3. Witaj w piekle Wayne/al Ghul!
Rok później...
Talia
Brązowowłosa kobieta stała obecnie przy oknie wpatrując się w horyzont, na którym widniał piękny zachód słońca. Jednak nic nie było w stanie jej cieszyć, nie tak jak kiedyś, te ileś miesięcy temu. Nigdy nikomu nie zwierzyła się z swoich przeżyć, ani nie zdradziła swojej największej tajemnicy. Pozwoliła temu, którego chciała najbardziej na świecie pozbawić życia, odejść. Z miłości... Te głupie uczucie nie chciało opuścić jej od tamtego czasu ani razu. Próbowała się go pozbyć nie raz, jednak nikt nie mógł zająć jego miejsca. Jaka to ironia, że pokochała swojego największego wroga. Nagły płacz przerwał idealną ciszę przypominając o swoim istnieniu. Podeszła eleganckich krokiem w kierunku łóżeczka, gdzie leżało zawiniątko z zielonego kocyka. Bez chwili zawahania wzięła je na ręce próbując uspokoić to rozbudzone zaledwie czteromiesięczne życie.
- Wszystko w porządku dziecko... Jesteś bezpieczny... Nikomu nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić.
Jego drobna postura za każdym razem przypominała jej jaki kruchy i drobny jest i jak bardzo musi się starać by był cały i zdrowy. Odkąd przyszedł na świat, nie było dnia, by nie spędzała z nim czasu patrząc jak się zmienia, zwłaszcza, że powitał swoje nowe środowisko o miesiąc za wcześnie. Nie wyobrażała sobie świata bez niego i była to jedyna rzecz, której mogła dziękować losowi. W końcu miała dla kogo żyć. Dla swojego synka, dla swojego Damiana.
Nagłe pukanie do drzwi przerwało jej moment sielanki i przywróciło do trzeźwości umysłu.
- Pani... Przybył gość. Mam go wpuścić?
- Niech wejdzie.
Odruchowo odłożyła uśpione dziecko do kołyski nie chcąc go niepotrzebnie
denerwować swoją pracą. Służka odczekała, aż jej pani będzie gotowa i od razu otworzyła drzwi wpuszczając do środka mężczyznę.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek się odezwiesz. Zwłaszcza od ostatniego razu.
Starszy mężczyzna czuł się zbyt pewny siebie i to odrzucało go już od początku od Tali. Był wszystkim czego nienawidziła w mężczyznach: pychy, chciwości, narcyzmu a przede wszystkim szowinizmu. Jednak w swoim fachu był jednym z lepszych i musiała to niestety przyznać nawet jeśli tak bardzo tego nie chciała.
- Nie zapominam o przeszłości. Jednak umiem myśleć rozsądnie.
Uśmiechnął się nieszczerze, tak, że na samą myśl przewróciło się jej w żołądku z pogardy do niego.
- To bardzo ważna cecha. A więc... co jest tak ważnego, że sama głowa demona po mnie posłała?
Usiadł na kanapie dość swobodnie nie przejmując się w ogóle tym czym był.
- Dostałeś zlecenie i szczegółowe wyjaśnienie. Więc, co tu jest więcej do wyjaśnienia?
- Coś bardzo istotnego. Czemu wielka Talia al Ghul nie może się tym sama zająć?
