1. Talia al Ghul
Zmiany zawsze były nieodmienną częścią życia. Jednak nie były czymś bardzo pożądanym i mile widziane w rodzie al Ghulów. Brunetka siedziała w bibliotece wokół książek rozrzuconych na dość dużym stole, jednak pomimo tego nie skupiała się na nich. Jej myśli były o wiele dalej, niż mury tego pokoju sięgające innego kontynentu. Na obecną chwilę wiedza mogła poczekać. W końcu i tak nie mogła się skupić na czytanych literach. Zamiast próbować bezskutecznie wbijać sobie do głowy nowe rzeczy, które się nie utrwalą, ułożyła wszystko w porządku na jej miejscu pracy chowając zapisane kartki do skrytki na końcu biblioteki, do której tylko ona miała klucz i pojęcie istnienia skrytki. Nie miała ochoty, by ktokolwiek dobrał się do jej materiałów naukowych. Osobiście wzięła ze sobą tylko swój notes oraz lekturę, która miała za zadanie oderwać ją od posępnych myśli w jej sypialni. Jednak nie dane jej było nawet wejść do prywatnego skrzydła, gdzie znajdowały się kwatery jej i jej siostry, gdy drogę zastąpiło jej dwóch strażników ze straży jej ojca. Było to dziwne, gdyż wiedziałaby, gdyby ten wrócił. W końcu był na jednej z najważniejszych misji w swoim życiu i miał wrócić tylko, gdy wypełni swój cel.
- Pozdrowienia dla Lady Talii.
- Fulko... Baldwin... Mam nadzieję, że macie dobre wyjaśnienie czemu nie jesteś wraz z resztą armi mojego ojca?
Mężczyźni spojrzeli na siebie lekko speszeni na ostry ton dziewczyny stojącej przed nimi. Mimo, że miała zaledwie czternaście lat, nie raz słyszała, że jest wyjątkowo podoba do ojca. Miała dokładnie jego oczy, które były cechą charakterystyczną w ich rodzinie dziedziczoną z pokolenia na pokolenie, chodź musiała w tej kwestii zawierzyć słowom jej rodzica nie mając pojęcia o jego przeszłości zanim stał się tym kim się stał. Jej osobowość, postawa, rysy twarzy, umiejętności... były odwzorowaniem tego czego Ra's al Ghul chciał w potomku swojej krwi widzieć. Była wręcz próbą naprawienia ,,błędu", jak nie raz nazywał tak jej starszą siostrę Nyssę w jej obecności. Obie kochały ojca, jednak starsza z kobiet, była odzwierciedleniem ich rodzicielki i nie miała tego ognia, którego pożądał tak w swoim następcy mężczyzna. Wielokrotnie na przestrzeni lat zdał sobie sprawę, że Nyssa nie jest tą, którą widzi jako tą, która miała go zastąpić. Mimo potencjału Talii, również i ona nie była tą szczęśliwą wybranką. Lata konkurencji oraz nierówności ze strony ich własnego ojca, poróżniło dziewczyny i oprócz krwi oraz rodziny, nie łączyło ich nic. A zwłaszcza wiek, gdyż granica wynosiła praktycznie piętnaście lat, chodź dzięki wodom z Jamy Łazarza nie musiały się martwić starością i śmiercią więc były to tylko nic nie warte na obecną chwilę liczby.
- Przybyliśmy tu jak najszybciej by przekazać wieści zanim rozpęta się piekło.
- Pani... Nasz przywódca... Znalazł następcę. Jednak odrzucił on tą przychylność pozbawiając życia twojego ojca oraz twoją siostrę.
Każde słowo dochodziło do umysłu Talii niczym mgła. Nie dawała wiary słowom tchórzliwym sługom, którzy zapewne wrócili tu licząc na jej litość.
- Reszta armii również wróciła. Udało się nam częściowo odzyskać zwłoki wielkiego Ra's al Ghula. Ocalali wojownicy pilnują ich na placu.
- Zaprowadźcie mnie do nich.
Z całych sił powstrzymywała emocje, które się w niej kumulowały. Była zła, przerażona, smutna, rozpaczna, zaś łzy same się cisnęły do jej zielonych oczu. Jednak nie mogła sobie pozwolić na słabość. Była al Ghulem i musiała zachować pozory. Pozwoliła mężczyznom zabrać się na plac główny, gdzie w kole stali ludzie, których rozpoznawała. Zaufani, których zabrał ze sobą w podróż, by towarzyszyli swemu panu. W środku stała ozdobna skrzynia ze srebra, z kaligraficznym pismem arabskim opisującą imię tego, który w niej spoczywał i jaki zaszczytny los go spotkał i jaka szlachetna była jego śmierć. Grupa rozstąpiła się widząc dziewczynę pozwalając jej podejść, uchylając wieko by mogła rozpoznać człowieka, który był jej mentorem od zawsze.
