak, który go charakteryzował, mógłby uchodzić za zwykłego cywila.  

- Ostatnie czego od ciebie chce to frazesy moralizujące. Talia już wie o Gotham... Dziwię się, że tak późno i tak długo zwlekała z sprawdzeniem faktów. 

- Talia jest zaślepiona i mało doświadczona. Zna głównie świat którym ty gardzisz. 

- Mała Dalia pozna smak klasycznej zemsty. 

- Dziecko... 

- Na razie przyda mi się. To jedyna rzecz, którą Talia zrobiła dobrze. Przy odpowiednim wychowaniu... chłopiec będzie wierniejszy swojej pani niż własnej matce. 

Szaleńczy wyraz twarzy kobiety wykazywał, iż patrzyła w przyszłość widząc efekty swojego trwającego planu. Każdy aspekt zaplanowała idealnie i nic nie mogło popsuć jej planu. Znów będzie na szczycie przejmując organizację swojego ojca, na którą jako pierworodne dziecko zasługuje. Zniszczy ukochane dziecko al Ghulów zabierając jej wszystko. Zwłaszcza to małe życie, które jej siostra niszczy nazywając miłością z  jej strony. 

- Wracaj do głównej siedziby. Za kilka dni będziemy świętować nowy rozdział w historii Ligii.  

***

Tbilisi, Gruzja, 02 stycznia 19:02

Głowa Demona kroczyła dumnie wśród ciał swoich ofiar nie zwracając uwagi na wciąż niezaschnięte strużki krwi na marmurowej podłodze. Odważyli się przeprowadzić na nią atak, naiwni głupcy. Mierzyli się z jedną z najlepiej wyszkolonych zabójczyń na świecie, która miała równie sobie oddaną prywatną armię, która była gotowa poświęcić dla niej życie. Zwykły atak frontalny nie zadziała w żadnym zakresie. Zwycięstwo wydawało się zbyt łatwe. Liga Zabójców miała wiele swych oddziałów rozsianych po świecie by łatwiej było kontrolować podległe im terytoria oraz interesy. Tak samo było z tym małym uroczym zameczkiem pod Tbilisi. Informacja o planowanym buncie przypadła wraz z podróżą kobiety do Europy Wschodniej. Zmieniło to w zasadzie cel jej podróży, jednak porządek wśród szeregów jej organizacji musiał być. Nie mogła odpuścić, nigdy. Gniew al Ghula nigdy nie gaśnie. 

- Pani, przyszły wieści z głównej siedziby. Podobno wrócił ze zlecenia. 

Zabójca nie musiał więcej jej mówić. Doskonale wiedziała kogo miał na myśli. W końcu łaskawie zjawił się w swoim dawnym domu. Pytanie tylko po co. Nie wypełnił zlecenia więc nie miał co liczyć na nagrodę z jej strony. Zresztą... Slade Wilson nie wykonujący zlecenia do końca mimo, że to by było wbrew jego zasadom. Coś tu ewidentnie nie grało i powodowało więcej pytań niż odpowiedzi. Gdy tylko wróci odpowiednio zadba oto by Deathstroke, nie postawił już więcej swojej stopy w Nanda Parbat, jako schańbiony i wygnany.  

- Wracamy do głównej siedziby. Reszta może poczekać. 

Talia nie wiedziała jednak, że decyzja o powrocie była tą, która zmieniła wszystko.  

Nanda Parbat, 03 stycznia 04:32

Sandra Wu-San potocznie zwana Lady Shivą przebywała na terenie Ligii od zaledwie dwóch dni. Zawsze tu wracała, gdy tylko potrzebowała chwili odpoczynku i ponownego skupienia. Zwłaszcza odkąd Talia została Głową Demona. Ciemnowłosa kobieta o typowo azjatyckiej urodzie była odpowiedzialna za porządek w siedzibie Ligii oraz bycie uszami i oczami młodej brunetki. Osobiście sama wiele lat temu rozpoczęła swój trening zabójczyni u boku wielkiego Ras'sa al Ghula, by później oddać się światu i jego tajemnicy. Od czasu przejęcia władzy przez młodą nastolatkę stała wiernie przy niej boku służąc jej tak, jak kiedyś jej ojcowi. Była to winna al Ghulom, którzy przygarnęli ją, gdy została porzucona jako dziecko. 

- Nie sądziłam, że wrócisz tak szybko Shiva. 

Kobieta nie musiała się odwracać, by wiedzieć kto za nią stoi. Wyczuwała ją z odległości już kilku metrów. Czekała jednak na jej krok. 

- Ciebie też miło widzieć Nysoo. 