Gdyby wzrok mógłby zabijać, mężczyzna przednią leżałby już martwy na tysiąc różnych sposobów. Naprawdę przeklinała każdego dnia moment, kiedy zdecydowała się na krótki romans z nim po powrocie do Nanda Parbat. Dość szybko go zakończyła, gdyż wkurzał ją i wtedy odkryła w jakim stanie się znajduje. Pomimo przebywania pośród członków Ligii, tylko nieliczni w tym jej osobista gwardia, znała prawdę o jej stanie. Wszyscy którzy byli zaangażowani podczas narodzin dziecka, zostali w odpowiedni sposób uciszeni. Gdy odzyskała swe dawna siły, nic nie stało na przeszkodzie, by ogłosić Lidze ich przyszłego następcę. Nie było wątpliwości, że będzie kiedyś następną Głową Demona po niej. Był jej synem i jako jego matka wyszkoli go na najlepszego spadkobiercę jakiego ta Liga widziała. Nikt nie będzie kwestionował jego dziedzictwa, nikt. Zwłaszcza taki nadęty zarozumialec, który zaczął się krzywo patrzeć na dziecięce łóżeczko stojące w rogu komnaty.
- Sam jesteś ojcem, więc powinieneś co nieco rozumieć.
Próbowała zagrać w zupełnie inne karty chcąc uśpić czujność zabójcy.
- Nie przypominaj mi o tym błędzie. Prędzej czy później się sama o tym przekonasz.
- Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę Wilson! Nie prosiłam cię o twoje przemyślenia, tylko o zabicie Bruca Wayne'a. Przyjmujesz to zadanie?
- Przy takiej zapłacie, nie sposób odmówić, gdy płaci ci sama Liga Zabójców
- Więc czekam na jego głowę. Tylko wtedy dostaniesz swoją wypłatę.
- Nigdy nie chybiam, moja droga.
Ukłonił się w pas i wyszedł dość szybkim krokiem z komnaty. Podeszła do dziecka widząc, że próba uśpienia go zdała się na marne. Dziecko patrzyło na nią dużymi oczami swego ojca, których szczerze nienawidziła.
- Nie masz się czym przyjmować kochanie, ten pan już sobie poszedł.
Czasami naprawdę wydawało jej się, że dziecko rozumiało o wiele więcej niż jej się wydawało. Jak na tak małą istotę był o wiele za spokojny. Przygotowywała się na to, że w warunkach, których żyli płacz będzie nieodłączną częścią teraz jej życia. Jednak naprawdę, ujrzeć to dziecko z inną miną niż zaciekawienie, było wyjątkowe. Tym bardziej charakterystyczny dla wszelkich niemowlaków płacz i krzyki. Słyszała jak ludzie z gwardii szepczą, że nie zachowuje jak się zwykłe dziecko i zapewne krew demona ma tu swoją zasługę. Co prawda jej rodzina mogła zachodzić za nadludzi, jednak wszystko co osiągnęli prócz Jamy Łazarza, wszystko było ich osobistą zasługą. Wiedza, umiejętności, chęć przetrwania. Jama Łazarza tylko to wspomogła, by ich ludzki organizm mógł przezwyciężyć ludzkie słabości jak choroby i rany. Jeśli zaś chodziło o Bruca... Pamiętała jak dowiedziała się o dziecku, ile sprzecznych emocji przeszło przez nią to głowa mała. Na początku chciała natychmiast pozbyć się tego problemu. Jednak..., gdy tylko otrzeźwiała i zaczęła myśleć stoicko, jej nastawienie do tego życia zmieniło się. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała zadbać oto, by mieć swojego następcę. Jednak nie sądziła, że ta chwila nadejdzie tak szybko i w takich warunkach. W końcu spełniła też obowiązek, który narodził się z głowie ojca, by była połączona z wybrańcem. I tak na tym świecie istnieje ich syn, a raczej jej syn. Damian był tylko jej dzieckiem i zadba oto, by nigdy Bruce się o nim nie dowiedział. Może i go kochała, może nadal go kocha, ale nie potrafi go nie nienawidzić za swój ból z dzieciństwa i za oszustwo. Sama również go oszukała i podawała się za kogoś innego, jednak to było coś innego. Bruce Wayne miał nigdy nie dowiedzieć się o istnieniu owocu ich miłości, zwłaszcza, gdy będzie martwy. Chłopiec zostanie jej idealnym spadkobiercą. Damian al Ghul... jej mały książę....