- Chce znać nazwisko tego, który jest odpowiedzialny za tą zbrodnię.
- Nie znamy oficjalnie jego nazwiska Lady Talio. Tylko Głowa Demona wiedział, kim on dokładnie jest.
- Wspominaliście coś o mojej siostrze?
- Lady Nyssa próbowała pościć śmierć waszego ojca, jednak również poległa. Jednak nie udało nam się odnaleźć jej ciała. Czy mamy nadal próbować ją odzyskać?
- Nie ma takiej potrzeby. Sama wybrała swój los. Zanieście ojca do świątyni. Wieczorem odprawimy wszystko co niezbędne by uczcić pamięć Głowy Demona. Chcę, by spoczął obok mojej matki.
- Jak sobie życzysz.
Ukłonili się jej, oddając część prawidłową, dla jedynej ocalałej krwi al Ghulów. Gdy nie było już ojca, siostry, została jedyna.
- Od teraz to ty pani dowodzisz Ligą, tego chciałby zapewne Mistrz.
- Ojciec przygotowywał mnie do tej roli, odkąd przyszłam na ten świat. Dowiem się, kto odpowiada za tą zbrodnię i sprawie, że śmierć będzie dla niego nagrodą a nie karą.
Odwróciła się od mężczyzn odzianych w czarne szaty wchodząc do środka budynku. Jak w letargu mijała kolejnych ludzi oraz służbę, którzy oddawali jej cześć jako następnej Głowie Demona. Bez wahania weszła do komnat ojca zamykając pomieszczenie szczelnie i dopiero wtedy pozwoliła sobie na wolne spływanie łez po jej policzkach. Ułożyła się na jego łożu tuląc do poduszki, którą osobiście wyszyła przed wieloma latami ich matka, której nie miała okazji dokładnie poznać. Zmarła w okolicznościach, które zostały jej utajnione i były tajemnicą, której nawet ojciec nie chciał jej powierzyć. A skoro tak było, to znaczy, że to nie mogła być zwykła śmierć. Nie miała jej żadnych zdjęć, dlatego wyobrażała ją sobie patrząc na swoją starszą siostrę i przez to poczuła ogromną niechęć do rodzicielki. Pozwoliła by nienawiść do siostry spadła również na jej matkę. Miała zaledwie czternaście lat i dla zwykłego przeciętnego człowieka, była zaburzoną nastolatką z tendencją do przemocy, nic bardziej mylnego. W swoim wieku pojmowała o wiele więcej niż jej rówieśnice na całym świecie. Jej ojciec nie oszczędzał na jej edukacji, dając jej najlepszych nauczycieli, by była najlepsza. Lekcje muzyki, tańca, sztuki, nauk ścisłych oraz sztuk walki. Mimo swojego wieku, już świetnie radziła sobie w łucznictwie i szermierce uniżając mistrzów w tych sztukach. Nie miała jeszcze okazji do przetestowania swoich umiejętności w boju. Jednak wiedziała, że przyjdzie na to pora. Przed wyjazdem ojca do Nowego Świata dostała do niego jasne instrukcję, czego może się spodziewać, gdy misja się powiedzie. Jednak to było już nie aktualne. Musiała dorosnąć jeszcze szybciej niż się tego spodziewała.
***
Noc zapadła nad Nanda Parbat, chodź to nie oznaczało ciemności w siedzibie Głowy Demona. Jak wcześniej zapowiedziała członkom Ligii, przed chwila odbyło się oficjalne pożegnanie z ich Mistrzem i ostatecznym oddaniem należnej mu chwały. Ubrana w strój łowczyni, trzymająca w dłoni miecz swojego ojca, przyjmowała zwierzchnictwo nad ich przyszłym losem.
- Składam dziś wam przysięgę, jako prawowita następczyni Głowy Demona. Przyrzekam na miecz mojego ojca w mej dłoni, doprowadzę Ligę tam, gdzie chciał ją wynieść Ra's. A przede wszystkim, sprawię, że ten, który pozbawił nas jego przywództwa, odpowie za swoje zbrodnie. Jeszcze nie teraz, jednak, gdy Liga będzie już na szczycie, uderzymy całą swoją siłą. Miasto Gotham stanie się nasze a zabójca mojego ojca spłonie w płomieniach tej aglomeracji, która stanie się jego grobem.
