Rozdział 1 ✓
Stoję właśnie na lotnisku w jednym z największych metropolii w naszym kraju. Po nudnych i na szczęście przespanych godzinach lotu nareszcie jestem w Nowym Jorku, gdzie chce wreszcie zacząć nowe życie. Idąc z czarną walizką w stronę głównego wyjścia jedna myśl nie potrafi dać mi spokoju. Ucieczka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, ale czuję całą sobą, że inaczej nie mogłam postąpić. Ciągle myślę o moim ojcu i jego kłamstwach. Jak on mógł zataić tak ważne informacje na temat mojej rodzicielki. Jako ich córka powinnam wszystko o niej wiedzieć. Dlaczego nam tego nie przekazał? Może tylko ja nie wiedziałam a Lucas znał całą prawdę.
Stanęłam przed wyjściem rozglądając się na boki po czym parę metrów ode mnie zauważyłam taksówkę. Ruszyłam w jej stronę pytając kierowcę czy mógłby mnie zawieść do hotelu, w którym zarezerwowałam sobie pobyt na najbliższe dni. Całą klasę maturalną pracowałam jako kelnerka w jednej z wielu kawiarni w Madison. Po szkole przychodziłam tam zawsze się uczyć, dlatego gdy mój kochany tatuś stracił dofinansowanie do projektu z biotechnologii i zostaliśmy bez pieniędzy zatrudniłam się tam by choć trochę mu pomóc. Lucas wyjechał parę lat temu na studia i słuch o nim zaginął. Co jakiś czas na różnych portalach widzę jego zdjęcia z kumplami lub jakimiś laskami. Ukochany synek tatusia ma go głęboko w dupie ale to ja jestem tą najgorsza jak zawsze zresztą. Niektórzy mogliby się zastanawiać jak mogłam być taką egoistką i wyjechać porzucając ojca, który teraz mnie potrzebuje i znajomych? Otóż nie miałam za wielu "przyjaciół", że tak ich nazwę lecz każdy z nich wiedział o mojej aktualnej sytuacji i nie komentował tego. Tak po prostu jak skończyły się pieniądze mieli mnie głęboko w nosie i przestali się przejmować. A z ojcem nie chce po prostu rozmawiać. Nie mając siły na dalsze rozmyślania utkwiłam wzrok w szybę samochodu. Nie widząc nic ciekawego w krajobrazie miejskiej dżungli wyjęłam telefon z tylnej kieszeni moich czarnych spodni. Zegarek wskazywał godzinę osiemnastą i póki co parę nieodebranych połączeń z dziwnych numerów. Postanowiłam wyłączyć telefon by nie martwić się na razie tym wszystkim i ułożyłam wygodnie głowę. Chyba zasnęłam, bo gdy otworzyłam oczy byliśmy już na miejscu. Gruby i dość nie miły taksówkarz wyjmował moja walizkę z bagażnika. Zapłaciłam mu należność życząc miłej nocy i ruszyłam do środka. Tą noc jak wiele innych spędzę tutaj. Byłam już prawie przy ladzie czym wzbudziłam zainteresowanie recepcjonistki jednak poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon zauważając od razu, że jednak go nie wyłączyłam i spojrzałam na wyświetlacz. Bardzo się zdziwiłam, gdy na nim widniał numer mojego brata. Ostatni raz rozmawialiśmy z sześć lat temu i to bardzo krótko. Trochę się wystraszyłam i nerwowo zaczęłam przeczesywać palcami moje długie, ciemne włosy. Zdecydowałam się odebrać z ciekawości czego się dowiem.
- Halo. - W słuchawce usłyszałam rozweselony głos mojego „ukochanego" braciszka.
- Lukas? Pierwszy raz to ty do mnie dzwonisz. - Powiedziałam na wstępie przegryzając dolną wargę.
- Po pierwsze przepraszam, miałem dużo spraw do pozałatwiania. Wiesz studia, praca i egzaminy. Po drugie dzwonię do Ciebie aby prawie, że osobiście zaprosić Cię na mój ślub za pół roku. Oczywiście zaproszenie przyjdzie do domu dla taty i Ciebie za jakiś czas ale wolałem was już poinformować. - Oznajmił.
Kurcze. Jak ja mam mu powiedzieć, że właśnie uciekłam z domu? Od razu zadzwoni do ojca i mu powie. Zawsze mu się podlizywał cokolwiek by nie zrobiła. A nasz "tatuś" będzie kazał mi wracać do domu pierwszym samolotem. Nie, nie wrócę dopóki nie dowiem się co tak naprawdę stało się w dniu moich urodzin.
- Jasne, pewnie będziemy, wiesz nie musisz fatygować się z tym zaproszeniem, wystarczy, że mi powiedziałeś. A teraz muszę już kończyć. Spieszę się. - Nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Akurat teraz musiał się żenić. Nawet nie wiem z kim, bo po co powiedzieć siostrze. Po tak długim czasie dzwoni do mnie i jakby nigdy nic zaprasza mnie na swój ślub. Ta rodzina jest nienormalna.