Kilka dni później...
Kobieta nie spodziewała się, że zaledwie te kilka dni zajmie Slade'owi ponowne nawiązanie z nią kontaktu. Jak przystało na najemnika ograniczał się do niewielu komunikatów do swoich zleceniodawców informując ich o powodzeniu misji bądź niespodziewanych
okolicznościach, które komplikują sprawę zlecenia.
- Możesz już otwierać szampana Talio. Gotham oficjalnie pożegnało swojego obrońcę.
Wypowiadał to zdanie z niezwykła dumą z tym jakże szyderczym uśmieszkiem, którego
niewiasta nie mogła zapomnieć. Podjęła jego grę uśmiechając się sztucznie, kiwając głową na znak swojej aprobaty.
- Więc nagroda na ciebie czeka, gdy tylko dostarczysz dowód.
- Wkrótce przybędę i twoje kłopoty się skończą... najdroższa.
Gdy się rozłączył, w przypływie złości rzuciła stojącym wazonem o ziemię. Plątanina wściekłości i płaczu potrząsała nią całą. To nie było możliwe... Zleciła to zadanie Deathstroke'owi, gdyż wierzyła, że nie wykona on tej misji i będzie się z tym borykać, dopóki sam Bruce się nim nie zajmie i nie zrobi z nim tego samego co z Ra'sem. A tu teraz on dzwoni i mówi, że pozbawił zdrajcę życia! Nie chciała jego śmierci... Na początku taki był zamysł jej, jednak szybko zmieniła zdanie, gdy to przemyślała. Mimo, że to byłaby bardzo prosta zemsta, dlatego uciekła wówczas z Paryża. Bała się, że mogłaby zrobić głupstwo, przez które by i zaczął na nią polować i jej nienawidzić. Miłość jej do tego mężczyzny była dość... skomplikowana. I nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. Miała być jej najbardziej skrywaną tajemnicą czego jedynym dowodem było to maleństwo, które spało na jej łożu przyciskając się do pluszowej zabawki, którą dostała na drugiej randce z Brucem w ramach takiego niewinnego żartu. To jedyna rzecz, jaką to dziecko będzie mogło mieć po swoim ojcu, nie licząc jego cech fizycznych, która miała nadzieję z wiekiem przejdą. Nigdy nie pozna jego prawdziwego nazwiska. Jest al Ghulem i będzie nim do swojej śmierci. Ludzie w Lidze nie są jednak głupi i prędzej czy później zaczną szeptać, a to może być groźniejsze niż postawienie suchych faktów. Ale ten głupiec... zepsuł wszystko! Teraz nie ma już żadnej wymówki, by nie przypuścić ataku na Gotham i w końcu ziścić plany jej nieżyjącego ojca. Liga czeka na to, by w końcu dokonać oficjalnej zemsty, która miała możliwość teraz ziścienia się. Nie miała ochoty postawić stopy w tym mieście, które teraz skropiła krew jej ukochanego, zwłaszcza, że wiele rzeczy by jej o nim przypominały, tak jak o zabójstwu jej ojca. Cholera! Była wielką Talią al Ghul do diaska, a zachowywała jak się rozkapryszona i załamana nastolatka! Musiała naprawdę wziąć się w garść i przygotować się na przyjście Slade'a Wilsona z głową Bruce'a Wayne'a.
***
Deathstroke stał na dachu budynku mając idealny pogląd na dach ostatniego piętra Wayne Enterprises. Był w Gotham od kilku dni uważnie śledząc ich główną gwiazdę i swój cel, jednak mimo bycia zwykłym człowiekiem wciąż mu w tajemniczy sposób unikał. To było wręcz niemożliwe, by uniknąć przed lufą jego broni.
- Kim pan jest panie Wayne?