Tłum wiwatów i pozdrowienia ich nowej pani, szybko rozniósł się w tą letnią i dość zimną noc jak na teren w którym się znajdowali. Zaczynała się nowa era i to ona miała być jej główną sprawczynią Talia al Ghul - nowa Głowa Demona.
Dziewięć lat później...
Bycie nastolatką w chwili objęcia władzy nad całą organizacją miała swoje wady jak i zalety. Mimo posiadanego dziedzictwa i wiedzy w postaci mentora jej ojca, były osoby, które poddawały w wątpliwość jej kompetencję i umiejętności. Brunetka nie zatrzymywała się w swoim samorozwoju doskonaląc wszelkie sztuki w których musiała być najlepsza. Wiek nie był tu problemem. Doskonale wiedziała, że znajdzie w Lidze parę osób, którym nie podoba się głównie fakt, iż jest kobietą i to nie pozwalało im na spojrzenie na nią inaczej. Oczywiście, te kłopotliwe osoby już dawno gryzły piach pustyni a ich krew była jej nagrodą za pokonywanie jej słabości wewnętrznych. Wystarczyło zaledwie kilka lat by jako dwudziestokilku latka była trakcyjną kobietą. Wiedziała o swojej urodzie i dość często wykorzystywała ten atut przeciwko swoim wrogom w celu wydobycia odpowiednich informacji, czy także w handlu. Pod fałszywym imieniem Talia Head, funkcjonowała jako młoda osierocona filantropka, której rodzina zginęła nieszczęśliwie na morzu a ona jedyna ocalała jako mała dziewczynka. Smutna, cnotliwa historyjka, która służyła jej za skuteczną zasłonę dymną oraz skutecznie odstraszenie na temat pytań o jej przeszłość i rodzinę. Wiedziała, że ludzie nie lubią o tym rozmawiać i unikają wchodzenia na ten temat, chyba, że chcą celowo zadać ból lub nieświadomie. Ludzki świat był okrutny i nie dało się tego uniknąć, jeśli chciałeś kiedyś nim rządzić. Nie zapomniała jednak o swojej najważniejszej misji, odnalezienia mordercy jej ojca. Jednak sprawa była o wiele bardziej skomplikowana niż się mogło wydawać. Wysłała swojego zaufanego informatora do samego miasta, by nie zbudzając podejrzeń dowiedział się o personaliach tego człowieka. Rzeczywiście dostał się do członków Ligii, którzy dali się złapać i osadzić w tamtejszym ich śmiesznym wymiarze sprawiedliwości po ostatecznym zakończonym pojedynku o teniewarte uratowania miasto. Osobiście nie znał danych wybrańca, jednak dane mubyło przez krótką chwilę go widzieć. Był to niepewny siebie nastolatek, który swój gniew wyładowywał na otoczeniu i którego dało się łatwo kontrolować. Nikt nie wiedział co przyciągnęło Ra'sha al Ghula do niego. Tym bardziej ona. Dzięki siatce wywiadowczej udało się w końcu dostać do pielnie strzeżonych dokumentów Gotham i nazwy człowieka, który spędzał jej sen z powiek od wielu lat. Bruce Alan Wayne... I cóż za niespodzianka... Dzieciaka nikt od lat ni ewidział w mieście. Podobno widziano go w róznych krajach na terenie Azji i Europy. Jednak coraz częściej dowodów naciągało z krajów Starego Świata.
- Nie wiem co kombinujesz ,,wybrańcu", jednak nie licz, że ci się powiedzie, gdy w końcu cię znajdę.
Decyzje Tali są nagłe, czasami błyskawiczne i nie potrzebuje ona ich uzasadnienia. Angażując w sprawę swoją prywatną gwardię, ruszyła w kierunku Paryża, by odnaleźć kolejny ułamek układanki zwanej ,,Wybrańca".
***
Pół roku później....
Paryż, mieszkania Talii, 12 grudnia, 17:23
Całował ją wiele razy, ale nigdy tak naprawdę nie czuła, by był w nich całkowicie pogrążony z tą pasją, która płynęła z jej strony. Zupełnie jakby coś go powstrzymywało. Zielonooka wyczuwała kiedy ludzie kłamią, dlatego nie podejrzewała mężczyznę o zdradę ani oszukiwanie jej. Oboje byli wolni i niezależnymi ludźmi w mieście, które jest zwane potocznie przez cały świat miastem miłości. Bardziej okrutnego miana nie mogło przybrać.