Kobiety stanęły twarzą w twarz mierząc się wzajemnie wzrokiem. Żadna nie wypowiedziała niepotrzebnego słowa ważąc tą chwilę spotkania. Od czasu wielkiego chaosu w Lidze, drogi Nyssy i Shivy rozeszły się. Każda z nich udała się w swoją stronę. O klęsce pierworodnej Ra'sa dowiedziała się później, gdy sama przebywała na terenie Argentyny kontrolując tamtejsze interesy w które było osobiście zamieszana. Wiedziała, że kiedyś znów się spotkają, jednak nie w takich okolicznościach i nie w tak kiepskich warunkach. Nie łączyła je przyjaźń ani wrogość; jedynie rywalizacja, jak każdego mieszkańca Nanda Parbat. 

- Niech zgadnę... Talia wysłała cię na przeszpiegi?

- Nikt nie musiał mnie tu przysyłać. To także mój dom, zapomniałaś o tym?

- Mam dość dobrą pamięć. Nie zapominam ... o niczym. 

Uśmiech Nyssy mógł oznaczać wiele. Od zwykłej gry i próbie bycia wyżej niż potrafiła być, ale także planowaniu do którego była wielce zdolna. Może wiele ludzi udaje jej się nabrać na jej ładną buźkę, ale takimi rzeczami nie oszuka Sandry Wu-San. 

- Skoro już mowa o twojej młodszej siostrze. Jest w swoim kwaterach?

- Mała Talia wyjechała. Nie pytaj się mnie. Dziewczynka nie zdradza mi szczegółów swoich planów. Musisz poczekać na jej powrót tak samo jak ja.

Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem skierowane do prawego ucha jej rozmówczyni, gdy mijała ją. Zadowolona jak kot, który połknął właśnie całego kanarka, zniknęła za rogiem korytarza.  Ufanie Nyssie nigdy nie kończyło się dobrze i doskonale wiedziała o tym kontuzja jej prawego ramienia. Zranienie się zagoiło, jednak od czasu do czasu odczuwała fantomowy ból, gdy miała gorsze dni. Zmieniła cel wędrówki i zamiast udać się do swojej komnaty, skierowała się do sąsiedniego skrzydła, do prywatnych kwater Talii. Skoro jej nie było, to był jej obowiązek by upewnić się jak się miewa dziecko. Pojawienie się tego życia tutaj było największym szokiem dla całej Ligii. Jednak był upragnionym następcą na którego czekali od czasu Ra'sa. Tak, Talia była dobra i wybitna, jednak dla wielu nadal problemem było to, że była kobietą. Powicie przez nią syna było dla wielu przesądnych jak i zacofanych ludzi wybawieniem i celem do wykorzystania w przyszłości. Gdy tylko dziecko podrośnie, zacznie się prawdziwa wojna próbując posadzić chłopca na tronie Głowy Demona, detronizując jednocześnie jego matkę zapewne poprzez śmierć. Jednak brunetka nie przewidywała tak daleko przyszłości, wolała się skupić na niedalekich wydarzeniach powielając wychowanie niemowlaka dokładnie w jaki sposób były chowane córki Demona. 

***

Służąca młodszej z sióstr, której na imię było Erva, czuwała przy dziecku dzień i noc tak jak zaleciła to jej mistrzyni, gdy opuszczała kwatery na najbliższe dni. Obecnie chłopiec spał spokojnie w łóżku strzeżony z jednej strony przez nią a z drugiej przez Lady Shive. Druga kobieta miała być gwarancją, że gdyby coś się wydarzyło, miały ewentualne drogi ucieczki. W Lidze nigdy nie można było być pewnym niczego, co nauczyły ich ostatnie lata. Równie dobrze, możesz już zapaść w sen wieczny w dodatkiem tortur. Jednak jeśli nie znałeś innego życia niż Liga, pozostawało ci służyć jej, aż do swojej śmierci. 

- Talia nie mówiła ci kiedy wróci?

- Pani nie mówi mi o takich rzeczach. Ogranicza się do ścisłych rozkazów. Nie lubi, gdy zadaje się jej pytania zbędne w jej ocenie. 

Blondynka miała swoje zdanie co do obecności dziecka wśród tej organizacji, jednak wolała zachować je dla siebie jeśli nie chciała skończyć w środku z podciętym gardłem jak poprzednia służąca i niania chłopca. Pomimo obecności wokół zabójców, zachowywał się jak przepisowe dziecko, może z wyjątkiem tego czemu był poddawany.

- Nadal nie wyjawiła kto jest ojcem niemowlaka?

- Nie ma to znaczenia, skoro i tak jest martwy. Cytując dosłownie słowa pani. 

Nagły wybuch postawił obie kobiety na nogi. Dochodziła szósta rano i wątpliwe było, by Głowa Demona tak szybko wróciła. 