Uważna obserwacja idealnie zarysowała linię dnia tego młodego ignoranta. I nadal nie
mógł pojąc jak możliwe jest, że to ta osoba pozbyła się Głowy Demona. Sam wielokrotnie współpracował z Ra'sem al Ghulem i nawet nie sądził, że tak szybko zejdzie ze sceny jako przewodniczący Lidze Zabójców a tu taka niespodzianka. Talia naprawdę myślała, że może nimi rządzić sama i że grupa mężczyzn będzie jej posłuszna? Naiwne marzenie. W końcu
zanim pojawiła się jego misja z wybrańcem, brał go jako swój pewnik i przyuczał go po
porzuceniu przez ludzkość do bycia jego następcą i stanie przy boku Talii. Jednak wtedy była dość opornym dzieckiem a teraz to dojrzała kobieta i powinna rozumieć w swoim umyśle, że sama nie podoła temu. Na domiar tego wróciła i urodziła dziecko. Nie wiadomo nawet było kim jest jego ojcem i jak potężny mógł być. Było ono problemem do jego przyszłej drogi. Dobrze wiedział, że jeśli chce zrealizować swoje prawdziwe zamiary musi dać brunetce to czego zażądała. Już kiedyś wpuściła go do swojego łoża i zrobi to ponownie, będzie zmuszona, gdy tylko pokaże zabójcom, że jest o wiele lepszy niż ich przywódczyni. Zemści się na Talii czyniąc ją poddaną mu do końca. A kiedy to się stanie... Na pewno pobliskie górskie przełęcze przyjmą z ochotą jej dziecko. Uważnie spakował swój sprzęt zakładając maskę i skacząc w dół. Za pomocą haka przemieszczał się między budynkami, by zakraść się przez dach wieży do środka. Może i mieli tu najlepszą ochronę, jednak co to było dla niego. Podążanie korytarzami ogromnej korporacji, nie było większym problemem. Gdyby nie zabezpieczenia na zewnątrz budynku, które musiał z wielkim trudem się uporać, mógłby pomyśleć, że to całe straszenie, ile Wayne wydaje na odpowiednie zabezpieczenia, mogłoby być nieprawdą. Człowiek był ewidentnie dziwny, nawet jak dla niego. Korzystając z sieci szybów wentylacyjnych, znalazł się bezpośrednio nad biurem swojej ofiary. Jednak o dziwo pomieszczenie było całkowicie puste. Jako że Deathstroke był przygotowany na taką ewentualność, pośpiesznie wyszedł ze swojej kryjówki jednocześnie, dbając czy nie będzie innych niespodzianek w tym pomieszczeniu. Po rozmieszczeniu odpowiednich ładunków oraz małej kamerki, która miała transmitować przepiękny wybuch, wrócił to samą trasą, którą przybył. Może i był płatnym mordercą, jednak zawsze pozbawiał życia swoich ofiar z pomocą odpowiedniej broni, gdy się tego najmniej spodziewali. można było to uznać, że było to trochę bardziej honorowe, jeśli chodzi o sam proces zgonu. naprawdę wielokrotnie przymierzał już lufę swego z pistoletu stronę tego ,,książątka", jednak za każdym razem coś jest zdołało przeszkodzić perfekcyjną linię jego strzału, musiał więc skorzystać z bardziej radykalnych metod, na które zasługiwał tylko on. Nim dotarł do swojej bazy, czujnik ruchu ostrzegł go o pojawieniu się osoby w biurze Wayne'a. Nie chcąc marnować okazji oraz czasu aktywował ładunek, czując w sobie wewnętrzną radość, gdy w tle słychać było wyraźnie odgłosy wielokrotnego wybuchu. Nie mogło być mowy o pomyłce, gdyż żadne osoby trzecie, nie miały tak swobodnego wejścia do biura swojego szefa, zwłaszcza że była już dość późna pora i firma była praktycznie wyludniona, Zbyt często miał do czynienia z podobnymi momentami, dlatego nie odwracał się by patrzeć na swoje dokonanie i zamiast tego ruszył przed siebie by zacząć powoli zbierać się ku Nanda Parbat. dowodem w postaci kawałka nie zniszczonego ciała wybrańca, zajmie się, gdy tylko jego szczątki ściśle zamkniętej trumnie będą oczekiwały na złożenie go w rodzinnym grobie. Znał ścisłą procedurę pod którą pracowały zakłady pogrzebowe, gdy zmarli uczestniczyli w podobnych katastrofach, nie chcąc by oglądali ciała swoich bliskich w tak tragicznym stanie. Uniemożliwiali ich zobaczenie przez nich najbardziej jak się tylko dało i w tym przypadku policja zadziałała dokładnie tak samo. Zresztą, oprócz podrzędnego lokaja Bruce Wayne nie miał nikogo, kto mógłby zanim uronić choć prawdziwą łzę.