- Bruno... wszystko w porządku?
- Wszystko w porządku Dalio. Po prostu... trudny dzień w pracy.
Z tego co udało jej się odkryć, Bruno pracował w klubie sportowym ucząc lokalnych dzieci ulicy walki w ramach samoobrony, sam biorąc w nocy udziały w nielegalnych walkach, wygrywając wielokrotnie duże pieniądze, które i tak potem poświęcał dla potrzebujących. Było to z jednej strony szlachetne, ale też i głupie. W ten sposób nie naprawi świata, jednak nie mogła z nim poruszyć tego tematu, skoro jej tego sam nie powiedział. Nie chciała, by wydało się, że wielokrotnie go inwigilowała chcąc być pewna swojego wyboru wręcz w stu procentach. Nie znał jej świata i nie zrozumiałby. Nie chciała też się dzielić swoją prawdziwą naturą z mężczyzną, którego zaledwie zna dwa miesiące. Dotknęła jego bladego policzka na którym wygajał się siniak.
- Nie mów, że te dzieciaki tak cię wykańczają.
- Zdziwiłabyś się, ile jest w nich woli walki.
Jego niewinny uśmiech działał kojąco na jej zobojętniałe od wielu lat treningów ligowych serce. Jego ciepło było tym, co potrzebowała do tych krótkich chwil szczęścia. Oczywiście miała przed Brunem chłopaków, jednak, kończyło się na tym, gdy próbowali się do niej dobierać, ona łamała im ręce, nogi, palce, szczęki. Ogólnie co się dało i jak bardzo nachalni byli, gdy mówiła wyraźne nie. Dopiero poznanie tego przystojnego Amerykanina spowodowała, ze stała się otwarta na nowe rzeczy. Był jej pierwszym mężczyzną i naprawdę chciała, by był dla niej kimś podobnym, kim była Melisande dla Ra'sa. Może w przyszłości będzie jej dane powiedzenie mu prawdy a on zaakceptuje ją bez przeszkód zbędnych. Jednak było to złudne marzenie dziewczynki, która w niej nadal była i nie chciała odejść mimo jej już dorosłego wieku. Wielokrotnie łapała się na fantazjach nastoletniej Tali, która żyła jeszcze złudzeniami oraz marzeniami. Obecna Talia znała bolączki tego świata, sama nosząc w sobie zranione serce oraz dumę. Jej życiowym celem jest odebranie Brucowi Wayne'owi wszystkiego co kocha i zniszczenie go całkowicie, tak, by wszelki ślad po jego nazwisku zaniknął w historii tego świata.
- Jak twoje badania? Doktor Maillet jest zadowolona z efektów?
- Oczywiście. Te badania to są strzał w dziesiątkę. Wyniki są zadowalające i jestem na ostatniej prostej do obrony swojej pracy.
Brunetka od przeszło kilku lat jeździła po krajach Europejskich korzystając z kształcenia i wymian zagranicznych prestiżowych uczelni, których stawała się także sponsorką. Jako młoda i niewinna studentka, nie mogła być bardziej niewinna, gdy w tym czasie wykonywała swoją prawdziwą misję. Infiltracja świata zajmie trochę czasu, jednak co znaczy czas dla Głowy Demona. Poznanie z tym z czym przyjdzie jej walczyć jest jej światową misją. Oraz poznawanie brudnych sekretów poszczególnych państw, by w przyszłości mieć z tego odpowiednie korzyści. Był też dodatkowy powód czemu krążyła po świecie zamiast wrócić chodź na dłuższą chwilę do rodzinnego gniazda. Bruce Wayne... Jej agencji donieśli się, że obecnie przebywa na terenie zachodniej Europy i istniało 90 % prawdopodobieństwo, że był widziany na terenie Francji, bądź Hiszpanii. Postanowiła na początek sprawdzić Francję, jeśli nie znajdzie tu ostatecznie jego żadnych śladów, to wtedy zmieni swój kierunek. Obecnie jest tu już czwarty miesiąc bezskutecznie, dzieląc swój czas pomiędzy obowiązki oraz romans z tym dziwnym amerykanem, który wciąż się upiera i rozmawia z nią po francusku mimo, ze oboje potrafili by się równie dobrze porozumieć po angielsku. Jednak nie przeszkadzało jej to szczególnie, zwłaszcza, gdy w nocy oddawali się innym miłym akcentom ich związku. Mimo tego, ze wydawało się, że pomiędzy nimi jest dość dobrze, to ostatnio chłopak wydawał się być jeszcze bardziej niedostępny niż zazwyczaj.