- Evra.... Bierz chłopca. Będę cię osłaniać. 

Shiva nie dała jej momentu na dyskusję stawiając kawę na ławę. Coś wisiało w powietrzu i nie zamierzała ryzykować. Gdy dziecko spoczywało w ramionach opiekunki, obie udały się w stronę wyjścia, by niespodziewany gość odciął im drogę.

- Jakże mi miło, że niesiecie mi prezent.

Sztylet przeszył powietrze, by utknął wprost w brzuchu azjatki.

- To za bycie wiernym głupcem Wu-san. 

Zamglonym wzrokiem przeszywała ją na wskroś,  nie spodziewając się tak otwartej zdrady z jej strony.

- Lepsze to niż bycie taką żmiją Nysso. 

Kobieta uśmiechnęła się popychając swoją ofiarę na ziemię i przenosząc wzrok na drugą kobietę, która bez zbędnego oporu podeszła i podała napastniczce malca, który właśnie zaczął płakać rozumiejąc, że coś tu nie gra. 

- Twoja lojalność  Evro zostanie nagrodzona. Teraz chodźmy.

- Tak pani. 

W komnacie została tylko jak się wydaje prawie martwa Lady Shiva. Jednak nie powiedziała ona jeszcze ostatniego słowa. 

Nanda Parbat , 3 stycznia  18:24

Ledwo postawiła stopę w swoim domu, by zostać gościnie powitana przez zamaskowanych oprychów. Jak było widać jej siostra nie próżnowała, gdy jej nie było. Czy była na tyle głupia, że myślała, że nie rozpozna jej ludzi? Nic nie powstrzyma jej, by dostać się do kwatery jej syna. Kolejny przeciwny padali jak muchy, by otworzyć drzwi do pokoju dziecka i zastać je pustym. Widocznie Shiva i Evra zadziałały odpowiednie. Plamy krwi o tym idealnie świadczyły. Wiedząc, gdzie mogły się ruszyć, podążyła w stronę  tajnych komnat. Nanda Parbat nigdy nie było takie puste i przesiąknięte świeżym zapachem ludzkiej krwi. Zwykły człowiek mógłby powiedzieć, że doszło tu do prawdziwej rzeźni. Jednak ciągle pojawiający się wrogowie stawiali inne wrażenie. Gdy weszła do prywatnych kwater Nyssy przywitał ją stukot jej obcasów na piętrze i widok, który zmroził jej krew w żyłach. 

Jej starsza siostra schodziła z wdziękiem po schodach posyłając jej uśmiech pełen satysfakcji.
W rękach trzymała jednocześnie jej syna oraz sztylet należący do ich ojca.

- W końcu wróciłaś najdroższa Dalio.

- W co ty pogrywasz Nysso?

 - Ja? Zupełnie nic. Po prostu zaprowadzam tu nowe porządki. 

Stanęły na przeciwko siebie mierząc się nawzajem wzrokiem. 

- Oddaj mi syna.

- Na początku chciałam go oddać Deathstroke'owi w nagrodę na jego wierną służbę ... 

Zaczęła nucić patrząc na malucha, który spał mocnych snem.

- Ale zmieniłam zdanie. W jednym miałaś  rację siostrzyczko. Potrzebny jest następca, a umówmy się szczerze, żadna z nas nie nadaje się na matkę. A jego ojciec... no cóż... Jego brak ułatwia mi sprawę. Jeśli mam zniszczyć Wayne'a, to dziecko nada się idealnie. 

Talię oblał zimny pot. Nie mogła wiedzieć...

- Bruce nie będzie podejrzewał, że niewinne dziecko będzie chciało go zabić. Wpuści go chętnie do domu nie wiedząc, że zaprosi do siebie zabójcę.

- Wayne nie jest głupcem siostro!

- Już ty nie musisz się tym martwić Talio. Będziesz martwa zanim młodzieniec nauczy się chodzić.

Wykorzystując fakt, że kobieta miała zajęte ręce, Talia obezwładniła mężczyznę stojącą przy niej i rzuciła jego bronią w stronę głowy siostry. Zrobiła pełnosprawny unik śmiejąc się. 

- Nie zapominaj, że wystarczy jeden mój ruch, by zawiniątko spadło na ziemię. Nawet Jama Łazarza mu nie pomoże, gdy umrze na tej podłodze.

Grożenie życiu jej dziecka, było jedną z skutecznych rzeczy, które uznawała Głowa Demona. Nie mogła ryzykować w tej chwili bardziej, zwłaszcza, że Nyssa była nieobliczana i zdolna spełnić swoją groźbę a nawet dużo więcej. 

- Co zrobiłaś Shivie?

- Twój wierny kundel? Dostał to na co zasłużył. Niedługo spotkasz go na drugiej stronie. 