***
Wieści z Gotham niosły się dość szybko w świat, zwłaszcza jak umiałeś umiejętnie szukać. nic nie potrafiło umknąć uwadze Talii, zwłaszcza eksplozja w budynku Wayne Enterprises.naprawdę nie wiedziała, co to w nich chwili najlepszego wyprawia Deathstroke i w co się bawi. Żałowała naprawdę wielu decyzji swoim życiu i on był jedną z nich z pierwszych miejsc. jednak stało się co miało się stać i nie mogła już tego odkręcić. Po części z czystym sumieniem mogła zapomnieć, że prawnie Damian należał również już do nieżyjącego Bruce'a. W końcu od dzisiaj był tylko jej. Nazwisko Wayne zostało oficjalnie wymazane z żyjących postaci w historii tego miasta. Już wkrótce będą rządzić nim Al Ghulowie, tak jak powinno to już być od lat. mały chłopiec spał spokojnie nawet nie wiedząc, jak bardzo od dzisiaj jego życie się właśnie zmienia.
- To chłopiec czy dziewczynka?
Nagłe pytanie wyrwało brunetkę z letargu myśli, powodując, że gwałtownie obróciła się w stronę osoby,z której ust padło to pytanie.
- To niemożliwe...
Gdyby nie to, że stała dosłownie przed nią, zapewne wzięłaby ją co najwyżej za wytwór jej wyobraźni.
- Doczekam cię w końcu odpowiedzi droga siostrzyczko?
Stała przed nią dość żywa i odpowiednio starsza Nyssa Al Ghul.
- To może uraczyć mnie odpowiedzią na pytanie, kim jest szczęśliwy ojciec tego dziecka?
Kobieta zadawała co rusz nowe pytania, jakby nie przejmowała się tym, że nagle pojawiła się tu znikąd i jakby to ująć... nie żyła praktycznie od 10 lat!
- Nyssa...
- Tak mam na imię o ile się nie mylę. Uraczysz mnie w końcu odpowiedzią droga Talio?
- Myślałam, że nie żyjesz. Powiedziano mi, że nie żyjesz?!
W tym momencie targały nią dosłownie wszystkie emocje, które czuła, że musi wyładować z siebie.
- Można było także rzec, że przez chwilę byłam w podobnym stanie. jednak to już zamierzchła przeszłość. Teraz wróciłam w końcu do domu. Przecież rodzina powinna trzymać się razem. Gdyby tylko ojciec doczekał się narodzin swojego wnuka...
Uśmiech na twarzy jej rozmówczyni nie napawał optymizmem, lecz powodował niepokój i obawę, którą zawsze czuła w jej towarzystwie. zwłaszcza że całą swoją uwagę skupiła na śpiącym dziecku, które ewidentnie chciała podnieść już kierując w jego stronę swoje ręce. tylko szybki ruch tali spowodował, że maluch znalazł się w ramionach jej a nie jej siostry.
- Wybacz Nysso... jeszcze źle reaguje na obcych.