- Cieszę się twoim szczęściem. Na pewno osiągniesz wielką karierę moja droga.
Jego dotyk był jeszcze bardziej czuły niż zazwyczaj, jednak nie czuła tej samej adrenaliny co na samym początku ich relacji. Co prawda byli kochankami jak i zaraz parą dla wszystkich wokół, jednak to była o wiele bardziej skomplikowana relacja.
- Po co mi ona... Skoro nie będę miała z kim dzielić się z sukcesami z niej.
Talia od początku postawiła sprawę chłopakowi jasno, że po skończeniu roku wyjedzie zapewne z kraju wracając do swoich rodzinnych stron i mało możliwy jest powrót jej ponowny. I to od niego będzie zależeć jak potoczy się ich dalsza relacja.
- Nie rozmawiajmy o tym teraz. Po prostu chodźmy spać. Jestem zmęczony.
- Mam lepszy pomysł... Ukochany.
Odruchowo pochyliła się przymocowując go swoim ciałem do łóżka. Rozpoczęła grę wstępną a on się jej podjął jak zwykle.
Dwa dni później...
Talia jechała taksówkę do centrum, gdy rozbrzmiał jej telefon. Od razu rozpoznała znajomą melodię z jej ukrytego połączenia. Odbierając z chwilowym opóźnieniem, zmieniła swój język rozmowy na arabski.
- Macie coś nowego? Mój czas jest cenny.
- Mamy obiecujący trop. Na wiadomość tekstową powinnaś pani dostać adres. On tam jest.
Nie było jej więcej trzeba. Szybko zerknęła na kierunek wskazany w wiadomości:
109 Bd Saint-Germain, 75006 Paris
Odruchowo zmieniła kierunek swojej trasy chcąc, by taksówkarz zawiózł ją konkretnie pod rekordy jej przesłane. Znalazła się w dość dobrze znanej jej dzielnicy. I pomyśleć, że przechodziła obok tego adresu tak wiele razy. A teraz jej zemsta miała się dokonać. Jeśli w środku naprawdę znajdzie tą osobę... jej misja w końcu w części się wypełni. Nie mając żadnego oporu weszła do środka kamienicy, łamiąc skutecznie kody bezpieczeństwa, które były dziecinne do obejścia. Nie zamierzała od razu zdradzać się swojemu wrogowi kim była i atakować go. O nie... Najlepszy jest moment ataku, gdy ten się go najmniej spodziewa i kiedy może czuć cały ból przewidziany dla jego osoby. Dość szybko wymyśliła na poczekaniu wymówkę, by zapukać do drzwi. Jednak nie była przygotowana na to, co zobaczyła za nimi, gdyznajoma sylwetka pojawiła się w ich framudze.
Jego imię automatycznie wypłynęło z jej ust.
- Bruno...
- Dalia? Skąd masz mój adres?
Zszokowana nie mogła myśleć logicznie. Nie patrząc, że będzie to mocno podejrzane odwróciła się i wybiegła ze środka biegnąc przed siebie. Nie zdawała sobie sprawy jak w danej chwili poczuła się oszukana, zdradzona i wręcz... rozdwojona w uczuciach. Ona, Głowa Demona dała się tak łatwo oszukać i wejść do leża smoka. Na prawdę los chciał, by się poparzyła trafiając na jedynego mężczyznę, który był jej godzień, w postaci tego osobnika. Wróciła autobusem do swojego wynajmowanego pokoju, wyjmując swoje wszystkie badania na temat syna Gotham. Gdy porównywała wszystkie tropy z tym czego przed chwilą była świadkiem, wszystko stawało się jasne. Była zaślepiona i dała się łatwo omamić. Czy on wiedział kim była i dlatego był taki oszczędny w całkowitym wyrażaniu namiętności, która ewidentnie pomiędzy nimi była? Nie!!!! Przeklinała dzień w którym go poznała... Moment, w którym ten mężczyzna sprawił, że poczuła się po raz pierwszy kobietą we własnym ciele. Jego uśmiech, który gotował jej młode serce.
- Bądź przeklęty Brucie Wayne!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top