Oddała dziecko stojącej z ubocza Evrze a sama podeszła z sztyletem do siostry.

- Jakieś ostatnie słowa zanim stracisz głowę?

Z nożem przyłożonym do gardła przełknęła gulę wpatrując się wprost w oczy swojej przyszłej oprawczyni. 

- Oczywiście. Nigdy nie bądź pewna czyjeś śmierci póki własnoręcznie nie pozbędziesz się ciała. 

Nyssa nawet nie wiedziała, kiedy metal przeszył jej plecy, by przebić ją na pół. 

- Jesteś uparta... Powinnaś już dawno zdechnąć. 

- I vice versa.... Jadeitowa księżniczko. 

Lady Shiva wyciągnęła broń z ciała głównej prowokatorki, by osunęła się osłabiona na ziemię. Talia nie czekała na więcej, podbiegła do opiekunki wyrywając jej dziecko, nawet nie protestowała, uciekła, gdy tylko jej ręce były wolne. 

- Wynośmy się stąd. Trzeba przegrupować siły. 

We trójkę opuścili miejsce śmierci Nyssy, chcąc jak najszybciej uciec stąd. Jednak niespodziewanie brunetka zmieniła trasę kierując Sandrę ku innej drodze. 

- Talia... co robisz?

- Stosuje procedurę. 

Wcisnęła dźwignie otwierając pokój o którym wojowniczka nie miała pojęcia. Dobrze ukryty wśród wielu murów tej twierdzy skrywał dobrze przygotowane zapasy oraz plany. Bez chwili zawahania podała stojącą torbę kobiecie oraz dziecko, sama siadając do stołu kreśląc coś w formie krótkiego listu. 

- Wyruszysz do Gotham. W dokumentach w torbie masz adres ojca dziecka. Tylko tam mogę go schować obecnie dopóki nie odzyskam władzy tutaj całkowicie po wybrykach mojej siostry.

- Nie możesz tego zrobić. Myślisz, że od tak odda ci potem dziecko?!

- Zabije go własnoręcznie, by odzyskać niemowlę jeśli mnie do tego zmusi.

Shiva znała doskonale tożsamość dawcy nasienia i nie była tym faktem zachwycona nigdy. 

- Jeśli będzie potrzeba sama osobiście go przebije moim mieczem. 

Młodsza z al Ghulów uśmiechnęła się na dobre chęci starej znajomej upewniając się, że wszystko wzięła i odprowadziła ich do helikoptera, którym kierowała zaufana im obojgu osoba. 

- W torbie masz mleko. Dodałam tam środki nasenne,  by przespał to wszystko. Jego krzyki nie są nam potrzebne teraz. Łatwiej znikniecie. 

Matka ostatni raz spojrzała na swoje maleństwo w ramionach towarzyszki delikatnie gładząc napuchnięty od płaczu policzek. 

- Wkrótce się zobaczymy synku. Mamusia ci to obiecuje, Gotham przyjmie cię z otwartymi ramionami jako swojego księcia. W końcu twój ojciec jest dla nich jak król. 

Może i nie była matką roku, jednak dbała o niego na swój własny pokręcony sposób. Pozwoliła Shivie i Ubu oddalić się na bezpieczną odległość, by pójść na spotkanie z jej drugim utrapieniem. 

- Będziesz żałować dnia w którym postanowiłeś wejść buciorami w moje życie Deathstroke. 

Kilka godzin później...

Kobieta z obolałym ciałem stała wpatrując się w sterty palonych ciał na dziedzińcu jej domu.

- Widzę, że woda ci służy...

- Bądź ciszej Slade i nie psuj mi tej chwili.

Pierworodna córa Ra'sa cieszyła się swoim triumfem oglądając sukcesy swojego zwycięstwa.
W końcu ma to co czego chciała. Od dziś nową Głową Demona, jest ona. 

- Co z dzieckiem?

- Dostaniesz je w swoim czasie. O ile wcześniej nie wykończy go za nas los.

- Już nie chcesz z niego zrobić następcy?

- Jesteś strasznie krótkowzroczny Wilsonie, na co mi al Ghul skażony naukami zepsutego świata?

- Znajdę go i przyprowadzę ci go. A także nietoperz z Gotham. 

- Świetnie. W takim razie czekam na dobre wieści. A teraz ... muszę iść do Jamy. To co mi dostarczyłeś z zapasów, wystarczyło na przeżyci, ale muszę wyzdrowieć całkowicie do rana.

Zostawiła swojego sojusznika samego idąc do miejsca świętego, gdzie żaden niegodny nie może postawić swojej stopy.  Omiatając ostatnim spojrzeniem wielkie kłęby dymu, zanurzyła się całkowicie w własnym szaleństwie al Ghulów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top