- To zrozumiałe, ale dość niefortunne jak na miejsce, w którym się urodził. Nie przeżyje tu długo z takim nastawieniem.
- To zabrzmiało jak groźba.
- Nie masz się czego obawiać z mojej strony siostrzyczko. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. W końcu zawsze dbałam o twoje dobro.
- Trochę za późno teraz na zabawę w sentymenty. W końcu ukrywałaś się najlepiej jak mogłaś.
- Musisz mi to wybaczyć, miałam kilka... niedokończonych spraw osobistych. Nie miałam wyboru, więc jak sama widzisz...
- Nieważne... Cieszę się, że cię widzę całą, ale wiele się tu pozmieniało.
- Nie zdziwiłby mnie ten fakt, jednak nie sądziłam, że tak łatwo dadzą ci tu rządzić.
- Co masz na myśli?
- Wiele się pozmieniało, zwłaszcza podczas walki z Gotham.
Kobieta zdawała się nie przejmować niczym i wypowiadała kolejne słowa, jakby nie miały one żadnego znaczenia. Nyssa od zawsze była dla Talii zagadką i nie było pomiędzy nimi jakieś szczególnej więzi zwłaszcza, że różnica wieku też była tu czynnikiem. Zresztą, to nie miało teraz znaczenia. Jakim cudem stała ona tutaj żywa, mimo, że podobno nie żyła i nie miała możliwości dostępu do Jamy Łazarza? I pojawia się tak niespodziewanie, jak gdyby nic się nie stało i nie było by jej ledwie krótką chwilę. Przez krótką chwilę przez jej umysł przeszła myśl, która jednak szybko zanikła. Wiedziała jedno, musi teraz uważać bardziej niż dotąd.
- Nie pogratulowałam ci jeszcze zostania nową Głową Demona.
- Dziękuje. Twoje dawne kwatery nadal są, jednak od dawna nikt w nich nie sprzątał. Zaraz każe...
- To nie będzie kłopotem, jeśli zajmę pokój obok ciebie. Przynajmniej na czas remontu w moich starych pokojach. Nie odmówisz mi chyba przysługi... siostro.
Krew al Ghulów była jedyną rzeczą, którą je łączyła. Nyssa była zbyt przebiegła i sprytna niż się to na początku wydawało. Jednak wiedziała, że będą patrzyć na jej ręce przez pryzmat przybycia pierworodnej Ra'sa. Zanim obmyśli dalszy plan działania musiała grać na zwłokę i udawać, że nabiera się na jej gry.
- Oczywiście. W końcu jesteśmy siostrami.
***
Próba włamania do kostnicy była o wiele prostsza niż się mogło zabójcy wymarzyć. Jednak mimo jego przewidywań, była ona pusta.
- Gdzie jest to cholerne ciało?!
- Niczego tutaj nie znajdziesz Slade.
Tajemnicze mruknięcie opuściło głęboki cień lokalu by w końcu zobaczył tego śmiesznego przebierańca, który nie spędzał mu snu z powiek.
- Nie myślałem, że śmierć przyciąga Nietoperza.
- Ta wymierzona przez ciebie, jak najbardziej. Nigdy nie działałeś tak chaotycznie. Nowa taktyka?
Świr w stroju wielkiego nietoperza, który próbuje grać bohatera...To miasto na prawdę schodziło na psy i nie rozumiał co zmarły Ra's al Ghul w nim widział. Najpierw Wayne a teraz... to coś.
- Powinieneś się bardziej interesować miejscowymi świrami niż mną.
- Sam fakt, że jesteś w moim mieście wystarczy Wilson. Popełniłeś zbrodnie i musisz za nią zapłacić.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać... Batmanie.