Szybko załatwiłam formalności związane z przenocowaniem dzięki wcześniejszej rezerwacji. Mój nowy, że tak powiem pokój miał numer 3645 numer. Zaskoczył mnie ten fakt, bo jakby nie patrzeć hotel z zewnątrz wydaje się taki mały. Razem z kluczem ruszyłam do windy i wjechałam na trzecie piętro udając się pod dany numer. Wchodząc do środka nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Moim oczom ukazał się przepiękny, choć nie duży apartament. Beżowe ściany, ciemne niemal czarne meble takie jak komoda, trzydrzwiowa szafa z dużym lustrem i duże łózko, na którym od razu się położyłam. Było niesamowicie wygodne a materac układał się do moich potrzeb.
Chwile odpoczęłam po czym stwierdziłam, że czas się odświeżyć po podróży. Ruszyłam więc do swojej walizki po czystą bieliznę i piżamę po czym poszłam do łazienki. Opadła mi szczęka do podłogi na widok jacuzzi, z którego od razu postanowiłam skorzystać. Po odrobinie relaksu i wykonaniu też innych czynności położyłam się na łóżko. Sen nie chciał przyjść tak szybko jak mi się wydawało. Włączyłam więc telewizor i ułożyłam się w wygodnej pozycji do oglądania. Leciał jakiś nudny meksykański serial. Po kwadransie poczułam jak moje powieki robią się ciężkie i w mgnieniu oka odpłynęłam do Krainy Morfeusza.
Następnego dnia
Wstałam wypoczęta i pełna energii na dzisiejszy dzień, który zapowiadał się ciekawie. Za oknami miło świeciło słońce przez co moje samopoczucie wzrosło do maksimum. Po porannej toalecie ubrałam szare leginsy, czarną bluzę z szarym napisem JACK DANIELS i białe trampki. Podkreśliłam swoje oczy tuszem do rzęs i usta różową pomadką o smaku malin i zeszłam na dół. Na recepcji spotkałam różnych innych gości hotelu ubranych bardzo elegancko i luźnie tak jak ja. Miła starsza pani, która siedziała za biurkiem życzyła mi miłego dnia na co się szczerze uśmiechnęłam. Ze świetnym humorem opuściłam hotel i przy pomocy GPS-a skierowałam się w stronę centrum. Im dłużej szłam wydawało mi się, że pogoda się zaczęła psuć. Nagle zrobiło się pochmurno jakby zaraz miał spaść deszcz, mimo to nie przejmowałam się tym. Po drodze dostrzegłam na rogu kawiarnie, weszłam do środka i zamówiłam kanapkę z rukolą, białym twarożkiem i pomidorkami koktajlowymi a do tego kawę latte wzmocnioną espresso z bitą śmietaną dla smaku. Na stoliku przy którym usiadłam widziałam dzisiejszą prasę. Wzięłam więc pierwszą gazetę z góry i zaczęłam przeglądać ogłoszenia do pracy. Czytanie przerwała mi młoda kelnerka, która przyniosła moje zamówienie. W spokoju zjadłam i postanowiłam podejść i zamówić jeszcze jedną kawę na mój dalszy spacer. Po chwili i ona była już gotowa. Jak na złość nie mogłam dobrze założyć wieczka od kubka. Gdy stwierdziłam, że się to w miarę udało ruszyłam w stronę drzwi. Będąc już coraz bliżej one się nagle otworzyły i moja kawa wylądowała na białej koszuli naprawdę przystojnego mężczyzny.
- Masz ty kurwa oczy? Jak chodzisz debilko? - Podniosłam wzrok na jego lazurowe oczy.
- Bardzo przepraszam. - Zaczęłam. - Miałam problem z wieczkiem od kubka i nie zauważyłam jak pan wchodził. - Opuściłam głowę w dół zawstydzona. Moje policzki piekły mnie żywym ogniem i ni jak nie mogłam spojrzeć w oczy temu mężczyźnie. Było mi głupio i przykro, że przez mnie musiał teraz chodzić z wielką plama po mojej kawie.
- Nie interesuje mnie to. Jestem spóźniony na ważne spotkanie, a teraz już się chyba w ogóle na nim nie pojawię dzięki Tobie. - Krzyknął puszczając bezradnie koszulkę. - Jak można do cholery nie zauważyć idącego człowieka? - Wydarł się głośniej czym zwrócił uwagę innych gości kawiarni.
- Kim Ty do kurwy nędzy jesteś, że na mnie krzyczysz i mówisz do mnie na "ty"? - Zapytałam zdenerwowana a wcześniejsze wyrzuty odeszły w niepamięć. Nikt nie ma prawa krzyczeć na drugiego człowieka. Spojrzał na mnie niedowierzająco jakby to, że go nie znam było czymś złym.
- Ja jestem Evan Harrison, prezes korporacji Evan&James. - Wyprostował się i wypiął dumnie swoją pierś. Kolejny raz tego dnia na mojej twarzy zapalił się ogień a kolana przestały radzić sobie z grawitacja.
O kurwa...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top