Po wypowiedzeniu pogardliwie jego nazwy, rzucił kulę dymną unikając tą samą drogą którą wszedł. Pal licho dowód. Wystarczy, że Wayne nie żyję, znajdzie dowód gdzie indziej, jak najdalej od tego skrzydlatego szkodnika. Musiał się wywinąć. Nie miał czasu na jego poczucie sprawiedliwości, zwłaszcza, że ten znał to miasto o wiele lepiej od niego. W końcu zanim dotrze do Nanda Parbat, minie kilka dni. Droga po portu była dość długa jednak dzięki niestabilnemu budownictwie i jego kłopotom w odbudowywaniu się, łatwo było spowolnić przeszkodzę, dając mu do ratowania kolejnych cywilów.
Bruce
Deathstroke był ostatnią osobą, której Bruce spodziewał się w Gotham, zwłaszcza, że wyglądał jakby na prawdę nie miał tym razem konkretnego celu. Słyszał o nim wielokrotnie, gdy obracał się wśród czarnego kręgu ludzi, jednak nigdy nie spotkał go żywo. Jednej z najlepszych płatnych zabójców, były wojskowy oraz jak na ironię losu, jeden z bliskich współpracowników Ra'sa al Ghula. Jeśli był jego człowiekiem, tym bardziej musiał go obserwować. Do dziś nie udało mu się znaleźć pierwotnej siatki tego człowieka i upewnić się, że jego kult zniknął wraz z jego śmiercią. Było to o wiele bardziej tajemnicze niż istnienie człowieka nietoperza. Po upewnieniu się, że opuścił on miasto, wrócił do swojej kryjówki, przygotowany na to co zaraz się zacznie w związku z atakiem tego człowieka. Cały ten atak był przeprowadzony dość amatorsko jak na tak wyszkolonego człowieka i to tym bardziej wzbudzało czujność tego mężczyzny. Nic nigdy nie mogło być zwykłym przypadkiem i to tylko utwierdzało go od najmłodszych lat jego życia.
- Paniczu Bruce... Dzięki Bogu...
Przez pościg za Deathstrokiem zupełnie zapomniał o skomunikowaniu się z Alfredem. Zapewne myślał o tym samym co może i znaczącą część Gotham, która jeszcze nie spała.
- Przepraszam Alfred, ale pościg za sprawcą mnie pochłonął.
Objął swojego przyjaciela i opiekuna w uścisk, chcąc go zapewnić, że wszystko jest dobrze.
- Willson został nasłany na Bruca Wayne'a, ma panicz pojęcie kto życzy sobie śmierci panicza?
Staruszek dość szybko przeszedł do opanowanego człowieka chcąc wiedzieć wszystko. Obecnie ich komunikacja podczas nocnej misji człowieka ,,zemsty" była nadal ograniczona, chodź to była tylko kwestia czasu.
- Bez różnicy Alfredzie pod jaką formą jestem. Ja zawsze będę miał wrogów.
Było to zdanie dość prawdziwe i niepokojące zarazem. Każdy mógł być zleceniodawcą dla tego zabójcy, jeśli miał tylko odpowiednią ilość gotówki. Zarówno od najbogatszych ludzi w Gotham, od których odrzucił oferty współpracy, po osobników, których swym powrotem pokrzyżował plany, czy także gangsterów i innych zbirów, których pozbawił wielokrotnie źródła zarobku, wolności czy łamał nieraz im kości. Każdy więc miał cel i równie dobrze to mógł być bezpośredni atak na jego realną osobę, bądź próba zwabienia bohatera do ataku.
- Muszę dokładnie prześledzić Slade'a Wilsona i znaleźć jego źródło. Muszę na dobre go uskrzydlić.
- Zapewne, ale najpierw polecam skontaktowanie się z komisarzem Gordonem i zajęciem się sprawą, która nadal umożliwia panu podwójne życie.
- Przyjdę na górę, gdy tylko się przebiorę.
Został sam w swojej kryjówce. W tej jaskini która stała się dla niego drugim domem. Domem dla Batmana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top